niedziela, 24 grudnia 2017

Miniaturka: Wesołych Świąt

8 komentarzy:

Tekst został sprawdzony przez: Noelia Cotto

_____________________


     Była późna noc. Promienie księżyca odbijały się od lodowej powierzchni jeziora, a na błoniach, okrytych grubym białym puchem, panowała głucha cisza. W oddali majaczył piękny zamek. W kilku dużych oknach paliło się światło, a cienie przesuwające się po szybie wskazywały, że znajdują się tam ludzie. Na prawo od zamku, tuż na skraju Zakazanego Lasu widniała chatka gajowego Hagrida. Jej wnętrze również było rozświetlone, a dym wydobywający się z wielkiego komina wskazywał, że jest tam ciepło i przyjemnie. Nad drzwiami prowadzącymi do środka wisiały kolorowe łańcuszki, a na podwórzu znajdowała się wielka choinka, przyozdobiona bombkami oraz świecącymi lampkami.

     Nagle na błoniach zabłysło oślepiające światło. Rozgwieżdżone niebo na moment przysłoniły ciemne chmury. Gdzieś trzasnął piorun. Światło znikło tak szybko, jak się pojawiło. Księżyc oraz gwiazdy znów były widoczne, lecz błonia nie były już opustoszałe. Stała na nich bliżej niezidentyfikowana postać. Drzwi chatki gajowego otwarły się na oścież i wyszedł z niej pokaźnych rozmiarów mężczyzna z dużym psem u nogi. Olbrzym ruszył w stronę tajemniczej postaci z kuszą opartą na ramieniu.

     Gdy Hagrid był już kilka metrów przed nieznajomym, zorientował się, że to młody chłopak, ubrany w grubą, czarną i puchatą kurtkę oraz najzwyklejsze dżinsowe spodnie. Na głowę miał nasunięty kaptur. Rozglądał się na boki, chuchając w zmarznięte dłonie. Dopiero po chwili zorientował się, że nie jest sam. Odwrócił głowę i spojrzał na Hagrida. Nie wyglądał jak jeden z uczniów Hogwartu. W zasadzie nie przypominał nawet czarodzieja, ale olbrzym doskonale zdawał sobie sprawę z czasów, w jakich przyszło mu żyć, więc w ramach ostrożności podniósł kuszę. Celując z niej w chłopaka, krzyknął:

     — Coś ty za jeden?! Swój czy wróg?!

     Chłopak podniósł ręce do góry, spojrzał na olbrzyma i uśmiechnął się ciepło.

     — Spokojnie, Hagridzie — powiedział cichym głosem. — Nie jestem śmierciożercą.

     — Na ucznia też mi nie wyglądasz. — Hagrid wciąż przypatrywał mu się podejrzliwie. — I skąd znasz moje imię?

     — To prawda, nie jestem również uczniem Hogwartu, choć nie ukrywam, że chciałbym, aby tak było — odparł chłopak. — W zasadzie nie pochodzę nawet z tego świata.

     — Pokaż ramię — rozkazał Hagrid.

     — Zlituj się — jęknął chłopak. — Mam się rozbierać na tym śniegu?

     — Pokazuj, już! — warknął Hagrid, zaciskając dłonie na kuszy.

     — Dobra, dobra. — Nieznajomy zorientował się, że lepiej nie prowokować gajowego, bo gotów w każdej chwili przeszyć go jednym z bełtów.

     Rozpiął kurtkę i uwolnił jedną rękę. Podwinął rękawy jasnozielonej bluzy i wyciągnął rękę w stronę gajowego. Hagrid rzucił na nią okiem, a nie dostrzegając znaku powiedział:

     — Druga — rzucił olbrzym.

     Nieznajomy wywrócił oczami i powtórzył wcześniejszą czynność. Hagrid kiwnął głową i uspokojony opuścił kuszę. Poczekał, aż chłopak się ubierze i powiedział:

     — A teraz może wyjaśnisz mi, kim jesteś?

     — Obiecuję, że powiem ci wszystko, ale może nie tutaj, co? — odparł chłopak. — Z chęcią napiłbym się czegoś gorącego.

