wtorek, 21 kwietnia 2020

Rozdział 31 „Samhain cz.1"





Witam. Po tak długim czasie wreszcie wrzucam kolejny rozdział. Niestety wykonywana praca skutecznie eliminuje ilość czasu, jaką mogę poświęcić temu opowiadaniu. Nie powiem, że czasami lenistwo i brak weny również robią swoje, lecz z tym jakoś sobie radzę. Przepraszam serdecznie i życzę przyjemności z czytania. Od następnego rozdziału najprawdopodobniej będę miał betę, więc to oby to był ostatni rozdział z błędami :D

Rozdział nie betowany!


Noc Duchów, w Tytanie nazywana Samhain, należała do najbardziej czasochłonnych, jeśli chodzi o przygotowania, miejskich zabaw. Wszystkie sklepy zamknięte były na cztery spusty, a ludzie zajmowali się dekorowaniem miasta. Dorośli rozumieli powagę tego dnia, natomiast dzieci widziały w nim jedynie możliwość hucznej zabawy przez całą noc. Już od porannych godzin maluchy błagały wręcz sprzedawców fajerwerek, aby ci wystrzelili kilka w niebo i absolutnie nie obchodziło ich to, że w świetle dnia nie robią takiego wrażenia jak w nocy. Wybrani kapłani przygotowywali kapliczkę do nocnych odwiedzin, a także udali się do kotliny, położonej przy górach, aby zerwać gałązki ze specjalnego krzewu Silverbell, dzięki którym ludzie będą mogli przywołać swoich zmarłych bliskich.

Członkowie Rady również mieli pełne ręce roboty. To na nich spoczywał obowiązek zorganizowania wszystkiego tak, aby nie było żadnych komplikacji. Krzątali się właśnie w głównej sali pałacu i obmyślali harmonogram zabaw. Wszyscy byli na tym bardzo skoncentrowani, oprócz staruszka w soczyście pomarańczowej tiarze. Ten wydawał się być daleko myślami. W sumie nie pierwszy raz, bowiem trójka pozostałych już dawno zauważyła, że ich kolega wydaje się być ostatnio bardzo poruszony. Wreszcie jedna z kobiet odezwała się:

— Inuzuki, możesz wreszcie powiedzieć o co ci chodzi? — westchnęła. — Od kilku dni wyglądasz, jakby coś mocno cię trapiło.

— Nie będę udawał, że wszystko jest w porządku, kiedy wszystkie nasze tradycje i poglądy są stopniowo niwelowane przez innych — odparł zapytany, wzruszając ramionami.

Nikt z nich nie musiał pytać, o co mu chodzi. Wszyscy doskonale wiedzieli.

— Musimy o tym rozmawiać akurat w dzisiejszym dniu? — zabrała głos otyła kobieta. — Przypominam, że to święto zmarłych, więc uszanujmy ich.

— Tak, zmarłych — powiedział Inuzuki. — Zmarłych mieszkańców naszego miasta, którzy zginęli w jego obronie lub w obronie naszych wartości. Brakiem szacunku do nich jest ignorowanie tego, co wyprawia ten chłopak.

— Wiesz, że również chętnie bym utarła nosa temu Potterowi — odezwała się druga kobieta. — Ale nie możemy ot tak czegoś mu zrobić. Mieszkańcy Tytanu nam tego nie darują.

— Do cholery, Mifune! — podniósł głos Inuzuki, waląc pięścią w stół. — Ten facet, Merlinie co ja mówię, ten DZIECIAK zupełnie nie traktuje poważnie naszej historii. Cienie od zawsze były tajnym stowarzyszeniem, które z ukrycia neutralizuje wszelkie konflikty, mogące zburzyć światową równowagę. Każdy się nas bał, bo nic o nas nie wiedział. A ten smarkacz nie dość, że pokazał nas całemu światu, sprowadził do roli jakiś podrzędnych ochroniarzy, to jeszcze śmieje nam się prosto w twarz i uważa, że nie mamy tu nic do powiedzenia. Nie możemy tak tego zostawić! Musi wreszcie ponieść konsekwencje tego, co robi!

