Ostatni tydzień wakacji minął
Harry'emu spokojnie. Przez ten czas chłopak przygotowywał się na
kolejne narzekania nauczycieli oraz góry prac domowych. Cassie
wróciła do Włoch dwa dni temu, narzekając jeszcze na długi okres
rozłąki. Jej niezadowolenie wzmogło się, gdy usłyszała, że
najstarszy Potter również będzie przebywał w Hogwarcie jako
ochrona. Jednak w końcu odpuściła i czule pożegnała się ze
wszystkimi. Harry znajdował się w sypialni i pakował swoje rzeczy
do kufra szkolnego równocześnie pocierając bliznę na czole. Od
jakiegoś czasu bolała go coraz bardziej. Był tym
zaniepokojony, gdyż wiedział, że to ma coś wspólnego z
Voldemortem. W nocy nawiedzały go koszmary z czarnoksiężnikiem w
roli głównej, po których budził się zlany potem. Nie potrafił
tego wyjaśnić, ale podświadomie czuł, że Voldemort planuje coś
dużego. Coś, co wstrząśnie całym czarodziejskim światem. Harry
zamykał właśnie kufer, kiedy Ron wszedł do jego pokoju.
- Już spakowany? - zapytał
rudzielec.
- A ty jeszcze nie? - odparł
Potter.
- Zaraz – Ron machnął ręką. -
Jak myślisz, kto w tym roku będzie nas nauczał Obrony?
- Nie wiem – Harry wzruszył
ramionami. - Może być każdy oprócz Snape'a.
- Czy ja wiem? - rzucił Ron ze
złośliwym uśmieszkiem. - W sumie to nie byłby taki zły pomysł.
- Co? - zdumiony Harry przeniósł
wzrok na Rona. - Chcesz, żeby Snape uczył nas Obrony?
- Nie powiedziałem, że chcę,
tylko że to wcale nie byłby zły pomysł – odparł Weasley. -
No bo pomyśl. Jeden zwolniony, jeden martwy, jeden z amnezją i
jeden zamknięty w kufrze. Byłoby ciekawie, gdyby Snape dostał tą
posadę.
Chłopcy zarechotali złośliwie i
zaczęli snuć teorie, co mogłoby spotkać Snape'a na stanowisku
nauczyciela Obrony. Im dłużej o tym dyskutowali, tym ich pomysły
były coraz bardziej absurdalne. Przerwało im donośne wołanie pani
Weasley:
- Chłopcy! Za dziesięć minut
ruszamy na dworzec!
Ron zerwał się z łóżka i w
pośpiechu zaczął wrzucać rzeczy do kufra. Harry był pełen
podziwu dla rudzielca, że ten zdążył wszystko upakować w
wyznaczonym czasie. Dziesięć minut później wszyscy byli już
gotowi do drogi. Mieszkańcy Grimmauld Place wsiedli do taksówek i
ruszyli na dworzec King's Cross. Kilkanaście minut później wszyscy
stali już na peronie dziewięć i trzy czwarte. Kiedy stanęli przed
drzwiami pociągu, pani Weasley nie mogła się powstrzymać, aby nie
wygłosić swojego przemówienia:
- W tym roku macie mi się dobrze
zachowywać. Fred i George, jeżeli dostanę chociażby jedną sowę
od profesor McGonagall to obiecuję wam, że w święta mnie
popamiętacie. A wy – Molly zwróciła się do Harry'ego i Rona. -
Macie unikać wszelkich kłopotów i nie wałęsać się nocą po
zamku.
Chłopcy spojrzeli na siebie z
powątpiewaniem, ale pokiwali głowami. Gwizd lokomotywy oznajmił
wszystkim, że czas wsiadać do pociągu. Pani Weasley jeszcze raz
wyściskała wszystkich i po chwili młodzież znalazła się w
środku pociągu. Nie odzywając się, szli naprzód w poszukiwaniu
wolnego przedziału. Wreszcie znaleźli jeden, zajęty przez
dziewczynę czytającą książkę. Włosy w kolorze ciemnego blondu
zasłaniały jej twarz, pochyloną nad lekturą. Najwyraźniej ich
nie zauważyła. Hermiona uprzejmie odchrząknęła, więc dziewczyna
podniosła na nich wzrok. Jej cerę pokrywała lekka opalenizna, a na
nosie widniało kilka piegów. Delikatnie zarysowane kości
policzkowe oraz kształtne usta dodawały jej uroku. Niebieskie
tęczówki wpatrywały się w Hermionę z wyczekiwaniem.
