środa, 19 kwietnia 2017

Wyjaśnienia

2 komentarze:

Ta informacja jest dla tych, którzy odwiedzają tego bloga i nie znajdują na nim kolejnego rozdziału.  Niestety nowej notki w tym tygodniu na pewno nie będzie, ponieważ padł mi dysk w komputerze. Straciłem wszystko, nie tylko wszystkie napisane rozdziały, ale również inne ważne dokumenty, co sprawiło, że " odrobinę " się zdenerwowałem 😔 Planuje zakup nowego dysku dopiero w przyszłym tygodniu, więc kolejny rozdział być może pojawi się za tydzień. Niczego jednak nie obiecuje, bo wiadomo, że plany mają to do siebie, iż zazwyczaj szlag je trafia. Tak czy siak przepraszam za to i mam nadzieję, że będziecie wyrozumiali oraz cierpliwi. Na pewno nie porzuciłem opowiadania, wrócę do niego jak tylko przywrócę mój komputer do życia. Trzymajcie się i jeszcze raz proszę o cierpliwość.

PS. Piszę tego posta na telefonie, a to istna katorga, więc wybaczcie ewentualne błędy :)

niedziela, 9 kwietnia 2017

Rozdział 19 " Koniec poszukiwań "

Brak komentarzy:


  Draco Malfoy kończył wkładać swoją szkolną szatę. Poprawił jeszcze włosy oraz nie czekając na Blaise'a wyszedł z dormitorium. Był wściekły na swojego przyjaciela za wczorajsze wydarzenia. Co prawda słyszał, że Zabini odgrażał się, iż dokona na Potterze zemsty za to, że przez chłopaka jego ojciec trafił do Azkabanu, ale blondyn uznawał to tylko za zwyczajne gadanie. Nie spodziewał się, iż Zabini przejdzie od słów do czynów. Nawet na wczorajszej kolacji nie przyszło mu do głowy, że przyjaciel tak postąpi. Rozmawiając wczoraj z Potterem chciał go jedynie przestraszyć i wydusić z niego powód, dla którego Gryfon usiadł przy stole Ślizgonów. Co prawda Draco też był wściekły na Harry'ego za oskarżenia pod adresem Lucjusza, ale nigdy nie posunąłby się do czegoś takiego. Zdawał sobie sprawę, że teraz on i Potter będą wobec siebie jeszcze bardziej wrodzy. Zastanawiał się również jak w tej sytuacji będą wyglądały lekcje Obrony. Zamyślony nie zauważył Blaise'a, który dogonił go w drodze na śniadanie.

- Dlaczego mnie nie obudziłeś? - zapytał Zabini z wyrzutem.
- Zapomniałem – krótko odparł Malfoy.
- Co ci jest? - zapytał chłopak słysząc dziwną nutę w głosie Malfoya.
- A jak myślisz? - warknął blondyn, spoglądając na niego. - Wczoraj po prostu przegiąłeś. Jak mogłeś być takim kretynem, żeby napadać na Pottera?
- Bronisz go? - zapytał Blaise. - Dobrze wiesz, że na to zasłużył.
- Nie bronię go - zaprotestował Malfoy. - Po prostu nie mam zamiaru mieć przez ciebie kłopotów. Przecież cała szkoła widziała wczoraj jak z nim gadałem.
- Ale Carter złapał tylko mnie i chłopaków – odparł z kwaśną miną Blaise. - Ciebie nie widział, więc nie masz o co się martwić.
- Nie rozumiesz idioto? - warknął Draco. - Wcale nie musiałem tam być. Wczoraj powiedziałem Potterowi, że tylko moje słowo powstrzymuje was przed spuszczeniem mu manta. Potter na pewno pomyślał, że to ja was na niego napuściłem.
- Nie przejmuj się tak – wzruszył ramionami Blaise.
- Pożałujesz, jak będę miał przez ciebie kłopoty – ostrzegł Draco.

  Chłopcy weszli do Wielkiej Sali. Draco wychwycił wzrok Harry'ego, który patrzył na niego ze złością w oczach. Ręce zacisnął w pięści, a mięśnie jego twarzy napięły się. Po chwili Hermiona Granger szepnęła coś przyjacielowi do ucha i Gryfon zaczął się uspokajać, lecz nadal nie spuszczał wzroku z Malfoya. Blondyn westchnął i skierował się do stołu Slytherinu, w duchu przeklinając głupotę Blaise'a Zabiniego.

***

  Jak tylko Malfoy wszedł do Wielkiej Sali Harry poczuł, że krew gotuje mu się w żyłach. W duchu obmyślał plan zemsty na Ślizgonach za wydarzenia wczorajszej nocy. Wiedział, że mu tego nie daruje. Jeszcze nie miał pojęcia w jaki sposób odegra się na Ślizgonach, ale postanowił wykorzystać pierwszą lepszą okazję. Na lekcji Obrony czuć było napiętą atmosferę pomiędzy tą dwójką. Nawet Rosalie musiała wyczuć, że coś się święci, bo tym razem powstrzymywała się od głupich komentarzy pod adresem Harry'ego. Profesor Carter znowu kazał im ćwiczyć zaklęcie zamrażające, równocześnie zapowiadając, że pod koniec lekcji zrobi z niego sprawdzian. Harry nie miał z nim żadnych trudności, podobnie jak Rosalie. Malfoy także radził sobie jako tako, ale Zachariasz kompletnie nie miał pojęcia jak się do tego zabrać. Nie dość, że jego zaklęcie nie przynosiło żadnego skutku, to jeszcze błędnie wypowiadał formułę. Harry i Rosalie próbowali mu pomóc, ale dumny Puchon odparł, że sam sobie poradzi. Na koniec lekcji wszyscy uczniowie podchodzili pojedynczo do profesora i rzucali zaklęcie. Harry rzucił je perfekcyjnie, a Carter pokiwał głową z uśmiechem. Rosalie również nie miała kłopotów, nawet Draco sobie poradził. Hermiona jako jedyna ze swojej grupy była w stanie poprawnie zrobić zadanie. Pozostali członkowie jej drużyny nie sprostali oczekiwaniom profesora. W końcu na środek wyszedł Zachariasz. Kiedy rzucił zaklęcie okazało się, że nie tylko nie zamroził wody w szklance, lecz jeszcze bardziej ją napełnił. Puchon usiadł pod morderczym wzrokiem Harry'ego, Rosalie i Malfoya. Kiedy sprawdzian dobiegł końca, Carter przemówił:

- Niektórzy z was poprawnie nauczyli się zaklęcia – zaczął, patrząc na Hermionę, Harry'ego i Rosalie. - Inni mieli małe trudności, ale jakoś udało im się wybrnąć – jego wzrok spoczął na Malfoyu, Ronie i innych uczniach. - Jeszcze inni w ogóle się tego nie nauczyli – Zachariasz i kilku innych skrzywili się. - Niektórym osobom mógłbym postawić nawet ocenę Wybitną, ale nie było nawet jednej grupy, w której każdy członek umiałby to zaklęcie. Pamiętacie, co mówiłem wam na pierwszej lekcji, prawda? Wszyscy albo nikt. Przykro mi to mówić, ale cała klasa nie zaliczyła sprawdzianu.

  Po sali rozległy się oburzone głosy. Hermiona siedziała z otwartą buzią i szeroko otwartymi oczami. Jeszcze nigdy nie zdarzyło jej się, by czegoś nie zaliczyła, więc minęła dłuższa chwila zanim dotarło do niej to, co powiedział nauczyciel. Carter tymczasem poczekał, aż krzyki ucichną i kontynuował:

- Tylko wy jesteście winni tej sytuacji. Wasz upór jest doprawdy zaskakujący. Panie Weasley – zwrócił się nagle do Rona. - Dobrze pan sobie radził z zaklęciem, ale widział pan, że jeden z członków pańskiej drużyny ma z nim kłopot. Zamiast po prostu pomóc koledze, pan wolał się z niego śmiać. Gdyby wyciągnął pan pomocną dłoń, być może teraz mielibyście pozytywną ocenę. Panie Smith – Zachariasz przeniósł na niego wzrok. - Pan Potter i panna Paterson chcieli panu pomóc, ale duma nie pozwoliła panu się zgodzić. Przez takie zachowanie zaszkodził pan nie tylko sobie, ale również pozostałej trójce, która poprawnie rzuciła zaklęcie. A teraz patrzą na pana morderczym wzrokiem i mają do tego pełne prawo. Radzę zmienić swoje postępowanie.

