sobota, 28 stycznia 2017

Rozdział 10 „Urodziny i ostrzeżenie”




    Harry siedział na swoim łóżku. Był wczesny ranek, lecz młody czarodziej nie mógł spać. W nocy nawiedzały go koszmary o czerwcowych wydarzeniach na cmentarzu. Znowu widział jak martwe ciało Cedrika ląduje na ziemi oraz odradzającego się Voldemorta. Słyszał śmiech szaleńca i czerwone oczy wpatrujące się w niego z żądzą mordu. Potter obudził się zlany potem i od tej pory nie zmrużył oka. Wpatrywał się w śpiącego brata, a przez jego głowę przelatywały wspomnienia z ubiegłego wieczoru. „Gdzie zniknął z Dumbledore'em?”, pytał w myślach. Na własne oczy widział, jak teleportuje się bez licencji, a kiedy wrócili i on, i starzec wyglądali na wykończonych. Poza tym dyrektor stwierdził, że Hogwart będzie bezpieczny. To utwierdziło go w przekonaniu, że dogadał się z kimś, a tego kogoś znał Connor. Postanowił, że kiedy chłopak się obudzi, wydusi z niego całą prawdę i nie ustąpi. Wstał z łóżka, kierując się do łazienki. Ledwo dotknął umywalki, kiedy blizna na jego czole zapiekła go niemiłosiernie. Przycisnął ręce do czoła, lecz ból nagle ustąpił. Oddychając głęboko, opłukał twarz zimną wodą. Wyszedł z toalety, zmierzając do pokoju. Wszyscy jeszcze smacznie spali. Nie wiedząc co ze sobą począć, położył się z nadzieją, że uda mu się jeszcze trochę pospać.
    Harry poczuł, że ktoś szarpie go za ramię. Otworzył oczy i zobaczył twarz Cassie. Siostra patrzyła na niego ze szczerym uśmiechem.
— Wstawaj śpiochu — powiedziała. — Jest prawie dwunasta.
    Potter spojrzał na zegarek i przekonał się, że mówiła prawdę. Więc jednak udało mu się zasnąć, a teraz znów go obudzono. Trochę rozdrażniony wstał, a po chwili oboje zeszli do kuchni. Przywitał ich Remus z Syriuszem.
— No nareszcie książę ruszył swoje cztery litery — powiedział Syriusz. — Myślałem, że już nigdy nie wstaniesz.
— Spadaj — mruknął jedynie Harry oraz nalał sobie kawy.
— Harruś nie w humorze? — Mężczyzna nie ustępował. — Co się stało, paznokieć złamany?
    Harry parsknął śmiechem i trzepnął Syriusza w tył głowy. Black zrobił oburzoną minę oraz chciał mu oddać, lecz potrącił rękawem szklankę z kawą i wylał zawartość na podłogę. Pech chciał, że w tym momencie weszła pani Weasley. Gdy spojrzała na plamę na podłodze, zmrużyła oczy, po czym zapytała pozornie spokojnym głosem:
— Który to?
— Syriusz — natychmiast odpowiedział Harry ze złośliwym uśmiechem.
    Pani Weasley machnęła różdżką i na kolanach Syriusza pojawiła się ścierka do zmywania. Kazała mu to wytrzeć, więc biedny Łapa schylił się i zabrał za robotę. Natomiast Harry nie szczędził chrzestnemu docinków:
— Wiesz co? Jak tak na ciebie patrzę, to myślę, że bycie gosposią jest twoim powołaniem.
    Remus parsknął śmiechem, a Syriusz warknął spod stołu:
— Nie przeginaj, Potter!
— Tak sobie myślę, że chyba załatwię ci u siebie pracę na tym stanowisku, gdy będę miał dom. Przydałby mi się taki wprawny lokaj.
    W tym momencie Łapa wychylił się spod stołu i rzekł do Harry'ego złowróżbnym szeptem:
— Jeszcze słowo i będziesz miał kłopoty.
— Ciiii — powiedział Harry, kiwając palcem. — Niedobry Syriusz. Zły piesek.
    Remus wybuchnął śmiechem razem z Cassie. Natomiast Syriusz zerwał się na równe nogi i zaczął gonić Harry'ego, który z chichotem wyleciał z kuchni. Krzyki Huncwota słychać było w całym domu. Kiedy Connor wszedł, ze zdziwieniem zapytał, czemu mężczyzna tak się wydziera. Opowiedzieli mu o wszystkim, a chłopak dołączył do wybuchu wesołości. Po kilkunastu minutach wrócili z mokrymi głowami, kłócąc się ze sobą.
— To twoja wina, Black!
— Właśnie, że twoja! — odkrzyknął Syriusz. — Nie musiałeś chichrać się jak opętany!
— A ty nie musiałeś drzeć kopary na cały dom! — odgryzł się Harry.
— Co się stało? — zapytała Cassie. — Dlaczego macie takie mokre włosy?
— Bo ten dzban uciekł tam, gdzie Molly właśnie czyściła podłogę — powiedział Łapa, wskazując palcem na chrześniaka. — Wbiegłem za nim. Wściekła się, że robimy raban, a potem dostaliśmy szmatą po głowach!
    Całe towarzystwo znowu wybuchnęło śmiechem. Harry i Syriusz usiedli na drugim krańcu stołu, obrażeni na siebie. W myślach obmyślali jak zemścić się na drugim. Gdy wszyscy się uspokoili, Gryfon spojrzał na brata oraz szepnął do niego:
— Musimy pogadać.
    Connor skinął głową. Po chwili wahania Cassie również podążyła za nimi. Weszli do pokoju Harry'ego, po czym usiedli na łóżku. Wybraniec zaczął:
— Myślę, że jesteś nam winny wyjaśnienia.
    W odpowiedzi Connor uniósł brwi.
— Słucham?
— Gdzie byliście wczoraj z Dumbledore'em?
— A co cię to obchodzi? — rzucił Connor wzruszając ramionami. — Z niczego nie muszę wam się tłumaczyć.
— Właśnie, że musisz — powiedział Gryfon zirytowany. — Nie wiem, czy wiesz, ale przed rodziną nie ma się tajemnic.
— Czyżby? — mruknął ironicznie starszy Potter. — A kto ci tak twierdzi?
— Po prostu to wiem. Opowiedziałem ci o sobie wszystko, Cassie również, a tylko ty trzymasz buzię na kłódkę.
— Mówiłem wam o tym, co robiłem przez cały ten czas — Cień zaczynał tracić cierpliwość. — Nigdzie nie było mowy, że muszę odkrywać przed wami swoje sekrety.
— Ale to nie fair w stosunku do nas — Wybraniec też czuł, jak opuszcza go spokój. — Jak ktoś zada ci pytanie, spławiasz go półsłówkami. Dlaczego nie chcesz zdradzić, czym się zajmujesz?
— Przestań wtrącać się w nieswoje sprawy! — Wojownik podniósł głos. — Interesujesz się rzeczami, które wcale cię nie dotyczą!
— Chłopaki... — zaczęła dziewczyna, lecz nie zwrócili na nią uwagi.
— Czy ja wchodzę ci z buciorami w życie?! — krzyczał nastolatek. — Po prostu pytam cię o różne rzeczy i wcale nie zmuszam, żebyś odpowiadał! Nie będziesz mówił mi co mam mówić, a czego nie! To moja sprawa, a jak coś się nie podoba to fora ze dwora!
— Hej, koguty! — Siostra powtórzyła głośniej, lecz nadal jej nie słuchali.
— Jesteś pieprzonym egoistą! — wrzasnął Harry. — Oczekujesz, że inni będą ci się ze wszystkiego spowiadali, a sam nie zamierzasz z nikim dzielić się swoimi tajemnicami! Jak masz aż taki problem z tym że próbuję dowiedzieć się czegoś o bracie, którego nigdy nie miałem, to wynoś się do swojej nory!
— Jeszcze jedno słowo i dostaniesz w pysk! — Connor zacisnął ręce w pięści.
— Śmiało! — odkrzyknął chłopak. — Myślisz, że nie umiem się obronić?!
    W tym momencie Cassie wstała z łóżka oraz wkroczyła między braci. Odwróciła się do Harry'ego i z otwartej dłoni dała mu w twarz. To samo zrobiła z Connorem. Zaskoczeni chłopcy na moment zapomnieli o swojej sprzeczce. Trzymając się za obolałe policzki, wpatrywali się w nią z szokiem. Nigdy nie widzieli tak wściekłej Cassandry Potter. Jej orzechowe oczy ciskały gromy, a kasztanowe włosy były całe roztrzepane. Wyglądało to tak, jakby nagle ze słodkiego aniołka przemieniła się w żądnego krwi demona. Obaj skulili się, a tymczasem ona mówiła:
—Jesteście kompletnymi kretynami! Nie widzieliśmy się tyle czasu, a wy kłócicie się o byle co!
— Ale to on pierwszy... — zaprotestował Connor.
— MILCZ! — wrzasnęła, a chłopak zamknął usta z przerażeniem. Wyglądali jak uczniowie stojący przed wściekłą nauczycielką. — To ja przyjeżdżam tutaj w nadziei, że spędzę z wami miłe wakacje, a wy odwalacie takie akcje?! Ty — rzekła, wskazując na starszego Pottera, który wzdrygnął się i niespokojnie patrzył na rękę wycelowaną w jego stronę. — Nie powinieneś ukrywać przed nami prawdy oraz trzymać swoich sekretów jedynie dla siebie! Jesteśmy rodziną, a to daje nam prawo wiedzieć o tobie wszystko! A ty – dodała, odwracając się do Harry'ego, który cofnął się o krok. — Przestań tak na niego naciskać! Kiedy będzie gotowy, to z pewnością sam nam powie! Tymczasem trzymaj swoją niecierpliwość na smyczy oraz nie prowokuj awantur, jasne?!
    Harry gorliwie pokiwał głową. Wzrok Cassie nieco złagodniał, lecz wciąż była na nich wściekła:
— A teraz podajcie sobie ręce i nie chcę więcej słyszeć sprzeczek między wami. No, na co czekacie?!
    Chłopcy szybko podali sobie ręce, mamrocząc przeprosiny. Nadal byli w szoku i ze strachem patrzyli na siostrę, która nie spuszczała z nich oczu. Gdy się pogodzili, powiedziała:
— A teraz, każdy z was do mnie podejdzie, da mi całusa w policzek i przeprosi, że musiałam się przez was zdenerwować!
— Cassie, nie przeginasz? — zapytał Harry, a siostra skierowała na niego wzrok.
— Chcesz jeszcze coś powiedzieć?! — syknęła, ale Gryfon pokręcił głową. Szybko zbliżył się do dziewczyny oraz spełnił jej żądanie. Connor zrobił to samo.
— No! — powiedziała Cassandra, na nowo przybierając postawę cichej, szarej myszki. — A teraz idę na obiad i oczekuje, że za chwilę zobaczę was, jak do mnie dołączacie.
    Bracia szybko pokiwali głowami. Gdy wyszła, wypuścili ze świstem powietrze, które nie wiadomo kiedy zaczęli wstrzymywać. Harry pierwszy zabrał głos:
— Jeśli ona zawsze tak wygląda, gdy się zdenerwuje... — zaczął.
— To nie chcę być w skórze jej przyszłego męża — dokończył Connor. — Ma charakterek. Pewnie po matce.
— Wybacz za tę kłótnię. Trochę mnie poniosło — powiedział Harry.
— W porządku. Nie mogę powiedzieć wam wszystkiego o sobie. Obowiązuje mnie przysięga, że będę trzymał nasze sekrety w tajemnicy. Już i tak niektórzy robią mi wymówki, że przyprowadziłem Dumbledore'a.
    Harry skinął głową, po czym obaj zeszli na dół. Konflikt został zażegnany.

