sobota, 27 maja 2017

Rozdział 21 "Początek treningu"

Brak komentarzy:


   Harry stał przed głównym wejściem do zamku coraz bardziej wściekły. Patrzył przed siebie wściekłym wzrokiem i mruczał pod nosem przekleństwa pod adresem Aidana. Mężczyzna kazał mu stawić się o czwartej rano przed głównym wejściem. Harry, nie chcąc podpadać nauczycielowi już pierwszego dnia, z trudem zwlókł się z łóżka i skierował się na miejsce spotkania. Tymczasem mijała już godzina szósta, a po nauczycielu nie było żadnego śladu. Powoli korytarze oraz główny hol zaczęły zapełniać się uczniami śpieszącymi na zajęcia, a on stał tam jak kołek, nie wiedząc czy czekać dalej, czy olać to wszystko. Niektórzy rzucali mu zaciekawione spojrzenia, inni byli rozbawieni, jeszcze inni nie kryli swojej pogardy. Harry nie zwracał na nich uwagi. Gdy zegar wiszący nad drzwiami wskazał pół do siódmej, Harry już chciał wrócić do pokoju, ale zobaczył Aidana schodzącego po schodach. Widok mężczyzny sprawił, że Potterowi krew zagotowała się w żyłach. Tamten, jak gdyby nigdy nic, kierował się do niego wolnym krokiem z uśmiechem zajadając się jabłkiem. Stanąwszy naprzeciwko Pottera powiedział:

- No i jak? Gotowy na pierwszy dzień nauki?
- Tak – odparł Harry przez zaciśnięte zęby. - Można wiedzieć, dlaczego musiałem tu stać przez dwie i pół godziny?
- Wybacz mi, Harry – powiedział mężczyzna, choć ton jego głosu wskazywał, iż wcale nie żałuje swojego spóźnienia. - Po prostu mi się zaspało.

    Potter miał ochotę udusić go na miejscu. Tymczasem Aidan rzucił ogryzek do pobliskiego kosza na śmieci oraz gestem pokazał Harry'emu, aby poszedł za nim. Wyszli przez dębowe wrota i stanęli na małym, kamiennym dziedzińcu. Kamienne posągi, przedstawiające bliżej nieokreślone postacie, stały po obu stronach dziedzińca. Przechodząc między nimi, Harry miał wrażenie, że każdy z tych kolosów bacznie go obserwuje. Przeszli przez małą bramę, następnie pokonali drewniany mostek i skręcili ścieżką w lewo, która prowadziła między dwa średnich rozmiarów pagórki. Podczas marszu Aidan mówił:

- Zmierzamy właśnie do małej osady, położonej zaraz za tymi pagórkami. Zjemy tam śniadanie, a potem pójdziemy na plac, aby sprawdzić twoje umiejętności bojowe. Walczyłeś kiedyś bez użycia różdżki?
- W sensie pięściami?
- To też – przytaknął mężczyzna. - Chociaż bardziej chodziło mi o miecz.
- Jeśli chodzi o walkę mieczem, to wiem jedynie, którą stroną go trzymać.
- Zawsze coś – mruknął Aidan. - A walka wręcz?
- Znam kilka sztuczek. Dosyć przydatnych – odparł Potter.
- Zobaczymy – powiedział Aidan. - Spójrz, oto Dębowa Dolina.

   Weszli właśnie do malutkiej wioski, położonej na wielkiej polanie, pośrodku olbrzymiego lasu. Stało tu raptem kilkanaście domków, a pośrodku rósł olbrzymiej wielkości dąb. Harry'emu zdawał się, że drzewo rozpościera swoje gałęzie nad całą osadą, dając jej błogi cień w upalne dni. Biegające wokół dzieci co chwilę plątały im się pod nogami. Harry zauważył, że miejscowe kobiety piorunują wzrokiem jego nauczyciela. Przypomniał sobie, jak Kaspar wczoraj mu mówił, iż mężczyzna lubi podglądać kobiety w wiosce. Widocznie one również o tym wiedziały i teraz postanowiły nie spuszczać go z oka, chociaż na chwilę. Mężczyźni natomiast witali go jak starego druha. Harry zastanawiał się, czy wiedzą oni o tym, co Aidan wyprawia z ich żonami. Podejrzewał, że nie, gdyż wtedy nauczyciel z pewnością nie szedłby przez środek placu takim spokojnym krokiem. Minęli właśnie dwie młode dziewczęta, stojące nieopodal jednego z domów. Gdy ich mijali, jedna z nich szepnęła do swojej towarzyszki:

- Zobacz na tego młodego człowieka. Widocznie miał nieszczęście zostać uczniem tego starego ramola. Mam tylko nadzieję, że wraz z umiejętnościami mistrza, nie przejmie również jego nawyków.
- Ja bym nie była taka pewna – odparła druga dziewczyna. - Uczniowie zazwyczaj biorą przykład ze swoich nauczycieli, więc wszystkiego się można spodziewać.

    „Pięknie” pomyślał Harry „ Już mnie obgadują tylko dlatego, że to on jest moim nauczycielem. Merlinie, dlaczego?” Aidan i Harry doszli właśnie przed drzwi jednego z budynków. Był większy niż pozostałe, a nad drzwiami wisiał mały szyld, na którym widniał kufel piwa oraz skrzyżowany nóż i widelec. Harry domyślił się, że jest to coś w rodzaju gospody. Weszli do środka i młody Gryfon od razu poczuł zapach czosnku, cebuli oraz piwa. W izbie znajdowało się kilka drewnianych stołów i ław. Nad nimi majaczyły lewitujące świece, które oświetlały pomieszczenie. Na ścianach oraz belkach podtrzymujących strop zawieszone zostały głowy dzików, jelenie poroża oraz inne myśliwskie trofea. Spokojna muzyka, wygrywana na lutni przez śliczną, blondwłosą dziewczynę, stojącą przy kominku, nadawała wnętrzu gospody sielankowy nastrój. Przy małym stole w kącie siedzieli dwaj mężczyźni, którzy rzucali kilkoma kośćmi i zapisywali coś na kawałku pergaminu. Co jakiś czas podnosili gliniane kubki, wznosili toast i pociągali bardzo duże łyki. Po drugiej stronie izby było miejsce, gdzie na podłodze leżała masa miękkich dywanów, a na każdym z nich stało coś, co Harry'emu do złudzenia przypominało mugolskie fajki wodne. Wiedział to, ponieważ kiedyś widział, jak Dudley chowa jedną z nich przed ciotką i wujem. Harry przeniósł wzrok na lewo. Tam znajdowała się lada, przy której stała starsza kobieta, z przerzedzonymi, siwymi włosami. Cała jej twarz była pokryta licznymi zmarszczkami, a gdy uśmiechnęła się do nich zza lady Potter zauważył, że nie ma większości zębów. Olbrzymi czyrak na jej prawym policzku sprawiał, że Harry'emu zebrało się na wymioty. Aidan tymczasem usiadł przy wolnym stoliku i gestem przywołał do siebie zgrabną kelnerkę. Dziewczyna podeszła do nich, a Aidan powiedział:

- Witaj, piękna Luthien. Dla mnie to co zwykle, a dla Harry'ego wasz cudowny stek z dzika z ziemniaczkami i świeżą marchewką.
- Za chwilę będzie – odparła dziewczyna słodkim głosem i odeszła.
- Zawsze tak mówi – mruknął Aidan. - A potem czekam cholera wie ile.

    Po kilkunastu minutach do stołu podano im śniadanie. Harry ze smakiem zajadał się potrawą, w duchu przyznając, że bije ona wszystkie Hogwarckie potrawy na głowę. Wyczyściwszy talerz do czysta zaczął się zastanawiać, czy nie zamówić sobie dokładki, ale Aidan powstrzymał go:

- Nie przeginaj, bo na treningu zwymiotujesz.

Po napełnieniu żołądków skierowali swe kroki do wyjścia. Aidan spojrzał jeszcze na Luthien. Niestety, spojrzenie dostrzegła staruszka, stojąca przy barze. Zmarszczyła gniewnie brwi i powiedziała skrzeczącym głosem:

- Stary, siwy, a za smarkulami się ogląda, nie wstyd to tak?
- Stara, siwa, a upierdliwa, nie wstyd to tak? - odparował Aidan.