— No i co chcesz mu zrobić? Rozwiązać tą sprawę siłą?

— Przecież to my decydujemy o tym, kto może rządzić Cieniami — upierał się Inuzuki. — To my wybieramy naszych przywódców i to również my odbieramy im władzę. Mamy władzę, aby pozbyć się Pottera.

— Zapomniałeś, że tak naprawdę to miasto go wybrało, a nie my — odparła gruba kobieta. — Jeśli go odwołamy, stracimy twarz.

— Już ją tracimy, Tsurimi — burknął Inuzuki. — Zobaczycie, on nas wszystkich pociągnie na dno.

— Jeśli mogę się wtrącić — odezwał się milczący dotąd łysy mężczyzna z chytrymi jak u lisa oczami. — Inuzuki ma rację. Connor Potter jest zagrożeniem dla bezpieczeństwa Tytanu i Cieni, jednakże rację mają także Mifune i Tsurimi. Nie możemy ot tak sobie odwołać go ze stanowiska.

— Więc co proponujesz Kashiko? — zapytał Inuzuki.

— Zjednał sobie przychylność mieszkańców miasta, prawda?

Kiwnęli głowami, a Kashiko splótł palce i kontynuował:

— Musimy więc sprawić, aby ci sami mieszkańcy go znienawidzili lub przynajmniej uświadomili sobie, że oprócz niego jest wielu innych dojrzalszych i bardziej odpowiedzialnych ludzi do objęcia tej funkcji.

— Jak? - zapytała Mifune.

— Rozpuszczać plotki o tym, co robi — odpowiedział Kashiko. — Nie bezpośrednio, lecz przez osoby trzecie. Podkopywać jego pozycję i kiedy będzie niestabilna, uderzyć z całą mocą. Mieszkańcy Tytanu muszą uświadomić sobie, że popełnili olbrzymi błąd powierzając swój los szesnastolatkowi.

— To zajmie trochę czasu — powiedziała Tsurimi.

— Nie każdy sukces przychodzi od razu. — Kashiko uśmiechnął się drapieżnie. — Ale z drugiej strony, gdzie nam się śpieszy? Pośpiech jest złym doradcą. Mamy dużo czasu, więc możemy sobie pozwolić na czasochłonne zajęcie.

— Należy znaleźć odpowiednich ludzi — zastanowił się Inuzuki. — Takich, którzy nie wygadają, że to my za tym stoimy.

— Wszystkim się zajmę — zapewnił go Kashiko. — Tymczasem wróćmy do naszych zajęć i pozwólmy Connorowi myśleć, że to on tu rozdaje karty.

Pozostali kiwnęli głowami i wrócili do dekorowania pałacu.

***

Connor, jak i pozostali, szykowali się do powrotu do Tytanu. Chłopak musiał przyznać, że zaczynał już tęsknić za miastem. Owszem, w Hogwarcie było równie ciekawie, ale dom to jednak dom. Łapał się na tym, że nie może doczekać się ustalonego czasu powrotu. Pozostało jeszcze dwie godziny, więc postanowił spędzić ten czas z Harrym i Cassie. Znalazł ich w Wielkiej Sali, gdzie grali w Eksplodującego Durnia. Cassie zobaczyła go i zrobiła mu miejsce obok siebie.

— Spakowany? — zapytała.

— Tak — odpowiedział. — Za dwie godziny wyruszamy.

— Chcesz się przyłączyć? — zapytała Cassie, podając mu karty.

— Najpierw musisz mi powiedzieć, jak się w to gra — odpowiedział Connor.

Kilka minut wyjaśniała mu zasady gry, a potem zaczęli rozgrywkę. Harry i Connor mieli poirytowane miny, kiedy dziewczyna ogrywała ich niemal w każdej rundzie.

— Jak spotkania Gwardii? — zapytał Connor Harry’ego, czekając na swój ruch.

