piątek, 23 grudnia 2016

Rozdział 5 „Kwatera Główna”




    Wylądowali na pustej uliczce naprzeciw starej kamienicy. Harry spojrzał na Dumbledore'a, lecz dyrektor przeszedł przez niską furtkę i stanął na czymś, co przypominało podwórko. Kiedy chłopak do niego dołączył, starzec wyciągnął małą kartkę i podał ją chłopakowi.
— Zapamiętaj, a potem powtórz w myślach.
    Na kartce widniało tylko kilka słów:

Kwatera Główna Zakonu Feniksa. Grimmauld Place 12.

    Jak tylko wypowiedział zdania w głowie, pomiędzy domami z numerami jedenaście i trzynaście zaczął wyrastać budynek. Harry zdziwił się, że mieszkańcy sąsiednich budynków niczego nie zauważyli, ale zaraz zganił się za swoją głupotę. Magia. To jedno słowo wyjaśniało wszystko. Kiedy mieszkanie już całkiem się pojawiło, Dumbledore podszedł do wejścia oraz otworzył je, przepuszczając chłopaka. Znaleźli się w długim korytarzu pokrytym ohydną tapetą w kwiaty. Ściany były obdrapane i aż prosiły się o remont. Puszysty dywan, po którym szli, wzniecał tumany kurzu. Wiszące obrazy napawały Pottera obrzydzeniem i strachem jednocześnie. Przedstawiały potwory, o jakich nie śnił nawet w najgorszych koszmarach. Na końcu, po prawej stronie, stał stojak przypominający nogę trolla. Dyrektor stanął przed drzwiami na wprost i odwrócił się do swojego towarzysza.
— Znajdujemy się w Kwaterze Głównej Zakonu Feniksa, Harry. Nie jest to luksusowe miejsce, ale przynajmniej mamy pewność, że nikt niepowołany tu nie wejdzie.
    Wybraniec tylko skinął głową. Wciąż z zaciekawieniem rozglądał się wokół. Jego uwagę przykuł olbrzymi zasłonięty portret, znajdujący się na półpiętrze schodów prowadzących na górę. Dumbledore otworzył drzwi oraz wprowadził przez nie Pottera. Znajdowali się w kuchni, gdzie siedziało wielu czarodziejów. Przez ułamek sekundy panowała cisza, a potem rozległ się dźwięk odsuwanego krzesła i widok przesłoniła mu burza gęstych, brązowych włosów.
— Harry! Ty tutaj?! Oh, jak się cieszę!
    Była to Hermiona Granger. Rzuciła się chłopakowi na szyję i zamknęła go w uścisku, który odwzajemnił. Następnie podszedł do niego Ron, również ze szczerym uśmiechem na ustach, po czym poklepał go po plecach. Jego młodsza siostra, Ginny, powtórzyła gest dziewczyny, dodatkowo całując go w policzek. W kuchni zapanowało poruszenie, wszyscy rzucili się, aby go powitać. Na samym końcu stanął przed obliczem pani Weasley.
— Kochaneczku — rzekła swoim ciepłym głosem. — Tak bardzo się cieszę, że jesteś z nami. Z pewnością jesteś głodny, prawda? — Nie czekając na jego odpowiedź, dodała. — Siadaj przy stole, za chwileczkę coś ci podam.
    Ale Harry jej nie słuchał. Wpatrywał się w czarnowłosego mężczyznę, który uśmiechał się do niego promiennie.
— Syriusz! — Gryfon podbiegł do niego oraz wyściskał go. — Ty tutaj?
— No, a gdzie? — roześmiał się zapytany. — Dobrze cię znowu widzieć, Harry.
    Potter przypatrywał mu się z mieszaniną szczęścia i niedowierzania. Zmienił się bardzo, odkąd widział go po raz ostatni. Miał na sobie normalne ubrania oraz zadbane uczesane włosy. Jego oczy nie sprawiały już wrażenia, jakby należały do szaleńca, lecz uradowane wpatrywały się w chłopaka. Harry nadal go nie puszczał, jakby w obawie, że jego ojciec chrzestny zniknie, gdy tylko to zrobi. Syriusz położył dłoń na ramieniu chrześniaka i poprowadził go do stołu, gdzie pani Weasley przygotowała dla niego olbrzymią porcję naleśników. Nim jednak zaczął jeść, głos zabrał Dumbledore:
— Harry zostanie tutaj do końca wakacji. Remusie, Alastorze, chciałbym z wami porozmawiać po kolacji. A teraz jedzmy, jak patrzę na te pyszności przygotowane przez Molly, to aż ślinka mi cieknie.
    Pani Weasley zarumieniła się i zakłopotana zaczęła tłumaczyć, że to nic wielkiego. Wszyscy zasiedli do kolacji. Harry od razu zagadał Syriusza:
— Skąd się tu wziąłeś?
— No wiesz — uśmiechnął się Łapa. — Mieszkam tutaj. To mój rodzinny dom.
— Żartujesz? — Harry wytrzeszczył oczy.
— Ale dosyć niechętnie go wspominam — dokończył mężczyzna. — Kiedy Zakon Feniksa wznowił działalność, Dumbledore poprosił mnie, bym użyczył mu go jako miejsce narad. Cóż, chociaż tak mogłem mu się odwdzięczyć za uratowanie od Azkabanu. A jak u ciebie? Mugole dali ci w kość?
— Jak to oni. Chociaż ciotka jakby stała się dla mnie milsza i nie uwierzysz, przeprosiła mnie za wszystko.
— No cóż — odparł Syriusz. — Ludzie się zmieniają. Nie wszyscy, ale niektórzy tak.
— Czym jest ten cały Zakon Feniksa? — zapytał Gryfon, zmieniając temat.
— To organizacja powołana przez Dumbledore'a. Zbieramy informację o działaniach śmierciożerców i ze wszystkich sił staramy się im przeszkodzić. Na razie dosyć skutecznie. Dzięki Merlinowi, bo na Ministerstwo czarodzieje chyba nie mają co liczyć.
— Dlaczego?
— Te fajtłapy nie radzą sobie z niczym. Poza tym Knot podał się do dymisji, a tymczasowy minister magii jest jeszcze gorszy niż on. Voldemort powrócił, a wiesz co szanowny pan minister uczynił, aby ochronić ludzi? Rozesłał do każdego domu bezpłatne podręczniki o samoobronie oraz wydał oświadczenie do gazety, w którym zapewniał, że aurorzy przeszli dodatkowe kursy doszkalające. I tyle. Na tym polega ich walka z Czarnym Panem. Całe szczęście, że jest na tym stanowisku tylko do czasu pełnoprawnych wyborów nowego rządu.
    Harry nadal rozmawiał z Syriuszem na błahe tematy. Po pewnym czasie Łapa zajął się rozmową z Remusem, a piętnastolatek odwrócił się do Rona i Hermiony:
— Długo tu jesteście?
— Od początku lipca — odpowiedział Ron. — Przenieśliśmy się tutaj z Nory. Hermiona przyjechała jakieś dwa tygodnie temu.
— Jak wam minęły wakacje?
— Mama każe nam cały czas sprzątać tę ruderę — powiedział Weasley, na co Syriusz chrząknął oburzony. — W życiu nie namachałem się tak ścierką i mopem jak przez ten miesiąc — Harry zaśmiał się, ale przyjaciel szybko go zgasił. — Nie ciesz się tak. Ciebie też na pewno zapędzi do roboty.
— U Dursleyów robiłem to codziennie, więc nie przeraża mnie to tak bardzo, jak ciebie.
    Kolacja upłynęła wszystkim domownikom w spokojnej atmosferze. Po skończonym posiłku pani Weasley wygoniła młodzież na górę, twierdząc, że teraz zaczyna się zebranie Zakonu i nie powinni w nim uczestniczyć. Oburzeni poszli na górę oraz zamknęli się w pokoju Hermiony, gdzie zaraz dołączyli do nich Fred i George.
— Cześć, Harry! — przywitali się. — Was też wygonili z kuchni?
— Po co się pytasz, skoro tam byłeś i wszystko widziałeś? — odparł Ron.
— Ironia wcale do ciebie nie pasuje, Ronuś — George wystawił mu język. — Tak czy siak nie mamy zamiaru być niedoinformowani, więc chcemy skorzystać z Uszu Dalekiego Zasięgu. Idziecie z nami?
    Harry, Hermiona, Ron i Ginny ochoczo się zgodzili. Młodzież zbiegła na dół, a chwilę później chciwie łowili każde słowo wypowiedziane przez dorosłych.

