sobota, 7 stycznia 2017

Rozdział 7 „Zjazd rodzinny”



    Harry obudził się i przetarł oczy. Minęły dwa dni, odkąd przybył do Kwatery Głównej. Większość czasu spędził, robiąc porządki w domu, podobnie jak jego przyjaciele. Molly wypowiedziała wojnę zalegającemu tu brudowi, a Wybraniec, Ron, Ginny, Hermiona i bliźniacy byli jej żołnierzami. Prawie cały czas czyścili podłogi, okna, reperowali rozwalone meble i wiele innych. Jedynie posiłki ratowały ich przed tą żmudną i bezcelową pracą. Stwierdzając, że i tak już nie zaśnie, wstał oraz po porannej toalecie zszedł na dół, do kuchni. Przy stole zastał krzątającą się panią Weasley oraz Syriusza rozmawiającego z Remusem. Przywitali się z nim, a chłopak usiadł obok ojca chrzestnego. Łapa poczochrał go po włosach i rzekł z uśmiechem:
— Wyspany? — Potter tylko kiwnął głową.
— Harry, kochaneczku — Pani Weasley pojawiła się przy nim. — Przekaż pozostałym, że macie cały dzień wolny. Odpuszczam wam na dziś sprzątanie.
    Harry spojrzał na nią zaskoczony, ale ochoczo pokiwał głową.
— Nie ma za co — zaśmiał się Syriusz, gdy kobieta odeszła.
— To twoja sprawka? — zapytał Potter.
— No a czyja? Snape'a? — Łapa wytknął mu język. — Rozmawiałem z Molly wczoraj wieczorem i wytłumaczyłem jej, że wakacje są po to, aby odpoczywać, a nie żeby bawić się w gosposię. Poza tym zabieram cię dzisiaj z Tonks w pewne miejsce.
— Jakie? — Harry się ożywił.
— Zobaczysz — Black mrugnął do niego. — To niespodzianka.
— Teraz musisz mi powiedzieć — upierał się Gryfon, na co mężczyźni się wyszczerzyli.
— Jak ci powie, to nie będzie niespodzianki — zachichotał wilkołak. — A zresztą, gdybyś wiedział, z pewnością nie chciałbyś iść.
— To ty wiesz, gdzie on chce mnie wyciągnąć? — Chłopak zwrócił się do Remusa, na co tamten kiwnął głową.
    Nie zdążył wypytać dawnego profesora, ponieważ do kuchni wkroczył Albus Dumbledore. Przywitał się ze wszystkimi i z radością odebrał od pani Weasley kubek gorącej kawy. Zasiadł przy stole, poczęstował się kanapką oraz rzekł do byłego nauczyciela:
— Remusie, chciałbym, żebyście już dziś załatwili z Alastorem tę sprawę, o której niedawno wam mówiłem.
— Jaką sprawę? — zapytał Syriusz, gdy Lupin skinął głową na znak zgody. Pani Weasley również zaczęła nasłuchiwać.
— Wszyscy dowiecie się wieczorem — Dumbledore uśmiechnął się i więcej nic nie powiedział.
    Kiedy dyrektor opuszczał kuchnię, zatrzymał się przy Harrym i szepnął mu do ucha:
— Będą tutaj dzisiaj wieczorem.
    Chłopak poczuł, jak coś ciężkiego opada mu na dno żołądka. Oczywiście wiedział, kogo dyrektor miał na myśli. Domyślił się również, że ta sprawa, którą Remus miał załatwić z Moodym dotyczyła sprowadzenia Cassandry i Connora. Blady powędrował do swojego pokoju. Z lekkim rozbawieniem przyznał, że zaczyna panikować. Mimo że układał sobie tysiące scenariuszy dotyczących przebiegu ich spotkania, zdawał sobie sprawę, iż wszystko wyparuje mu z głowy, kiedy przed nimi stanie. Zastanawiał się również, jak oni zareagują na jego widok. Czy się ucieszą? Czy raczej stwierdzą, że lepiej by było, gdyby się nie spotkali? Przecież oni mają swoje życie. Nie był wcale pewien, czy porzucą je dla niego. Kiedy Harry myślał o tym wszystkim, Ron zaczął się powoli budzić. Rudzielec mamrotał coś niezrozumiałego, aż w końcu całkowicie odzyskał świadomość. Ujrzawszy ubranego już przyjaciela, siedzącego na łóżku, rzekł do niego:
— Cześć, stary. Ty już na nogach? Która godzina?
— Dochodzi ósma.
