wtorek, 9 maja 2017

Rozdział 20 " Nowi znajomi "


   Harry wylądował pośrodku wielkiej, okrągłej komnaty z kolumnami. Nie znajdowało się w niej nic, prócz portalu, który go tu przywiódł. Rozejrzał się zdekoncentrowany, aż ujrzał małe drzwi po przeciwległej stronie. Ostrożnie ruszył w tym kierunku, gdy nagle ni stąd ni zowąd pojawił się przed nim mężczyzna, z którym rozmawiał w swoim śnie. Patrzył na Gryfona z uśmiechem, aż w końcu przemówił:

- A więc udało ci się tu dotrzeć, Harry. Cieszę się bardzo. Mam nadzieję, że mnie pamiętasz?
- Oczywiście – odparł Potter. - Ejnar, prawda?
- Zgadza się – mężczyzna kiwnął głową. - Mistrz Karrypto został już poinformowany o twym przybyciu. Zanim jednak tu dotrze, chciałbym jeszcze z tobą porozmawiać.
- O czym? - zapytał Harry.
- O tym, dlaczego w ogóle tu jesteś – odpowiedział Ejnar. - Nie będziesz się szkolił jedynie w celu zdobycia umiejętności, które pomogą ci pokonać Voldemorta. Jesteś tu, aby przygotować się na walkę z koszmarem, który nadciąga.
- Możesz jaśniej? - zapytał Harry.
- Opowiadałem ci już o moim ojcu, prawda? - zapytał Ejnar, na co Harry kiwnął głową. - Mówiłem ci także, że mam podejrzenia, iż to on kryje się za działaniami Voldemorta. Teraz nie są to już tylko podejrzenia. Dowiedziałem się, że mój ojciec odnalazł fragment bursztynu ukryty przez moją siostrę, a tym samym odzyskał część swojej dawnej mocy. Dzięki niej zdołał odbudować część swojej dawnej potęgi. Na razie jest jeszcze zbyt słaby, aby ryzykować ujawnienie, więc kryje się w cieniu. Jednakże nie przeszkodziło mu to ściągnąć do swojej twierdzy swoich dawnych żołnierzy. Jestem pewien, że to tylko kwestia czasu, kiedy ten potwór upomni się o swoje.
- Dlaczego to robi? - zapytał Harry. - Jaki ma cel w wywoływaniu wojny?
-Mówi, że chce stworzyć dla ludzi nowy świat, w którym nie będzie wojen , a jedynie przyjaźń i miłość. Mój ojciec od zawsze o to zabiegał. Z czasem szlachetnym zamiarom mojego ojca zaczęły przeczyć jego czyny. Zaczął siłą zmuszać ludzi do posłuszeństwa, a także unicestwiać tych, którzy ośmielili mu się sprzeciwić. Wiesz jednak, co jest w tym wszystkim najgorsze? To, że mój ojciec nie widział w tym niczego złego i naprawdę wierzył, iż robi to, aby ludziom żyło się lepiej.
- To okropne – stwierdził Harry.
- Mówię ci to wszystko, abyś był przygotowany. Ludzie zdają sobie sprawę z niebezpieczeństwa dopiero wtedy, gdy zobaczą je na własne oczy. Nie przychodzi im na myśl, że zło może działać z ukrycia i uderzyć w najmniej spodziewanym momencie. Weźmy na przykład czasy, kiedy największe zagrożenie stwarzał Grindelwald. Wszyscy czarodzieje byli skupieni tylko na nim, przez co nie zauważyli, jak pod ich nosami wyrósł nowy problem zwany Voldemortem. Teraz cała uwaga czarodziejskiej społeczności skupia się na Voldemorcie, dlatego nie widzą zagrożenia w postaci mojego ojca. Historia się powtórzyła.

    W tej samej chwili drzwi komnaty się otworzyły i wszedł przez nie wysoki mężczyzna z krótkimi, czarnymi włosami. Widząc, jak Harry rozmawia z duchem Ejnara uniósł brwi w górę, ale nic nie powiedział. Ejnar tymczasem gestem pokazał mu, żeby podszedł bliżej.

