Na samym początku pragnę przeprosić za tak długą przerwę w dodawaniu rozdziałów. Przez ten cały czas jedna sprawa pochłaniała wszystkie moje myśli i myślałem, że uda mi się ją doprowadzić do końca gdzieś na początku września, a okazało się, że przeciągnęła się aż do tego czasu. Na szczęście już po wszystkim i mogę spokojnie wrócić do tej opowieści. Nie mam pojęcia z jaką częstotliwością będę dodawał kolejne rozdziały, więc proszę Was o cierpliwość :)
Ten rozdział jest nie sprawdzony, więc na pewno jest w nim kilka błędów. Mam jednak nadzieję, że nie odstraszy Was to i dotrwacie do końca :P Oczywiście mógłbym się wstrzymać i poczekać na poprawki, ale uznałem że już wystarczająco nie dawałem żadnych oznak życia. Zajmę się w nim w międzyczasie (a raczej moja beta się zajmie xD).
To co mam do nadrobienia na innych blogach z pewnością niedługo nadrobię. Więc jeżeli dodaliście jakieś nowe rozdziały możecie być pewni, że je przeczytam :)
To chyba wszystko. Jeżeli przypomni mi się coś jeszcze o czym warto wspomnieć to Was o tym poinformuję :) Tymczasem zapraszam do czytania i jeszcze raz przepraszam :)
Rozdział nie betowany!
***
Harry usłyszał jak gdzieś z oddali zegar wybił północ. Ostrożnie
szedł naprzód, szczelnie owijając się peleryną-niewidką. Promienie
księżyca wpadały przez okna, oświetlając mu drogę z czego był
niezmiernie rad. Kilka razy natknął się na Cieni, patrolujących
korytarze. Za każdym razem, kiedy mijał tych ludzi miał wrażenie, że
doskonale zdają sobie sprawę z jego obecności. Każdy z nich przystawał i
przez kilka minut patrzył przed siebie dokładnie tam, gdzie stał Harry.
Mimo to każdy napotkany Cień po pewnym czasie wzruszał ramionami i
szedł dalej, co jakiś czas oglądając się za siebie.
Piętro wyżej Harry spojrzał na Mapę Huncwotów. Pergamin wskazywał, że
na tym korytarzu dyżurowali Snape i Carter. Harry westchnął,
podświadomie bojąc się, że nauczyciel eliksirów zorientuje się, że
chłopak tu myszkuje. Przeszły go ciarki na myśl, co mogłoby się wtedy
stać. Stwierdził w duchu, że teraz i tak jest za późno na to, aby się
wycofać, więc wszedł na korytarz z oddali widząc już sylwetki dwóch
nauczycieli. Wyglądało na to, że ze sobą rozmawiali i wcale nie starali
się robić tego szeptem. Po kilku krokach Harry był w stanie usłyszeć
słowa Severusa:
— Naprawdę nie rozumiem, jak możesz być taki wyrozumiały wobec tych dzieciaków, Haroldzie. Jeszcze trochę i wejdą ci na głowę.
— Nie martw się o moją głowę, Severusie — odpowiedział Carter
uprzejmym tonem. — Bardzo się cieszę z tego, że mnie lubią i wiedzą, że
mogą przyjść do mnie z każdym problemem.
— Oni nie mają cię lubić, Carter — rzucił Snape kąśliwym tonem. — Oni
mają się ciebie bać. Na tym właśnie polega autorytet nauczyciela. Ja na
swojej lekcji nigdy bym nie pozwolił, aby uczniowie odważyli się
kwestionować moje polecenia. A słyszałem, że u ciebie Potter, Patterson i
Smith robią to nieustannie.
— Zapomniałeś o panu Malfoyu, on też nie należy do
najposłuszniejszych — uśmiechnął się Carter, ale Snape udawał, że nie
usłyszał tej uwagi.
— Będąc dla nich takim wyrozumiałym sprawiasz, że zaczynają traktować cię jak kolegę, a nie nauczyciela.
— Posłuchaj Severusie — rzekł Carter znudzonym tonem. — Pozwól mi
prowadzić moje zajęcia w sposób najbardziej odpowiadający mnie. Ty masz
swoją klasę od eliksirów i tam możesz wprowadzać własne zasady. Powiem
ci tylko jedną rzecz — dodał Harold, patrząc Severusowi w oczy. — To, że
uczniowie mówią do ciebie „panie profesorze” i drżą ze strachu na
twoich lekcjach nie oznacza jeszcze, że cię szanują.
Carter odszedł na drugi koniec korytarza, zostawiając Snape'a z
kwaśną miną. Harry nie mógł powstrzymać uśmieszku satysfakcji na widok
oburzonej twarzy profesora. Snape prychnął i łomocząc swoją szatą
poszedł w przeciwną stronę. Harry przesunął się na bok tak, aby
zdenerwowany Severus go nie potrącił. Kiedy nauczyciel eliksirów oddalił
się na bezpieczną odległość, Harry ruszył dalej.
Wreszcie stanął przed wejściem do biblioteki. W nocy królestwo pani
Pince miało szczególną aurę. Wysokie regały, na których znajdowały się
grube księgi niknęły w mroku. Niemal wypalone świece, stojące na biurku,
rzucały na nie słabe światło. Harry przechodził między półkami,
zmierzając prosto do działu ksiąg zakazanych.
Nagle jego serce zaczęło szaleńczo łomotać w piersi, kiedy usłyszał z
głębi pomieszczenia głośne chrapanie. Zdążył zakryć usta dłonią, aby
stłumić okrzyk. Wyglądało na to, że bibliotekarka nawet przez chwilę nie
opuszczała swojego terenu. Harry zauważył ją, siedzącą na swoim stałym
miejscu, z głową opartą na biurku, a w jej ręku spoczywał pęk kluczy.
Harry przeszedł obok niej na palcach, nieświadomie wstrzymując
powietrze.
Zatrzymał się przed zakazaną strefą biblioteki i wyciągnął różdżkę. Tak jak się spodziewał zwykłe Alhomora nie
dało rady otworzyć drzwi. Wykorzystał silniejszy odpowiednik tego
zaklęcia i już chwilę potem znajdował się w środku. W duchu dziękował
Kasparowi, który chwalił się tym czarem mówiąc, że nauczył się go tylko
po to, aby od czasu do czasu dobierać się do barku ojca. Zamknął za sobą
drzwi i otoczyła go głucha cisza. Zdawało mu się, że księgi szepczą
między sobą, jakby wiedziały, że wszedł tu ktoś niepowołany. Harry nie
zamierzał tracić czasu i od razu zabrał się za szukanie działu z
najsilniejszymi urokami.