***

    Tymczasem czarodzieje w kuchni słuchali raportu Kingsleya.
— Na razie nie ma żadnych doniesień o działaniach śmierciożerców. Do Ministerstwa nie napływają żadne skargi, również aurorzy nie są wzywani na misję. Wydaje się, że po początkowych rozróbach śmierciożercy jakby się uspokoili. Można rzec, że przepadli jak kamień w wodę łącznie z Sami Wiecie Kim.
— Niepokoi mnie to — zabrał głos Alastor Moody. — Dopóki działał otwarcie, wiedzieliśmy, na czym stoimy, a teraz kompletnie nie wiemy czego się spodziewać.
— Zbyt długo nie wytrzyma siedząc cicho — odparł z pewnością w głosie Remus Lupin. — To nie w jego stylu.
— Severusie, wiesz może, co planuje Voldemort? — Dumbledore zwrócił się do mężczyzny w czarnej szacie.
— Czarny Pan zniknął i nie pokazuje się nawet ludziom ze swojego najbliższego otoczenia — odrzekł Snape. — Ewentualne polecenia wydaje listownie.
— Czy poinformowaliście o zagrożeniu ministerstwa w innych krajach? — Albus zmienił temat.
— Tak, wszyscy zgodnie odparli, że nie można siedzieć bezczynnie i biernie czekać na rozwój wypadków. Francuskie oraz portugalskie ministerstwa zapowiedziały, że wesprą nas w ewentualnej wojnie. Jeśli chodzi o innych, to skupiają się przede wszystkim na sytuacji w swoich państwach, ale myślę, że w razie konieczności będziemy mogli liczyć na ich pomoc — odpowiedział Dedalus Diggle.
— Pozostaje jeszcze kwestia olbrzymów. Hagridzie? — Wzrok starca spoczął na gajowym Hogwartu.
— Część z nich już przyłączyła się do tego gnojka. Razem z Olimpią przekabaciliśmy na naszą stronę kilka klanów, ale zdecydowana większość opowiedziała się po drugiej stronie.
— Dementorzy także opuścili Azkaban — wtrącił Kingsley. — Oczywiście ministerstwo to zatuszowało.
— Jeśli chodzi o klany wilkołaków, to także nie możemy na nich liczyć. – Ze smutkiem powiedział Lunatyk.
— Na szczęście druidzi i elfowie przyłączyli się do nas — poinformowała Tonks z lekkim uśmiechem. — Przynajmniej nie będzie miał dostępu do starożytnych zaklęć, jakimi dysponują.
— Mundungusie, co z goblinami?
— Małe cholery twierdzą, że to nie ich sprawa. Chcą pozostać neutralni — powiedział mały człowieczek siedzący w kącie.
— Podsumowując, jak na razie nasze siły są mniej więcej wyrównane. Wróg nie zdobył jeszcze miażdżącej przewagi – oświadczył Szalonooki.