***

    Nadszedł dzień urodzin Harry'ego i Cassie. W związku z tym Connor udał się do Tytanu, aby wybrać dla nich interesujące prezenty. Zastanawiał się, co by mogło im się przydać. Rozglądał się po wszystkich sklepach w mieście, jednakże nie znalazł nic ciekawego. W końcu wpadł na genialny pomysł. Kupił różdżkę u miejscowego sprzedawcy. Następnie wszedł do sklepu z biżuterią, gdzie nabył śliczny złoty naszyjnik. Chłopak zapakował prezenty, po czym wrócił na Grimmauld Place. Teraz pozostało już tylko czekać na wieczór.

***

    Harry, Ron i Hermiona wygłupiali się, oglądając telewizor w salonie. Potter stwierdził, że zaniedbał trochę swoich przyjaciół, poświęcając cały swój czas Connorowi i Cassandrze. Gdy im to powiedział, panna Granger uśmiechnęła się i powiedziała, że nie co dzień odnajduję się swoją rodzinę. Weasley także wspomniał, że nie ma do niego żalu. Mimo to Gryfon postanowił, że ten dzień spędzi razem z nimi. Zastanawiali się, jak zająć sobie czas, gdy nagle rudzielec wypalił:
— Ja bym z chęcią pograł w quidditcha.
— Gdzie? — zapytał Harry. — W salonie?
— U nas w Norze byłoby świetnie — powiedział Ron. — Musimy tylko się tam dostać.
    W tym momencie Harry wpadł na genialny pomysł.
— Ron, leć po bliźniaków i Ginny, a ja zaraz wrócę.
    Zaskoczony rudzielec pobiegł po braci, a tymczasem Harry szukał Connora. Widział, że rozmawiał on z Syriuszem oraz Remusem, jednak teraz go nie było. Zapytał ich, czy wiedzą dokąd poszedł, a oni wskazali mu drzwi do łazienki. Po chwili najstarszy Potter wyszedł stamtąd, wycierając ręce. Gryfon natychmiast do niego doskoczył.
— Możesz mi pomóc?
— W czym?
— Chcemy zagrać w quidditcha, ale najpierw musimy dostać się do Nory. Pomyślałem, że może mógłbyś nas tam teleportować.
— No nie wiem, nie wiem — zacmokał Connor. — W końcu czasy są niebezpieczne. A jak zaatakuje was przyczajony śmierciożerca?
— Serio myślisz, że to się wydarzy?
— Nie — Chłopak uśmiechnął się złośliwie. — Ale jest takie prawdopodobieństwo.
— Nie bądź fiutem — jęknął Gryfon. Odkąd przebywał z bratem, jego zachowanie powoli ulegało przemianie. Teraz potrafił odgryźć się, gdy ktoś żartował sobie z niego oraz zaczął używać przekleństw.
— Harry! — oburzył się komicznie starszy Potter. — Nie wolno tak mówić! Jeszcze nadszarpnie ci to reputację Złotego Chłopca!
— Spadaj! — warknął nastolatek.
— Nu, nu, nu! – Connor pogroził mu palcem. — Nie wolno się tak zachowywać!
    Harry prychnął i już miał odejść, ale brat powstrzymał go. Ze śmiechem powiedział, żeby wszyscy czekali w jego pokoju, a on zaraz tam przyjdzie. Wybraniec mu podziękował, po czym poszedł przekazać wieści pozostałym. Wszyscy prócz Hermiony krzyknęli triumfalnie. Dziewczyna uważała, że to nieodpowiedzialne i niebezpieczne, ale nikt nie chciał jej słuchać. Nie chcąc zostać sama wśród dorosłych, panna Granger z niechęcią zgodziła się im towarzyszyć. Po pewnym czasie wszedł starszy Potter i wszyscy teleportowali się na zielone wzgórza, otaczające dom Weasleyów. Connor powiedział, że przyjdzie po nich za dwie godziny, po czym zniknął. Młodzież weszła na podwórko oraz skierowała się do starej szopy, gdzie trzymali miotły. Wzięli po jednej, a potem udali się na prowizoryczne boisko, rozciągające się za Norą.
— Jakie składy? — zapytał George.
— Ja, Harry i Hermiona na waszą trójkę — odpowiedział Ron, wsiadając na miotłę.
    Już mieli zacząć grać, kiedy pojawił się kolejny problem. Musieli znaleźć coś, co posłuży im za znicza. Nagle George wpadł na pomysł, aby zaczarować klucze od szopy. Machnął różdżką i po chwili imitacja złotej piłki wznosiła się w powietrzu. Harry'emu skojarzyło się to z jedną z zagadek, gdy szli po Kamień Filozoficzny. Wystrzelili w górę oraz rozpoczęli grę. Gryfon zdał sobie sprawę, iż ponury dom na Grimmauld Place był dla niego jak klatka, a teraz czuł się, jakby wyfrunął na wolność. Robił różne manewry, ciesząc się jak małe dziecko. Latanie było tym, co kochał najbardziej. Uspokoił się jednak i zaczął oglądać grę pozostałych. Ginny była szukającą w przeciwnej drużynie. Rzucili na niego zaklęcie krótkotrwałej niewidzialności, aby było nieco trudniej. Cel pojawiał się co jakiś czas na parę sekund i dokładnie tyle czasu mieli szukający, aby go złapać. W międzyczasie przeciwnicy wbili już dwa gole. Hermiona szybowała nieopodal, trzymając kurczowo trzonek miotły, jakby w obawie, że zaraz z niej spadnie. Potter powiedział do niej, żeby się rozluźniła, ale odkrzyknęła ze złością, iż łatwo mu mówić. Ron, który zaczął niecierpliwić się porażkami, przejął piłkę od Freda i mknął ku słupkom bramkowym, jednak drugi bliźniak był w gotowości, więc po chwili ją stracił. Chłopak zobaczył klucz dokładnie w tym samym momencie co Ginny i teraz oboje mknęli w jego kierunku. Dziewczyna minimalnie go wyprzedzała, lecz kiedy chciała zakończyć mecz, klucz znowu zniknął. Rudowłosa warknęła cicho oraz znowu zaczęła rozglądać się dookoła. W pewnym momencie obiekt ich poszukiwań ponownie się pojawił, lecz tym razem Wybraniec dopiął swego. Z triumfem na twarzy wymachiwał wyrywającym się kluczem. Wygrali różnicą dwudziestu punktów. Stanęli na ziemi, a wtedy Weasley powiedział:
— Jesteśmy niepokonani!
— Nie przesadzaj, Ronuś — skrzywił się George. — Gdyby Harry złapał znicza kilka minut później i tak przegralibyście różnicą punktową.
— E tam. — Chłopak machnął ręką. — Zwycięstwo to zwycięstwo. Hermiono, dobrze się czujesz?
    Panna Granger wyglądała, jakby miała zwymiotować. Pozieleniała na twarzy i zakrywała dłonią usta. Odparła z widocznym wysiłkiem:
— Nigdy więcej latania.
    Wszyscy zaśmiali się. Poszli nad pobliskie jezioro, gdzie wzięli szybką kąpiel. Harry wziął Ginny na ręce i po prostu wrzucił ją do wody. Dziewczyna krzyknęła oraz ze wściekłą miną zaczęła gonić czarnowłosego chłopaka po brzegu. Efektem było to, że poślizgnęła się na mokrej trawie, ponownie wpadając do zbiornika. Obserwatorzy położyli się na ziemi ze śmiechu, a rudowłosa wynurzyła się z dumnie uniesioną głową. Kiedy Potter przechodził obok niej, rzekł szeptem:
— Ładnie wyglądasz w mokrej koszulce.
    Ginny spojrzała na dół, a jej twarz przybrała taki sam kolor jak włosy. Mokra koszulka sprawiła, że jej piersi uwięzione w żółtym staniku wyraźnie rysowały się na przemoczonych ciuchach. Harry zaśmiał się, widząc jej reakcję i odszedł, aby mogła doprowadzić się do porządku. Szybko wbiegła do domu oraz skierowała kroki do swojego pokoju. Przebrała się w suche ubrania i kiedy wróciła do towarzyszy, Connor już tam był.
— No wreszcie! — rzekł do niej Fred. — Gdzieś ty była?
— Przebierałam się — odpowiedziała.
— Chodźcie, bo wszyscy czekają — powiedział Connor.
— Na co? — zapytali.
— Zobaczycie. — Uśmiechnął się tajemniczo.
    Złapali go za rękę i po chwili wylądowali w pokoju Harry'ego.
— Idźcie do kuchni — powiedział Connor. — Ja zaraz przyjdę.
    Skierowali się do kuchni. To, co tam zobaczyli, sprawiło, że otworzyli usta. Całe pomieszczenie było obsypane konfetti, a na stole stał wielki tort. Transparent nad stołem głosił: „Wszystkiego Najlepszego dla Cassandry i Harry'ego Potterów!”. Do jubilatów po kolei podchodzili wszyscy członkowie Zakonu. Składali im życzenia, wręczając rozmaite prezenty. Od Syriusza i Remusa dostał zestaw małego Huncwota, który twierdzili, że został stworzony przez nich. Tym upominkiem szczególnie zainteresowali się Fred i George sprawdzając, czy mogliby wykorzystać coś do dowcipów, gdy już będą w Hogwarcie. Moody podarował mu fałszoskop mówiąc, że wykryje on czy osoba, o której chłopak pomyśli ma wobec niego jakieś złe intencje. Gryfon nie zauważył, jak znalazł się obok siostry.
— Ale fajnie, co? — rzekła dziewczyna. — Dostałam tyle prezentów, że nie wiem, gdzie to wszystko schowam.
    W tym momencie wszedł Connor, kierując się w ich stronę.
— No więc tak — zaczął. — Panie mają pierwszeństwo, więc życzę ci siostrzyczko, żebyś osiągnęła same sukcesy oraz aby nikt nigdy nie zdradził twojego zaufania. No i oczywiście bardzo dużo cierpliwości do mnie i Harry'ego. — Mrugnął, robiąc aluzję do jej niedawnej interwencji. — A tu mam coś dla ciebie.
    Wręczył jej naszyjnik, a Cassie zarzuciła mu ręce na szyję oraz przytuliła się do niego, dziękując. Connor podniósł ją i okręcił kilka razy w miejscu, na co dziewczyna zaczęła piszczeć. Kiedy w końcu go puściła, najstarszy Potter zwrócił się do brata.
— Tobie również życzę tego samego co Cassie. A to dla ciebie. — Wyjął różdżkę, po czym podał ją bratu. — Jest niezarejestrowana przez Ministerstwo, więc możesz nią czarować, nie martwiąc się interwencją z ich strony. Tak na wszelki wypadek.
    Poklepał Wybrańca po plecach, a potem wszyscy troje przyłączyli się do świętowania. Na stole były przeróżne potrawy oraz piwo kremowe. Dorośli popijali Ognistą Whisky. Harry rozmawiał z Ronem i Hermioną:
— Kompletnie zapomniałem, że mam dziś urodziny.
— Jak zawsze — roześmiał się Ron. — Wszystkiego najlepszego stary.
— Dzięki. – Harry wyszczerzył się do niego oraz pokazał im niespodziankę od brata. — Patrzcie co dał mi Connor. Używając jej, nie mogę być namierzony przez Ministerstwo.
— Wow! — wykrzyknął podniecony Weasley. — Ale ci zazdroszczę!
— Ciekawe, skąd ją zdobył? — zastanawiała się Hermiona. — Takich różdżek nie sprzedają w pierwszym lepszym sklepie. Pytałeś go o to?
— Nie i nie zamierzam — odparł Gryfon. — Raz już próbowałem i kiepsko się to skończyło.
    Hermiona wzruszyła tylko ramionami i po chwili rozmawiali o tym, co spotka ich tym razem w Hogwarcie. Dziewczyna zaczęła panikować, że trzeba się uczyć, ponieważ mają w tym roku SUM-y, lecz Harry oraz Ron tylko wywrócili oczami. Według nich nie należało się tym martwić na zapas, ale dziewczyna miała inne zdanie. Twierdziła, że te egzaminy to ich klucz do przyszłości, przez co nie można ich lekceważyć. Chłopcy potakująco kiwali głowami, nic nie mówiąc. Oni mieli swoje zdanie na ten temat. Po zakończonym przyjęciu wszyscy porozchodzili się do łóżek. Wybraniec właśnie przebierał się w piżamę, gdy Connor stanął w drzwiach.
— Co ty robisz? — zapytał zdziwiony.
— Szykuje się do spania — odpowiedział Harry.
— Kpisz czy o drogę pytasz? — Connor rozszerzył oczy. — Masz urodziny i chcesz iść spać o dwudziestej pierwszej? A zabawa urodzinowa?