     Hagrid popatrzył na nieznajomego, który trząsł się z zimna. Kiwnął głową i zaprosił go do chaty. Chłopak podniósł coś ze śniegu i ruszył za nim. Kiedy byli już przy wejściu powiedział:

     — Przepraszam, że jestem taki niemiły, ale, cholibka, takie czasy nastały, że ciężko teraz o zaufanie do obcych — powiedział.

     Chłopak pokiwał głową i wszedł do środka za gajowym. Jak tylko Hagrid zamknął drzwi, poczuł przyjemne ciepło. Zdjął okulary i przetarł je chusteczką. Rozejrzał się po izbie i dostrzegł, że siedzi tu jeszcze jeden człowiek. Starzec z długą białą brodą i równie długimi włosami. Patrzył na niego zaciekawionym wzrokiem, a przybysz kiwnął lekko głową i odezwał się:

     — Dobry wieczór, profesorze Dumbledore.

     — Dobry wieczór — odpowiedział uprzejmie staruszek.

     Dyrektor poczekał, aż chłopak zdejmie kurtkę i usiądzie przy stole. W tym samym momencie Hagrid nalał mu do dużego kubka gorącej herbaty. Chłopak usiadł przy stole i upił łyk napoju. Poczuł przyjemne ciepło rozchodzące się po ciele i westchnął z przyjemnością. Przez krótką chwilę panowała cisza, aż w końcu dyrektor zapytał:

     — To może teraz powiesz nam, kim jesteś i co cię tu sprowadza?

     — Nazywam się Łukasz — odparł przybysz, uprzejmie odmawiając wzięcia od Hagrida jego domowych wypieków.

     — Nie jesteś Anglikiem — stwierdził dyrektor.

     — Nie — odparł chłopak. — Przybyłem tutaj, ponieważ mam pewną rzecz do zrobienia.

     — A skąd znasz mnie i Hagrida?

     — W moim świecie zna was niemal każdy nastolatek — odparł chłopak. — Czasami nawet i starsze osoby.

     — W twoim świecie, mówisz? — zapytał staruszek. — A cóż to za świat?

     — W zasadzie jest taki sam jak ten. Różni go jedynie to, że tam czarodzieje i magia nie istnieją — odparł przybysz, biorąc kolejny łyk herbaty.

     — Interesujące — odparł Dumbledore.

     — Będę tu tylko jeden dzień — dodał chłopak. — Zrobię, co mam zrobić i wracam do siebie.

     — A co chcesz tu zrobić?

     — Już panu mówię.

     Chłopak upił kolejny łyk herbaty, wziął głęboki wdech i zaczął opowiadać o celu swojej wizyty. Gdy skończył, w oczach Albusa migotały wesołe błyski. Dyrektor pokiwał głową i rzekł:

     — Więc tak chcesz to rozegrać — podsumował dyrektor. — Podoba mi się ten pomysł. Myślę również, że nauczyciele oraz uczniowie także będą chętni do współpracy. Zaczniemy od jutra, a tymczasem spędzisz noc w zamku. Niestety nie mamy prywatnych komnat dla gości, więc będziesz musiał się przespać w dormitorium jednego z domów. Pozwolę ci wybrać, w którym.

     — Cóż, zawsze najbardziej lubiłem Ravenclaw, więc może u Krukonów? — odparł chłopak.

     — W takim razie postanowione. — Dumbledore klasnął w dłonie. — Chodź, zaprowadzę cię do zamku.

     Albus i przybysz wstali z miejsc. Chłopak ubrał się i wziął swoje rzeczy. Był to duży zeszyt, długopis, a także kamera video. Wyszli na ośnieżone błonia i skierowali się w stronę zamku. W trakcie wędrówki Dumbledore powiedział:

     — U nas także są święta, więc ze scenerią nie będzie problemu.

     Doszli do wielkich wrót. Po drodze minęli dwóch strażników, którzy patrzyli podejrzliwie na chłopaka. Jeden z nich zagrodził im drogę i powiedział:

     — Panie Dumbledore, kto to jest?