— Masz rację — stwierdził starzec. — Ale nie możemy pozwolić sobie na chociażby chwilową utratę czujności. Martwi mnie to nagłe zniknięcie Toma. Co on kombinuje? — Ostatnie pytanie zadał jakby samemu sobie. — Poza tym niedługo wybory na ministra magii. Musimy wybrać kandydata stojącego po naszej stronie. Jeżeli poplecznik Toma nim zostanie, to będzie koniec ministerstwa. Pomyślę nad odpowiednim człowiekiem. Czy ktoś ma jeszcze coś do dodania?
— Mogę jeszcze dodać, że Sami Wiecie Kto kazał mi uwarzyć spory zapas eliksiru wielosokowego — przemówił nietoperz.
— Eliksiru wielosokowego? — Minerva zmrużyła podejrzliwie oczy. — A na cholerę mu on?
— Nie wiem! — warknął Snape. — Nie pytałem go. Nie jestem samobójcą.
— Z pewnością nie chciał go tylko dla zachcianki. Musisz się dowiedzieć, do czego jest mu potrzebny — zawyrokował dyrektor.
— Niby jak? — sarknął Severus. — Przepraszam cię panie, ale czy mogę się dowiedzieć, na co ci ten eliksir?
— Nie próbuj być ironiczny Smarkerusie — zgasił go Łapa. — Nie wychodzi ci to.
— Jeszcze raz mnie tak nazwij, a przysięgam, że coś ci zrobię.
— A co może mi zrobić takie zero jak ty? — roześmiał się Syriusz. — Możesz mi jedynie czyścić buty i to tylko wtedy, jak ci na to pozwolę.
— Dosyć! — zagrzmiał Dumbledore, lecz potem przemówił spokojniej. — Riddle powrócił, a wy nadal zachowujecie się, jakbyście mieli po szesnaście lat. Nie rozumiecie, że tylko zjednoczeni mamy jakiekolwiek szanse? Jeżeli nie przestaniecie na siebie naskakiwać, to gwarantuję wam, iż nic nie uchroni nas przed terrorem ze strony Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać.
    Syriusz i Severus zamilkli, spoglądając na siebie morderczym wzrokiem. Nie wyglądało na to, aby przemowa Dumbledore'a w jakiś sposób do nich dotarła. Obaj układali w myślach rozmaite scenariusze mordu drugiej osoby. Tymczasem dyrektor wstał od stołu i ogłosił koniec zebrania. Kiedy wszyscy zaczęli wychodzić, Albus poprosił Remusa i Moody'ego, by zostali.
— Posłuchajcie, chciałbym, abyście sprowadzili do Kwatery dwie osoby. Jedną z nich jest dziewczyna mieszkająca w mieście o nazwie Florencja, a drugą chłopak przebywający w Japonii.
— Kim oni są? — zapytał Moody.
— Dowiecie się, jak już tutaj będą. Są bardzo ważni zarówno dla nas, jak i dla Harry'ego. Nie przewiduje żadnych komplikacji w przetransportowaniu ich tutaj, ale na wszelki wypadek upewnijcie się, że nic się nie stanie. Remusie, udasz się po do Włoch, natomiast Alastor odwiedzi Japonię. Wyruszycie jutro rano.
    Mężczyźni skinęli głowami i cała trójka opuściła kuchnię.

