sobota, 11 lutego 2017

Rozdział 12 „Bitwa na Pokątnej”






    Voldemort wykrzywił usta w pogardliwym uśmiechu oraz zasyczał złowrogo. Gdy przemówił, jego głos zmroził krew wszystkim obecnym.
— Albo jesteś bardzo odważny, albo bardzo głupi, by tak się do mnie zwracać, chłopcze.
— Pewnie jedno i drugie. — Głos Connora mógł śmiało mierzyć się z tonem Voldemorta.
— Aż tak ci zależy na śmierci? No dobrze, w takim razie spełnię twoje żądanie.
    Czarny Pan rzucił zaklęcie uśmiercające w kierunku Connora. Najstarszy Potter błyskawicznie się uchylił i odpowiedział tym samym. Obaj czarodzieje walczyli zaciekle, mierząc się wyzywającymi spojrzeniami.
    Voldemort atakował z zaskakującą szybkością, zmuszając Connora do ciągłego cofania się. Inni członkowie Cieni starali się mu pomóc, ale co czujniejsi śmierciożercy skutecznie im to uniemożliwiali. Chłopak był zdany sam na siebie, ale nie zamierzał uciekać ani się poddać. Tak bardzo marzył o tym pojedynku. Od dawna zastanawiał się, czy da radę w bezpośrednim starciu z czarnoksiężnikiem i teraz kiedy wreszcie ma okazję, nie zamierzał pozwolić, aby ktokolwiek się wtrącał. Jednak wyglądało na to, że nie docenił siły Czarnego Pana, ponieważ od dobrych kilku minut to on miał kontrolę nad tą walką. Ciągle rzucał w niego klątwami, zmuszając go do nieustannych uników. Potter czekał na moment, w którym będzie mógł wyprowadzić skuteczny kontratak i ten wreszcie nadszedł.
    Jak tylko Voldemort zwolnił tempo rzucania czarów, natychmiast wystrzelił do przodu oraz rzucił zaklęcie cięcia, które zderzyło się z zielonym promieniem lecącym w jego stronę. Następnie posłał Avadę w kierunku Czarnego Pana. Czarnoksiężnik zmrużył oczy i zniknął, pojawiając się za plecami Connora. Chłopak nie zdążył uchronić się przed atakiem i poczuł, jak jego stopy odrywają się od ziemi. Wpadł przez szybę do jednego ze sklepów, boleśnie raniąc sobie dłoń. Nie przejął się tym zbytnio oraz szybko sięgnął do kieszeni szaty, w której miał fiolkę z eliksirem przeciwbólowym.
— Wyłaź, chłopcze! — krzyknął Riddle. — Tak bardzo chciałeś się ze mną zmierzyć, więc nie chowaj się teraz jak zwykły szczur!
    Connor wyszedł przez rozbite okno i ponownie stanął na wybrukowanej ulicy. Patrzył na Voldemorta z nienawiścią w oczach. Czarny Pan uśmiechnął się kpiąco, mówiąc:
— To wszystko, na co cię stać? W takim razie muszę przyznać, że wszyscy członkowie rodziny Potterów to nieudacznicy. Powinieneś wiedzieć, że ze mną nikt nie może wygrać. Za swoją niewiedzę zapłacisz najwyższą cenę. Avada Kedavra!
    Zielony promień mknął w stronę Connora. Chłopak błyskawicznie uskoczył w bok oraz wyczarował lodowe kolce, które wystrzeliły w kierunku Voldemorta. Czarny Pan stłamsił je jednym machnięciem różdżki i wyprowadził kontratak. Obaj walczący sięgali po coraz potężniejsze klątwy, ale żaden z nich nie był w stanie poważnie zagrozić swojemu przeciwnikowi. Nagle rzucili jakieś zaklęcia, których pozostali obserwatorzy nawet nie znali. Huknęło jak z armaty, a czarnoksiężnika i Pottera zasłonił tuman kurzu. Słychać było tylko ich wzajemne przekleństwa i krzyki.
    Wreszcie śmierciożercy i aurorzy dostrzegli, że obaj czarodzieje leżą wyczerpani na ulicy. Poplecznicy Voldemorta wpadli w panikę na widok swojego mistrza w takim stanie oraz zaczęli uciekać z miejsca bitwy. Pracownicy Ministerstwa rzucili się na nich, ale udało im się schwytać zaledwie garstkę. W końcu pojawił się Albus Dumbledore, który w porę powstrzymał Czarnego Pana przed rzuceniem Avady na wyczerpanego Connora. Riddle, widząc człowieka, którego się bał, syknął cicho i przeniósł wzrok na chłopaka.
— Jeszcze się zobaczymy — powiedział tylko, po czym zniknął.
    Connor patrzył przez chwile na miejsce, w którym zniknął Riddle, a potem osunął się na ziemię. Ta walka go wyczerpała. Tymczasem członkowie Zakonu Feniksa z Dumbledore'em na czele zajęli się przywracaniem ulicy do poprzedniego stanu. Natomiast przy Potterze natychmiast znaleźli się Cassie oraz Harry. Dziewczyna rzuciła mu się na szyję i z całej siły go przytuliła.
— Dzięki Bogu, żyjesz! — mówiła ze łzami. — Jak mogłeś zachować się tak nieodpowiedzialnie?! Czy ty wiesz, co ja przeżywałam, widząc to wszystko?! Kim są ci ludzie w czarnych płaszczach?!
— Cassie, proszę, udusisz mnie — jęknął Connor, próbując uwolnić się z ramion siostry. — Zgubiłem się po pierwszym pytaniu, które mi zadałaś. Jednak masz rację. Myślę, że nadszedł już czas, byście poznali prawdę, ale opowiem wam wszystko, dopiero gdy wrócimy na Grimmauld Place. Teraz jestem wyczerpany.
    Próbował wstać, ale zachwiał się na nogach. Harry przytrzymał go w pasie i poprowadził do pozostałych. Remus, Syriusz, Hermiona, Ron, bliźniacy, Ginny, wszyscy członkowie Zakonu oraz aurorzy przypatrywali mu się z szacunkiem i podziwem. Gdy przechodził między nimi, Wybraniec zauważył, że ludzie w czarnych płaszczach nawet chylą przed nim głowy. Podszedł do nich Jonathan, który pomógł Gryfonowi trzymać chłopaka w pionie. Gdy doszli do jedynej ocalałej ławki, usadzili na niej Connora.