     — To jest mój gość — odparł dyrektor. — Zostanie w zamku przez jakiś czas. Myślę, że to nie problem?

     — Nie wiem, co na to pan Potter — odpowiedział zakłopotany strażnik.

     — Och, Connor z pewnością się zgodzi — uśmiechnął się chłopak i wraz z dyrektorem wyminęli zaskoczonego wartownika.

     Dyrektor poprowadził go opustoszałymi korytarzami w kierunku wieży Ravenclawu. Gdy doszli na miejsce, zastukał kołatką w kształcie orła. Rozległ się melodyjny głos ptaka:

     — Czym kończy się wieczór, a zaczyna ranek?

     — Hmmm — zastanowił się Dumbledore. — Myślę, że chodzi o literę "r"

     — Gratuluję czystego umysłu — odpowiedział orzeł.

     Drzwi otworzyły się. Dumbledore poprowadził przybysza w kierunku sypialni. Otworzył jedną z nich i wskazał chłopakowi wolne łóżko. Na odchodnym powiedział:

     — Rano będziesz musiał się tłumaczyć swoim współlokatorom z tego, jak się tu znalazłeś.

     — Poradzę sobie — odparł chłopak z uśmiechem i zaczął się rozbierać.

     Położył zeszyt, długopis i kamerę na szafce obok łóżka i zapadł w sen.

***

     Następnego dnia Harry, Ron i Hermiona rozmawiali na błahe tematy, zajadając świąteczne śniadanie. Ron opowiadał właśnie swój nocny sen. Harry chichrał się pod nosem, a Hermiona wydawała się zgorszona. Rudzielec jednak nic sobie z tego nie robił i nie przerywał swojej opowieści.

     Nagle Harry szturchnął Rona i wskazując na wejście do Wielkiej Sali, zapytał:

     — Kto to jest?

     Hermiona również odwróciła głowę i wpatrywała się w chłopaka, który w niewyjaśnionych okolicznościach zjawił się poprzedniej nocy w Hogwarcie. Przybysz ze smakiem zajadał śniadanie, nie zwracając uwagi na poruszenie, które wywołał wśród uczniów. Skończywszy wstał i ruszył w stronę trójki przyjaciół. Podszedł powiedział:

     — Cześć, mogę się przysiąść?

     Ron przesunął się machinalnie, wciąż się w niego wpatrując. Hermiona natychmiast zasypała go gradem pytań, na co tamten uśmiechnął się z rozbawieniem. Cierpliwie i spokojnie odpowiadał, wyjaśniając, kim jest i po co tu przybył. Harry i Ron słuchali go z zaciekawieniem.

     — Więc dostałem się tutaj razem z potrzebnymi rzeczami i zaraz po śniadaniu zabieram się do pracy.

     W tym momencie podszedł do nich chłopak ze starannie ułożonymi czarnymi włosami. Widząc go, Harry powiedział:

     — To mój brat, Connor.

     — Miło cię poznać.— Nieznajomy wyciągnął rękę, którą starszy Potter uścisnął. — A gdzie wasza siostra?

     — A skąd wiesz, że mam siostrę? — zapytał zdziwiony Harry.

     — Po prostu wiem, nie chce mi się znów tego wyjaśniać. Wczoraj wszystko powiedziałem Dumbledore'owi, a to była naprawdę długa opowieść. Powiem tylko, że wiem o was więcej niż wy sami.

     — Na przykład? — zapytał Connor, biorąc do ręki tosta.

     — Na przykład wiem, co stanie się z tobą, Cassie, Harrym i pozostałymi za kilka lat, a nawet wcześniej — odpowiedział chłopak.

     — Potrafisz przepowiadać przyszłość? — Ron uniósł głowę do góry. — Czy dostanę się do reprezentacji Anglii w quidditchu? Czy będę bogaty?

     — Czy Voldemort zostanie pokonany? — podchwycił Harry.

     — Czy bez problemu zdam wszystkie egzaminy? — dodała przejęta Hermiona.

