sobota, 6 października 2018

Rozdział 28 „Goście”

 Na samym początku pragnę przeprosić za tak długą przerwę w dodawaniu rozdziałów. Przez ten cały czas jedna sprawa pochłaniała wszystkie moje myśli i myślałem, że uda mi się ją doprowadzić do końca gdzieś na początku września, a okazało się, że przeciągnęła się aż do tego czasu. Na szczęście już po wszystkim i mogę spokojnie wrócić do tej opowieści. Nie mam pojęcia z jaką częstotliwością będę dodawał kolejne rozdziały, więc proszę Was o cierpliwość :) 

Ten rozdział jest nie sprawdzony, więc na pewno jest w nim kilka błędów. Mam jednak nadzieję, że nie odstraszy Was to i dotrwacie do końca :P  Oczywiście mógłbym się wstrzymać i poczekać na poprawki, ale uznałem że już wystarczająco nie dawałem żadnych oznak życia. Zajmę się w nim w międzyczasie (a raczej moja beta się zajmie xD). 

To co mam do nadrobienia na innych blogach z pewnością niedługo nadrobię. Więc jeżeli dodaliście jakieś nowe rozdziały możecie być pewni, że je przeczytam :)

To chyba wszystko. Jeżeli przypomni mi się coś jeszcze o czym warto wspomnieć to Was o tym poinformuję :) Tymczasem zapraszam do czytania i jeszcze raz przepraszam :)

 Rozdział nie betowany!

***

   Harry usłyszał jak gdzieś z oddali zegar wybił północ. Ostrożnie szedł naprzód, szczelnie owijając się peleryną-niewidką. Promienie księżyca wpadały przez okna, oświetlając mu drogę z czego był niezmiernie rad. Kilka razy natknął się na Cieni, patrolujących korytarze. Za każdym razem, kiedy mijał tych ludzi miał wrażenie, że doskonale zdają sobie sprawę z jego obecności. Każdy z nich przystawał i przez kilka minut patrzył przed siebie dokładnie tam, gdzie stał Harry. Mimo to każdy napotkany Cień po pewnym czasie wzruszał ramionami i szedł dalej, co jakiś czas oglądając się za siebie.
   Piętro wyżej Harry spojrzał na Mapę Huncwotów. Pergamin wskazywał, że na tym korytarzu dyżurowali Snape i Carter. Harry westchnął, podświadomie bojąc się, że nauczyciel eliksirów zorientuje się, że chłopak tu myszkuje. Przeszły go ciarki na myśl, co mogłoby się wtedy stać. Stwierdził w duchu, że teraz i tak jest za późno na to, aby się wycofać, więc wszedł na korytarz z oddali widząc już sylwetki dwóch nauczycieli. Wyglądało na to, że ze sobą rozmawiali i wcale nie starali się robić tego szeptem. Po kilku krokach Harry był w stanie usłyszeć słowa Severusa:
   — Naprawdę nie rozumiem, jak możesz być taki wyrozumiały wobec tych dzieciaków, Haroldzie. Jeszcze trochę i wejdą ci na głowę.
   — Nie martw się o moją głowę, Severusie — odpowiedział Carter uprzejmym tonem. — Bardzo się cieszę z tego, że mnie lubią i wiedzą, że mogą przyjść do mnie z każdym problemem.
   — Oni nie mają cię lubić, Carter — rzucił Snape kąśliwym tonem. — Oni mają się ciebie bać. Na tym właśnie polega autorytet nauczyciela. Ja na swojej lekcji nigdy bym nie pozwolił, aby uczniowie odważyli się kwestionować moje polecenia. A słyszałem, że u ciebie Potter, Patterson i Smith robią to nieustannie.
   — Zapomniałeś o panu Malfoyu, on też nie należy do najposłuszniejszych — uśmiechnął się Carter, ale Snape udawał, że nie usłyszał tej uwagi.
   — Będąc dla nich takim wyrozumiałym sprawiasz, że zaczynają traktować cię jak kolegę, a nie nauczyciela.
   — Posłuchaj Severusie — rzekł Carter znudzonym tonem. — Pozwól mi prowadzić moje zajęcia w sposób najbardziej odpowiadający mnie. Ty masz swoją klasę od eliksirów i tam możesz wprowadzać własne zasady. Powiem ci tylko jedną rzecz — dodał Harold, patrząc Severusowi w oczy. — To, że uczniowie mówią do ciebie „panie profesorze” i drżą ze strachu na twoich lekcjach nie oznacza jeszcze, że cię szanują.
   Carter odszedł na drugi koniec korytarza, zostawiając Snape'a z kwaśną miną. Harry nie mógł powstrzymać uśmieszku satysfakcji na widok oburzonej twarzy profesora. Snape prychnął i łomocząc swoją szatą poszedł w przeciwną stronę. Harry przesunął się na bok tak, aby zdenerwowany Severus go nie potrącił. Kiedy nauczyciel eliksirów oddalił się na bezpieczną odległość, Harry ruszył dalej.
   Wreszcie stanął przed wejściem do biblioteki. W nocy królestwo pani Pince miało szczególną aurę. Wysokie regały, na których znajdowały się grube księgi niknęły w mroku. Niemal wypalone świece, stojące na biurku, rzucały na nie słabe światło. Harry przechodził między półkami, zmierzając prosto do działu ksiąg zakazanych.
   Nagle jego serce zaczęło szaleńczo łomotać w piersi, kiedy usłyszał z głębi pomieszczenia głośne chrapanie. Zdążył zakryć usta dłonią, aby stłumić okrzyk. Wyglądało na to, że bibliotekarka nawet przez chwilę nie opuszczała swojego terenu. Harry zauważył ją, siedzącą na swoim stałym miejscu, z głową opartą na biurku, a w jej ręku spoczywał pęk kluczy. Harry przeszedł obok niej na palcach, nieświadomie wstrzymując powietrze.
   Zatrzymał się przed zakazaną strefą biblioteki i wyciągnął różdżkę. Tak jak się spodziewał zwykłe Alhomora nie dało rady otworzyć drzwi. Wykorzystał silniejszy odpowiednik tego zaklęcia i już chwilę potem znajdował się w środku. W duchu dziękował Kasparowi, który chwalił się tym czarem mówiąc, że nauczył się go tylko po to, aby od czasu do czasu dobierać się do barku ojca. Zamknął za sobą drzwi i otoczyła go głucha cisza. Zdawało mu się, że księgi szepczą między sobą, jakby wiedziały, że wszedł tu ktoś niepowołany. Harry nie zamierzał tracić czasu i od razu zabrał się za szukanie działu z najsilniejszymi urokami.
   Nie miał pojęcia jak długo tam był, ale wkrótce poczuł, że oczy same mu się zamykają. Zerknął przez okno i zapatrzył się na księżyc. Była pełnia i Harry natychmiast pomyślał o Remusie. Zastanawiał się, gdzie w tej chwili jest i czy towarzyszy mu Syriusz. Być może biegają właśnie po odludnych lasach i razem próbują przetrwać tę noc, jak za starych lat. Tyle że wtedy było ich trzech, a teraz zostali tylko Łapa i Lunatyk. O Glizdogonie nawet nie miał zamiaru myśleć i wbrew temu, co czasem mówił Syriusz i Remus nie uważał go za czwartego Huncwota. Dla Harry'ego zawsze było ich tylko trzech. Gdyby mógł najchętniej wymazałby jego przezwisko nawet z powitania na mapie. Potter westchnął i po kolejnym ziewnięciu stwierdził, że czas wracać. Spojrzał na kilka ksiąg, które leżały na stoliku pod oknem. Tak jak się spodziewał w księgach zakazanych były interesujące zaklęcia i to nie tylko te czarnomagiczne. Machnął różdżką i wnet pojawiły się idealne kopie woluminów. Harry pomniejszył oryginały i włożył je do kieszeni, a duplikaty umieścił z powrotem na półce. Miał nadzieję, że zdąży je zwrócić zanim pani Pince zorientuje się, że coś jest nie tak.
Droga do pokoju wspólnego przebiegała spokojnie. Tylko raz natknął się na Jonathana przechodzącego korytarzem z jakąś starszą kobietą. Po raz ostatni rzucił okiem na mapę i po upewnieniu się, że nikt nie przeszkodzi mu w dotarciu do portretu Grubej Damy stuknął różdżką w pergamin i schował go do kieszeni. Gdyby zrobił to kilka sekund później, z pewnością zauważyłby, że nie jest jedynym uczniem, który wybrał się na nocną przechadzkę. Dowiedziałby się, że ktoś wyszedł z zamku frontowymi drzwiami i szybkim krokiem zmierzał do sowiarni. 