— W porządku — odpowiedział Potter, rzucając kartę. — Nie spodziewałem się, że wszyscy będa aż tak ogarnięci. W zasadzie na jednym spotkaniu potrafią opanować nowe zaklęcie.

— Może po prostu jesteś dobrym nauczycielem? — zasugerowała Cassie. — Nie wrzeszczysz, nie grozisz szlabanem ani utratą punktów, to motywuje.

Harry wzruszył ramionami.

— Albo daje wam za łatwe zaklęcia — powiedział Gryfon.

— Patronus wcale nie był łatwy — zaprotestowała Cassie. — Do tej pory nie mogę utrzymać go dłużej niż kilka sekund.

— Nie przejmuj się, mnie też od razu się nie udało — pocieszył ją Harry.

— Co sądzicie o tym nowym ministrze? — zapytała Cassie, zmieniając temat.

— Szczerze? — odpowiedział Harry. — Ron twierdzi, że facet zna się na tym co robi, ja też uważam, że w porównaniu do Knota jest o wiele lepszy, ale mimo to… — zawahał się na chwilę, a widząc zaciekawione spojrzenia brata i siostry, kontynuował. — Nie potrafię tego wyjaśnić, ale wydaje mi się, że coś jest z nim nie tak.

Connor pokiwał głową i powiedział:

— Ja też. Podobno w wakacje wybili mu całą rodzinę, ale jak dla mnie nie zachowuje się jak człowiek w żałobie. Powinien być przygnębiony, zrozpaczony, a robi wokół siebie tyle szumu. Te wszystkie konferencje prasowe i tak dalej.

— Może skrywa swoje uczucia pod maską? — zasugerowała Cassie. — W końcu, jakby nie patrzeć, pełni funkcję publiczną, więc nie wypada mu pokazywać się z zapuchniętymi od płaczu oczami.

— Taak, może — odpowiedział Harry z wahaniem.

Jakiś czas później chłopcy zaklęli szpetnie, ponieważ znowu przegrali. Oburzona Cassie zrugała ich za słownictwo. Wreszcie Connor stwierdził, że musi już iść. Pożegnał sie z Cassie i Harrym i wyszedł z Wielkiej Sali. Przy drzwiach wejściowych natknął się na Jonathana.

— Idziemy? — zapytał rudzielec.

— Tak, zwołaj wszystkich — odpowiedział Connor, patrząc gdzieś ponad ramieniem przyjaciela.

Jonathan kiwnął głową i mówiącym patronusem przekazał wiadomość pozostałym. Kilka minut później uczniowie Hogwartu widzieli Cieni, którzy w szeregu opuszczali szkołę i kierowali się do Hogsmeade. Każdy z nich miał poważny wyraz twarzy. Connor spojrzał w bok i szepnął coś Jonathanowi, po czym odłączył się od grupy i skierował w stronę jeziora. Przy brzegu siedziała Grace i zamyślonym wzrokiem patrzyła na gładką tafle wody.

— Wszystko w porządku? — zapytał Potter, siadając obok.

Podniosła na niego wzrok i lekko się uśmiechnęła.

— Nie powinieneś być z nimi? — wskazała na rząd wojowników, który mijał właśnie główną bramę.

— Za chwilę do nich dołączę. Zobaczyłem, że siedzisz tutaj całkiem sama i chciałem zobaczyć czy wszystko gra.

— Myślałam o tym, co wczoraj powiedziałeś. — Grace ponownie popatrzyła na jezioro. — O sposobie, w jaki obchodzicie Noc Duchów.

W oczach Connora błysnęło zrozumienie.

— Chodzi o twojego ojca, prawda?

Ślizgonka pokiwała głową i westchnęła.

— Tak bardzo chciałabym go znowu zobaczyć — odpowiedziała dziewczyna, a Connor poczuł lekkie ukłucie niepokoju. Miał nadzieję, że nie stanie się to o czym pomyślał. — Tęsknie za nim. Dałabym wszystko, żeby znowu z nim porozmawiać, chociaż przez krótki czas.