***

    Kiedy Fred, George, Harry, Hermiona, Ron i Ginny usłyszeli słowa Dumbledore'a obwieszczające koniec zebrania z pośpiechem schowali Uszy Dalekiego Zasięgu, po czym czmychnęli na górę. Bliźniacy udali się do siebie, a czworo przyjaciół poszło do pokoju chłopaków. Kiedy wszyscy usiedli Potter uznał, że czas wyjaśnić przyjaciołom kilka spraw:
— Słuchajcie, zanim tu przybyliśmy, rozmawiałem z Dumbledore’em — zaczął.
— I co? — zapytała Ginny.
— Powiedział mi o kilku ważnych sprawach. Już wiem, dlaczego Voldemort chciał mnie zabić piętnaście lat temu. — Zaczął opowiadać im przebieg rozmowy ze starcem. Kiedy skończył, przyjaciele patrzyli na niego z rozszerzonymi oczami. Pierwsza odezwała się Hermiona.
— Wiesz dobrze, że cię z tym nie zostawimy. Razem coś wymyślimy jak zawsze. A poza tym profesor ma rację, jesteś świetnym czarodziejem, choć trzeba cię jeszcze podszkolić.
— Tak, ale... — Gryfon zawahał się. — Dyrektor nie jest nieomylny. Poza tym zaczynam powoli myśleć, że nawet on traci kontrolę nad całą sytuacją.
— No co ty stary? — zawołał Ron. — Tylko on jeszcze sprawił, że wszystko się nie rozleciało. Każdy wie, że tylko jego Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać się boi.
— Masz rację, ale zastanawialiście się kiedyś, co by było, gdyby umarł? Przecież jeśli Voldemort go nie wykończy, to starość już na pewno.
— Harry. — Ginny przemówiła łagodnie. — Nie tylko on opiera się Sam Wiesz Komu. Jest jeszcze Lupin, Moody, Syriusz i inni. Nawet jeśli go zabraknie, to przecież inni również są dostatecznie wyszkoleni, by zapewnić nam ochronę, przynajmniej dopóki nie będziemy pełnoletni. A potem my przejmiemy pałeczkę, i to my poprowadzimy następne pokolenia do walki ze śmierciożercami.
    Harry popatrzył na nią zdziwiony. Nigdy nie słyszał takich słów z ust siostry Rona. Zdał sobie sprawę, że Ginny wydoroślała. Już nie była tą płochliwą dziewczynką, której wszystko wylatywało z rąk, ilekroć się pojawiał. Stała przed nim czarownica, która doskonale zdawała sobie sprawę ze zła, jakie szerzy się na świecie i była gotowa z całych sił z nim walczyć.
— Masz rację, Ginny. Jest jeszcze jedna sprawa. Oprócz przepowiedni Dumbledore powiedział mi również, że... — Tu Harry się zaciął.
— No, wyduś to z siebie — zachęcił go Ron.
— Powiedział mi, że... — Wybraniec zaklął w myśli. Teraz już rozumiał, ile trudności sprawiło dyrektorowi powiedzenie mu o rodzinie. Sam nie wiedział, jak ma to oznajmić. Odetchnął głęboko i spróbował jeszcze raz. — Powiedział mi, że mam żyjące rodzeństwo.
    Zapadło długie milczenie. Przyjaciele Pottera trawili usłyszaną informację. Pierwszy z szoku otrząsnął się Ron:
— Ale jakim cudem? Chciałem powiedzieć, że gdybyś miał jeszcze jakąś rodzinę, każdy by o tym słyszał, prawda? W końcu jesteście Potterami.
— Dumbledore utrzymywał wszystko w tajemnicy. Nikt o nich nie wie poza mną i wami.
— Nieźle nas zaskoczyłeś — stwierdziła Hermiona.
— Wyobrażasz sobie, jak ja się czułem? Z jednej strony się cieszyłem, z drugiej bałem się, że to zbyt piękne, by było prawdziwe.
— Wiesz o nich coś więcej? — zapytał Ron.
— Znam tylko ich imiona. Cassandra i Connor. Nic więcej nie wiem, dyrektor stwierdził, że będzie najlepiej, jak sam ich zapytam.
— Miał rację — Ginny pokiwała głową. — W końcu od kogo najlepiej się dowiedzieć jak nie od nich?
— Zaraz! – Panna Granger zmarszczyła brwi. — Powiedziałeś „najlepiej jak sam ich zapytam”. To znaczy, że oni tu przybędą?
— Podobno — odparł Harry. — Mówił, że pisał do nich z prośbą o przybycie.
    Nagle Ron się roześmiał. Było to tak nieoczekiwane, iż wszyscy popatrzyli na niego jak na psychola, ale on dostał takiego ataku wesołości, że chwycił się za brzuch i poczerwieniał na twarzy. W końcu Ginny zapytała:
— Można wiedzieć, co cię tak bawi?!
— No bo... — zaczął, patrząc na Harry'ego rozbawionym wzrokiem. Kiedy się uspokoił, dokończył. — Pamiętasz, jak zawsze się dziwiłeś, że trzymam Ginny z daleka od chłopaków i oskarżałeś mnie o to, że musi się mnie pytać o pozwolenie na jakiekolwiek spotkanie? Nie mogę się doczekać, aby zobaczyć, jak ty będziesz zachowywać się względem swojej siostry.
    Kąciki ust Harry'ego drgnęły, ale nim odpowiedział rozległ się oburzony krzyk Ginny:
— JA mam się ciebie pytać o pozwolenie!? Od kiedy niby!?
— Od zawsze! — odciął się rudzielec. — Dopóki nie będziesz pełnoletnia, nie będziesz się z nikim obściskiwała po kątach.
    Tym razem to Ginny się zaśmiała.
— Chyba sobie żartujesz! Nie masz prawa mi rozkazywać, a jeśli myślisz, że czegokolwiek mi zabronisz to przesadziłeś z nowym winem Mundungusa.
— A właśnie, że mam! Jestem od ciebie starszy! — gniewnie odkrzyknął Ron.
— Może i tak, ale to nie znaczy, że mądrzejszy!
    Ginny wstała i oparła ręce na biodrach. Ze zmrużonymi oczami Harry'emu skojarzyła się z panią Weasley. Podziwiał Rona, że jeszcze ma odwagę o czymkolwiek z nią dyskutować. Rodzeństwo Weasleyów zaczęło na siebie krzyczeć, aż w końcu przyjaciele zaczęli ich uspokajać. Po kilku minutach wściekła dziewczyna wyszła z pokoju, a chłopak z zadowoloną miną usiadł na łóżku.
— No — powiedział. — Wiedziała, że ze mną nie wygra i odpuściła. Nie będzie robić wszystkiego, co jej się podoba. Jest jeszcze za młoda.
    Harry i Hermiona szczerze wątpili w to, czy Ginny posłucha Rona, lecz woleli nie poruszać tego tematu. Zajęli się natomiast dyskusją o tym, jak będzie przebiegać spotkanie rodzeństwa Potterów. Gryfon nie powiedział o tym przyjaciołom, ale odczuwał lęk na myśl, czy się ze sobą dogadają. W końcu nigdy się nie widzieli, więc ciężko sobie wyobrazić, że nagle padną sobie ze łzami w oczach w ramiona. Wiedział, iż na początku nie będzie łatwo, ale liczył na to, że z biegiem czasu znajdą wspólny język. Bądź co bądź byli przecież rodziną. Rozmawiali do późnych godzin nocnych, aż w końcu zmęczona dziewczyna pożegnała przyjaciół i udała się do swojego pokoju na spoczynek. Chłopcy także wzięli prysznic i wskoczyli do ciepłych łóżek. Wkrótce pogrążyli się w głębokim śnie.


_____________________________________________________________


 Jako, że jutro jest Wigilia, więc rozdział wrzucam dzisiaj, gdyż jutro mogę nie mieć czasu. Równocześnie życzę wszystkim czytelnikom Wesołych Świąt w ciepłej, rodzinnej atmosferze, hucznego Sylwestra oraz wytrwania w waszych postanowieniach noworocznych ( jeśli ktoś takowe posiada ). Jako, że w tym roku Sylwester również wypada w sobotę, więc kolejnego rozdziału spodziewajcie się w piątek :). Pozdrawiam i jeszcze raz Wesołych Świąt!


   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mrs Black bajkowe-szablony