   Staruszka poczerwieniała z oburzenia i zaczęła zbliżać się do mężczyzny szybkim krokiem. Aidan stwierdził, iż najwyższy czas się ewakuować. Szybko otworzył drzwi i wypchnął Harry'ego na zewnątrz. Szybkim krokiem oddalali się od gospody, w drzwiach której stała staruszka, machając ścierką i wywrzaskując przekleństwa. Aidan i Harry kluczyli między domami, aż doszli do małego jeziora. Stanęli przy brzegu, a nauczyciel spojrzał na Harry'ego.

- Tutaj będziemy ćwiczyć. To ciche miejsce, gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał.

   Wyciągnął różdżkę i machnął nią. Parę metrów przed nimi pojawiło się kilka manekinów.

- Będę ci teraz mówił, jakie zaklęcia masz rzucić na te manekiny – oświadczył Aidan. - Wyciągnij różdżkę i powiedz, kiedy będziesz gotowy.

   Harry wyciągnął różdżkę oraz kiwnął głową, czekając na instrukcję.

- W porządku – powiedział Aidan. - Rzuć zaklęcie odpychające.

   Pierwszy manekin odleciał kilka metrów w tył.

- Ogłuszające.

   Drugi manekin przewrócił się na ziemię.

- Paraliżujące, zamrażające, podpalające, zmniejszające, spowalniające, tarczy – Aidan wymieniał kolejne zaklęcia, które Harry zdążył poznać w Hogwarcie.

   Gryfon bez problemu sobie radził. Nagle stała się bardzo dziwna rzecz. Aidan wyciągnął różdżkę i walnął Harry'ego Drętwotą. Zaskoczony Potter poleciał do tyłu i wylądował w jeziorze. Wyszedł z niego cały przemoczony, patrząc wściekłym wzrokiem na uśmiechającego się nauczyciela.

- Można wiedzieć, co to do cholery, miało być? - warknął.
- Myślisz, że twoi wrogowie zawsze będą grać czysto? - odpowiedział pytaniem mężczyzna. - Masz być zawsze czujny, nawet kiedy śpisz. W każdej chwili ktoś może pokusić się o to, by odebrać ci życie. Spodziewaj się niespodziewanego.
- Następnym razem mnie nie zaskoczysz – powiedział Potter.
- Mogę się założyć o cały swój majątek, że dzisiaj jeszcze dwa razy będziesz kąpał się w tym jeziorze.
- Chyba śnisz – powiedział Potter.

   Mężczyzna nic już więcej nie powiedział, tylko gestem przywołał do siebie Gryfona. Harry podszedł do niego, ciągle patrząc podejrzliwie. Aidan tymczasem powiedział:

- Teraz zobaczymy, czy potrafisz obronić się bez czarów. Broń się!

Nim Harry zdążył zareagować, czarodziej z całej siły powalił go na ziemię. Harry upadł na plecy. Aidan tymczasem szykował się już do kolejnego ciosu, lecz Potter przeturlał się na bok. Harry wstał i zablokował prawy sierpowy przeciwnika. Mężczyzna okręcił się na pięcie, podnosząc nogę w górę. Jego ruchy były bardzo szybkie, tak że Potter ledwo nadążał z unikami. Po kilku minutach uciekania Aidan powiedział niecierpliwie:

- Przestań ciągle uciekać przed moimi ciosami, Harry. Przejdź do ofensywy.

   Nim Potter zdążył mrugnąć, mężczyzna już był przy nim i podniósł go za przód szaty. Harry przypomniał sobie lekcję sztuk walki od brata. Wyciągnął ręce i uderzył nimi po uszach przeciwnika. Aidan cofnął się lekko ogłuszony. Harry natomiast skoczył na niego i zamachnął się lewą ręką. Mężczyzna zablokował cios, lecz Potter już wyprowadzał kolejny drugą pięścią. Aidan uchylił się i próbował podciąć Harry'emu nogi. Gryfon podskoczył i uderzył kolanem w brzuch, na co nauczyciel zgiął się wpół. Harry obiegł go dookoła i zacisnął dłonie na jego szyi. Pewny swego zwycięstwa zapomniał, że walczy ze świetnie wyszkolonym członkiem Salamandry. Aidan szarpnął się i mocno odchylił głowę w tył. Harry poczuł, jak z jego nosa zaczyna cieknąć krew. Aidan tymczasem dobiegł do niego i wykręcił mu rękę, uniemożliwiając jakąkolwiek obronę. Następnie wyprowadził grad ciosów, aż Harry upadł na kolana niezdolny do dalszej walki. Tamten nie zamierzał jednak skończyć. Ciągle nacierał na Pottera, a ten ostatkiem siły bronił się dzielnie.

- Przestanę dopiero, jak mnie pokonasz! - krzyknął Aidan. - Walcz Potter, walcz tak, jak na prawdziwej bitwie! Do końca! Chyba, że chcesz się poddać?

Nauczyciel dał Harry'emu czas, aby ten wstał z ziemi. Gryfon spojrzał na niego, a widząc w jego oczach politowanie poczuł, że jego duma została urażona. O, nie! Ten zboczeniec nie będzie sobie z niego szydził. Choćby miał tu paść trupem nie da mu tej satysfakcji. Wycierając krew z nosa wstał i zaczął pilnie obserwować przeciwnika. Przypomniał sobie lekcje z Connorem.


***

   I znowu upadek. Harry po raz enty zbierał się z ziemi, a Connor stał naprzeciw niego z założonymi rękami. 
 
- Mam dość – powiedział Harry. - Nawet nie mogę cię dotknąć, jesteś za szybki.
- Tu nie chodzi o szybkość, Harry – odpowiedział Connor. - Po prostu za bardzo polegasz na szczęściu. Rzucasz się na mnie jak rozjuszony byk. Bez żadnej strategii ani zastanowienia. W walce nie chodzi o to, aby rzucać czarami lub machać pięściami na oślep. Chodzi o poznanie słabych stron przeciwnika. O analizę jego atutów i wykorzystaniu jego słabości przeciwko niemu. Uważnie obserwuj swojego wroga, Harry. Poznaj jego ruchy, jego zwyczaje, jego myśli.  Wtedy będziesz miał większe szanse. Wstawaj i zaatakuj mnie ponownie.

   Po chwili Harry'emu udało się unieszkodliwić Connora. Jego brat leżał na ziemi, a Harry z wyszczerzem stał naprzeciwko niego. Zaraz jednak krzyknął trąc oczy, kiedy starszy Potter nabrał w garść piasku i sypnął nim go w twarz. Teraz to Harry leżał na ziemi, a brat uśmiechał się z zadowoleniem. Connor wyciągnął do niego rękę i powiedział:

- Nigdy, ale to nigdy nie myśl, że jak twój przeciwnik leży, to jest już po walce. Dopóki pojedynek się nie zakończy, zawsze musisz być gotowy na niespodziewany atak z jego strony.
- Ale dlaczego piachem po oczach? - zapytał Harry z wyrzutem, wciąż trąc oko.
- Kiedy twój przeciwnik jest za silny i nie możesz sobie z nim poradzić rozejrzyj się dookoła. Wykorzystaj elementy otoczenia przeciwko niemu.

   Harry wymruczał coś pod nosem i ponownie przystąpił do natarcia.

***

    Harry patrzył na uśmiechającego się Aidana. „ Dobra zboczeńcu „ pomyślał sobie. „ Jaki jest twój słaby punkt? „ Potter w skupieniu lustrował przeciwnika, ale rozglądał się też ukradkiem dookoła. Obserwował każdy kamień, każdy pień drzewa, każdą gałązkę. Zapamiętywał wszystko, co mogłoby mu pomóc w walce z nauczycielem. Nie zamierzał przegrać. Aidan tymczasem bacznie obserwował swojego ucznia. Dostrzegł zmianę w jego zachowaniu. Gotów był przysiąc, że chłopak znowu rzuci się na niego uderzając na oślep. Jednak Harry wciąż stał na swoim miejscu i nie spuszczał z niego oczu, dyskretnie rozglądając się dookoła. W końcu na jego ustach zagościł szatański uśmiech. Aidan zmarszczył brwi. „ Czyżby wpadł na jakiś pomysł? „ pomyślał. „Może jednak będą z niego ludzie?”.
   Harry nagle wystrzelił jak z procy w kierunku mężczyzny. Znów wyprowadzał ciosy, które ten z łatwością blokował. W końcu Aidan przystąpił do kontrataku. Chłopak sprawiał wrażenie, jakby obrona przychodziła mu z trudem. Aidan ciągle atakował, zmuszając Harry'ego do cofania się. Co i rusz Potter upadał, ale szybko się podnosił, ponawiając ciosy. W końcu nauczyciel uchylił się przed prawym sierpowym Harry'ego i z półobrotu kopnął go w brzuch. Harry odleciał kilka metrów i wylądował na wielkim głazie, stojącym nad brzegiem jeziora. Aidan wszedł nad kamień i stanął na Harrym. Wyglądało na to, że Potter już się nie podniesie. Dyszał ciężko i usilnie próbował wstać, lecz jedynie udało mu się upaść na kolana. Aidan tymczasem rzekł:

- Wygląda na to, że to koniec, panie Potter – oświadczył mężczyzna. - Ma pan siły na dalszą walkę? Jeśli nie, to z przykrością informuję, że czeka na pana ponowna kąpiel w jeziorku. 

