sobota, 25 marca 2017

Rozdział 17 " Metoda profesora Cartera "

   

   Następnego dnia w Wielkiej Sali wszyscy uczniowie spożywali śniadanie z kwaśnymi minami. Dotarło do nich, że spokojny czas błogiego wypoczynku dobiegł końca i ponownie będą musieli zmagać się z lekcjami. Opiekunowie domów rozdali im plany lekcji. Harry spojrzał na pergamin, wręczony mu przez McGonagall i głośno jęknął. Na samym początku czekają go dwie godziny eliksirów ze Snape'm, a następnie dwie godziny zielarstwa. Całość zamykała jedna godzina Obrony przed Czarną Magią. Potter zdawał sobie sprawę, że Snape z pewnością odrobi sobie dwa miesiące nie upokarzania go przy wszystkich. Ron także zdawał się nie być zadowolony z obecnego planu, natomiast Hermiona, jak zawsze, wręcz kipiała entuzjazmem. Zerknąwszy na jej plan Harry wytrzeszczył oczy, ze zgrozą uświadamiając sobie, że przyjaciółka ma dwa razy więcej zajęć. Potrząsnął głową i wrócił do swojego śniadania. Po skończonym posiłku Gryfoni udali się w kierunku lochów na spotkanie z postrachem Hogwartu. W drodze na dół trójka przyjaciół zobaczyła Rosalie, dziewczynę, która towarzyszyła im w drodze do szkoły. Harry i Hermiona od razu zwrócili uwagę na jej zapuchnięte oczy. Wyglądała tak jakby płakała. Nie zdążyli jednak o nic zapytać, gdyż tłum uczniów śpieszących na lekcję zagradzał im drogę do Krukonki. Harry usłyszał głos Hermiony:

- Ciekawe co jej się stało?

    Chłopak jedynie wzruszył ramionami. Z jakiegoś powodu czuł, że nawet gdyby zapytali i tak nic by nie powiedziała. Co więcej miał dziwne wrażenie, że dziewczyna z jakiegoś powodu nie pała do niego sympatią. Harry uznał, że najlepiej będzie, jak nie będzie mieszał się do cudzych spraw.
   Pod klasą Snape'a stała już spora grupka osób. Jak zawsze Gryfoni mieli eliksiry ze Ślizgonami. Draco Malfoy, w towarzystwie Dafne Greengrass i Blaise'a Zabiniego. Harry lekko się zdziwił, że nie ma z nim Crabbe'a i Goyle'a. Po chwili zorientował się, że na uczcie powitalnej także ich nie widział. „Ciekawe gdzie są?” zapytał się w myślach. Malfoy spojrzał na niego, a w jego oczach błysnęła wściekłość. Widać nie zapomniał mu upokorzenia w pociągu. Jednakże powstrzymał się od jakichkolwiek komentarzy pod jego adresem i teatralnie go ignorował. Po chwili drzwi do klasy otworzyły się i stanął w nich Severus Snape. Jak zawsze omiótł wzrokiem uczniów stojących przed drzwiami oraz bez słowa wpuścił ich do środka. Gdy wszyscy zajęli miejsca, Snape przemówił cichym głosem, lecz i tak wszyscy go słyszeli.

- Jak wiecie w tym roku macie SUM-y, więc możecie być pewni, że głąbów do nich nie dopuszczę – jego wzrok skierował się na Harry'ego. - Mam nadzieję, że przez wakacje cała wiedza nie wyleciała wam z głowy. Jeżeli tak, to macie problem, bo nie będę tracił czasu na powtórki. To w waszym zakresie leży opanowanie dotychczasowych wiadomości. Potter! - nagły krzyk Snape'a sprawił, że zapytany podskoczył. - Opisz mi działanie eliksiru wielosokowego!
- Eliksir ten pozwala tymczasowo przejąć wygląd innej osoby – odpowiedział pewnie Gryfon.
- Na jak długo?
- Godzinę.
- Jakie składniki są niezbędne do jego uwarzenia?
- Muchy siatkoskrzydłe, pijawki, ślaz, rdest ptasi, sproszkowany róg dwurożca, skórka boomslanga oraz odrobina tego, w kogo chcemy się zmienić.
- Proszę, proszę – odparł ironicznie Snape. - Widzę, że pan Potter ma jednak odrobinę rozumu. Doprawdy zdumiewające. To może w takim razie powiesz mi, jaki dodatkowy składnik powoduje wydłużenie czasu działania tego eliksiru i o ile?

   Harry zamrugał zaskoczony. To było w ogóle możliwe? Potter gorączkowo nad tym myślał, próbując jednocześnie ignorować wyciągniętą rękę Hermiony, a Snape patrzył na niego ze wzrastającym triumfem w oczach. W końcu Harry postanowił zaryzykować:

- Nie można zwiększyć jego czasu działania, profesorze.
- Ach tak? - powiedział zimno Snape, a potem powiódł wzrokiem po klasie. - Czy zgadzacie się ze stwierdzeniem pana Pottera?

   Nikt się nie odezwał. Potem jedna ze Ślizgonek podniosła nieśmiało dłoń do góry. 
 