— Przecież właśnie z niej wróciliśmy.
— Tę stypę na dole nazywasz imprezą? — Starszy Potter się roześmiał.
— Eee... – Gryfon był lekko zbity z tropu.
— Ubieraj się, dzieciaku! — parsknął jego brat. — Idziemy zaszaleć.
— Dokąd?
— Jeszcze nie wiem. Wymyślimy coś po drodze. Na razie wkładaj jakąś koszulę albo co innego i czekam na ciebie przed domem. Masz pięć minut — Chłopak chciał odejść, lecz nagle się odwrócił. — A i nie mów nic Cassie. To będzie męska zabawa.
    Harry był zaintrygowany tym, co jego brat wymyślił. Szybko coś na siebie włożył oraz wyszedł przed dom, gdzie czekał Connor paląc papierosa. Spojrzał na niego, kiwnął głową i obaj zaczęli iść ciemnymi uliczkami Londynu. Po kilkunastu minutach doszli do miejsca, które wyglądało na klub. Wybraniec chciał się wycofać, ale starszy Potter ze śmiechem mu to uniemożliwił:
— Masz urodziny — powtórzył. — Zabaw się. Zapomnij przez chwilę o ratowaniu świata, śmierciożercach i Voldemorcie oraz daj się ponieść chwili.
    Weszli do środka. Od razu usłyszeli głośną muzykę i zobaczyli mnóstwo bawiących się osób. Wielkie neony oświetlały wnętrze różnokolorowymi światłami, tak że Harry bał się, iż dostanie oczopląsu. Z prawej strony, w dużej wnęce znajdował się bar z przeróżnymi trunkami. Po lewej były schody na górę, prowadzące na kanapy, gdzie klubowicze mogli usiąść oraz odpocząć od szalonych tańców. Natomiast przed nimi rozciągał się parkiet taneczny, wyłożony kafelkami, a nad nim rozwieszone były różne ozdoby. Connor powiedział do brata:
— Skołuje nam coś do picia, a ty znajdź nam wolne miejsce.
    Wybraniec skinął głową, po czym wszedł po schodach na, a tymczasem Connor podszedł do baru. Uśmiechnął się przymilnie do ładnej brunetki, stojącej za ladą i rzekł:
— Poproszę butelkę wódki oraz dwa kieliszki.
— Mogę zobaczyć dowód?
— Nie sądzę, by był potrzebny — uśmiechnął się chłopak, rzucając ukradkowo zaklęcie na kobietę. — Sprzedasz bez dowodu, prawda?
— Oczywiście — odpowiedziała głucho barmanka i podała Connorowi to, co chciał.
— Świetnie! — ucieszył się Potter, kładąc pieniądze na stole. — Reszta dla ciebie.
    Skierował się na górę i znalazł Harry'ego, który siedział obok jakiejś zgrabnej szatynki. Dziewczyna ewidentnie za dużo wypiła oraz łasiła się do Harry'ego, który był skrępowany jej zachowaniem. Connor parsknął śmiechem na ten widok. Przysiadł się do nich, szczerząc się do brata, który patrzył na niego morderczym wzrokiem. Następnie przeniósł wzrok na szatynkę:
— Mogłabyś zostawić nas samych?
    Dziewczyna niechętnie wstała i odeszła. Connor powiedział:
— Co jest z tobą? Taka sztuka, a siedzisz, jakbyś kij połknął.
— Nie wkurzaj mnie! — warknął na niego Harry.
— Spokojnie, walniesz parę kolejek i sam będziesz do nich lgnął.
    Po tych słowach nalał Harry'emu i sobie. Wzniósł swój kieliszek do góry oraz rzekł:
— No to twoje zdrowie solenizancie, do dna!
    Obaj wychylili po kieliszku. Harry skrzywił się, czując, jak płyn pali go w gardło. Jego towarzysz zaśmiał się oraz wskazał na butelkę z wodą, która stała na ich stoliku. Gryfon wziął duży łyk i poczuł, jak pieczenie ustaje. Connor patrzył na niego.
— Pierwszy raz piłeś alkohol?
— Mhm — odparł Harry, a Connor wytrzeszczył oczy.
— Chłopie, gdzieś ty się uchował?! Dumbledore zrobił z ciebie totalnego ciamajdę. Ale spokojnie, przez ten miesiąc dowiesz się, co znaczy życie nastolatka.
    Nalał im jeszcze kolejkę, którą wypili. Za drugim razem nie było tak źle. Siedząc rozmawiali o życiu w Hogwarcie. Harry opowiadał mu, jak wygląda zamek oraz jakie sekrety w sobie skrywa. Connor słuchał go, od czasu do czasu polewając do kieliszków.
— Musi tam być ciekawie.
— Tam jest fantastycznie! — odparł z entuzjazmem Harry, lecz zaraz zmarkotniał. — Szkoda, że ciebie i Cassie tam nie będzie.
— Nigdy nie mów nigdy. — Starszy Potter uśmiechnął się tajemniczo. — Powiedz mi coś więcej o tej Jennifer z Privet Drive.
    Harry zaczął nową opowieść. W międzyczasie opróżnili całą butelkę, więc Connor poszedł po następną. I na nowo zaczęli swój rajd. Gdy mieli już kilka promili we krwi, starszy brat rzekł:
— Rozluźniony? To teraz lecimy na panienki. Działaj braciszku, wyrwij jakąś laskę i zabaw się, a i ja sobie nie pożałuję. Jak się dowiem, że dzisiaj nawet się nie całowałeś, to wydziedziczam cię z rodziny Potterów — rzucił żartobliwie.
    Zeszli na dół, znikając w tłumie tańczących. Harry przez moment nie wiedział, którą dziewczynę wybrać, aż w końcu jego wzrok spoczął na blondynce w krótkich, dżinsowych spodenkach i białej bluzce na ramiączkach. Alkohol dodał mu odwagi, więc podszedł do niej oraz zapytał, czy chce zatańczyć. Zgodziła się ochoczo, toteż po chwili śmigali na parkiecie. Potter zdziwił się, że tak dobrze idzie mu taniec. Pamiętał swoje próby na balu bożonarodzeniowym w Hogwarcie, lecz teraz było całkiem inaczej. Muzyka nie była tak sztywna i dodatkowo alkohol pobudzał go do działania. Z daleka widział jak Connor, w objęciach rudej dziewczyny pokazuje mu uniesiony w górę kciuk. Przetańczył z nią dwie piosenki, a potem razem udali się do baru, gdzie barmanka podała im kolejny trunek.