   Nagle stało się coś, czego Aidan kompletnie się nie spodziewał. Harry uśmiechnął się pod nosem i sypnął mu piaskiem w oczy. Równocześnie przeszedł między jego nogami i zeskoczył z głazu. Wyciągnął różdżkę oraz celując w kamień krzyknął:

- Depulso!

   Głaz odleciał kilkanaście metrów, a stojący na nim mężczyzna stracił równowagę i runął do wody. Harry usłyszał tylko głośny plusk i głośne przekleństwo nauczyciela. Mężczyzna wyszedł z wody i popatrzył na Pottera. Harry nie dostrzegł złości na jego twarzy, lecz szeroki uśmiech. Zaklaskał i powiedział:

- Bardzo dobrze, Harry. Przyznaję, że odrobinę cię zlekceważyłem. Nie spodziewałem się po tobie takiego fortelu. Kiedy powaliłem cię na ziemię niepostrzeżenie nabrałeś garść piasku, potem tak się cofałeś, aby dojść do tego głazu. Przewidziałeś, że wyprowadzę półobrót, a potem wejdę za tobą na ten kamień. Naprawdę świetnie. Jednakże – tu jego usta wygięły się w ironicznym uśmiechu. - Wygrałeś nieuczciwie. Umawialiśmy się, że nie używamy magii, tylko walki wręcz.
- Owszem - odparł Harry z uśmiechem. - Ale, jak sam powiedziałeś, spodziewaj się niespodziewanego.

   Aidan spojrzał na szczerzącego się chłopaka. „Mały skurczybyk.” pomyślał z rozbawieniem. „Zobaczymy, jak poradzi sobie dalej.” 
   Harry tymczasem usiadł na ziemi i odpoczywał. Aidan uniósł brwi:

- Co ty robisz? - zapytał.
- Odpoczywam – odparł Potter.
- Odpoczniesz po treningu – powiedział nauczyciel. - Podnoś te cztery litery.
- To, to nie był trening? - zdziwił się Harry.
- Ta walka? - zaśmiał się nauczyciel. - Ta walka była jedynie rozgrzewką. Teraz zaczynamy prawdziwy trening.
- Daj odpocząć – jęknął Harry. - Zgrzałem się jak pedofil w sklepie z zabawkami.
- Nie bądź miękką fają, Potter - sarknął nauczyciel. - Wstawaj i biegaj dwa kółka wokół jeziora.
- Jaja sobie robisz? Przecież to kilka kilometrów!
- W takim razie radzę ci zacząć już teraz – zaśmiał się Aidan.
- A co TY będziesz robił? - zapytał Potter.
- Ja? - Aidan był zdziwiony, jakby nie spodziewał się, że Harry będzie żądał od niego takich informacji. - Ja sobie poobserwuje.
- Tak? - Harry zmrużył podejrzliwie oczy. - A co?
- Nie twoja sprawa – zbył go mężczyzna. - Zasuwaj.

   Aidan oddalił się od jeziora. Harry chcąc nie chcąc zaczął biegać. Ciągle zastanawiał się, co takiego chciał obserwować jego nauczyciel. Oczywiście, miał pewne podejrzenia, ale w duchu modlił się, aby były one niesłuszne, ponieważ wtedy udusiłby mężczyznę gołymi rękami.
    Po przebiegnięciu jednego kółka zaczął dyszeć jak lokomotywa. Z coraz większym trudem zmuszał swoje ciało do wysiłku, a jezioro wydawało mu się przeraźliwie długie. W końcu jednak postawił ostatni krok i runął na ziemię jak długi. Nie dane mu było jednak długo cieszyć się odpoczynkiem, bo chwilę potem wrócił Aidan zajadając się lodem na patyku. Spojrzał na Harry'ego i rzekł:

- A teraz pięćdziesiąt przysiadów i tyle samo pompek.
- Możesz sobie pomarzyć – zaprotestował Potter. - Po pierwsze, nie mam już siły, a po drugie, miałem się tu uczyć zaklęć, a nie urządzać jakieś katorżnicze maratony.
-Walka to nie tylko używanie zaklęć – rzucił Aidan. - Co ci przyjdzie z tego, że będziesz znał potężne czary, skoro po kilku minutach pojedynku zmęczysz się tak bardzo, iż nie będziesz w stanie robić uników? Pięćdziesiąt przysiadów.

    Harry z naburmuszoną miną zaczął kolejne ćwiczenie. Tymczasem nauczyciel wyjął książkę i siadając na jednym z kamieni zaczął czytać, kątem oka zerkając w kierunku Gryfona. Uśmiechał się pod nosem, gdy chłopak robił przerwy, kiedy zdawało mu się, że nauczyciel akurat nie patrzy. Nie odzywał się jednak i bez reszty oddał się lekturze. Minęło kilkanaście minut zanim Harry skończył. Kiedy to nastąpiło, Aidan wymyślił mu jeszcze kilka ćwiczeń. Po wykonaniu wszystkich nauczyciel oznajmił, że zrobią sobie godzinę przerwy, a potem zaczną naukę zaklęć. W tym samym czasie, na drugim brzegu jeziora kilka dziewczyn z wioski postanowiło się wykąpać. Widząc ich Aidan rozszerzył oczy, a potem wskoczył w znajdujące się nieopodal krzaki. Harry wzniósł oczy ku niebu i w duchu przeklinał niepohamowane żądze nauczyciela. Jednak miał zamiar dobrze wykorzystać przerwę i skierował się do Dębowej Doliny. Na miejscu kupił sobie dużą butelkę lemoniady. Popijając orzeźwiający napój spacerował po okolicy, poznając zwyczaje mieszkańców. Zaczepił go jakiś starszy pan prosząc, aby Gryfon zagrał z nim w szachy. Z uśmiechem odmówił, tłumacząc się słabymi umiejętnościami w tej grze. Zaszedł do gospody, gdzie jadł rano śniadanie. Na szczęście staruszki nie było w lokalu, więc obyło się bez awantur. Był w trakcie spożywania obiadu, gdy usłyszał nad sobą dziewczęcy głos:

- Widzę, że miałeś męczący poranek.

    Nad nim stała Luthien. Harry skinął głową z lekkim uśmiechem. Dziewczyna przysiadła się do niego i zapytała:

- Aidan dał ci w kość?
- Nie było tak źle – odpowiedział Harry, chociaż jego obolałe ciało stanowczo przeczyło tej deklaracji. - Powiedzmy, że było inaczej niż się spodziewałem.
- Lubię mistrza Aidana – powiedziała dziewczyna. - To sympatyczny i bardzo odważny człowiek. Ma skłonności do, hmm, nietaktownych zachowań względem kobiet, ale mnie to nie przeszkadza. Niestety w Dębowej Dolinie oraz zamku Salamandry jest niedoceniany. Przypięto mu łatkę zwyrodnialca i zboczeńca, który całe życie ugania się za dziewczynami. Szkoda, bo taki człowiek jak on zasługuje na coś więcej. Wiedziałeś, że niektórzy chcieli uczynić go jednym z trójki Wielkich Mistrzów?
- Serio? - zdziwił się Potter.
- Jasne, że tak – skwapliwie przytaknęła dziewczyna. - Niestety, to było przed tym, jak na jaw wyszła jego erotomańska natura. Kiedy dowiedzieli się, co z niego za ziółko, natychmiast cofnęli swoją propozycję. Zamiast tego trzecią mistrzynią została Meredith. Od tej pory stara się hamować jego popędy. Mniej lub bardziej bolesnymi sposobami.