— To zrozumiałe. Ja też z niecierpliwością czekam, aż zobaczę Hirohiko.

— Mogę cię o coś prosić? — zapytała nagle Ślizgonka.

Connor niemal był stuprocentowo pewny, o co dziewczyna chce go poprosić i bał się tego. Wiedział, że nie będzie w stanie jej odmówić, tak samo jak wiedział, że jeśli spełni jej prośbę to będzie miał przechlapane. Głos rozsądku podpowiadał mu, żeby wycofał się póki jeszcze jest czas, ale coś nie pozwalało mu się ruszyć. Tak jakby podświadomie chciał, aby Ślizgonka wypowiedziała swoje życzenie. Z przerażeniem stwierdził, że znalazł się w takiej sytuacji pierwszy raz w życiu i nie bardzo wiedział, co ma zrobić.

— Słucham? — odparł, wzdychając w duchu. Złośliwy głosik w głowie, powiedział mu, że popełnił najgorszy błąd swojego życia.

— Nie wiem, jak to powiedzieć — zawahała się Ślizgonka, ale w następnej chwili zebrała się na odwagę. — Zabierzesz mnie ze sobą do waszego miasta?

Connor przymknął oczy. Jego obawy się potwierdziły. Nie był na nią zły. Po jego opowieści dziewczyna zobaczyła szanse na spotkanie z ukochanym ojcem i próbowała ją wykorzystać. On zaś musiał stosować się do regulaminu, który surowo zabraniał wpuszczania obcych do Tytanu. Już raz go złamał, kiedy w wakacje przyprowadził tam Dumbledore’a, a teraz miał to zrobić ponownie. Dla Rady Cieni, która od dawna szukała na niego jakiegoś haka byłoby to jak wczesny prezent gwiazdkowy. Z drugiej strony, patrząc w jej fiołkowe oczy pełne nadziei, nie miał serca, aby zaprotestować. Gdyby ktoś teraz odczytał jego myśli pełne sprzeczności, zdumiałby się niezmiernie. Zawsze słynął ze swojego opanowania i chłodnej głowy, a teraz nie wiedział, co ma począć. Grace wciąż na niego patrzyła, czekając na odpowiedź, a on biedny nie mógł wypowiedzieć tego krótkiego słowa. Wreszcie odetchnął głęboko i wziąwszy się w garść rzekł:

— Jak mówiłem doskonale cię rozumiem, ponieważ sam jestem w takiej sytuacji. Musisz jednak wiedzieć, że obowiązują mnie pewne zasady.

— Rozumiem — Ślizgonka spuściła głowę i powoli wstała. — Wybacz, że o to zapytałam. Po prostu myślałam, że… a zresztą nieważne. To było głupie z mojej strony, zapomnij o tym.

Już miała odchodzić, kiedy Potter chwycił ją za łokieć.

— Z drugiej strony, zasady są po to, żeby je łamać — powiedział z uśmiechem. — Nic się nie stanie jak raz na sto lat się do nich nie dostosuje.

Dlaczego to powiedział? Dlaczego w ogóle się zgodził? Przecież gdyby nawet Harry albo Cassie poprosili go o to, zbyłby ich zasłaniając się tym cholernym regulaminem. Dlaczego więc nie zrobił tego w stosunku do niej? Nie potrafił odpowiedzieć sobie na te pytania.

— Naprawdę? — na usta Ślizgonki wkradł się szeroki uśmiech. — Dziękuję!

— Ale musisz jeszcze pogadać z Dumbledore'em — powiedział Connor. — Nie wiem, czy zgodzi się wypuścić ze szkoły uczennice na całą noc.

— Jasne, zaraz to załatwię — rozentuzjazmowana Grace szybko skierowała się w stronę szkoły.

— Będę czekał przed bramą! — krzyknął jeszcze za nią.

Connor przejechał dłonią po twarzy. Musiał wykombinować jak ukryje przed radą to, że przyprowadził dziewczynę do Tytanu. Istniała jeszcze nadzieja, że dyrektor nie zgodzi się na to wszystko, ale była zbyt nikła. Potter dobrze znał Dumbledore’a i wiedział, że starzec nie przepuści okazji, aby uszczęśliwić jedną ze swoich uczennic.

