wtorek, 27 listopada 2018

Rozdział 29 „Kłótnia”

Rozdział nie betowany


Harry wszedł do Wielkiej Sali w towarzystwie śmiejącej się Cassie. Gryfon również był rozbawiony i z zapałem kończył swoją historię:

— Potem przyszła McGonagall i przywróciła go do pierwotnej postaci. A szkoda, bo nie obraziłbym się, gdyby został fretką na stałe.

Rechocząc przysiedli się do Rona i Hermiony. Harry od razu wyczuł, że coś jest z nimi nie tak. Hermiona była zła i z zawstydzeniem wpatrywała się w kawałek pergaminu, leżącego na stole. Ron odwrócił się do niej plecami i zawzięcie dyskutował o czymś z Deanem, ale co jakiś czas zerkał w kierunku dziewczyny, a w jego oczach błyskał gniew. Wybraniec domyślił się, że znowu się pokłócili i nawet nie chciał wiedzieć o co. To, że jego przyjaciele skaczą sobie do gardła, nie było dla niego nowością. Był przekonany, że jeszcze przed obiadem pogodzą się i wszystko będzie jak dawniej. W milczeniu zabrał się za śniadanie, a chwilę później przysiadła się do niego Ashley.

— Cześć Pottery — zwróciła się do rodzeństwa i nałożyła sobie sporą porcję jajecznicy. — Jak samopoczucie?

— Byłoby o niebo lepsze. — Ron odpowiedział za Harry'ego. — Gdyby pewne osoby nie łamały obietnic.

Harry usłyszał huk odstawianej szklanki, a potem zimny głos Hermiony:

— Czy ja ci kiedykolwiek obiecywałam, że nie będę utrzymywać z nim kontaktu? To ty ubzdurałeś sobie coś takiego, a teraz masz pretensje nie wiadomo o co. Ty i Harry nie jesteście jedynymi ludźmi, z którymi się przyjaźnię.

— Ej, o cokolwiek się pożarliście, mnie w to nie mieszaj — zastrzegł Harry podnosząc ręce.

— Nie mam do ciebie pretensji Harry — odpowiedziała Hermiona. — Wiem, że ty, w przeciwieństwie do pewnej osoby, masz choć trochę oleju w głowie. Cóż, Ronald chyba wyobrażał sobie trochę za dużo.

Ronowi poczerwieniały uszy i już chciał coś odpyskować, ale przerwała im Cassie:

— A może chociaż powiecie o co chodzi i razem spróbujemy was pogodzić?

— Ależ proszę bardzo, to żadna tajemnica — powiedziała Hermiona, podając Krukonce pergamin. — Ronald ma do mnie pretensje o to.

Cassie spojrzała na pergamin i uważnie czytała, co jest na nim napisane. Harry także przeczytał list i szeroko otworzył oczy, kiedy zobaczył imię i nazwisko nadawcy.

— Piszesz z Krumem? — zapytał zdziwiony.

— Widzisz, Harry'emu też się to nie podoba! — powiedział głośno Ron. — I wcale mu się nie dziwię! Kto normalny utrzymuje kontakt z gościem z Durmstrangu?

— Hola, wcale nie powiedziałem, że tego nie popieram — wtrącił się Harry, ale przyjaciele nawet go nie usłyszeli.

— Przypominam ci, że jeszcze rok temu stanąłbyś na rzęsach, byleby tylko zdobyć jego autograf!

— Bo wtedy nie wiedziałem, jaki z niego gbur! — odparował Ron. — Dziewczyno, nie pamiętasz co rok temu wydarzyło się w labiryncie?!

— Był wtedy pod Imperiusem, to nie jego wina!

Ron nie przyjmował do wiadomości tłumaczeń Hermiony i wściekłym wzrokiem wpatrywał się w list. Najchętniej wyrwałby go dziewczynie i podarł na drobne kawałeczki. Harry pokręcił głową i zabrał się za pisanie pracy domowej na eliksiry, uprzednio upewniając się, że Snape'a nie ma w pobliżu. Cassie, która w dawnej szkole była całkiem niezła z tego przedmiotu chętnie mu pomagała, dając cenne wskazówki. Skończył dosłownie w ostatniej chwili, ponieważ wszyscy zaczęli rozchodzić się na lekcje. Harry, Ron, Hermiona, Ashley i Cassie udali się do lochów na dwugodzinne tortury z eliksirów. Jak zawsze Snape bez słowa wpuścił ich do środka i zajął miejsce za biurkiem. Rozejrzał się po całej sali i z satysfakcją utkwił wzrok w Cassie.

— Może nasz nowy nabytek powie nam, do czego wykorzystujemy czerwoną rogatkę? — zapytał z wrednym uśmieszkiem.

Cassie popatrzyła na nauczyciela śmiało i pewnie. Widać było, że nie wie jeszcze do czego Snape jest zdolny.

— To roślina rosnąca głównie na stokach gór wykorzystywana do produkcji maści, którymi smaruje się wszystkie rany cięte. Dzięki temu goją się prawidłowo i zapobiegają powstawaniu blizn. Oprócz rogatki czerwonej występuje jeszcze odmiana żółta i biała. Tę pierwszą wykorzystuje się przy oparzeniach, natomiast druga jest skuteczna przeciwko truciznom. Z racji tego, że rogatka biała rośnie raz na kilkadziesiąt lat i to jeszcze w glebie do tego przeznaczonej, zaczęto szukać czegoś, co zastąpiłoby jej właściwości. Tak właśnie odkryto bezoar, który wykorzystujemy do dziś.

Mistrz eliksirów, mimo że lekko zdziwiony szczegółową odpowiedzią dziewczyny, powiedział:

— Zapytałem, do czego służy rogatka czerwona, a nie jakie są jej odmiany. Za odpowiedź niezgodną z tematem pytania odejmuję Krukonom pięć punktów.

— To niesprawiedliwe! — zaprotestował jeden z chłopaków. — Przecież powiedziała, do czego służy! A to, że dodała coś od siebie to chyba nic złego, prawda?

Snape podszedł do niego szybkim krokiem, na co śmiałek momentalnie skulił się w sobie i zaczął skamleć jak przerażony szczeniak.

— To ja decyduje, jaka odpowiedź jest dobra, a jaka zła, Bluckberry. A za swoje zachowanie masz tygodniowy szlaban. Chcesz jeszcze coś powiedzieć? Chętnie cię wysłucham.

Chłopak pokręcił głową tak gwałtownie, że Harry'emu zdawało się, iż ta zaraz odpadnie mu z szyi. Snape patrzył na niego jeszcze przez chwilę, a potem powrócił na środek klasy i ponownie utkwił wzrok w Cassie.

— Zapamiętaj sobie, że tutaj wymagam konkretnej odpowiedzi na zadane pytanie. Nie potrzebuję słuchać przechwałek o tym, że wiesz więcej niż powinnaś. Spróbujemy jeszcze raz? Powiedz mi, jak działa wywar Helmuta?

— Powoduje gwałtowny wzrost adrenaliny u tego, kto go zażyje — odpowiedziała Cassie.

— Ravenclaw traci kolejne dwa punkty — oznajmił Snape z chorą satysfakcją wlepiając w nią wzrok. — Nie wspomniałaś jakie składniki są potrzebne do jego uwarzenia.

Oczy Cassie zabłysły niebezpiecznie i już otwierała usta, ale Harry szturchnął ją w ramię i wyszeptał:

— Lepiej z nim nie dyskutuj — powiedział poważnym tonem. — I tak nie wygrasz. Szybciej nauczysz się fruwać niż mu dogodzisz.

— Co tam mamroczesz, Potter? — zapytał Snape, ni stąd ni zowąd pojawiając się za jego plecami. — Wygląda na to, że bardzo chcesz zarobić szlaban. W takim razie dzisiaj o dziewiętnastej w gabinecie pana Filcha.

Harry zmiął w ustach przekleństwo i pochylił się nad swoim kociołkiem. Wyglądało na to, że nauczyciel jest dzisiaj w wyjątkowo paskudnym humorze. Nawet Ślizgoni zerkali na niego z niepokojem, chociaż doskonale wiedzieli, że nic im z jego strony nie grozi.

Po przemowie Snape'a uczniowie kontynuowali warzenie veritaserum. Tymczasem Severus przetarł twarz dłonią i dyskretnie łyknął eliksir wzmacniający. W nocy Voldemort wezwał do siebie śmierciożerców, aby pochwalić się swoją kolejną ofiarą. Naprawdę, wolał w spokoju przespać całą noc niż oglądać jak czarnoksiężnik torturuje obcą mu rodzinę. Z tego wszystkiego dzisiaj był wyjątkowo rozdrażniony i podejrzewał, że nawet Draco nie wywinąłby się od konsekwencji, gdyby ośmielił się z nim w jakikolwiek sposób dyskutować.

Jego humor jeszcze bardziej się pogorszył, kiedy skończył sprawdzać wypracowania pierwszoklasistów. Nawet w wypracowaniach Pottera nie miał okazji przeczytać takich bzdur jak tutaj. Zastanawiał się,czy tylko mu się wydaje, czy rzeczywiście z roku na rok te dzieciaki są coraz głupsze. Aż strach pomyśleć, jakie osły przyjdą tu za kilka lat. Przymknął oczy, kiedy przeczytał, że asfodelus to imię starożytnego boga. Wolał sobie nie wyobrażać, co autor wypracowania by odpowiedział, gdyby zapytał go o korzeń asfodelusa. Z miejsca wystawił negatywną ocenę i spojrzał na swoją klasę. Wszyscy w najwyższym skupieniu warzyli eliksir prawdy. Nawet Potter jako tako sobie radził, chociaż Severus nigdy nie powiedziałby tego na głos. Przetarł oczy i przywołał zaklęciem kolejne wypracowanie.