— Dopiero? — Ron z powrotem opadł na poduszki. — Ale miałem sen. Śniło mi się, że ja i ty złapaliśmy Malfoya kręcącego się koło chatki Hagrida. Wrzuciliśmy go do jeziora, a on nie umiał pływać i poszedł na dno.
    Harry zaśmiał się w duchu. Ron czasami miał bardzo wybujałą wyobraźnię. Tymczasem rudzielec zwlókł się z łóżka, kierując się do łazienki. Kiedy wrócił, Potter rzekł do niego:
— Twoja mama kazała powiedzieć, że dzisiaj nie musimy ogarniać tego syfu w domu.
— Serio?! — Ron aż upuścił trzymaną koszulkę. — ONA tak powiedziała? Nie wierzę!
— Podobno Syriusz palnął jej kazanie o tym, co młodzież powinna robić na wakacjach.
— Ciekawe, co jego zdaniem powinna robić? — rzucił Weasley ze złośliwym uśmiechem.
    Po chwili obaj zaśmiewali się do rozpuku, wymyślając różne teorie w odpowiedzi na pytanie Rona. Przerwali, gdy do ich pokoju wkroczyły Ginny i Hermiona.
— Co tu tak wesoło? — zapytała młodsza.
— Nieważne — Harry machnął ręką, a potem wpadł na pewną myśl. — Hermiono, ty byłaś wczoraj z Syriuszem i Tonks, jak ja i Ron poszliśmy spać, prawda?
— Tak, a co?
— Nie wiesz może, co planowali na dziś? Powiedział, że gdzieś chce mnie zabrać i nie chciał powiedzieć dokąd.
    Hermiona uśmiechnęła się wesoło i powiedziała jedno słowo:
— Niespodzianka.
— No nie! — westchnął zirytowany Harry. — Ty też? Czemu nie chcecie mi powiedzieć?
— Dowiesz się w swoim czasie. Poza tym nie idziesz tylko ty, lecz cała nasza czwórka.
    Więcej się od niej nie dowiedział, gdyż Granger wyszła z pokoju. Ranek spędzili na wygłupach z bliźniakami i graniu w szachy. Co chwila przez kuchnię przewijali się różni członkowie Zakonu, lecz nie przynosili żadnych ciekawych wieści. Jedynie Kingsley swoimi informacjami wywołał sensację:
— Wczoraj w nocy śmierciożercy zaatakowali wioskę, w której mieszkał Charles Osbourne. Zabili wszystkich mieszkańców.
    Wszyscy zamarli, a pani Weasley zakryła usta dłonią. Młodzież przysłuchiwała się temu z bladymi twarzami. Ciszę przerwał głos jednego z bliźniaków:
— Kim jest ten Charles?
— Kandydat na ministra magii — odparł pan Weasley. — Zakon pokładał w nim duże nadzieje. Jako jedyny zdawał się chcieć coś zrobić w sprawie Voldemorta.
— I nadal może — wtrącił Kingsley, a inni spojrzeli na niego. — Podczas ataku nie było go w domu. Wyjechał na polowanie, a kiedy wrócił, zastał wioskę w ogniu i ciała swojej żony oraz synów na ulicy.
— To straszne — szepnęła Hermiona.
— Aurorzy postarali się o ochronę dla niego. Został przeniesiony w strzeżone miejsce. Nie ulega wątpliwości, że to jego śmierciożercy chcieli dopaść. Kipiał gniewem i obiecywał, że im tego nie popuści. Teraz jeszcze usilniej ubiega się o stołek ministra.
    Po tych wiadomościach Kingsley wyszedł, natomiast w kuchni zrobiło się cicho. Każdy był zajęty swoimi myślami. W końcu Tonks wstała, mówiąc:
— Dobra, my z Syriuszem spadamy. Molly, bierzemy dzieciaki na małą wycieczkę.
— Ale dokąd? — zmartwiła się pani Weasley.
— Idziemy zrobić z Harry'ego człowieka, bo w tych szmatach wygląda jak bezdomny — zaśmiał się Łapa.
    Harry otworzył usta oburzony, lecz nim zdążył zaprotestować Syriusz oraz Tonks wyszli, każąc im iść za sobą. Młodzież posłuchała, a w chwilę potem byli już na podwórku przed domem. Weszli w jakąś ciemną uliczkę, gdzie kobieta powiedziała:
— Będziemy się teraz teleportować. Harry i Ron chwyćcie Syriusza, a dziewczyny pójdą ze mną.
