sobota, 4 marca 2017

Rozdział 15 " Opowieść Connora "



   Wolnym krokiem szedł przed siebie, patrząc na rząd sklepów ustawionych wzdłuż wybrukowanej ulicy. Jakże brakowało mu tego miejsca. W jednej chwili poczuł, iż jest nierozerwalnie związany z tym miastem i nic nie byłoby w stanie zmusić go do jego porzucenia. Uśmiechał się do mijanych ludzi, ze śmiechem obserwował, jak pięcioletnia dziewczynka błaga swoją mamę o jeszcze jedną porcję lodów, po tym jak poprzednie znalazły się na ziemi. Zmierzał w kierunku zamku, położonego w najwyższym punkcie miasta. Gdy przecinał właśnie plac ćwiczebny usłyszał jak ktoś radośnie go woła:

- Connor!


    Chwilę potem widok zasłoniła mu burza gęstych, niebieskich włosów. Poczuł znajomy zapach morskiej bryzy i ze śmiechem objął ściskającą go postać, okręcając nią dookoła. Chwilę potem postawił ją na ziemi, a dziewczyna z oczami przepełnionymi szczęściem wyrzucała z siebie potok słów:

- Dzięki Bogu, że żyjesz. Dlaczego się nie odzywałeś? Gdzie byłeś? Jesteś cały? Tak się o ciebie martwiliśmy. Jonathan od dwóch tygodni chodzi cholernie przygnębiony, Lou wydziera się o byle co, a inni dniem i nocą odkopują tamtą jaskinię, szukając twojego ciała. A ty...
    Connor postanowił się wtrącić, gdyż z doświadczenia wiedział, że jak Azami się rozpędzi, to żadna siła nie zmusi jej do zamknięcia buzi. Ze śmiechem poczochrał ją po włosach i rzekł:

- Jak widzisz wszystko ze mną w porządku. Byłem nieźle poobijany, ale najgorsze już za mną.
- Dzięki Bogu - powtórzyła dziewczyna jeszcze raz go przytulając.
- Starczy tych czułości. Znajdźmy resztę.
- Cały ty - zaśmiała się Azami. - Prawie dwa tygodnie cię nie było, a potem wracasz sobie jak z wakacji, podczas gdy inni siedzą jak na szpilkach, czekając na jakiekolwiek informacje o tobie i od razu rozstawiasz ludzi po kątach.
- Cóż - Connor wzruszył ramionami. - Założę się, że jak mnie nie było, to wszyscy, jak jeden mąż się opieprzaliście.
- Nieprawda! - oburzyła się dziewczyna. - Wszystko jest jak zawsze.
- Taak? - Potter się roześmiał. - To dlaczego uczniowie zamiast ćwiczyć zaklęcia latają po mieście? Jak tu szedłem widziałem co najmniej tuzin z nich, jak siedzieli w barze, żłopiąc piwsko.
- No bo... - Azami się zmieszała. - Bo Lou stwierdził, że skoro nie wiadomo czy żyjesz, nie będzie zawracał im głowy nauką. Pozwolił by, jak on to ujął, uczcili teoretycznie poległego towarzysza. Ale jutro mieli wrócić do obowiązków - zastrzegła.


    Connor wyszczerzył się, kręcąc głową.

- Poczekaj, bo ci uwierzę - powiedział.
- Naprawdę! - zarzekała się Azami.


    We dwójkę poszli w kierunku zamku. Trochę im to zajęło, zważywszy na to, iż prawie każdy spotkany członek Cieni, zatrzymywał się, aby porozmawiać z Potterem. Kiedy w końcu weszli do głównego holu, na powitanie w kierunku Pottera poleciał jasnożółty promień. Connor uchylił się i zobaczył, jak Jonathan zbiega po schodach.

- Powinieneś dostać tym zaklęciem prosto między oczy - burknął rudzielec.
- Za co?! - oburzył się Potter, patrząc na miejsce, gdzie przed chwilą uderzyło zaklęcie. Znajdowała się tam teraz wielka plama błota.
- Za niedawanie znaków życia, podczas gdy każdy tutaj zastanawia się, czy Rada będzie musiała wybierać kolejnego przywódcę Cieni!
- To nie była moja wina! - bronił się Potter.


    Przez chwilę obaj stali naprzeciw siebie ciskając gromy z oczu. Nagle Jonathan się roześmiał i doskoczył do Connora, zamykając go w mocnym uścisku. Potter odpowiedział tym samym, a po chwili obaj chłopcy śmiali się do rozpuku. Azami zaś, patrząc na to, uderzyła się otartą ręką w czoło i wyszeptała do siebie:

- Zwariować można.
    Gdy chłopcy już się wyściskali, Jonathan klepnął Pottera w plecy z bananem na twarzy:

- Dobrze, że jesteś. Robiło się tu nudno. Chodź, czekają na ciebie.
- Kto?
- Jak to kto? - zdziwił się chłopak. - Rada!
- Teraz? - jęknął Potter. - To nie może zaczekać? Nie mam zamiaru użerać się z tymi staruchami.
- Wiesz, że to nie ode mnie zależy - Jonathan wytknął mu język. - A poza tym, płać teraz za brak kontaktu.
- Dzięki, wiedziałem, że zawsze mogę na ciebie liczyć - burknął Connor i skierował się na piętro.


    Stanął przed wielkimi dębowymi drzwiami. Pchnął je i wszedł do olbrzymiego pomieszczenia z jednym szerokim stołem pośrodku. Wokół stołu porozstawiane były krzesła, a na niektórych siedziało czworo starszych wiekiem czarodziei. Dwie kobiety i dwóch mężczyzn. Gdy wszedł podnieśli głowy i mierzyli go wzrokiem. Jeden z mężczyzn wskazał mu krzesło, na którym Connor usiadł. Panowała cisza jak makiem zasiał. Szesnastolatek patrzył na nich bez emocji, ale w myślach wygłaszał o nich niezbyt przychylne opinie. „Jak ja nienawidzę tych staruchów. Ludzie w ich wieku powinni raczej zajmować się ogródkiem, a nie decydować o losach Cieni”. Jednakże Rada Cieni istniała od zawsze i szesnastolatek nic nie mógł na to poradzić. To do niej należało oddawanie władzy nad miastem i bractwem Cieni w dobre ręce, gdy obecny władca rezygnował ze stanowiska lub umierał. Oni również rozpatrywali wszystkie za i przeciw potencjalnych kandydatów. Aby zostać przywódcą trzeba było uzyskać pozytywny głos co najmniej trójki z nich. Również bez ich zgody nie mogła się odbyć żadna reforma w szkoleniu uczniów oraz Cienie nie mogły otwarcie włączyć się do wojny. Odkąd tylko Connor został przywódcą bractwa darł z nimi koty. Oni uważali go za młodego, niedoświadczonego oraz niebezpiecznego dzieciaka parającego się czarną magią. On zaś twierdził, iż są za starzy, aby cokolwiek mogło od nich zależeć oraz nie nadążają za zmianami, jakie zaistniały na świecie. Gdyby to od nich zależało, nigdy nie zgodziliby się, aby to właśnie on objął funkcję przywódcy. Ale Connor zjednał sobie poparcie ludzi z całego miasta, więc Rada Cieni, nie chcąc stracić twarzy i narazić się na nieprzychylne opinie na swój temat, musiała zaakceptować jego kandydaturę.

- Cieszymy się, że plotki o pańskiej śmierci, były tylko plotkami, panie Potter - odezwała się pomarszczona jak suszona śliwka kobieta.
- Dziękuje, pani Mifune - uprzejmie odparł chłopak. Postanowił, że nie będzie wchodził z nimi w zbędne dyskusje. Niech mówią, co mają do powiedzenia, a potem wynocha.
- Zebraliśmy się tu dzisiaj, aby omówić tą nieprzyjemną dla nas sytuację - chudy mężczyzna w jaskrawopomarańczowej tiarze zabrał głos. Connor zawsze się dziwił, jak to się dzieje, iż ten facet bez przeszkód porusza się po ziemi. Sprawiał wrażenie, że byle podmuch jest w stanie sprawić, że będzie fruwał.
- Tak - otyła staruszka wychyliła się na krześle. Włosy miała upięte w kok, a na policzku widniał olbrzymi czyrak. Connor nigdy nie patrzył jej w twarz podczas rozmowy z obawy, że puści pawia, gdy tylko to uczyni. - Chcielibyśmy się dowiedzieć, co się z panem działo, panie Potter. Jak przeżył pan tą katastrofę w jaskini?
- Normalnie - odparł Potter ze znudzeniem. - Podczas gdy jaskinia zaczęła się walić wydostałem się na powierzchnię tajnym wyjściem, które znalazłem.