Nie miał pojęcia jak długo tam był, ale wkrótce poczuł, że oczy same
mu się zamykają. Zerknął przez okno i zapatrzył się na księżyc. Była
pełnia i Harry natychmiast pomyślał o Remusie. Zastanawiał się, gdzie w tej chwili jest i czy towarzyszy mu Syriusz. Być może biegają właśnie po
odludnych lasach i razem próbują przetrwać tę noc, jak za starych lat.
Tyle że wtedy było ich trzech, a teraz zostali tylko Łapa i Lunatyk. O
Glizdogonie nawet nie miał zamiaru myśleć i wbrew temu, co czasem mówił
Syriusz i Remus nie uważał go za czwartego Huncwota. Dla Harry'ego
zawsze było ich tylko trzech. Gdyby mógł najchętniej wymazałby jego
przezwisko nawet z powitania na mapie. Potter westchnął i po kolejnym
ziewnięciu stwierdził, że czas wracać. Spojrzał na kilka ksiąg, które
leżały na stoliku pod oknem. Tak jak się spodziewał w księgach
zakazanych były interesujące zaklęcia i to nie tylko te czarnomagiczne.
Machnął różdżką i wnet pojawiły się idealne kopie woluminów. Harry
pomniejszył oryginały i włożył je do kieszeni, a duplikaty umieścił z
powrotem na półce. Miał nadzieję, że zdąży je zwrócić zanim pani Pince
zorientuje się, że coś jest nie tak.
Droga do pokoju wspólnego przebiegała spokojnie. Tylko raz natknął
się na Jonathana przechodzącego korytarzem z jakąś starszą kobietą. Po
raz ostatni rzucił okiem na mapę i po upewnieniu się, że nikt nie
przeszkodzi mu w dotarciu do portretu Grubej Damy stuknął różdżką w
pergamin i schował go do kieszeni. Gdyby zrobił to kilka sekund później, z
pewnością zauważyłby, że nie jest jedynym uczniem, który wybrał się na
nocną przechadzkę. Dowiedziałby się, że ktoś wyszedł z zamku frontowymi
drzwiami i szybkim krokiem zmierzał do sowiarni.
***
Ron ledwo mógł dobudzić Harry'ego. Potrząsał nim i poganiał
zniecierpliwionym tonem mówiąc, że spóźnią się na śniadanie. Była to
niecodzienna sytuacja, ponieważ zwykle było zupełnie na odwrót. Harry
mruknął coś przez sen, ale nie otworzył oczu. Rozbudził się dopiero
kiedy rudzielec otworzył okno i ściągnął kołdrę z łóżka Pottera. Zimny
jesienny wiaterek natychmiast otrzeźwił Harry'ego i zmusił go do
wstania. Harry zaczął się ubierać wygrażając pod nosem Ronowi i
przysypiając na siedząco, co nie umykało czujnym oczom Weasleya.
— Coś ty robił w nocy? — pytał podejrzliwie ponownie wyrywając Harry'ego z drzemki.
— Nic takiego. Nie mogłem zasnąć — odpowiedział Harry sennym głosem.
— To dziwne — rzucił Ron. — Bo przysiągłbym, że słyszałem jak ktoś w
nocy wychodził z sypialni. Nawet odsunąłem kotary przy twoim łóżku, a
ciebie nie było.
— Ehh... No dobra — westchnął Harry. — Tak, włóczyłem się w nocy po zamku.
— Ale po co?
— Powiem ci, ale ani słowa Hermionie — zastrzegł Harry. — Wiesz
jakiego ma fioła na punkcie regulaminu. Gdyby się dowiedziała, suszyłaby
mi głowę przez pół dnia.
— Coś o tym wiem. — Ron pokiwał głową i rozejrzał się, czy aby na
pewno są sami w sypialni. Upewniwszy się usiadł na łóżku. — No więc?
— Byłem w dziale ksiąg zakazanych — wyjaśnił Harry sięgając do kufra.
— Pożyczyłem sobie kilka ciekawych ksiąg z zaklęciami. Mam zamiar się
ich nauczyć, a część z nich nawet wykorzystać podczas zebrań.
— Jakich zebrań? — zapytał Ron marszcząc brwi.
— No kółka korepetytorskiego — odparł Potter. — Mówiłem wam o tym wczoraj.
— Czyli ty poważnie o tym myślisz? — zdziwił się rudzielec. — Myślałem że to chwilowy pomysł, który szybko porzucisz.
— Uważam, że to naprawdę świetne rozwiązanie. Dzisiaj mam zamiar pogadać o tym z Dumbledor'em.
— No cóż — rzekł Ron. — Jeżeli naprawdę chcesz to zrobić, to działaj.
Ale zanim powiesz dyrektorowi o tym pomyśle, radziłbym ci najpierw
sprawdzić, ilu z uczniów będzie tym zainteresowanych. Głupio byłoby
powiadomić o wszystkim Dumbledore'a, a potem zrezygnować, bo nikt nie
chciał przychodzić.
— W sumie masz rację — powiedział Harry po chwili zastanowienia.
— No i lepiej wymyśl jakąś nazwę. Kółko korepetytorskie trochę dziwnie brzmi. — Ron uśmiechnął się nieznacznie.
— Zastanowię się nad tym. — Harry pokiwał głową. — Chodźmy na śniadanie.
Chłopcy wyszli z sypialni. W salonie Gryfonów spotkali
zniecierpliwioną Hermionę. Cała trójka skierowała się do Wielkiej Sali,
gdzie do ich nozdrzy wdarł się zapach potraw podanych na śniadanie.
Harry dopiero teraz się zorientował, jak bardzo jest głodny. Parvati i
Lavender chyba zrezygnowały ze swojej diety, ponieważ ich talerze były
pełne, a one zajadały się ze smakiem. Harry zauważył Ashley i pomachał
do niej, wskazując miejsce obok Hermiony. Jak tylko dziewczyna zajęła
wskazane miejsce, Harry pochylił się ku niej:
— Wchodzę w to — rzekł.
Ashley natychmiast zrozumiała, co miał na myśli.
— Ale — zastrzegł. — Najpierw muszę się dowiedzieć, co inni o tym myślą.
— Są zainteresowani. — Ashley natychmiast weszła mu w słowo. — Pełni entuzjazmu, zwarci i gotowi.
— Skąd wiesz?
— Czułam w kościach, że się zgodzisz, więc popytałam to tu, to tam. Mówiłam ci, że będzie wielu chętnych. To kiedy zaczynamy?
— Hola, nie tak szybko. — Harry zaśmiał się. — Czekają nas jeszcze sprawy organizacyjne.
— Czyli jakie?
— Załatwienie pozwolenia od dyrektora, znalezienie dobrego miejsca do ćwiczeń i sporządzenie listy chętnych lub czegoś takiego.