***

    Pablo Escobar siedział na wielkim, skórzanym fotelu. Spojrzał na białą kreskę leżącą na tacy i pociągając nosem, wchłonął jej zawartość. Przychodził do tego klubu od wielu miesięcy, co dzień wypatrując nowej dziewczyny, z którą mógłby spędzić noc. Tym razem wybrał zgrabną blondyneczkę z białą bluzką na ramiączkach, rozmawiającą z jakimś smarkaczem. Mężczyźnie nie przeszkadzało, że obiekty jego westchnień były zajęte. Jeśli ich partner miał jakieś obiekcje, co do wyboru jego kochanki to dwadzieścia minut później żegnał się ze światem. Skinął ręką, przywołując jednego ze swoich goryli oraz wydał odpowiednie polecenia.
— Jak jej laluś będzie robił problemy, to wiesz co robić — powiedział do niego.
    Goryl skinął głową i podszedł do pary, siedzącej przy jednym ze stolików. Bez zbędnych ceregieli powiedział:
— Panienko, pan Escobar pragnie panią widzieć.
— Kto? — zapytała blondynka, a goryl skinął głową na siedzącego Pabla, który obleśnie się uśmiechnął. — Eee, proszę mu powiedzieć, że jestem zajęta.
— Młoda damo, nalegam! — Mężczyzna złapał ją za rękę oraz próbował zaciągnąć do swojego szefa.
    Harry, pobudzony przez krążący w organizmie alkohol, wstał i odepchnął goryla. Ten przewrócił się na podłogę. Po chwili podniósł się oraz rzucił z pięściami na Gryfona, ale ktoś zatrzymał jego rękę. Spojrzał tam i ujrzał chłopaka z czarnymi włosami oraz szarymi oczami, w których płonęła żądza mordu. Wykręcił gorylowi rękę, która dziwnie chrupnęła, powodując, że mężczyzna upadł z krzykiem. W tym czasie podbiegli do nich inni, otaczając Connora. Nastolatek uważnie rozglądał się dookoła, czekając. Jeden z mięśniaków zamachnął się na niego, ale wojownik zrobił unik, po czym grzmotnął go w nos, równocześnie robiąc piruet oraz nokautując z łokcia drugiego napastnika. Zatrzymał spadającą na jego twarz pięść innego i z półobrotu uderzył go w brzuch, aż biedak zleciał piętro niżej. Doskoczył do kolejnych, złapał ich za głowy i trzepnął nimi o siebie. Zostało jeszcze dwóch. Kiedy jeden z nich brał zamach, starszy Potter złapał go za nadgarstek, obrócił się i przerzucił go przez swoje plecy. Klęknął przy nim oraz poprawił mu pięścią w skroń. Jeszcze jeden. Tamten widząc, że nie ma szans, po prostu odwrócił się na pięcie i uciekł. Wszyscy patrzyli na to szeroko otwartymi oczami, a Pablo kipiał z gniewu. „Co to kurwa było?!” — myślał sobie. „Co za pieprzony…”. Tymczasem Cień przysiadł się do brata i blondynki mówiąc:
— Kupiliście wódkę? Świetnie, pić mi się chce jak cholera.
    Wypił kolejkę, jakby nic się nie stało i po chwili zapytał:
— Czego od was chcieli?
— Próbowali zabrać Rosalie do jakiegoś kolesia.
— Mówili do którego?
    Blondynka wskazała na wkurzonego Pabla. Connor wstał oraz przechodząc nad wyjącymi z bólu gorylami gangstera, podszedł do mężczyzny w białym garniturze. Usiadł naprzeciwko niego i powiedział:
— Siemka. Nie mam czasu, więc będę się streszczał. Jeżeli jeszcze raz któryś z twoich goryli zaczepi mojego brata lub mnie, to cię zapierdolę, rozumiesz? — Mówiąc to, uśmiechał się przymilnie. — A twoje truchło powieszę na Big Benie jako przestrogę dla pozostałych. Tak więc hamuj się, złamasie.
    Odszedł od Pabla, który gotował się z wściekłości. Już chciał podejść i wbić swój kilkucentymetrowy nóż prosto w żebra tego gnojka, lecz powstrzymał się. „Za dużo świadków” — myślał. „Nie, lepiej poczekać aż będzie sam”. Od tej pory przestał interesować się blondynką. Ciągle śledził ruchy Connora.