    Spełnili polecenie, a potem wszyscy wylądowali w kolejnym zaułku. Harry na początku pomyślał, że nie ruszyli się z miejsca, ale po chwili zorientował się, że uliczka wygląda inaczej niż ta przy Grimmauld Place. Wyszli z niej na główną drogę. Po drugiej stronie znajdowała się olbrzymia galeria handlowa. Wybraniec już wiedział, co go czeka. Wycofał się z zamiarem ucieczki, lecz Syriusz zagrodził mu drogę, szczerząc się jak wariat. Potter posłał mu mordercze spojrzenie i chciał go wyminąć, jednak bez skutku. Mężczyzna odezwał się:
— Mówiłem, że się nie zgodzisz, jak powiem ci wcześniej.
— Zamknij się, Black! — warknął Harry. — A tak w ogóle nie boisz się pokazywać publicznie? W końcu jesteś poszukiwany.
— W świecie mugoli raczej nikt mnie nie rozpozna — rzekł Syriusz. — Tak więc ten argument cię nie uratuje.
    Młody Potter zrobił cierpiętniczą minę, z ociąganiem ruszając za resztą towarzystwa. W kompleksie tłoczyło się mnóstwo ludzi, przeróżne sklepy biły po oczach wielkimi szyldami, gdzieniegdzie kręciła się ochrona. Harry już wiedział, że czeka go długi dzień. Stanęli na środku galerii i wtedy Tonks przemówiła:
— Jeżeli ktoś chce może odłączyć się od reszty, by oglądać rzeczy, które go interesują. Spotkamy się tutaj wszyscy za trzy godziny. Harry, ty idziesz ze mną i Syriuszem.
— Co? — jęknął chłopak, widząc współczujące spojrzenie Rona. — Mam wybierać ciuchy przez tyle czasu? Zwariowałaś?
— Faceci. – Tonks wywróciła oczami. — Nie dyskutuj Potter, ruszamy.
    Nim zdążył zaprotestować, pociągnęła go za rękę i wepchnęła do pierwszego sklepu. Zniknęła między wieszakami, wracając po chwili z pokaźną stertą najróżniejszych ubrań. Potter, widząc to wytrzeszczył oczy, a rechoczący Łapa nie poprawiał mu humoru. Zdawało mu się, że siedzi w przebieralni całą wieczność, zmagając się z najróżniejszymi odmianami spodni, koszul i bluzek. Kiedy czekając na Tonks spojrzał na zegarek, zdał sobie sprawę z tego, że siedzi tu dopiero przez dwadzieścia minut. Kolejna góra ubrań i kolejne przymierzanie. Za każdym razem, gdy wychodził, aby się zaprezentować, dwójka towarzyszy lustrowała go wzrokiem i oceniała jego wygląd. Gdy Harry wyszedł w białym podkoszulku, czarną skórzaną kurtką ze smokiem na plecach oraz w dżinsach, Syriusz zakrztusił się chipsami, które podjadał, a Nimfadora wytrzeszczyła na niego oczy. Gryfon czuł się niezręcznie, gdy aurorka skanowała go z góry na dół. W końcu kiwnęła głową na znak aprobaty, zdecydowanym tonem oznajmiając:
— Bierzemy to.
    Harry musiał przyznać, że jemu także podobają się nowe ciuchy. Kiedy skończyli z ubraniami, skierowali się do sklepu obuwniczego. Tam znowu minuty wlokły się niemiłosiernie. Po godzinnym maratonie dołączyli do nich Ron, Hermiona i Ginny, więc cała grupa poszła do restauracji odpocząć i coś przekąsić. Ostatnim przystankiem był salon fryzjerski. Potter usiadł na fotelu, natomiast Tonks zwróciła się do fryzjerki:
— Zostawiamy go w pani rękach.
    Blondwłosa kobieta uśmiechnęła się i pokiwała głową. Zaczęła pracować nad nową fryzurą Harry'ego, a w tym czasie pozostali udali się na kolejny rajd po sklepach. Gdy wrócili, chłopak akurat wstawał z fotela. Obrócił się w ich stronę i wszystkich zatkało. Czarne, postawione na żel, z niewielkim przedziałkiem po bokach włosy robiły wręcz piorunujące wrażenie.
— Wow! — odezwał się Syriusz. — Wyglądasz jak...
— Człowiek — dokończył Ron. — Nieźle stary.
— Szkoda, że nie jestem młodsza — westchnęła Tonks, a wszyscy się roześmiali.