    Harry przypomniał sobie zaklęcie żądlące, które mistrzyni rzuciła na Aidana wczoraj wieczorem. Nie wiedział czemu, lecz miał wrażenie, iż było ono jednym z tych mniej bolesnych sposobów. Wzdrygnął się na myśl o tym, jakie mogłyby być te bolesne. Luthien tymczasem kontynuowała:

- Kiedyś miał żonę, ale zmarła w czasie porodu, tak samo jak jego nienarodzona córka. Od tamtej pory już nigdy nie związał się z kimś na dłużej. Codziennie wieczorem wychodzi na pobliski cmentarz i siedzi tam do białego rana. Udaje, że wszystko jest w porządku, ale ja widzę, że cierpi równie mocno jak na początku.
- Widzę, że dobrze go znasz – stwierdził Harry.
- Czy go znam? - zapytała dziewczyna. - Nie wydaje mi się. Jestem pewna, że nie pokazał jeszcze na co naprawdę go stać. Powiedzmy, iż jestem jedną z niewielu osób, które nie widzą w nim tylko zboczeńca i zwyrodnialca. Ale dosyć o nim. Powiedz mi, co robisz jutro wieczorem?
- Nie mam żadnych planów, a czemu pytasz?
- W takim razie zapraszam cię na spacer. Nie akceptuję odmowy – zastrzegła.
- Skoro tak stawiasz sprawę, to niech będzie – powiedział Harry. - O której?
- Powiedzmy o ósmej wieczorem?
- Na pewno przyjdę – zapewnił Gryfon.
- Tylko załóż na siebie coś stosownego na wieczorne spacery – powiedziała Luthien. - Bo inaczej cały czas będziesz walczył z komarami.

    Harry wstał od stołu i wrócił nad jezioro. Tak jak Aidan obiecywał rozpoczęli naukę zaklęć. Nauczyciel pokazywał Gryfonowi najróżniejsze zaklęcia, o których tamten nigdy nie słyszał. Przypuszczał, że nawet nauczyciele Hogwartu nie znają większości z nich. Harry właśnie próbował opanować wielkiego, ognistego lwa, który wystrzelił z jego różdżki. Zwierzę paliło wszystko na swojej drodze. W końcu interweniował Aidan widząc, że Harry stracił kontrolę nad zaklęciem i lew niebezpiecznie zbliża się do Dębowej Doliny. Nauczyciel oświadczył, iż jeszcze za wcześnie na tak silne czary, więc skupili się na czymś łatwiejszym. 

- Zaklęcie klonowania pozwala na tworzenie kopii ciebie, abyś mógł uratować się, kiedy znajdziesz się w niebezpiecznej sytuacji – mówił Aidan. - Musisz jednak pamiętać, że stworzone przez ciebie klony mają ci jedynie pomóc w walce, a nie walczyć za ciebie. Zaklęcie zużywa bardzo dużo energii, więc ilość klonów jaką możesz stworzyć też jest ograniczona. Najpotężniejszym udaje się ich stworzyć jedynie trzy. Nie myśl więc sobie, że gdy opanujesz ten czar będziesz mógł stworzyć kilkutysięczną armię oraz ruszyć na podbój świata. Klony utrzymują się zazwyczaj tylko przez kilka minut. Do dzieła.

    Nauczyciel pokazał Harry'emu jak rzucić czar. Potter przekonał się, że stworzenie klona nie jest wcale trudne, lecz sprawienie, aby słuchał jego rozkazów to już inna bajka. Stworzone podobizny żyły własnym życiem nie zważając na oryginał. Pod koniec zajęć Wybrańcowi udało się jednak skłonić je do wykonywania prostych czynności. Aidan był bardzo zadowolony i oświadczył, że na dzisiaj muszą kończyć. Harry był na tyle wyczerpany, iż z ledwością doszedł do swojej komnaty w zamku. Tam zastał Kaspara, który machał różdżką mrucząc pod nosem zaklęcie. Na dźwięk kroków Harry'ego odwrócił się i pomachał mu ręką.

- Cześć – powiedział. - Jak zajęcia ze zboczonym staruszkiem?
- Padam na twarz – jęknął Harry oraz rzucił się na łóżko. - To sadysta.
- Co robiłeś?
- Ćwiczenia fizyczne, mała walka wręcz i nauka zaklęć – odpowiedział Harry.
- Już pierwszego dnia uczył cię zaklęć? - nie dowierzał Kaspar. - Ale ci zazdroszczę. Ja przez pierwsze dwa tygodnie musiałem słuchać teoretycznych wykładów.
- A tak miałem mieć z nim źle – zaśmiał się Harry. - Dał mi niezły wycisk.
- No cóż – wzruszył ramionami Kaspar. - To nie obóz wypoczynkowy.

    Drzwi znowu się otworzyły i wszedł przez nie Martin. Chłopak rzucił swoje rzeczy na łóżko oraz wkroczył do łazienki. Wyszedł stamtąd po chwili i dołączył do chłopaków.

- Siemka, sorki, że nie przywitałem się zaraz po wejściu, ale natychmiast musiałem skorzystać z toalety. Jak dzień?
- On już miał zaklęcia – poskarżył się Kaspar, wskazując palcem na Harry'ego.
- No i co? - wzruszył ramionami Martin. - Ja też miałem praktykę pierwszego dnia.
- Co?! - krzyknął Kaspar. - Czy tylko ja na początku miałem nudną teorię?
- Najwyraźniej Karrypto stwierdził, że najpierw musi ci wytłumaczyć co to różdżka i jak się jej używa – zachichotał w poduszkę Harry, a po chwili dołączył do niego Martin.
- Bardzo śmieszne – powiedział Kaspar. - Foch.

   Założył ręce na piersi i ostentacyjnie odwrócił się do nich plecami. Ten gest jeszcze bardziej rozbawił chłopaków. Śmiali się dobre pięć minut, w czasie których Kaspar stał na środku pokoju śmiertelnie obrażony. W końcu Martin powiedział:

- Żarty żartami, ale musimy przygotować się na imprezę – oświadczył.

    Kaspar natychmiast zapomniał o swoim fochu i rozpoczął litanię na temat tego, co będą robić. Harry także podniósł głowę z poduszki i przyłączył się do dyskusji. Chłopcy szybko doprowadzili się do porządku i wyszli z pokoju. Kierowali się do głównego holu, a następnie zeszli po schodach na dół. Kaspar bezustannie poganiał ich marudząc, że się spóźnią. Martin nie zwracał na niego uwagi rozmawiając z Harrym o życiu w Ameryce. Wreszcie stanęli przed małymi drzwiami. Kaspar pchnął je i ryknął na cały głos:

-Witam wszystkich, wreszcie zjawił się król dzisiejszej balangi!
-Merlinie, co za debil – mruknął Martin, uderzając się ręką w czoło.

    Pomieszczenie, w którym się znaleźli było sporych rozmiarów. Parkiet taneczny znajdował się na samym środku, a na suficie rozmieszczone były kolorowe światełka. Wielki bar stał po lewej stronie, gdzie co i rusz ktoś podchodził. Po prawej rozmieszczono kilka foteli, aby uczestnicy mogli odpocząć po tańcach lub spocząć na nich, gdy przesadzili z alkoholem. Kaspar teatralnym gestem pokazał salę i zwrócił się do Pottera.

- Witaj w centrum nocnego życia Salamandry. Obiecuję, że nie wyjdziesz stąd trzeźwy, o ile w ogóle wyjdziesz – zaśmiał się Belg.

    Natychmiast otoczyło ich kilkunastu innych uczniów. Harry nie wiedział, kiedy kieliszek z wódką zjawił się w jego dłoni, ale bez sprzeciwu pociągnął łyk. Tym razem nie zakrztusił się jak w wakacje. Martin i Kaspar poszli w taneczny bój, a on z zaciekawieniem rozglądał się po pomieszczeniu. Zanim się zorientował już rozmawiał z jakąś blondynką. Wypił z nią kilka drinków, powygłupiał się oraz poobgadywał innych. Jakiś czas później jego towarzyszka gdzieś zniknęła, więc Wybraniec próbował odszukać dwóch kolegów. Stwierdził, iż najprościej będzie poczekać na nich przy barze. Był już w połowie drogi, gdy przed nim wyrosła Luthien.

- Tak myślałam, że cię tu spotkam – zaśmiała się i złapała go za rękę. - Chodź potańczyć.

    Akurat leciała szybka piosenka. Wszyscy wirowali na parkiecie jak oszalali, a Harry zwrócił się do towarzyszki.

-Luthien, ja nie umiem tańczyć.
-Ja też nie – odparła. - Daj się porwać muzyce.