     — Nie liczcie na to, że odpowiem na te pytania — zaśmiał się nieznajomy. — Po pierwsze, nikt nie może znać swojej przyszłości, gdyż jest to bardzo niebezpieczna wiedza, a po drugie, gdybym powiedział wam teraz o waszych dalszych losach, to w moim świecie niektórzy zlinczowaliby mnie za tak wielki spoiler.

     Czarodzieje chcieli jeszcze wypytać nieznajomego, ale widząc jego upór, zaniechali swoich próśb. W tym samym momencie podszedł do nich Albus Dumbledore, który powiedział:

     — Opowiedziałem nauczycielom o celu twojej wizyty. Niemal wszyscy wyrazili swój entuzjazm, co do tego pomysłu.

     — Zgaduje, że słowo "wszyscy", nie dotyczy profesora Snape'a? — uśmiechnął się nieznajomy.

     — Dlatego dodałem „niemal” — zachichotał Dumbledore.

     — Dziękuje panu. Wrócę tu za kilka godzin, mam jeszcze coś do zrobienia.

     Dumbledore skinął głową i odszedł. Chłopak pożegnał się z Harrym i resztą, zapewniając, że niedługo tu wróci. Wyszedł z Wielkiej Sali i skierował się do lochów. Kiedy miał pewność, że nikt go nie obserwuje, strzelił palcami i zniknął.

***

     Voldemort siedział na swoim ponurym tronie i z lubością obserwował strach na twarzach swoich poddanych. Mimo że zbliżały się święta Bożego Narodzenia, to tutaj świąteczny klimat najwidoczniej postanowił nie wpadać. Mroczne gołe ściany nie przywodziły na myśl radosnej wieczerzy, spożywanej w rodzinnym gronie. Nie było tu nawet żadnej choinki ani chociażby jednej świątecznej dekoracji. Śmierciożercy wiedzieli jednak, że ich pan nie zapomniał o tym i uczci Boże Narodzenie, mordując kilkunastu niewinnych mugoli. Ostatnie w tym roku zebranie właśnie się kończyło i słudzy Voldemorta czekali, aż ten pozwoli im wrócić do swoich spraw.

     Voldemort miał już kończyć to posiedzenie, gdy drzwi prowadzące do sali otworzyły się i stanął w nich młodzieniec z zeszytem i kamerą w ręce. Między śmierciożercami rozległ się szum. Każdy wpatrywał się w przybysz, nie rozumiejąc zaistniałej sytuacji, natomiast Voldemort zmarszczył czoło i mocniej zacisnął palce na różdżce. Ale nieprzejęty chłopak postąpił kilka kroków do przodu i powiedział:

     — Mam nadzieję, że wam nie przeszkadzam. Chciałem zamienić kilka słów z waszym Czarnym Panem. Jeśli byłbyś tak miły, to wyproś ich stąd. — Ostatnie słowa skierował do siedzącego Voldemorta.

     Czarny Pan uśmiechnął się groźnie i nie mówiąc ani słowa, wycelował w niego różdżką. Śmierciożercy wiedzieli, co się za chwilę stanie, więc siedzieli cicho, biernie czekając na rozwój wydarzeń. W kierunku chłopaka poleciał zielony promień. Ale wydarzyło się coś, czego nikt się nie spodziewał. Zaklęcie zamiast ugodzić w nieznajomego po prostu przez niego przeleciało, jakby był duchem, i uszkodziło stojącą za nim ścianę. Voldemort uniósł brwi i jeszcze raz rzucił czar, lecz rezultat był ten sam. Wśród śmierciożerców zawrzało. Kilku z nich równocześnie poszło w ślady swojego mistrza. W końcu chłopak powiedział:

     — Skoro już się pobawiliście, to możemy przejść do rzeczy? — Przeniósł spojrzenie na Voldemorta. — Słuchaj, możemy porozmawiać na osobności albo w towarzystwie twoich... przyjaciół. Ale uprzedzam, że nie chciałbyś, aby słyszeli naszą rozmowę.