- Tak, panno Riley?
- Można wydłużyć czas działania eliksiru o trzy godziny, jeżeli zamiast ślazu dodamy ognistą pokrzywę lub zębate ziele. 
- 10 punktów dla Slytherinu – powiedział Snape kiwając głową. - Słyszałeś, co powiedziała twoja koleżanka, Potter? Za brak podstawowej wiedzy Gryffindor traci 5 punktów. Jeżeli z taką wiedzą chcesz zdawać SUM-y Potter, to życzę ci powodzenia. Na szczęście są tu ludzie umiejący myśleć – dodał, spoglądając na Grace.

    Harry zazgrzytał zębami, a Ślizgonka odwróciła się do niego i uśmiechnęła się przepraszająco, tak by nikt tego nie zauważył. Tymczasem Snape kontynuował:

- Na dzisiejszych zajęciach będziemy rozmawiać o Veritaserum. Czy ktoś mi powie, co to za eliksir?

   Harry znał odpowiedź na to pytanie, ale wolał siedzieć cicho. Wiedział, że Snape znajdzie jakiś pretekst, by znów go ośmieszyć i nie chciał dawać mu tej satysfakcji. Znowu ręka Ślizgonki wystrzeliła w górę:

- Słucham, panno Riley.
- To eliksir prawdy, profesorze. Ten kto go wypije nie może skłamać. Zazwyczaj jest podawany przy przesłuchaniach.
- Kolejne 10 punktów – odparł Snape. - Ten eliksir waży się około 28 dni, więc przez ten miesiąc skupicie się właśnie na nim. Dzisiaj macie dojść do takiego poziomu, w którym Veritaserum będzie miało czerwoną barwę. Instrukcje macie na tablicy. Do roboty!

   Klasa zabrała się za przyrządzanie wywaru. Harry uważnie przeczytał instrukcje na tablicy, aby nie zrobić głupiego błędu. Będąc już pewnym tego, co ma robić, zabrał się za przyrządzanie mikstury. Jednak po pewnym czasie zauważył, iż coś jest nie tak. Podczas gdy para wylatująca z innych kociołków była jasnożółta, u niego była wściekle zielona. Także sama konsystencja pozostawiała wiele do życzenia. Nagle Harry poczuł zawroty głowy, więc oparł się rękami o blat. Ciemniało mu w oczach coraz bardziej. Nie zauważył nawet tego, jak Snape do niego podszedł i ruchem różdżki usunął zawartość kociołka Harry'ego. Po pewnym czasie Potter zaczął dochodzić do siebie. Snape pochylał się nad nim, a jego oczy płonęły wściekłością.

- Ty skończony kretynie! - wysyczał w jego stronę. - Co ty masz w tym łbie zamiast mózgu?! Chcesz nas wszystkich pozabijać?!  Minus 20 punktów dla Gryffindoru!
- Ale to nie moja wina – bronił się Harry. - Źle się poczułem i...
- Poczułeś się źle przez własną głupotę Potter!– warknął Snape. - Umiesz czytać ze zrozumieniem? Na tablicy jest wyraźnie napisane, że przed dodaniem sproszkowanych skrzydeł nietoperza należy odstawić eliksir na 5 minut. Oczywiście dodałeś je od razu, prawda?!
- Tak – powiedział Harry przez zaciśnięte zęby.

   Snape powrócił na środek klasy i przemówił:

-  Pan Potter właśnie zademonstrował wam, co się może stać, jeżeli niewłaściwie uwarzycie eliksir – zaczął swój wykład. - Wdychanie oparów wydobywających się ze źle sporządzonego wywaru może być niebezpieczne dla zdrowia. Najpierw są zawroty głowy, następnie drętwienie kończyn, a potem utrata przytomności. Jeśli będziecie je wdychać przez długi czas możecie nawet zginąć. Jak już mówiłem, jesteście na poziomie SUM-ów, a to znaczy, że skończyło się warzenie dziecinnych miksturek, które sprawiają, że odrastają włosy lub coś w tym stylu. Zajmujecie się teraz bardziej niebezpiecznymi eliksirami, więc zalecam ostrożność, bo następnym razem mogę nie zdążyć z ratunkiem.

   Klasa patrzyła na nauczyciela z szokiem, a potem każdy jeszcze raz uważnie przestudiował instrukcje. Dalsza część lekcji minęła we względnym spokoju. Gdy zajęcia dobiegły końca, Snape powiedział:

- Odstawcie kociołki z waszymi eliksirami do schowka. Tam będą czekały do waszej następnej lekcji.

   Harry wyszedł z klasy Snape'a w ponurym nastroju. Pierwszy dzień szkoły, a on już stracił 25 punktów. W duchu przeklinał nauczyciela, życząc mu samych najgorszych rzeczy. Uczniowie poszli do Wielkiej Sali na drugie śniadanie, a Hermiona szturchnęła Pottera i powiedziała:

- Rozchmurz się, dobrze wiesz jaki jest Snape. Przecież nie pierwszy raz straciłeś u niego punkty. 
- Łatwo ci mówić Hermiono, bo to nie ciebie ośmiesza na każdej lekcji – odparł Harry. - Przyjdzie dzień, w którym odpłacę mu się za wszystko.
- Jak coś to możesz na mnie liczyć – solidarnie poparł go Ron.