    Okazało się, że zakupy nie zajęły im trzech godzin, a prawie całe popołudnie. Szybko wyszli z galerii i skierowali się w ciemną uliczkę, skąd teleportowali się z powrotem na Grimmauld Place. Dorośli zmniejszyli siatki z zakupami, kierując się w stronę domu. Gdy byli już w środku, młodzież pośpieszyła na górę rozpakować rzeczy, a Syriusz z Tonks weszli do kuchni. Siedzieli tam prawie wszyscy członkowie Zakonu. Natychmiast zasypał ich grad pytań:
— Gdzie wyście byli?! Co zajęło wam tyle czasu? Gdzie dzieciaki?!
    Dwójka ludzi skurczyła się pod obstrzałem wielu wściekłych spojrzeń. Pierwszy odezwał się Syriusz:
— Byliśmy z nimi na zakupach w mugolskiej galerii.
— Przecież coś mogło się wam stać! — wykrzyknęła pani Weasley. — Mogli was napaść albo porwać!
— Nie przesadzaj, Molly! — warknął mężczyzna. Naprawdę czasami miał dosyć jej nadopiekuńczości. — Dzieciaki nie mogą przez całe wakacje siedzieć w domu, a poza tym, kto miałby nas zaatakować? Śmierciożercy?
— Chociażby! — odparła kobieta. — Nie wiecie, że na świecie zrobiło się niebezpiecznie?!
— To nie powód, by od razu zamykać się w czterech ścianach i zachowywać się jak paranoik, wszędzie wietrząc wroga! — Black nie zamierzał odpuścić.
— Kochani! – Albus postanowił wtrącić się do sprzeczki. — Nie kłóćcie się. Moja droga, Syriusz ma trochę racji. Nie można zabraniać im wychodzić na świeże powietrze. Są młodzi, muszą się wyszaleć. Z drugiej strony powinniście przynajmniej dać nam znać, gdzie wychodzicie, Łapo.
    Pani Weasley i Syriusz Black skończyli się sprzeczać, jednak nadal sztyletowali się wzrokiem. Tonks jakby nigdy nic jadła placek śliwkowy i wesoło gawędziła z Kingsleyem. Po chwili młodzież dołączyła do nich, zasiadając do kolacji. Każdy w milczeniu zajmował się posiłkiem, aż wreszcie Albus powiedział, patrząc na zegarek:
— Remus i Alastor powinni niedługo być. Molly, bardzo cię proszę, byś przygotowała trzy dodatkowe talerze. Będziemy mieli gości.
    Harry nagle stracił apetyt. Zupełnie zapomniał o tym, że dziś miał spotkać się z rodzeństwem. Znowu zaczęły nawiedzać go czarne myśli, które wzmogły się, kiedy w korytarzu dały się słyszeć czyjeś kroki. Po chwili wszedł Remus z młodą dziewczyną o kasztanowych włosach. Wyglądała na nieśmiałą i zdenerwowanym spojrzeniem wodziła po obecnych w kuchni. Zdawała sobie sprawę, że jest teraz w centrum uwagi i niezbyt jej to odpowiadało. Dumbledore podszedł do niej i położył rękę na jej ramieniu.
— Witaj w Kwaterze Głównej, Cassandro. Z pewnością jesteś głodna. Usiądź i odpocznij, przedstawię cię, kiedy będziemy w komplecie.
    Cassie usiadła za stołem, gdzie natychmiast doskoczyła do niej pani Weasley. Wielu pytało Dumbledore'a kim jest tajemnicza nieznajoma, lecz dyrektor powiedział tylko, że wyjaśni wszystko, kiedy wróci Alastor. Tymczasem Harry zdał sobie nagle sprawę, że podłoga w kuchni jest niezwykle interesująca. Wpatrywał się w nią z takim uporem, iż zdawało się, że przejrzy ją na wylot. Hermiona, Ron i Ginny, którzy także domyślili się tożsamości dziewczyny, z zaciekawieniem się jej przyglądali. Fred i George postanowili pierwsi przerwać milczenie:
— Cześć, jestem Fred, a ten kretyn obok mnie, to mój brat bliźniak, George.
— Sam jesteś kretynem, ptasi móżdżku! — oburzył się rudzielec.
— Chłopcy! — warknęła ostrzegawczo pani Weasley. — Uspokójcie się!
— Ale my nic nie robimy, mamo. – Obaj uśmiechnęli się niewinnie. — My tylko...
— Przedstawiliśmy się...
— Naszej nowej...
— I pięknej...
— Koleżance! — dokończyli razem.
    Cassandra nie mogła się opanować i parsknęła krótkim śmiechem, słysząc równoczesne gadanie bliźniaków. Pierwsze lody zostały przełamane. Uścisnęła im dłonie i powiedziała:
— Jestem Cassandra, ale mówcie mi Cassie.