     Voldemort zmrużył oczy i patrzył na chłopaka. Nie okazywał tego, ale był poruszony nieskutecznością swojej ulubionej klątwy. Równocześnie zaintrygowała go ta sytuacja. Chęć uśmiercenia chłopaka walczyła z ciekawością, co ten chce powiedzieć. W końcu to drugie wygrało i ruchem dłoni odprawił swoich ludzi. Chłopak usiadł na przy drugim końcu stołu i spojrzał na czarnoksiężnika. Czarny Pan odezwał się:

     — Więc o czym chciałeś rozmawiać? Lepiej mów szybko, bo zaraz moja cierpliwość się skończy.

     — I tak nie możesz mnie zabić. — Uśmiechnął się chłopak. — Przyszedłem tutaj, ponieważ chcę, abyś nieco zmienił wystrój tego pomieszczenia.

     — Słucham? — rzucił Voldemort z gniewem, przekonany, że chłopak sobie z niego drwi.

     — Tą oto kamerą — odparł chłopak, wskazując na sprzęt. — Chcę nagrać twoje życzenia świąteczne dla moich czytelników. Ale nie zrobię tego przy takiej scenerii. Zrób z tym coś, nie wiem, jakaś choinka, trzaskający ogień w kominku, świąteczne ozdoby i takie duperele. Zadbaj o czapki mikołajkowe dla swoich ludzi i dla siebie. Dam ci na to czas do wieczora.

     Voldemort patrzył na niego przez chwilę, a potem roześmiał się, szczerze ubawiony. Gdy jako tako doszedł do siebie powiedział:

     — Muszę przyznać, że nikt mnie jeszcze tak nie rozbawił. A dlaczego myślisz, że posłucham twojej prośby?

     — Ponieważ jeśli tego nie zrobisz, to cię zabije — odpowiedział spokojnie chłopak.

     — Ty chcesz zabić mnie? — Voldemort nadal był rozbawiony. — Mnie? Najpotężniejszego czarnoksiężnika na świecie? A niby jak chcesz to zrobić?

     — Za pomocą tego — nieznajomy wskazał na rzeczy leżące na stole.

     — Chcesz mnie uśmiercić zeszytem i długopisem?

     — Dokładnie — odpowiedział nieznajomy. — Wszystko co tu napiszę, zdarzy się naprawdę.

     — Proszę bardzo, udowodnij mi to — powiedział Voldemort, udając, że drży ze strachu.

     Przybysz westchnął i chwycił długopis. Otworzył zeszyt na ostatniej stronie i zastanowił się. Wreszcie uśmiechnął się diabolicznie i zaczął pisać. „Voldemort wstał ze swego tronu i zaczął tańczyć sambę w różowym garniturze w otoczeniu dwóch tęczowych jednorożców”. Jak na zawołanie czarne szaty Voldemorta zniknęły, zastąpione przez wspomniane ubranie. Sam Riddle wbrew sobie wyszedł na środek i odtańczył taniec, a zwierzątka kręciły się wokół niego. A potem jeszcze raz, i znowu, i znowu.

     — Zatrzymaj to! — ryknął Czarny Pan. — Zatrzymaj, a obiecuję ci, że umrzesz bezboleśnie!

     — Nie można mnie zabić — wydusił przybysz, trzymając się za brzuch ze śmiechu. — Nie tutaj. Ja nie pochodzę stąd. Chcesz, żebym napisał o tym, jak twoi śmierciożercy weszli do sali i zobaczyli cię w tej sytuacji?

     — Nie! — ryknął Voldemort, przerażony tą wizją.

     Wreszcie Riddle przestał tańczyć. Nieznajomy przywrócił mu dawne szaty i usadził na tronie. Potem powiedział:

     — Mogę tu napisać cokolwiek mi się spodoba. Nawet to, że skręciłeś sobie kark poślizgnąwszy się na skórce od banana. Dosyć lamerska śmierć jak na ciebie, nie sądzisz?

     — Czego chcesz? — wysyczał Voldemort.

     — Już ci powiedziałem — odparł chłopak, wstając. — I postaraj się, żeby było tutaj ładnie. Wrócę wieczorem.