— Cassie mało nie odgryzła sobie palców — zaczął Harry. — A Moody'emu omal nie wypadło oko, jak na to wszystko patrzył.
— Złapaliśmy jednego ze śmierciożerców — podjął Jonathan. — Lou i Azami zabrali go do Tytanu na przesłuchanie.
— Zaraz do nich dołączymy — powiedział Connor, kiwając głową.
— W tym stanie? — zapytał Gryfon.
— Daj spokój, nic mi nie jest. — Chłopak machnął ręką. — Chwilę odpocznę i wszystko będzie w porządku.
    Podeszła do nich jedna z zakapturzonych postaci. Ukłoniła się Connorowi i powiedziała:
— Panie Potter, jeden ze śmierciożerców został schwytany i odstawiony do Tytanu.
— Wiem, Jonathan już mi to powiedział — odparł Connor. — Jakie są straty?
— Z Cieni nie zginął nikt. Z Zakonu także. Jedynie kilku aurorów poległo
— Rozumiem — powiedział starszy Potter. — Idź do miasta i przygotuj więźnia. Zaraz tam przyjdę.
— Tak jest!
    Cień zniknął im z oczu, a Connor zwrócił się do Harry'ego:
— Obiecałem, że opowiem wam o sobie. Jednak teraz muszę zająć się tym śmierciożercą. Pogadamy później, ok?
    Harry skinął głową. Connor wstał z ławki oraz dał znak Jonathanowi, po czym zaczęli zbliżać się do Cieni. Jednak drogę zagrodził im Syriusz z Remusem.
— To było... — zaczął Łapa.
— Niesamowite — dokończył Remus.
— Bawicie się w bliźniaków? — zapytał Connor z lekkim uśmiechem.
— To z wrażenia — odpowiedział wilkołak. — Gdzie ty się tego wszystkiego nauczyłeś?
— Tu i tam — rzucił chłopak. — Słuchajcie, mam teraz ważną rzecz do załatwienia. Wszystko wam wyjaśnię później, dobrze?
    Mężczyźni skinęli głowami. Jonathan i Connor podeszli do grupki Cieni, rozmawiających z Dumbledore'em. Kiedy do nich dołączył, Albus rzekł z uśmiechem:
— Dzięki twoim ludziom nie ponieśliśmy wielkich strat.
— O tak, jestem z nich dumny — powiedział Connor, a członkowie Cieni z godnością przyjęli pochwałę dowódcy. — Muszę uregulować parę spraw w Tytanie. Potem pewnie przenocuje u siebie, więc na Grimmauld Place pojawię się rano.
— Oczywiście. — Starzec pokiwał głową. — Jutro wieczorem odbędzie się spotkanie Zakonu. Jeśli chcesz, możesz w nim uczestniczyć, oczywiście razem z panem Jonathanem.
— Przyjdziemy — zapewnił starszy Potter.
— Mam do ciebie jeszcze jedną prośbę, ale porozmawiamy o tym po jutrzejszym zebraniu.
    Connor skinął głową i Dumbledore odszedł. Zwrócił się do jednego z zakapturzonych, który miał czerwoną naszywkę na płaszczu.
— Kapitanie, proszę zebrać swój dywizjon i wracać do Tytanu.
— Tak jest! — odpowiedział zakapturzony, po czym oddalił się, aby zwołać ludzi.
    Connor i Jonathan teleportowali się do miasta. Przebrali się w czyste ubrania oraz zeszli do lochów. Weszli do tego samego pomieszczenia, w którym niegdyś siedział Rowle. Dwóch umięśnionych mężczyzn biło przykutego do ściany śmierciożercę. Gdy chłopak wszedł, obydwaj stanęli na baczność, spoglądając na Pottera.
— Powiedział coś? — zapytał chłopak.
— Na razie nie — odparł jeden z umięśnionych. — Wspomniał tylko o jakiejś bazie śmierciożerców ulokowanej w górach, ale nie chce zdradzić dokładnego miejsca.
— Mamy to z niego wycisnąć? — zagadał drugi, ściskając w ręku olbrzymi sekator.
— Nie. — Connor pokręcił głową. — Sam się tym zajmę. Zostawcie nas. Dajcie mi tylko klucz do kajdan.
    Jeden z osiłków podał Connorowi klucz. Gdy wszyscy wyszli, zostawiając Pottera sam na sam ze śmierciożercą, chłopak zapytał:
— Jak się nazywasz?
    Cisza.
— Przepraszam za nich — ciągnął Potter. — To dobrzy ludzie, ale są trochę porywczy. Nieźle cię urządzili.
    Znowu cisza. Connor podszedł do śmierciożercy i uwolnił go z kajdan. Wskazał mu krzesło, a sam usiadł po przeciwnej stronie małego stołu.
— Posłuchaj, po co chcesz się męczyć? I tak wycisnę z ciebie wszystko, co wiesz. Od ciebie zależy czy pójdzie to bezboleśnie, czy nie. Wiem, że jesteś jedynie płotką. Ja poluję tylko na grube ryby.
— Czarny Pan i tak cię dorwie.
— Ma teraz ważniejsze sprawy na głowie — odrzekł Connor. — Z pewnością czeka go długa kuracja.
    Śmierciożerca zgrzytnął zębami.
— Nie lubię fizycznych tortur — podjął na nowo Connor. — Są nieskuteczne. Na ból można się uodpornić. A taki dobrze zbudowany facet jak ty, z pewnością potrafi wiele znieść. Zanim powiedziałbyś mi wszystko, co wiesz, minęłoby dużo czasu. Przy okazji zamieniłbym to miejsce w rzeźnie. Dlatego nie będę cię bił, kroił lub coś w tym stylu. Za to cierpienia psychiczne, o tak, mówią, że te są o wiele lepsze. Każdy człowiek ma jakiś słaby punkt. Twoim jest żona Monica oraz córeczka Eileen. Czytam ci w myślach, odkąd tu wszedłem. Chyba nie chcesz, żeby przez twój upór spotkało je coś złego, prawda?
— Są w bezpiecznym miejscu. Czarny Pan ich ochrania.
— Czyżby? — zapytał z uniesioną brwią, po czym wstał i walnął pięścią w drzwi. Jeden z osiłków wszedł do środka. — Przyprowadź naszych gości.
    Barczysty chłop skinął głową i wyszedł. Po chwili wrócił, prowadząc dwie przerażone osoby. Kobietę w wieku około trzydziestu lat oraz ośmioletnie dziecko. Śmierciożerca zerwał się na równe nogi.
— Monica, Eileen! Wypuść je!
— Siadaj! — zagrzmiał Connor. — Nadal wierzysz w niezawodność Czarnego Pana?! Mów, gdzie jest baza śmierciożerców, albo zaraz zobaczysz, jak twoja żona wygląda w środku! Chociaż... — dodał po chwili. — Jest niezła. Więc może najpierw inaczej się z nią zabawię.
    Connor znacząco zlustrował ją z góry do dołu. Śmierciożerca wyrywał się, ale osiłek mocno go przytrzymywał.
— Zapytam po raz ostatni — powiedział Connor. — Gdzie jest baza?
— Nie odważysz się! — krzyknął śmierciożerca. — Blefujesz! Nie wierzę ci, rozumiesz?!
— Mark, proszę, powiedz mu wszystko — załkała kobieta.
— Jak chcesz — westchnął Potter, po czym wezwał do pokoju drugiego ochroniarza. — Zasłoń dziewczynce oczy.
    Kiedy Connor upewnił się, że dziewczynka nic nie widzi, kazał przypiąć śmierciożercę do ściany. Gdy czarodziej spełnił rozkaz, chłopak rzucił kobietę na stół oraz zaklęciem przywiązał jej ręce i nogi. Potem zdarł z niej ubranie, pozostawiając jedynie bieliznę. Spojrzał na mężczyznę, który był aż siny z furii.
— Nadal sądzisz, że blefuję?
— Nic nie wiem o żadnej bazie! — wydarł się. — Wiem tylko, że istnieje, ale nie mam pojęcia gdzie, przysięgam!
    Connor rozłożył ręce.
— Uparty jesteś! Szkoda, że twoja żona poniesie za to karę.
    Kobieta zaczęła krzyczeć i wyrywać się, równocześnie błagając męża, by powiedział wszystko, co wie. Jednak Connor stwierdził, że ten zmarnował swoją szansę i teraz za to zapłaci. Wyjął nóż i wbił jej go w brzuch. Powtarzał pchnięcia, aż wyzionęła ducha. Po twarzy śmierciożercy spływały łzy, a całą celę wypełniał jego krzyk.
— Zabiję cię! Nie daruję ci tego! Będziesz zdychał w męczarniach!
— Masz ostatnią szansę! Mów gdzie jest baza albo zaraz twoja córeczka zobaczy, co zostało z jej matki! A potem podzieli jej los!
    Śmierciożerca nadal milczał, więc Connor podszedł do dziewczynki z nożem w garści. Gdy był o krok od niej, więzień krzyknął:
— Dobra, już dobra! Powiem wszystko, ale proszę, nie rób jej krzywdy! Proszę! — mówił łamiącym się głosem.
— Słucham — odpowiedział Connor.
— Baza jest w Tatrach! To góry leżące w Polsce!
— Dlaczego właśnie tam?
— Mamy informacje, że w tym kraju jest największe skupisko druidów. Czarny Pan wysłał śmierciożerców, by obserwowali ich ruchy oraz, gdyby tamci zdecydowali się dołączyć do wojny, wyeliminować ich. Więcej nic nie wiem, proszę, zostaw ją w spokoju.
— Teren jest duży. Potrzebuje dokładnego miejsca.
— Dam ci mapę z zaznaczonym wejściem do obozu. Jest w wewnętrznej kieszeni mojego płaszcza.
    Connor wyjął z jego kieszeni żądany przedmiot. Otworzył mapę i uważnie ją studiował. Potem podszedł do dziewczynki oraz szepnął jej na ucho.
— Podziękuj ładnie tatusiowi, gdy się spotkacie. Właśnie uratował ci życie. — Odwrócił się do goryli. — Wyprowadźcie ją.
    Ledwie dziewczynka wyszła, śmierciożerca poczuł ból głowy. Na moment całe pomieszczenie zamigotało mu przed oczami, a gdy odzyskał widoczność, zobaczył Connora siedzącego po drugiej stronie stołu. Nie było na nim rozprutego ciała jego żony ani córki.
— Gdzie one są?! — krzyknął. — Gdzie moja córka?!
    Śmierciożerca rzucił się na niego, ale zaklęcie Connora odrzuciło go na ścianę. Łańcuchy znów oplotły jego dłonie.
— Nigdy ich tu nie było — odpowiedział Connor. — Falsumencja, mówi ci to coś?
— Nie — odparł śmierciożerca.
— To dziedzina magii umysłu, pozwalająca na podsyłanie ofierze fałszywych obrazów. Nie widziałeś zatem rzeczywistości, a jedynie iluzję, którą zaszczepiłem w twoim umyśle. Mówiłem ci, że tortury psychiczne są o wiele skuteczniejsze od fizycznych. Wyśpiewałeś mi wszystko jak kanarek. Twoja żona i córka zapewne siedzą teraz w domu, zastanawiając się, dlaczego jeszcze nie ma cię z nimi.
— Ty sukinsynie! — wysyczał więzień, gdy dotarło do niego, że dał się oszukać.
— Dziękuje za współpracę — powiedział chłopak i wyszedł.
    Gdy mijał osiłków, powiedział im tylko:
— Nie nabrudźcie za bardzo.
    Skinęli głowami i weszli do pomieszczenia z więźniem. Natomiast Connor zagadał do Jonathana:
— Zbierz kilkoro ludzi i teleportujcie się w to miejsce.
    Pokazał mu mapę. Chłopak obejrzał ją oraz skinął głową. Wyszedł, a Potter przywołał swój miecz i teleportował się w odpowiednie miejsce. Wylądował przed wejściem do jaskini, znajdującym się w głębi lasu. Po chwili usłyszał trzask i dołączył do niego Jonathan, Lou i Azami. Z nimi przybyło kilkudziesięciu innych wojowników. Connor pokrótce wytłumaczył im, o co chodzi.
— Znajdujemy się przed wejściem do jednego z obozu przeciwników. Naszym zadaniem jest eliminacja wszystkich. Nie bierzemy jeńców. Wasza czwórka... — dodał, wskazując na wojowników. — Niech rozejrzy się po lesie i sprawdzi, czy nie ma żadnych niespodzianek. Ewentualnie poszukajcie drugiego wejścia lub czegoś podobnego. Wy dwoje... — Wskazał na odpowiednich ludzi. — Zostaniecie tutaj na wypadek, gdyby ktoś chciał tu wejść lub wyjść. Zabijajcie wszystkich, którzy będą mieli na sobie płaszcze śmierciożerców. A pozostali idą za mną.
    Wszyscy skinęli głowami, pokazując, że zrozumieli rozkazy. Weszli do jaskini oraz rzucili zaklęcie Lumos. Po chwili korytarz się rozwidlał, więc rozdzielili się na dwie grupy. Jonathan i Lou, razem z innymi poszli w lewo, a pozostali w prawo. Idąc wciąż przed siebie, nie napotykali żadnego oporu. Azami zrównała się z Connorem.
— A jak nas wykiwał?
— Na pewno nie — odparł chłopak. — Wątpisz w moje metody?
— Skąd! — rzuciła dziewczyna. — Ale tu jest tak cicho.
    Jak na zawołanie gdzieś z głębi dały się słyszeć fruwające zaklęcia. Wszyscy popatrzyli po sobie.
— Chyba grupa Jonathana i Lou znalazła śmierciożerców — stwierdził jeden z członków Cieni.
    Connor skinął głową i szli dalej, zachowując maksimum czujności. Nagle przed nimi znalazły się trzy zakapturzone postacie. Azami rzuciła Drętwotę na jednego z nich. Rozpoczęła się walka. Śmierciożercy rzucali zaklęcia chaotycznie, tak więc świetnie wyszkoleni członkowie Cieni nie mieli z nimi większego problemu. Biegli przed siebie nie zwalniając kroku. Dotarli do okrągłego pomieszczenia, które było chyba główną komnatą. Wszędzie były stoły i krzesła, a na meblach leżały różne zwitki pergaminu. Z odchodzących korytarzy wychodzili poplecznicy Voldemorta. Potter wyjął miecz oraz zaczął dziesiątkować nim oponentów. Pozostali nie byli gorsi, a po chwili pokój zamienił się w rzeźnię. Wszędzie walały się trupy. Dwóch wojowników niestety nie przeżyło spotkania z przeważającymi siłami wroga. Przeciwnicy napływali ze wszystkich stron. Dziewczyna podbiegła do chłopaka.
— Jest ich za dużo! — krzyknęła. — Musimy się wycofać!
    Skinął głową i wszyscy zniknęli w korytarzu, z którego przyszli. Poplecznicy Voldemorta deptali im po piętach. Nagle Azami krzyknęła, po czym padła na ziemię. Connor rzucił zaklęcie wybuchające, celując w górę. Jaskinia zatrzęsła się, a przejście zaczęło się zawalać. Potter szybko podniósł dziewczynę oraz przerzucił ją przez ramię. Spadające głazy odgrodziły ich od śmierciożerców. Gdy ponownie znaleźli się na rozwidleniu, chłopak rzekł do towarzyszy:
— Znajdźcie Jonathana i resztę. Powiedzcie im, by natychmiast tu przyszli.
    Wojownicy skinęli głowami i zniknęli w lewej odnodze. Connor tymczasem cucił nieprzytomną dziewczynę. Gdy ta zaczęła odzyskiwać przytomność, jedna ze ścian rozsunęła się, ukazując przejście. Wyskoczyła z niego dwójka śmierciożerców. Wyszarpnął różdżkę oraz zaklęciem tnącym poderżnął jednemu gardło. Na jego miejsce zaraz wbiegł kolejny. Walcząc z dwoma przeciwnikami naraz, czuł, że zmęczenie po walce z Voldemortem daje o sobie znać. Nie miał sił rzucać bardziej zaawansowanych uroków. Musiał więc radzić sobie tymi podstawowymi. W duchu liczył na to, że dziewczyna obudzi się i trochę mu pomoże. Wiedział, że jeśli szybko czegoś nie wymyśli, będzie z nim krucho. Atakowało go już nie dwóch, a sześciu wrogów. Czar oszałamiający został odbity przez jednego oponenta, który natychmiast odpowiedział kontratakiem. W tym czasie jego towarzysz rzucił na niego Diffindo, przed którym Potter nie zdążył się obronić. Poczuł, jak krew wypływa z rany na brzuchu, ale nawet na chwilę nie przestał walczyć. W końcu uniósł miecz i rzucił nim w popleczników Voldemorta, równocześnie mrucząc coś pod nosem. Nagle z jednego ostrza zrobiło się pięć innych i wszyscy zostali przebici na wylot. Podszedł do przyjaciółki.
— No dalej, wstawaj.
    Dziewczyna z trudem spełniła jego polecenie. Gdy spojrzała na ranę na jego brzuchu zbladła. Connor jednak machnął ręką, pokazując, że to nic takiego.
— Musimy znaleźć resztę. Śmierciożercy weszli tu przez tajemne przejście. Chodź!
    Złapał ją za rękę i pociągnął w kierunku, skąd wcześniej wyskoczyli wrogowie. Idąc ciemnym korytarzem, z niepokojem rozglądali się dookoła. Nagle ciszę przerwał głośny ryk, który wstrząsnął stropem. Connor spojrzał na przerażoną Azami.
— Co to było? — zapytała słabo.
— Nie chcę krakać, ale chyba mają trolla.
— Merlinie! — jęknęła dziewczyna.
    Szli naprzód. Nagle doszli do pomieszczenia, w którym byli niedawno. O dziwo, było bardzo cicho.
— Co teraz? — zapytała dziewczyna.
    Connor wpadł na genialny pomysł.
— Hektor! — zawołał.
    Tuż obok jego stóp zmaterializował się domowy skrzat.
— Zbadaj okolicę. Sprawdź, gdzie znajdują się Jonathan, Lou i pozostali.
— Tak jest, sir!
    Skrzat zniknął, a Connor opadł na krzesło. Rana na brzuchu coraz bardziej dawała o sobie znać. Podeszła do niego Azami.
— Nie wygląda to dobrze — rzekła, wskazując na jego brzuch.
— Dam radę, jak zawsze — odpowiedział chłopak.
— Przestań — szepnęła dziewczyna. — Nie jesteś niezniszczalny. Poczekaj, zrobię chociaż prowizoryczny opatrunek.
    W czasie, gdy dziewczyna opatrywała Connora, ten przeglądał papiery na stole. Wszystkie zawierały instrukcję walki z druidami oraz sposoby na obronę przed ich magią. Hektor zjawił się dokładnie w chwili, gdy Azami kończyła opatrunek.
— Pan Jonathan jest po drugiej stronie jaskini, sir. Trzeba iść tym korytarzem, na pierwszym rozwidleniu skręcić w lewo, a potem dwa razy w prawo.
— Dziękuje, Hektorze. Wracaj do zamku.
    Skrzat zniknął, a Potter skinął głową na Azami. Poszli w kierunku wskazanym przez Hektora. Gdy byli w połowie drogi, poczuli okropny fetor, a następnie ziemia pod ich nogami zaczęła drżeć. Spojrzeli na siebie. Z naprzeciwka nadchodził olbrzymi górski troll, a kiedy ich zobaczył, zaryczał oraz ruszył na nich, wywijając olbrzymią maczugą. Rzucili się do ucieczki. Connor powtórzył sztuczkę z czarem wybuchającym. Kolejny korytarz zaczął się walić. Jednak to nie było w stanie zatrzymać szarżującego potwora. Mknął na nich, rozwalając po drodze przeszkody. Głazy zasypywały korytarz coraz szybciej. Podczas biegu chłopak potknął się o jeden kamień i stracił na moment równowagę. Zaczął umykać przed spadającymi skałami, ratując się zaklęciem tarczy. Nagle poczuł, jak coś ciężkiego przygniata mu nogę. Wrzasnął z bólu. Dziewczyna, która była kilka kroków przed nim, usłyszała tylko:
— Kurwa mać! Moja noga!
    Odwróciła się, a to, co zobaczyła, zmroziło jej krew w żyłach. Connor leżał na ziemi z lewą nogą przygniecioną kamieniami. Podbiegła do niego, próbując go wyciągnąć, ale na nic się to zdało. Tymczasem górski troll zbliżał się do nich coraz szybciej. Spanikowana nie wiedziała, co ma robić.
— Azami! — krzyknął Connor, widząc, że panika bierze nad nią górę. — Znajdź Jonathana oraz Lou i przyjdźcie tu! Sam nie dam rady temu trollowi!
— Nie zostawię cię! — zaprotestowała dziewczyna.
— Jak tu zostaniesz, to zginiemy oboje! — wrzasnął chłopak. — Potrzebujemy pomocy! Znajdź chłopaków!
    Azami kiwnęła głową i pobiegła dalej. Odwróciła się jeszcze oraz zobaczyła, jak Potter próbuje się wydostać. Dziewczyna zniknęła w korytarzu, a troll zbliżał się do chłopaka. Connor widząc, że nie ma innego wyjścia, zacisnął zęby i wycelował różdżką w głaz. Rzucił na niego zaklęcie wybuchające. Wrzasnął, gdy odłamki jeszcze bardziej go poraniły. Wstał i zaczął kuśtykać w stronę wyjścia. Znalazł się w okrągłej komnacie, gdzie runął na ziemię. Potwór zjawił się chwilę po nim. Nastolatek wstał i wyciągnął miecz, przy okazji zażywając eliksir, który przez jakiś czas podwyższał poziom adrenaliny oraz niwelował ból. Czekał, aż oponent wykona pierwszy ruch. Wiedział, że w takim stanie nie da mu rady, więc postanowił grać na zwłokę, w nadziei, że dziewczyna szybko sprowadzi posiłki. Zablokował jego atak, po czym sam wyprowadził cios. Monstrum zaryczało wściekle i zaczęło machać szaleńczo swoją bronią. Dzielnie się bronił, ale z powodu wyczerpania i odniesionych ran, jego szybkość spadła. Poczuł, że brakuje mu tchu, kiedy maczuga trafiła go w bok. Poleciał na ścianę i z impetem w nią uderzył. Obraz całkowicie mu się rozjeżdżał. Teraz bardziej zdawał się na słuch niż na wzrok. Usłyszał głośne stąpanie po swojej lewej i na oślep machnął bronią. Nie wiedział, jakim cudem zablokował uderzenie, ale zaraz potem stwór chwycił go za gardło. Krztusząc się i kurczowo łapiąc powietrze, próbował wyrwać się z morderczego uścisku. Potrząsnął nim kilka razy w powietrzu i znowu przerzucił przez całe pomieszczenie. Mikstura stopniowo przestawała działać, ponieważ ból w żebrach oraz nodze stawał się coraz bardziej uciążliwy, tak że chwilami miał problemy z oddychaniem. Poderwał się do pionu i w momencie, gdy nieprzyjaciel chciał zgnieść go olbrzymią pięścią, wskoczył na jego rękę i wbiegł po niej na plecy przeciwnika. Odwrócił się w kierunku jego karku i ostatkiem sił wbił ostrze prosto w jego gardło. Bestia zacharczała i po kilku sekundach padła martwa. Szesnastolatek sturlał się z ciała wroga. Nie uszedł nawet kilku metrów. Padł na kolana, plując krwią oraz spazmatycznie łapiąc oddech. Jak przez mgłę ujrzał dwóch popleczników Voldemorta, zmierzających ku niemu. Rozległe obrażenia, których doznał, sprawiły, że nie miał sił się bronić. „Cóż, wygląda na to, że w końcu nadeszła moja kolej” — pomyślał. Z westchnieniem zamknął oczy, czekając na śmierć. Nie wiedział, jak długo tak klęczał, lecz w końcu uchylił powieki. Ujrzał swoich niedoszłych morderców leżących bez życia z nożami wystającymi z ich pleców. Zdołał jeszcze zobaczyć mężczyznę z krótkimi włosami przyprószonymi siwizną, który wolno do niego podchodził. Potem ogarnęła go ciemność.