    Connor kłamał przed nimi bez mrugnięcia okiem. Obiecał przecież Silvestrowi, że nikt się o nim nie dowie.

- Jednakże... - odezwał się cichy głos. Należał do łysego mężczyzny o lisich oczach, który chytrze się uśmiechał. Chłopak zawsze podejrzewał, że ten facet ma niejedną rzecz za uszami. - Z tego co mówiła panienka Azami był pan ciężko ranny. Tymczasem siedzi pan przed nami, a ja nie widzę żadnych poważnych urazów.
- Tuż w pobliżu był niewielki obóz druidów. Jeden z nich wyszedł złowić ryby na kolację i znalazł mnie nieprzytomnego. Zaniósł do obozu, a tamtejsi uzdrowiciele pomogli mi wrócić do zdrowia.
- Ach tak - chudy staruszek odsłonił pożółkłe zęby. - Miał pan wielkie szczęście, panie Potter. Był pan na skraju życia i śmierci i akurat w pobliżu obozowali druidzi. Zaiste, wielkie szczęście.
- Sugeruje pan coś, panie Inuzuki?
- Ja? - staruszek udał zdziwienie, a potem się uśmiechnął. - Ależ skąd, panie Potter.
- Dobrze, ani my nie mamy czasu na podchody, ani pan, panie Potter - głos zabrała otyła kobieta. - Zapytam wprost. Czy został pan pojmany przez wroga i w zamian za informację zwrócili panu wolność?
- Pewnie - Connor uniósł drwiąco usta. - Voldemort chciał wyciągnąć ze mnie, czy jadłem w dzieciństwie warzywa i piłem mleczko. Odpowiedziałem, że owszem piłem mleczko, ale warzywka są blee. W zamian torturował mnie przed dwa tygodnie gotowanymi brokułami i szpinakiem.
- Proszę o zaniechanie drwin panie Potter - otyła staruszka wysunęła ostrzegawczo palec.
- Na głupie pytania odpowiadam tylko głupimi odpowiedziami, pani Tsurimi.
- Został pan pojmany czy nie? - człowiek o lisich oczach ponowił pytanie koleżanki.


    Connor zaśmiał się w myślach nad głupotą tej czwórki, ale odpowiedział poważnie.

- Nie.
- I nie wyjawił pan o nas wrogowi żadnych informacji?
- Nie.
- Może pan dać na to Słowo Czarodzieja?
- Wam chyba naprawdę się nudzi, prawda? - Connor nie mógł się powstrzymać od drwin. - Tworzycie teorie wyssane z palca, a potem oczekujecie, że będę się przed nimi bronił, wykorzystując jedną z najstarszych przysiąg czarodziejskich?
- Jeżeli jest faktycznie tak jak pan mówi, to chyba nie jest żaden problem, prawda? - łysiejący mężczyzna pozwolił sobie na surowszy ton. - Niech pan nie zapomina, że Rada może w każdej chwili pozbawić pana funkcji dowódcy Cieni i Tytanu. Zalecałbym więc, aby okazał pan przysługujący nam szacunek.


    Chłopak miał wielką ochotę powiedzieć mu prosto w twarz, co myśli o przysługującym im szacunku, ale się pohamował. Zamiast tego wyciągnął swoją różdżkę i rzekł:

- Oczywiście, panie Kashiko - wyczarował mały okrąg z ognia i włożył tam rękę. - Ja, Connor Potter, syn Jamesa Pottera, przywódca bractwa Cieni oraz władca miasta Tytan, daję słowo, iż nie zostałem pojmany przez popleczników Lorda Voldemorta, a tym samym nie wyjawiłem mu żadnych informacji o bractwie Cieni i mieście Tytan. Jeżeli słowo moje jest kłamstwem, niech w tym momencie opuści mnie cała magia, a sprawiedliwy ogień niech strawi me ciało.
    Ogień przez chwilę się wzmógł, a potem okrąg zniknął. Connor cofnął rękę i schował różdżkę. Zmierzył wzrokiem członków Rady, prócz grubej kobiety z czyrakiem na policzku, by po chwili rzec:

- Zadowoleni?
- Wygląda na to, że pan nie kłamie, panie Potter - podsumowała pomarszczona staruszka. - Przejdźmy zatem do kolejnej kwestii.
- Jeszcze coś? - mruknął Potter niechętnie.
- Tak, panie Potter - powiedziała kobieta. - Dostaliśmy informację, że przyprowadził pan ostatnio do naszego miasta Albusa Dumbledore'a, a także zobowiązał się pan do wysłania kilkunastu członków Cieni, aby chronili Szkołę Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Czy to prawda?
- No - rzucił Connor bezczelnie, myśląc co dzisiaj przekąsić na kolację.
- Jak pan zapewne wie, obcym nie wolno przekraczać bram miasta bez wyraźnego zezwolenia Rady. Co więcej, nie wolno im nawet wiedzieć o istnieniu Tytanu i Cieni. Pan nie dość, że powiedział panu Dumbledore'owi o naszych sekretach, to jeszcze miał pan czelność go tu zaprosić. Jak pan to wyjaśni?
- Ten sam regulamin, który mi pani przedstawiła mówi też o tym, że przywódca Cieni ma prawo zapoznać osoby z zewnątrz z istnieniem organizacji, jeżeli Tytan i Cienie odniosą z tego jakieś korzyści oraz gdy przywódca będzie miał pewność, iż gość nie zdradzi naszych tajemnic. Albus Dumbledore złożył mi przysięgę, że wszelkie informacje zachowa dla siebie. A jeśli chodzi o korzyści, to zyskaliśmy nowych sojuszników oraz dostęp do wszystkich informacji o Voldemorcie, jakie posiada Zakon.
- Jednakże nie skonsultował pan tego z nami! - huknął łysiejący mężczyzna.
- Bo nie musiałem! - odwarknął Connor. - Nigdzie nie ma zapisane, że mam się was pytać o pozwolenie w sprawie każdej decyzji, którą zamierzam podjąć. To była moja samodzielna decyzja i jeżeli coś się stanie, to biorę na siebie całą odpowiedzialność. Wy się lepiej zajmijcie szukaniem odpowiedniego dla siebie miejsca na cmentarzu, a nie wynajdowaniem problemów na siłę!
- Zapomina się pan, panie Potter! - fuknęła z oburzeniem pomarszczona kobieta.
- Mówię tylko, jak jest - syknął chłopak. - Cały czas wtrącacie się w nie swoje sprawy. Nie wiem czy wiecie, ale Rada Cieni została stworzona, aby doradzać i wspierać władcę w jego obowiązkach. Doradzać i wspierać, a nie mu rozkazywać. Jeżeli sodówa aż tak uderzyła wam do głowy, to może czas pomyśleć o wycofaniu się?
- Nie powiem, komu z tutaj obecnych, jak to pan się wyraził „sodówa” uderzyła do głowy - rzucił pan Kashiko uśmiechając się złośliwie. - Chcemy tylko, aby pan wiedział, że już od dłuższego czasu nie podobają nam się pańskie metody i decyzje. Rada poważnie się zastanawia, czy nie oddać pana stanowiska komuś bardziej kompetentnemu.


    Zapewne sądził, że przestraszy tym chłopaka i zmusi go do pokory, ale się przeliczył. Zamiast strachu Connor poczuł rozbawienie. Kąciki ust drgały mu coraz silniej, aż w końcu nie wytrzymał i zaśmiał im się w twarz. Śmiał się tak długo, że cała czwórka zapłonęła wściekłością. Bezczelność chłopaka przekraczała wszelkie granice.