— Jak ty pójdziesz do Dumbledore'a, to zgoda będzie tylko
formalnością — powiedziała dziewczyna. — Gorzej z odpowiednim miejscem.
Zupełnie o tym nie pomyślałam, a przecież nie będziemy się spotykać na
korytarzu.
— Hermiono, co o tym myślisz? — zapytał Harry, zwracając się do przyjaciółki.
— Na twoim miejscu zapytałabym o to Dumbledore'a. Skoro udzieli ci
pozwolenia na założenie grupy, to z pewnością może też wskazać miejsce
jej spotkań. W końcu kto lepiej zna ten zamek, jak nie sam dyrektor?
Harry pokiwał głową zgadzając się z nią. Panna Granger zobowiązała
się pomóc w sporządzeniu listy osób chętnych do uczestnictwa w tych
zajęciach. Ron obiecał, że w razie wypadku spróbuje na własną rękę
znaleźć jakieś pomieszczenie.
Harry cieszył się z tego, że dziś była sobota, dzięki czemu mógł od
ręki załatwić wszystkie sprawy. Zaraz po śniadaniu udał się do gabinetu
Dumbledore'a i dopiero przed wejściem zorientował się, że nie zna hasła.
Wymieniał wszystkie znane słodycze, niestety bez rezultatu.
Zrezygnowany chciał odejść z nadzieją, że złapie dyrektora gdzieś w
zamku, kiedy gargulec odsunął się i z przejścia wyszedł Albus
Dumbledore. Spojrzał na Harry'ego i szczerze się uśmiechnął.
— Witaj Harry. Szukałeś mnie?
— Tak, panie dyrektorze — odparł Potter. — Mam do pana pewną prośbę.
— Niestety Harry, teraz jestem trochę zajęty — oświadczył dyrektor. —
Wiesz, dzisiaj przyjeżdżają do nas uczniowie z innych szkół. Zaczynam
myśleć, że ta wymiana studentów to nie był jednak dobry pomysł. Tyle
papierkowej roboty i nie tylko — staruszek zachichotał odwijając dropsa.
— Przyjdź do mnie później, dobrze? Hasło to kociołkowe pieguski.
Dumbledore jeszcze raz przeprosił Harry'ego i odszedł szybkim
krokiem. Harry westchnął i wrócił do pokoju wspólnego. Kilka minut
później wpadła Angelina, wybudzając Harry'ego z drzemki.
— Harry, bierz miotłę i zaczynamy trening. Nareszcie udało mi się załatwić boisko.
Angelina nie czekała na jego odpowiedz i pobiegła przekazać wiadomość
innym członkom drużyny. Dwadzieścia minut później wszyscy stali w
rzędzie, a Angelina przedstawiała im plan.
— Najpierw zajmiemy się naborem na pozycje ścigającego i obrońcy.
Następnie zaczniemy trening z nowymi członkami, aby mogli przyzwyczaić
się do swoich pozycji. Jazda!
Wyłonienie nowych ścigających nie było trudne. Ginny i Dean nie mieli
żadnej konkurencji. Z obrońcami nie było już tak łatwo. Ron, pomimo
wielkiego stresu, radził sobie całkiem dobrze, ale nie tylko on zdobył
uznanie pani kapitan. Angelina miała wielką trudność w wybraniu
najlepszego, ale ostatecznie padło na Weasleya. Ron był wyraźnie
zaskoczony, że mu się udało, natomiast Harry pokazał mu uniesiony w górę
kciuk.
Wszyscy przystąpili do drugiej części treningu. Eliminacje zabrały
sporo czasu, więc Potter nie spodziewał się, że cokolwiek zrobią.
Angelina stanęła przed nimi, trzymając w ręce kafla.
— Pierwszą rzeczą, jaką muszę wam powiedzieć jest to, że na meczu
zawsze gramy do końca. — zaczęła, zwracając się głównie do Ginny i
Deana. — Cała nasza trójka od pierwszego do ostatniego gwizdka ma być
skupiona do maksimum. Kiedy ja, Dean albo Ginny mamy kafla, pozostała
dwójka trzyma się blisko gotowa na ewentualne podanie. Wymiana podań
między naszą trójką, przechytrzenie obrońcy i celny rzut. Jak piłka
przeleci przez którąś obręcz, to dopiero wtedy jest koniec akcji. Nie
myślcie sobie, że skoro podaliście do kogoś innego, to dalsza część was
nie dotyczy i możecie sobie zwiedzać boisko.
Ginny i Dean kiwali głowami na znak zrozumienia. Angelina tymczasem zwróciła się do Rona:
— Słuchaj Ron, naprawdę świetnie poradziłeś sobie na eliminacjach i
głównie dlatego jesteś w tej drużynie, ale mam dla ciebie jedną radę.
Zauważyłam, że bardzo często broniąc, wybijasz kafla przed siebie
zamiast go złapać. Nie popełniaj tego błędu, bo stwarzasz ryzyko, że
piłkę przejmie przeciwnik, rozumiesz?
Ron skinął głową z pochmurną miną. Harry nie bardzo wiedział, czy to
krytyka Angeliny, czy świadomość, że jednak robi coś nie tak, popsuła mu
nastrój.
— Widzę, że Puchoni już wychodzą z szatni. Kończymy na dziś, postaram się zorganizować boisko na jutro. Możecie iść!
Harry i Ron przebrali się i ruszyli do zamku. Byli już przy wejściu
do Wielkiej Sali, kiedy Harry usłyszał jak ktoś go woła. Odwrócił się i
zobaczył Ashley, która zbiegała ze schodów, jakby gonił ją cały
piekielny legion. Stanęła przed chłopakami i powiedziała podnieconym
głosem:
— Harry, mam! Szybko chodź muszę ci to pokazać!
— Ale o co chodzi? — zdziwił się Harry.
— Zobaczysz na miejscu! — odparła Ashley, ciągnąc go za rękę. — No już, rusz się!
Harry pobiegł za dziewczyną, a Ron po chwili wahania dołączył do
nich. Wbiegli na siódme piętro i stanęli przed gładką ścianą. Harry
uniósł brwi i spojrzał na podekscytowaną dziewczynę. Ashley tymczasem
przeszła trzy razy wzdłuż muru z przymkniętymi oczami. Harry już chciał
zapytać, co ona sobie wyobraża, ale poczuł jak Ron ciągnie go za rękaw.
Spojrzał na niego i zobaczył jak przyjaciel patrzy na ścianę z otwartymi
ustami. Harry podążył za jego wzrokiem i sam zaniemówił. Tam, gdzie
jeszcze przed chwilą był gruby beton widniały wielkie drzwi. Ashley
pchnęła je i gestem zaprosiła chłopaków do środka.