***

    Tymczasem Connor dosiadł się do Harry'ego oraz dziewczyny. Ochroniarze klubowi wynosili znokautowanych ludzi Escobara, a tymczasem starszy Potter polewał pozostałym. Wypili i dopiero wtedy chłopak przemówił:
— Nie przedstawiłem się — powiedział, wyciągając rękę w stronę dziewczyny. — Jestem Connor.
— Rosalie. — Dziewczyna uścisnęła mu dłoń. — Dziękuje za ratunek.
— Nie ma spawy — odparł chłopak. — Jak coś, polecam się na przyszłość.
— Lepiej stąd spadajmy — wtrącił Harry. — Ten facet nam nie popuści.
— W dupie to mam! — odpowiedział chłopak. — Poznałem tu niezłą laskę i nie wyjdę, bo jakiś naćpany brudas nie potrafi normalnie wyrywać panienek.
— Jednak jego ludzie mogą wrócić.
— To znów dostaną po pysku. — Starszy Potter beztrosko wzruszył ramionami, nalewając sobie kolejny kieliszek.
— Ale... — zaczął Wybraniec, ale zirytowany brat mu przerwał.
— Chłopie, to ja tu odstawiam wejście wściekłej pięści, a ty się boisz jakiejś bandy cieniasów?! Wyluzuj, napij się z koleżanką, zabaw się, a jak ten Escobar znów się przyczepi, to strzel mu w pysk dwa razy. Raz od siebie i raz ode mnie. Ja spadam, widzimy się później.
    Zszedł na dół oraz zniknął w tańczącym tłumie.

***

    Dwie godziny później znów wszedł na górę i zobaczył Harry'ego obmacującego się z Rosalie. „No, no, no” — zachichotał w myślach. „Nasza mała dzidzia nam rośnie”. Dosiadł się do nich, a para przerwała swoje pieszczoty. Connor spojrzał na nich, mówiąc:
— Nie przeszkadzajcie sobie, tylko odpocznę i już znikam. Wymęczyła mnie ta ruda diablica. Byłem z nią na zapleczu. Mówię ci braciak, jeszcze nigdy nie odczułem czegoś podobnego. Cóż to była za rozkosz. Te usta, mmm, i ten tyłeczek — Connor najwyraźniej zapomniał, że nie jest sam, aż w końcu poczuł mocne szturchnięcie w żebra. — Co?
    Spojrzał w ich stronę i zobaczył, jak Rosalie oraz Harry słuchają go z otwartymi ustami. Zmieszał się, lecz zaraz parsknął śmiechem. Potter z podejrzliwością patrzył na brata, a konkretniej na jego oczy. Miał je zmrużone, tak że nie wiadomo było, czy je zamknął, czy nie. „Zjarał się” — pomyślał z rozbawieniem. Dziewczyna pocałowała Gryfona w policzek i powiedziała, że idzie do łazienki. Kiedy chłopcy zostali sami, Connor zabrał głos:
— Harry?
— Hmm? — odpowiedział Wybraniec, nalewając sobie i bratu kolejną kolejkę.
— Jak się podoba impreza urodzinowa?
— Szczerze?
— No pewnie!
— Jest świetnie! Dawno się tak nie bawiłem, nie, czekaj, nigdy się tak nie bawiłem! Kto by pomyślał?
— Dlaczego nie? Robisz to, co większość w twoim wieku. Po prostu Dumbledore cię ograniczał.
— Chyba tak — odrzekł Potter. — Ale to się zmieni. Szanuję go, lecz nie pozwolę, aby ustawiał mi życie.
— Jeszcze pomyśli, że to ja cię tak zgorszyłem — roześmiał się Connor.
— W sumie to prawda — zawtórował mu chłopak.
— Tylko jak będziesz z nim rozmawiał, nie przesadź. On jest potężny i potrzebujemy go po naszej stronie w wojnie z Voldemortem. Niech emocje za bardzo cię nie poniosą.
— Spokojnie, poradzę sobie — zapewnił, podając bratu kieliszek. Przyjął go oraz pociągnął łyk. Rozłożył się na kanapie i po chwili znów się odezwał.
— Harry?
— Co?
— Schlałem się.
    Gryfon parsknął śmiechem w swoją szklankę z sokiem. Wytarł sobie twarz serwetką oraz spojrzał na brata.
— Co ty mówisz? Nie widać — rzucił z sarkazmem.
— Kiedy szedłem tu na górę, naszła mnie pewna resleksja — wyznał Connor.
— Co cię naszło? — zdziwił się Harry.
— Resleksja — powtórzył, a widząc, że Gryfon nadal nie rozumie, powiedział. — Kurwa, myślałem sobie!
— Aaa! – Chłopak się roześmiał. — I co takiego wymyśliłeś?
— Że fajnie byłoby wyłożyć się nago na słońcu i zajarać sobie fajeczkę, leżąc na sierści kota perskiego.
    Dla Harry'ego było to za wiele. Zwinął się wpół i zaczął śmiać jak opętany. Connor spojrzał na niego z urazą.
— Co cię tak bawi?
— Naćpałeś się? — zapytał prosto z mostu Harry.
— Nie myśl o tym w ten sposób. Wyobraź sobie, że to podróż w głąb twojego umysłu i odkrywanie jego wspaniałych tajemnic.
— Naćpałeś się? — powtórzył pytanie.
— Yyy... Tak — potwierdził Connor, po czym obaj parsknęli śmiechem.
    Śmiali się dobrą chwilę, aż w końcu dołączyła do nich Rosalie. Connor stwierdził, że zostawi ich samych i pójdzie poszukać swojej rudej diablicy. Skinął jeszcze głową na Harry'ego, żeby na chwilę z nim poszedł. Kiedy oddalili się od dziewczyny, powiedział:
— Jak chcesz zaliczyć z nią kolejną bazę, to daj znać, a znajdę wam jakieś ustronne miejsce.
— Przestań pleść głupoty — powiedział ze śmiechem Harry.
    Prawda, był pijany, ale nie aż tak. Connor zszedł na dół, wypatrując swojej towarzyszki. Podszedł do niej i uśmiechając się, szelmowsko zaprosił ją do tańca:
— Ty masz jeszcze siłę tańczyć? — zdziwiła się.
— Kochana, mam jeszcze energię nie tylko na wygibasy — odpowiedział, puszczając jej oczko.
— Taaak? — zapytała, przeciągając samogłoskę. — A na co jeszcze?
— Na to, co robiliśmy pół godziny temu na zapleczu — odparł śmiało oraz ścisnął jej udo.
— Chodź zatańczyć. Jak mi się będzie podobało, to może znów ci się poszczęści — oznajmiła kusząco.