- Ależ proszę bardzo, usuńcie mnie, nawet teraz - powiedział Connor, gdy jako tako się uspokoił. - Jestem tylko ciekaw, jak wytłumaczycie się mieszkańcom Tytanu z waszej decyzji. Rada może usunąć dotychczasowego przywódcę jedynie wtedy, gdy udowodni mu, iż działa na szkodę bractwa i miasta. Jakie argumenty zamierzacie podać, hmmm? To, że sprawiłem, iż Cienie wyszli z ukrycia i zaczęli liczyć się na świecie? Że wróg drży na sam dźwięk nazwy naszej organizacji? Że nie ma odwagi, aby otwarcie zaatakować miasto? Że sprawiłem, iż bractwo zyskało sojuszników w postaci Zakonu Feniksa i samego Albusa Dumbledore'a? O tak -głos Connora do cna był przesiąknięty ironią i sarkazmem. - Jestem pewien, że mieszkańcy zgodzą się z wami, iż działałem na szkodę Cieni. Jeżeli mnie usuniecie, to sami podpiszecie na siebie wyrok. Obywatele oraz członkowie Cieni nigdy wam tego nie darują, uznają was za niekompetentnych i sami będą się domagali, abyście opuścili Radę. To będzie wasz koniec.
- Grozisz nam?! - ryknęła pani Mifune.
- Tylko mówię, co się stanie gdy mnie usuniecie - wzruszył ramionami Connor. - Sami strzelicie sobie w stopę. Nie wierzycie mi? To wyślijcie kilku z waszych tajniaków na ulicę i niech popytają obywateli, co sądzą o mnie, jako przywódcy. Będziecie mieli jasny obraz sytuacji.


    Czworo członków Rady wyglądało, jakby chcieli rozszarpać Pottera na miejscu. Wiedzieli, że chłopak ma rację. Nie raz słyszeli na mieście, jak ludzie o nim rozmawiają. Wszyscy sprawiali wrażenie gotowych pójścia za nim choćby w najczarniejsze czeluście piekieł. Pani Mifune, Tsurimi, Inuzuki oraz Kashiko spojrzeli na siebie i jednocześnie pokiwali głowami. Przegrali tę bitwę. Wstali z zamiarem odejścia, lecz pan Kashiko odezwał się jeszcze:

- Od tej pory Rada będzie miała na pana oko, panie Potter. Będziemy czekać na najmniejszy błąd z pana strony.
    Opuścili pomieszczenie, do którego natychmiast weszli Jonathan i Azami. Rudzielec z miejsca zapytał:

- Czego chcieli?
- Pytali, gdzie byłem po zawaleniu się jaskini oraz czy nie pojmali mnie śmierciożercy.
- A pojmali? - zapytała Azami.
- Jasne, że nie - odparł chłopak. - Znalazł mnie jakiś pustelnik, doprowadził do porządku i wróciłem.
- Mówili coś jeszcze? - pytał Jonathan.
- To co zwykle - westchnął Connor. - Niech pan uważa, panie Potter. Mamy na pana oko, panie Potter. Usuniemy pana ze stanowiska, panie Potter. Takie tam mamrotanie starców.


    Pogadali jeszcze chwilę, aż chłopak stwierdził, że musi się przebrać. Udał się do swojej komnaty, ale drogę zagrodził mu Lou. Uśmiechnął się do Pottera i poklepał go po ramieniu:

- Więc to prawda, że wróciłeś - powiedział chłopak. - Już całe miasto o tym trąbi.
- Świetnie - westchnął Potter. - Brakuje jeszcze transparentu nad bramą. „Witamy w domu, panie Potter„.
- Cóż, właściwie - Lou chrząknął, a Connor otworzył szeroko oczy.
- Tylko mi nie mów, że chcą to zrobić.
- Jasne, że nie - roześmiał się Lou. - Żartowałem.
- To dobrze - odparł Potter. - Jakby ktoś odwalił takie coś, miałby nocne warty do końca roku.


    Chłopaki pogadali jeszcze chwilę, a potem każdy poszedł w swoją stronę. Lou przechodząc obok Azami i Jonathana powiedział do nich:

- Zniszczcie ten transparent.
***
    Na Grimmauld Place każdy zajmował się swoimi sprawami. Ron i Hermiona kłócili się o niedrobione prace wakacyjne tego pierwszego. Rudzielec zupełnie nie rozumiał, dlaczego Hermiona się wścieka, przecież do końca wakacji został jeszcze tydzień. Hermiona zaś twierdziła, że Ron jest kompletnie niezorganizowany i dobitnie oznajmiła, że nie ma co liczyć na jej pomoc przy wypracowaniach. Ginny, Fred i George grali przy stole w eksplodującego durnia. Pani Weasley krzątała się gdzieś na górze szukając Stworka, a Syriusz z Remusem rozmawiali przyciszonymi głosami. Natomiast Harry i Cassie siedzieli na kanapie i cicho rozmawiali. Dziewczyna była przytulona do brata, a na jej twarzy widniał smutek. Harry głaskał ją po głowie i mówił:

- Przecież możesz przepisać się do Hogwartu. Dumbledore na pewno nie będzie miał nic przeciwko.
- Ale ja nie mogę - żałośnie powiedziała dziewczyna. - To znaczy, chciałabym być blisko ciebie i Connora, ale nie mogę zostawić Jacopo i Franceski. Mam tam przyjaciółki, które na pewno za mną tęsknią. A poza tym nie mogę ot tak rzucić szkoły we Włoszech i przepisać się do Hogwartu. Nie wypada.
- Rozumiem - powiedział Harry. - Też byłoby mi ciężko rezygnować ze wszystkiego i zaczynać od nowa.
- I co ja mam robić? - dziewczyna zapytała takim tonem, jakby miała się popłakać.
- Cassie, przecież nie rozstajemy się na zawsze - Harry próbował jakoś pocieszyć dziewczynę. - Będziemy pisać do siebie listy, a na święta przyjedziesz do nas.
- Ale do świąt jest jeszcze kupa czasu - zaprotestowała.
- Zobaczysz, zleci tak szybko, że nim się obejrzysz znowu będziesz musiała znosić wybryki moje i...


    Harry gwałtownie umilkł, a Cassie zesztywniała. Oboje byli teraz myślami przy nieobecnym bracie. Harry, po otrzymaniu wiadomości o tym, że żyje nie miał już z nim kontaktu, a mijały prawie dwa tygodnie. Wiedział, że nic mu nie grozi, lecz uczucie niepokoju wciąż w nim siedziało. Cassie również cały czas się zamartwiała. Jonathan, który przychodził na jakiś czas do domu przekonywał ją wówczas, że wszystko będzie dobrze, lecz i on był coraz bardziej nerwowy. Cassie przypomniała sobie jak rozmawiała z rudzielcem na temat Connora.
***

- Zobaczysz, że wejdzie tu w najmniej spodziewanym momencie i zacznie wszystkich rozstawiać po kątach - powiedział Jonathan do siedzącej przed nim dziewczyny.
- Chyba długo się znacie, prawda? - Cassie spojrzała na rudzielca.
- Odkąd byliśmy już na tyle rozwinięci umysłowo, by podczas zimy, sikając wypisywać nasze imiona na śniegu - wyszczerzył się chłopak, a Cassie parsknęła.
- Opowiesz mi coś o nim? - zapytała. - Tak naprawdę niewiele o nim wiem.
- Skoro on sam nic wam nie powiedział, to ja tym bardziej nie mogę - powiedział chłopak, już poważnie. - Mogę ci jedynie powiedzieć, że pod zimną maską drania i zbira, kryje się wrażliwy chłopak o lwim sercu. Jeżeli jesteś jego przyjacielem, to w każdej chwili możesz liczyć na jego pomoc i radę. Jeżeli jesteś jego wrogiem, cóż, w takim razie masz przesrane.
- Czasami jak na niego patrzę, to przechodzą mi ciarki. Gdy pierwszy raz go ujrzałam to myślałam, że zaraz zacznie rzucać w nas Avadami.


    Jonathan lekko się uśmiechnął.

- Życie ostro dało mu w kość - odparł. - Ukrywa zatem swoje uczucia i udaje zimnego drania, bo tak mu jest łatwiej. Nie przywiązuje się do nikogo, ale zna znaczenie słów takich jak przyjaźń, miłość czy lojalność. On was kocha, ciebie i Harry'ego, chociaż tego nie okazuje.
- Obiecasz mi coś? - zapytała Cassie.