- Przepraszam, możemy tu usiąść?
Nigdzie nie ma miejsca.
- Skoro musicie – westchnęła
dziewczyna i powróciła do czytania.
- Dziękuję – odparła Hermiona,
po czym się przedstawiła. - Nazywam się Hermiona.
- Rosalie – odparła dziewczyna
nie odrywając wzroku od książki.
- To Ron Weasley – Hermiona
wskazała na Rona, który rozsiadł się na wolnym miejscu. - A to
Harry Potter.
Po ostatnich słowach Hermiony
dziewczyna spojrzała na Harry'ego, a jej usta wygięły się w
drwiącym uśmiechu. Przyglądała mu się przez chwilę, po czym
powiedziała:
- Miło mi.
- Co czytasz? - Hermiona usilnie
starała się podtrzymać rozmowę.
- „ Imię róży „ Humberta Eco.
Jedna z niewielu książek, które lubię. Jesteście na piątym
roku?
- Tak – odpowiedział Harry. - Ty
też?
Rosalie w odpowiedzi jedynie kiwnęła
głową. Przez jakiś czas wszyscy siedzieli w milczeniu. Ron
zatrzymał wózek ze słodyczami i kupił sobie kilka
przysmaków, które łapczywie zajadał. Hermiona spojrzała na niego
z dezaprobatą. Nagle Rosalie przerwała ciszę:
- Bierzecie udział w wymianie?
- W czym? - zdziwiła się Hermiona.
- Nie wiecie? - gdy trójka
przyjaciół pokręciła głową dziewczyna wyjaśniła. - W
Hogwarcie ma się odbyć wymiana uczniów. Uczniowie z różnych
krajów przyjadą na ten rok do szkoły, a niektórzy z nas wyjadą
do szkół magii za granicą. Profesorowie Sprout i Flitwick wpadli
na ten pomysł.
- Wcale niegłupi – powiedziała
Hermiona z entuzjazmem. - Możemy się od nich wiele nauczyć, tak
samo jak oni od nas.
- Przepraszam was, ale muszę iść do
toalety.
Rosalie schowała książkę do torby
i opuściła przedział. Kiedy za dziewczyną zamknęły się drzwi,
Hermiona zaczęła zanudzać chłopaków wykładem o pozytywnych
stronach takiej wymiany. Ron, który napełniwszy żołądek zaczął
przysypiać, nie był zbyt zadowolony z gadaniny Hermiony. Natomiast
Harry tylko udawał, że słucha, a tak naprawdę myślami był gdzie
indziej. Rozpamiętywał swój dzisiejszy sen, a mianowicie jego
ostatni fragment.
***
Stał w sali, której strop był
podtrzymywany przez ogromne kolumny. Ściany były wykonane ze
szmaragdów, które odbijały promienie słoneczne, wpadające przez
olbrzymie okna. Nie było tu nic, prócz bogato zdobionego tronu. Na
wielkim tronie siedział mężczyzna, którego Harry widział
pierwszy raz w życiu. Czarne włosy, sięgające mu do ramion były
starannie uczesane. Rysy twarzy nadawały nieznajomemu surowy wygląd,
a bystre, szare oczy wpatrywały się w niego, jak gdyby chciały
przejrzeć go na wylot. Miał na sobie ciemnozielony płaszcz z
naszywką przypominającą jaszczurkę otoczoną płomieniami.
Mężczyzna wstał i podchodząc do Harry'ego powiedział:
- A więc wreszcie się spotykamy
Harry Potterze.
- Kim pan jest?