— Co cię tu sprowadza? — zapytał George. — Co prawda, Fred mówił mi wczoraj, że jak w trakcie kąpieli będę wyśpiewywał sopranem życzenie spotkania anioła, to takowy się pojawi. Myślałem, że sobie tylko żartował — puścił do niej oko, na co dziewczyna spłonęła rumieńcem.
    W następnej chwili pani Weasley trzasnęła go mokrą ścierką w głowę, co wywołało salwę śmiechu. Cassie również dołączyła do wybuchu wesołości. Dzięki bliźniakom poczuła się bardziej pewnie i teraz już ochoczo rozmawiała z każdym.
— Pewnie żal ci było opuszczać Włochy o tej porze roku, prawda? — zapytał z uśmiechem Dumbledore.
— Trochę tak — odpowiedziała Cassandra. — Ale po pańskim liście nie wahałam się ani chwili. Trudniej było przekonać do tego pomysłu moich opiekunów.
    Harry poczuł się pewniej, słysząc jej słowa. „Z tego wynika, że chciała mnie poznać” pomyślał. Poczuł ulgę i po raz pierwszy podniósł wzrok na swoją siostrę. Ona zrobiła to samo, więc ich spojrzenia się spotkały. Oboje natychmiast się zaczerwienili, co nie uszło uwadze Syriusza i Lupina. Cassandra lekko uśmiechnęła się do niego. Wybraniec zrobił to samo, lecz nim zdążył się odezwać, drzwi do kuchni otworzyły się oraz stanął w nich Moody. Znowu wszystkie pary oczu spoczęły na dwóch chłopcach, którzy stali obok niego. Jeden był rudowłosy i uśmiechał się od ucha do ucha. Natomiast drugi miał czarne włosy i uważnym spojrzeniem lustrował wszystkich w pomieszczeniu. Nie wiadomo dlaczego, lecz ten, na kim spoczął wzrok chłopaka, niespokojnie się poruszał. Jego szare oczy były pozbawione emocji, podobnie jak twarz. Na nowo rozpoczęły się szepty. Tymczasem Dumbledore znów wstał i powtórzył to samo, co zrobił z Cassie. Kiedy zasiedli do stołu, dyrektor wstał oraz wskazując na gości, rzekł:
— Moi kochani przyjaciele. Wiem, że to, co teraz powiem, zapewne wywoła poruszenie. Z wielką radością pragnę przedstawić wam Cassandrę i Connora Potterów, dzieci Lily i Jamesa oraz rodzeństwo Harry'ego.
    „Poruszenie” było bardzo delikatnym słowem. Po wypowiedzi Dumbledore'a przy stole zapanowało istne pandemonium. Łapa i Lunatyk gwałtownie zbledli i wpatrywali się w dwoje przybyszy, jakby zobaczyli ducha. Pani Weasley rozbiła wazę z zupą, którą niosła. Tonks i Kingsley wpatrywali się w Dumbledore'a jakby czekając, aż starzec nagle wybuchnie śmiechem i krzyknie Prima Aprilis. Natomiast Moody parsknął śmiechem i patrząc na Connora powiedział:
— Jackie Chan, jaaasne.
    Kiedy wszyscy się uspokoili, pierwszy odezwał się Lunatyk.
— Możesz to wyjaśnić, Albusie? Przecież Cassie i Connor zginęli razem z Lily i Jamesem.
— Jak widać nie — uśmiechnął się starzec wyraźnie rozbawiony zachowaniem reszty. — Voldemort nie zdążył ich zabić. Ja też na początku myślałem, że w Dolinie Godryka ocalała tylko jedna osoba. Kiedy oddałem chłopca do jego wujostwa, chciałem zobaczyć miejsce, gdzie Potterowie zginęli. Udałem się tam i wszedłem do ruin domu. Usłyszałem płacz i tak znalazłem tę dwójkę.
— Ale dlaczego ukrywałeś to przez tyle lat?! — krzyknął Syriusz. — Co tam my, ale dlaczego jemu nie powiedziałeś?! — dodał, wskazując palcem na Gryfona.
— Nie będę wam się tłumaczył — odparł dyrektor. — Zanim przyprowadziłem Harry'ego do Kwatery, rozmawiałem z nim i wszystko mu wyjaśniłem. Uznałem, że nadszedł już czas, w którym powinniście dowiedzieć się prawdy o tej dwójce. Dlatego zaprosiłem ich, aby spędzili z nami wakacje.
— No dobrze — odezwał się Kingsley. — W takim razie wiemy, że cała trójka żyje. Naprawdę nie spodziewałem się tej informacji. Jednakże nie mogę powiedzieć, że to zła wiadomość. Jestem zaszczycony, że mogę was poznać.
    Wstał oraz uścisnął rękę Cassandrze i Connorowi. Pozostali poszli za jego przykładem i już po chwili dwójkę przybyszów wciągnięto w liczne konwersacje. Harry napotkał spojrzenie Dumbledore'a, który mrugnął do niego.
— Nie wierzę — odezwał się do Harry'ego wzruszonym głosem Łapa. — Oni naprawdę żyją.
— Co o nich wiesz? — zapytał chłopak.
— Connor urodził się najwcześniej. Kiedy Voldemort zaatakował waszą rodzinę, miał dwa latka. Zawsze był z niego urwis. Obaj żartowaliśmy z Jamesem, że charakterem zupełnie przypomina jego. Natomiast Cassie urodziła się równocześnie z tobą. Remus jest jej ojcem chrzestnym. Twój brat trafił niestety na Glizdogona.
    Hermiona i Ginny miały inny temat do rozmowy.
— Widziałaś jego oczy? — szepnęła Hermiona. — Jak na mnie spojrzał, to ciarki mi przeszły.
— Mnie też — mruknęła Ginny.
— Jest w nim coś dziwnego — rzekła panna Granger. — Cassie wydaje się miła, ale on. Nie wiem, może to kwestia poznania go bliżej.
— Ale, ale! – Rozległo się nagle głośne wołanie Freda. — Wiemy już, kim są ci dwoje, ale kim jest towarzysz Connora?
— To mój przyjaciel, Jonathan — odpowiedział starszy Potter. — Zawsze chciał zwiedzić Anglię, więc nie mogłem mu odmówić tej okazji.
— Nie jesteś przypadkiem naszym zaginionym bratem? — zapytał George, nawiązując do koloru włosów chłopaka.
— Raczej nie — roześmiał się zapytany. — Chociaż z tego, co widzę, charaktery mamy podobne — dodał, mrugając do bliźniaków.
    Fred i George spojrzeli na siebie oraz wyszczerzyli się diabelnie.
— Ty nas jeszcze dobrze nie znasz — powiedzieli równocześnie.
— Wy nas też — rzekł Connor. — Mamy na swoim koncie kilka psikusów.
— Psikusów — parsknął Jonathan. — Od kiedy używasz takich łagodnych słów?
    Connor zgromił go wzrokiem. Harry cały czas przypatrywał się twarzy brata. Jego oblicze nie pokazywało żadnych emocji, a szare oczy zdawały się dokładnie wszystko lustrować. Nie wiedząc czemu, skojarzył mu się ze Snape'em.
— Wie pan co, dyrektorze? — zapytał starca Connor, podczas gdy Jonathan zaczął wymieniać bliźniakom wszystkie dowcipy, jakie zrobili w Japonii. — Nie wiedziałem, że ma pan tutaj takie okazy. Słowo daje, gdybym wiedział, że przebywają tu takie ślicznotki, przybyłbym szybciej. — Mrugnął okiem do Tonks, Hermiony i Ginny, na co trzy czarownice spłonęły jak piwonie. Syriusz natomiast zaśmiał się i rzekł w duchu: „Cały James”. Chłopak tymczasem zwrócił się do siedzącej obok niego Cassie:
— Więc to ty jesteś moją siostrą, hmm?
— Tak — odpowiedziała z wahaniem, patrząc na niego. Odetchnęła, gdy nie zobaczyła w jego oczach wrogości.
— Zostajesz na całe wakacje?
— Taki mam zamiar, a ty?
— Ja także. W takim razie będziemy mieć mnóstwo czasu, aby się poznać — Poklepał ją po ramieniu, a ona uśmiechnęła się i rzekła:
— Przez chwilę myślałam, że chcesz nas tu pozabijać. Te twoje zimne oczy i kamienna twarz.
— Wielu mi to mówi. — Starszy Potter cicho zachichotał. — Tam skąd pochodzę, uczymy się nie okazywać żadnych emocji, ale bez obaw. Mimo że się nie znamy, to i tak jesteś moją siostrą, a ja na rodzinę ręki nie podnoszę. Więc spokojnie, nie zadźgam cię we śnie.
— Co za ulga — Cassandra udała, że oddycha z ulgą. — Harry w ogóle się do nas nie odzywa.
— Daj mu trochę czasu. To dla niego nowa sytuacja. Boi się tego, czy go zaakceptujemy.
— Skąd wiesz? — zdziwiła się.
— Powiedzmy, że poznałem trochę ludzkie charaktery — powiedział tajemniczo. — Mieszkasz we Włoszech, prawda? Byłem kiedyś w Mediolanie. Jesteś stamtąd?