Harry ruszył za nią, zatrzymując się w progu. Wzrokiem ogarniał całą
powierzchnię pomieszczenia. Było niemal tak samo duże jak Wielka Sala.
Pod ścianą stały półki z książkami, a w rogu znajdował się stos
materacy. Oprócz tych rzeczy wszystko świeciło pustkami. Potter
popatrzył na Ashley, która przyglądała mu się z zadowoloną miną.
— Widzisz? — zapytała. — To miejsce będzie idealne na nasze
spotkania. Jest duże, dobrze ukryte i nikt niepowołany nie będzie mógł
tu wejść.
— Jak je znalazłaś? — zapytał Ron testując miękkość materaców.
— Wstałam dzisiaj bardzo wcześnie. Nie mogłam zasnąć ponownie, więc
zeszłam do pokoju wspólnego, aby poczytać coś przy kominku i natknęłam
się na domowego skrzata. Prawdziwy cudak, był ubrany w małą puchatą
kurteczkę, czapkę i miał takie śmieszne skarpetki.
Harry pokiwał głową uśmiechając się w myślach. Wiedział, którego
skrzata spotkała przyjaciółka. W całym Hogwarcie tylko jeden idealnie
pasował do jej opisu.
— Na początku nie zwracałam na niego uwagi, ale potem on coś do mnie
powiedział, ja mu odpowiedziałam i nim się obejrzałam rozmawialiśmy jak
starzy znajomi. Nawet się nie zorientowałam, jak zaczęłam mu opowiadać o
naszym planie wspólnej nauki zaklęć. Napomknęłam, że nie mamy gdzie
ćwiczyć, a on powiedział mi o tym miejscu i dał dokładne wskazówki jak
się tu dostać.
Harry jeszcze raz obejrzał pokój. Rzeczywiście spełniał wszystkie
wymagania. Zastanawiało go, co to za miejsce. Był pewien, że nigdy nie
widział go na Mapie Huncwotów ani nie słyszał o nim od nikogo. Harry
uśmiechnął się do siebie. Po tylu latach nauki był pewien, że zna ten
zamek jak własną kieszeń, a mimo to wciąż potrafił go zaskakiwać.
Pokiwał głową i rzekł:
— Trzeba powiedzieć o tym Hermionie. Ona na pewno będzie wiedziała co to za miejsce.
— Wiesz co? — odezwał się Ron podchodząc do Harry'ego. — Pamiętam jak
Charlie opowiadał mi kiedyś o pewnym pomieszczeniu w Hogwarcie, które
pojawia się, kiedy ktoś wyrazi takie życzenie, a w środku znajduje się
wszystko, co dana osoba w tej chwili potrzebuje.
— I uważasz, że to ten pokój? — zapytał Harry.
— Tak. — Ron pokiwał głową i rozłożył ręce. — To właśnie Pokój Życzeń.
Po wyjściu z pokoju Harry udał się do Dumbledore'a, a Ron i Ashley
pobiegli opowiedzieć wszystko Hermionie. Wypowiedział hasło i wszedł na
górę po spiralnych schodach. Zawahał się słysząc głosy dobiegające z
wnętrza gabinetu. W końcu nieśmiało zapukał i po usłyszeniu zaproszenia
wszedł do środka.
— Witaj Harry — uśmiechnął się Dumbledore. — Zaczekaj, zaraz będę wolny.
Dopiero teraz Harry zauważył Connora siedzącego na fotelu przed
biurkiem. Starszy Potter uniósł dłoń w geście przywitania i wstał.
— W zasadzie już skończyliśmy — powiedział i pożegnał Dumbledore'a skinieniem głowy. — Na jutro wszystko będzie gotowe.
Connor wyszedł zostawiając ich samych. Dyrektor wskazał Harry'emu
fotel, a sam usiadł za biurkiem. Splótł palce i spojrzał na Harry'ego.
— No więc jaka to prośba, mój drogi?
Harry opowiedział o swoich planach. Dyrektor nie zdradzał żadnych emocji i cierpliwie czekał, aż chłopak skończy.
— I chciałem prosić o pozwolenie na założenie takiej grupy, bo z tego co mówiła Hermiona jest ono niezbędne.
— Owszem. — Dumbledore pokiwał głową. — I, szczerze mówiąc, jestem
bardzo zadowolony, że ty i panna Magelhard wyszliście z taką inicjatywą.
Oczywiście wyrażam zgodę, tylko chciałbym wiedzieć kto dokładnie będzie
w tym uczestniczył. Masz może listę lub coś w tym rodzaju?
— Jeszcze nie, ale z pewnością ją zrobię — odpowiedział Harry.
— W takim razie jak najszybciej mi ją doręcz — powiedział dyrektor. — A tak z ciekawości, jak będziecie się nazywać?
— Nie zastanawiałem się nad tym — przyznał Harry. — Może Klub Nauki Zaklęć?
Kąciki ust Dumbledore'a uniosły się. Sam Harry wiedział, że ta nazwa
jest do bani, ale teraz nie potrafił wymyślić niczego sensownego.
Później będzie musiał solidnie nad tym pomyśleć.
— No cóż, to twoja grupa, więc jak chcesz taką nazwę to ja się nie
wtrącam. — Dumbledore wciąż lekko się uśmiechał. — Ale tak między nami
postawiłbym na coś oryginalniejszego.
— Poradzę sobie z tym — zapewnił go Potter.
Dyrektor uśmiechnął się nie odpowiadając. Rozłożył tylko ręce, dając
Potterowi do zrozumienia, że ma wolną rękę w tej kwestii. Harry
pokiwał głową i uznając rozmowę za skończoną wstał. Pożegnał się z
Dumbledorem, a potem wyszedł z gabinetu.
Późnym popołudniem Albus Dumbledore zarządził, że wszyscy uczniowie
mają się stawić w Wielkiej Sali. Dzisiaj mieli zawitać uczniowie z
wymiany. Harry zupełnie o tym zapomniał, ale i tak dyskutował o nich z
Ronem i Nevillem. I nie tylko oni. Cała szkoła snuła domysły na temat
przyszłych gości. Jedni byli sceptyczni, twierdząc, że cały projekt
wprowadzi bardzo dużo zamieszania i lepiej by było, gdyby w ogóle się
nie odbył. Inni byli przeciwnego zdania, przez co często wybuchały
kłótnie między dwiema grupami. Uczniowie przekrzykiwali się nawzajem i
nawet nauczyciele mieli duże trudności z uspokojeniem ich.
Nagle Neville zmarszczył brwi i odwrócił się w stronę Hermiony.