- Nazywam się Ejnar. Jestem
jednym z pierwszych czarodziei, a ty jesteś człowiekiem, na
którego spłynęła moja moc.
- Słucham?
- Wiele lat temu ja, mój brat i
siostra doszliśmy do wniosku, że powinniśmy podzielić się
naszymi magicznymi mocami z innymi ludźmi. Tak powstała rasa
czarodziei. Stwierdziliśmy jednak, że światu i ludziom zawsze potrzebny będzie ktoś, kto będzie ich bronił przed złymi siłami. Dlatego co kilkaset lat cała moja
moc spływa na Wybrańca, który będzie odpowiedzialny za
bezpieczeństwo świata i wszystkich istot go zamieszkujących. Tym
razem padło na ciebie chłopcze.
- Czyli mam w sobie ukrytą moc?
- Nawet nie wiesz jak wielką.
Jednakże nie umiesz jeszcze w pełni z niej korzystać, dlatego
nigdy tego nie zauważyłeś. Właśnie dlatego tu jesteś.
Sprowadziłem cię tu, by wyzwolić twój potencjał oraz sprawić,
że będziesz w stanie zapanować nad swoją wielką siłą.
- Jak?
- Oferując ci szkolenie i
możliwość dołączenia do bractwa Salamandry. To organizacja,
której zadaniem jest walka ze złymi mocami, podobnie jak bractwo
Cieni. Nasza warownia mieści się wysoko wśród śnieżnych
szczytów. Ja oraz inni nauczyciele możemy przygotować cię do
starcia z Lordem Voldemortem oraz być może z innym, równie
potężnym przeciwnikiem.
- Jak to z innym przeciwnikiem?
- Widzisz Harry, mój szósty
zmysł podpowiada mi, że Lord Voldemort nie jest jedynym zagrożeniem
dla tego świata. Nie, na wszystkie bóstwa, wyczuwam jeszcze
obecność kogoś innego, kogoś bardzo złego. Ponury cień powoli
oblega cały świat. I chyba wiem kto to jest.
- Kto?
- Mój ojciec – Ejnar wyraźnie
skrzywił się na to określenie. - To on był tym, który pierwszy
posiadł magiczną moc. Potem
zaczął podbijać inne kraje oraz likwidować tych, którzy stawiali
mu opór. Ja, mój brat Akasha i siostra Eladiera pokonaliśmy go
nie bez trudu. Odebraliśmy mu magię, skazując go na
życie mugola. Odgrażał się, że pewnego dnia powróci i znowu owieje
świat drugą falą ciemności. Tak – Ejnar mówił teraz bardziej
do siebie niż do Harry'ego. - To musi być on. Wygląda na to, że
rzeczywiście powrócił i szuka kawałków bursztynu, aby odzyskać
to, co mu zabraliśmy. Nie wiem jak, ale w jakiś sposób wpływa on
na decyzję Voldemorta. Mroczny Lord myśli, że sam sieje terror i
chaos na świecie, a tymczasem robi tylko to, czego chce mój
ojciec. Tak czy inaczej wkrótce może się okazać, że Lord
Voldemort będzie najmniejszym z waszych zmartwień.
- Naszych? Twoich nie? - zapytał
Harry.
- Ja już od dawna nie żyję,
Harry Potterze – uśmiechnął się Ejnar. - Postać, która przed
tobą stoi jest jedynie moim duchem. Jestem przykuty do tej sali i
nie mogę jej opuścić. Stąd udzielam rad dowódcy bractwa Salamandry, ale sam nie mogę brać udziału w bitwach ani tym
podobnych. Właśnie dlatego zajmuję się szkoleniami Wybrańców.
Ktoś musi poprowadzić wolnych ludzi do zwycięstwa.
- I to mam być ja? - odparł
Harry. - Chyba się nie nadaję.
- Skromność to bardzo dobra
cecha Harry, ale nie należy zbytnio nią szafować. Czasami trzeba
nabrać pewności siebie i zaakceptować swoją wyjątkowość. A ty
jesteś wyjątkowy, czy tego chcesz, czy nie. Jesteś jak diament,
który należy oszlifować. Wiedza wyniesiona z Hogwartu nie będzie
wystarczająca, gdy dojdzie do twojej konfrontacji z Lordem
Voldemortem, która zbliża się wielkimi krokami.