     Wyszedł z sali. Wściekły Voldemort wezwał śmierciożerców, zabił kilku z nich, aby się wyładować, a reszcie wydał im odpowiednie rozkazy.

***

      Hogwart, przesiąknięty świąteczną atmosferą sprawiał wrażenie miejsca z baśni dla dzieci. Harry, Connor i Cassie, w towarzystwie przybysza z innego świata rozmawiali na korytarzu.

     — Jak chcesz utrwalić te życzenia?

     — Za pomocą tego. — Pokazał im kamerę.

     — Ooo! — wykrzyknął Connor. — Kamera wideo! Harry — szturchnął ramię brata. — Powiedz coś.

     — Ja? — odparł zaczerwieniony Harry. — Ale co?

     — Nie wiem — odpowiedział najstarszy Potter. — Przysłowie jakieś albo coś takiego.

     — Nie umiem tak od razu. — Harry był coraz bardziej zakłopotany.

     — Co to za Wybraniec, który nie zna żadnych powiedzonek? — upierał się Connor, przy wtórze śmiechu Cassie i nieznajomego.

     Harry zrobił minę obrażonej panny i odszedł od nich. Connor pobiegł za nim, namawiając go do wystąpienia, a Cassie wywróciła oczami oraz spojrzała na chłopaka.

     — Jak dzieci — westchnęła. — To może ja zacznę?

     — W zasadzie miałem zacząć w Wielkiej Sali, ale niech będzie — odparł przybysz i włączył kamerę. — Możesz zaczynać.

     — Co by tu? — zastanowiła się Cassie, a potem wzięła głęboki wdech i powiedziała. — Moi drodzy, życzę wam radosnych i spokojnych świąt Bożego Narodzenia. Spędźcie je w gronie swoich najbliższych i przynajmniej na te kilka chwil w roku zapomnijcie o wszelkich troskach. Życzę wam również szczęśliwego Nowego Roku i udanego Sylwestra.

     Cassie zrobiła dziubek i szeroko się uśmiechnęła. Dziewczyna nagle zmarkotniała.

     — Nie było to zbyt oryginalne.

     — Oryginalne czy nie, liczy się sam gest — odpowiedział chłopak z uśmiechem. — Chodźmy poszukać pozostałych. Ich też muszę nagrać.

     Ruszyli korytarzami, szukając innych. Wreszcie natknęli się na Harry'ego i Connora w towarzystwie Rona i Hermiony. Po krótkich negocjacjach cała czwórka zgodziła się wystąpić przed kamerą. Kiedy urządzenie znowu było włączone, Connor zaczął:

     — Życzę wam zdrowych i spokojnych świąt Bożego Narodzenia, spędzonych w kochającym rodzinnym gronie…

     — Spełnienia najskrytszych marzeń... — Harry wszedł bratu w słowo.

     — Samych sukcesów w życiu codziennym... — dodał Ron.

     — I żebyście miło i radośnie spędzili Sylwestra — dokończyła Hermiona. — A jeżeli chodzicie do szkoły, to życzę również zdania wszystkich egzaminów i zaliczenia roku.

     — Hermiono. — Ron uderzył się otwartą dłonią w czoło. — Są święta. Nie wspominaj ani słowem o czymkolwiek związanym ze szkołą, proszę.

     — Oh, wybaczcie. — Hermiona zarumieniła się. — Tak czy siak, życzę wam Wesołych Świąt.

     Chłopak wyłączył kamerę i uniósł kciuk do góry. Wszyscy skierowali się do Wielkiej Sali, aby zebrać życzenia od pozostałych. Przekroczywszy próg, zaniemówili z zachwytu. Stoły były przykryte białymi obrusami, a na nich przewijały się wigilijne potrawy. Po całym pomieszczeniu rozbrzmiewały kolędy, a u góry lewitowały uśmiechnięte twarze Mikołaja. Poustawiane wokół ozdobione choinki, napełniły salę zapachem świeżo ściętych drzewek.

     Podszedł do nich Dumbledore. Uśmiechnął się do przybysza i powiedział:

     — W związku z twoim pojawieniem się tutaj, tegoroczną wigilię spędzimy zgodnie z tradycją twojego kraju. Mam nadzieję, że o niczym nie zapomnieliśmy.