- Mistrzu Karrypto, przedstawiam ci nowego ucznia. Harry, to mistrz Karrypto

    Karrypto skinął krótko głową i przemówił:

- Więc to ty jesteś tym nowym, tak? Pójdziesz teraz ze mną, przedstawię cię pozostałym, a potem dostaniesz rozkład zajęć. Ile masz czasu?

    Zanim Harry zdążył odpowiedzieć, usłyszał głos Ejnara:

- Harry będzie tu przez dwa miesiące.
- Dwa miesiące – powtórzył Karrypto. - Bardzo mało czasu. W takim razie czekają cię najgorsze dwa miesiące w życiu, Potter. Czekam za drzwiami.

    Kiedy Karrypto wyszedł, Harry zwrócił się do Ejnara:

- Chyba mnie nie lubi.
- Mistrz Karrypto jest oschły dla każdego – uśmiechnął się Ejnar. - Wychodzi z założenia, że jeśli jesteś dla wszystkich miły, to za jakiś czas każdy wejdzie ci na głowę.
- Grunt to mieć dobrą filozofię życiową – mruknął Harry pod nosem. - Czy jest jeszcze coś, co powinienem wiedzieć?
- Chwilowo nie – odparł Ejnar. - Jakby co odwiedzę cię, gdy będziesz spał. Powodzenia na szkoleniu, Harry.

    Potter wyszedł z komnaty i stanął naprzeciwko mistrza Karrypto. Ten tylko rzucił krótkie „za mną” i zaczął iść przez długie korytarze. Gryfon nie śmiał się do niego odezwać, więc z ciekawością rozglądał się na boki. W końcu obaj doszli do wielkich dębowych drzwi, które prowadziły do stołówki. Dopiero tam mistrz Karrypto przemówił:

- Jest już pora kolacji, więc zajęcia rozpoczniesz od jutra. Będziesz dzielił pokój z Burrowsem i Frillockiem. Jeżeli zaś chodzi o twojego prowadzącego, to jeszcze się zastanowię.

    Harry nie zdążył zapytać kim jest ten cały prowadzący, bo Karrypto otworzył wrota i wszedł do stołówki. Wyglądała niemal identycznie, jak Wielka Sala w Hogwarcie, ale tutaj sufit był normalny oraz brakowało klepsydr, w których znajdowały się uzbierane przez domy punkty. Całą stołówkę zapełniały niewielkie, czteroosobowe stoliczki, przy których siedzieli inni czarodzieje. Karrypto zatrzymał się przy jednym z nich, gdzie siedziało dwóch chłopaków, którzy wydawali się nie zdawać sobie sprawy z tego, iż któryś z nauczycieli stoi obok nich. Jeden z nich mówił:

- Ciągle tylko zajęcia i zajęcia. Nie dają nam żadnego wolnego czasu. Mam już po dziurki w nosie tych całych wykładów i wstawania o bladym świcie. Raz zapytałem mistrza Dartana o to, kiedy w końcu wyruszymy na jakąś misję. Odpowiedział, że jesteśmy jeszcze niedoświadczeni. Od starszych uczniów słyszałem, że powtarza im to od kilku lat. Albo ten Karrypto... - w tym momencie drugi z chłopaków podniósł wzrok i spostrzegłszy stojącego obok mistrza zbladł, a także zaczął szarpać za ramię gadatliwego chłopaka. - Przestań mnie szarpać! O czym to ja? A tak, Karrypto! Ciągle każe nam wkuwać bezsensowne receptury eliksirów oraz wchodzi nam do głowy, kiedy ma na to ochotę. A jak mówi, że w ilu to bitwach nie brał udziału, to aż mi się niedobrze robi. Wiesz co ja myślę?
- Słucham Burrows – odezwał się Karrypto zimnym głosem. - Bardzo jestem ciekaw, co myślisz.