- Jak chcesz to zorganizować?
Przecież nie mogę ot tak opuścić szkoły.
- W Hogwarcie znajduje się mała
komnata, w której umieszczony jest portal prowadzący do Salamandry.
Czas tutaj płynie szybciej niż w Hogwarcie. Dwa miesiące tutaj, to
dwie godziny tam. Myślę, że dwa razy w miesiącu będziesz mógł
wyrwać się na dwie godzinki, prawda? Nauczysz się tutaj
wszystkiego. Oklumencji, legilimencji, walki bronią białą, walki
wręcz i wielu przydatnych zaklęć. Więc jak, zgadzasz się?
Harry intensywnie myślał.
Przypomniał sobie swój pojedynek z Voldemortem na Pokątnej, w
którym czarnoksiężnik naigrywał się z jego beznadziejnych
umiejętności. A potem na scenę wkroczył jego brat, który
zmiażdżył przeciwnika. „Być może stanę się tak silny jak
Connor." przemknęło Potterowi przez głowę. W jego wyobraźni
zaświtał obraz, jak on i brat walczą ramię w ramię z wrogami. Być może Ejnar miał rację. Przepowiednia
nierozerwalnie wiązała go z Voldemortem. „Być może nadszedł
czas, w którym trzeba wziąć się w garść?„ myślał. „Nie mogę wiecznie chować się w czyimś cieniu. Najpierw Cedrik,
potem Zakon i na końcu Connor. Oni wszyscy zawsze zasłaniali mnie
swoimi plecami, a ja nigdy nie mogłem im pomóc. Dość tego!
Skończyło się użalanie nad sobą Potter! Trzeba w końcu zacząć
coś robić, a taka okazja może się już nie powtórzyć.„W
końcu Harry podniósł wzrok na mężczyznę, który bystro się w
niego wpatrywał.
- Zgadzam się – odparł z
mocą.
Ejnar uśmiechnął się, tak jakby
wiedział, o czym chłopak myślał. Wyciągnął do niego rękę i
powiedział.
- Daj rękę, Harry.
Gdy Potter podał mu dłoń,
mężczyzna wypowiedział niezrozumiałe słowa. Harry poczuł
piekący ból na nadgarstku, a chwile potem na jego ręce ukazał się
maleńki tatuaż przedstawiający płonącą salamandrę.
- Ten tatuaż pozwoli ci na
uruchomienie portalu – wyjaśnił Ejnar. - Nałóż na niego
jakieś zaklęcie maskujące, tak aby nikt poza tobą go nie
widział. Teraz muszę cię pożegnać. Będe na ciebie czekał
Harry Potterze.
Postać Ejnara zaczęła znikać, a
Harry poczuł, że jakaś siła ciągnie go do tyłu. Nagle Harry przypomniał sobie o czymś, czego mężczyzna mu nie powiedział.
- Czekaj! - krzyknął do
majaczącej w oddali sylwetki. - Nie powiedziałeś mi, gdzie
dokładnie znajduje się portal!
- Sam musisz to odkryć Harry –
głos Ejnara brzmiał jak zza grubej szyby. - Szukaj mojego znaku.
Znajdź salamandrę.
Potem Harry widział ciemność, a
gdy otworzył oczy znajdował się w swoim łóżku na Grimmauld
Place.
***
- Harry! Hej,
Harry! - Harry zamrugał oczami i popatrzył na Hermionę, która
machała mu przed twarzą ręką.
- Co? - odparł.
- Czego tak się drzesz?
- Mówię do
ciebie od dobrych pięciu minut – odparła Hermiona.
- Ale
odpłynąłeś! - roześmiał się Ron.
- Wybaczcie –
odparł Potter. - Zamyśliłem się. Co mówiłaś?
- Że niedługo
będziemy w Hogwarcie i czas się przebrać – odparła panna
Granger. - Nad czym tak myślałeś?