— Stary, idziesz czy nie?

Jonathan szedł ku niemu lekko zniecierpliwiony.

— Co ty robisz? Wiesz, że nie mamy czasu — rudzielec umilkł, widząc twarz Connora. — Co ci jest? Wyglądasz, jakbyś chciał walnąć głową w mur, ale nie wiesz czy ci to pomoże.

Connor spojrzał na niego i lekko się uśmiechnął.

— Zdarzyło ci się kiedyś zrobić coś głupiego, mimo że wszystko wręcz krzyczało byś tego nie robił?

— Eee… Wypicie całego zapasu wina Rady się liczy? — Odpowiedział żartobliwie, ale widząc grobową minę przyjaciela powiedział już poważnym tonem. — Co zrobiłeś?

— Zaprosiłem Grace do Tytanu na Samhain.

Jonathan wytrzeszczył oczy.

— Zdurniałeś?! — wykrzyknął. — Dla Rady, a w szczególności dla tego lisa Kashiko, będzie to jak wczesny prezent gwiazdkowy!

— Myślisz, że tego nie wiem? Zdaję sobie z tego sprawe i nie wiem co robić.

— Dlaczego to zrobiłeś?

Jedno proste pytanie, na które nie potrafił odpowiedzieć. Dlaczego? Bo go prosiła? Przed nią prosiło go wielu i był nieugięty. Bo jej współczuł? Nie to też nie to. Więc dlaczego? Rozważał wszystkie opcje, ale tej jednej, oczywistej, nie brał pod uwagę. Nie brał czy nie chciał brać?

— Dobra — powiedział Jonathan, drapiąc się po głowie. — Daj mi chwilę, coś wymyśle. Masz szczęście, że cię lubię, bo inaczej sam byś musiał sobie radzić.

Jonathan intensywnie się nad czymś zastanawiał, aż w końcu wykrzyknął:

— Mam! Musimy po prostu sprawić, żeby nikt jej nie widział i może tam siedzieć do woli.

Connor uniósł brwi, a potem ironicznie zaklaskał i powiedział:

— Do tego geniuszu to sam doszedłem.

— Denerwujesz mnie — powiedział Jonathan. — Może zamiast mi przerywać dasz mi dokończyć, co?

Connor milczał, więc Jonathan ciągnął dalej.

— Potrzebujemy czegoś, co skutecznie ochroni ją przed wzrokiem innych. Musi stać się niewidzialna. Nie-wi-dzial-na — Jonathan znacząco podkreślił ostatnie słowo.

Connor otworzył szeroko oczy, kiedy nagle dotarło do niego, o czym myśli Jonathan.

— Peleryna-niewidka Harry’ego!

— Ding ding ding — zaśpiewał Jonathan. — Dobra odpowiedź, panie Potter.

— Stawiam ci Ognistą — powiedział Connor i pognał do zamku.

Dopadł Harry’ego, gdy ten wychodził z Wielkiej Sali. Harry na początku był zdziwiony jego prośbą, ale zgodził się i kilkanaście minut później miał już pelerynę. Skierował się do bramy wyjściowej i napotkał przy niej Grace.

— Dumbledore się zgodził — powiedziała Ślizgonka.

— A co z twoimi przyjaciółmi? Jak wytłumaczysz im swoje zniknięcie?

— Powiem, że źle się czułam i cały czas byłam w Skrzydle Szpitalnym.

— Dobrze — Potter kiwnął głowa i podał jej pelerynę. — Włóż to, trzymaj się blisko mnie i pod żadnym pozorem jej nie ściągaj, chyba że nikogo nie będzie w pobliżu.

Po przejściu przez ochronne bariery Connor polecił Grace, aby chwyciła go za rękę i wszyscy deportowali się do Tytanu.