    Chłopak zwany Burrowsem odwrócił się oraz rozszerzył oczy. Widząc przed sobą srogą twarz mistrza stracił całą swoją energię i jakby skulił się w sobie. Zaczął się jąkać, więc ciężko go było zrozumieć. Karrypto jednak był nieugięty:

- No Burrows, nie mam całego dnia. Powiedz, co takiego myślisz.
- No bo... ja... to znaczy... - Burrows z rozpaczą rozglądał się w poszukiwaniu pomocy, lecz nikt z obecnych nie chciał się mieszać. - Ja tylko żartowałem.
- Czyżby? - Karrypto wygiął usta w pogardliwym uśmiechu. Po chwili jednak znowu przybrał kamienną maskę na twarz. - Nie mam na to czasu. To jest nasz nowy nabytek – popchnął Gryfona w kierunku stolika. - Od dzisiaj będzie mieszkał z wami w pokoju. Macie wyjaśnić mu zasady panujące w tym zamku. Dopóki nie znajdę mu prowadzącego, to wy jesteście za niego odpowiedzialni. A ciebie Burrows widzę po kolacji w mojej wieży.

    Karrypto odszedł zostawiając przerażonego Burrowsa, zdenerwowanego Harry'ego i drugiego chłopaka, który wyglądał jakby bawiła go ta sytuacja. W końcu Burrows zwrócił się do kolegi:

- Mogłeś uprzedzić, że stoi za mną.
- Przecież szarpałem cię, abyś się uspokoił – bronił się drugi chłopak. - Jak nie chciałeś słuchać, to już twój problem - Spojrzał na Harry'ego. - Nie stój tak, siadaj.

   Odsunął Harry'emu krzesło i czekał, aż Gryfon je zajmie. Harry przypatrzył się swoim towarzyszom. Ten, na którego mówili Burrows był krótko ostrzyżonym blondynem z dużymi, orzechowymi oczami, które patrzyły na Pottera z zaciekawieniem. Harry zwrócił uwagę na kolczyk, który miał w prawym uchu. Chłopak był wysoki i szczupły, a ciasny materiał koszulki wyraźnie pokazywał zarys jego mięśni. Natomiast jego towarzysz miał długie, czarne włosy sięgające do ramion oraz dość pulchną sylwetkę. Miodowe oczy sprawiały wrażenie, jakby chciały przejrzeć Harry'ego na wylot oraz poznać wszystkie jego sekrety. To on pierwszy się odezwał.

- Nazywam się Martin Frillock, a ten koleś obok mnie to Kaspar Burrows. Wygląda na to, że będziemy mieszkać w jednym pokoju.
- Jestem... - zaczął Harry, ale Martin mu przerwał.
- Wiem kim jesteś, widziałem bliznę. Nie martw się – dodał, widząc skrzywienie na twarzy Harry'ego. - Nie jestem z gatunku tych, którzy będą za tobą latać i prosić o autograf. Kaspar też nie ma na to ochoty.
- A może mam – odezwał się blondyn, ale widząc minę kolegi natychmiast zamilkł.
- Tak jak mówiłem, Kaspar też nie będzie cię męczył. Jednak nie zaszkodziłoby, gdybyś coś nam o sobie opowiedział. Wbrew pozorom lekcje tu są bardzo krótkie, więc zawsze mamy dużo wolnego czasu, mimo iż ten leniwiec mówi zupełnie co innego - skinął głową na Kaspara, który pochłonięty był obieraniem pomarańczy. - Powiedz mi, co lubisz robić w wolnym czasie?
- Cóż bardzo lubię grać w qudditcha – odparł Harry.
- No to mamy problem, bo tu nie ma ani mioteł, ani boiska – wtrącił się Kaspar. - Mamy za to wiele barów, sklepów z ciekawymi gadżetami oraz duże korty tenisowe. Nie pytaj po co nam one, sam tego nie wiem. To był pomysł mistrzyni Meredith.
- Tak czy siak postaramy się, żebyś się nie nudził – uśmiechnął się do niego Martin. - Długo tu będziesz?
- Przez dwa miesiące, a potem zobaczymy – Harry wzruszył ramionami.
- Dwa miesiące? - zmarszczył brwi Martin. - Twoi przyjaciele nie będą się martwić?
- Mówiono mi, że w Hogwarcie miną tylko dwie godziny – powiedział Harry.
- Ach, pewnie nałożyli pętle czasu – Kaspar pstryknął palcami. - W sumie tego można się było spodziewać po mistrzu Dartanie. Zawsze lubił eksperymentować z czasem.
- Żeby kiedyś nie przeholował – mruknął Martin. - Czas to niebezpieczna zabawka.
- Kto to prowadzący? - zapytał Harry przerywając milczenie.
- Nauczyciel, który wszystkiego cię nauczy – wytłumaczył Kaspar. - Wybierają go trzej mistrzowie. Każdy uczeń ma jednego prowadzącego, którego zadaniem jest przygotowanie nas do zostania pełnoprawnymi członkami Salamandry. To prowadzący decyduje o tym, czy można już zakończyć twoje szkolenie. A jak tutaj narozrabiasz lub schrzanisz jakieś zadanie, to jemu się za to oberwie. Takie tu są zasady.