***

   Ron ledwo mógł dobudzić Harry'ego. Potrząsał nim i poganiał zniecierpliwionym tonem mówiąc, że spóźnią się na śniadanie. Była to niecodzienna sytuacja, ponieważ zwykle było zupełnie na odwrót. Harry mruknął coś przez sen, ale nie otworzył oczu. Rozbudził się dopiero kiedy rudzielec otworzył okno i ściągnął kołdrę z łóżka Pottera. Zimny jesienny wiaterek natychmiast otrzeźwił Harry'ego i zmusił go do wstania. Harry zaczął się ubierać wygrażając pod nosem Ronowi i przysypiając na siedząco, co nie umykało czujnym oczom Weasleya.
   — Coś ty robił w nocy? — pytał podejrzliwie ponownie wyrywając Harry'ego z drzemki.
   — Nic takiego. Nie mogłem zasnąć — odpowiedział Harry sennym głosem.
   — To dziwne — rzucił Ron. — Bo przysiągłbym, że słyszałem jak ktoś w nocy wychodził z sypialni. Nawet odsunąłem kotary przy twoim łóżku, a ciebie nie było.
   — Ehh... No dobra — westchnął Harry. — Tak, włóczyłem się w nocy po zamku.
   — Ale po co?
   — Powiem ci, ale ani słowa Hermionie — zastrzegł Harry. — Wiesz jakiego ma fioła na punkcie regulaminu. Gdyby się dowiedziała, suszyłaby mi głowę przez pół dnia.
   — Coś o tym wiem. — Ron pokiwał głową i rozejrzał się, czy aby na pewno są sami w sypialni. Upewniwszy się usiadł na łóżku. — No więc?
   — Byłem w dziale ksiąg zakazanych — wyjaśnił Harry sięgając do kufra. — Pożyczyłem sobie kilka ciekawych ksiąg z zaklęciami. Mam zamiar się ich nauczyć, a część z nich nawet wykorzystać podczas zebrań.
   — Jakich zebrań? — zapytał Ron marszcząc brwi.
   — No kółka korepetytorskiego — odparł Potter. — Mówiłem wam o tym wczoraj.
   — Czyli ty poważnie o tym myślisz? — zdziwił się rudzielec. — Myślałem że to chwilowy pomysł, który szybko porzucisz.
   — Uważam, że to naprawdę świetne rozwiązanie. Dzisiaj mam zamiar pogadać o tym z Dumbledor'em.
   — No cóż — rzekł Ron. — Jeżeli naprawdę chcesz to zrobić, to działaj. Ale zanim powiesz dyrektorowi o tym pomyśle, radziłbym ci najpierw sprawdzić, ilu z uczniów będzie tym zainteresowanych. Głupio byłoby powiadomić o wszystkim Dumbledore'a, a potem zrezygnować, bo nikt nie chciał przychodzić.
   — W sumie masz rację — powiedział Harry po chwili zastanowienia.
   — No i lepiej wymyśl jakąś nazwę. Kółko korepetytorskie trochę dziwnie brzmi. — Ron uśmiechnął się nieznacznie.
   — Zastanowię się nad tym. — Harry pokiwał głową. — Chodźmy na śniadanie.
   Chłopcy wyszli z sypialni. W salonie Gryfonów spotkali zniecierpliwioną Hermionę. Cała trójka skierowała się do Wielkiej Sali, gdzie do ich nozdrzy wdarł się zapach potraw podanych na śniadanie. Harry dopiero teraz się zorientował, jak bardzo jest głodny. Parvati i Lavender chyba zrezygnowały ze swojej diety, ponieważ ich talerze były pełne, a one zajadały się ze smakiem. Harry zauważył Ashley i pomachał do niej, wskazując miejsce obok Hermiony. Jak tylko dziewczyna zajęła wskazane miejsce, Harry pochylił się ku niej:
   — Wchodzę w to — rzekł.
   Ashley natychmiast zrozumiała, co miał na myśli.
   — Ale — zastrzegł. — Najpierw muszę się dowiedzieć, co inni o tym myślą.
   — Są zainteresowani. — Ashley natychmiast weszła mu w słowo. — Pełni entuzjazmu, zwarci i gotowi.
   — Skąd wiesz?
   — Czułam w kościach, że się zgodzisz, więc popytałam to tu, to tam. Mówiłam ci, że będzie wielu chętnych. To kiedy zaczynamy?
   — Hola, nie tak szybko. — Harry zaśmiał się. — Czekają nas jeszcze sprawy organizacyjne.
   — Czyli jakie?
   — Załatwienie pozwolenia od dyrektora, znalezienie dobrego miejsca do ćwiczeń i sporządzenie listy chętnych lub czegoś takiego.
   — Jak ty pójdziesz do Dumbledore'a, to zgoda będzie tylko formalnością — powiedziała dziewczyna. — Gorzej z odpowiednim miejscem. Zupełnie o tym nie pomyślałam, a przecież nie będziemy się spotykać na korytarzu.
   — Hermiono, co o tym myślisz? — zapytał Harry, zwracając się do przyjaciółki.
   — Na twoim miejscu zapytałabym o to Dumbledore'a. Skoro udzieli ci pozwolenia na założenie grupy, to z pewnością może też wskazać miejsce jej spotkań. W końcu kto lepiej zna ten zamek, jak nie sam dyrektor?
   Harry pokiwał głową zgadzając się z nią. Panna Granger zobowiązała się pomóc w sporządzeniu listy osób chętnych do uczestnictwa w tych zajęciach. Ron obiecał, że w razie wypadku spróbuje na własną rękę znaleźć jakieś pomieszczenie.
   Harry cieszył się z tego, że dziś była sobota, dzięki czemu mógł od ręki załatwić wszystkie sprawy. Zaraz po śniadaniu udał się do gabinetu Dumbledore'a i dopiero przed wejściem zorientował się, że nie zna hasła. Wymieniał wszystkie znane słodycze, niestety bez rezultatu. Zrezygnowany chciał odejść z nadzieją, że złapie dyrektora gdzieś w zamku, kiedy gargulec odsunął się i z przejścia wyszedł Albus Dumbledore. Spojrzał na Harry'ego i szczerze się uśmiechnął.
   — Witaj Harry. Szukałeś mnie?
   — Tak, panie dyrektorze — odparł Potter. — Mam do pana pewną prośbę.
   — Niestety Harry, teraz jestem trochę zajęty — oświadczył dyrektor. — Wiesz, dzisiaj przyjeżdżają do nas uczniowie z innych szkół. Zaczynam myśleć, że ta wymiana studentów to nie był jednak dobry pomysł. Tyle papierkowej roboty i nie tylko — staruszek zachichotał odwijając dropsa. — Przyjdź do mnie później, dobrze? Hasło to kociołkowe pieguski.
   Dumbledore jeszcze raz przeprosił Harry'ego i odszedł szybkim krokiem. Harry westchnął i wrócił do pokoju wspólnego. Kilka minut później wpadła Angelina, wybudzając Harry'ego z drzemki.
   — Harry, bierz miotłę i zaczynamy trening. Nareszcie udało mi się załatwić boisko.
   Angelina nie czekała na jego odpowiedz i pobiegła przekazać wiadomość innym członkom drużyny. Dwadzieścia minut później wszyscy stali w rzędzie, a Angelina przedstawiała im plan.
   — Najpierw zajmiemy się naborem na pozycje ścigającego i obrońcy. Następnie zaczniemy trening z nowymi członkami, aby mogli przyzwyczaić się do swoich pozycji. Jazda!
   Wyłonienie nowych ścigających nie było trudne. Ginny i Dean nie mieli żadnej konkurencji. Z obrońcami nie było już tak łatwo. Ron, pomimo wielkiego stresu, radził sobie całkiem dobrze, ale nie tylko on zdobył uznanie pani kapitan. Angelina miała wielką trudność w wybraniu najlepszego, ale ostatecznie padło na Weasleya. Ron był wyraźnie zaskoczony, że mu się udało, natomiast Harry pokazał mu uniesiony w górę kciuk.
   Wszyscy przystąpili do drugiej części treningu. Eliminacje zabrały sporo czasu, więc Potter nie spodziewał się, że cokolwiek zrobią. Angelina stanęła przed nimi, trzymając w ręce kafla.
   — Pierwszą rzeczą, jaką muszę wam powiedzieć jest to, że na meczu zawsze gramy do końca. — zaczęła, zwracając się głównie do Ginny i Deana. — Cała nasza trójka od pierwszego do ostatniego gwizdka ma być skupiona do maksimum. Kiedy ja, Dean albo Ginny mamy kafla, pozostała dwójka trzyma się blisko gotowa na ewentualne podanie. Wymiana podań między naszą trójką, przechytrzenie obrońcy i celny rzut. Jak piłka przeleci przez którąś obręcz, to dopiero wtedy jest koniec akcji. Nie myślcie sobie, że skoro podaliście do kogoś innego, to dalsza część was nie dotyczy i możecie sobie zwiedzać boisko.
   Ginny i Dean kiwali głowami na znak zrozumienia. Angelina tymczasem zwróciła się do Rona:
   — Słuchaj Ron, naprawdę świetnie poradziłeś sobie na eliminacjach i głównie dlatego jesteś w tej drużynie, ale mam dla ciebie jedną radę. Zauważyłam, że bardzo często broniąc, wybijasz kafla przed siebie zamiast go złapać. Nie popełniaj tego błędu, bo stwarzasz ryzyko, że piłkę przejmie przeciwnik, rozumiesz?
   Ron skinął głową z pochmurną miną. Harry nie bardzo wiedział, czy to krytyka Angeliny, czy świadomość, że jednak robi coś nie tak, popsuła mu nastrój.
   — Widzę, że Puchoni już wychodzą z szatni. Kończymy na dziś, postaram się zorganizować boisko na jutro. Możecie iść!
   Harry i Ron przebrali się i ruszyli do zamku. Byli już przy wejściu do Wielkiej Sali, kiedy Harry usłyszał jak ktoś go woła. Odwrócił się i zobaczył Ashley, która zbiegała ze schodów, jakby gonił ją cały piekielny legion. Stanęła przed chłopakami i powiedziała podnieconym głosem:
   — Harry, mam! Szybko chodź muszę ci to pokazać!
   — Ale o co chodzi? — zdziwił się Harry.
   — Zobaczysz na miejscu! — odparła Ashley, ciągnąc go za rękę. — No już, rusz się!
   Harry pobiegł za dziewczyną, a Ron po chwili wahania dołączył do nich. Wbiegli na siódme piętro i stanęli przed gładką ścianą. Harry uniósł brwi i spojrzał na podekscytowaną dziewczynę. Ashley tymczasem przeszła trzy razy wzdłuż muru z przymkniętymi oczami. Harry już chciał zapytać, co ona sobie wyobraża, ale poczuł jak Ron ciągnie go za rękaw. Spojrzał na niego i zobaczył jak przyjaciel patrzy na ścianę z otwartymi ustami. Harry podążył za jego wzrokiem i sam zaniemówił. Tam, gdzie jeszcze przed chwilą był gruby beton widniały wielkie drzwi. Ashley pchnęła je i gestem zaprosiła chłopaków do środka.
   Harry ruszył za nią, zatrzymując się w progu. Wzrokiem ogarniał całą powierzchnię pomieszczenia. Było niemal tak samo duże jak Wielka Sala. Pod ścianą stały półki z książkami, a w rogu znajdował się stos materacy. Oprócz tych rzeczy wszystko świeciło pustkami. Potter popatrzył na Ashley, która przyglądała mu się z zadowoloną miną.
   — Widzisz? — zapytała. — To miejsce będzie idealne na nasze spotkania. Jest duże, dobrze ukryte i nikt niepowołany nie będzie mógł tu wejść.
   — Jak je znalazłaś? — zapytał Ron testując miękkość materaców.
   — Wstałam dzisiaj bardzo wcześnie. Nie mogłam zasnąć ponownie, więc zeszłam do pokoju wspólnego, aby poczytać coś przy kominku i natknęłam się na domowego skrzata. Prawdziwy cudak, był ubrany w małą puchatą kurteczkę, czapkę i miał takie śmieszne skarpetki.
Harry pokiwał głową uśmiechając się w myślach. Wiedział, którego skrzata spotkała przyjaciółka. W całym Hogwarcie tylko jeden idealnie pasował do jej opisu.
   — Na początku nie zwracałam na niego uwagi, ale potem on coś do mnie powiedział, ja mu odpowiedziałam i nim się obejrzałam rozmawialiśmy jak starzy znajomi. Nawet się nie zorientowałam, jak zaczęłam mu opowiadać o naszym planie wspólnej nauki zaklęć. Napomknęłam, że nie mamy gdzie ćwiczyć, a on powiedział mi o tym miejscu i dał dokładne wskazówki jak się tu dostać.
   Harry jeszcze raz obejrzał pokój. Rzeczywiście spełniał wszystkie wymagania. Zastanawiało go, co to za miejsce. Był pewien, że nigdy nie widział go na Mapie Huncwotów ani nie słyszał o nim od nikogo. Harry uśmiechnął się do siebie. Po tylu latach nauki był pewien, że zna ten zamek jak własną kieszeń, a mimo to wciąż potrafił go zaskakiwać. Pokiwał głową i rzekł:
   — Trzeba powiedzieć o tym Hermionie. Ona na pewno będzie wiedziała co to za miejsce.
   — Wiesz co? — odezwał się Ron podchodząc do Harry'ego. — Pamiętam jak Charlie opowiadał mi kiedyś o pewnym pomieszczeniu w Hogwarcie, które pojawia się, kiedy ktoś wyrazi takie życzenie, a w środku znajduje się wszystko, co dana osoba w tej chwili potrzebuje.
   — I uważasz, że to ten pokój? — zapytał Harry.
   — Tak. — Ron pokiwał głową i rozłożył ręce. — To właśnie Pokój Życzeń.
Po wyjściu z pokoju Harry udał się do Dumbledore'a, a Ron i Ashley pobiegli opowiedzieć wszystko Hermionie. Wypowiedział hasło i wszedł na górę po spiralnych schodach. Zawahał się słysząc głosy dobiegające z wnętrza gabinetu. W końcu nieśmiało zapukał i po usłyszeniu zaproszenia wszedł do środka.
   — Witaj Harry — uśmiechnął się Dumbledore. — Zaczekaj, zaraz będę wolny.
   Dopiero teraz Harry zauważył Connora siedzącego na fotelu przed biurkiem. Starszy Potter uniósł dłoń w geście przywitania i wstał.
   — W zasadzie już skończyliśmy — powiedział i pożegnał Dumbledore'a skinieniem głowy. — Na jutro wszystko będzie gotowe.
   Connor wyszedł zostawiając ich samych. Dyrektor wskazał Harry'emu fotel, a sam usiadł za biurkiem. Splótł palce i spojrzał na Harry'ego.
   — No więc jaka to prośba, mój drogi?
   Harry opowiedział o swoich planach. Dyrektor nie zdradzał żadnych emocji i cierpliwie czekał, aż chłopak skończy.
   — I chciałem prosić o pozwolenie na założenie takiej grupy, bo z tego co mówiła Hermiona jest ono niezbędne.
   — Owszem. — Dumbledore pokiwał głową. — I, szczerze mówiąc, jestem bardzo zadowolony, że ty i panna Magelhard wyszliście z taką inicjatywą. Oczywiście wyrażam zgodę, tylko chciałbym wiedzieć kto dokładnie będzie w tym uczestniczył. Masz może listę lub coś w tym rodzaju?
   — Jeszcze nie, ale z pewnością ją zrobię — odpowiedział Harry.
   — W takim razie jak najszybciej mi ją doręcz — powiedział dyrektor. — A tak z ciekawości, jak będziecie się nazywać?
   — Nie zastanawiałem się nad tym — przyznał Harry. — Może Klub Nauki Zaklęć?
   Kąciki ust Dumbledore'a uniosły się. Sam Harry wiedział, że ta nazwa jest do bani, ale teraz nie potrafił wymyślić niczego sensownego. Później będzie musiał solidnie nad tym pomyśleć.
   — No cóż, to twoja grupa, więc jak chcesz taką nazwę to ja się nie wtrącam. — Dumbledore wciąż lekko się uśmiechał. — Ale tak między nami postawiłbym na coś oryginalniejszego.
   — Poradzę sobie z tym — zapewnił go Potter.
   Dyrektor uśmiechnął się nie odpowiadając. Rozłożył tylko ręce, dając Potterowi do zrozumienia, że ma wolną rękę w tej kwestii. Harry pokiwał głową i uznając rozmowę za skończoną wstał. Pożegnał się z Dumbledorem, a potem wyszedł z gabinetu.
   Późnym popołudniem Albus Dumbledore zarządził, że wszyscy uczniowie mają się stawić w Wielkiej Sali. Dzisiaj mieli zawitać uczniowie z wymiany. Harry zupełnie o tym zapomniał, ale i tak dyskutował o nich z Ronem i Nevillem. I nie tylko oni. Cała szkoła snuła domysły na temat przyszłych gości. Jedni byli sceptyczni, twierdząc, że cały projekt wprowadzi bardzo dużo zamieszania i lepiej by było, gdyby w ogóle się nie odbył. Inni byli przeciwnego zdania, przez co często wybuchały kłótnie między dwiema grupami. Uczniowie przekrzykiwali się nawzajem i nawet nauczyciele mieli duże trudności z uspokojeniem ich. 
   Nagle Neville zmarszczył brwi i odwrócił się w stronę Hermiony.
   — Hermiono, dlaczego ty nie wyjeżdżasz? — zapytał prosto z mostu. — Masz najlepsze stopnie z nas wszystkich. W zasadzie z całego Hogwartu ty najbardziej kwalifikujesz się do uczestnictwa w tej wymianie.
   — McGonagall też mnie o to pytała — odparła Hermiona. — Po pierwsze moi rodzice się nie zgodzili. Uważają, że jestem jeszcze za młoda na samodzielny wyjazd za granicę, w dodatku na cały rok, nawet jeżeli służy to celom edukacyjnym. A po drugie ja sama jakoś nie chciałam jechać. Byłoby mi szkoda zamienić Hogwart na inną szkołę.
   — A już myślałem, że nie chcesz się z nami rozstawać — zaśmiał się Harry.
   — To też był jeden z powodów — odpowiedziała Hermiona z uśmiechem.
   — A kto z Hogwartu jedzie? — zainteresował się Ron.
   — Jakieś dwie Puchonki i kilka Krukonów — odpowiedziała Lavender.
   — Czemu mnie nie dziwi, że akurat Krukonów jest najwięcej? — zaśmiał się Harry.
   Nikt mu nie odpowiedział, ponieważ w tej samej chwili Dumbledore stanął na środku sali. Poczekał aż rozmowy ucichną i powiedział:
   — Moi drodzy, wreszcie nadeszła ta chwila. Mam wielką przyjemność przedstawić wam naszych gości, którzy przez cały rok, razem z wami będą uczestniczyć w szkolnym życiu Hogwartu. Liczę, że przywitacie ich z otwartymi ramionami i pomożecie im oswoić się z tym zamkiem. Mam nadzieję, że nie będę musiał się za was wstydzić.
   Wzrok Dumbledore'a powędrował w kierunku stołu Ślizgonów. Dyrektor dał znak woźnemu, a ten otworzył drzwi, przez które weszła profesor McGonagall prowadząca grupkę składającą się z około piętnastu osób. Idący za jej plecami czarodzieje z ciekawością i zachwytem rozglądali się po Sali szeptając między sobą. Harry uśmiechnął się pod nosem przypominając sobie, co czuł kiedy on sam po raz pierwszy ujrzał Wielką Salę. Jednak zaraz uśmiech zszedł z jego twarzy, na której pojawiło się niedowierzanie.
   W tłumie wypatrzył burze kasztanowych włosów, które natychmiast rozpoznał. Kątem oka zerknął na Connora, stojącego pod drzwiami do Wielkiej Sali. Nie wydawał się zaskoczony faktem, że Cassie znalazła się w Hogwarcie. Kiedy spojrzał na Harry'ego jego twarz wyrażała rozbawienie. Wyglądało na to, że o wszystkim wiedział i nie pisnął ani słowa. Harry dyskretnie pokazał mu środkowy palec, co jeszcze bardziej ubawiło starszego Pottera. Wybraniec odwrócił się w stronę przybyszy postanawiając w myślach, że później się z nim rozmówi.
Cassie najwyraźniej również go dostrzegła, ponieważ wyszczerzyła się jak głupia i pomachała w jego kierunku. Odwzajemnił się tym samym i na obecną chwilę to było wszystko, co mogli zrobić, ponieważ profesor McGonagall zabrała głos:
   — Proszę was o uwagę. Dyrektor Hogwartu ma do was parę słów.
   — Witam was gorąco w naszych skromnych progach — uroczyście obwieścił Dumbledore. — Jestem wielce zaszczycony mogąc gościć was w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie jednej z najlepszych placówek edukacyjnych w Anglii.
   — Po co aż tyle patosu? — mruknął Harry pod nosem.
   Ron przeniósł na niego wzrok.
   — Czego? — zapytał autentycznie zdziwiony.
   Hermiona klepnęła się dłonią w czoło i zaczęła tłumaczyć Weasleyowi definicję patosu. Tymczasem Harry wciąż słuchał przemowy dyrektora, który skończył streszczać dzieje i tradycje Hogwartu.
   — Po tym nieco przydługim wstępie zapraszam was na Ceremonię Przydziału, której zasady wyjaśni wam profesor McGonagall.
   Kiedy dyrektor zszedł z mównicy rozległy się gromkie oklaski. Nauczycielka transmutacji poczekała, aż hałas ucichnie i przemówiła:
   — Osoba, którą wyczytam podejdzie do stołka i nałoży Tiarę Przydziału, która przydzieli was do odpowiednich domów. Krüger Tobias.
   Niski blondyn w okularach podszedł do stołka. Po krótkim zastanowieniu Tiara umieściła go w Hufflepuffie. Puchoni zaczęli klaskać z entuzjazmem zadowoleni, że pierwszy z gości został przydzielony właśnie do ich domu. Kolejny chłopak z bardzo krótko obciętymi włosami został wysłany do Gryffindoru. Z racji tego, że grupa czekających na przydział była mała, cała uroczystość przebiegła bardzo szybko. Wreszcie wywołano Cassie, a Harry skrzyżował palce licząc, że trafi do Gryffindoru. Tymczasem w Wielkiej Sali narastał szum, spowodowany ujawnieniem nazwiska dziewczyny. Po kilku sekundach, które dla Harry'ego trwały całą wieczność Tiara zdecydowała, że Cassandra Potter najlepiej nadaje się do Ravenclawu. Harry nie mógł powstrzymać jęku zawodu, ale równocześnie czuł lekką ulgę. Bądź co bądź lepiej mieć siostrę Krukonkę niż Ślizgonkę.
   Kiedy wszyscy zostali przydzieleni do swoich domów, Dumbledore zarządził rozpoczęcie uczty powitalnej. Przez to wszystko Harry czuł się tak, jakby rok szkolny dopiero się rozpoczął, a był już początek października. Wesoło gawędził z nowymi uczniami, wypytując o ich kraje, poglądy i szkoły. Pochłonięty rozmowami mógłby przysiąc, że dopiero co zaczęła się uczta, a już wszyscy zbierali się do wyjścia. Harry przeprosił Rona i Hermionę, a potem poszedł szukać siostry. Zobaczył ją przy stole, plotkującą z blondynką dziewczyną o nieobecnym spojrzeniu. Harry pamiętał ją z pierwszego dnia szkoły i usilnie próbował przypomnieć sobie jej imię.
   — O, cześć braciszku! — zawołała Cassie, podbiegając i przytulając się. — Nie spodziewałeś się mnie, co? Nie chciałam nic mówić, żeby był element zaskoczenia. Przynajmniej jeden z was zbierał szczękę z podłogi — zaśmiała się.  — Dlaczego nic nie mówisz? Czyżbyś się nie cieszył?
   — Nie no, jasne, że się cieszę — odpowiedział Harry. — Tylko nadal jestem w lekkim szoku.
   Cassie zaśmiała się i odwróciła w kierunku swojej niedawnej rozmówczyni. Mimo że dziewczyna ciągle na nich patrzyła, zdawała się być nieobecna myślami.
   — Luna, możemy dokończyć naszą rozmowę kiedy indziej? Chciałabym porozmawiać z Harrym.
   Krukonka skinęła głową i oddaliła się zostawiając ich samych. Dziewczyna natychmiast zaczęła opowiadać mu o tym jak się czuła przekraczając próg zamku. Harry słuchał jej z uśmiechem na ustach i czasami zadawał pytania, które zazwyczaj zaczynały się od słów „A widziałaś...?".
   — Szkoda, że moje przyjaciółki nie mogły tu przyjechać — westchnęła Cassie. — Chciałabym zobaczyć ich miny. Tu naprawdę nie ma dachu? — zapytała nagle spoglądając na sufit Wielkiej Sali.
Harry zaśmiał się i wytłumaczył jej na czym polega cała sztuczka. Nagle dołączył do nich starszy Potter, a Harry natychmiast na niego naskoczył:
   — Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? — zapytał oburzony.
   — Przysięgam, że sam dowiedziałem się dzisiaj w gabinecie Dumbledore'a — odpowiedział Connor unosząc ręce w obronnym geście.
   — Mogłeś powiedzieć potem — upierał się Harry.
   — I odpuścić sobie zobaczenie twojej zszokowanej miny? Nigdy w życiu! — zaśmiał się starszy Potter.
   Harry zrobił naburmuszoną minę i odwrócił się do niego plecami. Porozmawiali ze sobą jeszcze jakiś czas, ale wkrótce musieli rozejść się do swoich pokoi. Przechodzący obok profesor Flitwick był na tyle uprzejmy, że zaprowadził Cassie do pokoju wspólnego Krukonów.
   Jeżeli dziewczyna uważała, że podczas pobytu w Hogwarcie nie będzie zwracać na siebie zbyt wiele uwagi, to teraz była zmuszona przyznać się przed sobą do pomyłki. Jak tylko weszła to pokoju wspólnego od razu podbiegła do niej kilkunastoosobowa grupka uczniów, wypytujących o to, czy to prawda, że ma na nazwisko Potter oraz jak to w ogóle możliwe. Cassie była oszołomiona i w pierwszym odruchu chciała odwrócić się i uciec jak najdalej stąd. Później zdołała jakoś przedrzeć się do wielkich niebieskich puf i usiadła na jednej z nich. Widząc, że członkowie jej domu domagają się odpowiedzi i nie zamierzają dać się spławić wymówkami, westchnęła i zaczęła opowiadać o swoich dotychczasowym życiu.
   W tym samym czasie Harry siedział w pokoju wspólnym Gryfonów, razem z Ronem, Hermioną i Ginny. Siostra Rona uśmiechnęła się do Pottera i rzekła:
   — Cieszysz się, że tu jest, prawda?
   — Jasne, że tak — odpowiedział Harry. — W Wielkiej Sali totalnie mnie zamurowało.
   — Gdybyś wtedy zobaczył swoją minę— zachichotała Ginny. — Musiałam się powstrzymywać, żeby nie parsknąć śmiechem.
   — Wielkie dzięki. — Harry pokazał jej język. — Connor powiedział mi dokładnie to samo.      Następnym razem, jeżeli będziecie chcieli, aby szkolny klaun Harry Potter rozbawił was do łez trzeba będzie zapłacić. Trzy galeony za kwadrans.
   — A jakaś ulga? — zaśmiała się Ginny. — Jesteśmy przecież nieletni!
   — To właśnie jest ulga — wyjaśnił Harry. — Normalnie biorę piątaka.
   — To wciąż za dużo — oznajmiła Ginny. — Poza tym wcale nie jesteś najlepszy. Crabbe i Goyle są o wiele lepsi w robieniu z siebie idiotów, a co najważniejsze można się z nich pośmiać za darmo.
   — Dobra wygrałaś — roześmiał się Harry, unosząc kciuk do góry.
   — Jak zawsze. — Ginny uśmiechnęła się triumfalnie. — A teraz wybacz, ale muszę zrobić pracę domową na obronę.
   — Co macie? — wtrąciła się Hermiona, przewracając stronę w książce.
   — Opisać działanie zaklęcia tarczy i nauczyć się go używać.
   — Łatwizna — mruknął Harry.
   — Może dla ciebie — odparła Ginny. — Dobra, uciekam do zobaczenia potem.
   Harry także stwierdził, że pójdzie się przejść. W sypialni otworzył mapę Huncwotów i zobaczył, że Cassie wciąż przebywa w salonie Krukonów. Westchnął i wyszedł z pokoju wspólnego, kierując się na siódme piętro. Stanął przed wejściem do Pokoju Życzeń i przeszedł trzy razy wzdłuż ściany, powtarzając w myślach, że chce znaleźć dobre miejsce do ćwiczeń.
   Za drzwiami ujrzał spory drewniany parkiet. Pod ścianami stały manekiny treningowe, a w rogu półka z różnymi książkami. Zainteresowany Harry podszedł najpierw do niej i zaczął przeglądać woluminy. Zażyczył sobie pergaminu i pióra oraz sporządził listę najlepszych czarów w oparciu o książki z biblioteki oraz te, które zaoferował mu pokój. Następnie zaklęciem ustawił manekiny oraz zabrał się za pierwsze zaklęcie ze swojego spisu. Tworzyło na głowie przeciwnika bańkę, w której brakowało tlenu. Już po pierwszych próbach udało mu się to zrobić, ale nie potrafił rozdzielić tego na kilka osób. Jak tylko rzucał czar na kolejny manekin, bąbel okalający głowę pierwszego natychmiast pękał. Harry zaklął i nie poddając się próbował do skutku.
   Po kilku godzinach wreszcie mu się udało. Zmęczony padł na kanapę i uśmiechnął się do siebie. Z radością odhaczył na swojej liście to zaklęcie i stwierdził, że czas wracać do sypialni. Rozszerzył oczy kiedy zobaczył, że jest prawie pierwsza w nocy. Przecież jutro rano zaczyna lekcje! Pędem zerwał się z kanapy i wybiegł z Pokoju Życzeń, w drodze sprawdzając na mapie czy nikogo nie ma. Bez przeszkód przebył całą drogę i po cichu rozebrał się oraz położył do łóżka. 

***

   Kiedy Ron obudził go rano wyglądał jak zombie. Ledwo przytomny udał się do łazienki i przemył twarz zimną wodą. To go nieco otrzeźwiło, choć nadal odczuwał skutki swoich nocnych ćwiczeń. Miał wrażenie, że wszystko wokół niego dzieje się w spowolnionym tempie. Był już wraz z Ronem w pokoju wspólnym, gdy drogę zagrodził mu wysoki i barczysty chłopak. Harry pamiętał, że nazywa się Dimitrij i pochodzi z Rosji. Patrzył na niego nie wiedząc czego od niego chce, aż w końcu chłopak przemówił okropnie łamaną angielszczyzną:
   — Ty jesteś Harry Potter, prawda? Dasz mi autograf?
   Ron parsknął śmiechem, kiedy Rosjanin podsunął Harry'emu pod nosem kartkę papieru i pióro. Harry nie zastanawiał się długo. Natychmiast odsunął od siebie przedmioty i powiedział:
   — Nie jestem żadnym celebrytą i nie rozdaję autografów. A teraz wybacz, ale się śpieszymy.
   Harry przekonał się, że incydent w pokoju wspólnym nie był jednorazowy. Siedział w Wielkiej Sali i wraz z Ashley tworzył listę osób chcących uczyć się pod okiem Harry'ego. Pomagała im Cassie, która z entuzjazmem przyjęła ich plan oraz zadeklarowała chęć przyłączenia się do nich. Niestety co i rusz ktoś im przerywał, podchodząc do Harry'ego i prosząc o autograf bądź zdjęcie. Byli to uczniowie z wymiany, którzy nie wiedzieli o tym, że proszenie o coś takiego Harry'ego jest zupełnie bezcelowe. Ron i Cassie mieli z niego niezły ubaw, kiedy za każdym razem odmawiał, ale on z każdą kolejną osobą coraz bardziej się irytował. Wreszcie, gdy znowu ktoś stanął obok nich i ponownie zamierzał przeszkodzić im w spisywaniu imion i nazwisk członków kółka korepetytorskiego, Harry nie wytrzymał i powiedział gniewnym głosem:
   — Nie, nie, nie! Nie będzie żadnych autografów, zdjęć, szczegółowej biografii i co wy tam jeszcze ode mnie chcecie, więc nie marnuj mojego czasu i nawet nie próbuj mnie o nic prosić!
   — Och, bardzo przepraszam, że ośmieliłam się zająć twój jakże cenny czas.
   Harry natychmiast rozpoznał ten ociekający jadem głos i odwrócił się, stając twarzą w twarz z patrzącą na niego pogardliwie Rosalie. Dziewczyna nie dała mu nawet dojść do słowa i przemówiła pierwsza:
   — Chciałam tylko zapisać się do waszej grupy, ale skoro wielki Harry Potter nie zamierza poświęcać dla mnie nawet chwilki to chyba sobie odpuszczę. W końcu czymże ja, zwykła szara myszka, mogłaby zasłużyć na to, aby doznać tego zaszczytu i zwrócić na siebie uwagę szanownego Pottera. Wybacz mi ten bezczelny wybryk, mój bohaterze i przywódco. Już się oddalam, aby nie zajmować twojego cennego czasu.
   Z każdym jej słowem Harry robił się coraz bardziej czerwony, ale nie ze wstydu tylko wściekłości. Rosalie nawet nie czekała na jego odpowiedź i kłaniając się przed nim odeszła do swojego stołu. Ron patrzył na to z rozszerzonymi oczami, a Hermiona pokręciła głową zdegustowana. Ashley cicho gwizdnęła i pochyliła się nad pergaminem. Harry tymczasem powoli się uspokajał.
   — Co za wredna, złośliwa i bezczelna su...
   — Harry! — krzyknęła Hermiona patrząc na niego zgorszonym wzrokiem.
   — Wybacz, ale ona działa na mnie jak płachta na byka. Nic na to nie poradzę.
   — Ale wpisać ją czy nie? — zapytała Ashley, patrząc na Harry'ego. — Bądź co bądź zgłosiła chęć uczestnictwa.
   Harry miał ciężki orzech do zgryzienia. Z jednej strony chciał posłać ją do diabła, ale z drugiej głównym założeniem ich planu była pomoc wszystkim chętnym. W końcu westchnął i zwrócił się do dziewczyny:
   — Tak, zapisz ją — powiedział bez entuzjazmu. — Jak będzie przeginać to po prostu ją wywalę. Ale to ty będziesz jej mówić o terminach. Ciebie lubi bardziej ode mnie.
   Ashley pokiwała głową i dopisała nazwisko Rosalie do listy. Harry zerknął na pergamin i zapytał:
   — Ile ich jest?
   — Prawie trzydzieści osób.
   — Aż tyle?! — wykrzyknął Harry. — Dobra koniec tej rekrutacji. Jeszcze trochę, a sprosi się tu pół Hogwartu.
   — A co w tym złego? — zdziwiła się Ashley.
   — A upilnowałabyś tyle ludzi? Obawiam się, że z tą trzydziestką mogą być problemy.
   — Dlaczego ty zawsze robisz z igły widły? — Ashley pokręciła głową, ale posłusznie oddała pergamin Hermionie.
    Panna Granger zobowiązała się do wymyślenia dobrego sposobu komunikacji pomiędzy członkami ich grupy oraz trzymania pieczy nad listą chętnych. Wszyscy stwierdzili, że najwyższy czas udać się na lekcje. Harry, Ron i Hermiona wyszli z zamku, kierując się do cieplarni. Po drodze dołączyła do nich Cassie. Hermiona z chęcią opowiadała jej o historii szkoły i różnych ciekawych miejscach jakie się w niej kryją. Harry i Ron również wtrącali swoje trzy grosze. Cassie narzekała także na to, że wszyscy chcą, aby opowiedziała jakim cudem ma takie same nazwisko jak Harry. Wybrańca niespecjalnie to poruszyło, ponieważ przewidywał taki obrót sprawy. Z lekkim rozbawieniem zastanawiał się, co będzie się działo, jak wszyscy odkryją, że Connor również jest jego rodziną. Harry był pewny, że prędzej czy później do tego dojdzie. Jeśli czegoś się nauczył przez tyle lat w Hogwarcie to tego, że w tej szkole każda tajemnica w końcu wyjdzie na jaw.

6 komentarzy:

  1. Cześć!

    Mnie nie musisz za nic przepraszać, bo ze swoim blogiem robię dokładnie to samo. Jeśli chodzi o błędy, to trochę ich było, ale głównie interpunkcyjne. Ponieważ w przeszłości miałem ogromny problem z przecinkami, ich braki nie stanowią dla mnie większego problemu. Nie będę wskazywać wszystkich miejsc, w których ich brakuje, ale na koniec komentarza podam Ci kilka przykładów. :)

    Przyznam się szczerze, że początkowo trudno mi było połapać się w fabule i musiałem chwilę pomyśleć, by przypomnieć sobie, co działo się w poprzednich odsłonach. Muszę też podkreślić, że ostatnie rozdziały (nie licząc 27) były bardziej dynamiczne, a mimo to jestem usatysfakcjonowany. Bardzo usatysfakcjonowany! W ciągu jednego dnia przeczytałem ten rozdział dwukrotnie i za każdym razem bawiłem się równie dobrze. :)

    Cieszę się, że Harry tak bardzo zaangażował się w naukę, że musi w nocy buszować po bibliotece. Nie wiem tylko, dlaczego tak bardzo skomplikował sobie życie; czy nie mógł najzwyczajniej w świecie poprosić któregoś z nauczycieli o zgodę na skorzystanie z działu Ksiąg Zakazanych? XD

    „Gdyby zrobił to kilka sekund później z pewnością zauważyłby, że nie jest jedynym uczniem, który wybrał się na nocną przechadzkę. Dowiedziałby się, że ktoś wyszedł z zamku frontowymi drzwiami i szybkim krokiem zmierzał do sowiarni.” Zaintrygowałeś mnie... I to bardzo. Swoją drogą, po „później” powinien być przecinek. I nie wiem, czy wówczas nie brzmiałoby lepiej, gdybyś kolejną część zdania napisał w ten sposób: „z pewnością by zauważył.” Ale to już oceni Twoja beta. :)

    Podoba mi się idea stworzenia „GD”. Na początku zastanawiałem się, dlaczego nikt nie pomyślał od razu o Pokoju Życzeń, a dopiero potem sobie przypomniałem, że piszesz opowiadanie o piątym roku nauki w Hogwarcie. Ja, gapa. XD I tak, konieczna jest zmiana nazwy. Ani „kółko korepetytorskie”, ani „Klub Nauki Zaklęć” nie brzmią zbyt dobrze. Dziwię się Dumbledore'owi, że nie parsknął śmiechem. XDD

    Ogromny plus za Cassie w Hogwarcie i za to, że nie trafiła do Gryffindoru. Plus także za scenę, w której Hermiona tłumaczy Ronowi definicję patosu. No i oczywiście wielkie podziękowania za scenkę przekomarzania się Harry'ego i Ginny. :) Była cudna!

    Nie będę ukrywać, że trochę zaskoczyła mnie reakcja Rona, kiedy studenci z wymiany prosili Harry'ego o autograf lub zdjęcie. Zazwyczaj był zazdrosny o takie rzeczy, więc ciężko mi było przyzwyczaić się do jego wyluzowania i dystansu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A teraz czas na błędy:

      „Naprawdę nie rozumiem [przecinek] jak możesz być taki wyrozumiały wobec tych dzieciaków, Haroldzie.”

      „Zastanawiał się [przecinek] gdzie teraz jest i czy towarzyszy mu Syriusz. Być może biegają teraz po odludnych lasach i razem próbują przetrwać tę noc, jak za starych lat. Tyle że wtedy było ich trzech, a teraz zostali tylko Łapa i Lunatyk.” Trzy zdania i trzy razy użyty przysłówek „teraz”. Gdybyś posłużył się tym słowem dwa razy, to może bym to zignorował. Ale TRZY? XD Proponuję w drugim zdaniu napisać „właśnie”, a w trzecim - „a dzisiaj zostali [dodałbym tu jeszcze „już”] tylko Łapa i Lunatyk.”

      „Dzisiaj mam zamiar pogadać o tym z Dumbledorem [Dumbledore'em].”

      „Ale zanim powiesz dyrektorowi o tym pomyśle [przecinek] radziłbym ci najpierw sprawdzić [przecinek] ilu z uczniów będzie tym zainteresowanych.”

      Angelina miała wielką trudność w wybraniu najlepszego, ale ostatecznie padło na Weasley'a [Wesleya]. Zachęcam do odwiedzenia bloga mojej bety („Nie taki Riddle straszny, jak go malują”; Seya stworzyła zakładkę, w której znajdziesz odmianę niektórych imion i nazwisk ze świata HP. A jeśli w przyszłości będziesz mieć jeszcze jakieś inne wątpliwości, możesz dodać komentarz z pytaniem - Seya na pewno Ci pomoże. :)

      „Rozłożył tylko ręce [przecinek] dając Potterowi do zrozumienia, że daje mu wolną rękę w tej kwestii.” No i proponowałbym zmienić ostatnią część tego fragmentu. Np. „Rozłożył tylko ręce, dając Potterowi do zrozumienia, że w tej kwestii ma wolną rękę.” :)

      „Mimo, [bez przecinka] że dziewczyna ciągle na nich patrzyła, zdawała się być nieobecna myślami.”

      Podsumowując, rozdział bardzo mi się podobał i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.

      Pozdrawiam! :)

      Usuń
    2. Siemka!

      Kim byłby Harry gdyby nie utrudniał sobie życia :D Można też założyć, że takowego pozwolenia nie dostał. Tak jak mówiłem wcześniej moment walki z Błyskiem był tym momentem, w którym Harry zdał sobie sprawę, że nie tylko szczęście jest w życiu potrzebne :P

      Tak ten wątek miał za zadanie zaintrygować. Waham się nad jego zakończeniem, ponieważ mam dwa pomysły, które dobrze wkomponują się w całość i nie wiem który wybrać :D

      Pomyślałem, że dobrze będzie chociaż trochę usunąć ten kij od szczotki z tyłka Rona i dać mu nieco dystansu i humoru xD Już w wystarczająco wielu opowiadaniach sobie nagrabił, więc niech choć tutaj ma święty spokój xD

      Błędy oczywiście zaraz poprawię i dzięki za ich wskazanie.

      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz! :)

      Usuń
    3. W takim razie liczę, że kiedy wyjaśnisz już ten wątek, zdradzisz nam, jaka była alternatywa. Jestem ciekawy, co wymyśliłeś. XD Btw. teraz zaintrygowałeś mnie jeszcze bardziej. Dzięki! XD

      Usuń
  2. Opowiadanie naprawdę mi się mocno podoba. Niestety martwię się, że będę musiał czekać długo na kolejne rozdziały :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie wiedzieć, że Ci się podoba :) Ja też nie jestem zbyt zadowolony z tego powodu, ale nie chcę publikować tekstów bez ich poprzedniego sprawdzenia, więc wciąż szukam kogoś, kto się tego podejmie. Nie mam pojęcia jak długo to potrwa, więc jedyne co można zrobić to uzbroić się w cierpliwość :)

      Dziękuję za komentarz! :)

      Usuń

Mrs Black bajkowe-szablony