- Nad niczym –
odparł Potter. - Pójdę się przebrać.
Gdy wychodził
Rosalie obrzuciła go chłodnym spojrzeniem. Harry skierował się do
toalety, gdzie zaczął zakładać szkolne szaty. Wychodząc natknął
się na kogoś, kogo miał nadzieję nie spotkać. Chłopak z o
bladej cerze, blond włosach i szarych oczach przypatrywał mu się z
niechęcią.
- Potter, a
gdzie zgubiłeś Wiewióra i Wszystkowiedzącą? Sam założyłeś
szatę? Nie wiedziałem, że dysponujesz aż takimi umiejętnościami
– Draco Malfoy jak zwykle nie mógł się powstrzymać od głupich
docinek.
- Spadaj Malfoy!
- odwarknął Potter mierząc chłopaka niezbyt przyjemnym wzrokiem.
- Nie mam czasu na rozmowy z inteligentnymi inaczej!
- Widzę, że
przez te wakacje zrobiłeś się wyszczekany, Potterku – głos
Malfoy'a nadal ociekał jadem. - Przez ciebie i twoje oskarżenia,
Wizengamot wypytywał mojego ojca o jego powiązania z
Sam-Wiesz-Kim.
- A on jak
zawsze się wykpił – odparł Potter. - Ale nie na długo Malfoy.
Na niego też przyjdzie czas. Prędzej czy później i jego spotka
to, na co zasłużył.
Harry był
zaskoczony swoimi słowami, ale nie dał tego po sobie poznać. Teraz
liczyło się dla niego to, aby zetrzeć Malfoy'owi z twarzy ten
ironiczny uśmieszek, co zresztą podziałało. Ślizgon zrobił się
czerwony z wściekłości i złapał Harry'ego za przód szaty.
- Nie waż się
grozić mojemu ojcu, Potter! - wysyczał. - Przypominam, że on w
porównaniu do twojej matki i ojca ma się całkiem dobrze. A teraz
masz dziesięć sekund, aby mnie przeprosić za to, co powiedziałeś!
Na wzmiankę o
rodzicach Harry poczuł, jak jego ciało zaczyna drżeć od
niekontrolowanej furii. Zielone oczy zabłysły niebezpieczne, a gdy
przemówił jego głos był lodowaty:
- A ty pięć,
żeby zabrać rękę.
Ślizgon
i Gryfon patrzyli na siebie z wrogością w oczach. Obaj w myślach
odliczali dane sekundy. Gdy Harry doszedł do pięciu, złapał za
trzymającą go rękę Malfoy'a i wykręcił. Potem obrócił się i
trzepnął blondynowi pięścią w nos, a ten upadł na ziemię. Z
rykiem się podniósł i natarł na Pottera z pięściami. Zamachnął
się, ale Harry odskoczył w bok i podłożył Malfoy'owi nogę,
przez co arystokrata znów znalazł się na ziemi. Nim zdążył się
podnieść, Potter podszedł do niego i położył kolano na jego
klatce piersiowej mówiąc:
- Powiedz
jeszcze cokolwiek złego o moich rodzicach, a
dostaniesz takie manto, że nawet pani Pomfrey cię nie poskłada.
Po tych słowach
jeszcze raz uderzył pięścią Malfoy'a i odszedł w kierunku
swojego przedziału, mijając ciekawskie spojrzenia uczniów, którzy
widzieli całe zajście. W duchu dziękował Connorowi, że ten
nauczył go paru przydatnych chwytów. Obicie twarzy Malfoy'owi było
dla Harry'ego tak satysfakcjonujące, że gdy wszedł do przedziału,
Hermiona od razu zapytała o powód jego zadowolenia. Opowiedział
im wszystko, przez co panna Granger wysłała mu karcące spojrzenie,
natomiast Ron poklepał go z uznaniem po plecach, jednocześnie
wyrzucając Potterowi, że ten go nie zawołał. Rosalie natomiast
nie odezwała się ani słowem, tylko wzięła swoją torbę i wyszła
z przedziału. Kilka minut później pociąg stanął na stacji w
Hogsmeade. Harry, Ron i Hermiona wyszli, kierując się do powozów,
które miały zawieźć ich do zamku. Jednak Harry zatrzymał się
nagle i z szokiem na twarzy wpatrywał się w coś, co przypominało
wychudłego konia ze skrzydłami. Odwrócił się z zamiarem
uzyskania informacji od Hermiony, co to może być, ale wszyscy
siedzieli już wygodnie, czekając na niego. Harry wszedł na powóz i wychudzony koń ruszył przed siebie. Potter odwrócił się do
Hermiony i zapytał:
- Co to ma być?