   Rozmawiali jeszcze kilkanaście minut. Harry bardzo polubił tych chłopaków. Martin Frillock do złudzenia przypominał Potterowi Hermionę. Tak jak ona pasjonował się książkami oraz uważał regulamin za coś świętego. Mimo to od czasu do czasu zdarzało mu się naginać przepisy, głównie po to, aby ratować Kasparowi tyłek. Kaspar natomiast był typowym lekkoduchem. Nie przejmował się niczym, a także nie traktował niczego poważnie. Czasami jego zachowanie denerwowało Martina, lecz mimo to chłopcy byli nierozłączni. Harry już całkowicie się rozluźnił i opowiadał właśnie nowym kolegom o swoim rodzeństwie, kiedy podeszła do nich piękna, młoda kobieta z kasztanowymi włosami opadającymi kaskadą na plecy. Spostrzegłszy ją Kaspar powiedział.

- Dobry wieczór, mistrzyni Meredith. Olśniewająco mistrzyni dziś wygląda.
- Dziękuję – choć mistrzyni próbowała zachować srogą twarz, to jej oczy zdradzały, że śmiałe słowa Kaspara wyraźnie ją rozbawiły. - Mistrz Karrypto prosił, abym ci przekazała, że czeka na ciebie w swojej wieży. A ty Harry – zwróciła się do jedzącego budyń Gryfona. - Chodź za mną. Przedstawię ci twojego prowadzącego.
- Będziemy na ciebie czekać w głównym holu – zawołał Martin, zanim Harry wyszedł z sali.

   Szedł za kobietą licznymi korytarzami, aż w końcu dotarli do półokrągłych, dębowych drzwi. Mistrzyni otworzyła je i weszła po spiralnych schodach na górę. Znaleźli się w małym pokoiku zawalonym różnymi starociami. Naprzeciwko ogromnego okna stało maleńkie biurko. Harry z zaskoczeniem uniósł brwi, gdy na ścianach zobaczył kilka plakatów przedstawiających dość skromnie ubrane dziewczęta. Natomiast przy oknie stał średniego wzrostu mężczyzna, z siwymi włosami. Z fascynacją zaglądał przez okno i przyciskał małą lornetkę do oczu. Harry nie wiedział, co tam widzi, ale musiało to być coś niezmiernie ciekawego, bo ten sprawiał wrażenie, jakby nie zdawał sobie sprawy, że ktoś wszedł do jego gabinetu. Co jakiś czas tylko mruczał:

-Nie, nie wychodź stamtąd... Odwróć się... O tak, co za idealne proporcje.

   Mistrzyni Meredith zmarszczyła gniewnie brwi i wyciągnęła różdżkę. Wycelowała w mężczyznę i mrucząc pod nosem zaklęcie, posłała fioletowy promień w jego stronę. Mężczyzna wrzasnął z bólu, upuścił lornetkę i złapał się za pośladek, masując go energicznie. Odwrócił się i krzyknął:

- Zwariowałaś Meredith?! To bolało!
- Miało boleć! - warknęła kobieta. - Mam nadzieję, że nie robiłeś tego, co myślę, że robiłeś!
- Nie wiem o co ci chodzi kobieto – mruknął, ale widać było jak nerwowo przełyka ślinę.
- Już ty dobrze wiesz o co – powiedziała spokojniejszym tonem. - Znowu podglądałeś dziewczyny w basenie, prawda?
- Nie! - zaprotestował mężczyzna. - Ja tylko... No wiesz, zdawało mi się... Zresztą nieważne, mów lepiej czego chcesz.