***

Uczniowie odetchnęli z ulgą, kiedy lekcja eliksirów dobiegła końca. Każdy z nich przelał veritaserum do fiolek i położył na biurku Snape'a. W pośpiechu opuścili lochy, kierując się pod salę profesora Flitwicka. Cassie, zajęta narzekaniem na jawną niesprawiedliwość której doświadczyła, nie zauważyła Malfoya, który wchodził przed nią po schodach i potrąciła go. Draco odwrócił się do niej z wściekłością na twarzy i powiedział wyniosłym tonem:

— Uważaj jak chodzisz, Potter. Naprawdę muszę teraz uganiać się z waszą dwójką? Jakby bliznowaty mi nie wystarczył.

— Coś ty powiedział? — warknął Harry zaciskając pięści.

— Masz problemy ze słuchem, Potter? — zakpił Malfoy. — Mówię tylko, że jeśli twoja siostrzyczka nie będzie uważać to...

— To co? — zapytała Cassie, krzyżując ręce i patrząc na niego wyzywająco.

— To może jej się stać kuku — dokończył Malfoy. — I lepiej zmień ton. Chyba nie wiesz z kim rozmawiasz.

Niektórzy uczniowie zatrzymywali się, aby zobaczyć jak rozwinie się sytuacja. Blaise Zabini obserwował Harry'ego, który wciąż stał z zaciśniętymi pięściami i na wszelki wypadek dyskretnie chwycił różdżkę, by w odpowiedniej chwili zareagować. Tymczasem Cassie prychnęła pod nosem i powiedziała:

— Faktycznie nie wiem, kto przede mną stoi. Rozpieszczony arystokrata wiecznie chowający się za plecami tatusia czy może mała, słodka i przerażona tchórzofretka?

Ci, którzy pamiętali przygodę Malfoya z fałszywym Moodym zachichotali, przypominając sobie tamto zdarzenie. Draco najwyraźniej także nie zapomniał „lekcji" ich byłego nauczyciela obrony przed czarną magią, ponieważ zmarszczył brwi z gniewem na twarzy.

— Wiesz co? — powiedział kpiącym głosem. — Gdybym wiedział, jak brzmi twoje nazwisko to na Pokątnej nigdy nie podałbym ci ręki.

— I tak jej nie uścisnęłam — powiedziała dziewczyna. — A czy teraz możesz łaskawie mnie przepuścić? Śpieszę się na lekcję.

— Lepiej uważaj, Potter — rzucił Malfoy odsuwając się na bok. — Jeżeli jesteś tak samo wścibska jak nasz Wybraniec, to długo tu nie zabawisz. Wiesz, Chłopiec, Który Przeżył ma fory u nauczycieli, ale ty nie. A jak widzisz ja jestem prefektem — wypiął dumnie pierś pokazując odznakę. — Będę miał cię na oku.

Cassie odrzuciła grzywkę na bok i weszła po schodach, a Harry, Ron i Hermiona ruszyli za nią.

— Szlamowate ścierwo — mruknął jeszcze Draco.

Na jego nieszczęście Harry to usłyszał. Błyskawicznie odwrócił się na pięcie i rąbnął Ślizgona w nos. Zaskoczony Draco zachłysnął się powietrzem i zleciał ze schodów. Potter nie zważał na to, czy coś mu się stało, tylko wyciągnął różdżkę i krzyknął:

— Levicorpus!

Malfoy natychmiast zawisł głową w dół, kilka centymetrów nad ziemią. Hermiona zatkała dłonią usta i chciała powstrzymać Harry'ego, ale przeszkodziło jej zamieszanie, które wybuchło. Ślizgon zaczął przeklinać i drzeć się wniebogłosy. Jego koledzy obserwujący tę scenę nie zamierzali zostawić go na pastwę Gryfona i ruszyli na Harry'ego, ale przeszkodzili im Puchoni, Krukoni i Gryfoni, czerpiący radość z patrzenia na upokorzonego Malfoya. Uczniowie zaczęli przepychać się między sobą. Ron dzielnie opierał się Blaise'owi, a Hermiona wciąż na darmo próbowała załagodzić sytuację. Jeszcze trochę, a na schodach prowadzących do wyjścia z lochów wybuchłyby zamieszki. Na szczęście Snape postanowił sprawdzić, co jest źródłem hałasu za drzwiami jego gabinetu. Pierwsza rzecz jaką zobaczył to szarpiący się uczniowie, ale gdy dostrzegł jak Harry wykrzykuje przekleństwa pod adresem wiszącego do góry nogami Malfoya na moment krew odpłynęła mu z twarzy i poczuł, jak z wściekłości zaczyna kręcić mu się w głowie. Natychmiast stanęła mu przed oczami scena z jego przeszłości, gdzie był mniej więcej w takiej samej sytuacji jak teraz Draco.

Chyba po raz pierwszy w życiu emocje wzięły nad nim górę. Błyskawicznie wyjął różdżkę i przerwał zaklęcie Wybrańca, a jego samego uderzył czarem odpychającym. Zaskoczony Harry poleciał kilka metrów do tyłu i uderzył się o kamienną podłogę. Wrzawa natychmiast ucichła i wszyscy spojrzeli z przestrachem na Severusa, który szybkim krokiem podszedł do podnoszącego się Pottera oraz chwycił go za kołnierz szaty. Wyszarpnął mu różdżkę, a potem zwrócił się do uczniów:

— Kto nie opuści tego miejsca za pięć sekund zarobi szlaban do końca roku szkolnego. Ze mną.

Korytarz momentalnie opustoszał. Snape popchnął Harry'ego w kierunku swojego gabinetu, mówiąc wściekłym tonem:

— Jak śmiałeś? Tym razem naprawdę się doigrałeś, Potter. Jesteś dokładnie taki sam jak twój ojciec, w końcu niedaleko pada jabłko od jabłoni. On także lubił pastwić się nad innymi. Ciekawe, że zawsze wybierał tych, którzy byli słabsi od niego i nigdy nie atakował sam.

— Malfoy sobie na to zasłużył — powiedział Harry, próbując wyrwać się z uścisku Snape'a.

— Dobrze ci radzę Potter, zamilcz! — warknął Snape, spoglądając na niego. Harry'ego aż przeszły ciarki, kiedy popatrzył na nauczyciela eliksirów. Wybraniec dałby sobie uciąć rękę, że nawet Voldemort poczułby się odrobinę nieswojo pod wpływem tego spojrzenia.

Weszli do gabinetu nietoperza. Profesor popchnął Gryfona do przodu, nie przejmując się tym, że chłopak wylądował na zimnej podłodze. Sam zajął miejsce za swoim biurkiem i zniecierpliwionym ruchem wskazał Harry'emu krzesło.

— Szybciej Potter, nie mam całego dnia! Masz minutę, aby wyjaśnić mi, co zaszło na korytarzu.

Harry nic nie odpowiedział, ale też nie próbował utrzymywać kontaktu wzrokowego ze Snapem. Nawet nie próbował się tłumaczyć, ponieważ zdawał sobie sprawę, że nauczyciel i tak mu nie wierzy, choćby miał niezbity dowód na potwierdzenie swojej wersji wydarzeń. Spokojnie czekał, aż znienawidzony profesor powie mu w jaki dzień ma przyjść na szlaban.

— Milczysz, co Potter? — ciągnął Snape odrobinę spokojniejszym tonem. — Nie łudź się, że ujdzie ci to bezkarnie. Napadanie na innego ucznia jest surowo zabronione w tej szkole. Poza tym mamy tu jeszcze próbę stworzenia zamieszek.

— Czego? — zapytał Harry, natychmiast porzucając swoją bierną postawę. — Przecież to nie ja zagrzewałem innych do bójki! A Malfoy zasłużył sobie na to, co go spotkało. Nie powinien był obrażać mojej rodziny!

— Pan Malfoy ma prawo do wypowiadania własnego zdania — oświadczył Snape. — Za to tobie nie wolno atakować innych na szkolnych korytarzach.

— Ja natomiast myślę, że nawet gdyby Malfoy na pańskich oczach kogoś zaatakował, to i tak nie poniósłby żadnych konsekwencji. — Harry z satysfakcją patrzył jak nauczyciel zmrużył oczy.

— Śmiesz twierdzić, że jestem niesprawiedliwy Potter?! Jesteś zbyt cienki w uszach, aby cokolwiek mi zarzucać! Ale przecież syn Jamesa Pottera musi mieć równie wybujałe ego co tatuś.

— Nie wiem, co mój ojciec panu zrobił, że przez to nie daje mi pan spokojnie żyć, ale patrząc na pańskie zachowanie myślę, że z całą pewnością pan sobie na to zasłużył!