   Jedząc posiłek w Wielkiej Sali Harry zapomniał o eliksirach. Jego głowę zaprzątał teraz quidditch. Nowym kapitanem drużyny Gryfonów została Angelina Johnson, która teraz przysiadła się do Harry'ego mówiąc mu o planowanym dniu treningu. Z entuzjazmem przyjął wiadomość, że ten odbędzie się jutro wieczorem. Latanie na miotle było jedną z rzeczy, które wprost uwielbiał robić, więc z niecierpliwością wyczekiwał dnia, w którym znowu będzie mógł dosiąść swojej Błyskawicy. Ron również zadeklarował, że pojawi się na kwalifikacjach do drużyny. Powiedziawszy, co miała powiedzieć Angelina odeszła, lecz niedługo potem jej miejsce zajął Jonathan:

- Siemka – powiedział do trójki przyjaciół. - Ale jestem głodny. Macie tu coś dobrego?
- Cześć- odpowiedział Harry, patrząc jak chłopak nakłada sobie sporą porcję jajecznicy. - A gdzie Connor?
- Co? - odparł Jonathan. - A, Connor. Nie wiem, ostatnio wałęsał się po Hogsmeade. Jak lekcje?
- Dwie godziny ze Snape'm w pierwszy dzień szkoły sprawiło, że z utęsknieniem czekam na kolejne wakacje – odpowiedział Ron. - Jeszcze tylko Zielarstwo i Obrona przed Czarną Magią.
- Macie dziś Obronę? - zapytał Jonathan, a reszta pokiwała głowami. - To mogę was zapewnić, że nie będziecie się na niej nudzić. Carter to równy gość.
- Znasz go? - zapytała Hermiona.
- Pewnie, że go znam – roześmiał się Jonathan. - Był nauczycielem moim, Connora, Lou i Azami. Niesamowity facet. Zawsze ma jakieś ciekawe pomysły. A zresztą – dodał, machając ręką. - Nie będę wam psuł niespodzianki.
- Jak idzie patrolowanie? - Harry zmienił temat.
- Ehh – westchnął Jonathan. - Weź mi nic nie mów, Harry. Pierwszy dzień i od razu nocna warta. Padam na twarz, zjem coś i idę w kimę. Cześć ponuraku!

    Do towarzystwa przysiadł się blondyn z wymizerowaną twarzą. Nie odpowiedział na zaczepkę Jonathana, tylko nalał sobie do kubka sporą porcję kawy. Od Connora Harry wiedział, że nazywa się Lou i jest jednym z Cieni. Sam nie wiedząc z jakiego powodu, Wybraniec traktował go z niechęcią. Chłopak wydawał mu się jakiś dziwny. Zauważył również, że z niechęcią patrzy na jego brata oraz sprawia wrażenie, jakby nie cieszył się zbytnio z tego, iż musi siedzieć w Hogwarcie. Harry stwierdził w myślach, że lepiej nie mieć nic wspólnego z tym gościem. Tymczasem Lou upił łyk kawy i powiedział do Jonathana:

- Nigdy więcej nocnej warty. Marzę tylko o wygodnym łóżku. Widziałeś może Azami?
- Mignęła mi w Hogsmeade z Connorem, a potem jej nie widziałem.

   Twarz Lou stężała, ale powstrzymał się od dalszych pytań. Zamiast tego dokończył napój i oddalił się od nich tłumacząc, że musi się położyć. Po pewnym czasie Jonathan poszedł w jego ślady. Natomiast Harry, Ron i Hermiona udali się na zielarstwo. Przed cieplarnią tłoczyli się pozostali uczniowie. Wzrok Harry'ego przykuła wysoka blondynka, która rozmawiała przyciszonym głosem z jakąś dziewczyną. Wyglądała zjawiskowo. Włosy, zakręcone w loki, opadały jej na ramiona, a jej twarz rozjaśniał promienny uśmiech. Nieznajoma śmiała się właśnie z czegoś, co powiedziała jej rozmówczyni. Ten śmiech brzmiał dla Harry'ego jak najpiękniejsza muzyka. Nie zdawał sobie sprawy, że bezczelnie gapi się na dziewczynę. W pewnym momencie ich oczy spotkały się ze sobą. Dziewczyna widząc, jak chłopak na nią patrzy, lekko się zarumieniła i odwróciła do niego plecami. Natomiast Harry'ego na ziemię sprowadził głos profesor Sprout, która zapraszała uczniów na lekcję. Przez cały czas Potter łamał sobie głowę nad tym, kim może być nieznajoma dziewczyna. Zauważył, że na jej szacie widnieje herb Gryffindoru. Harry dziwił się sam sobie, że nigdy jej nie widział w pokoju wspólnym lub chociażby na korytarzu. Nie było mu jednak dane długo się nad tym rozwodzić, ponieważ profesor Sprout zaczęła swój wykład na temat jakichś egzotycznych roślin. Po skończonej lekcji przyjaciele udali się na najbardziej wyczekiwaną lekcję tego dnia. Już przed drzwiami klasy Obrony przed Czarną Magią Harry, Ron i Hermiona zorientowali się, że te lekcje będą się znacznie różnić od poprzednich. Przed klasą znajdowali się uczniowie ze wszystkich domów, co było niespodziewanym zjawiskiem, gdyż zazwyczaj było tak, iż tylko dwa domy miały ze sobą lekcję. Tymczasem byli tu Gryfoni, Krukoni, Ślizgoni oraz Puchoni. Gdy zabrzmiał dzwonek uczniowie weszli do klasy i znowu stanęli jak wryci. Tradycyjne szkolne ławki zostały zastąpione przez małe stoliki z czterema krzesłami przy każdym. Na końcu sali, przy biurku nauczycielskim stał Harold Carter, ubrany w ciemnozieloną szatę. Spojrzał na stojących uczniów i powiedział:

- Usiądźcie proszę tam, gdzie widnieje kartka z waszym imieniem i nazwiskiem.

   Uczniowie zaczęli szukać swoich miejsce. Miejsce Harry'ego znajdowało się tuż naprzeciwko biurka nauczycielskiego. Usiadł tam i rozejrzał się za Ronem i Hermioną. Rudzielec siedział obok Pansy Parkinson i jakiegoś Puchona, natomiast przy stoliku Hermiony siedział Blaise Zabini oraz nieznany Krukon. Nagle wyczuł, że ktoś siada naprzeciwko niego i odwrócił się. Rozszerzył oczy i krzyknął:

- To są chyba jakieś żarty!

   Naprzeciwko niego siedział nie kto inny, tylko Draco Malfoy. Ślizgon wydawał się równie wściekły co Harry, bo natychmiast wstał i oznajmił:

- Ja nie będę siedział przy tym kretynie! Żądam innego miejsca!

   Profesor Carter podszedł do nich i zapytał spokojnym tonem:

- Jakiś problem, panie Malfoy? 
- Nie będę z nim siedział – odparł Draco. - Nie ma mowy!
- Cóż, obawiam się, że decyzja w tej sprawie nie należy do pana – Carter wzruszył ramionami. - Proszę łaskawie usiąść.
- Nie! 
- Slytherin traci pięć punktów – oświadczył profesor. - Każde trzydzieści sekund zwłoki z pańskiej strony, będzie kosztować pański dom o pięć punktów więcej.
- Nie mam zamiaru z nim siedzieć! - wydarł się Malfoy. - To największy palant jaki istnieje na świecie!
- Stul pysk Malfoy! - warknął Harry. - Sam nie jesteś lepszy!
- Gryffindor traci pięć punktów, panie Potter – oświadczył profesor Carter. - Panie Malfoy, trzydzieści sekund właśnie minęło, więc odejmuję Ślizgonom dziesięć punktów. Proszę usiąść, bo będę zmuszony wlepić panu szlaban.

   Malfoy jeszcze się dąsał, ale spełnił polecenie nauczyciela. Usiadł naburmuszony, krzyżując ręce na piersi i odwrócił głowę. Harry po początkowym szoku rozejrzał się, by sprawdzić kto jeszcze siedzi przy jego stoliku. Po jego prawej stronie siedziała Rosalie oraz wysoki i chudy Puchon z zadartym nosem. Patrzył na wszystkich wyzywająco, jakby chciał dać im do zrozumienia, że jest na wyższym poziomie intelektualnym niż oni. Na kartce, leżącej przy nim było napisane, że nazywa się Zachariasz Smith. Gdy wszyscy zajęli już miejsca, profesor Carter przemówił:

- Witam was na lekcji Obrony przed Czarną Magią. Nazywam się Harold Carter i w tym roku będę was nauczał tego przedmiotu. Dzisiaj wytłumaczę wam zasady, jakie będą panowały na moich lekcjach, a nauką zaklęć zajmiemy się następnym razem. Tegoroczne lekcję będą znacznie różnić się od tych, które mieliście dotychczas. Po pierwsze, zostaliście usadzeni w grupach po cztery osoby każda. Jak zapewne zauważyliście w każdej grupie znajdują się uczniowie ze wszystkich domów. Otóż oznajmiam wam, że w takim składzie, w jakim siedzicie teraz, będziecie siedzieć przez cały rok. Nie radzę zmieniać miejsc, gdyż mam dobrą pamięć, a każda taka próba zakończy się szlabanem i ujemnymi punktami dla domów. Aby zaliczyć mój przedmiot, członkowie każdej grupy będą musieli pomagać sobie nawzajem. Od teraz jesteście czteroosobowymi drużynami, w których panuje zasada wszyscy albo nikt. Co to znaczy? Odpowiedź jest prosta. Jeżeli, dajmy na to, jeden z członków waszej grupy nie zaliczy pozytywnie jakiegoś ćwiczenia, automatycznie nie zalicza go pozostała trójka, nawet jeśli umie je perfekcyjnie. Musicie nauczyć się ze sobą współpracować. Nie bez powodu podzieliłem was domami, gdyż co nieco usłyszałem o waszej rywalizacji – tu jego wzrok spoczął na Gryfonach i Ślizgonach. - Profesor Dumbledore w pełni podziela moje zdanie i dlatego zgodził się, by te lekcje mieli razem uczniowie ze wszystkich domów. Na moich lekcjach nie jesteście Ślizgonami, Gryfonami, Krukonami czy Puchonami. Jesteście drużyną. Będziecie sobie nawzajem pomagać, nawzajem przechodzić ćwiczenia i zaliczać testy. Lepiej dla was byście się dogadywali – tu jego wzrok zatrzymał się na Harry'm i Malfoyu, którzy zgodnie prychnęli. - bo za wzajemne relacje w drużynie również będziecie oceniani. Jeśli chodzi o ćwiczenia, będą one czysto praktyczne, tak samo jak i sprawdziany. Tak więc jeżeli kupiliście jakieś książki do Obrony, możecie śmiało wyrzucić je do kosza. Przed SUM-ami mam zamiar przeprowadzić egzamin z całego roku, by sprawdzić czego się nauczyliście i mieć pewność, że nie popełnię błędu dopuszczając was do SUM-ów. Z mojej strony to wszystko. Macie jakieś pytania?

   Ręka Hermiony wystrzeliła w powietrze. Profesor Carter rzekł:

- Słucham, panno Granger.
- Profesorze – zaczęła Hermiona. - Jaki jest cel tego podziału na grupy.
- Cieszę się, że pani o to zapytała, panno Granger. Jak zapewne wiecie Lord Voldemort powrócił – klasa wzdrygnęła się na dźwięk tego imienia. - Moim zadaniem jest nauczyć was jak się obronić przed śmierciożercami oraz przed nim samym. Niestety zaklęcia, które widnieją w podstawie programowej narzuconej przez Ministerstwo są zbyt słabe, aby wam pomogły. Dlatego nie będę was ich uczył. Nauczę was całkiem innych, a wy nauczycie się tamtych sami.
- Ale profesorze – pisnęła jakaś Puchonka z końca sali. - Zaklęcia, które są w podstawie będą obowiązywały na SUM-ach. Jak mamy je zdać nie ucząc się ich?
- Chyba lepiej znać zaklęcia, które pomogą wam przeżyć niż te, dzięki którym zdacie jakiś bzdurny egzamin, prawda? - uśmiechnął się Carter. - Jesteście zdolni, na pewno poradzicie sobie z zaklęciem rozbrajającym lub ogłuszającym. Wracając do pytania panny Granger. Podzieliłem was tak z prostego powodu. Wasza idiotyczna rywalizacja między domami sprawia, że jesteście podzieleni. Co za tym idzie, gdy dojdzie do ataku śmierciożerców będziecie mogli liczyć jedynie na pomoc kolegów z waszego domu. Podział na grupy ma na celu zniwelować wasze wzajemne uprzedzenia i sprawić, abyście zgranie ze sobą współpracowali. Abyście w razie zagrożenia ochraniali siebie nawzajem jak przyjaciele, nie zaś jak domowi wrogowie. Wiem, że ten konflikt dotyczy głównie Ślizgonów i Gryfonów, ale inne domy również są winne. W tych ciężkich czasach musicie odrzucić wasze niechęci. Ten podział ma na celu zachęcenie was do wyciągnięcia ręki na zgodę. Wyobraźmy sobie sytuację, w której pan Potter i pan Malfoy zostali otoczeni przez wrogów. Nie lubią się, więc każdy z nich na pewno chciałby się uwolnić sam, nie bacząc na drugiego. To jest równoznaczne ze śmiercią. Natomiast jeśliby ze sobą współpracowali mieliby większe szanse. To właśnie praca zespołowa będzie najbardziej oceniana na moich lekcjach. 
- Ale przecież Malfoy na pewno zostanie śmierciożercą – odezwał się Ron. - Wszyscy wiemy kim jest jego ojciec. Synek pójdzie w ślady tatusia. Więc śmierciożerca raczej nie pomógłby Harry'emu prawda?

    Malfoy zrobił się czerwony na twarzy i już chciał rzucić jakimś komentarzem, ale Carter go ubiegł:

- Ocenia pan ludzi nic o nich nie wiedząc, panie Weasley. Równie dobrze to ja mogę posądzać o śmierciożerstwo pana. Mój ojciec był nielegalnym handlarzem smoczych jaj, co nie znaczy, że ja również trzymam takowe jaja w swoim gabinecie, prawda? Pańskie rozumowanie może w przyszłości pana zgubić, panie Weasley.

   Ron nie wydawał się być przekonany, a Carter stwierdził, że nie ma sensu z nim dyskutować. Zamiast tego powiedział:

- Mam nadzieję, że moja metoda się sprawdzi i wykorzenię z was tą głupią rywalizację. Jeżeli nie, to trudno, ale czy tego chcecie czy nie, na moich lekcjach będziecie musieli ze sobą współpracować. Jak już powiedziałem, będę oceniał szczególnie pracę zespołową i wzajemne relacje między członkami grup. A teraz żegnam was i do zobaczenia jutro.

   Wszyscy wstali i skierowali się do wyjścia. Harry udał się do wieży Gryffindoru wraz z Ronem i Hermioną. Gdy znaleźli się w pokoju wspólnym, zaczęli rozmawiać o minionej lekcji.

- Ten gość jest dziwny – mruknął Ron. - Naprawdę sądzi, że zaufamy Ślizgonom? To same łajdaki i przyszli śmierciożercy.
- Nie wiem jak wy, ale ja z Malfoyem na pewno nie znajdę wspólnego języka – powiedział Potter. - Prędzej się tam pozabijamy niż zaczniemy współpracować.
- Ja też uważam, że to nienajlepszy pomysł – wtrąciła Hermiona. - To znaczy, rozumiem co Carter chce przez to osiągnąć i tu się z nim zgodzę, ale śmiem wątpić, że przez ten rok Gryfoni zaczną żyć w przyjaźni ze Ślizgonami. 
- Jeszcze ta Rosalie – westchnął Harry. - Cały czas gapi się na mnie, jakby miała ochotę wyrwać mi serce. O co jej chodzi?
- Przesadzasz – powiedziała Hermiona. - Rozmawiałam z nią w pociągu. To bardzo miła dziewczyna, a przy tym inteligentna.
- Chyba dla ciebie – mruknął Potter. - Bo na mnie patrzy tak, jakbym zabił jej matkę.

   Potter nagle zamilkł i spojrzał ponad ramieniem Hermiony. Dziewczyna, którą Harry widział przed cieplarnią przechodziła właśnie obok, kierując się do dormitorium. Wybraniec odwrócił się do Hermiony i zapytał, wskazując na nią:

- Wiesz kto to?
- Ona? - zapytała Hermiona. - To Ashley Magelhard. Jest na naszym roku i dzieli ze mną dormitorium. Jakoś nigdy nie poznałam jej bliżej. Z tego co wiem, to nie ma chłopaka, jeśli chciałbyś wiedzieć.
- Co? - Harry nagle się zaczerwienił. - Niby dlaczego myślisz, że chcę to wiedzieć?

   Hermiona roześmiała się z miny Harry'ego i odeszła, kręcąc głową z rozbawieniem. Potter spojrzał na Rona, ale ten wzruszył tylko ramionami. Chłopcy poszli do dormitorium. Nie wiedząc, co zrobić z wolnym czasem zaczęli grać w szachy, aż nagle Harry sobie przypomniał, że miał szukać ukrytej komnaty z portalem. Wstał i rzekł do Rona:

- Wiesz co? Chyba pójdę się przejść – rzekł do przyjaciela.
- W porządku – odparł rudzielec. - Mnie się nie chce nigdzie wychodzić.

   Harry wyszedł z pokoju wspólnego i stanął u szczytu schodów. Zastanawiał się, gdzie ma zacząć poszukiwania. Na pewno nie mógł przejść całego zamku wzdłuż i wszerz, gdyż zajęłoby mu to wieki. Po chwili namysłu postanowił, że pójdzie do biblioteki i wypożyczy Historię Hogwartu. Miał nadzieję, że w tej książce będzie jakaś wzmianka o tajnej komnacie z portalem. „Legenda o Komnacie Tajemnic tam była” pomyślał. Szedł korytarzami, mijając po drodze uczniów. Gdy dotarł do królestwa pani Pince, szybko znalazł interesujący go wolumin. Zachichotał pod nosem na myśl, co by powiedziała Hermiona, gdyby teraz go spotkała. Kartkował księgę, ale nic nie znalazł. Westchnął i stwierdził, że biblioteka była złym pomysłem. W duchu klął na Ejnara, że ten mówił zagadkami, zamiast otwarcie powiedzieć mu gdzie szukać. Sfrustrowany wyszedł z biblioteki. Gdy był na czwartym piętrze, zza rogu dobiegły go głośne dziewczęce wrzaski. Zaciekawiony ruszył w tamtą stronę, a przed jego oczami ukazała się zadziwiająca scena. Rosalie Paterson stała naprzeciwko dwójki uczniów z Ravenclawu, wykrzykując w ich stronę najróżniejsze epitety. Harry zauważył, że dziewczyna ma dziwny głos. Ze zgrozą stwierdził, że Krukonka ze wszystkich sił stara się nie rozpłakać. Dwaj chłopcy, którzy stali naprzeciwko niej, jedynie uśmiechali się pogardliwie, a jeden z nich powiedział:

- Księżniczka zaraz będzie płakać? A może zawołasz swojego chłopaka, aby zrobił z nami porządek, co?
- Przestań Richard – zaśmiał się drugi. - Przecież rzucił ją pod koniec roku. Biedak zorientował się jaka z niej zołza i zwiał gdzie pieprz rośnie. I dobrze zrobił, bo kto by wytrzymał z czymś takim dłużej niż dwa miesiące?
- Odpieprzcie się! - krzyknęła Krukonka. - Ja chociaż kogoś miałam w przeciwieństwie do was zjeby! Założę się, że nawzajem sprawiacie sobie przyjemność, gdy nikt nie patrzy co?!

   Większy z nich, zwany Richardem, złapał ją za nadgarstek i wysyczał:

- Posłuchaj wywłoko – zaczął. - Nikt nie będzie nas obrażać w taki sposób, zrozumiałaś?!

   Harry poczuł jak krew gotuje mu się w żyłach. Nie myśląc nad tym co robi, wyszedł zza rogu i szybkim krokiem podszedł do chłopaków. Nim zdążyli zorientować się w sytuacji jeden z nich leżał już na ziemi ze złamanym nosem. Drugi otworzył szeroko oczy, a potem odwrócił się na pięcie i pognał przez korytarz. Jego towarzysz podniósł się z ziemi i rzucając wściekłe spojrzenie Harry'emu wziął przykład z kolegi. Harry odwrócił się do Rosalie, ale dziewczyna stała do niego tyłem. Widząc jak jej ramiona zaczynają drżeć, Harry zapytał:

- Nic ci nie jest?
- Nie – burknęła. 
- Może odprowadzę cię do wieży Ravenclawu, co?
- Odczep się Potter! - warknęła dziewczyna odwracając się do niego. Twarz miała wykrzywioną wściekłością. - Czy ktoś cię prosił, abyś mi pomagał?! Dlaczego zawsze musisz wtykać ten twój rycerski nochal w nie swoje sprawy, co?! 
- Wystarczyło powiedzieć dziękuje! - krzyknął Harry, czując jak ogarnia go złość. - O co ci w ogóle chodzi?! Po prostu ci pomogłem!
- Uważasz, że skoro jestem dziewczyną to sama sobie nie poradzę?! Nie potrzebuje rycerza w lśniącej zbroi, który wybawi mnie z opresji! Sama umiem o siebie zadbać!
- Właśnie widziałem! - sarknął Harry, rozjuszony do granic możliwości. - Mało się nie popłakałaś, słuchając ich obelg!

   Przegiął. Wiedział o tym, kiedy oczy dziewczyny zwęziły się niebezpiecznie. Zaciśnięta pięść leciała w kierunku jego twarzy i tylko dobry refleks uratował go przed złamaną szczęką. Rosalie wyglądała, jakby chciała zabić go na miejscu. Uspokoiła się dopiero wtedy, kiedy Harry unieruchomił obie jej ręce. Szarpiąc się wysyczała:

- Puść mnie Potter!
- Żebyś znowu chciała mi przywalić? - odparł Harry. - Poczekam, aż się uspokoisz. 
- Jestem spokojna! - warknęła.
- Właśnie widzę – odparł, jednak puścił jej ręce. Rosalie schyliła się po torbę i dodała. - Nigdy więcej mi nie pomagaj Potter. Najlepiej będzie jak w ogóle będziesz mnie unikał i tak już jestem wystarczająco wściekła, że muszę być z tobą w jednej drużynie na Obronie.
- Co ty do mnie masz, co? - zapytał Harry. - Zrobiłem ci coś? Od początku patrzysz na mnie, jakbyś chciała mnie zabić.
- Nic mi nie zrobiłeś Potter – odparła Rosalie zadziwiająco spokojnie. - Ja cię po prostu nie lubię.

   Krukona odeszła, zostawiając Harry'ego na środku korytarza. Zdenerwowany chłopak skierował się na kolację do Wielkiej Sali. Usiadł przy Ronie i ze złością zaatakował widelcem kawałek kiełbaski. Ron patrzył na niego bez słowa, aż w końcu zapytał:

- Stało się coś?
- Nie dlaczego? - odparł Harry. - Wszystko jest w jak najlepszym porządku. 
- Aha – rudzielec powrócił do przerwanej czynności.

   Harry pokręcił głową i zajął się kolacją. Kątem oka zauważył jak Rosalie wchodzi do Wielkiej Sali, ale on nawet na nią nie spojrzał. Zamiast tego skupił się na Gryfonce, która siedziała kilka metrów od niego. Harry przysunął się do niej i powiedział:

- Hej, jestem...
- Harry Potter – dokończyła dziewczyna. - Ashley Magelhard, miło mi cię poznać.
- Mnie również – odpowiedział Potter, a potem bezmyślnie wypalił. - Smakuje ci kolacja?

   „Brawo Potter, jesteś mistrzem w prowadzeniu rozmowy” zganił się w myślach, gdy Ashley wybuchnęła śmiechem. Przez kilka minut nie mogła dojść do siebie, aż w końcu wykrztusiła:

- To było dosyć oryginalne – znowu się zaśmiała. - Jeszcze nikt mnie o to nie zapytał.
- Przepraszam – odparł Potter czując, że pogrąża się jeszcze bardziej.
- Nic się nie stało – odparła Gryfonka. - Tak, kolacja mi smakuje, a tobie?
- Nie wiem, jeszcze nie próbowałem – odparł. - Nie mam apetytu.
- Coś się stało? 
- Powiedzmy, że bezinteresowne pomaganie komuś nie zawsze się opłaca – Harry machnął ręką. - Ale nie mówmy o tym. Jak ci minęły wakacje?

   Cień przemknął po twarzy dziewczyny, ale odpowiedziała spokojnym głosem:

- Nawet dobrze. Można powiedzieć, że miałam pełne ręce roboty.
- Pracowałaś?
- Tak, można tak powiedzieć – odparła, spuszczając głowę. - Znasz tych ludzi z ochrony? Widziałam jak dzisiaj rano rozmawiałeś z jednym z nich.
- Znam jedynie kilku – odparł Harry. - Ten, z którym rozmawiałem to Jonathan. Chłopak, który przywitał nas przy wejściu do szkoły nazywa się Connor, a niebieskowłosa dziewczyna to Azami. Jest jeszcze Lou, ale nie wiem o nim zbyt wiele. To wszyscy, których znam.
- Interesujący ludzie – odparła Ashley. - Mam nadzieję, że Dumbledore wie co robi powierzając im nasze bezpieczeństwo.
- Zobaczymy – odparł Harry, a potem zmienił temat. - Co sądzisz o nauczycielu Obrony?
- Facet wydaje się być całkiem w porządku – zastanowiła się Ashley. - Widać, że chce nas nauczyć czegoś pożytecznego. No i jego pomysł z drużynami też jest całkiem niezły. Mam nadzieję, że okaże się tak samo dobry jak profesor Lupin. Przepraszam Harry, ale muszę już iść. Do zobaczenia.

   Ashley wstała i opuściła Wielką Salę. Harry śledził ją przez chwilę wzrokiem, a potem wrócił do Rona. Po skończonej kolacji chłopcy udali się do pokoju wspólnego, gdzie czekała na nich Hermiona. Dosiedli się do przyjaciółki i zaczęli rozmawiać na błahe tematy, aż w końcu porozchodzili się do łóżek.

2 komentarze:

  1. Pierwszą kwestią, do której muszę się odnieść, jest to, że te nieszczęsne kropki nie ranią już moich oczu. Bardzo się z tego cieszę! :) A tak z ciekawości: udało Ci się znaleźć przyczynę tych zamian, czy poprawiałeś wszystko ręcznie?

    Podobała mi się lekcja ze Snape'em. Lubię, gdy Severus pastwi się nad Harrym, ale jeszcze bardziej lubię, kiedy Harry ma coś sensownego do powiedzenia. Trochę szkoda, że nie umiał odpowiedzieć na ostatnie pytanie (dot. długości działania eliksiru wielosokowego), bo z chęcią przeczytałbym o tym, jak to Snape'owi opadła kopara. :D

    Zastanawia mnie również kwestia związana z Riley. „Harry zazgrzytał zębami, a Ślizgonka odwróciła się do niego i uśmiechnęła się przepraszająco, tak by nikt tego nie zauważył.” Co ten fragment oznacza? Szykuje się jakiś romans, czy po prostu doszukuję się ukrytych znaczeń tam, gdzie ich nie ma? Nie, nie odpowiadaj. Nie chcę sobie psuć niespodzianki. xd

    Na pochwałę na pewno zasługuje pomysł ze sposobem przeprowadzania zajęć z obrony przed czarną magią. Naprawdę bardzo oryginalna i intrygująca koncepcja! Na pewno wiele się będzie działo, zważywszy choćby na to, z kim Harry jest w drużynie. Nie mogę się doczekać!

    Pytanie Hermiony mnie rozczarowało („Jaki jest cel tego podziału na grupy.”). Kto jak kto, ale ona powinna się tego domyślić.

    No i ta końcówka. W tym fragmencie Harry był taki harrowaty. xd Ale to dobrze. Jeśli z czasem zmieni się jego zachowanie (a przeczuwam, że tak będzie), to te zmiany będą lepiej widoczne.

    Jeśli chodzi o uwagi odnośnie do stylu, ortografii, interpunkcji itd., to nie będę pisać o tym, o czym pisałem już wcześniej. Chciałbym Ci jednak zwrócić uwagę na to, że czasami się powtarzasz. Nie potrafię wskazać teraz konkretnego fragmentu, ale gdzieś użyłeś takiego samego sformułowania w dwóch następując po sobie zdaniach. Wiem, że czasami nie da się uniknąć powtórzeń, ale w miarę możliwości staraj się je ograniczać. :)

    Pozdrawiam! :D

    PS Zapraszam również do siebie! http://momentzwrotny.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka :) Jeśli chodzi o kropki to po prostu zmieniłem edytor tekstu. Teraz piszę w Wordzie i problem zniknął. Nie mam pojęcia dlaczego OpenOffice odwalał takie rzeczy, ale nie wnikam xd Spełnię twoje życzenie i nie udzielę żadnych informacji o Riley ( w sumie i tak bym tego nie zrobił xd ) Z czasem i to się wyjaśni :) Cieszę się, że pomysł z drużynami przypadł ci do gustu. Lekcja ze Snape'm była spontaniczna :) Nie planowałem jej, ale bez tego rozdział by był przeraźliwie krótki :D Pozdrawiam i dziękuje za komentarz :)

      Usuń

Mrs Black bajkowe-szablony