2 komentarze:

  1. Cześć!

    Cóż mogę powiedzieć? Cieszę się, że wróciłeś. Naprawdę. Jeszcze jakieś dwa lub trzy lata temu pomyślałbym, że porzuciłeś opowiadanie, teraz jednak wiem z własnego doświadczenia, że mimo chęci i masy różnych pomysłów nie zawsze da się zachować regularność w dodawaniu kolejnych rozdziałów. Chcę więc tylko powiedzieć, że dopóki nie pojawi się oficjalna informacja o zawieszeniu bloga, będę wracać do tego opowiadania i to niezależnie od tego, jak długie będą odstępy pomiędzy kolejnymi rozdziałami.

    Obawiam się, że członkowie Rady narobią Connorowi kłopotów. Nie wątpię, że mieszkańcy Tytanu szanują i podziwiają Pottera, w każdym razie jestem niemal pewien, że plotki zachwieją ich lojalnością. Zapewne nie wszyscy dadzą się zmanipulować, problem w tym, że wystarczy kilku wichrzycieli, którzy potrafią oddziaływać na tłum, by ruszyła lawina nienawiści i zwątpienia. Chciałbym wierzyć, że ludzie nie kupią niepotwierdzonych informacji, choć z drugiej strony trudno oczekiwać, że nagle wszyscy wykażą się równie racjonalnym podejściem do życia. W każdym stadzie znajdzie się jakaś czarna owca. W Tytanie pewnie też żyją osoby, które z różnych względów nie darzą Connora sympatią.

    Śmiem wątpić, że za decyzją Rady kryją się jakieś szlachetne pobudki. Te staruchy drżą w obawie o utratę własnych stołków, a nie interweniują w związku z rzekomym działaniem na szkodę Tytanu. Poza tym przemawia przez nich zazdrość i chęć zemsty za to, w jaki sposób Potter z nimi ostatnio rozmawiał.

    Cieszę się, że ani Harry, ani Connor nie dali się zwieść urokowi nowego Ministra Magii. Ja także mu nie ufam, ale pisałem o tym w poprzednim komentarzu, więc chwilowo nie będę się powtarzać. :)

    Connor czuje do Grace mięte i przez to prawdopodobnie władował się na minę. Oczywiście nie mam mu tego za złe, bo człowiek z miłości robi czasem różne dziwne rzeczy. Nie chcę także snuć czarnych scenariuszy, obawiam się jednak, że Rada dowie się o obecności Grace podczas obchodów Samhain i wykorzysta ten fakt przeciwko Potterowi. Zobaczymy, czy mam rację i jak wielka chryja z tego wyniknie.

    To tyle na dzisiaj!

    Pozdrawiam i życzę zdrowia w tych nieciekawych czasach! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też ciesze się z powrotu :D Mam nadzieję, że nie będzie on krótkotrwały i wreszcie skończę to opowiadanie. Zostało już mało rozdziałów do końca pierwszej części.

      Tak, widać że Rada jest mu nieprzychylna. Są zazdrośni owszem, ale również bardzo tradycyjni i konserwatywni i nie podoba im się, że ktoś zmienia coś, co działało u nich przez tyle lat. To też jest jednym z powodów ich niechęci wobec Connora. Co do mieszkańców to psychologia tłumu działa jak działa. Wystarczy że kilka osób krzyknie, że jest tak i tak i reszta to podchwyci nawet się nie zastanawiając czy to prawda. Być może członkowie Rady nie będa musieli się jakoś szczególnie starać, aby to zadziałało.

      Z oczywistych względów w kwestii Ministra się nie wypowiem, tak samo jak w kwestii zdemaskowania Grace :)

      No cóż, nawet ktoś taki jak Connor może się zakochać :d Nie chcę robić z niego młodszej wersji Voldemorta :D Już i tak przez jego znajomość czarnej magii, rzucanie Niewybaczalnych i zabijanie bez skrupułów na innych portalach jest porównywany do Voldemorta :D Niech ma trochę radości w życiu.

      Dzięki za komentarz!

      Pozdrawiam

      Usuń

Mrs Black bajkowe-szablony