    Jonathan lekko się zdziwił, lecz kiwnął głową. Cassie zaczęła:

- Kończą się wakacje, a ja niedługo wyjadę, podobnie jak Connor. O Harry'ego się nie martwię, bo wiem, że w Hogwarcie będzie chronił go Dumbledore. Ale on. Obiecaj mi, że będziesz miał go na oku. Że nie pozwolisz mu na nic głupiego. Nie chcę go stracić.
    Jonathan podszedł do Cassie i położył jej obie ręce na ramieniu. Spojrzał głęboko w jej orzechowe oczy i powiedział:

- Obiecuję.
***
    Cassie otrząsnęła się ze swych wspomnień i wróciła do rzeczywistości. Nie mogła uwierzyć, jak to się stało, że tak bardzo zżyła się z ludźmi, którzy jeszcze niecałe dwa miesiące temu byli jej zupełnie obcy. Ale tak się stało i Cassandrze odpowiadał ten stan rzeczy. Wiedziała, że oprócz Jacopa i Franceski ma jeszcze na świecie kogoś, na kogo będzie mogła w każdej chwili liczyć. Kogoś, kto wysłucha jej zmartwień i będzie służył dobrą radą. Kto nie pozwoli, by kiedykolwiek stało jej się coś złego. Nadal wtulona w brata przymknęła oczy i oddawała się tej błogiej myśli, gdy nagle drzwi otworzyły się z hukiem i ktoś wrzasnął:

- Koniec trosk ludziska! Wnoszę do tej grobowej atmosfery powiew świeżości!
    Na dźwięk znajomego głosu Harry i Cassie momentalnie wstali z kanapy i odwrócili się. W drzwiach stał nie kto inny, jak Connor Potter, wyszczerzony od ucha do ucha. Cassie natychmiast do niego podbiegła i rzuciła mu się na szyję, prawie zwalając go z nóg. Potter obrócił nią parę razy w powietrzu, śmiejąc się z radosnych pisków dziewczyny. Po chwili dołączył do nich Harry. Cała trójka rechotała nie wiadomo z czego. Ron, Hermiona, bliźniacy, Ginny, Syriusz, Remus i Jonathan, który przybył z Potterem śmiali się patrząc na nich. Bo faktycznie widok był dosyć komiczny. Cała trójka stała w kółku i śmiali się jedno przez drugiego. Gdy szesnastolatek już wyswobodził się z objęć rodzeństwa podszedł do Syriusza, który bezceremonialnie przycisnął go do siebie. Taka reakcja u mężczyzny zdziwiła chłopaka, ale nic nie powiedział. Odpowiedział na uścisk i następny w kolejce był Remus. Gdy w końcu wszyscy ze wszystkimi się wyściskali przybiegła pani Weasley, zwabiona krzykami w sypialni. Widząc Connora powtórzyła gest pozostałych oraz od razu zaciągnęła go do stołu, oferując sycący posiłek. Chłopak nie omieszkał odmówić, a po chwili wszyscy stłoczyli się wokół niego. Pierwsza odezwała się Cassie:

- Nic ci nie jest? Wszystko w porządku?
- W jak najlepszym siostrzyczko - odparł chłopak. - Nigdy nie czułem się tak dobrze.
- Co się z tobą działo? Opowiadaj wszystko - podchwycił żywo Harry.
- Wszystko? - zaśmiał się Connor. - Zadziwiająca żądza wiedzy, jak na piętnastolatka braciszku. Prawdę mówiąc, niewiele tu do opowiadania. Tuż po tym, jak jaskinia zaczęła się walić wyciągnął mnie z niej jakiś człowiek. To był pustelnik mieszkający w pobliskim lesie. Obiecałem mu, że nie będę nikomu o nim mówił, więc wybaczcie. Dość, że poskładał mnie do kupy i trzymał u siebie, aż nie wyzdrowiałem. Podobno wysłał wam list, że nic mi nie jest?


    Harry skinął głową. Connor odetchnął oraz znów zaczął mówić:

- No więc przesiedziałem u niego dwa tygodnie wracając de pełni zdrowia. Niecałe trzy godziny temu pojawiłem się w Tytanie i musiałem wysłuchiwać jaki to ja jestem nieodpowiedzialny, bezczelny i tak dalej. Przebrałem się, trochę odpocząłem i przybyłem tutaj.
- Ale na pewno wszystko w porządku? - martwiła się Cassie.
- Tak na pewno, nie musisz się martwić - odpowiedział Connor. - Co prawda noga jeszcze mnie trochę pobolewa, ale z czasem przejdzie. Ale ten pustelnik wygadywał ciekawe rzeczy. Z jednej strony był to bełkot szaleńca, z drugiej, cóż, poruszył kilka ciekawych kwestii.
- Na przykład? - zapytał Remus.
- Na przykład nasze motywy walki z Voldemortem.


    Kilka osób wzdrygnęło się, słysząc to imię. Nie zdążyli zapytać o nic więcej, bowiem do salonu wkroczył Albus Dumbledore. Widząc Connora uśmiechnął się promiennie. Podszedł do niego.

- Mój dogi chłopcze, to cudownie widzieć cię całego i zdrowego. Wszyscy bardzo martwiliśmy się twoim zniknięciem.
    Gdzieś z ciemnego kąta usłyszeli prychnięcie Snape'a.

- Wszystko ze mną w porządku, proszę pana - odpowiedział chłopak. - Naprawdę nie było powodów do obaw.
- Czy możesz nam opowiedzieć drogi chłopcze, co się z tobą działo?


    Connor westchnął i już któryś raz z kolei rozpoczął opowieść. Gdy skończył odezwał się Snape:

- No i widzisz, Dumbledore. Mówiłem, że nie ma sensu tak się nad nim trząść. Trochę się poobijał i musiał zrobić wokół tego szum, jak to Potter.
- Tak, ja też za tobą tęskniłem, Snape - rzucił Connor z lekkim uśmiechem.


    Severus kolejny raz prychnął i usiadł za stołem. Tymczasem Albus wciąż przepytywał chłopaka:

- Powiesz nam coś więcej o człowieku, który cię uratował? To musi być interesujące.
- Niestety, proszę pana, ale dałem słowo, że będę milczeć na ten temat - odparł Potter, z zadowoleniem obserwując iskierki zawodu w oczach dyrektora. - Nie życzył sobie, bym rozpowiadał o nim na prawo i lewo.


    Dumbledore przypatrywał mu się przez dobrą chwilę. Najpewniej doszedł do wniosku, że chłopak nie powie nic więcej, gdyż westchnął cicho i zajął się innymi sprawami. W międzyczasie Harry szepnął do brata:

- Nie chcę, by zabrzmiało to zbyt nachalnie, ale obiecałeś...
- Że wam o sobie opowiem - przerwał mu szesnastolatek. - Pamiętam, ale poczekajmy, aż wszyscy wyjdą.


    Wybraniec skinął głową i zajął się rozmową z Ronem i Hermioną. Wizyta Dumbledore'a przeciągała się niemiłosiernie, ale w końcu starzec postanowił ich opuścić. Zanim wyszedł zwrócił się do Connora:

- Mogę cię prosić na słowo?
    Gdy znaleźli się w korytarzu, Albus zaczął:

- Jak zapewne pamiętasz chciałem cię prosić o jedną rzecz.
- Słucham – odpowiedział Potter.
- Chodzi o to, że już za kilka dni zaczyna się rok szkolny, a ja nie znalazłem jeszcze nikogo, kto zechciałby nauczać w tym roku Obrony przed Czarną Magią. Może ty byś chciał spróbować?


    Wszystkiego mógł się spodziewać, ale nie tego. Potter patrzył na Dumbledore'a zbity z tropu. Jednak nie namyślał się długo.

- Pan wybaczy, ale sądzę, że to zły pomysł. Po pierwsze, jestem za młody. Po drugie, mam za dużo spraw na głowie, a po trzecie, nie umiem uczyć. Jednakże, skoro pilnie potrzebuję pan jakiegoś kandydata chyba będę mógł pomóc. Znam pewnego człowieka, który z chęcią przystanie na pana propozycję.
- W takim razie przyślij go do mnie, jeśli możesz.
- Oczywiście – chłopak kiwnął głową. - Jutro go o wszystkim powiadomię.
- Dziękuję. Na mnie już czas, do zobaczenia.


    Potter wrócił do towarzystwa. W kuchni zostali tylko Harry, Cassie, Ron, Hermiona, Ginny oraz Remus z Syriuszem. Wszyscy patrzyli na niego wyczekująco. Connor westchnął i stanął przy oknie.

- Obiecałem wam, że poznacie moją historię – zaczął. - Ostrzegam jednak, że o pewnych rzeczach powiem ogólnikowo, gdyż obowiązuje mnie przysięga. Zacznę może od tego, że należę do bractwa Cieni, organizacji która...
- Została założona przez jednego z Pierwotnych, Akashę, w celu ochrony słabszych przed złymi mocami, mająca swoją kwaterę w mieście o nazwie Tytan – przerwała mu Cassie.


    Wszyscy, włączając Connora, popatrzyli na nią zaskoczeni. Dziewczyna widząc, że jest teraz w centrum uwagi zarumieniła się lekko. Pierwszy z szoku otrząsnął się szesnastolatek:

- Skąd ty to wiesz?
- Przeczytałam – odpowiedziała.
- Gdzie?
- W jednej z książek, które kupiłam na Pokątnej. Była w niej wzmianka o Cieniach.


    Connor patrzył przenikliwie w oczy siostry. Po chwili uśmiechnął się pod nosem. „ Cholerna Rada.” myślał „Mają pretensję, że przyprowadziłem Dumbledore'a, a sami dopuścili, by można było o nas przeczytać w pierwszej lepszej książce.” Po chwili znów kontynuował:

- Informację, jakie podała wam Cassie muszą wam wystarczyć. Nie wiem, czy Dumbledore wam to mówił, ale kiedy Voldemort zabił naszych rodziców zostałem oddany pod opiekę do niejakiego Hirohiko. On także był powiązany z Cieniami oraz gdy trochę podrosłem zaczął szkolić mnie na jednego z nich.
    Connor patrzył przez okno i uśmiechał się do swoich wspomnień.
***
    Ośmioletni chłopiec szedł ulicami wielkiego miasta, trzymając za rękę barczystego mężczyznę z krótkimi, czarnymi włosami. Ciepłe, błękitne oczy spoglądały życzliwie na chłopca, a usta, zakryte przez gęstą brodę były rozciągnięte w uśmiechu. Chłopiec z zaciekawieniem obserwował otoczenie, co i rusz otwierając usta, w miarę jak mijali kolejne szyldy sklepów. Nagle wyrwał małą rączkę i pobiegł do żółtego budynku, zachłannie wlepiając wzrok w to, co znajdowało się za szybą. Mężczyzna podszedł do niego i dostrzegłszy obiekt westchnień dziecka, zaśmiał się. Stali przed sklepem cukierniczym, a zza szyby ukazywały się rzędy przeróżnych łakoci. Czekoladowe ciasteczka, pudrowe cukierki, fasolki wszystkich smaków, czekoladowe żaby i wiele, wiele innych. Jednak chłopiec patrzył na maszynę, która służyła do wyrobu waty cukrowej. Podniósł wzrok na mężczyznę i błagalnym głosem zapytał:

- Kupisz mi?
- Niedawno zjadłeś całe opakowanie ciastek i lody – odezwał się zapytany. - Niezdrowo jest tak opychać się łakociami.
- Hirohiko, proszę! – chłopiec zaczął podskakiwać. - To już ostatnie dzisiaj, obiecuję!


    Widząc błaganie w oczach chłopca mężczyzna westchnął i weszli do sklepu. Niski i pulchny jegomość, z małym wąsikiem podniósł wzrok i uśmiechnął się szeroko. Gdy klienci podeszli do lady, zapytał:

- Witam pana Hirohiko i panicza Connora także. Czym mogę służyć?
- Poprosimy watę cukrową , panie Caterham – odpowiedział mężczyzna.
- Służę uprzejmie.


     Po chwili sprzedawca przyniósł żądany towar i wręczył go chłopcu. Gdy Hirohiko spojrzał na rozanieloną twarz Connora zaśmiał się pod nosem i wręczył należność. Wyszli, kierując się w stronę głównej bramy. Chłopiec łapczywie jadł smakołyk, od czasu do czasu spoglądając na mężczyznę. Po kilku minutach wyszli na zieloną równinę, po której biegały różne magiczne zwierzęta. Dzieciak już chciał biec, by oddać się swojemu ulubionego zajęciu, czyli próbie złapania jednego z jednorożców, lecz stanowcza dłoń na ramieniu powstrzymała go.

- Nie dzisiaj – uśmiechnął się Hirohiko. - Dziś chcę ci coś pokazać.
    Przez jakiś czas szli wzdłuż murów, aż nagle skręcili na małą ścieżkę, prowadzącą w góry. Doszli do schodów wykutych w skale. Bez wątpienia prowadziły na sam szczyt góry. Ośmioletni Connor musiał mocno odchylić głowę, aby zobaczyć szczyt. Spojrzał na swojego opiekuna:
 
- Będziemy wchodzić tak wysoko?
    Mężczyzna skinął głową i ruszył do przodu. Po chwili chłopczyk podreptał za nim. Wspinali się dobrą godzinę, aż w końcu chłopiec, łapiąc się za bok wysapał:

- Ja już dalej nie mogę. Kolka mnie złapała.
    Hirohiko wziął go na ręce i posadził sobie na barana. Chłopiec zaśmiał się radośnie i zaczął bawić się jego włosami. Jednak chwilę potem zainteresował go kolorowy motylek, latający nad ich głowami. Connor ze śmiechem próbował go złapać, lecz nic z tego nie wyszło. Hirohiko zaś rzekł:

- Przestań się wiercić, bo zaraz spadniesz.
- Nie spadnę – zapewnił go chłopiec, ale posłuchał polecenia.


    Po długiej i mozolnej wspinaczce stanęli na szczycie góry. Hirohiko postawił Connora na ziemi i podchodząc do krawędzi rzekł:

- Zbliż się chłopcze.
    Młody Potter posłuchał i po chwili zaparło mu dech w piersiach. Jeszcze nigdy nie spoglądał na okolicę z tak wysoka. Las, który rósł tuż przed miastem zdawał się ciągnąć w nieskończoność, a na horyzoncie majaczyły wysokie górskie szczyty, przykryte śniegiem. Natomiast samo miasto wydało mu się bardzo malutkie. Z tej wysokości wyglądało jak idealne koło o średnicy kilkudziesięciu mil, wypełnione małymi prostokącikami, które tworzyły dachy sklepów i mieszkań. Hirohiko widząc, że udało mu się przyciągnąć uwagę chłopca powiedział:

- Widzisz teraz miejsce, które dla większości z nas jest całym światem. Jak pewnie zauważyłeś, nasze miasto jest twierdzą nie do zdobycia. Nie tylko ulokowane w trudno dostępnym miejscu, ale również ściana górska broni nas przed atakami z dwóch stron. Do Tytanu można wejść i wyjść jedynie od frontu. Nie ma żadnego tylnego wejścia. Aby się tu dostać trzeba najpierw przekroczyć przełęcz znajdującą się między tymi dwoma szczytami – wskazał ręką majaczące w oddali góry. - Następnie przejść przez olbrzymi las, którego bronią różne magiczne stworzenia. Na koniec na wędrowca czeka pięć mil rozległej równiny, na której jest całkowicie odsłonięty. W razie potencjalnego ataku wróg musiałby się nieźle natrudzić, żeby chociażby zbliżyć się do bram. Opowiadam ci o tym przy okazji. Przyprowadziłem cię tu w innym celu, chodź za mną.
    Znowu rozpoczęli wędrówkę między górskimi skałami. W miarę posuwania się naprzód, roślinność coraz bardziej się przerzedzała, aż w końcu szli już tylko po twardej, kamiennej ścieżce. W końcu doszli do celu podróży. Na końcu ścieżki stał mały budynek przypominający kapliczkę. Jednakże w środku nie było niczego oprócz małego piedestału pośrodku oraz ołtarzyka z lewej strony. Hirohiko podszedł do ołtarzyka, na którym znajdował się sporej wielkości wazon. W środku był stos czegoś, co przypominało suche gałązki. Hirohiko zwrócił się do chłopca i rzekł:

- Wiesz jakie mamy jutro święto?
- Samhain – odpowiedział chłopiec. - Święto Duchów.
- Tak – pokiwał głową mężczyzna. - Do tej pory obchodziłeś je tak, jak większość ludzi na świecie. Przebieranki, straszne ozdoby i wywoływanie duchów. Ale już wkrótce będziesz uczęszczał do szkoły, a tym samym będziesz obchodził Święto Duchów jak należy. Obchodzimy je znacznie inaczej niż reszta świata. Podczas gdy dla innych jest to doskonała okazja do psikusów i szaleństw, my w tym czasie przychodzimy tutaj i wspominamy naszych zmarłych przodków. To specjalne gałązki z Zaklętego Drzewa. Opowiem ci o nim kiedy indziej. Jest ich dokładnie tyle, ilu mieszkańców liczy nasze miasto. Po jednej dla każdego. Tuż po zachodzie Słońca każdy mieszkaniec Tytanu przybywa tutaj, aby oddać hołd naszym przodkom, a także tym, którzy polegli w służbie bractwa. To symbol naszej pamięci dla ich heroicznych czynów. Kiedy zapalisz jedną gałązkę, położysz ją na tym piedestale, a także z całego serca zapragniesz zobaczyć się ze zmarłym członkiem rodziny lub przyjacielem, ukaże ci się jego duch, aby wesprzeć cię w żałobie oraz pomóc pogodzić się z jego śmiercią. Ludzie najczęściej rozmawiają ze swoimi bliskimi w Święto Duchów, ale to działa w każdy inny dzień. Jednakże jedna osoba może zapalić gałązkę tylko raz w roku. Gdy wszyscy już odejdą, ja zostaję tutaj i wspominam mojego zmarłego syna. Był wspaniałym wojownikiem – Hirohiko zdawał się zapomnieć o obecności Connora i mówił wpatrując się w dal. - W szkole osiągał same najlepsze stopnie, a następnie został nawet kapitanem własnej jednostki. Jego talenty zostały bardzo szybko zauważone przez Radę. Dostawał coraz trudniejsze zadania, aż w końcu on i jego jednostka musieli wykraść tajne dokumenty z twierdzy Grindelwalda. Pochwycili go i dostał się do niewoli. Przez sześć dni był torturowany i dręczony psychicznie oraz fizycznie, ale nic nie powiedział. W końcu jeden z siepaczy Grindelwalda, wściekły za to, że nic nie udało mu się z niego wyciągnąć odciął mu język i wydłubał oczy. Mój syn wykrwawił się na śmierć, a jego ciało znaleźliśmy kilka dni później. Od tego czasu przychodzę tutaj z nadzieją, że objawi mi się częściej niż tylko jeden raz w roku. Miałbym mu tyle do powiedzenia – Hirohiko zamknął oczy i westchnął. - Kiedy Albus powierzył mi pieczę nad tobą bardzo się ucieszyłem. Pomyślałem sobie, że to mój syn sprowadził cię do mnie, abyś pomógł mi pogodzić się z jego śmiercią. Przysiągłem sobie, że wychowam cię na porządnego mężczyznę, że będę cię chronił tak długo jak tylko zdołam, abyś mógł zakosztować życia, którego nie mógł doświadczyć mój syn. Niczego ci nie odmawiałem i zawsze traktowałem cię pobłażliwie. Zapewne zastanawiasz się, dlaczego ci to mówię. Prawda jest taka, że się boję. Boję się, że gdy pójdziesz do szkoły i zaczniesz szkolić się na Cienia, to pewnego dnia spotka cię to samo, co spotkało mojego syna. Mówię ci to, ponieważ chcę żebyś wiedział, iż mimo braku więzów krwi, traktuję cię jak mojego własnego syna. Zawsze możesz na mnie liczyć. Ze wszelkich sił będę się starał zastąpić ci ojca, którego nigdy nie miałeś. 
 
    Mężczyzna po chwili zmarszczył brwi i spojrzał tam, gdzie jeszcze kilka minut wcześniej stał Connor. Jednak po chłopcu nie było ani jednego śladu. Usłyszał krótki śmiech i ze zmarszczoną twarzą wyszedł z kaplicy. Zobaczył jak chłopczyk podrzuca do góry kamyki, potem wyciąga rękę zamieniając je w płatki śniegu. Hirohiko zmarszczył brwi:

- Magia bezróżdżkowa w tak młodym wieku? - mruknął do siebie. - Dziwne, bardzo dziwne.
     Przez chwilę patrzył na wyczyny chłopca, a potem krzyknął:

- Connor!
    Ośmiolatek odwrócił się do niego z przerażeniem w oczach. Spodziewał się, że mężczyzna będzie zły z powodu tego, że gdy tamten prowadził swój monolog, wymknął się cichaczem. I faktycznie, gdy Hirohiko podchodził, jego twarz nie była zbyt przyjazna.

- Można wiedzieć, dlaczego się wymknąłeś kiedy mówiłem?
- No bo... - chłopiec przestępował z nogi na nogę. - Chciało mi się siku, o!
- Ach tak?
- Tak – zapierał się Potter.
- I sikałeś tyle czasu?


    Potter uśmiechnął się słodko i kiwnął głową. Kącik ust Hirohiko drgnął, ale dalej utrzymywał poważny wyraz twarzy. Mężczyzna rzekł:

- Wracamy do domu.
    Zejście z góry było łatwiejsze niż wspinaczka na nią. Jednak w połowie drogi Hirohiko poczuł, że chłopiec ciągnie go za rękaw:

- Co jest? - zapytał.
- Skaleczyłem się – odpowiedział Potter, pokazując mu krwawiącą nogę. - O te ostre kamienie.
- Nic ci nie będzie – powiedział Hirohiko.
- Ale mnie boli – mówił Potter. - Nie mogę chodzić.
- Przecież to tylko zadrapanie!
- Sam mówiłeś, że każdą, nawet najniewinniej wyglądającą ranę należy traktować poważnie – odparł Connor. - No więc traktuje ją poważnie.
- No i czego ode mnie oczekujesz?


    Connor udawał, że się zastanawia, a potem wyciągnął ręce z uśmiechem. Hirohiko westchnął odczytując niemą prośbę chłopca. Podniósł go i znów posadził sobie na barana. Gdy zeszli już z góry i kroczyli po równinie mężczyzna powiedział:

- Jak chciałeś, bym cię poniósł wystarczyło poprosić. Nie musiałeś symulować, że nie możesz chodzić.
- Nie zgodziłbyś się.
- Zapewne – odparł Hirohiko. - Jutro zaczynasz naukę w szkole. Daj z siebie wszystko, dobrze?
- Jasne – odparł Connor z entuzjazmem, lecz po chwili zmarszczył brwi i powiedział. - Pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Kupisz mi jeszcze jedną watę.


    Mężczyzna westchnął, a Connor zaśmiał się i obejmując szyję mężczyzny, wtulił twarz w jego włosy.
***

- Taki właśnie był Hirohiko – Connor rozejrzał się po twarzach obecnych. Każdy słuchał go z uwagą. - Zawsze miły, przyjacielski i pomocny. Nigdy nie odmawiał mi niczego. Złośliwi uważali, że przez jego rozpieszczanie wyrosnę na rozkapryszonego lalusia, któremu wszystko będzie trzeba podsuwać pod nos. Potem rozpocząłem edukację w szkole. Nie miałem większych trudności. Spokojnie przechodziłem kolejne etapy treningu, aż w końcu byłem gotowy, aby zdać końcowe egzaminy. Po zaliczeniu, Hirohiko zabrał mnie na wycieczkę do mugolskiego miasta. Byliśmy w wesołym miasteczku, w kinie, w galerii i w wielu innych miejscach. A potem – twarz Pottera stężała. Przymknął oczy i wyszeptał. - Potem wszystko się zmieniło.

***

    Szli ścieżką wiodącą przez las w stronę Tytanu. Mężczyzna cicho pogwizdywał i zerkał ukradkiem na chłopca. Nauczyciele rozpływali się nad talentem Pottera, a także przepowiadali mu wspaniałą przyszłość w bractwie. Hirohiko, który słyszał wszystkie pogłoski o opiniach nauczycieli pękał z dumy i w nagrodę zabrał Connora do Jokohamy, aby chłopak mógł się wyszaleć. Odwiedzili wszystkie atrakcje, jakie tylko miasto mogło im zaserwować, a gdy oboje byli wycieńczeni pozwolili sobie wolnym krokiem wrócić do domu. Chłopiec natomiast bawił się różdżką, którą niedawno otrzymał. Z uśmiechem na ustach obserwował, jak z jej końca wytryskują różnokolorowe iskierki. Ze śmiechem celował w małe kamyki i gałązki sprawiając, że te wpadały do jego otwartej dłoni. Nagle poczuł jak Hirohiko chwyta go za ramię. Twarz mężczyzny stała się czujna i rozglądał się niepewnie dookoła. Nachylił się do chłopca i wyszeptał:

- Posłuchaj mnie teraz bardzo uważnie. Kiedy powiem już, masz natychmiast biec w kierunku miasta, zrozumiałeś?
    Chłopiec kiwnął głową przerażony. Nie wiedział, co się dzieje, ale poważna twarz mężczyzny zdradzała, że ten nie żartuję. Hirohiko niepostrzeżenie wyciągnął różdżkę. Błyskawicznie się odwrócił i rzucił zaklęcie wybuchające przed siebie, jednocześnie krzycząc:

- Już, biegnij!
    Connor pognał przed siebie. Za sobą słyszał jakieś krzyki, huki i przekleństwa. Nie zatrzymując się, odwrócił się przez ramię i zobaczył, jak Hirohiko walczy z trzema postaciami w czarnych szatach. Zatrzymał się chcąc mu pomóc, ale usłyszał jego krzyk:

- Nie zatrzymuj się, tylko biegnij! Poradzę sobie!
    Jeden z zakapturzonych napastników rzucił się za nim. Jak na złość zaczęło padać, przez co chłopiec ślizgał się na liściach, leżących na ścieżce. W końcu nie utrzymał równowagi i runął na plecy z głośnym plaśnięciem. Zakapturzona postać zaśmiała się i wyciągnęła różdżkę. Był to mężczyzna w średnim wieku z paskudną szramą, przechodzącą mu od lewego policzka wzdłuż szyi. Patrząc na chłopca, wykrzywił usta w pogardliwym uśmiechu i już wypowiadał formułkę zaklęcia, gdy ciszę przerwał świst miecza. Przez chwilę w oczach mężczyzny pojawiło się zdumienie, a potem osunął się bez życia na ziemię. Hirohiko stanął przed chłopcem i powiedział:

- Schowaj się!
    Chłopiec ukrył się za wielkim dębem, rosnącym nieopodal i obserwował, co dzieje się na ścieżce. Dwóch zakapturzonych mężczyzn atakowało równocześnie, ale z marnym skutkiem. Hirohiko dzielnie się bronił i posyłał w ich strony różnorakie klątwy. Ale przez nieuwagę potknął się o kamień leżący na ścieżce i na moment stracił równowagę. Ta chwila wystarczyła napastnikom. Zielony promień ugodził mężczyznę w pierś. Connor patrzył na to rozszerzonymi oczami, ze strachu niezdolny chociażby kiwnąć palcem. Jeden z zakapturzonych zauważył go i podniósł różdżkę, ale drugi go zatrzymał:

- Daj spokój, przecież to dziecko!
- No i? - warknął jego towarzysz. - Widział nasze twarze!


    Już wypowiadał zaklęcie, ale znów powstrzymała go ręka kolegi.

- Nikomu nic nie powie. Chodź, zwijamy się stąd.
- Czarny Pan mówił, byśmy nie mieli litości! - krzyknął tamten.
- Czarnego Pana już nie ma – spokojnie odpowiedział jego mężczyzna. - Przepadł wiele lat temu. Zostaw tego chłopca.


    Drugi śmierciożerca warknął i opuścił różdżkę. Splunął jeszcze na ciało Hirohiko i odszedł. Jednak ten, który powstrzymywał towarzysza nie ruszył się z miejsca i wpatrywał się w przerażonego Pottera. Po chwili westchnął i powiedział do niego:

- Przykro mi mały.
    Po czym odwrócił się, by odejść. Dwójka śmierciożerców zniknęła z głośnym trzaskiem, a Connor na drżących nogach podszedł do leżącego Hirohiko. Klęknął obok niego i rzekł cichym głosem:

- Hej, już sobie poszli. Możesz wstać.
    Ale ciało mężczyzny pozostawało nieruchome. Chłopiec bezskutecznie szarpał go za ramię. Mężczyzna ani drgnął. Deszcz, padający na twarz Connora mieszał się ze łzami wypływającymi z jego oczu. Nagle ramiona chłopca zadrżały, a on sam zaniósł się płaczem, gdy dotarła do niego brutalna prawda. Ściskając martwe ciało Hirohiko, przez łzy błagał go, by w końcu się obudził, lecz bezskutecznie. Błękitne oczy, w których jeszcze kilkanaście minut temu paliły się wesołe błyski, były teraz puste i bez wyrazu.
***
    Szesnastolatek patrzył się w okno zaciskając kurczowo ręce na parapecie. Poczuł jak ktoś obejmuje go od tyłu. Odwrócił się i zobaczył twarz Cassie, która patrzyła na niego zmartwionym wzrokiem. Przyciągnął ją do siebie i wtulił twarz w jej włosy. Reszta patrzyła na to w milczeniu. Ron i Hermiona byli bladzi i poruszali się niespokojnie, patrząc ze współczuciem w twarz Pottera. Natomiast Harry mimowolnie przypomniał sobie śmierć Cedrika na cmentarzu. Jak przez mgłę zobaczył jego martwe ciało i szyderczy uśmiech Voldemorta. Po dłużej chwili szesnastolatek znowu zaczął:

- Wyrzucałem sobie, że wtedy stałem jak ta pokraka zamiast próbować mu pomóc. Byłem najlepszym uczniem w szkole, umiałem się bić, a jednak stałem przerażony i niezdolny się poruszyć. Znaleźli nas inni członkowie bractwa, którzy zostali zaalarmowani przez hałasy dobiegające z głębi lasu. Przenieśli ciało Hirohiko do Tytanu i następnego dnia odbył się pogrzeb. A ja? Ja zamknąłem się w swoim pokoju i nie wychodziłem z niego przez tydzień. Ciągle widziałem twarze tych, którzy pozbawili go życia. Obiecałem im, że pewnego dnia ich dopadnę. Zacząłem pilniej uczyć się wszystkich zaklęć. Nawet tych, których nie było w programie nauczania. Przeglądałem wszystkie księgi w bibliotece szukając czegoś, co mogłoby pomóc mi w walce z nimi. Uczyłem się Zaklęć Niewybaczalnych, przyprawiając tym samym o zawał wszystkich mieszkańców miasta. Przez cztery lata miałem tylko jeden cel w życiu. Znaleźć tych drani i z satysfakcją patrzeć jak uchodzi z nich życie. W międzyczasie poznałem Jonathana. Od razu znaleźliśmy wspólny język. Gdy miałem 13 lat, los w końcu dał mi szansę. Spotkałem jednego z nich całkowicie przypadkowo. Tego, który przekonywał towarzysza, aby darował mi życie. Śledziłem go i gdy w końcu doszło do spotkania, bez wahania wbiłem mu miecz w gardło. Popatrzył na mnie bez wrogości w oczach, chyba mnie poznał, bo nawet lekko się uśmiechnął. A ja stałem nad jego truchłem nie czując nic. Ani przerażenia, ani żalu, ani wyrzutów sumienia. Czułem się jak człowiek bez duszy. Drugiego spotkałem kilka lat później. Kiedy wydawało się, że moja zemsta jest już dopełniona i będę mógł zaznać spokoju, dowiedziałem się o powrocie Voldemorta i śmierciożerców. Przez tą dwójkę znienawidziłem ich wszystkich. Od tej pory, jak tylko widzę kogoś z mrocznym znakiem na ramieniu nie potrafię się powstrzymać. Nie mam dla nich żadnej litości. To koniec. Oto cała historia Connora Pottera, którą tak usilnie staraliście się ze mnie wydusić.
    Potter w końcu skończył mówić. Rozejrzał się po twarzach obecnych z niepewnością, jakby obawiając się, że każdy będzie patrzył na niego jak na mordercę bez skrupułów. Widząc, że każdy rozumie jego zachowanie powiedział:

- Remusie, pamiętasz jak zapytałeś mnie skąd wiem, że jesteś wilkołakiem? Łapa zasugerował wtedy, że użyłem legilimencji i wdarłem ci się do umysłu.
- Tak, pamiętam – odparł Remus.
- Tak naprawdę dowiedziałem się tego od Moody'ego, gdy po mnie przyszedł. Gadałem z nim i niechcący wypsnęło mu się coś o twojej przypadłości. Nie użyłem na tobie legilimencji.
- Dobrze wiedzieć – odpowiedział Remus.