  Carter przerwał, aby zaczerpnąć tchu i kontynuował:

- Powtórzę jeszcze raz. Na tych zajęciach nie istnieją żadne wewnętrzne podziały, rozumiecie? Czy tego chcecie, czy nie, będziecie musieli ze sobą współpracować, ponieważ tylko tak zaliczycie ten przedmiot. Nieco później będziemy robić ćwiczenia, w których jedynie praca zespołowa może zapewnić wam sukces. W pojedynkę nie będziecie mieli żadnych szans. Radze wam to przemyśleć – Carter rozejrzał się po uczniach i ciągnął. - Jako, że jestem litościwym człowiekiem dam wam jeszcze jedną szansę. Uznam, że dzisiejszy sprawdzian był jedynie powtórzeniem. Za tydzień każdy z was podejdzie do niego jeszcze raz, tym razem już na ocenę. Skorzystajcie z tej szansy. Możecie iść.

 Uczniowie zaczęli zbierać się do wyjścia. Harry usłyszał jeszcze głos Cartera:

- Harry zostań na chwilkę.

 Gdy klasa opustoszała profesor Carter stanął naprzeciw Harry'ego i zapytał:

- Jak się czujesz?
- Dobrze dziękuje – odparł Harry.
- Przejdę od razu do rzeczy – ciągnął Carter. - Zapytałeś mnie wczoraj, czy to ja tak zniszczyłem klasę, pamiętasz? Prawda jest taka, że kiedy przybyłem na miejsce, klasa już była w takim stanie. Te zniszczenia to twoje dzieło, mój drogi.
- Ale jak to? - Potter otworzył szeroko oczy. - Nic nie pamiętam.
- Masz w sobie wielką moc. Wczorajszy wieczór jest tego dowodem. Przypuszczam, że jesteś wybrańcem jednego z Pierwotnych.
- Wie pan o nich? - zdziwił się Harry.
- Oczywiście, a po twojej minie wnioskuje, że ty także o nich wiesz. Nie zdziwiła cię też wzmianka o wielkiej mocy. Czy spotkałeś już Pierwotnego?
- Tak – odparł Harry. - Rozmawiałem z Ejnarem dzień przed przyjazdem do Hogwartu.
- Ejnar – mruknął Carter. - Więc wytłumaczył ci już, że jesteś jego Wybrańcem, prawda? Świetnie, w takim razie nie muszę ci tego opowiadać. Wracając do twojej mocy. To jej wczorajszy wybuch był powodem tego pobojowiska. Przypuszczam, że zadziałały tu emocje. Nie umiesz kontrolować swojej magii, wiec naturalne jest to, iż wymyka ci się ona spod kontroli. Można ją porównać do beczki prochu, a twój wczorajszy gniew był iskrą, która spowodowała wybuch. Na szczęście przybyłem w samą porę, by to stłumić. Chcę tylko żebyś wiedział, że to nie był ostatni raz. Będzie się to powtarzało coraz częściej. Jednakże wczoraj nie skończyło się tylko na zdemolowaniu klasy. Chciałeś również pozbawić życia pana Zabiniego. Na pewno nie działałeś świadomie, ale ten fakt mocno mnie zaniepokoił. Przypuszczam, że ma to jakiś związek z Voldemortem, ale nie jestem pewny. W każdym razie chce cię ostrzec, byś w miarę możliwości starał się unikać sytuacji, które mogą bardzo cię rozzłościć. Jeżeli moc przejmie nad tobą kontrole, może się zdarzyć, iż będziesz chciał zadać ból nie tylko swoim wrogom.
- Co pan ma na myśli? - zapytał słabo Harry.
- Sam mówiłeś, że niczego nie pamiętasz. W tym stanie nie jesteś w stanie odróżnić przyjaciela od wroga. Możesz skrzywdzić kogoś na kim ci zależy.
- Może mi pan pomóc to kontrolować?
- Sam musisz sobie poradzić – odparł Carter. - Musisz nauczyć się panować nad gniewem. Znaleźć coś, co cię uspokaja i tłumić swoje emocje. Jeżeli nie będziesz wściekły, to nie doprowadzisz do takiej sytuacji, jak wczorajsza. To nie jest łatwe Harry, ale wierzę, że sobie poradzisz. Poza tym, kiedy już znajdziesz się w siedzibie Salamandry, tamtejsi nauczyciele pomogą ci się uporać z tłumieniem emocji. Na razie powinieneś znaleźć jakiś środek zastępczy.
- Skąd pan wie o Salamandrze? - zapytał Harry.
- Słyszałem pogłoski – odparł profesor. - Poza tym, ci którzy interesują się historią magii wiedzą, że Salamandra to organizacja stworzona przez Ejnara. A skoro jesteś jego wybrańcem, to logiczny jest fakt, iż to tam chce cię zabrać.
- Dużo pan wie o tych wybuchach.
- Mam małe doświadczenie w tych sprawach.
- W takim razie dziękuje za informacje - powiedział Harry.
- Dasz sobie z tym radę – zapewnił go. - A teraz zmykaj na lekcje. Staraj się znaleźć coś, co będzie tłumiło twój gniew. Coś relaksującego. Życzę ci powodzenia.

  Harry wyszedł z gabinetu. Na szczęście zdążył dojść do klasy transmutacji nim zabrzmiał dzwonek, więc nie został ukarany szlabanem. McGonagall przygotowała im test sprawdzający ich wiedzę z czterech ostatnich lat. Pod koniec lekcji jedynie Hermionie udało się wykonać wszystkie zadania. Nauczycielka była na skraju załamania i powiedziała, że będzie od nich jeszcze więcej wymagać, ponieważ wcale się nie uczą. Wszystkie lekcje minęły Harry'emu całkiem spokojnie. Po obiedzie Wybraniec udał się na błonia z zamiarem odwiedzenia Hagrida, lecz drogę zagrodziła mu Rosalie. Spojrzał na nią wrogo, ale dziewczyna nic sobie z tego nie robiła. Zamiast tego powiedziała:

- Słuchaj Potter, musimy coś zrobić z Zachariaszem.
- A co mamy z nim zrobić? - zapytał.
- Musimy nauczyć go tego cholernego zaklęcia. Nie mam zamiaru przez niego nie zdać z Obrony.
- Myślałem, że mnie nie cierpisz, a teraz chcesz bym ci pomógł? - zapytał Harry. - Radź sobie sama.
- Nie zachowuj się jak dziecko, Potter! – warknęła Krukonka. - Myślisz, że jestem szczęśliwa, iż muszę o to prosić ciebie? Zostaje mi jeszcze Malfoy, więc wybrałam mniejsze zło. To jak, pomożesz?
- Dobra – westchnął Harry. - Przyprowadź go do biblioteki za godzinę.

  Rosalie kiwnęła głową i odeszła. Harry chciał kontynuować wędrówkę, ale drogę zagrodził mu jego brat. Starszy Potter uśmiechnął się do niego i zapytał:

- Jak pierwsze dni w szkole?
- Koszmarnie – odparł Harry. - Carter wymaga od nas niemożliwego i mam na pieńku z większością Ślizgonów. Lepiej być nie może.
- Słyszałem o twojej wczorajszej przygodzie – powiedział chłopak. - Słyszałem również, że całkiem nieźle sobie poradziłeś.
- Oprócz tego, że prawie ich nie pozabijałem to masz rację. Dzisiaj Carter urządził mi pogadankę o tym co się stało.
- Carter to najmądrzejszy facet jakiego znam – oświadczył Connor. - Nie będę wnikał, co ci powiedział, ale słuchaj jego rad. Wie co robi.
- Jak się czujesz w roli ochroniarza? - Harry zmienił temat.
- Nie jest tak źle – odparł Connor. - Ten zamek jest naprawdę wspaniały. Pełno tu najróżniejszych zakamarków z niezwykle interesującymi rzeczami. Jest też na czym oko zawiesić – dodał i obejrzał się za Puchonką, która właśnie wyszła z sali.
- Czyżbyś miał kogoś na oku? - zapytał Harry ze złośliwym uśmiechem.
- Skąd! – zaprzeczył szybko Connor. „Zbyt szybko„ pomyślał Harry. - Nie mam czasu na dziewczyny.
- Kłamiesz – rzucił bezczelnie Harry i wyszczerzył się. - Która to?
- Żadna – starszy Potter szedł w zaparte. - A zresztą, co ty mnie tak ciągniesz za język? To ja jestem starszy, więc to ja powinienem cię pytać o sprawy sercowe.
- Zapomnij – odparł Harry. - Nie będę ci się zwierzał.
- Po twojej minie wnioskuję, że ty także masz kogoś na oku.
- Nieprawda – oburzył się Harry, ale zaraz zmarszczył brwi. - Zaraz, co miało znaczyć „ty też masz kogoś na oku”? Ha! - dodał Harry, gdy go olśniło. - Czyli miałem rację! Spodobał ci się ktoś.
  Connor zaczął unikać wzroku Harry'ego, co utwierdziło Wybrańca w tym, że miał rację. Wiedział jednak, że niczego się nie dowie, więc nie próbował drążyć tematu. Zamiast tego powiedział tylko:

- No to życzę ci powodzenia. Tylko lepiej się pośpiesz, żeby nikt nie sprzątnął ci sprzed nosa tej nieznajomej.
- Problem w tym, że ktoś mi już ją sprzątnął sprzed nosa – odparł smętnym głosem chłopak, lecz zaraz się zreflektował. - No cóż mówi się trudno. Jakoś sobie poradzę. Wydaje mi się, że gdzieś szedłeś, a ja cię zatrzymałem.
- Drobiazg – machnął ręką Harry. - Wybierałem się do Hagrida, ale widzę, że właśnie wchodzi do zamku. Tak więc to już nieaktualne.
- Ja też mam chwilę wolnego czasu, więc może porobimy coś we dwójkę?
- Co takiego?
- Spacer? - zaproponował chłopak, a kiedy Harry uniósł brwi roześmiał się. - No chodź, mam coś co umili nam popołudnie.
   Chłopcy wyszli z zamku i zaczęli spacerować po błoniach. Rozmawiali na nic nieznaczące tematy. Usiedli pod wielkim dębem rosnącym przy jeziorze i przez dobrą chwilę patrzyli w dal. W końcu Connor wyjął z wewnętrznej kieszeni płaszcza dwie butelki mugolskiego piwa. Wręczył jedną Harry'emu i obydwoje skosztowali płynu. W końcu starszy chłopak się odezwał:

- Lupin mi opowiadał, jak Syriusz i ojciec uciekali z zajęć i w tym samym miejscu robili to, co my teraz. Kto by pomyślał, że James Potter i Syriusz Black pili mugolski alkohol na terenie szkoły.
- Zawsze byli stuknięci – odparł Harry. - W pozytywnym sensie.
- Ładnie tu co? - zapytał Connor, patrząc w dal. - Człowiek ma wrażenie, że jest w innym świecie, w którym nie ma tego całego szaleństwa.
   Harry nie musiał nawet pytać co jego towarzysz ma na myśli. Wiedział, że chodzi o Voldemorta i śmierciożerców.

- Ciekawe co on planuje – zaczął Wybraniec. - Od czasu ataku na Pokątnej siedzi cicho.
- Czymkolwiek się zajmuje, na pewno prędzej czy później nam się pochwali – odparł starszy Potter.
- Mogę cię o coś zapytać?
- Pewnie – odparł Connor biorąc łyk piwa.
- Skąd wiedziałeś o przepowiedni? Nie mówiłem o niej ani tobie, ani Cassie.
- Kiedy Dumbledore oddał mnie pod opiekę Hirohiko powiedział mu z jakiego powodu nasi rodzice zginęli. Kiedyś podsłuchałem jak rozmawiał o tym z Radą Cieni. Ot i cała tajemnica.
- Niech Trelawney będzie przeklęta, że ją wygłosiła.
- Jak sobie z tym radzisz?
- Jest cholernie ciężko – odparł Potter. - Kompletnie nie wiem jak mam pokonać Voldemorta. Spędzam więcej czasu w bibliotece i mam zamiar uczyć się kilku zaklęć, ale to może nie wystarczyć. On jest zawsze o krok przede mną.
- Wszystko się ułoży zobaczysz – Connor poklepał go po plecach. - Zawsze możesz liczyć na moją pomoc.
   Harry już chciał mu powiedzieć, że szuka drogi do siedziby Salamandry, ale w porę ugryzł się w język. Z jakiegoś powodu nie chciał z nikim dzielić się tym sekretem. Czuł, że im mniej osób o tym wie, tym lepiej. Dlatego jak najszybciej zmienił temat:

- Miałeś jakieś wieści od Cassie?
- Jakieś tak – Connor pokiwał głową. - Przysyła czasem krótkie listy, ale to wszystko. A ty?
- U mnie podobnie – przyznał Harry. - Ale mam wrażenie, że ona coś planuje.
- Czemu tak myślisz?
- Ostatnio napisała mi, że niedługo się zobaczymy. Mam wrażenie, że chce jakoś dostać się do Hogwartu.
- No cóż, nasza mała Cassie na pewno potrafi zaskakiwać – roześmiał się Connor. - Kto wie? Może faktycznie coś wymyśliła.
- Oby, strasznie tu bez niej nudno. - powiedział Harry.
- Dzięki – parsknął brat. - Czyli twierdzisz, że jestem nudziarzem?
- Nie o to mi chodziło – pośpieszył z wyjaśnieniem Harry. - Ale ty, no wiesz, cały czas jesteś na patrolu albo poza zamkiem. Cud, że w ogóle teraz rozmawiamy.
- Wiem młody – starszy Potter poczochrał Wybrańca po włosach. - Zgrywam się.
   Obaj znów spojrzeli przed siebie. Po drugiej stronie jeziora spacerowała jakaś para, trzymając się za ręce. Chłopak mówił coś do swojej towarzyszki, a ona kiwała głową w odpowiedzi. Po chwili Harry uświadomił sobie, że to Grace oraz jej chłopak Malcolm. Już wczoraj na kolacji Wybraniec zorientował się, że tylko Malcolm traktuje ich relację jako związek. Grace na pewno nie zachowywała się jak dziewczyna na randce. Przeciwnie, sprawiała wrażenie, że idzie z Malcolmem wbrew sobie. Na pytania chłopaka odpowiadała krótkimi zdaniami, a gdy ten chciał ją pocałować odsunęła głowę w bok. Harry nie miał zamiaru wtrącać się w sprawy sercowe innych, ale podejrzewał, że dziewczyna nie jest ani trochę szczęśliwa z chłopakiem. Zwrócił się do Connora:

- Ta Riley jest jakaś dziwna. Nie zachowuje się jak typowa Ślizgonka. Wczoraj widziałem jak wskazywała drogę do klasy jakiemuś pierwszorocznemu Gryfonowi. Inni Ślizgoni zmieszaliby go z błotem, a ona bez wahania mu pomogła. Co więcej, wczoraj na kolacji normalnie ze mną rozmawiała. A ten Malcolm to prawdziwy skurwiel. Myśli, że jak jego starzy mają pieniądze to jest panem świata. Nie rozumiem jak taka miła dziewczyna może zadawać się z kimś takim jak on. A ty co o tym myślisz?
- Nie wiem – odpowiedział Connor. - Miłość nie wybiera.
   Harry zmarszczył brwi i spojrzał na brata. Coś w jego głosie uległo zmianie. Ze zdziwieniem zauważył jak w wesołych oczach Connora gościł teraz smutek i coś jakby... Żal? Patrzył na parę po drugiej stronie jeziora z kamienną twarzą. Nie wiedział, co było przyczyną zmiany jego nastroju. Aż nagle pewna myśl uderzyła Harry'ego jak obuch. Przypomniał sobie rozmowę z Connorem, którą przeprowadził niecałą godzinę temu w Wielkiej Sali. Chłopak mówił, że ktoś mu się podoba, a na żart Harry'ego o sprzątnięciu mu tej osoby sprzed nosa przez kogoś innego starszy Potter odpowiedział, iż to już się stało. Wcześniej tego nie zauważył, ale teraz widział w pamięci jak po tych słowach chłopak kątem oka zerknął na stół Ślizgonów. Harry'ego nawiedziło również wspomnienie przyjazdu do Hogwartu. Grace Riley podeszła do nich i rozmawiała przez krótką chwilę z jego bratem. Chłopak był wtedy jakby speszony, a kiedy dziewczyna odeszła patrzył za nią. Harry, przypomniawszy sobie te fakty, miał już pewność o kim jego brat mówił.