Harry nie zastanawiał się nad tym, co mówi. Jedyne czego teraz pragnął to dopiec znienawidzonemu nauczycielowi do tego stopnia, aby ten zrozumiał, że czas kiedy drżał przed nim ze strachu minął bezpowrotnie. Po szkoleniu u Salamandry oraz walce z Błyskiem dziwił się, że w ogóle kiedykolwiek mógł się bać tego starego nietoperza. Potter uśmiechnął się kpiąco i wbił Severusowi kolejną szpilę:

— Nie interesuje mnie, czy Malfoy jest pod pana opieką czy też nie. Jeżeli jeszcze raz obrazi moją siostrę, brata, przyjaciół lub mnie, to nie skończy się tylko na powieszeniu za kostki. Możesz mu to przekazać, Smarkerusie.

Słysząc znienawidzone przezwisko, Snape stracił ostatnie hamulce. Gwałtownie wstał przewracając krzesło i szybkim krokiem obszedł biurko, zbliżając się do Harry'ego. Wybraniec instynktownie zacisnął pięści, ponieważ był pewien, że zaraz dojdzie do rękoczynów. Nie spuścił jednak wzroku i wyzywająco patrzył na profesora.

Tymczasem Snape stanął przed Harrym i nachylił swoją twarz do jego, opierając ręce na poręczach krzesła. Przez chwilę wyglądał jakby się zastanawiał, jaki sposób morderstwa będzie dla Harry'ego najbardziej bolesny. Jednak chwilę później znów przybrał kamienny wyraz twarzy i tylko drżący głos zdradzał, jak bardzo chciałby znaleźć się z Gryfonem poza murami Hogwartu bez wścibskich oczu.

— Za atak na pana Malfoya Gryffindor traci pięćdziesiąt punktów. Za obrazę nauczyciela kolejne pięćdziesiąt. I kolejne za twoją bezczelność, Potter. A teraz wynoś się stąd zanim przestanę się hamować i zrobię ci poważną krzywdę.

***

Kiedy dosiadł się do przyjaciół siedzących w Wielkiej Sali i zrelacjonował im przebieg wizyty u Snape'a, Hermiona natychmiast zaczęła robić mu wymówki, natomiast Ron wygrażał nietoperzowi pod nosem i obiecał, że namówi Freda i George'a, aby nieco utrudnili mu życie w szkole. Pozostali uczniowie patrzyli na niego z podziwem, złością, niedowierzaniem i lekkim strachem. Większość Gryfonów była zła, że stracili tak dużo punktów i spadli na ostatnie miejsce w tabeli domów, ale nie robili mu z tego powodu awantur, podobnie jak Krukoni czy Puchoni. Za to niemal każdy patrzył na Malfoya, siedzącego dumnie przy stole Ślizgonów, z żądzą mordu w oczach.

Cassie przeprosiła Lunę i przysiadła się do Harry'ego.

— Nie musiałeś tego robić — zaczęła, patrząc na niego z wdzięcznością oraz wyrzutem. — Poradziłabym sobie z nim sama, a ty nie miałbyś teraz problemów.

— To była kwestia honoru — odpowiedział Harry, nakładając na talerz ziemniaczki. — Poza tym tylko przyśpieszyłem to, co było nieuniknione. Nawet bez tego incydentu Snape i tak znalazłby pretekst, aby do czegoś się przyczepić.

— Dlaczego jest na ciebie taki cięty?

— Można powiedzieć, że nie potrafi odróżnić przeszłości od teraźniejszości. Tobie też radzę się pilnować, bo wraz ze mną będziesz na jego celowniku.

— Domyśliłam się na dzisiejszej lekcji. Jakoś przeżyję, we Włoszech również niektórzy nauczyciele byli wredni.

— Snape z pewnością mógłby być ich mentorem. Założę się, że w porównaniu z nim byli łagodni jak baranki.

Ich rozmowę przerwał Seamus, zajmując miejsce obok Harry'ego i trącając go ramieniem.

— Naprawdę nie mogłeś sobie darować lub chociażby poczekać aż znajdziecie się poza zasięgiem nietoperza? — zapytał z wyrzutem. — Spójrz na tabelę!

— Mam gdzieś tę tabelę — warknął Potter. — Ta łajza nie będzie obrażała mojej rodziny. Niech tylko spróbuję zrobić to ponownie, to pokaże mu, na czym polega gniew syna Huncwota.

— Dziwi mnie twoja nagła zmiana — wtrąciła się Hermiona. — Wcześniej niemal zawsze ignorowałeś zaczepki Malfoya i nie wdawałeś się z nim w dyskusję.

— I zobacz jak się przez to rozpanoszył — odpowiedział Harry. — Trzeba było wcześniej postawić go do pionu. Kaspar miał rację, nie warto nadstawiać drugiego policzka tylko od razu pokazać, że obrażanie kogokolwiek z mojego otoczenia to bardzo zły pomysł.

— Jaki Kaspar? — zapytał Ron odrywając się od swojego kurczaka.

— Hę? — zdziwił się Harry.

— Powiedziałeś, że „Kaspar miał rację", więc pytam kto to?

Harry zaklął w myślach i gorączkowo zaczął szukać jakiegoś sensownego wyjaśnienia. Przyszła mu do głowy tylko jedna odpowiedź i liczył, że Ron nie zacznie drążyć bardziej.

— Bohater pewnej książki, którą czytałem — gładko skłamał. — W jednej scenie tak powiedział.

— Aha. — Ron pokiwał głową i doszedł do wniosku, że poświęca swojemu kurczakowi mniej uwagi niż ten na to zasługuję.

— Bohater książki mówisz? — zapytała Hermiona, marszcząc brwi. — Jakoś nigdy nie widziałam, abyś coś czytał.

— Czytałem ją u Dursley'ów — odpowiedział Harry, chcąc jak najszybciej zakończyć ten temat. Hermiona była o wiele mądrzejsza od Rona i gdyby ciągnął to dalej, z pewnością coś naprowadziłoby ją na właściwy trop. — Myślę, że powinniśmy ustalić datę pierwszego spotkania. Proponuję w sobotę po południu w Pokoju Życzeń. Co wy na to?

— Mi pasuje — odpowiedziała Cassie. — A gdzie jest ten cały pokój?

— Zaprowadzę cię — powiedział Harry. — Hermiono, wiesz jak przekazać to wszystkim od razu?

— Myślałam nad tym i wydaje mi się, że fałszywe galeony będą najbezpieczniejszą i najwygodniejszą opcją. Rzucę na nie zaklęcie Proteusza i po krzyku. Potem wystarczy, że na swojej monecie będziesz umieszczał daty spotkania, a pozostali z łatwością się o tym dowiedzą.

— Zaklęcie Proteusza? — zdziwiła się Ashley, która właśnie weszła do sali. — Czy to nie jest czar, którego używa się na Owutemach? Jak uda ci się go rzucić, to zostaniesz moją idolką.

Hermiona zarumieniła się i odpowiedziała skromnym tonem:

— W zasadzie już to zrobiłam. Pozostaje tylko rozdać monety innym.

— Kurcze, Hermiono — powiedział Harry z podziwem. — Powinnaś przeskoczyć klasę czy dwie, naprawdę.

Twarz Hermiony stała się jeszcze bardziej czerwona, ale widać było, że jest zadowolona z pochwał pod jej adresem. Gryfonka obiecała, że jeszcze dzisiaj, wraz z Ginny, rozdadzą wszystkie monety. Harry chciał jej pomóc, ale powstrzymała go i pochyliła się do niego, aby nikt inny jej nie usłyszał.

— Ty lepiej poćwicz tworzenie bardziej wiarygodnych kłamstw. Wiem, że ściemniasz z tą książką i innymi rzeczami. Daj mi znać kiedy upewnisz się, że ja i Ron zasługujemy na twoje zaufanie.

Hermiona schowała monety do torby i dokończyła obiad. Natomiast Harry stracił cały apetyt i poczuł, jak robi mu się niedobrze. Nie dał tego po sobie poznać, ale ostatnie słowa Hermiony okropnie go zabolały.

***

Czujne oczy przeczesywały szkolny korytarz, wypatrując kogokolwiek z ochrony. Noc była pochmurna, przez co księżyc nie dawał żadnego światła. Większość mieszkańców Hogwartu smacznie spała w swoich łóżkach i tylko wartownicy patrolowali korytarze, ścigając uczniów łamiących regulamin. Tajemnicza postać bez przeszkód dotarła do głównego wyjścia z zamku i zatrzymała się raptownie. Przy drzwiach wyjściowych stała dwójka Cieni, rozmawiających ze sobą i popijających kawę. Nie widzieli nieproszonego gościa, ukrywającego się za jednym z filarów i uważnie lustrującego otoczenie w poszukiwaniu czegoś, co pomogłoby mu odciągnąć ich od wrót. Z pomocą przyszedł mu Irytek, który najwyraźniej rozbił jedną ze zbroi stojących w lochach. Wartownicy podskoczyli jak oparzeni i skierowali różdżki w stronę hałasu.

— Sprawdź to — rzucił jeden z nich. — Ja tu zostanę.

— To pewnie ten irytujący poltergeist — wzruszył ramionami drugi, ale posłusznie wszedł do lochów.

Drugi wartownik stanął przed drzwiami i czujnie obserwował otoczenie. Kiedy na chwilę się odwrócił, postać wyciągnęła różdżkę i rzuciła na niego zaklęcie snu. Cień osunął się na podłogę, a sprawca szybko zbiegł ze schodów i otworzył drzwi, aby zdążyć przed strażnikiem wracającym z lochów. Akurat nieznajomy zdążył zamknąć drzwi wejściowe, kiedy wrócił wartownik. Widząc swojego śpiącego towarzysza zmarszczył brwi i szturchnął go lekko, a ten ocknął się i natychmiast stanął na nogi.

