sobota, 14 stycznia 2017

Rozdział 8 „Pomocna dłoń”




    Connor obudził się, gdy za oknem ledwo zaczynało świtać. Wstał z łóżka i przetarł twarz rękoma. Ubrał się oraz zszedł do kuchni, gdzie za stołem siedział już Syriusz z Remusem. Obaj mężczyźni podnieśli głowy, gdy wszedł i uśmiechnęli się do niego. Odpowiedział lekkim skinieniem głowy, przyłączając się do nich.
— Myślałem, że to my jesteśmy rannymi ptaszkami — zagadał chłopaka Syriusz.
— Zawsze wstaje rano. W Tytanie mniej więcej o tej porze rozpoczynają się zajęcia.
— Tytanie? — zapytał Remus.
— To nazwa miasta, z którego pochodzę — odpowiedział Connor. — Piszą coś ciekawego? — dodał, wskazując na gazetę w dłoniach Lunatyka.
— Nic ważnego. Tematem numer jeden są nadchodzące wybory na ministra magii.
— Chodziło mi o to, czy jest coś na temat Voldemorta?
— Nic — odparł Black. — Zaszył się gdzieś i nie wychyla głowy.
— A jednak zaatakował ostatnio jedną z japońskich wiosek. — powiedział starszy Potter.
— Skąd wiesz?
— Bo tam byłem. Wysłał dwudziestu swoich przydupasów.
— Zakon nie interesuje się tak odległymi terenami. Wiesz, co się z nimi stało?
— Zabiłem ich razem z moimi ludźmi. — Wzruszył ramionami, a dwójka mężczyzn otworzyła szeroko oczy.
— Zabiłeś ich? Tak po prostu? — Łapa był zaskoczony.
— A co, miałem czekać aż pierwsi mnie dorwą? — zdziwił się chłopak.
— No nie, ale masz szesnaście lat. Jak dałeś radę tylu świetnie wyszkolonym śmierciożercom?
— Bez przesady, aż tacy świetnie wyszkoleni to oni nie byli — sarknął. — A poza tym nie byłem sam.
— I nie miałeś żadnych skrupułów, by pozbawić ich życia? — Lupin zadał nurtujące go pytanie.
— A czy oni by jakieś mieli? To jest wojna. Nieważne czy jesteś szesnasto, czy trzydziestolatkiem i tak będziesz na celowniku. A wracając do pytania to nie, nie miałem wyrzutów sumienia. Gnoje na nic innego nie zasłużyli — mówił to głosem wypranym z emocji.
    Syriusz i Remus patrzyli w szoku na szesnastolatka. Nie tak wyobrażali sobie syna Lily i Jamesa. Prawdę mówiąc, wczoraj uważnie przypatrywali się dwójce Potterów. Zgodnie stwierdzili, że Cassie przypomina z charakteru Harry'ego i uważali, że Connor również taki będzie. A tymczasem ten chłopak mówi im teraz, że z łatwością pozbawił życia kilku ludzi i nie czuje z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. Co więcej, twierdzi, że sami na to zasłużyli. Mężczyźni doskonale o tym wiedzieli, jednak nie spodziewali się takich słów z jego ust. W międzyczasie Cień wyciągnął różdżkę i jakby nigdy nic wyczarował sobie kubek herbaty, co znowu zbiło z tropu Łapę i Lunatyka.
— Czy ty właśnie użyłeś czarów? Jesteś nieletni! — oburzył się Remus.
— I co z tego? — zapytał zdziwiony Connor. — Nie mam na sobie Namiaru, więc nie widzę problemu.
— Jesteś inny niż twoje rodzeństwo — rzekł Syriusz. — Bardziej... hmm...
— Bezczelny i arogancki, co? — podsunął mu chłopak, uśmiechając się ironicznie. — Dlaczego? Bo nie zamierzam wykonywać wszystkich poleceń Dumbledore'a, a także służyć mu wiernie niczym pies tak jak mój brat? A może dlatego, że nie boję się pozbawiać życia tych, którzy mi zagrażają lub, że wiem więcej od Harry'ego lub Cassie o tym, co dzieje się na świecie? Że nie jestem naiwny jak oni, myśląc, iż konieczność zabijania na wojnie jednak mnie ominie? Odpowiedz, dlaczego jestem inny?
— Niepokoi mnie sposób, w jaki mówisz o tym, że zabiłeś człowieka — odpowiedział Black. — Mówisz głosem wypranym z emocji. Tak jakbyś kompletnie nie przejmował się tym, że masz ich krew na rękach.
— Może dlatego, że tak jest?
— O to właśnie chodzi. Nawet jeśli śmierciożercy służą Voldemortowi to nadal są żywymi istotami. A ty mówisz o nich, jakby byli nic niewartymi szczurami. Nie wiem, czy wiesz, ale Riddle ma taki sam stosunek do wszystkich ludzi, jaki ty masz do nich. Zachowujesz się zupełnie jak on! — Łapa zaczął podnosić głos.
    Connor z hukiem odstawił szklankę i spojrzał na Syriusza tak, że tamtemu przeszły ciarki. Po chwili Potter rzekł zimnym głosem:
— Może, aby go pokonać trzeba stać się taki jak on, hmm? Może zło należy pokonać jedynie złem, ponieważ dobro jest zbyt słabe, aby mu zagrozić? Pomyślałeś kiedyś o tym? Może czarną magię można pokonać jedynie czarną magią, a nie miłością i serdecznością jak to wam próbuje wmówić Dumbledore? Świat czarodziei ogarnęła wojna, a na niej nie ma miejsca na sentymenty i emocje. Zapewniam cię, że jeżeli podczas walki zaczniesz zastanawiać się nad tym, że twój wróg jest takim samym człowiekiem jak ty, to zginiesz jako pierwszy.
    Po tych słowach zapadła długa cisza. Connor znowu wziął w dłoń szklankę, a Syriusz patrzył na najstarszego Pottera z niedowierzaniem. Nie spodziewał się takich słów od bądź co bądź, dziecka, ale musiał przyznać, że chłopak miał sporo racji. Już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale chłopak umiejętnie zmienił temat rozmowy.
— Jak się czujesz, Remusie?
— Ja? — zdziwił się zapytany. — Dobrze. A czemu pytasz?
— No bo wiesz — zaczął Connor. — Wczoraj była pełnia, a latanie całą noc pod postacią wilkołaka z pewnością jest wykańczające.
    Remus wypluł kawę, którą popijał i spojrzał na Connora rozszerzonymi oczami.
— Skąd wiesz, że jestem wilkołakiem?! — zapytał, lecz ten tylko się uśmiechnął.
    Syriusz także wydawał się zaintrygowany. Chłopak zaczynał go naprawdę interesować. „Czego jeszcze nam nie mówisz?” pytał w myślach. Connor spojrzał na niego i powiedział:
— Wiele rzeczy, Syriuszu.
    „Jasna cholera” — pomyślał Syriusz. „Czy on właśnie czyta mi w myślach?”. Kiedy Connor spojrzał na niego rozbawiony, Łapa uznał to za potwierdzenie. „Ale jak?” zapytywał sam siebie, lecz zaraz w jego głowie zaświtała odpowiedź. Domyślał się, skąd chłopak znał sekret Remusa.
— Connor? — zapytał Syriusz.
— Hmmm? — Skierował na niego wzrok.
— Umiesz legilimencję, prawda? — zapytał prosto z mostu.
— Tak i co? — odpowiedział. — Voldemort też ją zna. Znowu będziesz mnie do niego przyrównywał?
— Nie! — zaprotestował mężczyzna. — Po prostu zadziwiają mnie twoje umiejętności w tak młodym wieku.
— Mogę cię zapewnić, że nie zamierzam stać się drugim Czarnym Panem. Część rzeczy nauczyłem się w Tytanie, a pozostałe ćwiczyłem sam. Kiedy usłyszałem o powrocie Riddle’a wiedziałem, że prędzej czy później wybuchnie wojna, więc chciałem się do niej jak najlepiej przygotować. Wiedza szkolna by mi w tym nie pomogła.
    Nim Syriusz zdążył odpowiedzieć, drzwi do kuchni otworzyły się i weszli Harry z Ronem. Wyglądali na zaspanych. Przywitali się ze wszystkimi, po czym zasiedli do stołu. Nalali sobie herbaty, a potem zaczęli rozmowę z pozostałymi.
— O której ty wstałeś? — zapytał Connora Ron. — Obudziliśmy się, a ciebie nie było. Harry nawet sądził, że wczorajszy wieczór mu się przyśnił.
    Omawiany czarodziej wysłał rudzielcowi mordercze spojrzenie. Connor lekko uniósł kąciki ust.
— Ranny ptaszek ze mnie — odparł. — Poza tym odbyłem z Syriuszem ciekawą rozmowę.
— O czym? — zapytał Harry.
— Nieważne — rzucił Connor.
    Kiedy wszyscy domownicy zjedli już śniadanie, młodzież udała się na zwiedzanie domu. Przemierzali pokoje w poszukiwaniu czegoś wartego zainteresowania. Kiedy znaleźli się w pomieszczeniu, będącym olbrzymią biblioteką, Harry i kilkoro z nich skrzywiło się z niesmakiem. Jedynie Hermiona chciała zbadać zakurzone księgi. Tak więc zostawili ją z grubymi tomiskami oraz udali się dalej. Po drodze Wybraniec rozmawiał z Cassie:
— Wiesz, cieszę się, że tu jesteś — powiedział chłopak.
— Ja też, braciszku — uśmiechnęła się dziewczyna, a zaraz potem wybuchnęła śmiechem. — Ale mi dziwnie tak do ciebie mówić.
— Uwierz, że ja wcale nie czuje się lepiej — zawtórował jej Harry. — Ale myślę, że się przyzwyczaję.
    Dołączył do nich Jonathan. Już od razu wszyscy zauważyli, że rudowłosy chłopak ma charakter psotnika i nieustannie rozbawiał wszystkich dookoła.
— O czym tak gadacie, dzieciaczki? — odezwał się.
— Jakie dzieciaczki?! — oburzyło się rodzeństwo.
— Dzieciaczki, dzieciaczki. — Jonathan nie zwracał uwagi na ich pełne wyrzutu miny. — Co dziś zbroimy? Podpalimy bibliotekę? Albo może podwiniemy dywan w przedpokoju, by ktoś się potknął, hmm? Chociaż ja bym coś wykombinował z okiem tego Moody'ego.
— Jeśli chcesz być jego dzisiejszą kolacją, to śmiało — oświadczył Harry. — Ja nie mam zamiaru mu podpadać.
— No, ej! — Chłopak szturchnął go w ramię. — Co to za powaga, Potter? Chce się rozerwać.
— Często się tak „rozrywacie” z Connorem? — wtrąciła się Ginny.
— Ostatnio nie — odparł. — Wiesz, wojna i Voldzio sprawiają, że nie mamy czasu.
— Walczyliście kiedyś ze śmierciożercami? — zainteresował się Gryfon.
— Kilka razy. — Machnął lekceważąco ręką. — Ale to cieniasy. Ciągle szukam przeciwnika, z którym musiałbym walczyć na poważnie. Z tymi marnymi imitacjami czarodziei tylko się bawimy.
— My? — podchwycił Ron, który dotąd w milczeniu im się przysłuchiwał.
— No ja, Connor i nasi kumple — odparł.
— O kim dokładnie mówisz? — dopytywał się Weasley.
— A co ty jesteś taki ciekawski, hmm? — Rudzielec czuł, że jeszcze chwila i mógłby zdradzić informacje o ich organizacji, więc zaczął wycofywać się z dalszego informowania. — Po prostu znajomi.
— Tak tylko pytam — powiedział rudzielec. — Nie musisz się unosić.
— Nie unoszę się, po prostu nie lubię, jak ktoś zadaje mi zbyt wiele pytań. — Poklepał go po ramieniu.
    Szli dalej, a Harry zatopił się w myślach. O ile Cassie polubił od razu i prawie natychmiast znaleźli wspólny język, o tyle Connor stanowił dla niego zagadkę. Był małomówny oraz lekko przerażający. Jego kamienna twarz sprawiała, że Wybraniec czuł się w jego towarzystwie nieswojo. Z drugiej strony, kiedy wczoraj z nim rozmawiał, brat nie okazywał względem niego wrogości. Przeciwnie, żartował z nim oraz z chęcią odpowiadał na jego pytania. Popatrzył na siostrę, która rozmawiała z Ginny na jakieś babskie tematy. Cieszył się, że jego przyjaciele zaakceptowali jego rodzinę. Po pewnym czasie dołączyła do nich Hermiona. Starszy Potter wraz z Jonathanem odłączyli się od nich pod pretekstem omówienia jakichś spraw. W rzeczywistości, kiedy tylko zniknęli im z oczu, obydwaj teleportowali się do Tytanu. Gryfon i jego towarzysze usiedli na łóżku w jednym z pokoi na piętrze. W pewnym momencie panna Granger zapytała dziewczynę, czy wybiera się do Hogwartu.
— Raczej nie — odpowiedziała smutno Cassie. — To znaczy, chciałabym być blisko braci skoro w końcu ich poznałam, ale nie mogę ot tak zmienić szkoły. Poza tym to nie byłoby sprawiedliwe, gdybym nagle opuściła rodzinę.
— A jacy są twoi opiekunowie? — zapytał Ron. — Bo o wujostwie Harry'ego to szkoda mówić.
— Są w porządku — odparła Cassandra. — Jacopo jest aurorem. Ciężko pracuję, ale zawsze poświęcał mi wolną chwilę. Opowiedział mi o moich prawdziwych rodzicach oraz o tym, dlaczego zginęli. Nauczył mnie też kilku zaklęć leczniczych. Zawsze chciałam być uzdrowicielką.
— To bardzo odpowiedzialny zawód — wtrąciła Hermiona. — Trzeba się dużo uczyć. Słyszałam, że egzaminy wstępne do Akademii Medycznej też nie należą do najłatwiejszych.
— Dlatego nie spoczywam na laurach — uśmiechnęła się dziewczyna. — Poza tym czytam dużo książek i staram się sama dokształcać. Wiem, że na lekcjach nie nauczę się wszystkiego, co jest mi potrzebne.
— Ja też lubię się uczyć. Szkoda, że nie każdy Potter jest taki jak ty, jeśli chodzi o podejście do nauki — powiedziała Gryfonka, znacząco patrząc na Wybrańca, który poczuł się nieswojo.
— Uwielbiam też zwierzęta — dodała. — Za szkołą znajduje się wielka łąka, na której można spotkać najróżniejsze okazy.
— Dogadałabyś się z Hagridem — oświadczył Gryfon. — On też szaleje za zwierzakami.
— Ta! — sarknął Weasley. — Szczególnie za tymi, które mogą wysłać cię na tamten świat.
— Żadne zwierzę nie krzywdzi nikogo bez powodu — zaprzeczyła. — Niektóre okazy, jak hipogryfy są dumne i wystarczy chociażby krzywe spojrzenie, aby je obrazić, ale kiedy nie masz wobec nich złych zamiarów, są łagodne jak baranki. To samo tyczy się testrali, jednorożców, czy nawet smoków.
— Chyba odrobinę przesadziłaś — rzekł chłopak.
— Wcale nie, braciszku! — Siostra Pottera zaprzeczyła. — Dawno temu ludzie i smoki żyli ze sobą w przyjaźni. Nawet istniał między nimi sojusz czy coś takiego. Nic dziwnego, że teraz są wobec nas wrogie, skoro je zabijamy i robimy z ich skóry ubrania.
    Harry powątpiewająco kiwał głową. Przypomniał mu się wcześniejszy rok, gdy stał oko w oko z olbrzymim rogogonem węgierskim. Jakoś nie wyobrażał sobie, żeby człowiek i wielki, krwiożerczy smok kiedykolwiek żyli ze sobą w zgodzie. Cassie na nowo podjęła:
— A wy kim chcecie zostać, gdy skończycie szkołę?
— Ja myślałam o studiowaniu prawa — odezwała się Hermiona.
— A ja chciałbym grać w reprezentacji Anglii — rozmarzył się Ron. — Być ciągle na pierwszych stronach gazet jako najlepszy obrońca od czasów Wilsona Wrighta. Wiecie, że w ciąg jego pięcioletniej kadencji, strzelono mu gola jedynie osiem razy? Coś niesamowitego!
— Czytałem o tym — wtrącił Harry. — Anglicy nazywali go Wilson o stalowych rękach. W ciągu swojego drugiego meczu...
    Harry i Ron zaczęli wymieniać najlepszych zawodników quidditcha, o których słyszeli. Obie dziewczyny wywróciły oczami i zajęły się poważniejszymi tematami. Cassie zapytała Hermionę o Voldemorta i śmierciożerców:
— Słyszałam, że Sama Wiesz Kto gdzieś zniknął?
— Tak podejrzewa Zakon — odpowiedziała panna Granger. — Na pewno coś kombinuje, jednak na razie jest spokojnie.
— W dalszym ciągu nie mogę uwierzyć, że on wrócił — wyznała Cassie. — Jak go nie było, wszyscy byli spokojni, a teraz? Każdy w każdym widzi wroga. Nawet we Włoszech czarodzieje chodzą podminowani.
— Na szczęście jest z nami Dumbledore. Wszyscy wiedzą, że nie odważy się zaatakować, póki on trzyma rękę na pulsie.
    Dalsze rozważania dziewczyn przerwało pojawienie się Connora i Jonathana. Starszy Potter usiadł między siostrą i bratem i rzekł:
— O czym plotkujecie?
— O quidditchu — odpowiedział Harry. — Gdzie byliście?
— Rozmawialiśmy z bliźniakami — gładko skłamał Jonathan. — Obmyślaliśmy plan, jak podwędzić oko Moody'emu.
— Pogrzało was?! — krzyknęła Hermiona. — Tak wam spieszno na tamten świat?
— Wyluzuj ślicznotko — rzekł do niej Connor, a policzki dziewczyny przybrały odcień szkarłatu. — Nic nam się nie stanie.
— Co chcecie z nim zrobić? — zapytał Ron.
— Jeszcze nie wiemy — odparł rudzielec. — Ale coś się wymyśli.
— No a teraz wszyscy sio, bo rodzeństwo musi porozmawiać! — Starszy Potter klasnął w dłonie, wypraszając niezainteresowanych z pokoju.
    Kiedy wyszli, chłopak zagadał:
— Dzisiaj spędzamy dzień we trójkę. Harry, znasz Londyn najlepiej, więc będziesz naszym przewodnikiem. Za pięć minut widzę was w korytarzu, idziemy się zintegrować.
    Rodzeństwo wyszło z domu. Wybraniec nie wiedział dokąd ich zaprowadzić i przez dobre parę minut stali na chodniku. W końcu Connor wpadł na genialny pomysł:
— Może odwiedzimy rodzinę?
— Czyli kogo? — zdziwiła się Cassie, a wraz z nią Harry.
— No Dursleyów — odpowiedział chłopak, na co Gryfon roześmiał się głośno.
— Chyba cię głowa boli — rzekł do brata. — Nie wiesz, jacy oni są. Wyrzucą nas, jak tylko się pojawimy.
    Connor uśmiechnął się pod nosem. Oczywiście nie powiedział Harry'emu, że miał już przyjemność poznać Vernona i Petunię. Zwrócił się do chłopaka.
— Zobaczymy, myślę, że nie są tacy źli.
— Uwierz, że są — odparł smętnie Harry. — Opowiadałem wam o nich wczoraj. Wiecie, jaki mają do mnie stosunek.
— Ja też chętnie bym ich poznała — wtrąciła się Cassie.
— W takim razie mamy dwa do jednego! — Connor klasnął w dłonie oraz zatrzymał przejeżdżającą taksówkę. — Sorry braciak, ale zostałeś przegłosowany. Tak działa demokracja — dodał, wsiadając do samochodu razem z siostrą.
    Harry westchnął i wsiadł razem z nimi. Podał kierowcy adres, a po chwili mknęli już ulicami Londynu. Nagle Cassie rzekła:
— Okropnie się cieszę, że was poznałam. Złóżmy między sobą przysięgę, że już nikt i nic nas nie rozdzieli.
    Harry i Connor spojrzeli na siebie z uniesionymi brwiami, po czym obaj popukali się w czoło. Niezrażona dziewczyna nalegała coraz bardziej. W końcu, dla świętego spokoju zgodzili się, a siostra kazała im złapać ją za dłonie. Wyciągnęła z torby trzy medaliony z czerwoną różą i podała po jednym chłopakom.
— Kupiłam je kiedyś we Włoszech — wyjaśniła. — Nośmy to jako symbol naszej przysięgi.
— Żartujesz sobie?! — oburzył się Connor. — Mam nosić to babskie coś? To śmieszne.
— Wcale nie! — zaperzyła się Cassie. — To będzie nam o sobie przypominać, kiedy miną wakacje i każdy pójdzie w swoją stronę.
    Harry'emu również nie podobała się perspektywa noszenia wisiorka. Jednak po raz kolejny Cassie nie dała im spokoju, póki nie spełnili jej życzenia. Ze zrezygnowanymi minami założyli medaliony na szyję oraz schowali je pod koszulkami. Dziewczyna nagle przytuliła jednego, a potem drugiego mówiąc:
— Kocham was, chłopaki.
— My ciebie też — odpowiedział ze śmiechem Harry, którego rozbawiło zachowanie siostry.
    Taksówka dojechała na Privet Drive. Connor zapłacił kierowcy i wysiedli, kierując się w stronę domu Dursleyów. Harry czuł się nieswojo. Nigdy nie przypuszczał, że kiedykolwiek wróci tu z własnej woli. No może nie do końca z własnej, ale jednak wrócił. Stanęli przed drzwiami, a najstarszy Potter zapukał do drzwi. Czekając, aż zostaną otwarte, Cassie rzekła:
— Ładny ogród.
— Bardzo! — sarknął Harry. — Zgadnij, kto musiał go pielęgnować?
— Ty? — zapytała, a chłopak kiwnął głową z dziwną miną.
    Drzwi się otworzyły i stanęła w nich ciotka Petunia. Na widok Harry'ego jej oczy rozszerzyły się, a widząc dwójkę jego towarzyszy, mało nie wyszły jej z orbit. Zapytała słabym głosem:
— Harry?
— Witaj ciociu — odpowiedział Wybraniec, marząc, aby nagle stąd zniknąć. Spojrzał na rodzeństwo. — To jest...
— Connor Potter — przerwał mu jego brat. — A to Cassandra.
— A co was tu sprowadza?
— Nie mamy co robić w domu — odpowiedział Connor. — A poza tym chciałem poznać siostrę mojej mamy. To coś złego?
— N-n-nie — jąkała się Petunia. — Wejdźcie.
    Weszli do przedpokoju. Cassie i Connor z zaciekawieniem przyglądali się wystrojowi. Harry poprowadził ich do salonu, gdzie wszyscy troje usiedli. Petunia nadal wpatrywała się w nich z napięciem.
— Ładnie tu — odezwała się Cassie, uśmiechając się do kobiety. — Wszystko takie czyste i kolorowe.
— Może napijecie się czegoś? — zapytała ciotka, powoli dochodząc do siebie. — Vernon jest w pracy, a Dudley wyszedł z kolegami.
— Poprosimy herbatę — odrzekł Connor. — I coś do jedzenia. Zgłodniałem.
    Ciotka zniknęła w kuchni, a Connor z zaciekawieniem oglądał fotografie na kominku. Uśmiechnął się pod nosem widząc zdjęcie Dudleya z czasów dzieciństwa. „Wygląda jak piłka plażowa” myślał. Widząc, że Harry nadal czuje się tu nieswojo, usiadł obok niego na kanapie.
— Co jest?
— Musimy tu być? — odparł Harry. — Głupio się czuję.
— Wyluzuj. — Poklepał brata po ramieniu. — Nic złego się nie stanie.
— Dobrze, że chociaż wuja nie ma — westchnął chłopak.
— Chodź, pokażesz mi swój pokój — zaproponował Connor, wstając z kanapy.
    Weszli po schodach i skierowali się do dawnego pokoju Harry'ego. Był w innym stanie, niż Potter go zapamiętał. Teraz lśnił czystością oraz nigdzie nie walały się rozrzucone książki. Szesnastolatek podszedł do okna oraz wyjrzał przez nie. Odwrócił się do chłopaka, mówiąc:
— Nie miałeś tu wygód, co?
— Pomijając zepsutą szafę, kraty w oknach i klapkę w drzwiach na podawanie jedzenia, nie było tu najgorzej. Nikt tu nigdy nie wchodził, więc nie musiałem znosić docinek Dursleyów, gdy tu byłem.
— Miałeś jakichś znajomych?
— Była taka jedna. Miała na imię Jennifer, ale wyprowadziła się rok temu. Szkoda, bo ładna była z niej dziewczyna. Ona jedna nie traktowała mnie tu jak psychola. Chyba nawet trochę się w niej podkochiwałem.
    Connor zaśmiał się. Jeszcze raz omiótł wzrokiem pokój.

***

    Kiedy chłopcy udali się na górę, ciotka Petunia weszła do salonu, niosąc filiżanki z herbatą oraz talerz z ciastkami. Zobaczyła jak Cassie siedzi na kanapie. Młoda dziewczyna uśmiechnęła się do niej i podziękowała za poczęstunek. Kobieta usiadła naprzeciwko niej, pytając:
— No to... Gdzie mieszkałaś przez ten czas?
— We Włoszech, u przyjaciółki mojego ojca.
— Mhm.
    Sączyły herbatę, nie wiedząc jak zacząć rozmowę. Obie czuły się skrępowane. W końcu Cassie przerwała niezręczne milczenie:
— Ma ciocia śliczny ogród.
— Dziękuję — odpowiedziała Petunia. — Mam słabość do kwiatów.
— Też je lubię — uśmiechnęła się dziewczyna. — Najbardziej uwielbiam fiołki. Mają cudowny zapach, zwłaszcza wiosną.
— Skoro tak ci się podoba, to może chcesz zobaczyć go z bliska? — zapytała pani Dursley, odstawiając filiżankę.
— Chętnie.
    Wyszły przez oszklone drzwi do ogrodu. Petunia wyraźnie się rozluźniła. Coraz częściej mówiła o rodzajach kwiatów, które posiadała w swoim królestwie. Cassie też wtrącała swoje trzy grosze. Starsza kobieta musiała przyznać, że podoba jej się ta dziewczyna. „Jest tak ciekawska, jak Lily” — myślała. Kiedy wróciły do domu, chłopcy siedzieli już w salonie. Na ich widok przerwali rozmowę oraz powstali. Connor zaproponował, aby Harry oprowadził po domu Cassie. Został sam z panią domu, która przypatrywała mu się niespokojnie. Wzbudzał w niej nieokreślony strach, jak gdyby gdzieś go już spotkała.
— Harry pokazał mi swój pokój — zaczął chłopak. — I opowiedział co nieco o tym, co go tutaj spotkało. Nie przyjechałem tu tylko dla kaprysu. Chciałem sprawdzić, jak zareagujecie na jego widok i czy wyciągnęliście coś z lekcji, którą niedawno wam dałem.
    Ciotka Petunia zbladła na twarzy. Przypomniała sobie, gdzie już spotkała chłopaka.
— To byłeś ty — rzekła, patrząc na Connora. — Wtedy na parkingu.
    Skinął głową.
— Jak widzę, moja lekcja przyniosła rezultaty. Przynajmniej jeśli chodzi o ciebie. Jednak, czy Vernon zareaguje tak samo?
— On nigdy nie zaakceptuje Harry'ego — odparła ciotka z przekonaniem.
— A ty? — zapytał Connor, patrząc jej w oczy. — Zaakceptowałaś to, kim jest?
— Nigdy mi to nie przeszkadzało — wyznała Petunia. — Myślę, że kierowała mną bardziej złość na waszą matkę niż na niego. Wszyscy uważali, że chciałam być jak ona, ale to nieprawda. Ja po prostu chciałam, by zwracała na mnie uwagę. Kiedyś, jeszcze zanim dostała list z Hogwartu, byłyśmy nierozłączne, ale potem wszystko się zmieniło. Znalazła w szkole przyjaciół i bardzo prędko o mnie zapomniała. Oczywiście pisywała listy, lecz to nie było to samo, co wtedy. Gdy wracała do domu, nie zwracała na mnie uwagi. Siedziała zamknięta w pokoju, czytając te swoje magiczne księgi i wysyłając listy do tego Snape’a. Ja przestałam dla niej istnieć. A przecież nie prosiłam o zbyt wiele. Pragnęłam tylko, żeby rozmawiała ze mną jak dawniej, by opowiedziała mi o zamku. W końcu zaczęłam ją ignorować, aż w końcu znienawidziłam. Jak Dumbledore oddał mi chłopaka pod opiekę, myślałam, że Lily obserwuje swojego syna z miejsca, do którego trafiła. Chciałam, żeby widziała, jak jej dziecko jest przeze mnie ignorowane i poniżane. By zobaczyła, że jej syn czuje się dokładnie tak samo, jak ja, kiedy mnie odrzuciła. Dopiero niedawno zaczęłam zdawać sobie sprawę, że to niesprawiedliwe karać dziecko za błędy matki. Twoja, hmmm, interwencja tylko mnie w tym uświadomiła.
    Connor wstał oraz podszedł do Petunii. Kładąc jej rękę na ramieniu, rzekł:
— Dobra z ciebie kobieta, ciociu — powiedział. — Popełniłaś kilka błędów, ale kto ich nie popełnia? Nie wiem, jakie były relacje twoje i mamy, ale wiesz, co powiedział mi kiedyś pewien człowiek? Powiedział mi, że jeśli to, co było cię nie zadowala, zapomnij o tym. Wymyśl sobie inną historię życia i uwierz w nią. Pamiętaj tylko te chwile, w których byłaś szczęśliwa i kiedy udało ci się zrealizować swoje cele. Ty też powinnaś przestać żyć przeszłością. Jestem pewien, że cię kochała, nawet jeśli ci tego nie okazywała, a Harry nie jest nią. To, że ona cię zraniła, nie znaczy, że i on zrobi to samo.
    Po policzku Petunii spłynęła łza, ale szybko ją wytarła. Tymczasem Cassie i Harry wrócili. Ciotka podeszła do Wybrańca i mocno go przytuliła. Zaskoczony Harry aż zachłysnął się powietrzem i przez chwilę w jego głowie zrodziło się podejrzenie, że Connor potraktował ciotkę jakimś zaklęciem. Kobieta odsunęła się od niego i powiedziała:
— Przepraszam cię, Harry. Przepraszam za wszystko, co musiałeś przeze mnie znosić. Byłam beznadziejnym opiekunem, ale jeśli kiedykolwiek tu wrócisz, wiedz, że postaram się to naprawić.
    Harry był w zbyt dużym szoku, by odpowiedzieć. Kiedy Dumbledore zabierał go do Kwatery, ciotka powiedziała mu mniej więcej to samo, ale pomyślał, że to obecność dyrektora zmusiła ją do tego. Patrzył w jej oczy, jednak nie dostrzegł w nich fałszu. Dlatego skinął głową i powiedział, że wybacza.
— Na nas już czas — powiedział Connor. — Ściemnia się, musimy wracać.
    Wyszli na ulicę. Ciotka zamówiła im taksówkę, a kiedy wsiadali do samochodu pani Dursley powiedziała, że mogą ją odwiedzać, kiedy będą chcieli. Cała trójka wróciła do Londynu, a każdy był pogrążony we własnych myślach. Gdy stanęli przed Kwaterą Główną, Harry rzekł do Connora:
— Nie wiem, co jej nagadałeś, ale najwyraźniej nieźle ją to poruszyło.
— Ja nic nie zrobiłem — odpowiedział Connor. — Po prostu zaakceptowała przeszłość.
— Co? — zdziwił się Harry, jednak tamten machnął ręką.
— Nieważne — rzucił.
— Wiesz, tak czy siak dzięki. Może teraz będzie można tam wytrzymać.
— Jestem twoim starszym bratem — odparł chłopak, czochrając go po włosach z uśmiechem. — A starsi bracia opiekują się młodszymi. Taka jest kolej rzeczy. Choć czasami moje zachowanie temu przeczy, to nie mam serca z kamienia.
    Gdy weszli do domu Cassie, Harry i Connor udali się na kolację do kuchni, gdzie przy stole siedzieli wszyscy domownicy. Po posiłku miało odbyć się zebranie, więc wyproszono z kuchni młodzież. Protestowali, lecz to nic nie dało. W końcu starszy Potter wyrwał się z rąk pani Weasley i stanął przed Dumbledore'em.
— Z tego, co mi wiadomo, mój brat jest tym, który ma pokonać Voldemorta, tak? Jeśli dobrze zrozumiałem słowa przepowiedni.
— Skąd wiesz o przepowiedni? — zapytał Dumbledore.
— Harry mi wczoraj powiedział — odparł Connor.
    Harry zmarszczył brwi. Był pewien, że nie wspomniał o tym rodzeństwu ani słowem. „Skąd on o tym do cholery wie?” — myślał. Chciał powiedzieć, że to nieprawda, jednak morderczy wzrok brata powstrzymał go od tego. Stał i czekał na rozwój wypadków. Tymczasem najstarszy Potter znów przemówił:
— Więc jak, ma go pokonać czy nie?
— Tak — odpowiedział zrezygnowany starzec.
— W takim razie, dlaczego odcinacie go od informacji? — Głos Connora kipiał wściekłością. — Kto jak kto, ale on chyba powinien wiedzieć, co się dzieje na świecie i jakie plany ma Czarny Kretyn, prawda? — Kilka osób parsknęło śmiechem na określenie Voldemorta.
— Ale on jest zdecydowanie za młody — zainterweniowała pani Weasley.
— Na zdobycie Kamienia Filozoficznego jakoś nie był za młody. Tak samo, jak na walkę z bazyliszkiem w Komnacie Tajemnic lub na wzięcie udziału w Turnieju Trójmagicznym. Przecież nie mówię, że ma teraz wybiec na ulice i wyzwać go na pojedynek, ale dowiedzieć się o jego planach chyba ma prawo, co?
    Wszyscy w pomieszczeniu zaniemówili. Syriusz i Remus uśmiechali się z rozbawieniem, widząc miny pozostałych i w myślach zgadzali się z Potterem. Pani Weasley gorączkowo szukała argumentów, lecz nic nie przychodziło jej do głowy. Natomiast przyjaciele Harry'ego i pozostali z zapartym tchem obserwowali całą scenę. Jedynie Jonathan szczerzył się jak wariat. Wiedział już, że Connor wygrał tę bitwę. Zresztą wiedział też, że przyjaciel zawsze dostaje to, czego chce.
— No dobrze — rzekł w końcu Dumbledore. — Zostaje tylko pan Potter — zastrzegł.
— I ja — dodał Connor. Albus skinął głową.
— A my?! — oburzyli się pozostali.
— Was to nie dotyczy! Nie macie powodu, żeby tu sterczeć! — huknął na nich Moody.
— Harry i tak opowie nam wszystko! — odwarknął Ron.
    Pani Weasley załamała ręce oraz błagalnie popatrzyła na Dumbledore'a. Ten odezwał się do Connora:
— No i widzisz, co narobiłeś?
— Mają prawo wiedzieć — odparł chłopak. — Ukrywanie przed nimi prawdy jest nie fair. Harry, Ron i Hermiona wielokrotnie krzyżowali plany Voldemorta. Można rzec, że są nieoficjalnymi członkami Zakonu. A skoro oni mają prawo znać jego plany, to mogą o nich wiedzieć także Ginny, Cassie, Jonathan i bliźniacy. Nie rozumiem, dlaczego nie chcecie by byli na zebraniach? No, chyba że podejrzewacie nas o szpiegostwo?
    Ostatnie pytanie ostatecznie zaważyło na decyzji Dumbledore'a.
— W porządku, możecie wszyscy zostać — powiedział, a Connor uśmiechnął się z triumfem. — Tylko proszę, byście nam nie przeszkadzali.
    Zgodzili się ochoczo, po czym wszyscy zasiedli przy kuchennym stole. Dumbledore pierwszy zabrał głos:
— Dzisiaj chciałbym omówić kwestię bezpieczeństwa Hogwartu w nadchodzącym roku szkolnym. Kingsley, czy aurorzy z Ministerstwa mogliby pełnić warty w zamku i Hogsmeade?
— Obawiam się, że to niemożliwe, Albusie. Praktycznie wszyscy są postawieni w stan najwyższej gotowości w obawie przed atakiem śmierciożerców. Pozostali ochraniają Osborne’a. Nie mamy wystarczająco dużo ludzi.
— To może elfowie albo druidzi podjęliby się tego? — zapytała profesor McGonagall.
— Już z nimi rozmawiałem. Twierdzą, że mają ważniejsze rzeczy do roboty niż pilnowanie dzieciaków.
— W ostateczności możemy spróbować dogadać się z goblinami — wtrącił Mundungus, ale pozostali powątpiewająco kiwali głowami.
— Chyba raczej nie mamy co liczyć na ich pomoc, Fletcher — powiedział Moody.
— W takim razie nie mamy nikogo — rzekł Dumbledore. — To bardzo źle. Jeśli zdecydowaliby się na atak, sami nauczyciele nie daliby im rady.
— A gdyby istniał ktoś, kto może wam pomóc? — Nagle odezwał się Connor. Jonathan popatrzył na niego zaskoczony.
— Kogo masz na myśli? — zaciekawił się Remus, lecz chłopak go zignorował.
— Gdyby istniał ktoś, kto zapewniłby bezpieczeństwo uczniom Hogwartu przyjęlibyście pomoc? Nie zadając niepotrzebnych pytań? Potrafilibyście zaufać obcym?
— To zależy — odpowiedział starzec, patrząc na chłopaka zaintrygowanym spojrzeniem.
— Stary, chyba nie zamierzasz...? — szepnął do przyjaciela Jonathan.
— Cicho — Starszy Potter spojrzał krótko na rudzielca. — Byliby to świetnie wyszkoleni czarodzieje, którzy w zamian za dostęp do wszelkich informacji, jakie Zakon posiada o poplecznikach Voldemorta, zgodziliby się strzec zamku. Oczywiście z pełnym zakwaterowaniem i wyżywieniem.
    Harry i reszta patrzyli na szesnastolatka szeroko otwartymi oczami, ale chłopak wpatrywał się w dyrektora oraz zdawał się nie zwracać na nikogo uwagi.
— Więc jak? — zapytał.
— Czy masz coś wspólnego z tymi ludźmi, Connorze? — zapytał Dumbledore.
— Można tak powiedzieć — odpowiedział wymijająco. — Do niczego was nie zmuszam. Sam pan mówił, że potrzebuje pan wsparcia. Wyciągam pomocną dłoń i to wasza sprawa czy ją przyjmiecie.
— Wątpię, żeby jakikolwiek dzieciak miał nam coś wartościowego do zaoferowania — wtrącił się Snape z pogardą w głosie. — Chcę tylko zwrócić na siebie uwagę.
    Connor obrzucił go pełnym obrzydzenia spojrzeniem, które podziałało na Snape'a jak płachta na byka. Oczy Mistrza Eliksirów zapłonęły wściekłością. Byle smarkacz nie będzie tak na niego patrzył, a już na pewno nie Potter. Jego złość wzrosła po słowach chłopaka skierowanych w jego stronę.
— W przeciwieństwie do ciebie, Severusie, mam coś wartościowego do zaoferowania. To twoje raporty typu „Nie udało mi się niczego dowiedzieć”, są raczej bezwartościowe, nie uważasz?
— Jak śmiesz! — wycedził Snape. Sam nie wiedział, co go bardziej rozjuszyło: czy to, że smarkacz mówił do niego po imieniu czy, że kwestionował jego pracę.
— Nie denerwuj się tak. – Connor słodko uśmiechał się do nauczyciela eliksirów. — Złość piękności szkodzi. Chociaż – dodał, lustrując go z góry na dół. — Tobie chyba to nie grozi.
    Ostatnie słowa Connora spowodowały dyskretny chichot żeńskiej części towarzystwa. Natomiast Syriusz bezczelnie szczerzył się, patrząc na odwiecznego wroga. Snape zrobił taki ruch, jakby chciał sięgnąć po różdżkę, lecz Dumbledore wtrącił się pomiędzy nich:
— Przestańcie! — Jego głos był lekko podniesiony. — Wróćmy do tematu rozmowy. Connorze, nie mogę ot tak powierzyć ochrony Hogwartu w obce ręce. Jeśli mam przyjąć twoją ofertę muszę dowiedzieć się czegoś więcej.
— Pod warunkiem, że tylko pan będzie o tym wiedział — zastrzegł chłopak po chwili milczenia.
— Oczywiście — odparł dyrektor.
— Możemy do nich iść choćby teraz. — Starszy Potter wstał od stołu i wyciągnął dłoń do Dumbledore'a. — Niech mnie pan chwyci za rękę.
    Dumbledore zrobił zdziwioną minę i bacznie przyglądał się Connorowi. Przeszło mu przez myśl, że zdecydowanie nie był taki jak Harry i pozostali. Biła od niego niezwykła pewność siebie oraz tajemniczość, a teraz chciał się z nim teleportować. Już samo to, że opanował tę sztukę świadczyło, że znacznie wykracza poza poziom swoich rówieśników. Nie zastanawiając się dłużej, chwycił chłopaka za rękę i obaj zniknęli. Pozostali nie wierzyli własnym oczom. Syriusz i Remus wyglądali, jakby zobaczyli ducha.
— Czy on... Czy on się właśnie teleportował? — wyjąkała Hermiona.
— W wieku szesnastu lat? — dopowiedział Ron.
— Bez licencji? — wydukała Ginny.
— No tak — stwierdził Moody. — Pan Potter zdecydowanie potrafi zaskakiwać.
    Natomiast Connor wraz z Albusem wylądowali przy wielkiej, marmurowej bramie. Dumbledore z zaciekawieniem przypatrywał się okolicy. Znajdowali się w dolinie otoczonej pasmem górskim. Porastała ją zielona trawa, na której kwitły różne odmiany kwiatów. Wąska rzeczka przecinająca nizinę wpadała między drzewa, które tworzyły ogromny las. Ścieżka, na której stali z jednej strony prowadziła do puszczy, a z drugiej przechodziła przez wejście do miasta. Na łące, poza potężnymi obronnymi murami można było spostrzec przeróżne magiczne zwierzęta. Były tu stada hipogryfów, testrali oraz pegazów. Dyrektor przetarł oczy pewien, że śni. Czuł się tak, jakby znalazł się w innym świecie, w którym nie ma żadnych złych sił. Wszystko było tutaj tak piękne i dobre, że przez krótką chwilę zapragnął zostać tu na stałe. Minęła ich jakaś młoda kobieta niosąca kosz pełen świeżych jabłek. Ukłoniła się chłopakowi oraz rzuciła zaciekawione spojrzenie na jego towarzysza. Staruszek odwrócił się do Pottera i zobaczył, że ten mu się przypatruje.
— Robi wrażenie, prawda? — zapytał.
— Jeszcze jakie — odpowiedział Albus, a Connor zaśmiał się i teatralnym gestem rozłożył ręce.
— Witam w Tytanie, panie Dumbledore.


2 komentarze:

  1. Hejka:) rozdział jak zwykle fantastyczny. Zastanawia mnie Connor bo jest niesamowity. Bardzo fajnie go kreujesz i sadze ze przysporzy więcej problemów jak Harry. Myślę że Connor bedzie tu kluczową postacią, chociaż moge się mylić :) Cas i Harry tez maja fajna relacje jako rodzina. Petunia mnie zaskakuje moze faktycznie się zmieni? Jak do tej pory to chyba twój najdłuższy rozdział :)Oby tak dalej i utrzymaj tempo dodawania notek i bedzie cudownie:D takze powodzenia i weny i czekam na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  2. W zasadzie nie wiem, jak mam skomentować moralność Connora. Generalnie go rozumiem i zgadzam się, że w pewnych okolicznościach użycie przemocy jest zrozumiałe. Harry i spółka żyją w świecie ogarniętym wojną, więc zabicie kogoś, np. w obronie własnej, jest w pewien sposób uzasadnione. Patrząc jednak na to z innej strony, czy zwykli ludzie mają prawo decydować o tym, kto ma żyć, a kto nie? Czy zabijając śmierciożerców, nie zachowują się dokładnie tak jak oni? Uważam, że można by długo dyskutować na ten temat, dlatego poprzestanę na tym, co już napisałem.

    W tym rozdziale pojawiła się kwestia, której kompletnie nie rozumiem. I nie chodzi tu tylko o Twoje opowiadanie, ale również o twórczość Rowling.
    Harry dowiaduje się, że istnieje przepowiednia, która mówi o tym, że będzie się musiał zmierzyć z Voldemortem. Pomijając to, że wielokrotnie otarł się o śmierć, nie mogę zrozumieć jego lekceważącego podejścia do ww. przepowiedni. Gdybym ja był na jego miejscu, to zrobiłbym wszystko, żeby nauczyć się jak najwięcej o magii. Jak głupi wertowałbym książki, byleby tylko znaleźć jakieś zaklęcia, które pomogą mi przeżyć. Harry natomiast ma totalną zlewkę na wszystko, woli się dołować i wmawiać sobie, że nie ma żadnych szans, niż solidnie wziąć się do roboty. Naprawdę go nie rozumiem, zważywszy na to, że chociażby w domu Syriusza ma dostęp do różnych - zapewne obrzydliwych, ale i pomocnych - książek.

    Podobało mi się w tym rozdziale to, że Petunia zrozumiała, co robiła źle i wyciągnęła ze swoich błędów odpowiednie wnioski. Mimo że ogromna w tym zasługa Connora.

    Jestem również zadowolony, że Connor postawił się Dumbledore'owi i wymusił na nim dopuszczenie Harry'ego i spółki do zebrania ZF. Jego argumenty były naprawdę dobre, ale - niestety - uwypukliły wady młodszego Pottera. Znowu mamy tutaj do czynienia z żenującym podejściem Harry'ego do kwestii związanej z jego przeznaczeniem.

    No cóż, jestem ciekawy, czy zachowanie Harry'ego kiedykolwiek się zmieni. Na razie nic więcej nie mam do powiedzenia. Jeśli mi się uda, to jeszcze dzisiaj dodam komentarze do kilku następnych rozdziałów. Jeśli nie, najprawdopodobniej zrobię to w połowie tygodnia.

    Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń

Mrs Black bajkowe-szablony