— Nie, pochodzę z Florencji.
— Ach, miasto sztuki.
    Cassandra pokiwała głową. Świetnie dogadywała się z Connorem. Początkowy strach przed nim nagle zniknął. Opowiadała mu o swojej rodzinie i rodzinnym mieście, a on słuchał jej słów. Czasami zadawał jej pytania. W końcu kolacja zaczęła się kończyć, a Dumbledore wstał.
— Molly, myślę, że trzeba przygotować pokoje dla naszych gości.
— Racja — odrzekła pani Weasley. — Cassie będzie spać z dziewczynkami, a Connor z Harrym i Ronem. A jeśli chodzi o Jonathana...
— Bierzemy go do siebie. – Natychmiast zakomunikowali Fred i George. — Czuje, że będziemy się świetnie dogadywać.
— Chodź — szepnął starszy Potter, biorąc siostrę za rękę. — Wkurza mnie już tym swoim milczeniem.
    Podeszli do skrępowanego Harry'ego.
— Długo masz zamiar tak siedzieć wpatrzony w podłogę? — Connor usiadł obok chłopaka. Harry drgnął zaskoczony, a jego brat wywrócił oczami. — My naprawdę nie gryziemy. To znaczy ja na pewno, ale jej jeszcze dobrze nie znam — dodał, wskazując na siostrę.
— Ej! — oburzyła się dziewczyna. — Nie pozwalaj sobie!
— Tak, tak. – Chłopak ją zignorował. — No więc?
— No więc co? — zapytał Potter, a jego brat wzniósł oczy do nieba.
— Dobra, widzę, że ciężko u ciebie z rozpoczynaniem rozmowy. Słuchaj, wiem, że myślisz teraz coś w stylu „Matko wydurnię się”, albo „Pewnie nie chcą mieć ze mną nic wspólnego”, ale może zaryzykuj, hmm?
— Skąd to wiesz?
— Zadałeś mi pytanie. Super, małymi kroczkami posuwamy się naprzód. Cassie już mi wszystko o sobie opowiedziała, więc chcę wysłuchać teraz twojej historii. Jak potoczyło ci się życie?
    Siostra usiadła po drugiej stronie Harry'ego, który zaczął mówić. Z początku był nieśmiały, ale potem całkowicie się rozluźnił. Opowiedział im, jak spędził lata swojego życia w domu Dursleyów, potem jak dowiedział się, że jest czarodziejem. Następnie mówił o swoich przygodach z Ronem i Hermioną. Kilka razy Cassie zakrywała usta i wpatrywała się w niego z przerażeniem, natomiast Connor z czymś na kształt podziwu. Po skończonej historii przyszła kolej na nich. Pogrążeni w rozmowie nie zauważyli, jak zostali w kuchni sami. Czasami wybuchali śmiechem, czasami byli poważni. W krótkim czasie znaleźli wspólny język i rozmawiali, jakby znali się od zawsze. W pewnym momencie brat Gryfona wyjął papierosa i odpalił go, co sprawiło, że dziewczyna zerwała się oburzona:
— Ty palisz?!
— No i co z tego? — odparł kompletnie niewzruszony Connor, szukając czegoś, co posłuży mu za popielniczkę. — Zapewniam cię, że nie jestem jedyny na świecie, który to robi.
— Ale przecież to jest szkodliwe!
— Wisi nad nami groźba w postaci Voldemorta — roześmiał się chłopak, a Cassie wzdrygnęła się na dźwięk tego imienia. — A ty boisz się, że zabije mnie jeden papieros?
— No, ale... — zaczęła, lecz zaraz odwróciła się do Harry'ego. — Powiedz mu coś! — jęknęła.
— Daj spokój, Cassie. Jak chce to niech pali. To jego zdrowie – odparł Wybraniec, stając po stronie brata.
— Świetnie! — warknęła i usiadła tyłem do nich. — Nie odzywajcie się do mnie — burknęła.
    Za jej plecami Connor robił w jej stronę takie gesty, że Harry zaczął chichotać jak opętany. Chłopak też zaczął się szczerzyć, przez co nawet Cassie lekko się uśmiechnęła. W końcu wszyscy troje śmiali się jak opętani. Kiedy jako tako się uspokoili, dziewczyna powiedziała:
— Jak ja z wami wytrzymam? Minął jeden wieczór, a już działacie mi na nerwy.
— No cóż, przyzwyczajaj się. – Connor mrugnął do niej. — Te dwa miesiące musisz wytrzymać.