— Śpisz na warcie, Evan? — zapytał sceptycznym tonem.

— Ja... — wymamrotał speszony mężczyzna. — Nie wiem, chyba mi się przysnęło. Dziwne, bo po tej kawie wcale nie czułem się śpiący. Mam nadzieję, że nie trwało to długo, co Lou?

Lou nie odpowiedział tylko zmarszczył brwi i podszedł do drzwi wejściowych. Na klamce wisiał mały, oddarty kawałek czarnej szaty. Podniósł go i odwrócił się do Evana.

— Na pewno sam usnąłeś?

— Nie wiem — wyznał zakłopotany. — Na chwilę się odwróciłem i dalej nic nie pamiętam. Ocknąłem się na podłodze.

Lou pokiwał głową i wyszedł z zamku na dziedziniec. Przeszedł przez niego i stanął przy moście prowadzącym na błonia. Rozejrzał się i wychwycił jakiś ruch tuż przy sowiarni. Nie wiedział, czy faktycznie ktoś tam był, czy może jego wyobraźnia płata mu figle, ale postanowił na wszelki wypadek to sprawdzić. Wrócił do zamku i kazał Evanowi zostać na miejscu, a sam szybkim krokiem skierował się na błonia.

***

Naprawdę, Twoje raporty w stylu „niczego nowego nie udało mi się dowiedzieć" zaczynają mnie już męczyć. Przez cały miesiąc nie dostałem od Ciebie żadnej konkretnej informacji, tylko jakieś bzdury o kółku korepetytorskim. Czy naprawdę wypytanie Harry'ego Pottera o jego dalsze plany odnośnie „pokonania" mnie jest ponad Twoje możliwości? W takim razie chyba się pomyliłem pozwalając Ci dołączyć do naszych szeregów. Do końca ferii chcę wiedzieć wszystko, wiem że Potter coś ukrywa, czuję to, dlatego lepiej przyłóż się do swojego zadania, bo inaczej spotka Cię sroga kara. Nie potrzebuję u siebie nieudaczników!

LV



Ręce czytającego list nerwowo drżały, a przyspieszony oddech zdradzał przerażenie. Wreszcie postać zmięła kartkę i podpaliła ją zaklęciem. Patrzyła, jak papier staje się kupką popiołu i dopiero kiedy było pewne, że nic już nie da się z tego odczytać wyszła z sowiarni. Ledwo zeszła z niskich schodków, kiedy poczuła jak coś twardego wbija jej się w dolną część pleców. Usłyszała przy swoim uchu stanowczy głos.

— Spróbuj chociażby drgnąć, a to będzie twoja ostatnia noc. Kim jesteś i czego tu szukasz?

Postać nie odpowiedziała, a Lou najwyraźniej się tego spodziewał.

— Zdejmij kaptur — powiedział. — Tylko powoli.

Jedna ręka nieznajomego powoli przesuwała się w kierunku nakrycia głowy. Nagle, nie wiadomo kiedy, w jego dłoni pojawiła się mała fioletowa kuleczka. Postać rzuciła ją sobie pod nogi i równocześnie odskoczyła na bok, unikając zaklęcia Lou. Śmierdzący dym sprawił, że Cień opuścił różdżkę i zakrył nos dłonią. Jego oczy zaczęły łzawić, ale nie zamknął ich tylko rozglądał się dookoła szukając uciekiniera. Próbował wydostać się z tej chmury, aż nagle poczuł silne uderzenie w plecy, które zwaliło go z nóg. Różdżka wypadła mu z dłoni znikając gdzieś w trawie. W następnej chwili jego ręce zostały skrępowane grubym sznurem.

Przeciwnik nie tracił czasu tylko od razu mruknął formułkę zaklęcia zapomnienia, a potem go uśpił. Rozwiązał mu ręce oraz odnalazł jego różdżkę i wsunął do jego kieszeni. Następnie przeniósł nieruchome ciało do sowiarni i położył na jednym ze snopów siana. Wszystko wyglądało tak, jakby Lou, nie znalazłszy niczego podejrzanego w sowiarni, usiadł na chwilę i po prostu zasnął. Postać rozejrzała się wokół upewniając się, że wszystko zostało idealnie zainscenizowane. Pozostało tylko w jakiś sposób nakłonić drugiego wartownika, znajdującego się przy drzwiach wejściowych do zamku, aby odnalazł swojego śpiącego towarzysza.

Nieznajomy stanął przed wejściem do szkoły i obmyślał, jak wywabić stamtąd Evana. Najciszej jak się dało uchylił drzwi i zajrzał do środka. Strażnik stał przy ścianie po prawej stronie i podziwiał wiszące tam obrazy. Nagle drzwi zaskrzypiały, na co Cień odwrócił głowę w bok. Na szczęście nieznajomy zdążył się schować za jednym z posągów stojących na kamiennym dziedzińcu. Czarodziej wyszedł na zewnątrz i patrząc przed siebie powiedział:

— Lou? To ty?

Odpowiedziała mu głucha cisza. Evan zapalił papierosa i zrobił kilka kroków przed siebie. Nieznajomy obserwował go zza posągu, modląc się, aby wartownik zaniepokoił się długą nieobecnością swojego towarzysza i poszedł go szukać. Jednak wszystko wskazywało na to, że tamten był przyzwyczajony do nagłych zniknięć swojego kompana, ponieważ odwrócił się z zamiarem ponownego wejścia do zamku. Zdesperowany nieznajomy wyciągnął różdżkę i celując nią w strażnika wyszeptał:

— Imperio!

Evan otrzymał polecenie udania się do sowiarni. Kiedy zniknął na moście prowadzącym na błonia, nieznajomy wślizgnął się do zamku i uważając, aby nie natknąć się na innych wartowników, pośpieszył do swojej sypialni.

***

Następnego dnia tuż przed rozpoczęciem lekcji Harry czekał w pokoju wspólnym na Hermionę. Po ich wczorajszej rozmowie zdecydował się wyjawić dziewczynie całą prawdę. Miał do niej pełne zaufanie i uznał, że ze wszystkich osób na świecie, to właśnie ona zasługuje na to, aby być jego powiernicą. Oczywiście była jeszcze Cassie, ale Potter chciał trzymać ją z dala od tego wszystkiego tak długo, jak to tylko możliwe. Czekając zastanawiał się również, czy zaprosić Ashley na najbliższy wypad do Hogsmeade. Musiał przyznać sam przed sobą, że dziewczyna bardzo mu się podoba i chciałby poznać ją nieco bliżej.

Harry nagle zesztywniał, ponieważ obiekt jego rozmyślań właśnie wyszedł z sypialni. Ashley pomachała mu ze szczytu schodów i chwilę później była już na dole. Wybraniec odchrząknął, przygładził nerwowo włosy i powiedział:

— Cześć, jak ci minęła noc?

— Nie narzekam — odpowiedziała pogodnie, a potem zmarszczyła brwi. — Wszystko w porządku? Wydajesz się dziwnie spięty.

— Chciałem zapytać, czy nie wybrałabyś się ze mną do Hogsmeade w ten weekend — powiedział Harry jednych tchem.

— Eee... — Ashley była zaskoczona tym nagłym zwrotem akcji. — Nie no, jasne. Z przyjemnością wyrwę się z tego zamku, chociaż na chwilę.

— Naprawdę? — ucieszył się Harry. — To znaczy, super że się zgodziłaś. To co, spotykamy się w głównym hallu?

— Tak jest kapitanie! — żartobliwie zasalutowała dziewczyna.

W tym momencie dołączyła do nich Hermiona. Widząc zarumienioną koleżankę, podekscytowanego Harry'ego i ogłoszenie o wyjściu do Hogsmeade w ten weekend, szybko dodała dwa do dwóch. Uśmiechnęła się do przyjaciela, ale wykazała się taktem i nie skomentowała tego w żaden sposób.

— Hermiono, możemy porozmawiać? — zapytał Harry, patrząc wyczekująco na przyjaciółkę.

Dziewczyna skinęła głową i usiadła na kanapie wpatrując się w Pottera. Gryfon zajął miejsce naprzeciwko niej i powiedział:

— Zastanawiałem się nad tym, co mi wczoraj powiedziałaś i muszę przyznać, że miałaś rację. To nieuczciwe żebym miał wobec ciebie jakieś tajemnice.

— Cieszę się, że tak szybko to zrozumiałeś — odpowiedziała Hermiona i uśmiechnęła się do niego. — Ale wiedz, że nie zmuszam cię do dzielenia się ze mną każdym aspektem twojego życia.

— I tak nie mówiłbym ci o swoich prywatnych sprawach. — Harry pokazał jej język. — Ale to jest znacznie poważniejsze. I zanim zacznę musisz mi obiecać, że nikomu, ale to nikomu o tym nie powiesz. Nawet nauczycielom i dyrektorowi.