— Hermiono, dlaczego ty nie wyjeżdżasz? — zapytał prosto z mostu. —
Masz najlepsze stopnie z nas wszystkich. W zasadzie z całego Hogwartu ty
najbardziej kwalifikujesz się do uczestnictwa w tej wymianie.
— McGonagall też mnie o to pytała — odparła Hermiona. — Po pierwsze
moi rodzice się nie zgodzili. Uważają, że jestem jeszcze za młoda na
samodzielny wyjazd za granicę, w dodatku na cały rok, nawet jeżeli służy
to celom edukacyjnym. A po drugie ja sama jakoś nie chciałam jechać.
Byłoby mi szkoda zamienić Hogwart na inną szkołę.
— A już myślałem, że nie chcesz się z nami rozstawać — zaśmiał się Harry.
— To też był jeden z powodów — odpowiedziała Hermiona z uśmiechem.
— A kto z Hogwartu jedzie? — zainteresował się Ron.
— Jakieś dwie Puchonki i kilka Krukonów — odpowiedziała Lavender.
— Czemu mnie nie dziwi, że akurat Krukonów jest najwięcej? — zaśmiał się Harry.
Nikt mu nie odpowiedział, ponieważ w tej samej chwili Dumbledore
stanął na środku sali. Poczekał aż rozmowy ucichną i powiedział:
— Moi drodzy, wreszcie nadeszła ta chwila. Mam wielką przyjemność
przedstawić wam naszych gości, którzy przez cały rok, razem z wami będą
uczestniczyć w szkolnym życiu Hogwartu. Liczę, że przywitacie ich z
otwartymi ramionami i pomożecie im oswoić się z tym zamkiem. Mam
nadzieję, że nie będę musiał się za was wstydzić.
Wzrok Dumbledore'a powędrował w kierunku stołu Ślizgonów. Dyrektor
dał znak woźnemu, a ten otworzył drzwi, przez które weszła profesor
McGonagall prowadząca grupkę składającą się z około piętnastu osób.
Idący za jej plecami czarodzieje z ciekawością i zachwytem rozglądali
się po Sali szeptając między sobą. Harry uśmiechnął się pod nosem
przypominając sobie, co czuł kiedy on sam po raz pierwszy ujrzał Wielką
Salę. Jednak zaraz uśmiech zszedł z jego twarzy, na której pojawiło się
niedowierzanie.
W tłumie wypatrzył burze kasztanowych włosów, które natychmiast
rozpoznał. Kątem oka zerknął na Connora, stojącego pod drzwiami do
Wielkiej Sali. Nie wydawał się zaskoczony faktem, że Cassie znalazła się
w Hogwarcie. Kiedy spojrzał na Harry'ego jego twarz wyrażała
rozbawienie. Wyglądało na to, że o wszystkim wiedział i nie pisnął ani
słowa. Harry dyskretnie pokazał mu środkowy palec, co jeszcze bardziej
ubawiło starszego Pottera. Wybraniec odwrócił się w stronę przybyszy
postanawiając w myślach, że później się z nim rozmówi.
Cassie najwyraźniej również go dostrzegła, ponieważ wyszczerzyła się
jak głupia i pomachała w jego kierunku. Odwzajemnił się tym samym i na
obecną chwilę to było wszystko, co mogli zrobić, ponieważ profesor
McGonagall zabrała głos:
— Proszę was o uwagę. Dyrektor Hogwartu ma do was parę słów.
— Witam was gorąco w naszych skromnych progach — uroczyście obwieścił
Dumbledore. — Jestem wielce zaszczycony mogąc gościć was w Szkole Magii
i Czarodziejstwa w Hogwarcie jednej z najlepszych placówek edukacyjnych
w Anglii.
— Po co aż tyle patosu? — mruknął Harry pod nosem.
Ron przeniósł na niego wzrok.
— Czego? — zapytał autentycznie zdziwiony.
Hermiona klepnęła się dłonią w czoło i zaczęła tłumaczyć Weasleyowi
definicję patosu. Tymczasem Harry wciąż słuchał przemowy dyrektora,
który skończył streszczać dzieje i tradycje Hogwartu.
— Po tym nieco przydługim wstępie zapraszam was na Ceremonię Przydziału, której zasady wyjaśni wam profesor McGonagall.
Kiedy dyrektor zszedł z mównicy rozległy się gromkie oklaski.
Nauczycielka transmutacji poczekała, aż hałas ucichnie i przemówiła:
— Osoba, którą wyczytam podejdzie do stołka i nałoży Tiarę
Przydziału, która przydzieli was do odpowiednich domów. Krüger Tobias.
Niski blondyn w okularach podszedł do stołka. Po krótkim
zastanowieniu Tiara umieściła go w Hufflepuffie. Puchoni zaczęli klaskać
z entuzjazmem zadowoleni, że pierwszy z gości został przydzielony
właśnie do ich domu. Kolejny chłopak z bardzo krótko obciętymi włosami
został wysłany do Gryffindoru. Z racji tego, że grupa czekających na
przydział była mała, cała uroczystość przebiegła bardzo szybko. Wreszcie
wywołano Cassie, a Harry skrzyżował palce licząc, że trafi do
Gryffindoru. Tymczasem w Wielkiej Sali narastał szum, spowodowany
ujawnieniem nazwiska dziewczyny. Po kilku sekundach, które dla Harry'ego
trwały całą wieczność Tiara zdecydowała, że Cassandra Potter najlepiej
nadaje się do Ravenclawu. Harry nie mógł powstrzymać jęku zawodu, ale
równocześnie czuł lekką ulgę. Bądź co bądź lepiej mieć siostrę Krukonkę
niż Ślizgonkę.
Kiedy wszyscy zostali przydzieleni do swoich domów, Dumbledore
zarządził rozpoczęcie uczty powitalnej. Przez to wszystko Harry czuł się
tak, jakby rok szkolny dopiero się rozpoczął, a był już początek
października. Wesoło gawędził z nowymi uczniami, wypytując o ich kraje,
poglądy i szkoły. Pochłonięty rozmowami mógłby przysiąc, że dopiero co
zaczęła się uczta, a już wszyscy zbierali się do wyjścia. Harry
przeprosił Rona i Hermionę, a potem poszedł szukać siostry. Zobaczył ją
przy stole, plotkującą z blondynką dziewczyną o nieobecnym spojrzeniu.
Harry pamiętał ją z pierwszego dnia szkoły i usilnie próbował
przypomnieć sobie jej imię.
— O, cześć braciszku! — zawołała Cassie, podbiegając i przytulając
się. — Nie spodziewałeś się mnie, co? Nie chciałam nic mówić, żeby był
element zaskoczenia. Przynajmniej jeden z was zbierał szczękę z podłogi —
zaśmiała się. — Dlaczego nic nie mówisz? Czyżbyś się nie cieszył?