- O co ci
chodzi? - odparła zdziwiona Hermiona.
- O to, co
ciągnie powóz.
- Nic go nie
ciągnie Harry – odparła dziewczyna. - Zawsze jeżdżą same.
- To testrale –
odezwał się głos, należący do blondwłosej dziewczyny z
dziwacznymi okularami na nosie. W rękach miała magazyn odwrócony
do góry nogami. - Twoi przyjaciele ich nie widzą, bo mogą je
zobaczyć tylko osoby, które widziały jak ktoś umiera. Przy
okazji jestem Luna Lovegood.
- Harry Potter –
odpowiedział chłopak.
- Miło mi Harry
Potterze – odparła dziewczyna po czym dodała. - Ale dużo tu
nargli.
Ron spojrzał na
nią jak na wariatkę, a potem zmarszczył nos i zwrócił się do
Hermiony:
- Co to są
nargle?
Hermiona jedynie
wzruszyła ramionami w odpowiedzi. Gdy powozy stanęły przed bramą
wiodącą do zamku, uczniowie zatrzymali się z zaskoczeniem patrząc
przed siebie. Przed bramą stało czworo ludzi w czarnych płaszczach
ze srogimi minami, wyglądający niczym słupy soli. Przed szereg wyszedł Connor i rzekł:
- W związku z
rozporządzeniem Albusa Dumbledore'a wszyscy uczniowie muszą zostać
przeszukani przed wejściem na teren szkoły, w celu zbadania czy
nie posiadają czarnomagicznych przedmiotów. Podzielcie się na
grupy i podchodźcie do nas pojedynczo. Żeby uniknąć niezręcznych
sytuacji, dziewczęta niech staną przed Azami - Connor wskazał na
niebieskowłosą dziewczynę, stojącą po jego prawej stronie.
Uczniowie zaczęli
gorączkowo szeptać między sobą, snując teorie kim mogą być
tajemniczy przybysze. Jednak po chwili wszyscy zrozumieli, że to nie
żarty i zaczęli po kolei podchodzić do Cieni, którzy
przeprowadzali rewizję. Harry podszedł do Jonathana, a ten pokiwał
mu głową z uśmiechem. Gdy Ron, Hermiona i Harry przeszli kontrolę, skierowali się do najstarszego Pottera, który stał przy bramie.
- Ale szopka
nie? - zagadał Connor.
- To naprawdę
konieczne? - zapytała Hermiona. - Przecież nikt nie chowa
Voldemorta za szatą.
- Nie do mnie
kieruj pretensję – Connor podniósł ręce w obronnym geście. -
To był pomysł Dumbledore'a nie mój. Jeszcze musieliśmy rzucić ochronne zaklęcia, które reagują na znak Voldemorta. To dopiero było czasochłonne.
Przerwało im
pojawienie się dziewczyny z burzą brązowych włosów.
- Tak myślałam,
że jeszcze się spotkamy Connorze.
- Witaj Grace –
odparł Connor – Ale na pewno nie sądziłaś, że w takich
okolicznościach, prawda?
- Prawda –
uśmiechnęła się, a potem powiedziała. - Ładnie ci w tej
szacie.
I odeszła w
stronę zamku. Po chwili trójka Gryfonów zrobiła to samo. Gdy
weszli do Wielkiej Sali Harry poczuł, że nareszcie jest w domu.