     — Jest świetnie — zapewnił chłopak.

     — W takim razie możemy przystąpić do wygłaszania życzeń — oświadczył zadowolony Dumbledore.

     Zebrał wszystkich nauczycieli oraz uczniów na środku Wielkiej Sali. Następnie wyszedł na środek i patrząc na kamerę, przemówił:

     — Yhy! — odchrząknął, a potem uśmiechnął się radośnie. — Z okazji świąt Bożego Narodzenia, przepełnionych nadzieją i magią wigilijnej nocy, kierujemy do was płynące z serca życzenia radosnych, spokojnych świąt oraz pomyślności w nadchodzącym Nowym Roku.

     — I pijanego Sylwestra! — wykrzyknął ktoś z tłumu.

     — Panie Burrows! — krzyknęła oburzona profesor McGonagall. — Jeszcze raz , a odejmę panu punkty!

     Kaspar wymamrotał pod nosem coś, co brzmiało jak „sztywniara”, sprawiając, że Harry i reszta parsknęli śmiechem. Uciszyły ich twarde spojrzenia nauczycieli, a gdy się uspokoili Dumbledore kontynuował:

     — Przed nami najpiękniejszy okres w roku, niech więc ten czas odrodzi w was spokój, harmonię i radość. W waszych domach niech zagości prawdziwie rodzinna atmosfera, pełna ciepła i miłości. A Nowy Rok przyniesie dużo zdrowia, pogody ducha, spełnionych marzeń, oraz satysfakcji i wielu sukcesów. A teraz wszyscy razem mówimy wam…

     — Wesołych Świąt! — setki osób krzyknęło te dwa wyrazy.

     Kamera została wyłączona, a uczniowie rozeszli się do swoich stołów. Chłopak podszedł do Albusa, a dyrektor powiedział:

     — Zostaniesz na kolacji?

     — Oczywiście, ale najpierw muszę jeszcze nagrać życzenia od ostatniej osoby. Niedługo do was dołączę.

     Albus skinął głową, a przybysz wyszedł z Wielkiej Sali. Następnie przeniósł się do pałacu Voldemorta.

     Gdy dotarł na miejsce wszedł do sali spotkań. Wyglądało na to, że Voldemort naprawdę wziął sobie do serca ostrzeżenia przybysza, gdyż wystrój uległ całkowitej metamorfozie. W kącie pomieszczenia stała świeżo ścięta choinka, przyozdobiona setkami różnokolorowych bombek i łańcuchów. Stół uginał się pod ciężarem potraw, a skrzaty domowe nalewały śmierciożercom kolejne kieliszki wina. Gdzieś z oddali rozbrzmiewała świąteczna melodyjka.

     Sami słudzy Czarnego Pana zmienili się nie do poznania. Czarne szaty zastąpione zostały mugolskimi ubraniami. Wszyscy mieli na głowach czapki mikołajów. Voldemort wyglądał, jakby chciał porzygać się na ten widok, ale powstrzymywał się w obawie przed możliwymi konsekwencjami. Zacisnął zęby, gdy przybysz upomniał go, że on także ma włożyć czapeczkę. Śmierciożercy starali się nie patrzeć w jego kierunku, w obawie przed gniewem swojego pana. Voldemort zwrócił się do chłopaka:

     — Czy możemy już zaczynać?

     Gość włączył kamerę i czekał, aż śmierciożercy zajmą swoje pozycje. Następnie na środek wyszedł Voldemort i zaczął mówić:

     — Wszystkiego najlepszego z okazji zbliżających się świąt Bożego Narodzenia — mówił szybko, aby jak najszybciej zakończyć ten koszmar. — Samych sukcesów oraz szczęśliwego Nowego Roku. Gwarantuję wam, że moi śmierciożercy nie zakłócą wam tych kilku dni spokoju. To wszystko.