***

    Po godzinie Connor znów wrócił do Harry'ego, który tym razem siedział sam. Zapytał gdzie jego towarzyszka, na co Harry odparł, że wróciła do domu.
— Tak po prostu? — zdziwił się Connor.
— Nie, z efektami specjalnymi — odpowiedział Harry.
    Connor roześmiał się, upadając na podłogę. Próby podniesienia go spełzły na niczym i chłopak siedział tak dobre piętnaście minut. W końcu się opanował oraz spoglądając na Harry'ego rzekł:
— Strasznie pyskaty się dziś zrobiłeś.
— To twoja zasługa — odpowiedział Harry, pokazując mu język.
    Connor wypiął dumnie pierś, na co młodszy Potter się roześmiał. Musiał przyznać, że dzisiejszy dzień był cudowny. Nigdy się tak nie upił i nie wyszalał. Zerknął na brata, który teraz masował sobie skronie, usiłując złagodzić ból głowy, który nagle go dopadł. „To jego zasługa” — pomyślał. „Gdyby nie on, spałbym teraz w domu, a nie przeżywał najlepszy wieczór w życiu. Eh, profesorze Dumbledore, koniec z mówieniem, co mam robić w wolnym czasie”. Jednak Harry nie był na niego zły. Nie, po prostu nie chciał, żeby starzec planował mu dzień. Nadal będzie pomagał dyrektorowi w zniszczeniu Voldemorta, ale wolny czas będzie teraz spędzał po swojemu. Jeszcze raz popatrzył na chłopaka, który usiłował podnieść się do pionu. W końcu dopiął swego i zbliżywszy się do Wybrańca, rzekł:
— Jest prawie trzecia. Czas wracać, skoczę się jeszcze odlać i opuszczamy tę jaskinię rozpusty. Poczekaj na mnie przed wejściem.
    Harry skinął głową i zszedł na dół. Natomiast Connor zniknął w drzwiach prowadzących do toalet, a Pablo Escobar wstał od swego stolika.

***

    Connor skończywszy swoje potrzeby fizjologiczne, mył ręce, nucąc jakąś piosenkę. Drzwi otworzyły się i stanął w nich mężczyzna w białym garniturze, którego chłopak rozpoznał od razu. Potter momentalnie wytrzeźwiał oraz odwrócił się do przybysza. Tamten wyjął wielki nóż i powiedział:
— Zobaczymy, jak teraz będziesz śpiewał, smarkaczu!
— Boże, to prawdziwy nóż?! — zapytał płaczliwym głosem Connor, klękając na kolana. — Na żartach się pan nie zna?! Po co uciekać się do tak drastycznych środków?!
    Pablo podbiegł do niego i wyciągnął rękę, chcąc go dźgnąć. Connor tylko na to czekał. Momentalnie wyskoczył do przodu oraz powalił przeciwnika na ziemię. Tarzali się po podłodze jakiś czas, jednak starszy Potter był bardziej pijany, niż myślał. Wyprowadzając ciosy, pudłował, a przeciwnik kopnął go w brzuch i dobił pięścią. Chłopak padł na ziemię, wypluwając krew. Zauważył nóż leżący pośrodku toalety. Wróg też go widział i razem podbiegli do śmiertelnego narzędzia. Gangster złapał go pierwszy, ale nastolatek ponownie mu go wytrącił. Mężczyzna chwycił go za włosy oraz uderzył jego twarzą w lustro nad umywalką. Szkło pękło, raniąc mu policzki. „Cholera, faktycznie się upiłem” — pomyślał. Na szczęście ból nieco go otrzeźwił. Wyszarpnął się z uścisku gangstera oraz podpierając się zlewu, skoczył, zakładając mu nogi na szyje. Okręcił się wokół własnej osi i przewrócił go na ziemię. Ścisnął je mocniej i przekręcił. Usłyszał chrupnięcie, a ciało napastnika znieruchomiało. Szesnastolatek skręcił mu kark, kończąc jego przestępcze życie. Starł krew, po czym wyszedł z pomieszczenia. Imprezowicze ze zdziwieniem przyglądali się ranom na jego buzi, lecz wcale się tym nie przejął. Podszedł do baru oraz zawołał barmankę, którą kilka godzin wcześniej zaczarował.
— Ślicznotko, czy masz może jakieś bandaże na stanie?
    Barmanka nie tylko potwierdziła, lecz także zaprowadziła go na zaplecze oraz opatrzyła twarz. Z uśmiechem powiedziała, że skaleczenia nie są zbyt głębokie i po paru dniach jego buzia będzie jak nowa. Connor uśmiechnął się i podziękował. Na odchodnym rzucił jeszcze przez ramię:
— Z pewnością niedługo odwiedzi was policja. Jakby co, możesz powiedzieć, że ten koleś w łazience to nie moja sprawka?
— Tak, oczywiście. — Uśmiechnęła się barmanka i pocałowała go w policzek. — Escobar był zwykłą świnią. Cieszę się, że w końcu dostał to, na co zasłużył. Nie chcesz zostać jeszcze trochę? Za chwilę kończę pracę. — Dodała, patrząc na niego znacząco.
— Kusisz, ale nie mogę — odpowiedział Connor z nonszalancją całując ją w rękę. — Ale może jeszcze kiedyś tu zawitam.
— Będę czekać. — Puściła mu oczko, po czym wróciła do pracy.
    Connor wyszedł przed klub i zobaczył Harry'ego. Gdy do niego podszedł, Gryfon szeroko otworzył oczy.
— Co ci się stało?!
— Nic takiego — odpowiedział lekceważąco. — Miałem spotkanie ze starym przyjacielem.
— Escobar? — zapytał młodszy.
— Mhm — odparł Connor.
    Wrócili do domu i najciszej jak mogli, poszli do swoich pokoi. Zanim się położyli, Harry jeszcze powiedział:
— Dzięki za dzisiaj. Jesteś w porządku.
    Connor lekko się zaśmiał oraz wystawił pięść przed siebie. Harry przybił z nim żółwika i obaj wskoczyli do łóżek. Starszy Potter jeszcze powiedział:
— Później mnie znienawidzisz.
— Dlaczego? — zapytał Harry sennym głosem.
— Bo nie wiesz co to kac.
    Ale tego Harry już nie usłyszał.

***

    Kiedy chłopcy wracali po imprezie do domu, Cassandra Potter smacznie spała w swoim łóżku. Śnił jej się wyjątkowy sen.
 