    Stosując się do jej rady, Harry już wkrótce wirował razem z innymi. Gryfon zręcznie obracał dziewczyną oraz dostosowywał kroki do tempa muzyki. Po kilku takich tańcach czuł, że musi gdzieś usiąść. Poprowadził Luthien do baru, zamówił dwa kamikaze oraz skierował się w stronę foteli. Usiedli, a wtedy Harry powiedział:

- Jesteś uczennicą? Myślałem, że tylko członkowie Salamandry mają wstęp do zamku.
- Nie jestem uczennicą, ale i tak mogę tu wchodzić. Robię im za doradce.
- Doradce czego? - zapytał Harry.
- Wszystkiego – odparła. - Potrafię przepowiadać przyszłość.
- Tak mówisz? - zapytał, a przed oczami stanęła mu Trelawney. - To głupstwa.
- Wcale nie – żachnęła się. - Daj rękę, zobaczymy co cię czeka.
- Jedna wariatka w Hogwarcie ciągle przepowiada mi śmierć – zaśmiał się Harry. - Wybacz, ale nie wierzę w takie rzeczy.
- Jak chcesz, ale nie jestem oszustką – powiedziała.
- Tego nie powiedziałem – bronił się Harry.
- Ale z pewnością tak pomyślałeś – Luthien pokazała mu język. - O, widzę, że twoi kumple do nas idą.

    Harry spojrzał tam gdzie Luthien i zobaczył kroczących ku nim Kaspara i Martina. W zasadzie tylko Martin szedł, bo Kaspar raczej czołgał się w ich stronę. Usiadłszy przy nich, Kaspar powiedział:

- Witam ja ciebie, moja kochana Luthien – ukłonił się w stronę dziewczyny. - Czymże zasłużyliśmy na odwiedziny elfki w naszej melinie?

    Do Harry'ego dopiero po chwili dotarł sens jego słów. Rozszerzył oczy i wpatrywał się w Luthien. Odzyskawszy mowę, zapytał:

- Elfki?!
- Tak Harry, jestem elfką – oświadczyła dziewczyna, patrząc na niego z niepokojem.
- Nie mów, że nie zauważyłeś – zaśmiał się Martin widząc reakcję Pottera. - Przecież ta uroda i nienaturalnie wielkie oczy wskazują, że nie jest człowiekiem.
- Patrz, jakoś nie zauważyłem Hermiono w ciele faceta – sarknął Harry. Martin, w odpowiedzi na przyrównanie do Hermiony, pokazał mu środkowy palec.
- Chyba ci to nie przeszkadza, prawda Harry? - zapytała Luthien.
- Jasne, że nie – odparł Potter. - Po prostu jestem zaskoczony. W zasadzie pierwszy raz widzę któregokolwiek z elfów.
- Jestem jedyną elfką w okolicy – powiedziała Luthien.
- Gramy w coś? - zapytał Kaspar, który postanowił zmienić temat.
- W co? - rzekł Martin.
- Może w nigdy nie?
- A jak się w to gra? - zapytał Harry.
- To proste. Mówisz, czego nigdy w życiu nie robiłeś, a jak ktoś tę rzecz zrobił to pije kolejkę oraz opowiada o tym pozostałym – wytłumaczył chłopak.
- Wchodzę w to – powiedziała Luthien.
- Ja też – dodał Martin.
- I ja – powiedział Harry.
- Dobra, więc ja zaczynam – powiedział Kaspar. - Nigdy nie spotkałem bazyliszka.

    Harry z westchnieniem sięgnął po kieliszek. Pozostała trójka wytrzeszczyła na niego oczy, więc opowiedział im o przygodzie w Komnacie Tajemnic. Kiedy skończył, Martin i Kaspar patrzyli na niego z podziwem, a Luthien z zainteresowaniem. Wypytywali go o wszystkie szczegóły, a gdy temat się wyczerpał, pałeczkę przejął Martin.

- Nigdy nie obudziłem się nagi po imprezie.

Kaspar wypił kolejkę. Pozostali patrzyli na niego z wyczekiwaniem.

- No co? - zapytał. - Raz zabalowaliśmy z kumplami, a oni wpadli na genialny pomysł, aby mnie rozebrać i położyć przed gabinetem dyrektora. Dostałem taki ochrzan, że do tej pory to pamiętam.
- Teraz ja – powiedziała Luthien. - Nigdy nie uprawiałam seksu z kimś z innej rasy niż moja.

    Tym razem wypił Martin. Harry wytrzeszczył oczy i zaśmiał się.

- No, no, no – zacmokał Wybraniec. - Cicha woda brzegi rwie, prawda Martin?
- To było tylko raz – zastrzegł chłopak, wśród rechotu pozostałych. - Ludzie, to była wila. Jakoś tak wyszło.
- Któż by się spodziewał? - zarechotał Kaspar. - A spróbuj mi tylko wypominać, jak będę mówił o zgrabnym tyłku Luthien.
- Ej! - oburzyła się dziewczyna. - Kiedy niby mówiłeś o moim tyłku?!
- Harry, teraz ty – zmienił temat Kaspar, patrząc z niepokojem na zmrużone oczy Luthien.
- Hmmm – zastanowił się Harry. - Nigdy nie paliłem marihuany.

    I znowu kieliszek znalazł się w dłoni Martina. Kaspar był bliski zawału.

- Stary, odnoszę wrażenie, że prawie wcale cię nie znam! - wykrzyknął. - Seks, narkotyki i co jeszcze?!
- To było z tą wilą – odparł zakłopotany chłopak. Nie pomagał mu nieustanny rechot Harry'ego.
- Dobra, skończmy to, bo stracę do was cały szacunek – powiedział Harry. - Poza tym wódka się skończyła.
- Ja przyniosę! – mężnie zawołał Kaspar i chwiejnym krokiem poszedł w kierunku baru.
- Dojdzie? - zapytał Harry Martina.
- Cholera wie – wzruszył ramionami. - Idę się odlać.

    Przy stoliku zostali już tylko Harry i Luthien. Dziewczyna patrzyła na Wybrańca nieobecnym wzrokiem. Wyglądała, jakby uleciał z niej duch, pozostawiając na fotelu tylko pustą skorupę. Harry, widząc to, zmarszczył brwi i zapytał.

- Wszystko w porządku?
- Uważaj, Harry – powiedziała dziwnym głosem. - Twoja przyszłość jest mroczna. Przyjdzie ci zmierzyć się z wieloma przeszkodami. Będziesz miał wrogów, a Voldemort nie będzie najgorszym z nich. Człowiek w purpurowej masce wielokrotnie stanie ci na drodze. Będziesz musiał stoczyć z nim walkę, lecz nie będzie ona łatwa. Jego oczy. Oczy wypełnione równocześnie nienawiścią i przeogromnym smutkiem. Już niedługo wszystko się zmieni. Śmierć anioła narodzi potwora.
- Hej, Luthien! - krzyknął Harry. Dziewczyna otrząsnęła się i spojrzała na Pottera.
- Wybacz – uśmiechnęła się. - Chyba za dużo wypiłam. Lepiej pójdę już spać. 

    Nie czekając na odpowiedź wstała i wyszła z pomieszczenia. Harry siedział jak sparaliżowany. Nie wiedział, czy traktować słowa Luthien poważnie, czy uznać je za pijacki bełkot. O jakiej purpurowej masce mówiła? Śmierć anioła? Wybraniec miał mętlik w głowie. Nie dane mu było długo się nad tym rozwodzić, ponieważ wrócił Martin. 

- Kaspara jeszcze nie ma? - zapytał.
- Co? Nie, jeszcze nie wrócił – odpowiedział Harry. - Wiesz, mam dość. Chyba pójdę spać.
- W sumie to ja też – zgodził się z nim Martin. - Chodź, poszukamy tego ochlejusa i spadamy.

    Wyszli z imprezy i podążali pustymi korytarzami zamku. Głośne echo ich kroków odbijało się od ścian. Nagle usłyszeli donośny dźwięk. Stanęli, próbując zidentyfikować źródło hałasu. 

- Jak myślisz, co to może być? - zapytał Harry, na wszelki wypadek wyciągając różdżkę.
- Brzmi jak zarzynane prosię – zmarszczył brwi Martin. - Sprawdźmy to.

    Chłopak ruszył przed siebie. Wyjrzał za róg i stanął jak wryty. Po chwili zaczął opętańczo chichotać. Zwrócił się do Harry'ego.

- Harry, to nie prosię – zaśmiał się. - To tylko chrapanie Kaspara.

    Harry podbiegł do Martina i spojrzał na śpiącego Belga. Wybuchnął śmiechem i pokręcił głową. Chłopcy wzięli nieprzytomnego kolegę pod pachy i zanieśli go do pokoju. Rzucili Kaspara na łóżko. Sami też przebrali się oraz po chwili znaleźli się w swoich łóżkach. Zmorzył ich błogi sen.

wtorek, 9 maja 2017

Rozdział 20 " Nowi znajomi "

4 komentarze:

   Harry wylądował pośrodku wielkiej, okrągłej komnaty z kolumnami. Nie znajdowało się w niej nic, prócz portalu, który go tu przywiódł. Rozejrzał się zdekoncentrowany, aż ujrzał małe drzwi po przeciwległej stronie. Ostrożnie ruszył w tym kierunku, gdy nagle ni stąd ni zowąd pojawił się przed nim mężczyzna, z którym rozmawiał w swoim śnie. Patrzył na Gryfona z uśmiechem, aż w końcu przemówił:

- A więc udało ci się tu dotrzeć, Harry. Cieszę się bardzo. Mam nadzieję, że mnie pamiętasz?
- Oczywiście – odparł Potter. - Ejnar, prawda?
- Zgadza się – mężczyzna kiwnął głową. - Mistrz Karrypto został już poinformowany o twym przybyciu. Zanim jednak tu dotrze, chciałbym jeszcze z tobą porozmawiać.
- O czym? - zapytał Harry.
- O tym, dlaczego w ogóle tu jesteś – odpowiedział Ejnar. - Nie będziesz się szkolił jedynie w celu zdobycia umiejętności, które pomogą ci pokonać Voldemorta. Jesteś tu, aby przygotować się na walkę z koszmarem, który nadciąga.
- Możesz jaśniej? - zapytał Harry.
- Opowiadałem ci już o moim ojcu, prawda? - zapytał Ejnar, na co Harry kiwnął głową. - Mówiłem ci także, że mam podejrzenia, iż to on kryje się za działaniami Voldemorta. Teraz nie są to już tylko podejrzenia. Dowiedziałem się, że mój ojciec odnalazł fragment bursztynu ukryty przez moją siostrę, a tym samym odzyskał część swojej dawnej mocy. Dzięki niej zdołał odbudować część swojej dawnej potęgi. Na razie jest jeszcze zbyt słaby, aby ryzykować ujawnienie, więc kryje się w cieniu. Jednakże nie przeszkodziło mu to ściągnąć do swojej twierdzy swoich dawnych żołnierzy. Jestem pewien, że to tylko kwestia czasu, kiedy ten potwór upomni się o swoje.
- Dlaczego to robi? - zapytał Harry. - Jaki ma cel w wywoływaniu wojny?
-Mówi, że chce stworzyć dla ludzi nowy świat, w którym nie będzie wojen , a jedynie przyjaźń i miłość. Mój ojciec od zawsze o to zabiegał. Z czasem szlachetnym zamiarom mojego ojca zaczęły przeczyć jego czyny. Zaczął siłą zmuszać ludzi do posłuszeństwa, a także unicestwiać tych, którzy ośmielili mu się sprzeciwić. Wiesz jednak, co jest w tym wszystkim najgorsze? To, że mój ojciec nie widział w tym niczego złego i naprawdę wierzył, iż robi to, aby ludziom żyło się lepiej.
- To okropne – stwierdził Harry.
- Mówię ci to wszystko, abyś był przygotowany. Ludzie zdają sobie sprawę z niebezpieczeństwa dopiero wtedy, gdy zobaczą je na własne oczy. Nie przychodzi im na myśl, że zło może działać z ukrycia i uderzyć w najmniej spodziewanym momencie. Weźmy na przykład czasy, kiedy największe zagrożenie stwarzał Grindelwald. Wszyscy czarodzieje byli skupieni tylko na nim, przez co nie zauważyli, jak pod ich nosami wyrósł nowy problem zwany Voldemortem. Teraz cała uwaga czarodziejskiej społeczności skupia się na Voldemorcie, dlatego nie widzą zagrożenia w postaci mojego ojca. Historia się powtórzyła.

    W tej samej chwili drzwi komnaty się otworzyły i wszedł przez nie wysoki mężczyzna z krótkimi, czarnymi włosami. Widząc, jak Harry rozmawia z duchem Ejnara uniósł brwi w górę, ale nic nie powiedział. Ejnar tymczasem gestem pokazał mu, żeby podszedł bliżej.

- Mistrzu Karrypto, przedstawiam ci nowego ucznia. Harry, to mistrz Karrypto

    Karrypto skinął krótko głową i przemówił:

- Więc to ty jesteś tym nowym, tak? Pójdziesz teraz ze mną, przedstawię cię pozostałym, a potem dostaniesz rozkład zajęć. Ile masz czasu?

    Zanim Harry zdążył odpowiedzieć, usłyszał głos Ejnara:

- Harry będzie tu przez dwa miesiące.
- Dwa miesiące – powtórzył Karrypto. - Bardzo mało czasu. W takim razie czekają cię najgorsze dwa miesiące w życiu, Potter. Czekam za drzwiami.

    Kiedy Karrypto wyszedł, Harry zwrócił się do Ejnara:

- Chyba mnie nie lubi.
- Mistrz Karrypto jest oschły dla każdego – uśmiechnął się Ejnar. - Wychodzi z założenia, że jeśli jesteś dla wszystkich miły, to za jakiś czas każdy wejdzie ci na głowę.
- Grunt to mieć dobrą filozofię życiową – mruknął Harry pod nosem. - Czy jest jeszcze coś, co powinienem wiedzieć?
- Chwilowo nie – odparł Ejnar. - Jakby co odwiedzę cię, gdy będziesz spał. Powodzenia na szkoleniu, Harry.

    Potter wyszedł z komnaty i stanął naprzeciwko mistrza Karrypto. Ten tylko rzucił krótkie „za mną” i zaczął iść przez długie korytarze. Gryfon nie śmiał się do niego odezwać, więc z ciekawością rozglądał się na boki. W końcu obaj doszli do wielkich dębowych drzwi, które prowadziły do stołówki. Dopiero tam mistrz Karrypto przemówił:

- Jest już pora kolacji, więc zajęcia rozpoczniesz od jutra. Będziesz dzielił pokój z Burrowsem i Frillockiem. Jeżeli zaś chodzi o twojego prowadzącego, to jeszcze się zastanowię.

    Harry nie zdążył zapytać kim jest ten cały prowadzący, bo Karrypto otworzył wrota i wszedł do stołówki. Wyglądała niemal identycznie, jak Wielka Sala w Hogwarcie, ale tutaj sufit był normalny oraz brakowało klepsydr, w których znajdowały się uzbierane przez domy punkty. Całą stołówkę zapełniały niewielkie, czteroosobowe stoliczki, przy których siedzieli inni czarodzieje. Karrypto zatrzymał się przy jednym z nich, gdzie siedziało dwóch chłopaków, którzy wydawali się nie zdawać sobie sprawy z tego, iż któryś z nauczycieli stoi obok nich. Jeden z nich mówił:

- Ciągle tylko zajęcia i zajęcia. Nie dają nam żadnego wolnego czasu. Mam już po dziurki w nosie tych całych wykładów i wstawania o bladym świcie. Raz zapytałem mistrza Dartana o to, kiedy w końcu wyruszymy na jakąś misję. Odpowiedział, że jesteśmy jeszcze niedoświadczeni. Od starszych uczniów słyszałem, że powtarza im to od kilku lat. Albo ten Karrypto... - w tym momencie drugi z chłopaków podniósł wzrok i spostrzegłszy stojącego obok mistrza zbladł, a także zaczął szarpać za ramię gadatliwego chłopaka. - Przestań mnie szarpać! O czym to ja? A tak, Karrypto! Ciągle każe nam wkuwać bezsensowne receptury eliksirów oraz wchodzi nam do głowy, kiedy ma na to ochotę. A jak mówi, że w ilu to bitwach nie brał udziału, to aż mi się niedobrze robi. Wiesz co ja myślę?
- Słucham Burrows – odezwał się Karrypto zimnym głosem. - Bardzo jestem ciekaw, co myślisz.

    Chłopak zwany Burrowsem odwrócił się oraz rozszerzył oczy. Widząc przed sobą srogą twarz mistrza stracił całą swoją energię i jakby skulił się w sobie. Zaczął się jąkać, więc ciężko go było zrozumieć. Karrypto jednak był nieugięty:

- No Burrows, nie mam całego dnia. Powiedz, co takiego myślisz.
- No bo... ja... to znaczy... - Burrows z rozpaczą rozglądał się w poszukiwaniu pomocy, lecz nikt z obecnych nie chciał się mieszać. - Ja tylko żartowałem.
- Czyżby? - Karrypto wygiął usta w pogardliwym uśmiechu. Po chwili jednak znowu przybrał kamienną maskę na twarz. - Nie mam na to czasu. To jest nasz nowy nabytek – popchnął Gryfona w kierunku stolika. - Od dzisiaj będzie mieszkał z wami w pokoju. Macie wyjaśnić mu zasady panujące w tym zamku. Dopóki nie znajdę mu prowadzącego, to wy jesteście za niego odpowiedzialni. A ciebie Burrows widzę po kolacji w mojej wieży.

    Karrypto odszedł zostawiając przerażonego Burrowsa, zdenerwowanego Harry'ego i drugiego chłopaka, który wyglądał jakby bawiła go ta sytuacja. W końcu Burrows zwrócił się do kolegi:

- Mogłeś uprzedzić, że stoi za mną.
- Przecież szarpałem cię, abyś się uspokoił – bronił się drugi chłopak. - Jak nie chciałeś słuchać, to już twój problem - Spojrzał na Harry'ego. - Nie stój tak, siadaj.

   Odsunął Harry'emu krzesło i czekał, aż Gryfon je zajmie. Harry przypatrzył się swoim towarzyszom. Ten, na którego mówili Burrows był krótko ostrzyżonym blondynem z dużymi, orzechowymi oczami, które patrzyły na Pottera z zaciekawieniem. Harry zwrócił uwagę na kolczyk, który miał w prawym uchu. Chłopak był wysoki i szczupły, a ciasny materiał koszulki wyraźnie pokazywał zarys jego mięśni. Natomiast jego towarzysz miał długie, czarne włosy sięgające do ramion oraz dość pulchną sylwetkę. Miodowe oczy sprawiały wrażenie, jakby chciały przejrzeć Harry'ego na wylot oraz poznać wszystkie jego sekrety. To on pierwszy się odezwał.

- Nazywam się Martin Frillock, a ten koleś obok mnie to Kaspar Burrows. Wygląda na to, że będziemy mieszkać w jednym pokoju.
- Jestem... - zaczął Harry, ale Martin mu przerwał.
- Wiem kim jesteś, widziałem bliznę. Nie martw się – dodał, widząc skrzywienie na twarzy Harry'ego. - Nie jestem z gatunku tych, którzy będą za tobą latać i prosić o autograf. Kaspar też nie ma na to ochoty.
- A może mam – odezwał się blondyn, ale widząc minę kolegi natychmiast zamilkł.
- Tak jak mówiłem, Kaspar też nie będzie cię męczył. Jednak nie zaszkodziłoby, gdybyś coś nam o sobie opowiedział. Wbrew pozorom lekcje tu są bardzo krótkie, więc zawsze mamy dużo wolnego czasu, mimo iż ten leniwiec mówi zupełnie co innego - skinął głową na Kaspara, który pochłonięty był obieraniem pomarańczy. - Powiedz mi, co lubisz robić w wolnym czasie?
- Cóż bardzo lubię grać w qudditcha – odparł Harry.
- No to mamy problem, bo tu nie ma ani mioteł, ani boiska – wtrącił się Kaspar. - Mamy za to wiele barów, sklepów z ciekawymi gadżetami oraz duże korty tenisowe. Nie pytaj po co nam one, sam tego nie wiem. To był pomysł mistrzyni Meredith.
- Tak czy siak postaramy się, żebyś się nie nudził – uśmiechnął się do niego Martin. - Długo tu będziesz?
- Przez dwa miesiące, a potem zobaczymy – Harry wzruszył ramionami.
- Dwa miesiące? - zmarszczył brwi Martin. - Twoi przyjaciele nie będą się martwić?
- Mówiono mi, że w Hogwarcie miną tylko dwie godziny – powiedział Harry.
- Ach, pewnie nałożyli pętle czasu – Kaspar pstryknął palcami. - W sumie tego można się było spodziewać po mistrzu Dartanie. Zawsze lubił eksperymentować z czasem.
- Żeby kiedyś nie przeholował – mruknął Martin. - Czas to niebezpieczna zabawka.
- Kto to prowadzący? - zapytał Harry przerywając milczenie.
- Nauczyciel, który wszystkiego cię nauczy – wytłumaczył Kaspar. - Wybierają go trzej mistrzowie. Każdy uczeń ma jednego prowadzącego, którego zadaniem jest przygotowanie nas do zostania pełnoprawnymi członkami Salamandry. To prowadzący decyduje o tym, czy można już zakończyć twoje szkolenie. A jak tutaj narozrabiasz lub schrzanisz jakieś zadanie, to jemu się za to oberwie. Takie tu są zasady.

   Rozmawiali jeszcze kilkanaście minut. Harry bardzo polubił tych chłopaków. Martin Frillock do złudzenia przypominał Potterowi Hermionę. Tak jak ona pasjonował się książkami oraz uważał regulamin za coś świętego. Mimo to od czasu do czasu zdarzało mu się naginać przepisy, głównie po to, aby ratować Kasparowi tyłek. Kaspar natomiast był typowym lekkoduchem. Nie przejmował się niczym, a także nie traktował niczego poważnie. Czasami jego zachowanie denerwowało Martina, lecz mimo to chłopcy byli nierozłączni. Harry już całkowicie się rozluźnił i opowiadał właśnie nowym kolegom o swoim rodzeństwie, kiedy podeszła do nich piękna, młoda kobieta z kasztanowymi włosami opadającymi kaskadą na plecy. Spostrzegłszy ją Kaspar powiedział.

- Dobry wieczór, mistrzyni Meredith. Olśniewająco mistrzyni dziś wygląda.
- Dziękuję – choć mistrzyni próbowała zachować srogą twarz, to jej oczy zdradzały, że śmiałe słowa Kaspara wyraźnie ją rozbawiły. - Mistrz Karrypto prosił, abym ci przekazała, że czeka na ciebie w swojej wieży. A ty Harry – zwróciła się do jedzącego budyń Gryfona. - Chodź za mną. Przedstawię ci twojego prowadzącego.
- Będziemy na ciebie czekać w głównym holu – zawołał Martin, zanim Harry wyszedł z sali.

   Szedł za kobietą licznymi korytarzami, aż w końcu dotarli do półokrągłych, dębowych drzwi. Mistrzyni otworzyła je i weszła po spiralnych schodach na górę. Znaleźli się w małym pokoiku zawalonym różnymi starociami. Naprzeciwko ogromnego okna stało maleńkie biurko. Harry z zaskoczeniem uniósł brwi, gdy na ścianach zobaczył kilka plakatów przedstawiających dość skromnie ubrane dziewczęta. Natomiast przy oknie stał średniego wzrostu mężczyzna, z siwymi włosami. Z fascynacją zaglądał przez okno i przyciskał małą lornetkę do oczu. Harry nie wiedział, co tam widzi, ale musiało to być coś niezmiernie ciekawego, bo ten sprawiał wrażenie, jakby nie zdawał sobie sprawy, że ktoś wszedł do jego gabinetu. Co jakiś czas tylko mruczał:

-Nie, nie wychodź stamtąd... Odwróć się... O tak, co za idealne proporcje.

   Mistrzyni Meredith zmarszczyła gniewnie brwi i wyciągnęła różdżkę. Wycelowała w mężczyznę i mrucząc pod nosem zaklęcie, posłała fioletowy promień w jego stronę. Mężczyzna wrzasnął z bólu, upuścił lornetkę i złapał się za pośladek, masując go energicznie. Odwrócił się i krzyknął:

- Zwariowałaś Meredith?! To bolało!
- Miało boleć! - warknęła kobieta. - Mam nadzieję, że nie robiłeś tego, co myślę, że robiłeś!
- Nie wiem o co ci chodzi kobieto – mruknął, ale widać było jak nerwowo przełyka ślinę.
- Już ty dobrze wiesz o co – powiedziała spokojniejszym tonem. - Znowu podglądałeś dziewczyny w basenie, prawda?
- Nie! - zaprotestował mężczyzna. - Ja tylko... No wiesz, zdawało mi się... Zresztą nieważne, mów lepiej czego chcesz.

   Meredith jeszcze przez chwilę patrzyła na niego podejrzliwie, a potem wskazała na Harry'ego.

- Przyprowadziłam ci ucznia – odparła. - Masz być jego prowadzącym.

   Mężczyzna popatrzył na Harry'ego i westchnął.

- Znowu chłopak?
- Czy to jakiś problem, Aidan? - Meredith znowu zmarszczyła brwi.
- Nie skąd – widząc jej minę, Aidan szybko potrząsnął głową. - Wszystko jest w porządku.
- Ja myślę – odparła kobieta. - Zostawiam was.

Mistrzyni uśmiechnęła się jeszcze do Pottera i wyszła z gabinetu. Aidan wskazał Harry'emu stołek, na którym chłopak usiadł. Harry przypatrzył się swojemu nauczycielowi. Miał około pięćdziesięciu lat, ale jego twarzy nie pokrywała żadna zmarszczka. Siwe już włosy były potargane, a jego ciepłe, błękitne oczy zdradzały, że mężczyzna ma miłe usposobienie. W końcu Aidan chrząknął i oświadczył:

- Jak się nazywasz?
- Harry Potter – odparł Gryfon.
- Potter – mruknął Aidan. - Intrygujące. No więc tak, Harry. Od dzisiaj jestem twoim prowadzącym, więc masz się mnie słuchać we wszystkim. Liczę, że będziesz się przykładał do nauki, ponieważ nie toleruję obiboków. Zajęcia zaczniemy jutro z samego rana. Oczekuję, że o czwartej rano stawisz się przed głównym wejściem do zamku.
- Tak wcześnie? - jęknął Harry.
- No cóż, aby zostać potężnym czarodziejem trzeba się poświęcać – powiedział. - Zaczniemy od sprawdzenia twojej dotychczasowej wiedzy. Potem przejdziemy ćwiczenia fizyczne, magię umysłu, czarną i białą magię, walkę wręcz oraz, jak starczy nam czasu, teleportację. Przez te dwa miesiące będziesz miał pełne ręce roboty.
- Domyślam się – wykrztusił Harry.
- Cóż za entuzjazm – zaśmiał się Aidan. - Chodź, odprowadzę cię do stołówki. I tak muszę załatwić poza zamkiem jedną rzecz.

   Wyszli z gabinetu. W trakcie marszu Aidan opowiadał Harry'emu o zamku i historii Salamandry. Wspominał także o dawnych uczniach, których prowadził oraz wychwalał tutejsze uczennice. Słuchając jego wychwalających peanów, Harry doszedł do wniosku, że jego nowy nauczyciel to zwykły zboczeniec. Ciągle oglądał się za mijającymi ich uczennicami i wygłaszał pod nosem opinie na ich temat. Kiedy znaleźli się przed stołówką, mężczyzna opuścił chłopaka. Nie minęła minuta, jak przy Potterze znaleźli się Kaspar i Martin. Kaspar od razu zapytał:

- I jak? Kto będzie cię uczył?
- Gość o imieniu Aidan – odparł Potter. Ku jego zdumieniu Kaspar wybuchnął śmiechem.
- Ten stary zbok? - wykrztusił Kaspar. - Stary, współczuję ci.
- On tak na serio z tymi dziewczynami? - zapytał Harry.
- No pewnie – chichotał Kaspar. - Cały zamek wie, że lubi sobie popatrzyć na półnagie dziewczyny. Szczególnie, że okno jego gabinetu wychodzi wprost na basen. Meredith dostaje przez to szału, a uczennice poszły nawet na skargę do mistrza Dartana, który kategorycznie zabronił mu podglądania. To wiesz co zrobił? Chodził do wioski i obserwował tamtejsze kobiety. Teraz pewnie też tam poszedł.
- Merlinie, na kogo ja trafiłem – jęknął Harry.
- Kaspar jak zawsze wywleka tylko to, co najgorsze – rzucił Martin. - Najwidoczniej zapomniał, że Aidan oprócz zboczeńca jest także świetnie wyszkolonym członkiem Salamandry. Raz nawet osobiście walczył z Grindelwaldem. I wygrał. Co więcej, należy także do Czerwonych Piór.
- Do czego? - zapytał Harry.
- To elitarny oddział, składający się z najlepiej wyszkolonych członków Salamandry. Swoją nazwę zawdzięczają pomalowanym na czerwono piórom, które mają przyczepione do pleców. Pióra są tak ułożone, że sprawiają wrażenie, jakby członkowie elitarnego oddziały mieli skrzydła. Zgadzam się, że Aidan jest zboczeńcem, ale mimo to zasługuje na szacunek.
- Dobrze, już dobrze – odparł Kaspar. -Czasem jesteś zbyt poważny.
- Jak było u Karrypto? - zapytał Harry.
- Znośnie - odparł Kaspar. - Trochę się powydzierał, rzucił kilka Cruciatusów i mu przeszło.
- Cruciatusów? - Harry wytrzeszczył oczy.
- To nie Hogwart chłopcze - wzruszył ramionami Kaspar. - Tutaj za nieposłuszeństwo dostajesz seryjkę z niewybaczalnego, a nie mały szlabanik. Dzięki temu nauczyciele mają pewność, że w najbliższym czasie nie wpadnie ci głupi pomysł do głowy.

   Harry przetrawiał właśnie nowo uzyskane informacje. " Zupełnie, jak u Voldemorta. " pomyślał. Chciał jeszcze coś powiedzieć, lecz w tej chwili spostrzegł jak chłopcy wymieniają rozbawione spojrzenia. Ponadto Kaspar dostał nagle dziwnego ataku kaszlu i zrobił się czerwony na twarzy. Harry'ego nagle olśniło:

- Wkręcacie mnie z tymi Cruciatusami - powiedział.
- Żebyś widział swoją minę - zaśmiał się Kaspar, a po chwili dołączył do niego Martin. - ha, ha, ha, aż mnie brzuch rozbolał. Czekajcie chwilę, muszę odetchnąć.

   Kaspar usiadł na schodku i chwytając się za brzuch, próbował się uspokoić. W tym czasie Martin rzekł:

-  Kaspar dostał burę od Karrypto i na najbliższych lekcjach będzie miał przesrane - wyjaśnił chłopak. - Ale, jak widzisz, jego to wcale nie rusza. Chodź pokażę ci naszą sypialnię.
   Chłopcy weszli po schodach na górę, a wciąż rechoczący Kaspar poczłapał za nimi. Po kilku minutach znaleźli się w okrągłym pokoju, z którego odchodziło wiele drzwi. Martin wszedł przez jedne z nich. Stały tam trzy wielkie łóżka. Na środku pokoju znajdował się mały stolik z wazonem pełnym świeżych kwiatów. Mała biblioteczka w kącie mieściła księgi z najbardziej zaawansowanymi zaklęciami. Chłopcy rzucili się na wolne łóżka, a potem zaczęli walczyć o łazienkę. Wygrał Kaspar, który z triumfalną miną zatrzasnął im drzwi przed nosem. Martin pokazał mu jeszcze środkowy palec i odwrócił się do Harry'ego.

- Pomijając lekcję, życie tutaj jest świetne – powiedział. - Bardzo często urządzamy tu balangi, a dziewczyny wyglądają jak bóstwa. Spodoba ci się tutaj. Na końcu będziesz żałował, że musisz już wracać, gwarantuję ci to.
- Tak w ogóle to skąd wy jesteście?
- Ja jestem z Ameryki, a Kaspar z Belgii. Po szkoleniu wracamy do swoich szkół.
- Ile tu będziecie?
- Nikt tego nie wie. Szkolenie kończy się wtedy, gdy opanujesz wszystko, czego cię tu nauczą. Jednym zajmuje to kilka miesięcy, innym kilka lat.

   Porozmawiali jeszcze na bliżej nieokreślone tematy, aż w końcu Kaspar zwolnił łazienkę. Po kąpieli chłopcy wskoczyli do swoich łóżek i zapadli w głęboki sen. Harry, myśląc o jutrzejszym dniu, po chwili dołączył do Martina i Kaspara. 

_______

  Znalazłem trochę czasu, więc wrzucam kolejny rozdział. Jest on z gatunku tych spokojniejszych, ale w każdej historii jest kilka takich momentów, gdzie nic się nie dzieje. :) Mam nadzieję, że nie będziecie rozczarowani ;) Przez matury nie jestem w stanie określić, kiedy pojawi się następny, więc będziecie musieli co jakiś czas tu wchodzić i sprawdzać czy nowa notka się pojawiła. Dziękuję tym, których nie zniechęciła długa przerwa i regularnie sprawdzali bloga. Życzę wam miłej lektury :)
Mrs Black bajkowe-szablony