Harry upewnił się, że na pewno są sami w pokoju wspólnym i przyciszonym głosem opowiedział jej wszystko o Salamandrze, szkoleniu, i innych rzeczach. Z każdym zdaniem oczy Hermiony robiły się coraz większe. Widać było, że nie spodziewała się takich rewelacji, bo kiedy Harry skończył, na moment przybrała groźny wyraz twarzy, jakby podejrzewała, że przyjaciel robi ją w balona. Wystarczył jej jeden rzut oka na mimikę Harry'ego, aby przekonać się, że to wszystko prawda. Przez dobrą chwilę nie wiedziała co powiedzieć, a Wybraniec widząc jej minę nie mógł powstrzymać uśmiechu.

— Nie tego się spodziewałaś, prawda? Ja też na początku nie ogarniałem tych wszystkich nowości.

Hermiona otwierała i zamykała usta, najwyraźniej próbując sklecić jakieś sensowne zdanie. Wreszcie potrząsnęła głową, głęboko odetchnęła i powiedziała:

— Harry, to zbyt poważna sprawa, aby trzymać to w tajemnicy. Uważam, że chociaż dyrektor powinien się o tym dowiedzieć.

— O nie! — zaprotestował Harry. — Dumbledore naprawdę jest w porządku i wiem, że mogę polegać na nim w wielu sprawach, ale popatrzmy na to obiektywnie, co on zrobił, aby pomóc mi w walce z Voldemortem? Zupełnie nic, a tam przez dwa miesiące nauczyłem się naprawdę wielu ciekawych rzeczy.

— Może dyrektor uważał, że jesteś jeszcze za młody, aby szkolić się na pogromcę największego czarnoksiężnika na świecie? — zapytała Hermiona.

— Z pewnością tak pomyślał. — Harry pokiwał głową. — Ale to nie znaczy, że Voldemort myśli podobnie. Poza tym nie mogę wiecznie polegać na pomocy jego, Zakonu, Connora czy kogokolwiek innego. Do tej pory wszystko się udawało, ale co będzie kiedy żadne z nich nie zdąży przybyć na czas?

Hermiona nie wiedziała, co odpowiedzieć, więc spróbowała z innej strony.

— Przecież uczenie się nowych zaklęć na własną rękę nie jest karalne, więc co ci szkodzi powiedzieć Dumbledore'owi o wszystkim?

— Po pierwsze, zacząłby dokładniej mnie obserwować, a wtedy już kompletnie poczułbym się jakbym był w jakiejś klatce — odpowiedział Harry. — A po drugie, Salamandra jest tajną organizacją. Jak zacznę o niej wszystkim mówić to nie będzie już tajna, tym bardziej, że Voldemort na pewno ma jakiegoś kreta albo w Zakonie albo tu, w Hogwarcie.

— Skąd to przypuszczenie? — Hermiona się zdziwiła.

— Zawsze jest jakiś szpieg — wyjaśnił Harry. — Zawsze. Nawet w najbardziej elitarnej organizacji. Tak po prostu jest.

— Nadal uważam, że postępujesz nierozsądnie. — Granger wciąż wyglądała na nieprzekonaną.

— Hermiono, obiecałaś mi, że nikomu nie powiesz — powiedział zaniepokojony Harry.

— Wiem i teraz trochę tego żałuję — oświadczyła Hermiona. — Ale obietnica to obietnica. A dlaczego mówisz to tylko mnie, a nie Ronowi?

— Wiesz jaki jest Ron. Czasem szybciej mówi niż myśli i przez przypadek mógłby komuś coś powiedzieć.

— No tak. — Hermiona pokiwała głową. — Nie podobają mi się te wszystkie tajemnice.

— Mnie też nie, ale na razie wszystko musi pozostać w sekrecie — oświadczył Harry. — Daję słowo, że prędzej czy później przestanę się z tym ukrywać.

Hermiona pokiwała głową zgadzając się z przyjacielem. Obiecała sobie, że jak tylko będzie miała trochę czasu dla siebie przeszuka całą bibliotekę w poszukiwaniu informacji o Pierwotnych, Salamandrze i wszystkich rzeczach, o których opowiedział jej Harry. Wpatrując się w Pottera zapytała:

— Dlaczego mam wrażenie, że to jeszcze nie wszystko, co miałeś do powiedzenia?

Harry wahał się, czy ciągnąć ten temat, ale skoro obiecał sobie, że powie Hermionie całą prawdę, to musi tak zrobić.

— Jest jeszcze jedna rzecz. W zasadzie nie wiem, czy chcę komukolwiek o tym mówić, ale z drugiej strony...

Hermiona zauważyła zmianę w mimice Harry'ego i zaniepokojona przysunęła się bliżej. Dotknęła jego ramienia i powiedziała szeptem:

— Co się stało?

— Chodzi o to, że kiedy byłem u Salamandry, coś się wydarzyło. Zostaliśmy zaatakowani, wywiązała się walka, a wtedy ja...

Harry opowiedział jej całą walkę z Błyskiem, a kiedy skończył zwiesił głowę i czekał, aż przyjaciółka coś powie. Po krótkiej chwili Hermiona powiedziała pewnym głosem:

— Próbowałeś ratować siebie. Nie powinieneś aż tak się obwiniać.

— Nie mogę przestać o tym myśleć — wyznał Harry, patrząc w podłogę. — Najpierw mowa węży, potem użycie mojej krwi do odrodzenia, a teraz morderstwo. Przeraża mnie to, że z biegiem czasu istnieję coraz większe podobieństwo między nim a mną.

— Nie opowiadaj bzdur. Wcale a wcale go nie przypominasz. Z tego co mówiłeś, to ten chłopak sam przebił się tym mieczem.

— Ale to ja go trzymałem — upierał się Harry. — To tak jakbym sam go zabił.

— A czy kierowca, któremu ktoś nieoczekiwanie wbiegł pod maskę auta może traktować siebie jak zbrodniarza? Przecież nie chciał zabić, to był wypadek. Tak samo jak z tobą, to nie ty zadałeś cios tylko on sam odebrał sobie życie. Owszem, będziesz to rozpamiętywał i masz pełne prawo czuć się w jakimś stopniu winnym, ale nie wolno ci myśleć, że jesteś mordercą. To nie była twoja wina i nikt nie ma ci tego za złe.

Harry podniósł na nią wzrok i uśmiechnął się z wdzięcznością. Hermiona zmierzwiła mu włosy i przytuliła się, a potem, widząc jak pokój wspólny powoli napełnia się uczniami, zmierzającymi na śniadanie, wzięła go pod rękę i poprowadziła do Wielkiej Sali. Potter stwierdził w duchu, że Hermiona miała rację i nie powinien brać tego aż tak bardzo do siebie. Z pewnością Błysk przypomni mu się jeszcze w myślach lub sennych koszmarach, ale nie pozwoli, by ten chłopak doprowadził do tego, że przez cały czas będzie się zadręczał. Trzeba pogodzić się z sytuacją i iść dalej naprzód, a Błysk z pewnością nie jest odpowiednim powodem, by żyć przeszłością. Poza tym miał teraz ważniejsze rzeczy na głowie niż rozpamiętywanie tamtego egoistycznego sadysty.

***

W przerwie obiadowej Harry udał się do Pokoju Życzeń na swój codzienny trening. Jak zawsze stracił rachubę czasu i zorientował się, że obiad skończył się dziesięć minut temu. Pędem wybiegł z pomieszczenia, chcąc zdążyć na zielarstwo, ale tuż za rogiem wpadł na kogoś, kto podążał korytarzem. Jęcząc zebrał się z podłogi i już szykował się do zwymyślania osoby, która stanęła na środku drogi, lecz w tej samej chwili usłyszał tak dobrze znany głos:

— Czy z łaski swojej mógłbyś trochę uważać, Potter?

Harry jęknął w duchu rozpoznając Rosalie. Nie miał najmniejszej ochoty na kolejną słowną potyczkę, więc szybko zebrał swoje rzeczy z zamiarem jak najszybszego oddalenia się. Niestety Rosalie chyba była w podłym nastroju i Harry miał tego pecha, że był pierwszą osobą jaka jej się napatoczyła, aby wyładować swoją frustrację.

— Nawet zwykłe przepraszam nie może przejść ci przez gardło? Ach zapomniałam, przecież ty potrafisz tylko odbierać nie dając nic w zamian.

— Nie wiem o co ci chodzi debilko — odparł Harry, w duchu przeklinając swój los. — Jak to cię uszczęśliwi to bardzo przepraszam, że na ciebie wpadłem. A teraz wybacz, ale trochę się śpieszę. A ty idź na swoje spotkanie kółka największych zołz w Hogwarcie, czy gdzie tam szłaś.

— Jaki ty jesteś odważny, Potter — zakpiła Krukonka, krzyżując ręce. — Tylko szkoda, że przy Snapie ta odwaga gdzieś znika. Jakoś nigdy nie słyszałam, żebyś mu się postawił. Czy może wy macie to w genach, że startujecie jedynie do słabszych, co?

Harry rzucił torbę na ziemię i podszedł do niej szybkim krokiem. Złapał ją za rękę, otworzył drzwi jakiejś pustej klasy i wepchnął ją do środka. Rosalie była zbyt zaskoczona jego zachowaniem, aby w jakikolwiek sposób zareagować, natomiast Potter zamknął drzwi i stanął przed nią ze skrzyżowanymi rękoma.

— Mam dość tych bezcelowych kłótni z tobą. Masz mi natychmiast powiedzieć, o co ci do jasnej cholery chodzi!

— Wypuść mnie, psycholu! — wrzasnęła Krukonka, powoli odzyskując równowagę. — Co ty sobie wyobrażasz?!