   Meredith jeszcze przez chwilę patrzyła na niego podejrzliwie, a potem wskazała na Harry'ego.

- Przyprowadziłam ci ucznia – odparła. - Masz być jego prowadzącym.

   Mężczyzna popatrzył na Harry'ego i westchnął.

- Znowu chłopak?
- Czy to jakiś problem, Aidan? - Meredith znowu zmarszczyła brwi.
- Nie skąd – widząc jej minę, Aidan szybko potrząsnął głową. - Wszystko jest w porządku.
- Ja myślę – odparła kobieta. - Zostawiam was.

Mistrzyni uśmiechnęła się jeszcze do Pottera i wyszła z gabinetu. Aidan wskazał Harry'emu stołek, na którym chłopak usiadł. Harry przypatrzył się swojemu nauczycielowi. Miał około pięćdziesięciu lat, ale jego twarzy nie pokrywała żadna zmarszczka. Siwe już włosy były potargane, a jego ciepłe, błękitne oczy zdradzały, że mężczyzna ma miłe usposobienie. W końcu Aidan chrząknął i oświadczył:

- Jak się nazywasz?
- Harry Potter – odparł Gryfon.
- Potter – mruknął Aidan. - Intrygujące. No więc tak, Harry. Od dzisiaj jestem twoim prowadzącym, więc masz się mnie słuchać we wszystkim. Liczę, że będziesz się przykładał do nauki, ponieważ nie toleruję obiboków. Zajęcia zaczniemy jutro z samego rana. Oczekuję, że o czwartej rano stawisz się przed głównym wejściem do zamku.
- Tak wcześnie? - jęknął Harry.
- No cóż, aby zostać potężnym czarodziejem trzeba się poświęcać – powiedział. - Zaczniemy od sprawdzenia twojej dotychczasowej wiedzy. Potem przejdziemy ćwiczenia fizyczne, magię umysłu, czarną i białą magię, walkę wręcz oraz, jak starczy nam czasu, teleportację. Przez te dwa miesiące będziesz miał pełne ręce roboty.
- Domyślam się – wykrztusił Harry.
- Cóż za entuzjazm – zaśmiał się Aidan. - Chodź, odprowadzę cię do stołówki. I tak muszę załatwić poza zamkiem jedną rzecz.

   Wyszli z gabinetu. W trakcie marszu Aidan opowiadał Harry'emu o zamku i historii Salamandry. Wspominał także o dawnych uczniach, których prowadził oraz wychwalał tutejsze uczennice. Słuchając jego wychwalających peanów, Harry doszedł do wniosku, że jego nowy nauczyciel to zwykły zboczeniec. Ciągle oglądał się za mijającymi ich uczennicami i wygłaszał pod nosem opinie na ich temat. Kiedy znaleźli się przed stołówką, mężczyzna opuścił chłopaka. Nie minęła minuta, jak przy Potterze znaleźli się Kaspar i Martin. Kaspar od razu zapytał:

- I jak? Kto będzie cię uczył?
- Gość o imieniu Aidan – odparł Potter. Ku jego zdumieniu Kaspar wybuchnął śmiechem.
- Ten stary zbok? - wykrztusił Kaspar. - Stary, współczuję ci.
- On tak na serio z tymi dziewczynami? - zapytał Harry.
- No pewnie – chichotał Kaspar. - Cały zamek wie, że lubi sobie popatrzyć na półnagie dziewczyny. Szczególnie, że okno jego gabinetu wychodzi wprost na basen. Meredith dostaje przez to szału, a uczennice poszły nawet na skargę do mistrza Dartana, który kategorycznie zabronił mu podglądania. To wiesz co zrobił? Chodził do wioski i obserwował tamtejsze kobiety. Teraz pewnie też tam poszedł.
- Merlinie, na kogo ja trafiłem – jęknął Harry.
- Kaspar jak zawsze wywleka tylko to, co najgorsze – rzucił Martin. - Najwidoczniej zapomniał, że Aidan oprócz zboczeńca jest także świetnie wyszkolonym członkiem Salamandry. Raz nawet osobiście walczył z Grindelwaldem. I wygrał. Co więcej, należy także do Czerwonych Piór.
- Do czego? - zapytał Harry.
- To elitarny oddział, składający się z najlepiej wyszkolonych członków Salamandry. Swoją nazwę zawdzięczają pomalowanym na czerwono piórom, które mają przyczepione do pleców. Pióra są tak ułożone, że sprawiają wrażenie, jakby członkowie elitarnego oddziały mieli skrzydła. Zgadzam się, że Aidan jest zboczeńcem, ale mimo to zasługuje na szacunek.
- Dobrze, już dobrze – odparł Kaspar. -Czasem jesteś zbyt poważny.
- Jak było u Karrypto? - zapytał Harry.
- Znośnie - odparł Kaspar. - Trochę się powydzierał, rzucił kilka Cruciatusów i mu przeszło.
- Cruciatusów? - Harry wytrzeszczył oczy.
- To nie Hogwart chłopcze - wzruszył ramionami Kaspar. - Tutaj za nieposłuszeństwo dostajesz seryjkę z niewybaczalnego, a nie mały szlabanik. Dzięki temu nauczyciele mają pewność, że w najbliższym czasie nie wpadnie ci głupi pomysł do głowy.

   Harry przetrawiał właśnie nowo uzyskane informacje. " Zupełnie, jak u Voldemorta. " pomyślał. Chciał jeszcze coś powiedzieć, lecz w tej chwili spostrzegł jak chłopcy wymieniają rozbawione spojrzenia. Ponadto Kaspar dostał nagle dziwnego ataku kaszlu i zrobił się czerwony na twarzy. Harry'ego nagle olśniło:

- Wkręcacie mnie z tymi Cruciatusami - powiedział.
- Żebyś widział swoją minę - zaśmiał się Kaspar, a po chwili dołączył do niego Martin. - ha, ha, ha, aż mnie brzuch rozbolał. Czekajcie chwilę, muszę odetchnąć.

   Kaspar usiadł na schodku i chwytając się za brzuch, próbował się uspokoić. W tym czasie Martin rzekł:

-  Kaspar dostał burę od Karrypto i na najbliższych lekcjach będzie miał przesrane - wyjaśnił chłopak. - Ale, jak widzisz, jego to wcale nie rusza. Chodź pokażę ci naszą sypialnię.
   Chłopcy weszli po schodach na górę, a wciąż rechoczący Kaspar poczłapał za nimi. Po kilku minutach znaleźli się w okrągłym pokoju, z którego odchodziło wiele drzwi. Martin wszedł przez jedne z nich. Stały tam trzy wielkie łóżka. Na środku pokoju znajdował się mały stolik z wazonem pełnym świeżych kwiatów. Mała biblioteczka w kącie mieściła księgi z najbardziej zaawansowanymi zaklęciami. Chłopcy rzucili się na wolne łóżka, a potem zaczęli walczyć o łazienkę. Wygrał Kaspar, który z triumfalną miną zatrzasnął im drzwi przed nosem. Martin pokazał mu jeszcze środkowy palec i odwrócił się do Harry'ego.

- Pomijając lekcję, życie tutaj jest świetne – powiedział. - Bardzo często urządzamy tu balangi, a dziewczyny wyglądają jak bóstwa. Spodoba ci się tutaj. Na końcu będziesz żałował, że musisz już wracać, gwarantuję ci to.
- Tak w ogóle to skąd wy jesteście?
- Ja jestem z Ameryki, a Kaspar z Belgii. Po szkoleniu wracamy do swoich szkół.
- Ile tu będziecie?
- Nikt tego nie wie. Szkolenie kończy się wtedy, gdy opanujesz wszystko, czego cię tu nauczą. Jednym zajmuje to kilka miesięcy, innym kilka lat.

   Porozmawiali jeszcze na bliżej nieokreślone tematy, aż w końcu Kaspar zwolnił łazienkę. Po kąpieli chłopcy wskoczyli do swoich łóżek i zapadli w głęboki sen. Harry, myśląc o jutrzejszym dniu, po chwili dołączył do Martina i Kaspara. 