Cztery długie stoły ciągnęły się przez całe pomieszczenie, a
sklepienie sprawiające wrażenie, jakby było tam gołe niebo,
rozciągało się nad nimi. Harry, Ron i Hermiona skierowali się do
swojego stołu i rozpoczęli rozmowę ze swoimi kolegami. Potter rozejrzał się po sali i spostrzegł Malfoy'a, który przykładał
lód do oka, patrząc gdzieś w dal. Uśmiechnął się pod nosem i
zaczął rozmowę z Neville'm. Gdy wprowadzono pierwszoklasistów i
przydzielono ich do domów, głos zabrał Albus Dumbledore:
- Witajcie, moi
kochani, w kolejnym roku w Hogwarcie - zaczął, rozglądając się
radosnym wzrokiem po sali. - Chciałbym powiedzieć jeszcze parę
słów, zanim powitalna uczta wyłączy kompletnie wasze mózgi. Na
początek pragnę przedstawić profesora Harolda Cartera, który będzie was nauczał Obrony przed Czarną Magią.
Zza stołu
nauczycielskiego ukłonił się mężczyzna z krótkimi, brązowymi
włosami i starannie wypielęgnowanym zarostem na twarzy. Uczniowie
zaczęli klaskać, a Ron wyszeptał:
- Więc jednak
nie Snape.
Dumbledore poczekał, aż umilkną oklaski i kontynuował:
- Standardowo
przypominam, że do Zakazanego Lasu wstęp jest absolutnie
niedozwolony. Pan Filch prosił również, abym wam przypomniał, że
pojedynkowanie się na korytarzach oraz chodzenie po zamku w nocy
jest zabronione i będzie karane utratą punktów oraz szlabanem. Ze
starych kwestii to chyba tyle, więc teraz przejdę do nowości. Po
pierwsze, w tym roku Hogwart uczestniczy w projekcie wymiany
uczniów, realizowanym wraz ze szkołami magii z innych krajów.
Jeżeli ktokolwiek z was ma ochotę zwiedzić trochę świata oraz
poznać inne kultury niech zgłosi się do profesor Sprout lub
profesora Flitwicka, którzy są głównymi organizatorami projektu.
Oni także udzielą zainteresowanym bardziej szczegółowych
wyjaśnień. Uczniowie z innych krajów przyjadą do nas pod koniec
września i mam nadzieję, że powitacie ich ciepło. Aby wziąć
udział w projekcie należy spełnić dwa warunki. Po pierwsze,
trzeba mieć co najmniej piętnaście lat. Po drugie, aby mieć
możliwość spędzenia roku szkolnego w innym kraju należy mieć
minimum cztery oceny Wybitne z egzaminów końcowych,
przeprowadzonych w zeszłym roku. Niepełnoletni uczniowie muszą
dodatkowo dostarczyć pisemną zgodę rodziców. Jak już mówiłem,
więcej szczegółów udzieli wam profesor Sprout lub profesor
Flitwick. A teraz druga rzecz, o której pragnę wspomnieć. Jak
zapewne zauważyliście, Hogwart gości u siebie osoby, które będą
odpowiedzialne za wasze bezpieczeństwo. Jest to niezbędne w
dzisiejszych czasach, gdyż mroczne siły mogą spróbować zrobić
wam coś złego. Nasi przybysze będą strzegli waszego
bezpieczeństwa. Proszę was, abyście nie dawali im żadnych
pretekstów do interwencji. Ochrona otrzymała takie same przywileje
jak nauczyciele, tak więc za złamanie zasad mogą ukarać was
stratą punktów lub szlabanem. Nie będą oni jednak w żadnym
stopniu zakłócać waszych codziennych zajęć. To wszystko co
miałem do powiedzenia, więc jeszcze raz was witam i życzę
smacznego.
Gdy Dumbledore
skończył mówić, na stołach pojawiły się najróżniejsze
potrawy. Dopiero teraz Harry poczuł, jak burczy mu w brzuchu, więc
nałożył sobie sporą porcję ziemniaków i przez pewien czas
zajęty był posiłkiem. Napełniwszy swój żołądek
zaczął rozmowę z Seamusem Finniganem, który siedział naprzeciwko
niego.