- Opowiedziałem wam o sobie wszystko. Bardzo was proszę, byście nikomu o tym nie mówili. Miałbym poważne kłopoty, gdyby się wydało, że rozmawiałem z kimś o bractwie i mieście.
    Kiwnęli głowami. Widząc, że to koniec zwierzeń, młodzież zaczęła opuszczać pomieszczenie. Harry wspiął się po schodach i wszedł do swojego pokoju. Myśląc o wszystkim, czego się dziś dowiedział, zapadł w głęboki sen.



____________

To już ostatni z tzw. Connorowych rozdziałów, więc jeżeli ktoś miał już dosyć tego, że Connor pojawia się zbyt często może odetchnąć z ulgą. Kolejne rozdziały będą już poświęcone Harry'emu. Co prawda, najstarszy Potter będzie przewijał się przez opowieść, ale już z mniejszym natężeniem niż do tej pory :) Mam jeszcze zamiar dokładniej przedstawiać przygody Connora, ale o wiele, wiele później :) Informuję też, że kolejny rozdział pojawi się dopiero za dwa tygodnie, ponieważ w przyszłą sobotę mam wesele i nie będę miał czasu, by coś stworzyć. Wybaczcie też za ewentualne literówki, ale jestem tak padnięty, że nie sprawdzałem zbyt dokładnie tekstu :) Do usłyszenia za dwa tygodnie :)

5 komentarzy:

  1. Dzisiaj będzie krótko, bo i tak z trudem znalazłem trochę czasu, żeby przeczytać ten rozdział. W każdym razie postanowiłem zostawić po sobie jakiś ślad, żebyś wiedział, że regularnie zaglądam na Twojego bloga. :)

    Nie będę ukrywać, ale bardzo się cieszę, że to był „ostatni z tzw. Connorowych rozdziałów”. Wiesz, jakie mam zdanie odnośnie do tego bohatera, więc chyba nie muszę Ci niczego tłumaczyć. :)

    Generalnie rozdział był w porządku, choć nie mogę powiedzieć, że jakoś specjalnie mnie zachwycił. Nie chodzi mi jednak o to, że coś konkretnie mi się nie podobało (no może Connor trochę mnie irytował xd). Rozumiem, że musiałeś wyjaśnić parę kwestii, więc okej. Rozdział był z gatunku tych spokojniejszych, ale mam nadzieję, że kiedy Harry wróci do Hogwartu, akcja jeszcze bardziej się rozkręci. :)

    Proponuję Ci poszukać bety. Z własnego doświadczenia wiem, że osoba, która spojrzy na opowiadanie „z boku”, pomaga. I to bardzo. Tym bardziej, że sam napisałeś, że nie miałeś siły dokładnie sprawdzić tekstu. :) I nie piszę tego złośliwie!

    „Śledziłem go i gdy w końcu doszło do spotkania, bez wahania wbiłem mu gardło w miecz.” Powinno być „wbiłem mu miecz w gardło”. :)

    No i jeszcze raz muszę napisać o sprawie z kropkami, bo za pierwszym razem się nie zrozumieliśmy. :) Początkowo myślałem, że tylko u mnie tekst wyświetla się z błędami, ale sprawdziłem i okazało się, że nie. Kiedy pisałem Ci, żebyś coś zrobił z kropkami, chodziło mi o te na początku każdej kwestii. W dialogach używa się myślników (a dokładnie półpauz), nie kropek.

    Jeśli chodzi o ten rozdział, to na chwilę obecną nie mam nic więcej do powiedzenia. Muszę jednak napisać jeszcze coś o swoich komentarzach, bo źle się czuję z myślą, że głównie Cię krytykuję. Jeśli się tym przejąłeś, to nie powinieneś. Niestety tak już mam, że częściej się czepiam, niż chwalę. Ale zapewniam Cię, że gdybym nie widział w Tobie potencjału i gdybym nudził się przy czytaniu tego opowiadania, to w ogóle nie zostawiałbym żadnych komentarzy. xd

    Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka :) Jeśli chodzi o krytykę to spokojnie nie przejąłem się tym do takiego stopnia, żebym porzucał opowiadanie. :) W sprawie tych kropek to szczerze mówiąc nie mam pojęcia dlaczego tak się dzieje. Być może jest to wina edytora tekstu, w którym piszę rozdziały ( używam OpenOffice nie Worda ). Gdy wklejam tekst tam w panelu bloggera to zamiast kropek widnieją normalne myślniki, dopiero podczas publikowania na stronie się to pojawia. Nie mam zielonego pojęcia dlaczego tak się dzieje. Jeżeli ty wiesz to byłbym wdzięczny za informację :) Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Niestety nie mam zielonego pojęcia, co z tym zrobić, bo nigdy nie zdarzyła mi się podobna sytuacja. Możesz natomiast spróbować skopiować myślniki (w panelu bloggera) z tych fragmentów, które wyświetlają Ci się normalnie. Z tego, co widzę, tylko na początku zamienia Ci myślniki na kropki, nie odwrotnie. W ogóle wygląda to, jakbyś miał włączone wypunktowywanie... No ale nie wiem.

      Pozdrawiam i do przeczytania w następnym tygodniu! :)

      Usuń
  2. Rozdział bardzo przypadł mi do gustu, naprawdę masz talent i ciekawe pomysły. Ja również nie jestem wielką fanką Connora, co nie zmienia faktu, że jest ciekawą postacią i ma dobre momenty. Zdecydowanie cały jego powrót do Tytana był świetny. Naprawdę lubię pobocznych bohaterów w tym opowiadaniu, głównie chodzi mi tu o Azami i Johnatana. Pozwolę sobie wypisać takie dwa ulubione fragmenty :D

    - Pewnie - Connor uniósł drwiąco usta. - Voldemort chciał wyciągnąć ze mnie, czy jadłem w dzieciństwie warzywa i piłem mleczko. Odpowiedziałem, że owszem piłem mleczko, ale warzywka są blee. W zamian torturował mnie przed dwa tygodnie gotowanymi brokułami i szpinakiem.

    Muszę przyznać, że wybuchnęłam tu szczerym śmiechem :D

    - Więc to prawda, że wróciłeś - powiedział chłopak. - Już całe miasto o tym trąbi.
    - Świetnie - westchnął Potter. - Brakuje jeszcze transparentu nad bramą. „Witamy w domu, panie Potter„.
    - Cóż, właściwie - Lou chrząknął, a Connor otworzył szeroko oczy.
    - Tylko mi nie mów, że chcą to zrobić.
    - Jasne, że nie - roześmiał się Lou. - Żartowałem.
    - To dobrze - odparł Potter. - Jakby ktoś odwalił takie coś, miałby nocne warty do końca roku.


    Chłopaki pogadali jeszcze chwilę, a potem każdy poszedł w swoją stronę. Lou przechodząc obok Azami i Jonathana powiedział do nich:

    - Zniszczcie ten transparent.

    :D

    Pozdrawiam i jak zawsze życzę masy weny, więcej komentarzy i czytelników!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Cię :)

      A ja Connora bardzo lubię :D Lubię też to, co dla niego zaplanowałem w przyszłości xD Zdaję sobie sprawę, że niektóre jego działania mogą być odpychające i cieszę się, że tak jest odbierany, ponieważ od początku o to mi chodziło :) Chciałem stworzyć kontrast między nim, a Harrym. Harry to rycerzyk w lśniącej zbroi, zawsze gotowy do pomocy i czasami irytująco szlachetny :D Connor to jego całkowite przeciwieństwo i bardzo dobrze piszę mi się sceny z jego udziałem. Być może wynika to z faktu, że zawsze wolałem kreować bohaterów złych, wrednych i nieprzewidywalnych niż takich aniołków :D

      Dziękuję za komentarz :)

      Również pozdrawiam i do usłyszenia :)

      Usuń

Mrs Black bajkowe-szablony