- To ona, prawda?
- Co? - Connor spojrzał na niego zdziwiony.
- Ta dziewczyna, która wpadła ci w oko - wyjaśnił Harry. - To Riley, tak?
- Nie ma o czym mówić – odparł chłopak. - To tylko złudne marzenie. Jak widzisz ona ma już chłopaka.
- Który traktuje ją jak powietrze i z którym jest z przymusu – odparł Harry. - Daj spokój, przecież nawet największy kretyn zauważyłby, że ona nic do niego nie czuje.
- W takim razie dlaczego z nim jest? Dlaczego idzie z nim za rękę i nie protestuje jak ją całuje? Czy tak zachowuje się ktoś, kto nie jest zakochany?
- Musi być jakiś powód – powiedział Harry. - Dam sobie rękę uciąć, że ten związek to fikcja. Porozmawiaj z nią.
- Nie będę jej zmuszał, by tłumaczyła mi się ze swoich wyborów – zaprotestował Connor. - Nie znamy się aż tak dobrze.
- To poznaj ją bliżej – nalegał Harry. - Zaproś ją gdzieś.
- Nie wiedziałem, że zostałeś swatką – powiedział Connor.
- Wolisz się męczyć przez cały rok? Zrobisz co zechcesz, ale ja na twoim miejscu spróbowałbym wyjaśnić tę sprawę. Zakochałeś się w niej.
- Wcale się w niej nie... - zaprotestował oburzony Connor.
- Daj spokój – przerwał mu Harry. - Nie kłam mi w żywe oczy. Widzę jak nią patrzysz. Kiedyś Hagrid podarował mi album ze zdjęciami naszych rodziców. Tata tak samo patrzył na mamę. Tak samo Cho patrzyła na Cedrika – na wspomnienie Diggory'ego, Harry poczuł lekkie ukłucie w sercu.
- Niech cię szlag Harry – westchnął starszy Potter. - Czemu ty zawsze musisz postawić na swoim?
- Geny Potterów – odparł Harry.
- Niech ci będzie, porozmawiam z nią. Ale zrobię to wtedy, gdy jego nie będzie w pobliżu.
- Mam nadzieję, że nie stchórzysz, bo wtedy stracę cały szacunek do ciebie – powiedział Wybraniec z rozbawieniem i uchylił się przed ręką Connora.
   W końcu chłopcy postanowili wrócić do zamku. Harry dostał od brata błękitną pastylkę, od której miał pozbyć się zapachu alkoholu. Connor udał się do swojej komnaty, a Harry skierował swoje kroki do biblioteki, gdzie miał się spotkać z Rosalie i Zachariaszem. Kiedy wszedł do królestwa pani Pince, natychmiast pojawiła się przy nim dziewczyna.

- Spóźniłeś się! - warknęła w jego stronę.
- Widocznie miałem powód! – odwarknął. - Przyprowadziłaś go?
   Krukona kiwnęła głową w stronę Puchona, który siedział przy jednym ze stolików z nietęgą miną. Podeszli do niego i Rosalie natychmiast zaczęła:

- Będziesz tu z nami siedział dopóki nie opanujesz tego zaklęcia. Nie mam zamiaru znowu zawalić testu przez twój ptasi móżdżek.
- Sam sobie poradzę – odparł z godnością Zachariasz. - Nie potrzebuję waszej pomocy.
- Ostatnio też tak mówiłeś – Krukonka uśmiechnęła się ironicznie. - I widzieliśmy twoje wyniki na dzisiejszej lekcji.
- Może zacznijmy co? - wtrącił Harry widząc, że za chwile Puchon i Krukonka skoczą sobie do gardeł. - Powiedz z czym masz problem.
- Nie wiem – poddał się Zachariasz. - Mówię formułę i nic się nie dzieję, a jak coś się stanie to zazwyczaj nie to, co chciałem.
- Carter mówił o delikatnym szarpnięciu nadgarstkiem podczas wypowiadania formuły – oznajmiła Rosalie. - Stosujesz to?
- Czasami – odparł Zachariasz.
- Znajdźmy jakąś pustą klasę, bo jak zaczniemy tu czarować, to ta wiedźma wlepi nam szlaban – powiedział Harry, kątem oka spoglądając na panią Pince.
   We trójkę udali się na poszukiwania nieużywanej klasy. Kiedy ją znaleźli zaczęli ćwiczenia. Rosalie wytłumaczyła Zachariaszowi całą teorię natomiast Potter skupił się na ćwiczeniach praktycznych. Okazało się, że Zachariasz wcale nie jest takim idiotą na jakiego wygląda. W stosunkowo krótkim czasie zrozumiał zasady rzucania zaklęcia i po kilku nieudanych próbach udało mu się zamrozić wodę w szklance. Wybraniec chcąc się upewnić, że nie jest to jedynie szczęście kazał mu powtórzyć próbę. Tym razem także się udało, więc dwoje korepetytorów zgodnie stwierdziło, iż wykonali swoje zadanie. Rosalie ostrzegła jeszcze Puchona, aby w wolnym czasie utrwalał zdobytą wiedzę. Harry odwrócił się z zamiarem wyjścia z klasy, lecz nagle stanął jak wryty. W drzwiach stał Carter patrząc z uśmiechem na całą trójkę. Gdy inni zorientowali się, że nauczyciel ich obserwuje stanęli przed nim. Profesor natomiast powiedział pogodnym głosem:

- Widzę, że moja dzisiejsza przemowa nie poszła na marne. Nareszcie zaczynacie zachowywać się tak, jak tego od was oczekuję. Mam tylko nadzieję, że nie jest to jednorazowa sytuacja oraz, że następnym razem będziecie w komplecie.
   Harry na początku nie wiedział, co profesor ma na myśli, lecz szybko skojarzył, iż Carterowi chodzi o nieobecnego Malfoya. Miał zamiar skwitować tą uwagę, ale zrezygnował z tego zamiaru. Tymczasem profesor odszedł, więc trójka uczniów stwierdziła, że czas się rozejść. Zachariasz na odchodnym podziękował jeszcze Rosalie i Harry'emu oraz oddalił się w stronę swojego dormitorium. Stali przez chwilę nieruchomo, a potem dziewczyna bez żadnego pożegnania opuściła Pottera.
   Harry zmierzał do pokoju wspólnego, gdy usłyszał dziwne hałasy dobiegające zza rogu korytarza. Skierował się w tamtą stronę i zobaczył Irytka, który rzucał piłeczkami w stojące zbroje. Nie chcąc paść ofiarą głupiego żartu poltergeista, Potter zdecydował się pójść okrężną drogą. Nie zdążył jednak się odwrócić, bowiem usłyszał za sobą szybkie kroki i głośne przekleństwa Argusa Filcha. Szybko rozejrzał się za potencjalną kryjówką i zauważył posąg przedstawiający rycerza z uniesionym mieczem. Schował się w jego cieniu akurat w chwili, gdy woźny przebiegał przez korytarz. Jego wierna kotka, pani Norris, biegła za nim cicho pomiaukując. Gdy woźny był blisko, Harry usłyszał jego słowa:

- Tym razem nie daruję tego Irytkowi – mówił wściekłym tonem. - Najpierw wybił szyby na całym piątym piętrze, a teraz niszczy zbroje. Dumbledore musi w końcu coś z nim zrobić. Nie rozumiem, dlaczego tak się z nim cacka?
   Filch oddalił się już na tyle, że Harry nie słyszał jego dalszych słów. Wyszedł ze swojej kryjówki i spojrzał na nieruchomą postać rycerza. Nagle wstrzymał oddech, patrząc na pierś mężczyzny. Tarczę mężczyzny zdobił herb. Koło wpisane w kwadrat, a w środku zwijała się malutka podobizna salamandry. Podniecony Harry natychmiast podwinął rękaw szaty i popatrzył na swój tatuaż. Nie wiedząc czy to co robi jest właściwe, przyłożył go do podobizny salamandry na tarczy. Gad na tarczy zaczął się poruszać, a potem zniknął. Równocześnie posąg odsunął się na bok ukazując spiralne schody prowadzące w dół. Harry wyjął różdżkę oraz rzucając zaklęcie światła zaczął schodzić w dół. Pokonawszy ostatni stopień znalazł się w małym korytarzyku, na końcu którego znajdowało się coś w rodzaju zwykłego okna. Jednakże szyba była jasnoniebieska i poruszała się niczym morskie fale. Zafascynowany Harry podszedł to tajemniczego obiektu równocześnie wyciągając rękę. Gdy dotknął palcami szkła, jego dłoń zniknęła we wnętrzu okna. Szybko ją cofnął i wahał się czy zaryzykować przejście przez portal. Nagle dopadły go wątpliwości czy powinien zaufać człowiekowi, którego na dobrą sprawę wcale nie znał. Nie miał zielonego pojęcia dokąd zaprowadzi go portal, ani jak uda mu się wrócić z powrotem. Na jego decyzji zaważyła myśl, że bez tego ciężko mu będzie pokonać Voldemorta. Wziął głęboki oddech i wszedł do portalu, który miał zabrać go w nieznane. Tam, gdzie będą czekały na niego wszystkie odpowiedzi. Przynajmniej taką miał nadzieję.

sobota, 1 kwietnia 2017

Rzdział 18 " Kłopoty ze Ślizgonami "

Brak komentarzy:

   
    Na kolejnej lekcji Obony przed Czarną Magią Harry i Rosalie nie zamieniali ze sobą więcej słów niż to było konieczne. Ćwiczyli zaklęcie zamrażające, które pokazał im Carter. Harry ćwiczył z Zachariaszem, jedynym członkiem jego drużyny, z którym nie miał żadnych spięć. Natomiast Malfoy i Rosalie zamiast zająć się lekcją, cały czas sobie docinali. Uspokoili się dopiero, gdy Carter odjął im punkty. Niestety, przez tą dwójkę również Harry i Zachariasz zostali ukarani. Na ich oburzone krzyki odpowiedział tylko jednym słowem. Drużyna. Chłopcy ciskali gromy z oczu w stronę Ślizgona i Krukonki, ale ci nic sobie z tego nie robili. Pod koniec lekcji Harry wiedział, że trzeba cudu, aby cała czwórka zawiązała jakąkolwiek nić porozumienia. On i Draco ciągle rzucali sobie złośliwe komentarze, nieraz mając ochotę przejść do drastyczniejszych kroków, Rosalie traktowała Harry'ego jak coś obrzydliwego, podobnie jak Malfoya, a Zachariasz patrzył na wszystkich z góry i pogardliwie się uśmiechał. Gdy zabrzmiał dzwonek na przerwę jedynie Harry jako tako opanował zaklęcie zamrażające, lecz i jemu sporo brakowało do perfekcji. Opuścił klasę w ponurym nastroju i dołączył do Rona i Hermiony. Kolejne lekcje również nie należały do najłatwiejszych. Nauczyciele za nic mieli protesty uczniów, że to dopiero drugi dzień roku szkolnego i wyciskali z nich siódme poty, tłumacząc im, że muszą być gotowi do SUM-ów. Po skończonych zajęciach wszyscy byli wykończeni i marzyli jedynie o chwili odpoczynku. Jednak stos prac domowych nie dawał im o sobie zapomnieć. Harry oderwał się od swojego eseju na transmutację i patrząc w okno rzekł:

-  Mam dosyć. To dopiero drugi dzień, a ja już nie wyrabiam psychicznie.

    Po chwili Ron poszedł w jego ślady. Hermiona popatrzyła na nich z dezaprobatą i powiedziała:

- Tylko później nawet mnie nie proście o napisanie wam tych wypracowań.

    Harry i Ron jedynie wzruszyli ramionami. Zgodnie stwierdzili, że nie będą przeszkadzać przyjaciółce, więc obydwaj wyszli na błonia. Popołudniowe słońce grzało niemiłosiernie. Ci, którzy skończyli już lekcje wygrzewali się na błoniach, niektórzy nawet kąpali się w jeziorze, aby jak najbardziej nacieszyć się ostatnimi, ciepłymi dniami września. Członkowie Cieni przechadzali się po błoniach nie przerywając uczniom tych beztroskich chwil. Harry zaproponował, aby wraz z Ronem poszli na boisko do qudditcha w celu sprawdzenia umiejętności Weasley'a. Harry przywołał swoją miotłę, Ron natomiast wziął jedną ze schowka. Wzbili się w powietrze napawając się wiatrem, który mierzwił im włosy. W końcu Harry machnął różdżką i wyczarował piłkę przypominającą kafla. Próbował trafić w którąkolwiek z obręczy, ale Ron nie dał mu najmniejszych szans. W końcu Potter się poddał i powiedział przyjacielowi, że jeśli na wieczornych kwalifikacjach będzie tak grał, to miejsce w drużynie ma zapewnione. Ron uśmiechnął się do niego z wdzięcznością i zaproponował partyjkę szachów. Harry już miał się zgodzić, ale w tej samej chwili zauważył Ashley, która siedziała samotnie nad brzegiem jeziora. Spojrzał na Rona i powiedział mu, że musi coś załatwić, ale dołączy najszybciej, jak tylko będzie mógł. Rudzielec kiwnął głową i skierował się do zamku, a Harry ruszył w stronę dziewczyny. Ta odwróciła głowę i widząc go uśmiechnęła się oraz pomachała mu ręką. Harry odwzajemnił uśmiech i przysiadł się do niej.

-  Dlaczego siedzisz tu sama? - zapytał.
-  Lubię czasem pobyć w samotności z dala od innych – odparła. - Można wtedy przemyśleć sobie parę spraw. 
- Znam to uczucie – przytaknął Harry. - Zwłaszcza jeśli za dużo zwali się człowiekowi na głowę.
- No właśnie – Ashley kiwnęła głową. - Pięknie tu prawda? Dookoła cisza i spokój i tylko gdzieś daleko jest człowiek, który pragnie to wszystko zniszczyć. 
- Mówisz o Voldemorcie? - zapytał Harry, a dziewczyna przytaknęła. - Nie wzdrygnęłaś się kiedy wypowiedziałem to imię.
- Przecież to tylko imię, prawda? - uśmiechnęła się Ashley. - Ono nic nam nie zrobi.
- Jestem ciekawy, co on takiego knuje – zastanowił się Potter. - Wolałem już chyba kiedy szalał niż teraz, gdy siedzi cicho.
- Nie mówmy o nim – powiedziała dziewczyna. - To nie jest odpowiednie miejsce na takie rozmowy. Chcesz fasolkę?

    Ashley podała mu pudełko fasolek wszystkich smaków. Skosztował jedną z nich, w duchu modląc się, aby była jadalna. Na szczęście słodki smak karmelu popieścił jego podniebienie, więc chłopak nieco się odprężył. Dziewczyna widząc to z cicha zachichotała.

-  Kiedyś trafiłam na smak wymiocin – oznajmiła. - Potem przez cały dzień nic nie jadłam.
- Dziwie się, że nigdy wcześniej cię nie widziałem – powiedział Harry. - A podobno jesteś na naszym roku.
- Założę się, że widziałeś mnie nieraz, ale po prostu mnie nie pamiętasz – Ashley wytknęła mu język, a widząc, że chłopak nie rozumie, pośpieszyła z wyjaśnieniem. - Wcześniej miałam rude włosy. W wakacje się przefarbowałam. 

    Harry przyznał w duchu, że być może dziewczyna ma rację. Obserwował jak zajada się fasolką, a na jej twarzy pojawia się wyraz obrzydzenia. Potter zaśmiał się, a ona spojrzała na niego oburzona.

-  Bawi cię to? - zapytała. - To może spróbujesz jeszcze jedną cwaniaku?
-  Proszę bardzo – zgodził się Wybraniec. - Może zobaczymy kto ma większe szczęście? Losujmy je na zmianę.
-  Dobra – wyszczerzyła się Ashley. - A może mały zakład? Kto będzie miał większego pecha przegrywa i wykonuje jedno karne zadanie. 
- Stoi – oboje przypieczętowali zakład. - Panie mają pierwszeństwo, wiec śmiało.
- Teraz zgrywasz dżentelmena? - skrzywiła się Ashley, ale sięgnęła po fasolkę. - Ha, truskawka!
- Szlag – mruknął Potter. - Dobra teraz ja.

    Na zmianę każde z nich losowało po fasolce. Pochłonięci zabawą nie zauważyli, jak zaczęło się ściemniać. W końcu zabawa dobiegła końca. Okazało się, że to panna Magelhard została zwyciężczynią. Harry z westchnieniem przełknął gorycz porażki i powiedział:

- W takim razie słucham, jakie jest zadanie?
- Hmmm – Ashley udawała, że się zastanawia. - Co by ci tu... Mam! Na kolacji usiądziesz przy stole Ślizgonów i tam będziesz jadł.

    Harry zbladł i rozszerzył oczy. Popatrzył na dziewczynę tak, jakby nagle mu oznajmiła, że wylatuje z Hogwartu bez powodu.

- Chyba cię coś...!- krzyknął. - Nie ma, kurcze, mowy!
- Nie wymiguj się – zaśmiała się dziewczyna. - Zadanie to zadanie.
- W takim razie poproszę takie, które nie będzie mnie narażało na utratę życia – powiedział Potter. - Przecież oni zjedzą mnie żywcem.
- Nie wiedziałam, że Potterowie są tacy tchórzliwi – zacmokała dziewczyna.

    Harry poczuł jak jego duma zostaje urażona. Spojrzał na Ashley i rzekł:

- Dobra zrobię to, ale ostrzegam cię, jak Snape lub inny nauczyciel da mi szlaban to sprawię, że będziesz go odpracowywała razem ze mną.
- Jasne – zaśmiała się dziewczyna. - No to chodźmy!

    Harry szedł jak na ścięcie. Droga z błoni do zamku wydała mu się nagle straszliwie krótka. Miał wrażenie, że nie minęło nawet dziesięć sekund a już był przed wejściem do Wielkiej Sali. Tu Ashley poklepała go po ramieniu i rzekła z wyszczerzem:

- No to smacznego, Harry!

    Potter spojrzał na nią wzrokiem bazyliszka, co jeszcze bardziej rozbawiło dziewczynę. Ashley skierowała się do stołu Gryfonów i usiadła na wolnym miejscu z wielkim bananem na twarzy. Harry natomiast stał w progu i rozważał, czy wykonać zadanie, czy jednak się wycofać. Zdawał sobie sprawę, że jak usiądzie przy stole Ślizgonów to będzie na językach całej szkoły przez długi czas. Jednakże nie chciał, by Ashley naśmiewała się z niego, że stchórzył. Dlatego z ciężkim sercem odbił w lewo i wolnym krokiem zmierzał do stołu Slytherinu. Ron i Hermiona spojrzeli na niego zdziwieni i z każdym kolejnym krokiem Harry'ego ich oczy powiększały się. Nie tylko oni to zauważyli. Nagle szum w Wielkiej Sali ustał i każdy wpatrywał się w Gryfona. Chłopak, czując na sobie spojrzenia wszystkich uczniów poczuł, że jego policzki przybierają odcień czerwieni, ale mężnie stawiał kolejne kroki. Im bardziej przybliżał się do celu, tym jego serce szybciej biło. Harry był zdziwiony, że jeszcze nie wyskoczyło z jego piersi, a on sam nie padł trupem. Ślizgoni, których zdziwiła momentalna cisza jaka zaległa w sali, odwrócili głowy w jego kierunku. Gdy Harry w końcu dotarł do stołu i usiadł na samym brzegu ławki, mieszkańcy domu Węża patrzyli na niego jak na kosmitę. Chyba byli zbyt zszokowani, by zareagować na to niecodzienne zjawisko, ponieważ ograniczyli się tylko do rozszerzonych oczu i rozdziawionych ust. Jeden z Węży nie zauważył nawet jak szklanka, do której lał sok jest już pełna, a wokół niej powstaje wielka kałuża. Natomiast Harry prosił wszystkie znane sobie bóstwa o to, by nagle stać się całkowicie niewidzialnym. Kątem oka zauważył jak Ślizgonka, obok której usiadł, patrzy na niego z zainteresowaniem. Nie zwracając uwagi na innych wziął półmisek i zaczął nakładać sobie budyń. Początkowy szok minął i teraz w Wielkiej Sali wrzało jak w ulu. Tematem rozmów było oczywiście to, co zdarzyło się przed chwilą. Natomiast Draco Malfoy zawołał z drugiego końca stołu:

- Potter, czy tobie przypadkiem coś się nie pomyliło?! Tutaj siedzą normalni ludzie, a nie pokraki takie jak ty!

    Harry nie zwracał na niego uwagi i jak najszybciej zaczął pałaszować kolację. Połykał jedzenie z zadziwiającą prędkością, dziwiąc się, że jeszcze się nie udławił, a w myślach planował rozmaite scenariusze mordu na Ashley. Wiedział, że nigdy jej tego nie daruje oraz w duchu życzył sobie, aby miał szansę się odegrać. Odwrócił się do niej ze spojrzeniem, którego nawet Voldemort mógłby mu pozazdrościć, na co dziewczyna wyszczerzyła się szeroko i pokazała mu uniesiony w górę kciuk. Wrócił do kolacji, aż nagle usłyszał jak ktoś mówi:

- Lepiej się czegoś napij, bo zaraz inni posądzą nas, że przez nas się udławiłeś.

   Potter odwrócił się w stronę, z której dobiegał głos i ujrzał fiołkowe oczy, patrzące na niego z rozbawieniem. Harry rozpoznał dziewczynę, która odpowiadała na pytania Snape'a. Chyba tylko ona jedna nie patrzyła na niego jak na karalucha. Po prostu był przez nią ignorowany zresztą z wzajemnością. Ślizgon, który siedział obok niej rzucił Harry'emu pogardliwe spojrzenie i powiedział:

-  A niech się udławi. W końcu to tylko Potter, więc świat nie ucierpi zbytnio, gdy go zabraknie.
- A jakby zabrakło ciebie, to by ucierpiał? - dziewczyna uniosła brwi i spojrzała na rozmówcę.
- Oczywiście – powiedział pewnym głosem. - Ponieważ ja jestem jednym z tych ludzi, którzy są mu potrzebni do przetrwania.
- Gdyby istniał konkurs na największego egoistę z pewnością byś go wygrał, Malcolm – powiedziała dziewczyna.
- Na twoim miejscu spuściłbym z tonu, Grace – powiedział chłopak ostrzegawczo. 
- Dlaczego? 
- Bo jestem twoim chłopkiem i należy mi się szacunek z twojej strony – powiedział takim tonem, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

   Grace chciała chyba jeszcze coś powiedzieć, ale Malcolm już odwrócił się do kolegi oraz przestał zwracać na nią uwagę. Zacisnęła tylko zęby i wróciła do przerwanego posiłku. Natomiast Harry, nie chcąc dłużej siedzieć w paszczy lwa i słuchać sprzeczek, wstał z zamiarem odejścia. Nagle poczuł jak ktoś łapie go za ramię i brutalnie sadza z powrotem na miejsce. Odwrócił się i zobaczył Dracona Malfya, patrzącego na niego z wrednym uśmiechem. 

-  Dokąd to Potter? - zapytał. - Kolacja jeszcze się nie skończyła. Przesuń się Riley.
- A magiczne słowo Malfoy? - odparła Grace, patrząc mu w oczy. 
- Nie igraj ze mną – powiedział do niej Draco. - Przesuwaj się i to już!
- Zapomnij – powiedziała Grace lekceważąco. - Najpierw powiesz proszę.
- No dobra, dobra – ustąpił Malfoy. - Proszę, zadowolona?
- Ale o co mnie prosisz? - zapytała niewinnie dziewczyna.
- Wrr – warknął Malfoy. - Proszę cię o przesunięcie swoich czterech liter bardziej w prawo, pasi?
- Oczywiście Dracusiu – zaszczebiotała Grace i spełniła polecenie Malfoya.
- Nie mów do mnie... - zaczął, ale widząc, że dziewczyna już go nie słucha, machnął ręką. - Nieważne. 

    Malfoy usiadł obok Harry'ego i patrzył na niego przeszywająco. Gryfona naszła dziwna ochota, aby wziąć leżący obok widelec oraz wbić go Malfoyowi w oko. Powstrzymał jednak swoje zapędy i nie odwracał wzroku od twarzy arystokraty. Patrzyli na siebie przez jakiś czas, aż w końcu Potter nie wytrzymał i powiedział:

- Czegoś ode mnie chcesz, fretko?

    Malfoy zmrużył oczy, ale odpowiedział zadziwiająco spokojnym głosem.

-  Chce się dowiedzieć, dlaczego Harry Potter zaszczycił nasz stół na kolacji?
- Sądzisz, że ci to powiem? - zapytał z rozbawieniem Harry.
- Owszem – Malfoy pokiwał głową. - Bo w przeciwnym razie przestanę powstrzymywać moich przyjaciół przed spuszczeniem ci manta. 

    Malfoy wskazał głową w kierunku Blaise'a Zabiniego i kilku innych Węży, którzy patrzyli na Harry'ego z mordem w oczach. Wyglądało na to, że tylko obecność nauczycieli i zakaz Malfoya powstrzymują ich od rękoczynów. Tymczasem Draco powiedział z ironicznym uśmiechem:

-  Widzisz Potter, bardzo im się nie podoba to, co powiedziałeś o ich ojcach rok temu. Pana Zabiniego zamknęli w Azkabanie zaraz na początku wakacji, a pozostali mieli w domu masę kontroli. Ja także, ale o tym już ci mówiłem. Dlatego przychodzenie do naszego stołu było najgłupszą rzeczą, jaką kiedykolwiek mogłeś zrobić. Wśród nas są tacy, którzy z radością nauczą cię w przyszłości trzymać gębę na kłódkę. 
- I co, zaatakujecie mnie przy nauczycielach? - zapytał ironicznie Harry, w myślach próbując znaleźć rozwiązanie tej sytuacji. 
- Nie – uśmiechnął się Malfoy. - Poczekamy do końca kolacji. Wśród tego tłumu nikt nie zauważy jak razem wychodzimy, prawda? Dlatego zapytam jeszcze raz. Dlaczego tu siedzisz?
- Bo słyszałem, że macie wyborny budyń – powiedział Harry z ironią.
- Jak chcesz – syknął Malfoy. - Ale nie mów, że cię nie ostrzegałem.

    Arystokrata oddalił się i szepnął coś do swoich kolegów. Harry przełknął ślinę i zaczął gorączkowo myśleć. W pojedynku sześciu na jednego raczej nie miał zbyt wielkich szans. Chciał dać jakiś znak Ronowi, ale rudzielec zajęty był rozmową z Neville'm. Tymczasem uczniowie zaczęli rozchodzić się do dormitoriów. Powstał zgiełk, w którym nikt nie zauważył jak Potter jest prowadzony przez grupkę Ślizgonów. Jego oprawcy zaciągnęli go do pustej klasy w lochach oraz otoczyli go ciasnym kręgiem. Potter zauważył, że brakuje wśród nich Malfoya. Wyglądało na to, że blondyn nie ma zamiaru brać udziału w tej lekcji. Gdzieś usłyszał wściekły syk Blaise'a Zabiniego:

- Podoba ci się wsadzanie niewinnych ludzi do Azkabanu, Potter?

   Chłopak zamachnął się na niego pięścią, ale Harry zablokował jego cios i sam wyprowadził uderzenie. Blaise runął na ziemię, ale pozostali Ślizgoni już rzucili się na Pottera. Wybraniec bronił się dzielnie, lecz nie miał najmniejszych szans z pięcioma przeciwnikami naraz. Poczuł jak dwóch Ślizgonów łapie go za ręce i wykręca mu je, a pozostali, łącznie z Blaise'm, który doszedł do siebie, szykują się do zadawania ciosów. Pierwsze uderzenie zgięło Pottera wpół, sprawiając, że ten nie mógł złapać tchu. Kaszląc, zaczął łapczywie chwytać powietrze. Kolejny cios w twarz sprawił, że Gryfona na chwilę zamroczyło, a kiedy zaczął odzyskiwać świadomość, poczuł, że coś się z nim dzieje. Z jego gardła wydobywało się ciche warczenie, a jego ciało zaczęło drżeć od niekontrolowanej wściekłości. Zaciskał zęby z taką siłą, że zdawało się, iż pęknie mu szczęka. Dłonie zacisnął w pięści i z całej siły szarpnął się. Dwójka Ślizgonów nie zdołała go utrzymać i w rezultacie wylądowali na ziemi. Szklane fiolki poustawiana na półkach pękły z głośnym trzaskiem, a w klasie zrobiło się nagle nienaturalnie gorąco. Ściany zaczęły się trząść, z sufitu pospadało kilka pająków. Stoły unosiły się w powietrzu, by po chwili spaść z głośnym hukiem. Harry złapał jednego ze Ślizgonów za gardło i rzucił go przez salę. Pozostali patrzyli z przerażeniem, jak ich kolega znika pod stołem. Spojrzeli na Pottera oraz głośno przełknęli ślinę, równocześnie czując krew zastygającą im w żyłach. Wybraniec patrzył na nich z furią w oczach, które przybrały odcień szkarłatu. W tęczówkach czaiła się żądza mordu. Harry nie chciał ich nastraszyć ani pobić. Nie, Wybraniec czuł, jak coś w środku niego domaga się ich krwi. Chciał zabić. Ruszył na Blaise'a i z całej siły pchnął go na ścianę. Chłopak pod wpływem uderzenia poczuł niewyobrażalny ból w plecach. Potter stanął przed nim i z rozmachem strzelił go pięścią w twarz. Głowa Blaise'a odskoczyła w bok, natomiast Ślizgon zobaczył wszystkie gwiazdki. Jeden z jego kolegów chwycił Pottera od tyłu, ale ten odwrócił się błyskawicznie i szybkim kopniakiem w brzuch pozbył się natręta. Harry wyjął różdżkę i machnął nią w powietrzu. W jego ręku pojawił się kawałek szkła. Zamachnął się, celując w pierś Blaise'a, lecz nagle drzwi od klasy otworzyły się z hukiem i Gryfon został odrzucony zaklęciem. Wylądował na ścianie, a nieproszony gość podszedł do niego szybkim krokiem i trzymając wyciągniętą różdżkę, mruczał coś pod nosem. Oczy Harry'ego na powrót stały się zielone, a przerażająca żądza krwi, jaka ogarnęła Wybrańca zniknęła. Harry ciężko oddychał i ze zdumieniem patrzył na to, co zostało z pustej klasy. Ostatnią rzeczą jaką pamiętał był cios w twarz, po którym musiał chyba stracić przytomność. Nie wiedział dlaczego boli go każda komórka ciała, ani czemu klasa wygląda jak po przejściu tornada. Jeszcze większym zaskoczeniem był szok i przerażenie na twarzach Ślizgonów. Tymczasem profesor Carter nachylił się nad Harry'm i zapytał:

- Wszystko w porządku, panie Potter? Jak się pan czuje?
- Wszystko mnie boli – jęknął Harry. - To pan tak zdemolował klasę?
- Nie Harry, to nie ja – odparł Carter. - Co się tu stało?
- Miałem małą sprzeczkę z tymi kreaturami – odparł Potter.
- Małą? - zapytał z przekąsem Carter, ale zaraz zmarszczył brwi. - Nic nie pamiętasz?

   Harry pokręcił głową, a Carter westchnął. Odwrócił się do piątki Ślizgonów i rzekł surowym tonem.

- To co się tu wydarzyło jest skandaliczne. Osobiście dopilnuje, abyście ponieśli surowe konsekwencje waszego zachowania. Marsz do pani Pomfrey, a potem widzę całą waszą piątkę w moim gabinecie.

    Odwrócił się do Harry'ego i powiedział:

- Pan też niech uda się do szpitala, panie Potter. Wiem, że się pan bronił, dlatego nie wyciągnę żadnych konsekwencji w stosunku do pana, ale na przyszłość proszę unikać takich sytuacji.
- Chciałbym – mruknął Harry. - Tak właściwie skąd pan wiedział, że tu jestem?
- Po kolacji panna Magelhard przybiegła do mnie i powiedziała, że pan Zabini razem z kolegami zaciągnęli pana do lochów. Natychmiast przybiegłem to sprawdzić.
- Dziękuję – wysapał Harry. - Gdyby nie pan to nie wiem, jak by się to skończyło.

    Carter pomógł mu wstać, a następnie odprowadził pod wieże Gryffindoru. Harry podał hasło Grubej Damie i wszedł do pokoju wspólnego. Natychmiast doskoczyła do niego Ashley i z przejęciem zaczęła mówić:

- Nic ci się nie stało? Widziałam, jak Ślizgoni cię wyprowadzają i od razu pobiegłam po profesora Cartera. Harry przepraszam, to był głupi pomysł. Nie sądziłam, że posuną się do czegoś takiego.
- Spokojnie nic mi się nie stało – uśmiechnął się Harry. - A za to zadanie kiedyś się odegram, zobaczysz.
- Jasne – próbowała się uśmiechnąć.
- Wybacz, ale muszę napisać prace domowe.
- Rozumiem – kiwnęła głową. - To do jutra.
- Do jutra – odparł Potter.

    Przyjaciele Harry'ego siedzieli na kanapie przy kominku. Dosiadł się do nich, a oni natychmiast zasypali go pytaniami o to, co miało znaczyć jego zachowanie na kolacji. Opowiedział im o przegranym zakładzie oraz karnym zadaniu. Jednakże zataił przed nimi wydarzenia w lochach. Wiedział, że Hermiona natychmiast wysłałaby go do McGonagall, a Ron zacząłby odgrażać się wychowankom domu Węża. Chcąc tego uniknąć oznajmił przyjaciołom, że po kolacji poszedł pospacerować po błoniach. Dowiedział się również, iż przegapił trening, przez co Angelina szuka go po zamku z mordem w oczach. Podekscytowany Ron opowiadał Harry'emu jak dostał się do drużyny, ale Potter myślał o czymś innym. Próbował odgadnąć, co takiego stało się w lochach, że zmusiło Cartera do interwencji. Harry był niemal pewny, iż nauczyciel był na miejscu zdarzenia wcześniej i po prostu obserwował całą scenę, być może z zamiarem przekonania się jak chłopak wybrnie z tej sytuacji. Zastanawiał się również, dlaczego czuje się tak zmęczony i obolały. Wreszcie, skończywszy rozmowę oraz zadania domowe, wszyscy udali się na spoczynek.

***

    Dwoje ludzi szło drogą, przebiegającą przez miasteczko Hogsmeade. Cicho rozmawiali i co chwila parskali śmiechem. Dziewczyna z niebieskimi włosami kończyła właśnie swoją opowieść:

-  I wtedy ja mu mówię, że jak będzie się tak wpatrywał w to jezioro, to spod wody wyskoczy wielka macka kałamarnicy i wciągnie go pod wodę. Mowie ci, temu uczniakowi mało oczy nie wyszły z orbit i czmychnął do zamku. Myślałam, że zgubi po drodze buty - Azami zaniosła się śmiechem.
- Wiesz, że mamy chronić uczniów, a nie ich straszyć? - z rozbawieniem zapytał jej towarzysz.
- Oj tam – machnęła ręką. - Jestem pewna, że koledzy powiedzieli mu już, że to był żart. Przynajmniej miałam ubaw.
- Wariatka – Connor poczochrał ją po włosach.
- Uczyłam się od mistrza – dziewczyna wytknęła mu język. - Ale mi ciężko iść – nagle się poskarżyła.
- Było tyle nie pić – parsknął chłopak. - Oby tylko nikt nas nie zauważył. Pijana ochrona nie wygląda zbyt profesjonalnie.
- Nie jestem pijana – oburzyła się dziewczyna. - Jedynie lekko podchmielona. 
- Tak się tłumacz – droczył się Potter. - Może ktoś ci uwierzy.
- A ty to co? - zapytała nagle Azami. - Sam się zataczasz.
- Foch – Azami założyła ręce na piersi. - Nie idę dalej dopóki mnie nie przeprosisz.
- Za co? - zdziwił się Connor. 
- Za kłamstwa na temat mojego stanu. - powiedziała dziewczyna.
- Ale to prawda – zaśmiał się Potter. 
- Coraz bardziej się pogrążasz – mruknęła dziewczyna.

    Connor westchnął i złożył ręce jak do modlitwy.

- Bardzo panią przepraszam za to, że ośmieliłem się wygłosić swoje zdanie na temat pani stanu trzeźwości.
- Ale oficjalny ton – tym razem to Azami parsknęła śmiechem. - Powinieneś być politykiem.
- Nie nadaje się do tego – powiedział chłopak. - Nie umiem kłamać.

    Przeszli przez bramę wiodącą do zamku i stanęli na dziedzińcu przed głównym wejściem. Nagle Azami potknęła się o samotnie leżący kamień, a Connor złapał ją w ramiona ochraniając ją przed bolesnym zderzeniem z twardym dziedzińcem. W tej samej chwili z zamku wyszedł Lou i stanął jak wryty na widok Connora trzymającego Azami. Twarz mu stężała, a usta wykrzywił mu ohydny grymas. Szybko się otrząsnął i skierował się w ich stronę. Azami pierwsza go dostrzegła i zaczęła machać do niego ręką. Connor także się odwrócił i zapytał:

- Gdzieś ty był? Szukaliśmy cię po całym zamku. Ominęła cię zabawa.
- Jakoś przeżyję – mruknął Lou, patrząc nieprzychylnie na Pottera. 
- Coś się stało? - zapytała Azami widząc jego minę. - Co masz taką minę?
- Wszystko w porządku – powiedział Lou, a potem zwrócił się do Connora. - Carter cię szukał.
- Profesor? - zdziwił się Potter. - Gdzie jest?
- Pewnie w swoim gabinecie – Lou wzruszył ramionami. - Nie chciał mi powiedzieć, o co chodzi.
- W takim razie zajrzę do niego – powiedział Connor. - Do jutra, a ty Azami, lepiej się prześpij.

    Dziewczyna cisnęła w niego zaklęciem, ale Potter ze śmiechem uskoczył. Skierował swoje kroki w stronę gabinetu Cartera. Zapukał i usłyszawszy zaproszenie wszedł do środka. Profesor siedział za biurkiem i pisał coś w swoim notatniku. Zerknął na Connora i gestem wskazał mu krzesło. Chłopak usiadł z niepewną miną oraz zapytał:

- Szukał mnie pan, profesorze? - mimo że to Potter był jego przełożonym, chłopak nadal miał zbyt wielki szacunek dla tego człowieka, aby mówić mu po imieniu.
- Tak – odparł Carter składając ręce na piersi. - Chodzi o Harry'ego. 
- Co z nim? 
- Dzisiaj piątka Ślizgonów zaciągnęła go do lochów z zamiarem pobicia.
- A to... - syknął Potter, ale Carter mu przerwał. 
- Nic mu nie jest. Dał sobie z nimi radę. Jednakże podczas tego zdarzenia doszło do pewnego incydentu, który mnie zaniepokoił. 
- Co się stało? - zapytał Connor.
- Pamiętasz, jak w dzieciństwie, gdy ktoś cię zdenerwował, traciłeś przytomność, a miejsce wokół ciebie wyglądało jak pobojowisko? 
- Moje wybuchy magii – kiwnął głową Connor. - Pamiętam bardzo dobrze.
- Myślę, że twój brat ma teraz to samo. 
- Wow – Potter był zdumiony. - No to mamy problem.

    Carter kiwnął głową i powiedział:

- Uważam, że powinieneś o tym wiedzieć. Tym razem skończyło się na kilku pękniętych fiolkach, ale następnym razem może zburzyć cały zamek.
- Może pan z nim porozmawiać na ten temat?
- Mógłbym – Carter był lekko zdziwiony. - Myślałem, że sam będziesz chciał się tym zająć.
- Wolę zostawić to panu. Zna mnie pan. Czasem mówię za dużo i mógłbym tylko pogorszyć sytuację. Pan ma większe doświadczenie w tych spawach.
- W porządku porozmawiam z nim – Carter kiwnął głową. - W takim razie z mojej strony to wszystko.

    Potter pożegnał się z nim i wyszedł. Przez całą drogę do swojej kwatery, był pogrążony w głębokich myślach.
Mrs Black bajkowe-szablony