- Jak sądzisz,
kto wygra tegoroczne wybory na Ministra Magii? - zapytał Seamus.
- Nie wiem –
odparł Harry. - Słyszałem, że Charles Osbourne jest faworytem.
- Mało
powiedziane – wtrącił się Neville. - Facet zjednał sobie
przychylność wszystkich uczciwych obywateli. W debacie
zapowiedział, że jego pierwszym krokiem jako Ministra będzie
sprawdzenie wszystkich pracowników Ministerstwa pod kątem
posiadania Mrocznego Znaku. Co więcej chce powołać specjalną
oddział, który będzie zajmował się łapaniem śmierciożerców.
- Myślałem, że
robią to aurorzy – odparł Harry.
- Tak i widać z
jakim skutkiem – rzucił z przekąsem Dean Thomas. - Poza tym ten
oddział ma się składać ze specjalnie wytrenowanych czarodziei.
Krążą plotki, że sam Osbourne ich szkolił.
- W każdym
razie widać, że facet, w przeciwieństwie do Knota, ma łeb na
karku. Nawet Voldemort się go obawia, bo gdyby było inaczej nie
atakowałby jego miejsca zamieszkania. Wymordował mu całą rodzinę, ale
Osbourne'a nie było wtedy w domu – mówił Neville.
- Wszystko się
okaże pod koniec września – podsumował Dean. - W każdym razie moja
matka na pewno będzie na niego głosować.
Natomiast przy
stole Ślizgonów Grace Riley rozmawiała ze swoją przyjaciółką
Marthe:
- Dobrze się
znacie?
- Prawie wcale –
odparła Grace. - Zamieniłam z nim kilka słów na Pokątnej i to
wszystko. Co ty się tak wypytujesz?
- No wiesz –
odrzekła dziewczyna. - Takie ciacho i w ogóle. Myślałam, że...
No wiesz...
- Przestań –
roześmiała się panna Riley. - Przecież wiesz, że mam chłopaka.
- Który
przypomina sobie o tobie tylko wtedy, gdy nie jest zajęty swoimi
kolegami – rzuciła z przekąsem Marthe. - Naprawdę Grace,
zasługujesz na kogoś lepszego.
- Dobrze wiesz,
dlaczego jestem z Malcolmem – odparła Grace z kwaśną miną.
- Wiem –
odrzekła Marthe. - Tylko widzę, że jesteś z nim nieszczęśliwa.
I zastanawiam się, czy warto psuć sobie życie tylko dla kaprysu
jakiejś starej wariatki.
- Nawet jeśli
masz rację, to przecież ja i Connor wcale się nie znamy. Myślisz,
że padnę obcemu chłopakowi w ramiona i będę z nim żyła długo
i szczęśliwie?
- Nie mówię,
że to ma być on – odparła Marthe. - W zamku są setki
chłopaków, o wiele lepszych od Malcolma. Przemyśl to Grace. To
ty masz być szczęśliwa, a nie twoja babcia.
- Daj już
spokój – rzekła Grace.
- Jak chcesz –
odparła Marthe, ale po chwili rzuciła z uśmiechem. - Ale
przyznaj, że ci się podoba.
- Marthe, do
jasnej cholery!
- Przyznaj –
zaśmiała się dziewczyna.
- Ehhh, no dobra
może trochę – westchnęła Grace, a potem lekko się
zarumieniła.
Marthe cicho
zachichotała.
Po skończonej
uczcie Harry, Ron, Hermiona i pozostali Gryfoni udali się do pokoju
wspólnego Gryffindoru. Długa podróż oraz obfita kolacja sprawiły,
że Potter marzył już tylko o ciepłym łóżku, które czekało na
niego w dormitorium. Hermiona wypowiedziała hasło i oboje przeszli
przez dziurę za portretem. Czerwony wystrój wnętrza pokoju
wspólnego sprawił, że Harry się uśmiechnął. Skierował się do
sypialni i od razu rzucił się na łóżko. Zdążył jeszcze
pomyśleć, co też spotka go w tym roku, a potem zapadł w błogi
sen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz