sobota, 18 lutego 2017

Rozdział 13 „Po bitwie”



    Harry i pozostali dochodzili do siebie po niedawnych wydarzeniach. Przez cały dom na Grimmauld Place przewijali się członkowie Zakonu, raportując o stratach własnych i śmierciożerców. Nikt nie interesował się nieletnimi czarodziejami, więc opuścili pomieszczenie i skierowali się na piętro. Gdy Ginny zamknęła drzwi swojego pokoju, odwróciła się do Pottera i powiedziała.
— Ale heca, co? Twój brat wszystko wywrócił do góry nogami.
— Nie wiem jak wam, ale mnie Connor coraz mniej się podoba — zaczęła Hermiona. — Jest w nim coś dziwnego i przerażającego. Uważam, że z kimś, kto jest zdolny pojedynkować się z Sami Wiecie Kim na równym poziomie, mogą być w przyszłości kłopoty.
— Daj spokój — zaprotestował Weasley. —To był naprawdę świetny pojedynek.
— Dobrze, że mamy go po swojej stronie — dodała Ginny. — Chociaż nieczęsto to mówię, to zgadzam się z Ronem. Z nim mamy chociaż jakieś szanse w walce.
— Jeszcze mamy go po swojej stronie — rzuciła z przekąsem szatynka. — Ale założę się, że będzie chciał mieć go u siebie. Wszyscy wiemy, że nie spocznie, póki nie będzie miał w swojej armii takiego sojusznika jak on.
— Po tym, co mu dzisiaj zrobił, ja raczej obstawiałbym, że Voldemort będzie chciał go rozszarpać, a nie zwerbować — odezwał się milczący dotąd Harry. — Poza tym nie jest typem człowieka, który słucha rozkazów.
— Mówcie, co chcecie. — Dziewczyna była nieugięta. — Ale ostrzegam was, że będą z nim problemy.
— Swoją drogą, ktoś z was zna zaklęcia, którymi się posługiwał? — zapytała Cassie.
— Formuły były dziwne — odpowiedziała panna Granger. — Na pewno nie jest to magia, której uczą w szkole. Może to elfickie czary?
— Albo druidzkie — podsunęła rudowłosa.
— Jakiekolwiek by nie były wyglądały nieziemsko. — Rudzielec nadal zachwycał się niedawnym widowiskiem. — Stary, myślisz, że jakbym go poprosił, nauczyłby mnie kilku?
— A bo ja wiem? — Potter wzruszył ramionami. — Spróbuj.
— Tylko byś go rozbawił — oświadczyła ze złośliwą miną. — Nie radzisz sobie nawet ze zwykłą Drętwotą.
— Cicho siedź! — odgryzł się jej brat. — Dzieci nie powinny przeszkadzać dorosłym.
— Kogo tak nazywasz? — Jego siostra ściągnęła brwi.
— Ciebie — odparł bezczelnie chłopak, a potem wrócił do poprzedniego tematu. — Jak nie on, to może Jonathan. Widziałem, że też nieźle sobie radził. Pomyśl, gdyby wykorzystać któreś z nich w szkole. Na przykład na Malfoyu. — Zarechotał złośliwie.
— Malfoyu? — zainteresowała się Cassandra. — Draconie Malfoyu?
— Tak — odparł zdziwiony Gryfon. — Znasz go?
— Spotkałam go dzisiaj w księgarni. W sumie tylko mi się przedstawił i nieudolnie próbował poderwać.
— Co takiego?! — wrzasnął, zrywając się z łóżka. — I co mu powiedziałaś?!
— Nie mów do mnie tym tonem — wyszeptała ostrzegawczo w stronę chłopaka. — Nie rozmawiałam z nim. Wyminęłam go i poszłam do lodziarni.
    Harry z ulgą opadł na krzesło. Przez chwilę przed oczami stanęli mu Cassie i Malfoy jako zakochana para. Na tę myśl aż się wzdrygnął. Tymczasem Ginny tłumaczyła nieświadomej dziewczynie, kim jest Draco. Wybraniec razem z Ronem i Hermioną dyskutowali przyciszonymi głosami o wydarzeniach na Pokątnej. Temat niezwykłych umiejętności Connora odszedł chwilowo w zapomnienie.
— A ci ludzie, którzy słuchali jego rozkazów? Nie wyglądali na aurorów ani członków Zakonu. Kolejny punkt na coraz dłuższej liście tajemnic, które otaczają twojego brata.
— Hermiono! — Harry powoli się irytował. — Czy ty aby nie przesadzasz? Przecież on uratował mi dzisiaj życie, a ty najeżdżasz na niego, jakby coś ci zrobił.
— Nic takiego nie robię! — oburzyła się szatynka. — Po prostu mówię, że nie można go lekceważyć. Czytałam o wielu osobach, które dysponowały potężną mocą i wiesz co? Większość z nich była taka jak Sam Wiesz Kto.
— Chcesz powiedzieć — Cassie przerwała rozmowę z Ginny. — Że mój brat zostanie drugim psycholem, żądnym władzy nad światem?
— Już mówiłam, ja nic nie sugeruję — odpowiedziała Gryfonka, czując się niepewnie pod świdrującym wzrokiem siostry Wybrańca. — Ja tylko...
— Posłuchaj. — Cassandra nie dała jej dokończyć. — Bardzo cię lubię, ale nawet tobie nie pozwolę oskarżać go o takie coś. Jeżeli masz zamiar mieszać go z błotem, to przynajmniej rób to, gdy tego nie słyszę.
— Ale ja naprawdę — Zmieszana dziewczyna zaczęła się tłumaczyć. — Nie miałam na myśli, że Connor...
— Doprawdy? — zapytała słodkim głosem. — To o co ci chodziło?
    Hermiona umilkła speszona. Cassie patrzyła na nią przez chwilę, a gdy zrozumiała, że nie doczeka się odpowiedzi, wstała i opuściła pokój. Szatynka po chwili wahania zrobiła to samo. Gdy za panną Granger zamknęły się drzwi, Harry powiedział:
— Nigdy nie sądziłem, że będzie zdolna to powiedzieć. Wy też myślicie, że mój brat jest drugim Voldemortem?
— Nie, Harry, nie uważamy tak — powiedziała Ginny. — Ale sam przyznaj, że jego umiejętności, a nawet charakter są ciut niepokojące.
— To jeszcze niczego nie dowodzi — odpowiedział Potter.
— Masz rację — potwierdziła rudowłosa. — Ale daje do myślenia.
    Dalszą rozmowę przerwał Syriusz, wchodząc do pokoju. Z miejsca wyczuł napiętą atmosferę, więc postanowił dowiedzieć się, co jest grane. Przyłączył się do młodzieży i prosto z mostu zapytał, co się stało. Harry opowiedział mu o słowach Hermiony. Gdy skończył, animag zmarszczył brwi.
— No cóż — powiedział. — Sądzę, że nie powinniśmy oceniać kogoś po pozorach. Rozmawiałem z nim jakiś czas temu. Widzicie, Connor ma nieco, hmm, niecodzienne poglądy na wojnę i świat, ale to jeszcze niczego nie dowodzi. Myślę, że dzisiaj wystarczająco dobitnie pokazał po czyjej stoi stronie.
    Harry poczuł olbrzymią wdzięczność do Syriusza. Ginny i Ron także potwierdzili jego zdanie. Chwilę jeszcze porozmawiali o Connorze, a potem zaczęli dyskutować o nadchodzącym roku szkolnym.

***

    Harry po rozmowie z Syriuszem poczuł się lepiej. Cieszył się, że chociaż Łapa nie ma żadnych obiekcji co do jego brata. Gdy Potter wkroczył do kuchni, zauważył, że w pomieszczeniu siedzi Hermiona. Dziewczyna zobaczyła go i wstała.
— Przepraszam — powiedziała. — Nie powinnam mówić takich rzeczy. Wiem, przegięłam. Ale ja naprawdę nie miałam niczego złego na myśli.
— Spokojnie, Hermiono — uśmiechnął się Potter. — To wolny kraj, masz prawo wyrazić swoje zdanie. Tylko proszę cię, następnym razem przedstawiaj je nieco delikatniej, dobrze?
    Hermiona pokiwała głową. Harry uścisnął ją krótko, dając znak, że nie ma do niej żalu. Kiedy zobaczył, jak dziewczyna siada przy stole i wertuje książki, zaśmiał się pod nosem, ale nie przeszkodził przyjaciółce. Nagle zmarszczył brwi. Minęło już kilka godzin, a ani Connor, ani Jonathan nie pojawili się na Grimmauld Place. Potter nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Zobaczył, że Ginny biegnie w jego kierunku.
— Widziałeś wieczorne wydanie Proroka? — zapytała.
— Nie — odpowiedział Harry.
— To patrz.
    Ginny podała mu gazetę. Na pierwszej stronie było zdjęcie Voldemorta i Connora, stojących naprzeciwko siebie. Obydwaj mieli zacięty wyraz twarzy, a ich oczy płonęły żądzą mordu. Wielki nagłówek głosił:

Spektakularna bitwa na Ulicy Pokątnej! Czarodzieje oddychają z ulgą, zapala się światełko nadziei!

    Dziś w godzinach popołudniowych na Ulicy Pokątnej śmierciożercy postanowili odrobinę się zabawić. Aurorzy z Ministerstwa Magii zareagowali błyskawicznie. Razem z Zakonem Feniksa, organizacją walczącą z Sami Wiecie Kim, bronili obywateli. Po kilku minutach na scenie pojawili się tajemniczy osobnicy w czarnych płaszczach. Ich niebywałe umiejętności zasiały popłoch wśród zwolenników Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Śmierciożercy w krótkim czasie ponieśli olbrzymie straty. Niespodziewani sojusznicy byli dla nich absolutnie bezlitośni. Gdy zwycięstwo sił Dobra wydawało się bliskie, pojawił się Sami Wiecie Kto we własnej osobie. Pech chciał, że akurat tego dnia Harry Potter robił zakupy. Łatwo się domyślić, że stał się celem czarnoksiężnika. Młody czarodziej dzielnie się bronił, ale Sami Wiecie Kto był silniejszy. Gdy śmiertelne zaklęcie już prawie go dosięgło, ten po raz kolejny wymknął się śmierci. Nieznajomy uratował Chłopca, Który Przeżył i sam ściągnął na siebie gniew Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Jednakże Sami Wiecie Kto tym razem nie docenił swojego przeciwnika. Młodzieniec i Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać walczyli ze sobą jak równy z równym. Po kilkunastu minutach pojedynku, który z pewnością przejdzie do legendy, stała się rzecz niesłychana. Niepokonany dotąd Sami Wiecie Kto, razem z chłopakiem, leżeli na ziemi, obaj wyczerpani po potyczce oraz niemający sił na dalszą walkę. Kiedy pojawił się Albus Dumbledore, Mroczny Lord natychmiast opuścił miejsce bitwy, razem z ocalałymi poplecznikami. Nie udało nam się ustalić jego tożsamości, lecz jedno jest pewne. Dzisiejszy dzień odmienił nasz świat. Zasiał w sercach naszych obywateli nadzieję. Młody bohater przekonał nas, że istnieją jeszcze siły zdolne przeciwstawić się tyranii Sami Wiecie Kogo. Z pewnością wielu z nas odetchnie teraz z ulgą.

    Harry skończył czytać artykuł.
— Ale heca, co nie? — wyszczerzyła się Ginny. — To, co się stało, jest tematem numer jeden w całym kraju. Podsłuchałam, jak tata opowiadał mamie, że w Ministerstwie zapanowało istne pandemonium.
— Dlaczego? — zapytał Harry.
— Nie rozumiesz? — zdziwiła się panna Weasley. — Sam Wiesz Kto od zawsze uchodził za niepokonanego. Każdy bał się stawić mu czoła. Aż tu nagle dzisiaj jego autorytet legł w gruzach. I to za sprawą kogo? Jakiegoś tajemniczego chłopaka, o którym nikt nigdy nie słyszał. Nic dziwnego, że aurorzy chcą ustalić jego tożsamość, a co najważniejsze dowiedzieć się, jakie ma zamiary. Boją się go. Nie wiedzą, czy Connor jest ich sojusznikiem, czy ma własne cele. A twój brat, czy tego chciał, czy nie, na Pokątnej wyszedł z cienia.
— Może coś w tym jest — zgodził się Potter.
— Mówię ci — powiedziała dziewczyna. — Bardzo dużo się teraz zmieni.
    Po tych słowach Ginny opuściła Harry'ego. Młodzieniec znalazł Rona i dla zabicia czasu rozegrał z nim partyjkę szachów. Przyjaciel jak zwykle eliminował jego figury, jedne po drugich, samemu nie odnosząc większych strat. Rudzielec już miał kończyć partię, gdy z kuchni dobiegły ich odgłosy wielkiej krzątaniny i krzyki. Chłopcy popatrzyli na siebie i pędem skierowali się na dół. To, co zobaczyli w pomieszczeniu, sprawiło, że dostali gęsiej skórki. Przy kuchennym stole siedział Jonathan. Jego wygląd skojarzył mu się z filmami o zombie. Twarz, jak i ubranie miał całe we krwi oraz dyszał, jakby przebiegł kilkadziesiąt mil. Rude włosy, które zawsze utrzymywał w nienagannym porządku były potargane na wszystkie strony. Przerażona pani Weasley kręciła się wokół niego z domową apteczką, a w międzyczasie Syriusz z Remusem próbowali dowiedzieć się, dlaczego jest w takim stanie. Gryfon poczuł, jak coś przewraca mu się w żołądku. Uczucie to wzmogło się, gdy rozejrzawszy się dookoła, stwierdził, że brakuje Connora. Jonathan jednak był w zbyt wielkim szoku, aby cokolwiek im powiedzieć. Dysząc, sklecał nieskładne zdania, tak że nikt nie mógł go zrozumieć. W końcu, gdy Lunatyk przyniósł mu trochę whisky na uspokojenie, zaczął odzyskiwać panowanie nad sobą. Na jego oblicze wracały kolory, a także oddech nieco mu się wyrównał. W tym momencie Wybraniec zauważył, że nie przyszedł sam. Na krześle w rogu siedziała dziewczyna z niebieskimi włosami. Była tak samo blada jak jej towarzysz przed chwilą, a dodatkowo z jej oczu płynęły łzy. Podszedł do niej, chcąc jakoś pomóc, ale ubiegła go Cassie. Natychmiast znalazła się przy niej i opatrując jej rany, usiłowała coś z niej wycisnąć. Zamieszanie trwało przez dobre piętnaście minut, aż pojawił się nie kto inny, jak sam Albus Dumbledore. Widząc, w jakim stanie są przybysze, zrozumiał, że sprawa jest naprawdę bardzo poważna. Odwrócił się z zamiarem wyproszenia młodzieży, ale Potter odezwał się pierwszy.
— O nie, profesorze — powiedział stanowczo. — Niech pan nawet nie myśli, że stąd wyjdę.
— Zrobisz to, Harry, i to nie jest prośba — odpowiedział dyrektor twardo. — Nie wolno ci tu być.
— Mam to gdzieś! — ryknął Potter. — Mój brat był razem z nimi i nie ruszę się stąd, dopóki nie dowiem się, co się z nim stało!
    Na wspomnienie Connora dziewczyna znowu wybuchnęła płaczem. Harry widząc jej reakcję, obawiał się najgorszego, lecz postanowił zostać do końca. Albus widząc, że chłopak będzie trwał w swym postanowieniu, wzruszył ramionami i odwrócił się do Jonathana.
— Co się stało?
— My... — Jonathan, mimo że pochłaniał trunek szklanka za szklanką, nadal był niespokojny. — To miała być bułka z masłem, ale wszystko się schrzaniło!
— O czym pan mówi?
    Jonathan wziął głęboki oddech i zrelacjonował Albusowi, jak złapany śmierciożerca opowiedział im o tajnej bazie Voldemorta oraz jak do spółki z pozostałymi postanowili ją zniszczyć. Gdy doszedł do tego, co się stało w jaskini, Harry nie wytrzymał. Podbiegł do niego i złapał go za przód szaty.
— Co z moim bratem?!
— Harry, uspokój się! — rzekł stanowczo Dumbledore. — Pozwól Jonathanowi dokończyć!
— Kiedy wydawało się, że wszystko jest już opanowane, przybiegła do mnie Azami. — Chłopak wskazał na dziewczynę. — Powiedziała, że została zaatakowana przez trolla, a Connor został, by z nim walczyć mimo ciężkich ran. Natychmiast pobiegliśmy na ratunek, ale okazało się, że go tam nie ma. Znaleźliśmy jedynie truchło potwora. Nie było po nim żadnego śladu. A potem... — Rudzielcowi zaczął łamać się głos.
— Tak? — zapytał Albus.
— Jaskinia zaczęła się walić. Nie mogliśmy nic zrobić. Ledwo zdołaliśmy wydostać się na powierzchnię. Całe wnętrze zostało zasypane głazami.
— Chcesz powiedzieć, że tam został? — Odezwała się szeptem Cassie. — Nie wyszedł z wami?
    Jonathan pokręcił przecząco głową. Harry czuł, jakby ktoś przywalił mu obuchem w głowę. Nie chciał wierzyć w to, że Connor nie żyje. To było takie nierealne. „Przecież on niedawno pokonał samego Voldemorta!” — myślał. „Jakim cudem mógł zginąć z tak błahego powodu, jak zawalenie się jaskini?!”. Spojrzał na Cassie i zobaczył, jak jej ramiona drżą od wstrzymywania płaczu. Podszedł do siostry i przytulił ją z całej siły. Dziewczyna nie wytrzymała i zaczęła szlochać w jego ramię. Natomiast Dumbledore przymknął powieki, a po chwili powiedział:
— Powiedziałeś, że gdy dotarliście na miejsce, nie znaleźliście jego ciała. Skąd w takim razie pewność, że po prostu nie opuścił jaskini przed wami?
— Stamtąd było tylko jedno wyjście, pilnowane przez naszych ludzi. Zapytaliśmy ich, ale nie widzieli, aby Connor wychodził na powierzchnię.
— Nie wiadomo czy zginął na pewno — oświadczył Dumbledore. — Być może jakoś przetrwał.
— Próbujemy pozbyć się kamieni, by dokładnie przeczesać grotę. — Azami odezwała się po raz pierwszy.
— Zakon wam pomoże — zadecydował dyrektor. — Wyślę paru ochotników.
    Jonathan kiwnął głową. Harry z ulgi ledwo mógł ustać na nogach. A więc nie wszystko było stracone. Nadal istnieje nikła szansa, że najstarszy Potter mógł przeżyć wypadek. Wciąż trzymając siostrę w ramionach, zapytał:
— Mogę jakoś pomóc?
— Członkowie Zakonu i przyjaciele twojego brata na pewno sobie poradzą, Harry — powiedział spokojnie Dumbledore.
    Harry zgrzytnął zębami. Dumbledore zwracał się do niego, jakby nadal był dzieckiem. A tymczasem on chciał działać, lecz starzec mu to uniemożliwiał. W tej chwili Potter poczuł do niego olbrzymią niechęć. Dlaczego on zawsze musiał decydować, co ma robić, a czego nie? Gryfon miał tego dosyć. Już otwierał usta, by odpowiedzieć dyrektorowi coś niemiłego, ale Jonathan znów się odezwał:
— Muszę wracać. Trzeba poinformować pozostałych o tym, co się wydarzyło.
    Wstał, a gdy przechodził obok rodzeństwa Potterów, zatrzymał się przed nimi.
— Nie przejmujcie się. Znam go dłużej od was i wiem, że nic mu nie jest. Wychodziliśmy cało z gorszych rzeczy.
    Harry kiwnął głową. Jonathan obdarzył jeszcze Cassie nikłym uśmiechem i wraz z Azami teleportowali się do Tytanu. Potter w towarzystwie siostry i przyjaciół wyszedł z kuchni.
— Myślicie, że nic mu nie jest? — zapytał Harry.
— Nie wiemy — odpowiedziała Hermiona.
— Boję się, tak bardzo się o niego boję — szepnęła Cassie.
— Ciągle mam wrażenie, że zaraz tu wparuje i znowu zacznie krytykować wszystko i wszystkich — dodał Wybraniec.
    W tym momencie przez okno sypialni wleciała czarna sowa. Upuściła zwitek pergaminu na kolanach Harry'ego i wyleciała. Zaskoczony chłopak otworzył list, po czym wydał zduszony okrzyk.
— Od kogo? — zapytał Ron.
— On żyje! — wykrzyknął Harry.
— Co?!
    Cassie wyrwała Harry'emu list i szybko go przeczytała. Mimo że na pergaminie nakreślone było jedynie kilka zdań, to dziewczyna szczerze się ucieszyła.

    Ze mną wszystko w porządku. Jestem trochę poobijany, ale to nic. Jakiś czas zajmie mi dochodzenie do siebie, więc przez kilka dni mnie nie będzie. Nie martwcie się o mnie.
 
— Żyje — wyszeptała Cassie.
    Cassie i Harry poczuli, jak całe napięcie z nich uchodzi. W końcu byli pewni, że ich brat jest cały i zdrowy. Hermiona po przeczytaniu wiadomości powiedziała:
— Trzeba to pokazać Dumbledore'owi i reszcie.
— Nie! — zaprotestował Gryfon. Pozostali spojrzeli na niego zaskoczeni. — Skoro nie chce dzielić się ze mną swoimi planami oraz odsuwa mnie od każdej sprawy, to ja też nie będę mu mówił wszystkiego. Niech trochę pożyję w niewiedzy.
— Harry to ważna wiadomość! — zaprotestowała dziewczyna.
— Powiedziałem nie, Hermiono! — oświadczył Potter stanowczo. — I zabraniam ci mu o tym wspominać, rozumiesz?
— Jak chcesz — odparła panna Granger. — Ale zachowujesz się jak dziecko.
    Harry jedynie wzruszył ramionami. Rozmawiali jeszcze jakiś czas, a potem rozeszli się do łóżek. Ten dzień okropnie ich wyczerpał.

***

    W tym samym czasie w nieznanym nikomu miejscu pewien czarnoksiężnik chodził w kółko po swojej komnacie i klął na czym świat stoi. Stojące przed nim postacie w czarnych szatach patrzyły na niego niespokojnie. Nikt się nie odzywał. Wszyscy wiedzieli, że teraz Voldemort jest jak tykająca bomba. Porażka na Pokątnej rozwścieczyła go do granic możliwości.
— Macie poruszyć niebo i ziemię, by znaleźć tego chłopaka, rozumiecie?! Przyprowadzić mi go żywego lub martwego!
— Panie — Jedna z zakapturzonych postaci postąpiła parę kroków do przodu. — A nie lepiej byłoby skupić się na planie pokonania Harry'ego Pottera? Po co marnować środki na kogoś innego?
    Pozostali śmierciożercy w duchu zgadzali się z towarzyszem. Po tym, co zobaczyli na Pokątnej, jakoś nikt nie kwapił się do poszukiwań tajemniczego chłopaka, ale kiedy tylko śmierciożerca skończył mówić, rozbłysło zielone światło i pożegnał się ze światem. Voldemort zaś krzyknął:
— Jeszcze ktoś chce kwestionować moje rozkazy?! Jeśli chodzi o Harry'ego Pottera to mam już pomysł jak dopaść tego smarkacza! Więc macie nie zawracać sobie nim głowy i robić, co do was należy!
    Śmierciożercy gorliwie pokiwali głowami.
— Świetnie — wycedził Czarny Pan. — Bella i Greyback niech pójdą do domu tego dziennikarza i nauczą go, jaką cenę płaci się za wypisywanie kłamstw w gazecie. Iskierka nadziei! Ja mu dam iskierkę nadziei! Zaatakować kilka mugolskich wiosek! Zgaszę tę ich euforię w mgnieniu oka!
    Śmierciożercy wyszli z komnaty, by wykonać rozkazy. Tej nocy śmierć miała pełne ręce roboty.



1 komentarz:

  1. Hejka:D zaskoczyłeś mnie rozdziałem myślałam że pojawi się dopiero jutro:P cieszę się strasznie:D po dzisiejszym dniu niezmiernie cieszę się że dodałeś notkę i poprawił mi się humor :D cóż czasem i tak bywa że musi być i przejściowy rozdział. Jednak nie odnoszę by łapał się w skali 2/10 moim zdanie to takie 5/10. Musiales wyjaśnić kwestię Dropsa :) w sumie to lubię opowiadanka gdzie Dumbledore jest zły albo przejawia swój zły charakter i obiecuje że wszystko będzie dobrze a tak nigdy nie jest :D czyli podsumowując w tym rozdziale odstawiamy Connora na dalszy plan i zajmujemy się Harrym:) jestem ciekawa czy poślesz Cassie do Hogwartu i czy Harry zaprzyjaźni sie z Malfoyem czy bedzie rozejm i przejmą szkołę :D cóż wiele niewiadomych sie w tym opowiadaniu kryje i czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy. A wygląd bloga jest rewelacyjny:) Pozdrawiam serdecznie i chyba właśnie napisałam swój najdłuższy komentarz:P do następnego rozdziału :D

    OdpowiedzUsuń

Mrs Black bajkowe-szablony