— Nie no, jasne, że się cieszę — odpowiedział Harry. — Tylko nadal jestem w lekkim szoku.
Cassie zaśmiała się i odwróciła w kierunku swojej niedawnej
rozmówczyni. Mimo że dziewczyna ciągle na nich patrzyła, zdawała się
być nieobecna myślami.
— Luna, możemy dokończyć naszą rozmowę kiedy indziej? Chciałabym porozmawiać z Harrym.
Krukonka skinęła głową i oddaliła się zostawiając ich samych.
Dziewczyna natychmiast zaczęła opowiadać mu o tym jak się czuła
przekraczając próg zamku. Harry słuchał jej z uśmiechem na ustach i
czasami zadawał pytania, które zazwyczaj zaczynały się od słów „A
widziałaś...?".
— Szkoda, że moje przyjaciółki nie mogły tu przyjechać — westchnęła
Cassie. — Chciałabym zobaczyć ich miny. Tu naprawdę nie ma dachu? —
zapytała nagle spoglądając na sufit Wielkiej Sali.
Harry zaśmiał się i wytłumaczył jej na czym polega cała sztuczka.
Nagle dołączył do nich starszy Potter, a Harry natychmiast na niego
naskoczył:
— Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? — zapytał oburzony.
— Przysięgam, że sam dowiedziałem się dzisiaj w gabinecie Dumbledore'a — odpowiedział Connor unosząc ręce w obronnym geście.
— Mogłeś powiedzieć potem — upierał się Harry.
— I odpuścić sobie zobaczenie twojej zszokowanej miny? Nigdy w życiu! — zaśmiał się starszy Potter.
Harry zrobił naburmuszoną minę i odwrócił się do niego plecami.
Porozmawiali ze sobą jeszcze jakiś czas, ale wkrótce musieli rozejść się
do swoich pokoi. Przechodzący obok profesor Flitwick był na tyle
uprzejmy, że zaprowadził Cassie do pokoju wspólnego Krukonów.
Jeżeli dziewczyna uważała, że podczas pobytu w Hogwarcie nie będzie
zwracać na siebie zbyt wiele uwagi, to teraz była zmuszona przyznać się
przed sobą do pomyłki. Jak tylko weszła to pokoju wspólnego od razu
podbiegła do niej kilkunastoosobowa grupka uczniów, wypytujących o to,
czy to prawda, że ma na nazwisko Potter oraz jak to w ogóle możliwe.
Cassie była oszołomiona i w pierwszym odruchu chciała odwrócić się i
uciec jak najdalej stąd. Później zdołała jakoś przedrzeć się do wielkich
niebieskich puf i usiadła na jednej z nich. Widząc, że członkowie jej
domu domagają się odpowiedzi i nie zamierzają dać się spławić wymówkami,
westchnęła i zaczęła opowiadać o swoich dotychczasowym życiu.
W tym samym czasie Harry siedział w pokoju wspólnym Gryfonów, razem z
Ronem, Hermioną i Ginny. Siostra Rona uśmiechnęła się do Pottera i
rzekła:
— Cieszysz się, że tu jest, prawda?
— Jasne, że tak — odpowiedział Harry. — W Wielkiej Sali totalnie mnie zamurowało.
— Gdybyś wtedy zobaczył swoją minę— zachichotała Ginny. — Musiałam się powstrzymywać, żeby nie parsknąć śmiechem.
— Wielkie dzięki. — Harry pokazał jej język. — Connor powiedział mi
dokładnie to samo. Następnym razem, jeżeli będziecie chcieli, aby
szkolny klaun Harry Potter rozbawił was do łez trzeba będzie zapłacić.
Trzy galeony za kwadrans.
— A jakaś ulga? — zaśmiała się Ginny. — Jesteśmy przecież nieletni!
— To właśnie jest ulga — wyjaśnił Harry. — Normalnie biorę piątaka.
— To wciąż za dużo — oznajmiła Ginny. — Poza tym wcale nie jesteś
najlepszy. Crabbe i Goyle są o wiele lepsi w robieniu z siebie idiotów, a
co najważniejsze można się z nich pośmiać za darmo.
— Dobra wygrałaś — roześmiał się Harry, unosząc kciuk do góry.
— Jak zawsze. — Ginny uśmiechnęła się triumfalnie. — A teraz wybacz, ale muszę zrobić pracę domową na obronę.
— Co macie? — wtrąciła się Hermiona, przewracając stronę w książce.
— Opisać działanie zaklęcia tarczy i nauczyć się go używać.
— Łatwizna — mruknął Harry.
— Może dla ciebie — odparła Ginny. — Dobra, uciekam do zobaczenia potem.
Harry także stwierdził, że pójdzie się przejść. W sypialni otworzył
mapę Huncwotów i zobaczył, że Cassie wciąż przebywa w salonie Krukonów.
Westchnął i wyszedł z pokoju wspólnego, kierując się na siódme piętro.
Stanął przed wejściem do Pokoju Życzeń i przeszedł trzy razy wzdłuż
ściany, powtarzając w myślach, że chce znaleźć dobre miejsce do ćwiczeń.
Za drzwiami ujrzał spory drewniany parkiet. Pod ścianami stały
manekiny treningowe, a w rogu półka z różnymi książkami. Zainteresowany
Harry podszedł najpierw do niej i zaczął przeglądać woluminy. Zażyczył
sobie pergaminu i pióra oraz sporządził listę najlepszych czarów w
oparciu o książki z biblioteki oraz te, które zaoferował mu pokój.
Następnie zaklęciem ustawił manekiny oraz zabrał się za pierwsze
zaklęcie ze swojego spisu. Tworzyło na głowie przeciwnika bańkę, w
której brakowało tlenu. Już po pierwszych próbach udało mu się to
zrobić, ale nie potrafił rozdzielić tego na kilka osób. Jak tylko rzucał
czar na kolejny manekin, bąbel okalający głowę pierwszego natychmiast
pękał. Harry zaklął i nie poddając się próbował do skutku.
Po kilku godzinach wreszcie mu się udało. Zmęczony padł na kanapę i
uśmiechnął się do siebie. Z radością odhaczył na swojej liście to
zaklęcie i stwierdził, że czas wracać do sypialni. Rozszerzył oczy kiedy
zobaczył, że jest prawie pierwsza w nocy. Przecież jutro rano zaczyna
lekcje! Pędem zerwał się z kanapy i wybiegł z Pokoju Życzeń, w drodze
sprawdzając na mapie czy nikogo nie ma. Bez przeszkód przebył całą drogę
i po cichu rozebrał się oraz położył do łóżka.
***
Kiedy Ron obudził go rano wyglądał jak zombie. Ledwo przytomny udał
się do łazienki i przemył twarz zimną wodą. To go nieco otrzeźwiło, choć
nadal odczuwał skutki swoich nocnych ćwiczeń. Miał wrażenie, że
wszystko wokół niego dzieje się w spowolnionym tempie. Był już wraz z
Ronem w pokoju wspólnym, gdy drogę zagrodził mu wysoki i barczysty
chłopak. Harry pamiętał, że nazywa się Dimitrij i pochodzi z Rosji.
Patrzył na niego nie wiedząc czego od niego chce, aż w końcu chłopak
przemówił okropnie łamaną angielszczyzną:
— Ty jesteś Harry Potter, prawda? Dasz mi autograf?
Ron parsknął śmiechem, kiedy Rosjanin podsunął Harry'emu pod nosem
kartkę papieru i pióro. Harry nie zastanawiał się długo. Natychmiast
odsunął od siebie przedmioty i powiedział:
— Nie jestem żadnym celebrytą i nie rozdaję autografów. A teraz wybacz, ale się śpieszymy.
Harry przekonał się, że incydent w pokoju wspólnym nie był
jednorazowy. Siedział w Wielkiej Sali i wraz z Ashley tworzył listę osób
chcących uczyć się pod okiem Harry'ego. Pomagała im Cassie, która z
entuzjazmem przyjęła ich plan oraz zadeklarowała chęć przyłączenia się
do nich. Niestety co i rusz ktoś im przerywał, podchodząc do Harry'ego i
prosząc o autograf bądź zdjęcie. Byli to uczniowie z wymiany, którzy
nie wiedzieli o tym, że proszenie o coś takiego Harry'ego jest zupełnie
bezcelowe. Ron i Cassie mieli z niego niezły ubaw, kiedy za każdym razem
odmawiał, ale on z każdą kolejną osobą coraz bardziej się irytował.
Wreszcie, gdy znowu ktoś stanął obok nich i ponownie zamierzał
przeszkodzić im w spisywaniu imion i nazwisk członków kółka
korepetytorskiego, Harry nie wytrzymał i powiedział gniewnym głosem:
— Nie, nie, nie! Nie będzie żadnych autografów, zdjęć, szczegółowej
biografii i co wy tam jeszcze ode mnie chcecie, więc nie marnuj mojego
czasu i nawet nie próbuj mnie o nic prosić!
— Och, bardzo przepraszam, że ośmieliłam się zająć twój jakże cenny czas.
Harry natychmiast rozpoznał ten ociekający jadem głos i odwrócił się,
stając twarzą w twarz z patrzącą na niego pogardliwie Rosalie.
Dziewczyna nie dała mu nawet dojść do słowa i przemówiła pierwsza:
— Chciałam tylko zapisać się do waszej grupy, ale skoro wielki Harry
Potter nie zamierza poświęcać dla mnie nawet chwilki to chyba sobie
odpuszczę. W końcu czymże ja, zwykła szara myszka, mogłaby zasłużyć na
to, aby doznać tego zaszczytu i zwrócić na siebie uwagę szanownego
Pottera. Wybacz mi ten bezczelny wybryk, mój bohaterze i przywódco. Już
się oddalam, aby nie zajmować twojego cennego czasu.
Z każdym jej słowem Harry robił się coraz bardziej czerwony, ale nie
ze wstydu tylko wściekłości. Rosalie nawet nie czekała na jego odpowiedź
i kłaniając się przed nim odeszła do swojego stołu. Ron patrzył na to z
rozszerzonymi oczami, a Hermiona pokręciła głową zdegustowana. Ashley
cicho gwizdnęła i pochyliła się nad pergaminem. Harry tymczasem powoli
się uspokajał.
— Co za wredna, złośliwa i bezczelna su...
— Harry! — krzyknęła Hermiona patrząc na niego zgorszonym wzrokiem.
— Wybacz, ale ona działa na mnie jak płachta na byka. Nic na to nie poradzę.
— Ale wpisać ją czy nie? — zapytała Ashley, patrząc na Harry'ego. — Bądź co bądź zgłosiła chęć uczestnictwa.
Harry miał ciężki orzech do zgryzienia. Z jednej strony chciał posłać
ją do diabła, ale z drugiej głównym założeniem ich planu była pomoc
wszystkim chętnym. W końcu westchnął i zwrócił się do dziewczyny:
— Tak, zapisz ją — powiedział bez entuzjazmu. — Jak będzie przeginać
to po prostu ją wywalę. Ale to ty będziesz jej mówić o terminach. Ciebie
lubi bardziej ode mnie.
Ashley pokiwała głową i dopisała nazwisko Rosalie do listy. Harry zerknął na pergamin i zapytał:
— Ile ich jest?
— Prawie trzydzieści osób.
— Aż tyle?! — wykrzyknął Harry. — Dobra koniec tej rekrutacji. Jeszcze trochę, a sprosi się tu pół Hogwartu.
— A co w tym złego? — zdziwiła się Ashley.
— A upilnowałabyś tyle ludzi? Obawiam się, że z tą trzydziestką mogą być problemy.
— Dlaczego ty zawsze robisz z igły widły? — Ashley pokręciła głową, ale posłusznie oddała pergamin Hermionie.
Panna Granger zobowiązała się do wymyślenia dobrego sposobu
komunikacji pomiędzy członkami ich grupy oraz trzymania pieczy nad listą
chętnych. Wszyscy stwierdzili, że najwyższy czas udać się na lekcje.
Harry, Ron i Hermiona wyszli z zamku, kierując się do cieplarni. Po
drodze dołączyła do nich Cassie. Hermiona z chęcią opowiadała jej o
historii szkoły i różnych ciekawych miejscach jakie się w niej kryją.
Harry i Ron również wtrącali swoje trzy grosze. Cassie narzekała także
na to, że wszyscy chcą, aby opowiedziała jakim cudem ma takie same
nazwisko jak Harry. Wybrańca niespecjalnie to poruszyło, ponieważ
przewidywał taki obrót sprawy. Z lekkim rozbawieniem zastanawiał się, co
będzie się działo, jak wszyscy odkryją, że Connor również jest jego
rodziną. Harry był pewny, że prędzej czy później do tego dojdzie. Jeśli
czegoś się nauczył przez tyle lat w Hogwarcie to tego, że w tej szkole
każda tajemnica w końcu wyjdzie na jaw.
Cześć!
OdpowiedzUsuńMnie nie musisz za nic przepraszać, bo ze swoim blogiem robię dokładnie to samo. Jeśli chodzi o błędy, to trochę ich było, ale głównie interpunkcyjne. Ponieważ w przeszłości miałem ogromny problem z przecinkami, ich braki nie stanowią dla mnie większego problemu. Nie będę wskazywać wszystkich miejsc, w których ich brakuje, ale na koniec komentarza podam Ci kilka przykładów. :)
Przyznam się szczerze, że początkowo trudno mi było połapać się w fabule i musiałem chwilę pomyśleć, by przypomnieć sobie, co działo się w poprzednich odsłonach. Muszę też podkreślić, że ostatnie rozdziały (nie licząc 27) były bardziej dynamiczne, a mimo to jestem usatysfakcjonowany. Bardzo usatysfakcjonowany! W ciągu jednego dnia przeczytałem ten rozdział dwukrotnie i za każdym razem bawiłem się równie dobrze. :)
Cieszę się, że Harry tak bardzo zaangażował się w naukę, że musi w nocy buszować po bibliotece. Nie wiem tylko, dlaczego tak bardzo skomplikował sobie życie; czy nie mógł najzwyczajniej w świecie poprosić któregoś z nauczycieli o zgodę na skorzystanie z działu Ksiąg Zakazanych? XD
„Gdyby zrobił to kilka sekund później z pewnością zauważyłby, że nie jest jedynym uczniem, który wybrał się na nocną przechadzkę. Dowiedziałby się, że ktoś wyszedł z zamku frontowymi drzwiami i szybkim krokiem zmierzał do sowiarni.” Zaintrygowałeś mnie... I to bardzo. Swoją drogą, po „później” powinien być przecinek. I nie wiem, czy wówczas nie brzmiałoby lepiej, gdybyś kolejną część zdania napisał w ten sposób: „z pewnością by zauważył.” Ale to już oceni Twoja beta. :)
Podoba mi się idea stworzenia „GD”. Na początku zastanawiałem się, dlaczego nikt nie pomyślał od razu o Pokoju Życzeń, a dopiero potem sobie przypomniałem, że piszesz opowiadanie o piątym roku nauki w Hogwarcie. Ja, gapa. XD I tak, konieczna jest zmiana nazwy. Ani „kółko korepetytorskie”, ani „Klub Nauki Zaklęć” nie brzmią zbyt dobrze. Dziwię się Dumbledore'owi, że nie parsknął śmiechem. XDD
Ogromny plus za Cassie w Hogwarcie i za to, że nie trafiła do Gryffindoru. Plus także za scenę, w której Hermiona tłumaczy Ronowi definicję patosu. No i oczywiście wielkie podziękowania za scenkę przekomarzania się Harry'ego i Ginny. :) Była cudna!
Nie będę ukrywać, że trochę zaskoczyła mnie reakcja Rona, kiedy studenci z wymiany prosili Harry'ego o autograf lub zdjęcie. Zazwyczaj był zazdrosny o takie rzeczy, więc ciężko mi było przyzwyczaić się do jego wyluzowania i dystansu.
A teraz czas na błędy:
Usuń„Naprawdę nie rozumiem [przecinek] jak możesz być taki wyrozumiały wobec tych dzieciaków, Haroldzie.”
„Zastanawiał się [przecinek] gdzie teraz jest i czy towarzyszy mu Syriusz. Być może biegają teraz po odludnych lasach i razem próbują przetrwać tę noc, jak za starych lat. Tyle że wtedy było ich trzech, a teraz zostali tylko Łapa i Lunatyk.” Trzy zdania i trzy razy użyty przysłówek „teraz”. Gdybyś posłużył się tym słowem dwa razy, to może bym to zignorował. Ale TRZY? XD Proponuję w drugim zdaniu napisać „właśnie”, a w trzecim - „a dzisiaj zostali [dodałbym tu jeszcze „już”] tylko Łapa i Lunatyk.”
„Dzisiaj mam zamiar pogadać o tym z Dumbledorem [Dumbledore'em].”
„Ale zanim powiesz dyrektorowi o tym pomyśle [przecinek] radziłbym ci najpierw sprawdzić [przecinek] ilu z uczniów będzie tym zainteresowanych.”
Angelina miała wielką trudność w wybraniu najlepszego, ale ostatecznie padło na Weasley'a [Wesleya]. Zachęcam do odwiedzenia bloga mojej bety („Nie taki Riddle straszny, jak go malują”; Seya stworzyła zakładkę, w której znajdziesz odmianę niektórych imion i nazwisk ze świata HP. A jeśli w przyszłości będziesz mieć jeszcze jakieś inne wątpliwości, możesz dodać komentarz z pytaniem - Seya na pewno Ci pomoże. :)
„Rozłożył tylko ręce [przecinek] dając Potterowi do zrozumienia, że daje mu wolną rękę w tej kwestii.” No i proponowałbym zmienić ostatnią część tego fragmentu. Np. „Rozłożył tylko ręce, dając Potterowi do zrozumienia, że w tej kwestii ma wolną rękę.” :)
„Mimo, [bez przecinka] że dziewczyna ciągle na nich patrzyła, zdawała się być nieobecna myślami.”
Podsumowując, rozdział bardzo mi się podobał i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam! :)
Siemka!
UsuńKim byłby Harry gdyby nie utrudniał sobie życia :D Można też założyć, że takowego pozwolenia nie dostał. Tak jak mówiłem wcześniej moment walki z Błyskiem był tym momentem, w którym Harry zdał sobie sprawę, że nie tylko szczęście jest w życiu potrzebne :P
Tak ten wątek miał za zadanie zaintrygować. Waham się nad jego zakończeniem, ponieważ mam dwa pomysły, które dobrze wkomponują się w całość i nie wiem który wybrać :D
Pomyślałem, że dobrze będzie chociaż trochę usunąć ten kij od szczotki z tyłka Rona i dać mu nieco dystansu i humoru xD Już w wystarczająco wielu opowiadaniach sobie nagrabił, więc niech choć tutaj ma święty spokój xD
Błędy oczywiście zaraz poprawię i dzięki za ich wskazanie.
Pozdrawiam i dziękuję za komentarz! :)
W takim razie liczę, że kiedy wyjaśnisz już ten wątek, zdradzisz nam, jaka była alternatywa. Jestem ciekawy, co wymyśliłeś. XD Btw. teraz zaintrygowałeś mnie jeszcze bardziej. Dzięki! XD
UsuńOpowiadanie naprawdę mi się mocno podoba. Niestety martwię się, że będę musiał czekać długo na kolejne rozdziały :(
OdpowiedzUsuńFajnie wiedzieć, że Ci się podoba :) Ja też nie jestem zbyt zadowolony z tego powodu, ale nie chcę publikować tekstów bez ich poprzedniego sprawdzenia, więc wciąż szukam kogoś, kto się tego podejmie. Nie mam pojęcia jak długo to potrwa, więc jedyne co można zrobić to uzbroić się w cierpliwość :)
UsuńDziękuję za komentarz! :)