     Chłopak nie był zadowolony z wystąpienia Toma, ale zdawał sobie również sprawę, ile kosztowało go wypowiedzenie tych kilku słów. Dlatego wyłączył kamerę i kiwnął głową. Śmierciożercy ponownie rozeszli się po pokoju. Nieznajomy podszedł do Voldemorta:

     — Nie było tak źle, prawda?

     W odpowiedzi Czarny Pan obdarzył go swoim najchłodniejszym spojrzeniem. Nie odzywając się, odszedł od niego. Przybysz stał tam jeszcze kilka sekund, a potem zniknął za drzwiami.

***

     Kolacja w Wielkiej Sali właśnie dobiegała końca. Wszyscy uczniowie byli pod wrażeniem dzisiejszego wieczoru. Hermiona zaczytywała się w jakiejś książce, a Ron patrzył na nią tak, jakby zwariowała. Connor i Cassie rozmawiali o sposobach obchodzenia świąt we Włoszech oraz Japonii. Natomiast Harry, wraz z Kasparem i Martinem, zrobili sobie zawody w jedzeniu pierogów z grzybami na czas. Nawet Draco Malfoy uległ tej niezwykłej atmosferze, co przerażało samego Ślizgona.

     Nieznajomy chłopak nagle szturchnął Harry'ego w ramię i powiedział:

     — Wiesz, co właśnie sobie uświadomiłem? Ze wszystkich uczniów w Hogwarcie, ty jako jedyny nosisz okulary.

      Harry rozejrzał się i zaskoczony musiał przyznać mu rację. Nigdy wcześniej tego nie zauważył, więc nie wiedział, co odpowiedzieć, ale przybysz chyba nie oczekiwał od niego żadnej reakcji. Jak gdyby nigdy nic odwrócił się do Seamusa i rozmawiał z nim o oryginalnych sposobach wykorzystywania noworocznych fajerwerków.

     W końcu nadszedł czas pożegnania. Kiedy nieznajomy podszedł do Dumbledore'a w celu oznajmienia mu, że czas na niego, Kaspar wziął kamerę leżącą na stole. Włączył ją i skierował na siebie mówiąc:

     — Wbrew temu, co mówiła McGonagall, zabalujcie w tego Sylwestra. My także wypijemy wasze zdrowie.

     Zobaczył, że chłopak się zbliża, więc szybko odłożył sprzęt. Po wymienieniu wszystkich pożegnalnych uścisków, przybysz skierował się do wyjścia z zamku. Harry i przyjaciele towarzyszyli mu. Nieznajomy stanął przed nimi i powiedział:

     — Na odchodne powiem wam, żebyście nigdy nie zwątpili w swoich przyjaciół, niezależnie od tego, co wydarzy się w przyszłości.

     Po tych słowach znikąd pojawiło się oślepiające światło. Harry i pozostali przymknęli oczy, a gdy je otworzyli, po chłopaku nie było ani jednego śladu. Stali bez ruchu dobrą chwilę, a potem wrócili do zamku, rozmyślając nad jego ostatnimi słowami.

***

     Kamera jeszcze raz poszła w ruch. Chłopak skierował ją na siebie i powiedział:

     — Cóż, wypadałoby, abym i ja powiedział kilka słów. Moi drodzy, życzę wam jak najbardziej wesołych świąt Bożego Narodzenia, ciepłej, rodzinnej atmosfery, uśmiechów, zdrowia, pyszności na stole, cudownych prezentów, spełnienia marzeń, wyjątkowego Sylwestra i wszystkiego, co najlepsze w Nowym Roku. Dziękuję również wszystkim, którzy wytrwali cały rok z tą historią; Danielowi Kingowi oraz Anie Potter, za ich opinię i przemyślenia, którymi się dzielą, black opium oraz Noelii Cotto, za wytrwałe poprawianie tekstów i nadawanie im sensu większego niż miały przed sprawdzeniem, a także pozostałym czytelnikom. Jeszcze raz wszystkiego dobrego i do zobaczenia w nowym roku.

     Chłopak wyłączył kamerę i wyszedł z pokoju, aby dołączyć do pozostałych członków rodziny na wigilijnej kolacji.
Mrs Black bajkowe-szablony