_______

  Znalazłem trochę czasu, więc wrzucam kolejny rozdział. Jest on z gatunku tych spokojniejszych, ale w każdej historii jest kilka takich momentów, gdzie nic się nie dzieje. :) Mam nadzieję, że nie będziecie rozczarowani ;) Przez matury nie jestem w stanie określić, kiedy pojawi się następny, więc będziecie musieli co jakiś czas tu wchodzić i sprawdzać czy nowa notka się pojawiła. Dziękuję tym, których nie zniechęciła długa przerwa i regularnie sprawdzali bloga. Życzę wam miłej lektury :)

4 komentarze:

  1. Przede wszystkim cieszę się, że Harry'ego czeka szkolenie. Mam nadzieję, że po dwóch miesiącach ciężkiej pracy dorówna bratu i nie będzie już taki... Zagubiony? Sierotowaty? Oczywiście myślę tutaj o jego walkach i o tym, że do tej pory się zbytnio nie popisał.
    Chyba pisałem o tym, że nie jestem zwolennikiem aż takiego „udoskonalania” bohaterów, w każdym razie wolę czytać o Harrym, który jest w stanie coś osiągnąć, niż o Harrym, który niemal nic nie potrafi. Liczę jednak, że nie przesadzisz. Nie chciałbym, żeby Potter stał się na tyle potężny, by był w stanie pokonać Voldemorta z palcem w dupie (przepraszam za wyrażenie).

    Podoba mi się to, w jaki sposób wykreowałeś postać mentora Harry'ego. Pomysł z jego zboczonym charakterem wydaje się być co najmniej interesujący. Nie wiem jeszcze, czy i w jaki sposób kontynuujesz ten wątek, w każdym razie zaintrygowałeś mnie.

    Nie wiem natomiast, co sądzić o chłopakach, z którymi Harry dzieli pokój. Na razie niewiele o nich wiemy, więc może nie powinienem się na ich temat wypowiadać.

    Mimo że rozdział był z gatunku tych spokojniejszych, to ogólnie mi się podobał. :)

    Pozdrawiam!

    PS Jest dość późno, więc nie ogarniam najoczywistszych rzeczy, ale... Dobrze zrozumiałem, że jesteś w trakcie zdawania matury? Jeśli tak, to życzę jak najwyższych wyników! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :) na początek dziękuję za komentarz i życzenia odnośnie dobrych wyników ( dobrze zrozumiałeś, że teraz zdaję maturę xd )

      Bardzo uważam, aby nie popełnić tego samego błędu co z Connorem, więc myślę, że Harry nie będzie jakimś bogiem, który niszczy wszystko na swojej drodze :) Postaram się nie przesadzić jak wtedy :D

      Przyznaje się bez bicia, że charakter mentora Harry'ego wzorowałem na postaci Jirayi ( chyba tak się pisze to imię xd ) z mangi Naruto. Uznałem, że wszyscy w tym opowiadaniu są zbyt poważni i należy wprowadzić kogoś, kto zapewni choć cień uśmiechu i rozluźni atmosferę :)

      Jeszcze raz dziękuję i także pozdrawiam! :)

      Usuń
    2. Od mojej matury minęły trzy lata, a doskonale pamiętam, jak czułem się przed ustnymi egzaminami. Jeśli jeszcze nie miałeś żadnego, to mam dla Ciebie radę - w ogóle się nimi nie przejmuj. Koszmarnie się czeka pod drzwiami, a później jest już znacznie lepiej. :D

      Naruto to chyba jedyna manga, którą oglądałem z ogromną przyjemnością. Gdybyś nie wspomniał o źródle swojej inspiracji, to w życiu bym nie pomyślał, że chodzi o tę postać (nie mam zielonego pojęcia, jak pisze się to imię, więc będę go unikać xd). Kiedyś może trochę irytował mnie ten „zboczeniec”, ale byłem wtedy młodszy i inaczej patrzyłem na świat. Teraz takie osoby mnie bawią. xd

      Jeszcze raz pozdrawiam! :D

      Usuń
  2. Czekam na ciąg dalszy ����

    OdpowiedzUsuń

Mrs Black bajkowe-szablony