4 komentarze:

  1. Hejo:) rozdział świetny. Connor jak zwykle mnie rozwala swoim zachowaniem jak i podejściem do życia. Harry mam nadzieje że się zmieni i nie będzie taką ciapą i tchórzem :) podoba mi się jak kreujesz postać Cassie- taka mala niepozorna osóbka a tyle pokładów energii ma w sobie. Szkoda ze nie masz już rozdziałów na zapas, ale mam nadzieję że szybko je uzupełnisz:D czekam na cudowny ciąg dalszy:D pozdrawiam i mnóstwo weny i wizji co do tego opowiadania życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem Ci szczerze, że nie dziwię się, że Pati odniosła wrażenie, że Connor stanie się głównym bohaterem tego opowiadania, bo ja miałem podobne myśli. Cieszę się jednak, że wyjaśniłeś tę kwestię, bo byłem odrobinę zaniepokojony. :)

    I to jest ten rozdział, w którym - moim zdaniem - totalnie odpłynąłeś. To na jego przykładzie chciałbym Ci wyjaśnić, dlaczego ostatnio napisałem, że przesadziłeś z umiejętnościami Connora. Zanim jednak do tego przejdę, odniosę się do Twojej odpowiedzi na mój komentarz.

    Mógłbym uznać, że telepatia jest unikalną umiejętność, którą Connor odziedziczył po jakichś krewnych. Rozumiem, że potrzebne Ci to było do rozdziału, ale nie oszukujmy się, nawet w książkach Rowling niewiele było osób, które potrafiłyby swobodnie posługiwać się tą umiejętnością. Skoro tacy czarodzieje jak Dumbledore czy Voldemort nie byli w stanie używać telepatii, to nie uwierzę, że jakiś szesnastolatek był. Jak dla mnie to zbyt naciągane.

    Mogę przeboleć swobodę, z jaką Connor rzuca zaklęcia albo fakt, że potrafi się teleportować. Okej, uczył się w Tytanie i tam zdobył te umiejętności. Nawet fakt, że jest przywódcą Cieni mi nie przeszkadza, bo zakładam, że solidnie się napracował, zanim zasłużył sobie na to stanowisko. Do tego nie mam więc absolutnie żadnych obiekcji.:)

    Przyjrzyjmy się zatem samemu pojedynkowi z Voldemortem. Powiem jedno - nie kupuję go. Smok, który odbija Avadę? Uważam, że przesadziłeś, bo zrobiłeś z Connora superbohatera, który z palcem w dupie (przepraszam za wyrażenie) mógł roznieść w pojedynku i Dumbledore'a, i Voldemorta. Już nie wspomnę o tym, że Harry - na tle brata - jest tak żałosną postacią, że najlepiej by było, gdyby zniknął (niestety w oryginale również ograniczał się do kilku podstawowych zaklęć, więc nie mam o to do Ciebie żadnych pretensji). Jak dla mnie już teraz mógłbyś skończyć opowiadanie, bo gdyby Connor chciał, zabiłby Voldemorta i nie byłoby problemu. Rozumiesz już o co mi chodzi? Stworzyłeś bohatera, który niszy magię tego opowiadania - Connor jest zbyt dobrym wojownikiem, przez co nie spodziewam się żadnego „bum” w rozdziałach, w których się pojawia. Zbyt łatwo mu wszystko przychodzi, zbyt wiele umie, jest zbyt doskonały.
    Oczywiście nie chcę, żebyś teraz zmieniał koncepcję swojego opowiadania, bo nie w tym rzecz. Po prostu zapamiętaj, że czasami lepiej, by Twój bohater używał mózgu i dzięki przebiegłości pokonywał swoich przeciwników, aniżeli był niczym jakiś bóg. ;)

    Mam nadzieję, że aż tak bardzo nie przejmiesz się tym komentarzem. To moja opinia, Ty nie musisz się z nią zgadzać. Ważne, żeby opowiadanie wzbudzało jakieś emocje. We mnie wzbudziło, więc masz za to dużego plusa. :D

    Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej!

    Postanowiłam pod tym rozdziałem nawiązać do poprzednich, trochę popisać o bohaterach, bo teraz mam już mniej więcej jakiś obraz. Mam nadzieję, że jeden dłuższy komentarz zamiast kilku krótszych Cię nie zawiedzie :)

    Jak już wcześniej wspomniałam, nie jestem wielką fanką dodawania nowych członków rodziny Potterów. Nigdy tego nie kupowałam, wydawało mi się to naciągane i szerokim łukiem omijałam takie opowiadania. Chyba pierwszy raz spotykam się z sytuacją, gdzie Harry ma aż dwójkę rodzeństwa :D Piszesz dobrze, pomysł jest ciekawy, więc postanowiłam się przekonać do rodzeństwa Potterów.

    Nie umiem dokładnie określić, co czuję w stosunku do Harry'ego, bo było go dość mało w poprzednich rozdziałach. Jak na głównego bohatera, wręcz za mało, no ale jak sam napisałeś, ma się to zmienić już niedługo.

    Nie jestem pewna, czy chodziło Ci właśnie o to, ale uśmiechnęłam się, kiedy zacząłeś opisywać Tytana. Może się mylę, ale bardzo skojarzyło mi się to z moim Tectum, chociaż Tytan jest o wiele bardziej... waleczny :D

    Cassie... również nie mam zbyt dużo do powiedzenia na jej temat, na razie wydaję się miłą, sympatyczną osóbką, choć nie brakuje jej charakterku. Jak kobieta ze snu (Eladiera, czy się nie mylę?) powiedziała, Cassandra może uratować Connora. Moim zdaniem, dziewczyna będzie niejednokrotnie próbowała godzić Harry'ego i Connora, bo coś czuję, że mogą się często nie zgadzać w wielu sprawach.

    No i na sam koniec, Connor. Jeju, chciałabym móc powiedzieć, że go lubię, ale... na razie wzbudza u mnie niechęć. To nie tak, że wszystkie jego postępowania nie przypadły mi do gustu, bo chwilami zgadzałam się z jego słowami, ale jest kilka rzeczy, których nie potrafię zaakceptować.

    Tak jak Daniel wyżej wspomniał, rozumiem swobodę, z jaką starszy Potter posługuje się zaklęciami, bo lata ćwiczeń przynoszą efekty, akceptuję też jego pozycję przywódcy, ale możliwość telepatii już nie do końca. Może to dlatego, że w wielu opowiadaniach bohaterowie, którzy jej używali byli typowymi Mary Sue i Gary Stu, więc teraz ta umiejętność źle mi się kojarzy.

    Pojedynek z Voldemortem poszedł mu troszeczkę za łatwo, ale na plus to, że jednak Voldzio miał nad Connorem częściej przewagę :D

    Muszę przyznać, że nie spodobało mi się jego postępowanie w tym rozdziale. Już nie chodzi o walkę w bazie (swoją drogą, bardzo miły polski akcent, tym bardziej, że Tatry to moja wielka miłość i często, gdy akcja jakiejś książki rozgrywa się w górach, to właśnie je sobie wyobrażam), bo ta była naprawdę dobrze opisana, ale o przesłuchanie. Cieszę się bardzo, że wszystko okazało się iluzją, bo w innym przypadku, znienawidziłabym Pottera i nic już by tego nie zmieniło.

    Mam nadzieję, że nie poczujesz się urażony moimi niektórymi uwagami, bo jeśli chodzi o całokształt, to masz u mnie wielkiego plusa. Opisy są ciekawe i nie nudzą, dialogi nie są sztuczne i bawią, a historia Pierwotnych mnie zauroczyła. Oby tak dalej, a "Rodzeństwo Potterów" zagości w moich ulubionych historiach :)

    Pozdrawiam i życzę masy weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :)

      Tutaj się różnimy, ponieważ ja osobiście uwielbiam motyw, w którym występuje jeszcze jakiś członek rodziny Potterów. Nieważne czy to brat, siostra, ciocia, wujek czy ktoś inny :D Niestety większość takich opowiadań, które czytałem nie były zbyt dobrze napisane :/ Pamiętam, że tylko jedno mnie zauroczyło, ale niestety zostało już dawno usunięte. A szkoda :(

      Co do częstszego pojawiania się Harry'ego to muszę cię ostrzec. Oczywiście, jakby nie patrzeć jest to fanfiction o Harrym Potterze, więc jak najbardziej to jemu będę poświecał najwięcej uwagi, ale nie znaczy to, że wystąpi on w każdym rozdziale. Będą się zdarzały rozdziały, rzadko, ale jednak będą, że Harry będzie jedynie wspominany, a bohaterem będzie ktoś inny. Wszystko przez to, że lubię opisywać wydarzenia z perspektywy nie jednego, a kilku bohaterów. Zabieg ten podoba mi się również w normalnych książkach :) Tak więc może się zdarzyć rozdział, gdzie będę opisywał jakiś konkretny wątek z punktu widzenia konkretnego bohatera :)

      Connor od początku miał być silnym, tajemniczym, mrocznym i nieprzewidywalnym człowiekiem i mam nadzieję, że udało mi się ten cel osiągnąć. Osobiście bardzo lubię tę postać, chociaż momentami mnie też strasznie irytuje :) Wielu czytelników narzeka na jego umiejętności twierdząc, że są zbyt wielkie. Ale zważywszy na to, że wychowywał się w organizacji, która została założona przez jednego z Pierwotnych, to można się spodziewać, że będzie znacznie odstawał poziomem od innych. Tym bardziej, że później zaczął naukę na własną rękę i niekoniecznie tylko zaklęć z zakresu białej magii :) Z drugiej strony jego umiejętności i siła są doskonałą motywacją do tego, aby Harry zaczął ćwiczyć, by pewnego dnia móc w stanie mu dorównać, bo na chwilę obecną jest zdecydowanie za słaby :D

      Ogólnie ten pojedynek to jedna wielka porażka :D To dwunasty rozdział, jestem teraz na dwudziestym czwartym, a ja nadal pluję sobie w brodę, że wprowadziłem ten wątek :D Ta wersja i tak jest znośniejsza, bo poprzednia to był istny koszmar :D Zdecydowanie najgorszy rozdział w tej historii (przynajmniej według mnie xd).

      Oczywiście, że poczułem się urażony Twoimi uwagami i nic tego nie zmieni :( No może z wyjątkiem dobrego kebaba albo jakiś ciasteczek :D Żartuję, wyrażaj uwagi jakie chcesz, bo o to chodzi w komentarzach, a ja z chęcią czytam opinię, co należy poprawi. :)

      Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam :)

      PS Odpowiedź na Twój komentarz wyglądała zupełnie inaczej, ale przez przypadek ją usunąłem i musiałem pisać drugi raz :D

      Usuń

Mrs Black bajkowe-szablony