     Stała w wielkiej sali, całej ze złota. Pośrodku było zupełnie pusto, nie licząc olbrzymiego tronu pośrodku, na którym siedziała najpiękniejsza kobieta, jaką Cassie kiedykolwiek widziała. Jej długie blond włosy opadały do pasa, dodatkowo uformowane w loki. Jaskrawe niebieskie oczy wpatrywały się w nią, jakby chciały przejrzeć ją na wylot. Malinowe usta uśmiechały się do niej. Postać wstała oraz zaczęła się do niej zbliżać. Jej biała szata była tak zwiewna, że wyglądała, jakby była utkana z powietrza. Bose stopy, którymi stawiała kroki, zdawały się nie dotykać podłogi. Podeszła do dziewczyny oraz kładąc jej ręce na ramionach, rzekła:
— Witaj, Cassandro. To zaszczyt, móc w końcu cię poznać.
— Pani mnie zna? — odrzekła urzeczona dziewczyna. Nie mogła oderwać od niej wzroku.
— Oczywiście. Jesteś jedną z nas, choć sama o tym nie wiesz.
— Czyli kim?
— Strażniczką Równowagi.
— Nie bardzo rozumiem.
— Zrozumiesz, drogie dziecko. Z czasem wszystko wyda ci się jasne.
— Jak masz na imię?
— Nazywam się Eladriela, ale wszystkie podopieczne zwą mnie Matką.
— Kim są te Strażniczki? I dlaczego uważacie, że jestem jedną z was?
— Jeśli chodzi o pierwsze pytanie, musisz sama to odkryć. Co do drugiego, to wiem, gdyż sama cię stworzyłam.
— Słucham?! — zapytała zszokowana Cassie, a jej myśli pognały w złym kierunku.
— O nie, nie. — Kobieta uśmiechnęła się. — Nie to miałam na myśli. Widzisz, moja droga, raz na kilkaset lat rodzi się dziecko, na które spływa część mojej magii. A skoro należy do mnie, to wiem, do kogo ona trafia. Nie ma mowy o pomyłce. Mówiąc „stworzyłam cię”, miałam na myśli, że moja moc jest teraz w tobie.
— Dlaczego ja?
— Tego nie wiem. Nie ja decyduje, kto będzie dzierżył moją siłę. Ja jestem tylko od tego, by cię poprowadzić.
— Do czego?
— Do celu twojej drogi.
— A co nim jest?
— Zapewnienie równowagi.
— Po co te zagadki? — Panna Potter trochę się zirytowała.— Nie można powiedzieć wprost?
    Kobieta uśmiechnęła się i powiedziała:
— Nie, dziecko. Odkrycie celu swojej drogi jest jednym z twoich zadań.
— Mam szukać swojego przeznaczenia?
— Nie. — Matka ponownie się uśmiechnęła. — Nie rozumiesz. Ono samo cię znajdzie. Musisz jedynie wybrać najwłaściwszą ścieżkę, przez którą przejdziesz, aby je wypełnić. A ja jestem tu po to, by dawać ci wskazówki, co do jej wyboru.
— Co mnie czeka na jej końcu?
— Zbawienie albo potępienie. To zależy od tego, jakie podejmiesz decyzję.
— Nie wiem, czy to na pewno o mnie chodzi — zaczęła Cassie. — Tak naprawdę niczym się nie wyróżniam. Nie posiadam jakichś specjalnych umiejętności.
— Mylisz się, kochanie — rzekła Eladriela. — Masz w sobie wielką moc. Musisz tylko odkryć, jak ją uwolnić. A teraz posłuchaj. To, co ci teraz powiem to fragment przyszłości, a jej nie można zmieniać, dopóki nie stanie się ona teraźniejszością. Lord Voldemort coraz bardziej zaciska pętle na czarodziejskim świecie. Już wkrótce będzie miał dość siły, aby pogrążyć świat w chaosie. Jednak za plecami Czarnego Pana czai się ktoś jeszcze. Ktoś, kto jest starszy niż to, co znasz. Ktoś, kto z ukrycia pociąga za wszystkie sznurki, realizując swój szatański plan. Czarnoksiężnik jest jedynie marionetką w jego rękach, kolejnym pionkiem na jego szachownicy, chociaż on sam nie zdaje sobie z tego sprawy. Już wkrótce cały świat, mugolski i czarodziejski, może ulec przemianie.
— Przerażasz mnie — rzekła dziewczyna, wzdrygając się.
— Niestety to prawda — odpowiedziała smutno kobieta. — Są na tym świecie siły, które powinny być uśpione. Ludzie nie zdają sobie sprawy, jakim błogosławieństwem jest dla nich niewiedza. Nie wiedzą, co może czaić się w mrocznych zakątkach świata. Musisz już wracać, moja droga. Jeszcze się spotkamy.
    Kobieta wzięła jej twarz w swoje białe dłonie i złożyła na jej czole pocałunek. Cassie poczuła się tak, jakby wszystkie troski z niej uleciały. Przepełniała ją bezgraniczna radość. Po chwili Matka znów spojrzała jej w oczy.
— Mam dla ciebie jeszcze jedną wiadomość.
— Tak? — Cassie spojrzała na nią.
— Dusza jednego z twoich braci pogrąży się w mroku. Jednak wsparcie rodziny i przyjaciół może go uratować, nim zupełnie straci swoje człowieczeństwo.
    Po tych słowach blondwłosa kobieta zaczęła się oddalać.
— Czekaj! — krzyknęła za nią Cassandra. — O którym z moich braci mówiłaś?! Co mam robić, by go uratować?!
    Jednak głos kobiety dochodził do niej jak zza grubej szyby.
— Przyszłość można zmienić, gdy stanie się teraźniejszością.... Sama odkryj prawdę.... Znajdź swoją drogę...

    Cassie obudziła się zlana potem. Była cała roztrzęsiona. „To tylko sen” — mówiła sobie. „Ale jaki realistyczny”. W głowie wciąż szumiały jej ostatnie słowa kobiety. Dziewczyna zacisnęła pięści na pościeli i przysięgła sobie, że nie pozwoli, aby Harry lub Connor zwrócili się w stronę zła. Z mocno bijącym sercem znów pogrążyła się w spokojnym śnie.




1 komentarz:

  1. Uważam, że w tym rozdziale (przynajmniej na początku) Connor się nie popisał (mam na myśli jego kłótnię z Harrym). Moim zdaniem młodszy Potter miał prawo żądać, by Connor wyjaśnił mu, dokąd zabrał Dumbledore'a. Co mi się tutaj nie podobało? Nie to, że Connor odmówił odpowiedzi, tylko to, w jaki sposób to zrobił. Wystarczyło wyjaśnić, że o pewnych sprawach nie może mówić nikomu, nawet rodzinie.

    Mam pewne zastrzeżenia dotyczące prezentu od Connora. Oczywiście sam pomysł mi się podobał. Tchnąłeś we mnie nadzieję, że niezarejestrowana (?) różdżka, sprawi, że Harry weźmie się do roboty. xd Uważam jednak, że zapomniałeś o dodaniu wytłumaczenia. Pamiętajmy, że Ollivander mówił, że to różdżka wybiera czarodzieja, a nie czarodziej różdżkę. Connor nie miał więc gwarancji, że zakupiona przez niego różdżka będzie dla Harry'ego odpowiednia. Moim zdaniem wypadałoby wtrącić, na przykład, że japońscy wytwórcy różdżek mają swój własny sposób tworzenia tych magicznych przedmiotów, dzięki czemu czarodziej może korzystać z każdego z nich (bez przeszkód).

    Bardzo podobało mi się braterskie wyjście na imprezę. Uwielbiam opowiadania, w których Harry zachowuje się jak typowy nastolatek. Nie oszukujmy się, ale w dzisiejszych czasach piętnastolatkowie dużo imprezują, więc gdyby Harry tego nie robił, to byłoby dziwne. Swoją drogą, przypomniałeś mi czasy, jak to było, kiedy ja miałem 15 lat (zabrzmiało to trochę, jakbym był starym zgredem xd).
    Jeśli chodzi o samą imprezę, to przyznam się szczerze, że po cichu liczyłem, że Harry wparuje do łazienki i zabije Pablo. xd Czekam na jego pierwszy mord, to może nie będzie już taką ciapą. :D

    OdpowiedzUsuń

Mrs Black bajkowe-szablony