— A potem? Co będzie, jak skończą się wakacje? — zapytał Harry.
— Nic — odparł chłopak. — Wpadniemy na święta albo gdzieś się zgadamy.
— Nie idziecie do Hogwartu?
— Ja nie — zaprotestował starszy Potter. — Mam za dużo na głowie, by siedzieć w szkolnej ławce.
— Co masz na myśli?
    Connor zaklął w myślach. „No to pięknie”, pomyślał „O mało nie wygadałem się o Cieniach”. Spojrzał na brata oraz siostrę, po czym powiedział:
— Jest już późno. Chodźcie spać, bo jutro nie wstaniemy.
    Harry i Cassie pokiwali głowami. Chwilę potem cała trójka weszła na górę. Wybraniec wskazał siostrze pokój Hermiony i Ginny, a sam udał się z bratem do drugiego pomieszczenia. Kiedy weszli, Ron już smacznie chrapał. Chłopcy wskoczyli do łóżek i natychmiast zasnęli, odpływając w krainę snów.

6 komentarzy:

  1. Węszę tu duże kłopoty jak cała zgraja się dogada :D szkoda że rodzeństwo Pottera nie rusza do Hogwartu. Chociaż kto wie gdzie i jak daleko ruszy wyobraźnia autora i czym nas zaskoczy. Jestem ciekawa jak rozwinie się dalsza relacja między Harrym a Conorem. Nie przestawaj pisać bo serio potrafisz przyciągnąć uwagę, masz bardzo dobry styl pisania co sprawia że czyta się bardzo płynnie, błędów jako takich nie ma. Dlatego pisz jak najszybciej nowa część bo zżera mnie ciekawość :D Pozdrawiam Pati

    OdpowiedzUsuń
  2. Super opowiadanie oby tak dalej, utrzymaj tempo notek bo niezmiernie ciekawy jestem ci bedzie dalej. Podoba mi się postać connora taka mroczna i dosyć ciekawie ja kreujesz. Pozdrawiam i czekam na następną część.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super blog, rzadko można znaleźć cos godnego uwagi i serio masz superowy pomysł na tego bloga. Ciekawa jestem co bedzie dalej. Kurde no zachęciłeś mnie do czytania tego opka,jest Oryginalnie i nietuzinkowo. Czekam na więcej :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Super opo, mistrzem w pisaniu komentarzy nie jestem, dlatego krótko pisze. Jest super czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  5. Postanowiłem nie komentować osobno dwóch poprzednich rozdziałów, tylko napisać jeden komentarz pod tym postem. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu. :)

    Podobało mi się, że opisałeś, co działo się na zebraniu Zakonu. Osobiście uważam, że Rowling odrobinę nas skrzywdziła, nie umieszczając takiej sceny w żadnej ze swoich książek. Łatwiej byłoby się nam zorientować, co dzieje się w magicznym świecie, a poza tym moglibyśmy dowiedzieć się, na czym dokładnie polegała rola, jaką odgrywał w wojnie ZF. Oczywiście mieliśmy ogólne pojęcie o zadaniach, które spełniał, no ale ja zawsze chcę więcej. xd Tak więc ogromny plus za to, że przynajmniej Ty zaspokoiłeś moje rządzę (jakkolwiek to brzmi xd). :D

    Poprzedni rozdział też mi się podobał. Uważam, że utrzymałeś napięcie, a przede wszystkim z niczym nie przesadziłeś. :D

    Fajnie, że postanowiłeś popracować nad wyglądem Harry'ego. Mógłbym się przyczepić do tego, że skórzana kurtka jest zbyt oklepana, ale to już kwestia gustu. Może tylko ja naczytałem się opowiadań, w których Harry takie kurtki nosił i dlatego ten styl mnie nie zaskakuje. Ale, tak jak powiedziałem, to kwestia gustu, więc absolutnie nie mam żadnych obiekcji.

    Nie mogę przeboleć, jak Harry zachowywał się w tym rozdziale. Ja rozumiem, że niedawno dowiedział się o swoim rodzeństwie i może być odrobinę skonfundowany. No ale, na Merlina, gdybym ja się dowiedział, że nie jestem ostatnim członkiem swojej rodziny, to od razu spróbowałbym się dogadać z krewnymi. Nie przejmowałbym się tym, czy mnie odrzucą, czy nie. A przynajmniej nie na samym początku.
    Mam nadzieję, że stopniowo się zmieni, bo jeżeli do końca będzie taką niepewną, zakompleksioną i nieśmiałą ciapą, to zrobię mu krzywdę. xd

    Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń

Mrs Black bajkowe-szablony