Chciała odsunąć go na bok i wyjść, ale Harry twardo stał na swoim miejscu. Dziewczyna próbowała go uderzyć, ale on chwycił ją za nadgarstki i odepchnął od siebie. Rosalie wyglądała, jakby chciała rozszarpać go na strzępy i najprawdopodobniej by to zrobiła, gdyby Harry się nie odezwał.

— Nie wyjdziesz stąd dopóki mi nie powiesz, dlaczego ciągle o wszystko się mnie czepiasz. Ja mam czas, mogę opuścić lekcję czy dwie.

— Nie mam zamiaru się przed tobą tłumaczyć!

— W takim razie spędzimy tu dłuższą chwilę.

Harry usiadł pod drzwiami i wyjął książkę z zaklęciami. Dziewczyna próbowała wykorzystać moment jego nieuwagi, ale nic z tego nie wyszło. Za każdym razem Harry odsuwał ją od drzwi lub używał lekkiego zaklęcia odpychającego. Nie mogła nawet się odegrać, ponieważ zabrał jej różdżkę. Zostało jej tylko kierowanie rozmaitych gróźb pod adresem Gryfona, a kiedy zdała sobie sprawę, że i to nie działa, skrzyżowała ręce na piersi i postanowiła podjąć jego grę. Usiadła na lekko zniszczonej szkolnej ławce i nie odzywała się licząc, że Harry w końcu się znudzi.

Nie doceniła go, ponieważ chłopak pochłonięty lekturą na moment nawet zapomniał o jej obecności. Właśnie czytał opis działania ciekawego zaklęcia powodującego, że ofiara czuję się tak, jakby chodziły po niej mrówki. Kątem oka zerknął na towarzyszkę, pozwalając pewnej myśli rozgościć się w jego głowie, ale szybko pokiwał głową i parsknął śmiechem. Rosalie, niczym czujna lwica, natychmiast podniosła głowę.

— Co cię tak bawi, świrze? Ze mnie się śmiejesz? — zapytała, spoglądając na niego w stylu „Tylko spróbuj potwierdzić, a już nigdy nie ujrzysz wschodu słońca."

— A jak tak, to co? — zapytał wojowniczo Harry.

— To wtedy wydrapię ci oczy — odparła, a chłopak był pewien, że mogłaby spełnić swoją groźbę.

Gryfon wzruszył ramionami i wrócił do czytania. Spędzili tak około dwudziestu minut, w całkowitej ciszy, każde pogrążone w swoich rozmyślaniach. W końcu Rosalie wstała i walnęła pięścią w stół tak nagle, że Harry mało co nie upuścił książki.

— Chcesz wiedzieć, dlaczego tak cię nienawidzę? Moi rodzice od zawsze chcieli mieć syna zamiast córki. Kiedy każdy czarodziej dowiedział się o śmierci twoich rodziców i tym, że jesteś sierotą natychmiast zaroiło się od chętnych na przygarnięcie cię. Moi rodzice znali twoich, ze szkoły czy z pracy, już nie pamiętam, ale to nieważne. Ważne jest natomiast to, że oni również starali się o przyznanie im prawa opieki nad tobą. Nie jesteśmy jakimiś szlachcicami, gdyby w naszym domu pojawił się jeszcze jeden mieszkaniec, byłoby nam ciężko pod względem finansowym. Dlatego, aby móc zajmować się tobą, chcieli mnie oddać do sierocińca. Jak wiadomo tak się nie stało, ty wylądowałeś u swojego wujostwa, a ja odkąd pamiętam słuchałam uwag typu, „Harry z pewnością zrobiłby to lepiej, Rosalie". Kiedy zdarłam sobie skórę z kolan, chodząc po drzewach, ojciec mówił, „Harry z pewnością byłby bardziej ostrożny", kiedy przez przypadek złamałam łapę mojemu kotu od razu szły teksty, „Harry byłby bardziej odpowiedzialny". Na początku nie zwracałam na to uwagi, uznając, że może faktycznie jestem od ciebie gorsza. Ale kiedy zaczęliśmy uczyć się w Hogwarcie, za każdym razem jak słyszałam, że postępujesz coraz bardziej bezmyślnie i ciągle pakujesz się w kłopoty, znienawidziłam cię. No bo w czym w ogóle jesteś lepszy ode mnie, co? Ja przynajmniej nie ląduję co miesiąc w skrzydle szpitalnym, nie zbieram hurtowo szlabanów u Snape'a, oceny też mam lepsze od ciebie. Przysięgłam sobie, że w tym roku wyjątkowo uprzykrzę ci życie. I obiecuję, że dopnę swego!

Harry patrzył na nią w szoku. Nigdy nie przypuszczał, że ta wredna Krukonka mogła mieć tak ciężko. Oczywiście on rozumiał ją doskonale, ponieważ jej historia była łudząco podobna do jego przeżyć z Dursley'ami. Chociaż z drugiej strony, ona przynajmniej ciągle spała w swoim pokoju, a nie w komórce pod schodami i z pewnością miała coś takiego jak czas wolny. On natomiast wciąż harował, a kiedy zdarzało się, że miał godzinkę na leniuchowanie nie mógł w to uwierzyć. Mimo to i tak współczuł dziewczynie. Gdyby Syriusz zachwycał się tak kimś innym i ciągle go poniżał, z pewnością on też znienawidziłby osobę, do której ciągle byłby przyrównywany. Poczuł jak jego złość na Rosalie maleje, chociaż nie zniknęła całkowicie. Z drugiej strony przecież nie był niczemu winny, nie znał jej rodziców oraz nie odpowiadał za to, co robili, a także jakie były ich poglądy odnośnie potomka. Wypowiedział swoje myśli na głos, na co dziewczyna parsknęła ironicznym śmiechem.

— Nic mnie to nie obchodzi, Potter. I tak cię nienawidzę, a kwestia tego czy to twoja wina czy nie, guzik mnie obchodzi.

— Oh, świetnie! Może jeszcze zwal na mnie to, że rzucił cię chłopak?

— Ja przynajmniej miałam jakiegoś partnera, a ty pogłębiasz relację z ręką, co?!

Do Harry'ego sens tych słów nie dotarł od razu, ale kiedy już zrozumiał, co miała na myśli, zaczerwienił się tak bardzo, że jego twarz przypominała wielkiego pomidora z okularami. Na pewno nie były to tematy, o których chciał rozmawiać akurat z nią. Rosalie wyczuła jego zawstydzenie i uśmiechnęła się triumfalnie.

— No już, przecież na tym świecie ktoś musi być przegrywem.

— Zamknij się, nic takiego nie robię — wysyczał Harry.

— A cholera cię tam wie — roześmiała się Rosalie. — Będę musiała powiedzieć Hermionie, aby miała cię na oku.

— Wiesz co? — zapytał Harry dygocąc ze złości. Wcześniejsze współczucie momentalnie znikło. — Nie dziwię się, że twoi rodzice zachowują się tak, a nie inaczej. Gdybym ja miał taką zołzę za córkę, też chciałbym się jej jak najszybciej pozbyć.

Rosalie nagle przestała się śmiać, a jej twarz stała się poważna. Zmrużyła oczy i zacisnęła pięści, powoli zbliżając się do Harry'ego. Wyglądała jak starożytna bogini śmierci i Harry mimowolnie przełknął ślinę. Nagle uśmiechnęła się złośliwie i powiedziała:

— W sumie gdybym ja miała takiego skurwiela za syna, też bym wolała umrzeć niż go wychowywać.

Harry aż zachłysnął się powietrzem na to stwierdzenie. Pociemniało mu w oczach, a zdrowy rozsądek uleciał bezpowrotnie. Szybko wyciągnął różdżkę i celując w dziewczynę, rzucił zaklęcie cięcia, które rozcięło jej skórę na policzku. Dziewczyna ruszyła na Harry'ego wrzszcząc:

— To chory debilu, pożałujesz tego! Zniszczę cię, rozumiesz?! Odbiorę ci wszystko i sprawię, że będziesz przeklinał dzień, w którym ze mną zadarłeś! Jeszcze zobaczysz, na co mnie...

— Harry, Rosalie — zszokowany głos dobiegający od strony drzwi przerwał krzyki dziewczyny.

Oboje się odwrócili i zobaczyli Hagrida, który patrzył na nich szeroko otwartymi oczami, jakby nie mógł uwierzyć w to, co widział.

— To wy... Wy się kłócicie?

Winowajcy popatrzyli na siebie nie wiedząc, co odpowiedzieć olbrzymowi. Hagrid wyglądał na tak autentycznie przybitego faktem, że drą ze sobą koty, że żadne z nich nie miało serca odpowiedzieć mu twierdząco. Pierwsza głos zabrała Rosalie:

— Nie, Hagridzie, nie kłócimy się. Po prostu... — spojrzała na Harry'ego ponaglająco.

— Po prostu się wygłupialiśmy i byliśmy trochę za głośno — dokończył Harry.

— To nie wyglądało jak głupie zabawy — upierał się Hagrid, marszcząc brwi.

— Wiesz, jaka jest dzisiejsza młodzież. — Rosalie ostrożnie dobierała słowa, patrząc na gajowego z niepokojem. — Czasami musimy się wyszaleć. Zapewniam cię, że ja i on jesteśmy świetnymi kumplami.

Żeby potwierdzić swoje słowa podeszła do Pottera i objęła go ramieniem. Harry z trudem powstrzymał wzdrygnięcie się i przywołał na twarz coś w rodzaju uśmiechu. Również objął Krukonkę i oboje stali tak przed olbrzymem dziwiąc się, że za te kłamstwa jeszcze nie strzelił ich grom z nieba. Hagrid natomiast odetchnął z ulgą i uśmiechnął się promiennie, a potem powiedział:

— Bo wiecie, oboje jesteście dla mnie bardzo ważni. Cieszę się, że dobrze się dogadujecie, nie zniósłbym, gdybyście byli wrogami. Dwoje młodziaków, którzy mieli naprawdę ciężkie życie. Świetnie, że razem się wspieracie.

Dwójka kłamczuchów nadal się uśmiechała, czując zżerające ich od środka wyrzuty sumienia. Wreszcie Rosalie powiedziała:

— Naprawdę nie musisz martwić się o nasze relacje, Hagridzie. Kto wie, może z czasem będzie z tego coś więcej?

Harry zakrztusił się swoją śliną. Zrobił się czerwony na twarzy i desperacko walczył o powietrze. Dziewczyna uśmiechnęła się pobłażliwie i z całej siły klepnęła go w plecy. Podziałało, ale ból z tyłu sprawił, że popatrzył na Krukonkę z żądzą mordu w oczach. Ona natomiast uśmiechnęła się słodko i lekkim ruchem głowy wskazała na gajowego dając mu do zrozumienia, żeby nie robił głupstw.

— Naprawdę? To wspaniale! — ucieszył się Hagrid. — Cholibka, ja zawsze wiedziałem, że wy jesteście dla siebie stworzeni. Trzymam za was kciuki dzieciaki!

I pokazał im dwie zaciśnięte pięści. Harry postanowił jak najszybciej zmienić temat, zanim sprawy jeszcze bardziej się skomplikują. O ile to w ogóle było jeszcze możliwe.

— A ty co tu robisz, Hagridzie?

— Dyrektor prosił mnie, abym do niego przyszedł. Pewnie ma ważną sprawę, zawsze zwraca się do mnie z różnymi rzeczami. — Olbrzym wypiął dumnie pierś. — No dobra dzieciaki, nie przeszkadzam wam. Siedźcie tu sobie tylko bądźcie trochę ciszej, bo ktoś może was tu nakryć.

Hagrid wyszedł, a Harry i Rosalie równocześnie głęboko odetchnęli. Potter upewnił się, że olbrzym jest daleko stąd, po czym odwrócił się ze wściekłą miną do dziewczyny.

— Do reszty ci odbiło? Może z czasem będzie coś więcej? Co to w ogóle miało być? I skąd tak dobrze znasz Hagrida?

— Nie rób mi wyrzutów, Potter — odwarknęła dziewczyna. — Tak jakoś palnęłam bez zastanowienia, żeby przestał węszyć. Nie miałam serca powiedzieć mu prawdy, widziałeś jego minę?

— No brawo! — Harry ironicznie zaklaskał. — Dopiero teraz będzie węszyć i założę się, że nie zapomni o tym, co się tu wydarzyło.

Dziewczyna najwidoczniej też o tym wiedziała, ponieważ zrobiła niezadowolony grymas i podniosła swoją torbę. Korzystając z okazji dopadła drzwi i otworzyła je, rzucając przez ramię:

— To i tak niczego między nami nie zmienia. A teraz wybacz, ale śpieszę się na lekcję. I tak przez ciebie opuściłam jedną.

Harry został sam w pustej klasie. Z westchnieniem wziął swoją torbę i również opuścił pomieszczenie. Nie wiedział, co będzie dalej, ale znał Hagrida na tyle, żeby wiedzieć, że ten po słowach Krukonki zrobi wszystko, aby pomóc im w budowaniu „czegoś więcej". On również bał się tego, jak olbrzym zareaguje na prawdę, dlatego bez wahania potwierdził słowa dziewczyny. Teraz zastanawiał się, czy po prostu nie lepiej by było powiedzieć mu całą prawdę. Z ciężkim sercem odnalazł swoich przyjaciół i chociaż odpowiadał na ich pytania oraz cały czas z nimi rozmawiał, to myślami wciąż wracał do sytuacji w pustej klasie na siódmym piętrze.

14 komentarzy:

  1. Cześć!

    Przeczytawszy pierwszy fragment, po raz kolejny zadałem sobie pytanie, co takiego Hermiona widziała w Ronie, że postanowiła spędzić z nim resztę życia. Jak słusznie zauważył Harry, ta dwójka nieustannie skakała sobie do gardeł, co więcej, ich kłótnie zazwyczaj dotyczyły błahostek. Tak, tak, wiem: „Kto się czubi, ten się lubi”. Ale i tak tego nie kupuję. Przeciwieństwa się przyciągają? Może. Choć moim zdaniem oni różnili się od siebie tak bardzo, że nawet ta zasada nie miała w stosunku do nich zastosowania.

    Widzę, że Snape znowu w formie. A może nawet przeszedł samego siebie? Trudno powiedzieć. W każdym razie przyznaję się bez bicia, że lubię go, gdy jest tak cholernie niesprawiedliwy. Okej, gdyby był taki w stosunku do mnie, to pewnie nieźle bym się wku*wił. Skoro jednak ja jestem bezpieczny, to mam dziwną satysfakcję, kiedy inni są przez niego poniewierani. XD

    „Zapamiętaj sobie, że tutaj wymagam konkretnej odpowiedzi na zadane pytanie. Nie potrzebuję przechwałek o tym, że wiesz więcej niż powinnaś”. Myślałem, że za chwilę spojrzy na Hermionę, albo wskaże ją palcem. Cóż, chyba jednak Snape nie był w tak dobrej formie, jak myślałem. XD

    „Nie wiem, co mój ojciec panu zrobił, że przez to nie daje mi pan spokojnie żyć, ale patrząc na pańskie zachowanie myślę, że z całą pewnością pan sobie na to zasłużył!” Uwielbiam! Harry pokazał, że ma jaja! Nie sądzę, by w Hogwarcie znalazło się chociaż pięć osób, które odważyłby się powiedzieć coś takiego.

    ALE...

    „Możesz mu to przekazać, Smarkerusie.” Lubię chamskich ludzi. Lubię, gdy ktoś potrafi zranić samymi słowami. Nie mówię, że tak się powinno robić, ale doceniam takie osoby. Uwielbiam pyskatego Harry'ego, uwielbiam jego odwagę i duże jaja (jakkolwiek źle to brzmi XD), mimo to uważam, że w tej sytuacji grubo przesadził. Impulsywność wzięła górę, w zapomnienie odeszły ślizgońskie cechy. To było bardzo nierozsądne, co więcej, poniżej poziomu Harry'ego.

    „Daj mi znać kiedy upewnisz się, że ja i Ron zasługujemy na twoje zaufanie.” Kurczę, jestem rozdarty i nie wiem, co myśleć o Hermionie. Rozumiem, że poczuła się urażona, ale teraz to ona trochę przesadziła. Dlaczego każdą zatajoną informację traktujemy tak osobiście? Powinniśmy zrozumieć, że czasami nie mówimy wszystkim o wszystkim, bo po prostu nie możemy. Ktoś nam zabrania, chcemy być wobec kogoś lojalni, czy po prostu dla własnego (lub czyjegoś) bezpieczeństwa nie wolno nam puścić pary z ust. Wkurza mnie, gdy ktoś próbuje wzbudzić w kimś wyrzuty sumienia, bo poczuł się odsunięty. Może zamiast decydować się na radykalne działania, warto się najpierw zastanowić, dlaczego nie jesteśmy o czymś poinformowani?

    Coś mało skuteczna ta ochrona. XD

    No proszę, ktoś się zauroczył. Dobrze, dobrze, do boju Harry! Tylko nie spie*dol tego jak z Cho. XD O ile, rzecz jasna, Ashley zorientowała się, że Harry do niej podbija.

    „Ale wiedz, że nie zmuszam cię do dzielenia się ze mną każdym aspektem twojego życia.” Nie, wcale... Błagam, Hermiono, ty nie możesz mówić czegoś takiego! Przeczysz sama sobie. Moja ukochana Gryfonka dowiedziała się, że Harry coś przed nią ukrywa, pierdolnęła focha, wzbudziła w nim wyrzuty sumienia, a potem pierdoli takie farmazony. No teraz to się wkurzyłem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że pod odpowiednim rozdziałem o tym pisałem, ale muszę się powtórzyć... Trochę działa mi na nerwy to samobiczowanie się Harry'ego. Dobra, nie byłem w takiej sytuacji, ale nie sądzę, żebym na jego miejscu robił z siebie mordercę. Zabijanie jest złe, ale czasami zdarzają się takie sytuacje, że albo my zabijamy, albo ktoś zabije nas. Wybór jest więc oczywisty. Harry przeżył walkę, nie musiał zabijać Błyska i tego nie zrobił. No sorry, chłopak sam się nadział na jego miecz.

      Wreszcie! Moje modły zostały wysłuchane i Harry poszedł po rozum do głowy! No i Hermiona trochę się zrehabilitowała.

      Jeśli chodzi o fragment dotyczący Harry'ego i Rosalie, to muszę podzielić go na cztery części:
      1. Podoba mi się stanowczość Pottera i to, że wziął sprawy w swoje ręce. Nie lubię niewyjaśnionych spraw, więc tutaj Harry zapunktował.
      2. Historia Rosalie jest straszna, ale - o zgrozo - takie rzeczy się zdarzają. No cóż, miała dziewczyna pecha, że trafiła na tak popierdolonych rodziców (nie będę się bawić w cenzurę, bo inaczej tego nazwać nie można). Trzeba być niedojebanym, żeby zrobić sobie dziecko, a potem to dziecko traktować w taki sposób. Co ta dziewczyna zawiniła? Nic. To straszne, że tacy ludzie się rozmnażają... Z drugiej jednak strony Rosalie też nie jest w porządku. Zachowuje się dziecinnie. Nawet bardzo. Jej zachowanie byłoby uzasadnione, gdyby wychowywała się z Harrym i gdyby Harry wykorzystywał bycie faworyzowanym. A tak? Jak można kogoś o coś oskarżać, jeśli ten ktoś nie ma o tym pojęcia? Powinna się wyżywać na swoich rodzicach, nie na Gryfonie.
      3. „Ja przynajmniej miałam jakiegoś partnera, a ty pogłębiasz relację z ręką, co?!” A to coś złego? XD Dobra, nie wnikam, czy Harry poleruje swoją różdżkę, ale bawi mnie jego późniejsza reakcja. Masturbacja to nie grzech, poza tym, najczęściej Ci, którzy coś komuś zarzucają, sami to robią. Więc w moich odczuciu Rosalie znokautowała Harry'ego, ale przy tym sama oberwała rykoszetem. XD
      4. Zaczynam się martwić o Harry'ego. Fakt, Rosalie nieźle pojechała po bandzie, ale atakować dziewczynę zaklęciem cięcia? No i w zasadzie to on zaczął. Moja konkluzja? Albo ma problemy z agresją, albo mu odbija, albo zgubił gdzieś swoją godność. Już drugi raz w tym rozdziale zachował się jak skurwysyn. I w tym wypadku nic go nie tłumaczy.

      Usuń
    2. Na Merlina, Hagrid jest przezabawny. Takie duże dziecko. Laska ma szramę pod okiem, Harry trzyma w ręku różdżkę, a ten wyjeżdża z takim tekstem. No ludzie... XD

      Odnośnie do treści tego rozdziału, to chyba nie mam nic więcej do powiedzenia. Podsumowując, bardzo mi się podobał. Dobra robota!

      Jeśli chodzi o błędy, to coś tam znalazłem, ale rozumiem, że bez bety ciężko się ogarnąć. Na szczęście są to głównie wpadki interpunkcyjne, a akurat to mnie nie drażni w opowiadaniach. Byłbym hipokrytą, skoro sam miałem z nimi wiele problemów.

      „[...] zapytała Cassie [przecinek] krzyżując ręce i patrząc na niego wyzywająco.”
      „Słysząc znienawidzone przezwisko [przecinek] Snape stracił ostatnie hamulce”
      „Wypuść mnie [przecinek] psycholu”.

      Oprócz tego:

      „Aż strach pomyśleć jakie osły przyjdą tu za kilka lat. Przymknął oczy, kiedy przeczytał, że asfodelus to imię starożytnego boga. Aż strach było pomyśleć, co autor wypracowania by odpowiedział, gdyby zapytał go o korzeń asfodelusa.” Po pierwsze, po pierwszym „pomyśleć” powinien być przecinek. Po drugie, dwa razy z rzędu użyłeś zwrotu „aż strach pomyśleć”. Powtórzenie możesz np. zamienić na „wolał sobie nie wyobrażać”.

      „Czytałem ją u Dursley'ów [Dursleyów]” Przy odmianach nazwisk: Malfoy, Weasley i Dursley nie stosuje się apostrofu. :)

      To tyle!

      Pozdrawiam!

      Usuń
    3. Cześć!

      Też nie rozumiem, co Hermiona widziała w Ronie, ale jeszcze bardziej nie ogarniam związku Harry'ego z Ginny. Nagle w szóstym tomie zdał sobie sprawę, że coś do niej czuje, mimo że wcześniej prawie wcale ze sobą nie gadali. Nawet jak Harry był w domu Rona, to spędzał czas głównie z nim, a dziewczyna zamykała się w pokoju albo wcale się nie odzywała. Aż tu nagle mamy wielkie tru loff i w ogóle wszyscy są happy. Rowling słabo poprowadziła wątek miłosny całej trójki bohaterów. Chociaż jeśli mam być szczery to nie tylko ten wątek.

      Hermionie nie chodziło o to, że Harry ma tajemnice i nie chce ich zdradzić, ale o to, że ich okłamuje. Mógł od razu powiedzieć, że to sekret i żeby nie drążyli, a mimo to wymyśla historie o przeczytanej książce. Hermiona od razu zorientowała się, że to nieprawda i fakt, że Harry chciał zrobić z nich kretynów sprawił, że powiedziała te słowa. Gdyby Potter od razu powiedział, że nie możę o tym mówić, to pewnie by odpuściła.

      Kiedyś już pisałem o irytującym charakterze Harry'ego, bodajże pod którymś rozdziałem na blogu Any Potter. Mnie też irytuje to, że zawsze obwinia się o każdą złą rzecz jaka mu się przytrafia. A tak na marginesie jak chcesz się powkurzać na samobiczowanie się bohatera to polecam Ci serial Arrow. Tam to dopiero koleś lubi wszystko brać na siebie i Harry mógłby pobierać u niego nauki w tym zakresie :D

      To, że Harry potraktował Rosalie zaklęciem cięcia później będzie miało swoje uzasadnienie. Dodam, że to nie będzie jego jednorazowy wyskok ;)

      Powiedzmy sobie szczerze, że Hagrid nie odznaczał się bystrym umysłem. Mógł pomyśleć, że szrama na twarzy była wynikiem owych wygłupów, o których wspomniała Krukonka.

      Błędy oczywiście poprawię i dzięki za ich wskazanie :)

      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
    4. Szczerze mówiąc, Twoje wytłumaczenia nie sprawiły, że spojrzałem na Hermionę przychylniejszym wzrokiem. Dlaczego? Bo nie mogę się z Tobą zgodzić. Nie w 100%.
      O ile Hermiona rzeczywiście by sobie odpuściła, o tyle Ron domagałby się wyjaśnień. Ja to wiem, Ty to wiesz i Hermiona też powinna to wiedzieć. Może z czasem zrozumiałby motywy postępowania Harry'ego, ale przedtem obraziłby się na cały świat. Hermiona, będąc wyjątkowo inteligentną dziewczyną, powinna to przewidzieć i zamiast obrażać się o pierdoły, mogła powiedzieć, że wie o jego kłamstwie, ale nie rozumie, dlaczego się na nie zdecydował. Osobiście uważam jej słowa za atak i nie ma dla mnie znaczenia, jakie miała intencje, bo mogła to rozegrać lepiej, bardziej dyplomatycznie. :)

      Jeszcze raz pozdrawiam!

      PS Harry i Ginny to zło! Uważam, że akurat w tej kwestii zmiana koncepcji nie wyszła Rowling na dobre.

      Usuń
  2. Stary, ale sowiarnia wcale nie wymagała opuszczania murów zamku...

    OdpowiedzUsuń
  3. Była poza zamkiem na błoniach, więc raczej wymagała ich opuszczenia :) Miałem na myśli szkołę a nie cały obszar Hogwartu :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialne nie mogę się doczekać co dalej muszę przyznać że bardzo mi się podobają pomysł co do szczegółów to nie mogę się doczekać czy Harry w jakiś sposób poradzi sobie że snapem który jest tu wyjątkowo niesprawiedliwy bardzo chce też zobaczyć jak cherry zaskoczy brata swoimi nowymi umiejętnościami bo na pewno zdarzył się czegoś nauczyć u salamandry a może stanie się to dopiero gdy nauczy się więcej? To by było chyba nawet lepsze jestem też nieludzkie ciekaw jak się rozwinie relacja harrego z rosalie... Oj tak zdecydowanie nie mogę się doczekać co dalej...

    Pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ci się podoba :) Harry na pewno nie będzie pozwalał Snapeowi na zbyt dużo. Skończyły się czasy, kiedy się go bał. Natomiast na rozwinięcie relacji Harry'ego i Rosalie trzeba będzie jeszcze poczekać :) Harry musi się jeszcze sporo nauczyć jeśli chce zadziwić brata, ale myślę że kiedyś z pewnością mu się to uda :)

      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  5. Bardzo podoba mi się opowiadanie, ciekawe, oryginalne i treściwe, bez zbędnych przestojów. Czego mi brakuje, to jakiego rozwinięcia wątku ze Ślizgonami ( Blaise'm i jego "ekipą") no i samego Voldemorta/Silvestra. Niezbyt przypadł mi do gustu wątek z Rosalie, zbyt przewidywalny i naiwny. Ale na szczęście rekompensuje to Ashley i kłótnie Rona z Hermioną, w szczególności jak Ron wypalił o diecie. Mam nadzieję, że to nie koniec!

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy nowy odcinek ???

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy nexxxttttt

    OdpowiedzUsuń
  8. Właśnie kiedy next

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo ciekawy fabularnie blog, jednak według mnie brakuje jakiegoś wątku przewodniego.

    OdpowiedzUsuń

Mrs Black bajkowe-szablony