sobota, 3 października 2020

Rozdział 36 „Skazaniec”

2 komentarze:

 Standardowe podziękowania dla 0_Maggie_0 która szybko i sprawnie przejrzała ten tekst :)



    Harry siedział na kanapie w swoim pokoju, bezmyślnie patrząc w sufit. Wraz z przyjaciółmi oczekiwał zadania mistrzyni Meredith. Nudziło im się jak nigdy. Martin przysypiał w fotelu, a dłoń służyła mu za poduszkę, natomiast Kaspar zajął parapet i podrzucał małą kuleczkę, którą zrobił z kawałka pergaminu. W każdej chwili mogli zostać wezwani, więc nie chcieli opuszczać pomieszczenia ani rozpoczynać innych zajęć. Potter, biorąc przykład z kolegi, również zaczął zasypiać, gdy nagle usłyszał swoje imię:
— Harry?
— Co?
    Chwila ciszy.
— Haary?
— Co?
    Znów żadnego odzewu.
— Harruś?
— Czego?
    Brak odpowiedzi.
— Potterku?
— Czego do cholery chcesz, kretynie?! — warknął Harry, odwracając się do niego.
    Kaspar wystawił ząbki i wzruszył ramionami.
— A niczego, tylko sprawdzam twoją cierpliwość — odpowiedział tak, jakby to była najoczywistsza rzecz pod słońcem.
— Debil — mruknął Wybraniec.
— Kaspar, miło mi. A jak nazwisko?
— Co za muł — westchnął Gryfon i znowu przymknął oczy.
— Debil co za muł — zamyślił się Burrows. — No cóż, to nie twoja wina.
    Potter nie silił się na odpowiedź, ignorując przyjaciela. Po pewnym czasie poczuł, jak coś uderza go w czubek głowy. Otworzył jedno oko i zobaczył kulkę pergaminu na swoich kolanach.
— Sorki — powiedział chłopak, zabierając przedmiot. — Ręka mi się omsknęła.
— Ciesz się, że nie chce mi się wstać, aby trzepnąć cię w czuprynę.
    Parę minut później Wybraniec znów poczuł pacnięcie w głowę.
— Kaspar, ostrzegam cię — zaczął złowieszczym tonem. — Jeżeli jeszcze raz ta kulka mnie uderzy, to tak cię kopnę w dupę, że przez miesiąc będziesz pluł sznurówkami.
    Martin parsknął śmiechem na jego słowa. Burrows naburmuszył się i mruczał coś o sztywniakach bez poczucia humoru. Harry nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ drzwi się otworzyły i weszła jedna z nauczycielek.
— Macie stawić się w głównej sali.
— Nareszcie — westchnął Martin. — Korzonki tu zapuszczamy.
    Chłopcy prędko udali się na miejsce. Po kilku minutach reszta zdających również przybyła, a mistrzyni Meredith wystąpiła na środek.
— Witam wszystkich na drugim zadaniu egzaminacyjnym. Na początek podejdźcie i wyciągnijcie z woreczka jeden kawałek pergaminu.
    Zrobiło się małe zamieszanie, gdy wszyscy wstali, aby wypełnić polecenie. Harry wyciągnął kartkę i wrócił na swoje miejsce. Kiedy ją rozwinął, zauważył, że widnieje na niej jedno słowo: Skazaniec.
    Zastanawiając się, co to ma znaczyć, zerknął na pergamin Martina. Na jego części widniał napis Podgrodzie, a u Kaspara Druidzki krąg. Tymczasem mistrzyni Meredith kontynuowała:
— To zadanie będzie miało nieco inną formę niż test mistrza Dartana. Członkowie Salamandry, oprócz walki z Voldemortem oraz innymi wrogami, pomagają również tym, którzy tego potrzebują. Na podstawie przygód czarodziejów, biorących udział w najróżniejszych misjach na przestrzeni lat, stworzyliśmy wiele scenariuszy, odzwierciedlających prawdziwe wydarzenia. Ich nazwy widnieją na wylosowanych przez was pergaminach. Wasz cel jest prosty. Wejdziecie w przydzielone wam wspomnienie i spróbujecie uporać się z wyzwaniem, które tam otrzymacie. Oblewacie, kiedy zginiecie, oczywiście w symulacji, nie naprawdę — dodała szybko, słysząc narastający szum przestraszonych głosów. — uciekniecie lub minie wyznaczony czas. Nasi ludzie zostali nagrodzeni za swoje zasługi. Kiedy zrobicie to, co do was należy, dowiecie się w jaki sposób. Po powrocie do rzeczywistości będziecie musieli powiedzieć mi, co to była za nagroda. Jeżeli nie macie pytań, proszę, aby każdy z was poszedł do lochu numer pięć, gdzie zaczniecie, a także otrzymacie więcej szczegółów.
    Harry, Martin i Kaspar skierowali się do lochów, żywo dyskutując o tym, co ich czeka.
— Czy chociaż w minimalnym stopniu rozumiecie, o co tu właściwie chodzi? — zapytał Burrows.
— Tak, idioto — westchnął Martin. — Mistrzyni wyjaśniła wszystko dość wyraźnie.
— Nie jestem idiotą! — oburzył się. — Wiem, że mamy wejść w czyjeś wspomnienie, ale jak mamy zrobić tam cokolwiek, skoro to WSPOMNIENIE, geniuszu?
— Na pewno w lochach wszystko nam wyjaśnią — wtrącił Potter. — Mówili, że tam powiedzą nam dokładnie, jak to wszystko działa.
— Widzisz? — rzucił Frillock, patrząc złośliwie na chłopaka. — Przynajmniej on słucha, co do niego mówią.
— Spadaj — burknął Kaspar.
— Przepraszam za tego idiotę — powiedział po chwili. — Kiedy jestem zestresowany, zaczynam być nieprzyjemny dla wszystkich. Przed jakimkolwiek egzaminem lepiej unikać mnie jak ognia. Mam nadzieję, że rozpaczliwe przeglądanie wszystkich podręczników w czymś mi pomoże.
    Harry uśmiechnął się lekko. Już dawno zauważył, że Martin ma identyczny charakter jak Hermiona. Tak jak ona lubił naukę, zdawał każdy test z najwyższą oceną oraz spędzał wolny czas nad książkami. Niemal parsknął śmiechem, gdy wyobraził sobie, jak ta dwójka recytuje podręcznik, odpowiadając na pytania McGonagall, równocześnie ciskając do siebie gromy z oczu, by udowodnić, kto jest mądrzejszy.
    Wreszcie dotarli do lochu numer pięć. Zazwyczaj stał pusty, lecz teraz wzdłuż ściany ustawiono rząd foteli. Obok każdego siedzenia znajdowały się różne kabelki, podłączone do małych monitorów. Stanęli przed łysym czarodziejem, który powiedział:
— Będziecie po kolei podchodzić i pokazywać mi wylosowane pergaminy. Ja skieruję was na właściwe miejsce.
    Ustawili się gęsiego i czekali na swój przydział. Gdy nadeszła kolej Gryfona, mężczyzna rzekł:
— Skazaniec, tak, panie Potter? Muszę przyznać, że masz szczęście, to jedno z łatwiejszych wspomnień. Dziewiąty fotel po lewej. Następny!
    Harry skierował się na wskazane miejsce i zauważył młodą blondynkę, która uśmiechnęła się do niego. Gestem nakazała mu usiąść, po czym zaczęła podpinać do niego kabelki, cały czas obserwując monitor.
— Dzięki tym urządzeniom będziesz mógł wpływać na wydarzenia wedle własnej woli. Osoby wewnątrz również będą cię widzieć i wchodzić z tobą w interakcję. Można powiedzieć, że to taka ulepszona myślodsiewnia. Proszę to wypić — dodała, podając mu buteleczkę wypełnioną przezroczystym płynem. — Ten eliksir sprawi, że w środku będziesz wszystko odczuwał tak, jakby było prawdziwe. Wiatr, upał, zimno, ból, cokolwiek. Czarodziejka, do której należy wspomnienie, uporała się z zadaniem w ciągu trzech dni. Taki masz czas na wykonanie testu. Wycięliśmy jej postać, więc nie będziesz mógł za nią chodzić oraz robić tego, co ona. Kiedy znajdziesz się w środku, poszukaj mężczyzny o imieniu Olaf. Jakieś pytania?
    Harry pokręcił głową, na co blondynka pokiwała głową i wcisnęła jakiś guzik.
— Za chwilę zaśniesz, a gdy się obudzisz, będziesz już we wspomnieniu. Powodzenia, panie Potter.
    Gryfon czuł, jak jego powieki robią się coraz cięższe. Przymknął oczy i po chwili zapadł w głęboki sen.

***

    Znalazł się na skraju gęstego lasu. Zbadał wzrokiem teren, lecz poza kilkoma ptakami nie było tu nikogo. Wzruszył ramionami i ruszył naprzód. Słońce na niebie dopiero wschodziło. Harry wywnioskował, że musiało być lato, ponieważ było mu tak gorąco, iż natychmiast ściągnął swoją szatę, zostając w samym podkoszulku. Po kilkunastu minutach wędrówki zauważył drogowskaz, wskazujący gdzie ma się udać, aby dojść do najbliższej wsi. W czasie drogi rozmyślał, co właściwie ma tu zrobić. Jego jedyną wskazówką był mężczyzna o imieniu Olaf. Wybraniec czuł się dziwnie. Wiedział, że to wspomnienie, ale wszystko było tak realne, jakby działo się w rzeczywistości. Czuł zapach rosnących wokół polnych kwiatów i łaskotanie, gdy kłosy zboża muskały mu ramię. To było coś innego niż dziennik Riddle’a lub myślodsiewnia Dumbledore’a.
    Odczuwał lekkie zmęczenie, gdy wreszcie zobaczył chaty majaczące na horyzoncie. Przy pobliskim kamieniu siedziała grupka dzieci, bawiących się w bliżej niezidentyfikowaną zabawę. Dziewczynka z małymi kucykami zobaczyła go i zachichotała, pokazując palcem w jego kierunku.
— Cześć — powiedziała piskliwym głosem — Kim jesteś?
— Podróżnikiem — odpowiedział Harry. — Szukam odpoczynku na wsi.
— Dobrze trafiłeś — oświadczyła z dumą. — Mamy tutaj karczmę, gdzie możesz się przespać i coś zjeść. Lasy i łąki w okolicy są dobrym rozwiązaniem na spacery. Tylko uważaj na drwala, który mieszka przy rzece. Jest bardzo drażliwy, gania nas, jak tylko zbliżymy się do jego domu. Kiedyś niechcący zepsułam jego siekierę, ale przeprosiłam, słowo. Kupiłam mu nową, ale mu się nie spodobała. Tata zlał mi skórę, kiedy się o tym dowiedział.
    Dziewczynka gadała jak nakręcona. Harry przerwał jej, pytając:
— Czy we wsi dzieje się coś ciekawego?
— O tak. Sebastian siedzi w więzieniu i wkrótce ma zostać powieszony. Podobno zabił Małgorzatę, swoją najlepszą przyjaciółkę. Tata powtarza, że to bzdura i podejrzewa Zosię, jego narzeczoną. Uważa, że Gosia czuła do Sebastiana miętę, dlatego się jej pozbyła. A co to znaczy, że czuła do niego miętę?
— Eee — odparł koślawo Harry. — Chodzi o to, że bardzo go lubiła.
— Aha. — Dziewczynka zamyśliła się głęboko. — Czyli Małgosia lubiła Sebastiana, on lubił ją oraz Zofię, a Zosia była z tego powodu zła? Wy dorośli jesteście strasznie dziwni. Ja mam wielu kolegów i koleżanek, do których czuję miętę, ale żadne z nich nie robi mi z tego powodu awantur.
— Widzę, że jesteś bardzo dobrze poinformowana.
— Cieszę się, że to zauważyłeś. — Wypięła dumnie pierś. — Wiem wszystko, co się tutaj dzieje. Mama mówi, że jestem wścibska, a także wtykam nos w nie swoje sprawy, dlatego ciągle mam kłopoty, ale ja się z nią nie zgadzam. No bo z jakiego powodu miałabym nie zapytać sołtysa, dlaczego rozbierał swoją służącą na skraju lasku, przy rzece. Przecież gdyby robił coś złego, to nie siedziałby z nią tam, gdzie każdy może go zobaczyć, prawda? Nie rozumiem, dlaczego tak się zezłościł i naskarżył na mnie rodzicom.
    Harry powstrzymał się od śmiechu. Ta dziewczynka zupełnie nie przejmowała się, że może postawić kogoś w kłopotliwej sytuacji. Kiedy była czegoś ciekawa po prostu pytała, a takie pojęcia jak dyskrecja i takt były dla niej całkowicie obce.
— Skoro wiesz wszystko, to na pewno znasz mężczyznę imieniem Olaf, prawda?
— No pewnie. To karczmarz, prowadzi jedyną gospodę we wsi. Ze wszystkimi rozmawia i jest bardzo miły. Umie też dobrze gotować. Jego gulasz z dzika jest wspaniały, ale mama zabrania mi go jeść. Mówi, że mam po nim straszne gazy.
    Tym razem Potter parsknął śmiechem. Dziewczynka tego nie zauważyła, gdyż w tym samym momencie gruby, piegowaty chłopiec podszedł do niej i powiedział jej coś na ucho. Kiwnęła głową, po czym odwróciła się do Harry’ego.
— Muszę iść, jeden z moich kolegów zasnął nad rzeką. Chcemy włożyć mu żabę do majtek, ale najpierw musimy ją złapać. Wybierzesz się z nami?
— Innym razem — odparł Potter ze śmiechem.
— Dobrze, w takim razie miło było poznać. Polubiłam cię, chociaż jesteś strasznie brzydki. Pa, pa!
    Pomachała rączką, a potem pobiegła przez łąki, razem z innymi dziećmi. Harry westchnął, ruszając do karczmy. A więc jakiś Sebastian jest uwięziony, pomyślał. Na kartce był napis skazaniec. Czyżbym musiał udowodnić jego winę lub niewinność?  Postanowił, że zasięgnie języka u Olafa, a potem zdecyduje, co należy dalej robić. Kiedy stanął przed dużym, drewnianym budynkiem, dochodziło południe. Wszedł do środka i od razu przywitał go gwar rozmawiających chłopów oraz zapach dziczyzny. Podszedł do lady, gdzie krzątał się otyły mężczyzna. Wybraniec chrząknął, na co karczmarz spojrzał na niego z uśmiechem.
— Powitać, powitać szanownego pana — rzekł, kłaniając się nisko. — Czym mogę służyć?
— Poproszę piwo i coś do jedzenia — odparł.
— Momencik, zaraz podam.
    Podczas gdy właściciel gospody przygotowywał dla niego posiłek, Gryfon zagadywał go na różne tematy. Wreszcie poruszył kwestię więźnia.
— A tak, paskudna sprawa — westchnął mężczyzna, stawiając przed nim miskę czegoś, co zwał bigosem. — Ale co tu dużo mówić. Chłop został złapany na gorącym uczynku.
— Wiadomo coś więcej?
— Podobno Archibald zobaczył go stojącego nad ciałem Małgorzaty. Ręce i ubranie miał zakrwawione, bełkotał coś niezrozumiałego. Gdy zorientował się, że został przyłapany, rzucił się na Archiego, próbując go udusić. Jednak ten go obezwładnił, a potem wezwał strażników. Teraz siedzi w więzieniu, czekając na kata. Ma przybyć w następnym tygodniu.
— Kim jest Archibald?
— To bogaty mieszczanin, który kupił dworek szlachecki, gdzie kiedyś mieszkał stary Maciej. Po jego śmierci dom popadł w ruinę, dopiero pan Craven doprowadził go do porządku. Tylko on mógł to zrobić, jest najbogatszym człowiekiem w okolicy.
— Byli jacyś inni świadkowie?
— Nie. Zosi, narzeczonej Sebastiana, trudno uwierzyć w jego winę. Twierdzi, jakoby Gosię miały zabić złe moce oraz wrobić w to tego biednego młodzieńca. Czort wie, co ma na myśli. Przecież nikt normalny nie wierzy w diabły lub demony. Dlaczego szanowny pan tak o to wypytuje?
— Jestem po prostu ciekawy. W czasie mojej podróży nieczęsto byłem świadkiem interesujących wydarzeń, a ta historia wydaje mi się godna uwagi. Gdzie jest więzienie?
— Przy rynku, budynek z niebieskimi drzwiami.
    Potter podziękował i zapłacił za posiłek. Trochę zaskoczył go fakt, że w kieszeni miał odpowiednią ilość gotówki. Ruszył przez wieś, rozglądając się z ciekawością. Prości chłopi rąbali drewno lub wykonywali inne prace, a wieśniaczki karmiły zwierzęta oraz robiły pranie. Gdy dotarł do rynku, choć w rzeczywistości był to niewielki placyk z kilkoma prowizorycznymi straganami, szybko zlokalizował właściwe miejsce. Wszedł do środka, a w jego nozdrza wdarł się zapach ptasich odchodów. Zatykając nos, podszedł do stolika, przy którym siedział łysy strażnik. Mężczyzna dłubał sobie w nosie, gdy zauważył przybysza. Szybko wytarł palce w mundur oraz odezwał się gburowatym głosem:
— Czego tu chcesz, przybłędo? Nie ma tu nic ciekawego do oglądania. Wynocha z więzienia!
— Chciałbym porozmawiać z oskarżonym — odparł Harry, powstrzymując warknięcie.
— Nie można! Więzień do czasu procesu nie może się z nikim widzieć. Jeszcze byś mu pomógł w ucieczce.
— Przybyłem z miasta. Polecono mi przesłuchać skazańca.
— Uważaj, bo ci uwierzę. Nie dostałem żadnego listu, że masz się zjawić. Dobrze ci radzę łachmyto, wynoś się, albo sam wylądujesz w lochu!
    Harry wywrócił oczami, wyciągając różdżkę. Rzucił na strażnika zaklęcie usypiające, a potem zmodyfikował mu pamięć, tak aby myślał, że zdrzemnął się na służbie. Otworzył drzwi na końcu korytarza i podszedł do celi, w której siedział wychudzony młodzieniec. Nie zdawał sobie sprawy, że ma gościa. Dopiero, gdy Potter odchrząknął, uchylił powieki.
— Kim jesteś?
— Kimś, kto może pomóc ci się stąd wydostać.
— Dla mnie już nie ma ratunku — odpowiedział chłopak. — Za kilka dni zawisnę i nic tego nie zmieni.
— Przyznajesz się, że zabiłeś tę dziewczynę?
— Nie! — odparł ostro. — Ale to nie ma znaczenia. Dla tych głąbów liczą się tylko wyniki, a złapany morderca znacznie lepiej wygląda w raporcie niż sprawca nieznany.
— Opowiesz mi, co się stało tamtej nocy?
— Po co? Coś ty za jeden?
    Harry miał odpowiedzieć, kiedy nagle poczuł, że coś pojawia się w kieszeni jego szaty. Był to mały zwitek pergaminu, na którym była napisana prośba o pomoc w uniewinnieniu skazańca. Po zwrotach „mój syn” oraz „jego matka” wywnioskował, że został napisany przez ojca Sebastiana. Więc to tak Salamandra dowiedziała się o sprawie, pomyślał. Tylko skąd ten człowiek wiedział o czarodziejach? Może sam nim jest? Wybraniec stwierdził, że w tej chwili to najmniejsze zmartwienie. Podał młodzieńcowi list, który tamten szybko przeczytał. Następnie przeniósł zaskoczone spojrzenie na Gryfona i drżącą dłonią oddał mu kartkę.
— Mój ojciec wynajął cię, abyś mnie stąd wyciągnął? Jesteś detektywem?
— Można tak powiedzieć — odparł Harry. — To jak, opowiesz mi, co się wtedy stało?
— To dość długa historia. Znałem Małgorzatę od dzieciństwa. Razem płataliśmy figle, wspinaliśmy się na drzewa, pracowaliśmy w polu. Wszystko zmieniło się, kiedy poznałem Zosię. — Odgarnął brązowe włosy ze swojej twarzy i kontynuował. — To cudowna dziewczyna, piękna, zabawna, dobrze gotuje oraz nie boi się pracy w polu, mimo że to miastowa. Jednak była strasznie zazdrosna o Gosię, nie podobały jej się nasze częste wizyty. Któregoś dnia spotkałem się z moją przyjaciółką i zgodnie ustaliliśmy, że musimy ograniczyć nasz kontakt. Od tamtej pory wymienialiśmy się tylko uprzejmościami, a także wymienialiśmy zdawkowe uwagi. Po pewnym czasie moja narzeczona zaczęła mieć wyrzuty sumienia, że przez nią przestaliśmy się widywać. W końcu zaprosiła ją na obiad, a tam dowiedziałem się, że podjęła pracę u najbardziej zamożnego gospodarza w okolicy. Od tego czasu wszystko było dobrze, ja oświadczyłem się Zosi, Małgosia miała dach nad głową, a nasza trójka dogadywała się doskonale. Wszystko zaczęło się psuć, kiedy umarł Maciej. Gosia wylądowała na bruku, zaproponowaliśmy jej, aby tymczasowo u nas zamieszkała, za co była nam dozgonnie wdzięczna. Po kilku miesiącach zauważyłem, że zaczyna coraz bardziej mnie kokietować, prawiła komplementy, opowiadała, jak cudownie by było mieć takiego męża jak ja. W międzyczasie gospodarstwo kupił mieszczanin, Archibald Craven. Odnowił go, wyremontował oraz przerobił na prężnie rozwijające się gospodarstwo. Ja, nie chcąc stracić ukochanej i mając dość końskich zalotów Małgorzaty, oświadczyłem jej, że nic z tego nie będzie i mogę zaoferować jej tylko przyjaźń. Wściekła się, wykrzyczała mi, że nie po to robiła to wszystko, abym teraz puścił ją kantem. Dzień później wyprowadziła się i znalazła nową pracę u Archiego. Przez całą zimę nie odezwała się do mnie ani słowem, dopiero niedawno spotkałem ją we wsi, gdy robiłem zakupy. Wyglądała na przerażoną, miała rozbiegany wzrok i nerwowo podskakiwała przy głośniejszym dźwięku. Cienie pod jej oczami oraz blada cera obudziły we mnie niepokój. Przywitałem się z nią, mając nadzieję, że nie pośle mnie do diabła. Na szczęście chyba pogodziła się z tym, że jej nie kocham, bo rozmawiała ze mną całkowicie normalnie. Zapytałem, czy dobrze się czuje, ponieważ niewyraźnie wygląda, lecz ona jedynie stwierdziła, że jej nowy szef za dużo od niej wymaga, ale już się przyzwyczaiła i daje sobie radę. Nabrałem podejrzeń, tym bardziej że odkąd pan Craven tu zamieszkał, zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Najpierw Jacek, syn młynarza, utopił się w rzece. Zaskoczyła mnie ta wiadomość, gdyż był świetnym pływakiem. Jego ojciec dostał obłędu, wciąż mamrotał o umarlakach, wciągających go pod wodę. Pewnego wieczoru zerwał się straszliwy wiatr, tak silny, że porwał staruszka i cisnął nim o kamienną ścianę młyna. Miał roztrzaskaną czaszkę i kręgosłup, nie przeżył. Jakiś czas po tym wydarzeniu jedna z chat się spaliła, a my wyciągnęliśmy z niej zwęglone ciało gospodarza. Potem wnuczka starej Hanki zniknęła bez śladu. Odnaleźliśmy ją kilka dni później, w nieczynnej kopalni, przygniecioną ziemią. Ponownie widziałem się z Małgorzatą, wyglądała jeszcze gorzej niż wcześniej, bredziła coś o diabelskich pomiotach, błagała, abym zabrał ją z domu tego człowieka. Umówiliśmy się, że w nocy przyjdę do niej i pomogę jej uciec. Miała zostawić otwarte okno, tak abym mógł dostać się do pokoju. Kiedy przybyłem na miejsce, wszedłem do środka i… — Głos mu się załamał oraz ukrył twarz w dłoniach. — Leżała na podłodze, cała zakrwawiona. Podbiegłem sprawdzić, czy mogę jakoś pomóc. Wtedy do środka wszedł Craven, który natychmiast mnie ogłuszył i związał. Następnie sprowadził strażników i oskarżył mnie o jej zamordowanie.
— Nie powiedziałeś im tego wszystkiego, co mnie? — zapytał Gryfon, gdy młodzieniec skończył swoją relację.
— Jasne, że tak, ale nikt mi nie uwierzył. Znaleziono mnie klęczącego nad jej ciałem, z jej krwią na rękach. Moja sytuacja była nieciekawa, od razu mnie zakuli i wrzucili tutaj.
— No tak — westchnął Potter. — Po co zbierać dowody, skoro widzi się sprawcę na miejscu zdarzenia. Ktoś jeszcze zauważył dziwne zachowanie dziewczyny?
— Może jej tata, nie wiem. Nie miała z nim najlepszego kontaktu, ale czasem go odwiedzała.
— Wygląda na to, że poza tobą, mógł ją zabić właściciel mieszkania. Co o nim wiesz?
— Niewiele, zresztą nikt z tutejszych nie zna go dobrze. Wiadomo tylko, że kiedyś mieszkał w mieście. Nie utrzymuje z nikim bliższych kontaktów, bez przerwy przesiaduje w swoim gabinecie.
    Wybraniec westchnął przeciągle. Historia była naprawdę interesująca, ale Sebastian miał rację. Złapano go na miejscu zbrodni i nic nie wskazywało na to, żeby był tam ktoś jeszcze. Oczywiście istniało podejrzenie, że to właściciel dworku zamordował kobietę, lecz nie było żadnych dowodów. Nagle coś mu wpadło do głowy:
— Skąd wiedział, że jesteś w jej pokoju? Jakim cudem zjawił się tak szybko?
— Twierdził, że odpisywał na listy w swoim gabinecie, gdy usłyszał hałas dochodzący z góry. Poszedł sprawdzić, co się stało. Faktycznie, kiedy do niej biegłem, zahaczyłem o świecznik leżący na komodzie.
— Nieciekawie to wygląda, Sebastianie — powiedział Harry po chwili. — Wciąż zastanawia mnie to dziwne zachowanie Małgorzaty. Dlaczego była taka przerażona? To musi być związane z tym domem, skoro błagała cię, abyś ją z niego zabrał albo z jego właścicielem. No i te dziwne nieszczęścia na wsi. To wszystko może być ze sobą powiązane, choć z drugiej strony istnieje możliwość, że to zwykły przypadek. Chyba nie zrobię nic więcej, dopóki nie porozmawiam z panem Cravenem. Gdzie on mieszka?
— Trzeba wyjść wschodnią bramą oraz udać się na skraj lasu. Tam będzie mała dróżka, biegnąca między drzewami, jego gospodarstwo znajduje się na jej końcu. Sugeruję pójść tam jutro, zbliża się zmierzch, a on wieczorami nie przyjmuje gości.
— Dobrze, do zobaczenia. Nie martw się, zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby rozwiązać tę zagadkę.
    Muszę, dodał Harry w myślach. W końcu to moje zadanie. Wyszedł z więzienia, wcześniej wybudzając stróża i udał się do gospody w poszukiwaniu wolnego pokoju. Zamyślony nie zorientował się, że ktoś go woła. Dopiero po chwili odwrócił się i ujrzał śliczną, młodą dziewczynę, biegnącą w jego stronę. Włosy koloru słomy rozwiały się na wszystkie strony, a duże niebieskie oczy błyszczały podekscytowaniem. Zatrzymała się przed nim i łapiąc oddech, wysapała:
— Właśnie widziałam… jak pan… wychodzi… z więzienia. Po co pan… tam był?
— Chciałem usłyszeć, co Sebastian ma do powiedzenia na temat tej strasznej historii.
— Ale dlaczego? Przecież on… mówił już wszystko straży miejskiej.
— To prawda, ale mogli coś pominąć.
— Znaczy, że…? Pan mu wierzy? — zapytała z nadzieją w oczach.
— Myślę, że tak — odrzekł Harry.
    Niespodziewanie wzięła go za ręce oraz zaczęła wykrzykiwać podziękowania. Gryfon zarumienił się i próbował wyrwać dłonie, a ludzie na ulicy oglądali się na nich zaciekawieni. Po minucie udało mu się ją uspokoić i dowiedzieć się, że to narzeczona więźnia. Wciąż nie dowierzając, zaczęła wychwalać Sebastiana i ponownie dziękować za pomoc. Harry wywrócił oczami i zaproponował pójście do karczmy, gdzie będą mogli spokojnie porozmawiać. Odmówiła, prowadząc go do swojego domu, gdzie przygotowywała kolację. Była to mała chatka z jedną izbą, która służyła za kuchnię i jadalnię. Pod ścianą stał drewniany stół i taborety, a po przeciwnej stronie znajdowało się palenisko, na którym Zosia gotowała wodę. Podała mu duże kromki chleba ze smalcem oraz pomidorem, a także gorącą herbatę. Następnie usiadła naprzeciw niego, nadal obserwując go roziskrzonymi oczami. W międzyczasie Wybraniec ugryzł kanapkę i mało nie wypluł jej z powrotem. Jak ona może jeść to paskudztwo? pytał sam siebie, lecz nie chcąc jej urazić, dzielnie przeżuwał kolejne kęsy.
— Co wiesz o tej sprawie? — zaczął rozmowę, gdy wreszcie zjadł swoją porcję.
— Nic ponad to, czego dowiedział się pan od Sebastiana — odparła smutno.
— Kto według ciebie mógł to zrobić?
— Tylko ten Archibald miał powód, aby zabić Małgorzatę. To na pewno on.
— Jaki powód? — zapytał zaciekawiony Harry.
— Gosia czegoś się o nim dowiedziała, jestem pewna. Dlatego była taka niespokojna, gdy przychodziła tu na zakupy. Bała się go.
— Dlaczego? Groził jej?
— Nie wiem, co działo się wewnątrz jego domu, ale ilekroć z niego wychodziła i musiała tam wracać, wyglądała, jakby szła na szubienicę. To dziwny facet, odkąd się tu pojawił, dzieją się tu dziwne rzeczy.
— Masz na myśli te wypadki?
— Jakie tam wypadki! — żachnęła się Zosia. — Panie, nazywajmy rzeczy po imieniu! To były zwykłe morderstwa!
— Jesteś pewna?
— A jak to inaczej wytłumaczyć? To wszystko zaczęło się odkąd zamieszkał tu Archie. Nie wierzę, że to przypadek.
— Ale to jeszcze niczego nie dowodzi — odpowiedział trzeźwo Potter. — Co o nim wiesz?
    Zosia powiedziała mu to samo, co Sebastian. Na koniec dodała:
— Nie wiem, czy to ważne, ale ilekroć pan Craven był we wsi, wszystkie zwierzęta traciły głowę. Psy szczekały, świnie chowały się po izbach, krowy mleka nie dawały. On sam zjawiał się zawsze po zachodzie słońca, w dzień nie było go widać.
— Jeszcze jedna sprawa. Sebastian mówił, że Małgorzata czasami odwiedzała swojego ojca. Czy to możliwe, że gdyby czegoś się dowiedziała, zostawiłaby u niego wskazówki?
    Zosia zastanawiała się przez chwilę, a potem pokiwała głową.
— Tak, mogło tak być. Każdy wiedział, że nie ma najlepszych relacji z ojcem, więc nikt nie szukałby tam czegoś, co należało do niej.
— Wiesz, gdzie on mieszka?
— Przy rzece, w małej chacie drwala. Przesiaduje tam całymi dniami, rąbiąc drewno. Dzieciaki z wioski czasami chodzą do niego, aby robić mu na złość.
— Pójdę do niego jutro, może czegoś się dowiem. Tymczasem będę się zbierał. Już noc, a ja muszę znaleźć jakiś nocleg.
— Olaf na pewno ma wolne pokoje — powiedziała Zosia, wstając, aby go pożegnać. — Jeszcze raz dziękuję, że zgodził się pan rozwiązać tę sprawę.
    Wybraniec kiwnął głową, po czym wyszedł z domu. Księżyc świecił na niebie, a na ulicy nie było nikogo. Harry dziwnie się czuł, tak jakby ktoś go obserwował, lecz nie dostrzegł nic podejrzanego. Wzruszył ramionami i skierował się do gospody. Właściciel faktycznie miał wolną izbę, toteż za niewielką opłatą zgodził się ją wynająć. Potter wyjrzał przez okno i zorientował się, że ma stąd bardzo dobry widok na chałupę Zosi. Westchnął i wszedł na łóżko, zastanawiając się nad jutrzejszymi krokami. Był ciekaw, jak radzą sobie Martin oraz Kaspar i czy też dostali tak dziwną przygodę. Wsłuchany w odgłosy nocy zasnął.

***

    Obudziły go promienie słońca, wpadające przez okno. Leniwie otworzył oczy i przeciągnął się. Z chęcią pospałby jeszcze trochę, lecz chciał jak najszybciej zakończyć to zadanie. Dzisiaj porozmawia z Archibaldem i ojcem Małgorzaty. Merlinie, spraw, aby to mi w czymś pomogło, myślał. Jeśli ta dwójka nie powie mu nic konkretnego, utknie w martwym punkcie, nie wiedząc co dalej począć. Szybko zjadł śniadanie oraz ruszył do wschodniego wyjścia ze wsi. Po drodze spotkał małą dziewczynkę, którą poznał wczoraj. Rozpoznała go i pomachała mu na powitanie.
— Cześć — przywitała się. — Myślałam, że już sobie poszedłeś.
— Mam tu jeszcze coś do zrobienia.
— Ooo, a gdzie się wybierasz?
— Do pana Archibalda — odparł Harry.
— Ojejku, to pójdę z tobą! — wykrzyknęła uradowana. — Nigdy u niego nie byłam.
— Nie wiem, jak długo tam będę — powiedział Potter.
— Nic nie szkodzi, przynajmniej umilę ci czas — odpowiedziała, niezrażona jego wymijającą odpowiedzią oraz ruszyła naprzód, lecz zaraz popatrzyła w jego stronę. — Idziesz czy nie?
    Gryfon westchnął i powlókł się za dziewczynką. Wyszli ze wsi, kierując się w stronę lasku. Jego towarzyszka co jakiś czas zagadywała go na błahe tematy. Musiał przyznać, że jak na swój wiek była bardzo wygadana, a co istotniejsze naprawdę miała ciekawe rzeczy do powiedzenia. Opowiadała o tutejszych zwyczajach, zaznaczała, kto jest miły, kto wredny, kto gburowaty i tak dalej. Wreszcie spojrzała na niego i rzekła:
— Opowiedz coś o sobie. Jesteś z miasta? Tak wyglądasz, ten dziwny strój i maniery.
    Zdradził jej kilka mniej kłopotliwych szczegółów ze swojego życia. Słuchała go uważnie, zadając pytania, gdy czegoś nie rozumiała. Zręcznie omijał temat magii, ponieważ podejrzewał, że nigdy nie była z nią zaznajomiona.
— A dlaczego chcesz pomóc Sebastianowi?
— Uważam, że jest niewinny i próbuję tego dowieść. Poza tym to może pomóc mi rozwiązać mój problem.
— Masz problem? Z czym?
— Raczej z kim — poprawił ją Harry. — Jest taki człowiek w moich stronach, który, łagodnie mówiąc, nie przepada za mną. Zresztą z wzajemnością. Męczę się z nim już wiele lat.
— Rozumiem — odparła, zrywając przydrożny kwiatek i skubiąc jego płatki. — Na pewno sobie poradzisz. Mama mi powtarza, że nie ma kłopotów, których człowiek nie potrafi rozwiązać. Masz więc dwa wyjścia. Albo znajdziesz rozwiązanie, albo to po prostu nie twój problem.
    Kącik ust chłopaka uniósł się w rozbawieniu.
— Masz bardzo mądrą mamę — zauważył.
— Oczywiście, że tak — odparła z dumą. — Tatuś też jest inteligentny, chociaż czasem oboje zachowują się bardzo głupio. Na przykład dzisiaj w nocy słyszałam, jak pytał ją, czy zrobi mu loda. Nie mam pojęcia, skąd wzięła go o północy. Kiedy rano zapytałam, czy i ja dostanę loda, jak wczoraj tata, zaczerwieniła się i zaczęła na mnie krzyczeć. Prawie dostałam po pupie. Tak się wściec o zwykłego smakołyka! To strasznie idiotyczne — zawyrokowała, a potem zamyśliła się głęboko. — W sumie może to i lepiej, że go nie dostałam. Jak ojciec jadł wczoraj tego loda, strasznie głośno jęczał. Pewnie brzuch go po nim rozbolał. — Zerknęła na Wybrańca i rozszerzyła oczy. — Nie do wiary! Co jest z wami nie tak? Zarumieniłeś się jak moja mamusia!
    Potter rozglądał się z zakłopotaniem, usiłując doprowadzić się do porządku po słowach ośmiolatki. Czuł, że musi jak najszybciej zmienić temat.
— Gorąco dzisiaj
— Owszem. Mamy najcieplejsze lato od kilku lat. Dawno się tak nie opaliłam.
    Wreszcie doszli do domu Archibalda Cravena. Za żelazną bramą, prowadzącą na teren posiadłości, rozciągał się sporej wielkości dwupiętrowy budynek, wykonany z kamienia. Zadbany ogród, w którym rosły czerwone róże, bratki i storczyki, przyciągał wzrok. Po prawej stronie znajdowała się szopa na narzędzia i kilka bud, w których kręciły się psy. Żwirowa ścieżka prowadziła do dużych, drewnianych wrót. Chłopak zastukał mosiężną kołatką o bliżej niezidentyfikowanym kształcie. Po chwili drzwi otworzył mężczyzna w średnim wieku. Zadbane, długie, czarne włosy były upięte w kucyk. Miał wychudzoną twarz, a przez jego ciemne jak noc oczy, przebijały się chłód i obojętność. Spojrzał na Harry’ego i odezwał się przesadnie miłym głosem, od którego Wybraniec poczuł mdłości.
— Tak? W czym mogę pomóc?
— Dzień dobry, chciałbym porozmawiać z panem o zabójstwie Małgorzaty.
    Mężczyzna popatrzył na niego badawczo.
— Obawiam się, że nie rozumiem. Rozmawiałem już o tym z władzami. Obiecano więcej mnie nie niepokoić.
— Poproszono, abym dokładniej przyjrzał się sprawie. Chcę tylko zadać kilka pytań, to wszystko.
— A kim jest ta młoda osóbka? — zapytał, wskazując na dziewczynkę.
— To moja przewodniczka. Nie jestem stąd, pokazywała mi drogę.
— Dzień dobry — przywitała się uprzejmie, ze splecionymi z tyłu rękoma.
— Dzień dobry — odpowiedział. — Mogę poświęcić panu maksymalnie pół godziny, panie…
— Potter — odpowiedział Harry, uznając, że i tak pewnie nikt go tu nie zna.
— Panie Potter. — Archibald dokończył niemal szeptem. — Zapraszam do mojego gabinetu.
    Otworzył szerzej drzwi i wpuścił ich do środka. W domu panował półmrok, a jedynym źródłem światła były świece, zawieszone na ścianie. Gruby dywan tłumił ich kroki, gdy przemierzali korytarze. Wybraniec czuł się, jakby był w lochach, a nie dworku szlacheckim. Ich gospodarz nie odezwał się nawet słowem, dopóki nie doszli do sporych rozmiarów pokoju, który był jego gabinetem. Znajdowało się tu duże mahoniowe biurko, na którym piętrzyły się stosy dokumentów. W rogu ustawiono mały stolik i dwa fotele z brązowymi obiciami. Na ścianach wisiały obrazy przedstawiające bliżej niezidentyfikowane postacie i wydarzenia. Z drugiej strony był marmurowy kominek, a obok niego zbroja, podobna do tych, które znajdowały się w Hogwarcie. Mała biblioteczka oraz gablotka z różnymi drobiazgami dopełniały wystrój. Pan Craven nakazał im usiąść i zaproponował herbatę. Zgodzili się z ochotą, a gdy wyszedł, Harry odwrócił się do dziewczynki.
— Chcesz mi w czymś pomóc? — zapytał.
    Podekscytowana skinęła głową.
— W pewnym momencie poproszę pana Cravena, aby zaprowadził mnie do pokoju Małgorzaty. Ty zostaniesz w gabinecie i będziesz uważnie obserwować, czy ktoś tu nie wchodzi. Dasz radę?
— Jasne, że tak — odparła oburzona, że mógł pomyśleć inaczej.
    Skończyli rozmowę, gdyż wrócił ich gospodarz. Postawił filiżanki z herbatą na stoliku, po czym usiadł i przemówił:
— Zatem, jak mogę panu pomóc, panie Potter?
— Czym się pan zajmuje?
    Mężczyzna uniósł brew, ale odpowiedział:
— Sprzedaję perfumy sprowadzane z zagranicy. Całkiem dochodowy biznes, jeśli się wie, jak go prowadzić.
— Nie jest pan stąd, prawda?
— Nie urodziłem się w tej okolicy, jeśli o to chodzi. Miałem już dość ciasnoty i hałasu, jakie panują w mieście. Jak tylko dowiedziałem się, że ten domek jest na sprzedaż, skorzystałem z okazji. Wiejskie powietrze lepiej pozwala mi skupić się na interesach. Sklep zostawiłem w dobrych rękach, od czasu do czasu tam zaglądam.
— A klienci lub współpracownicy? Odwiedzają tu pana?
— Czasami — odparł ostrożnie, sącząc herbatę.
— Czy w dniu morderstwa był tu ktoś poza panem?
— Nie, byłem wtedy sam.
— Skąd pan wiedział, że to Sebastian?
— Usłyszałem hałas dochodzący z pokoju Małgorzaty i poszedłem zobaczyć, co się stało. Kiedy wszedłem do środka, ten człowiek stał tam z jej krwią na rękach.
— Ale nie widział pan, jak ją zabija, prawda? Dotarł pan tam po fakcie, zgadza się?
— Siedziałem wtedy sam, podpisując papiery w tym gabinecie, panie Potter — oświadczył Archibald, biorąc kolejny łyk. — Wniosek jest dla mnie oczywisty.
— Czy zabezpiecza pan mieszkanie na noc? Jest możliwość, że ktoś mógł się tu włamać, zamordować pana pracownicę i niepostrzeżenie wyjść, zanim na miejsce zbrodni przybył oskarżony?
— Wszystkie drzwi są zamykane na klucz, podobnie jak okna. Trzymam tu wiele cennych rzeczy, panie Potter, nie mogę pozwolić sobie na ryzyko.
    Stukot kołatki uświadomił ich, że ktoś stoi na zewnątrz.
— To pewnie poczta — oznajmił pan Craven. — Zaraz wracam.
    Harry skorzystał z okazji i rozejrzał się po gabinecie. Podszedł do biblioteczki, przeglądając tytuły książek. Nie było tu nic nadzwyczajnego, więc obejrzał papiery na biurku i coś przykuło jego uwagę. Na jednej z kopert narysowany był jakiś znak. Przedstawiał postać w trójkątnej masce, ubraną w czarny płaszcz i cylinder, wokół której znajdowało się pięć kul w różnych kolorach. Zmarszczył brwi i cofnął się do półki. Tak! Ten sam symbol widniał na jednej z ksiąg. Wyciągnął ją i przeczytał tytuł „Zapomniane legendy i religie starożytnych ludów”. Upewniwszy się, że dziewczynka nie patrzy w jego stronę, dyskretnie wyjął różdżkę i utworzył kopię woluminu. Odłożył ją na miejsce, a oryginał schował w kieszeni płaszcza. Zdążył usiąść w fotelu, kiedy drzwi stanęły otworem. Mężczyzna rzucił listy na biurko i podszedł do nich. Wybraniec odchrząknął i rzekł:
— Panie Craven, czy mogę zobaczyć pokój Małgorzaty?
    Archibald kiwnął głową i zaprowadził go na górę. Dziewczynka została w gabinecie, ponieważ, jak stwierdził Potter, nie chciał, aby plątała mu się pod nogami. Na piętrze gospodarz otworzył drzwi i weszli do skromnie umeblowanego pokoju. Jedna szafa, malutki stolik, na którym stał świecznik, drewniane krzesełko i pojedyncze łóżko były całym wyposażeniem pomieszczenia.
— Nie wiem, co spodziewa się pan tu znaleźć. Strażnicy przeszukali już pokój.
    Chłopak bacznie rozglądał się po pomieszczeniu. Podszedł do okna oraz wyjrzał przez nie. Zobaczył kawałek podwórza i drewnianą szopę. Musiał przyznać, że faktycznie niczego tu nie było. Skierował się do wyjścia i przypadkiem trącił łokciem świecznik na stoliku, który zwalił się na ziemię z łoskotem.
— Bardzo przepraszam — wyjąkał Harry skruszonym głosem, podnosząc przedmiot i stawiając go na miejsce.
— Nic się nie stało — odparł Archibald zniecierpliwionym głosem. — Pan wybaczy, panie Potter, ale naprawdę mam sporo rzeczy do zrobienia.
— Tak, tak, już sobie idę. Nie będę pana dłużej niepokoił. Mam jeszcze jedno pytanie. Gdzie są prywatne rzeczy Małgorzaty?
— Wszystkie ubrania spaliłem, a inne rzeczy wyniosła gdzieś dzień przed śmiercią.
— Dobrze. Dziękuję za poświęcony czas, panie Craven. Proszę się nie kłopotać, trafię do wyjścia.
    Wybraniec zszedł po schodach, zawołał dziewczynkę i po chwili opuścili posiadłość.
— I co? Widziałaś coś?
— Nic.
— To może słyszałaś? Jakiś hałas, huk, cokolwiek?
    Pokręciła przecząco głową.
— Ciekawe — mruknął Harry do siebie.
— Gdzie teraz? — zapytała, wyraźnie podekscytowana.
    Gryfon stwierdził, że i tak się od niego nie odczepi, więc oznajmił:
— Zaprowadź mnie do ojca Małgorzaty.
    Ochoczo pokiwała głową i dziarskim krokiem ruszyła przed siebie. Harry miał tylko nadzieję, że tym razem powstrzyma się od komentowania dziwnych zachowań swoich rodziców.

***

    Po kilkunastu minutach dotarli na miejsce. Mieszkanie nie wyróżniało się niczym szczególnym na tle innych chat, może poza przybudówką, gdzie ułożone były stosy drewna. Dziewczynka spojrzała na niego i oznajmiła nerwowo:
— To może ja poczekam tutaj. Wciąż nie wybaczył mi tej siekiery.
    Potter uśmiechnął się ze zrozumieniem.
— Więc to on? — zapytał rozbawiony.
— Nie wiem, dlaczego perspektywa mojej śmierci, gdyby mnie złapał, tak cię bawi — odparła ze skrzywieniem.
    Nic nie powiedział, tylko poszedł naprzód. Zanim dotarł do drzwi, wyszedł z nich zaniedbany mężczyzna z lekko nieobecnym spojrzeniem. Na widok Harry’ego ścisnął mocniej siekierę i krzyknął:
— Ktoś ty?!
— Ja w sprawie Małgorzaty — odparł, unosząc ręce w pokojowym geście.
— A dlaczego obchodzi cię moja zmarła córka?!
— Chciałem tylko porozmawiać. Czy nie zostawiła u pana żadnych rzeczy?
— Zaraz, czy to nie ty chcesz wyciągnąć Sebastiana z więzienia? Ludzie we wsi o tobie plotkują.
    Chłopak kiwnął głową i ku jego zaskoczeniu drwal opuścił siekierę. Podszedł do niego:
— Nareszcie jedna mądra osoba, która może mi pomóc.
— Czyli nie wierzy pan w jego winę?
— Jasne, że nie — odparł mężczyzna, wymachując rękami. — Znam go od dzieciaka i wiem, że muchy by nie skrzywdził. Prawda, ostatnio jego stosunki z Małgorzatą nie były najlepsze, ale to jeszcze nie znaczy, że ją zabił. Poza tym moja córka zostawiła u mnie dziennik, w którym opisała wszystko. Chciałem pokazać go strażnikom, ale stwierdzili, że to zbędne, bo złapali zbrodniarza na gorącym uczynku. Pieprzone nieroby! — Splunął na ziemię ze złością. — Liczą się dla nich tylko statystyki.
— Wie pan, kto to zrobił?
— Archibald Craven, ten czarci pomiot! — warknął. — Tak, chłopcze, ten typ babra się w okultyzmie. Przywołuje różne diabły z zaświatów. Gosia opisała wszystko w swoim pamiętniku. Pewnego dnia nakryła go i chciała donieść straży, to ją uciszył. Przeklęte nieroby — powtórzył ze złością. — Gdyby tylko zechcieli mnie wysłuchać, sprawa już dawno byłaby rozwiązana. Sam chciałem dopaść drania, ale za stary jestem. Nie dałbym mu rady, ale z tobą. — Zamyślił się. — To mogłoby się udać. Notatnik jest w piwnicy, jeżeli chcesz, możesz go przejrzeć. Będę na zewnątrz, gdybyś mnie potrzebował.
    Harry wszedł do domu i przeszedł do piwnicy. Otworzył starą drewnianą skrzynię i wyjął dziennik, oprawiony w brązową skórę. Usiadł na małym stołku, po czym otworzył na ostatnich stronach, szukając najnowszych wpisów. Wyglądało na to, że Małgorzata faktycznie podkochiwała się w Sebastianie. Wreszcie znalazł coś godnego uwagi.

21 lipca

    W nocy nie mogłam spać. Te upały mnie wykończą, naprawdę chciałabym już, aby nadeszła zima. Zeszłam na dół do kuchni, kiedy usłyszałam hałas w piwnicy. Pan Craven zabronił mi tam wchodzić, ponieważ trzymał w niej najkosztowniejsze przedmioty. Przestraszyłam się, że to złodzieje, więc złapałam za pogrzebacz i ostrożnie uchyliłam drzwi. Nikogo nie było, ale ze szpary pod ścianą sączyło się blade światło. Dopiero po chwili zorientowałam się, że to ukryte przejście. Ciekawość wzięła górę i podeszłam do nich. Znalazłam się w okrągłym pomieszczeniu z pięcioma postumentami. Znajdowały się na nich dziwne, okrągłe przedmioty, podobne do kurzych jajek. Na samym końcu stał posąg, przedstawiający postać, od której widoku ciarki przeszły mi po plecach. Na środku stało coś, co wyglądało na mały ołtarz ze świecami po obu stronach. Chciałam uciekać, gdy nagle usłyszałam kroki, dochodzące z przeciwległego wejścia do tej dziwnej komnaty. Szybko schowałam się za jedną z kolumn i ostrożnie wyjrzałam. Chwilę potem wszedł Archie w purpurowej szacie. Serce niemal wyskoczyło mi z piersi, gdy zobaczyłam jego wygląd. Na twarzy miał wymalowane dziwne symbole i nieustannie mruczał coś pod nosem. Ciągnął za sobą jakieś białe zawiniątko. Nadal pamiętam moment, gdy je otworzył, a ja natychmiast zatkałam usta, aby nie wrzasnąć z przerażenia. To była mała Barbara, wnuczka Hanki, która zginęła przygnieciona ziemią w kopalni. Przepraszam, powinnam napisać, że to było ciało Barbary, okrutnie zmasakrowane zwłoki małej dziewczynki. Jestem pewna, że będzie mi się śniła przez wiele dni. Wyciągnął z kieszeni coś, co przypominało zwykły patyczek i machnął nim, a ciało, o zgrozo, nadal nie mogę w to uwierzyć, uniosło się w powietrze i opadło na ołtarzyku. Nie pamiętam, co działo się potem, ponieważ jedyne czego chciałam to opuścić to miejsce i ten dom. Dość, że nagle Basia zamieniła się w jakieś blade światełko, które powędrowało do jednego z okrągłych przedmiotów na postumentach. Nagle w komnacie zaświeciło brązowe światło, które natychmiast zniknęło. Archibald mruknął coś o ostatnim żywiole i nagle wyprostował się jak struna, wlepiając swoje czarne oczy w miejsce, w którym stałam. Wstrzymałam oddech, modląc się, aby mnie nie zauważył. Chyba Bóg był wobec mnie łaskawy, bo jedynie wzruszył ramionami, po czym wyszedł z pomieszczenia. Najprędzej jak mogłam, pognałam do swojego pokoju, zamknęłam drzwi i wskoczyłam do łóżka. Jutro opuszczę to miejsce i powiem strażnikom, co tu widziałam.

22 lipca

    Na śniadaniu Archibald obserwował mnie uważnie, a ja czułam, jak pot spływa mi po plecach. Opowiedział mi o jakimś chłopaku, który przystał do bandy opryszków i został zabity, gdy postanowił ich wydać. Na koniec stwierdził, że czasami lepiej trzymać język za zębami, bo można źle skończyć. Niech Bóg ma mnie w opiece, on z pewnością wie, co widziałam i co zamierzam. Dał mi do zrozumienia, żebym nie robiła głupich ruchów. Co ja mam robić?

30 lipca

    Mam dość. Ostatnie dni w tym domu były dla mnie katorgą. Za każdym razem jak usłyszę jakiś dźwięk, podskakuję nerwowo. Pan Craven wciąż robi dziwne uwagi w moim towarzystwie. Na domiar złego w nocy mam koszmary. Jestem w tej komnacie, związana na ołtarzu, wtedy wchodzi on, cały umazany krwią i śmieje się ze mnie. Jego rechot wciąż dudni mi w uszach, nawet po przebudzeniu. Nie wytrzymam tu dłużej!

4 sierpnia

    Spotkałam dziś Sebastiana. Mimo moich kłopotów ucieszyłam się, że go widzę. Było mi trochę głupio z nim rozmawiać po tej awanturze, jaką zrobiłam mu ostatnio. Zachowałam się wtedy jak skończona kretynka! Niemal wybuchłam histerycznym śmiechem, gdy uświadomiłam sobie, jakie błahe miałam kiedyś problemy. Oczywiście zauważył mój stan i wypytywał, czy wszystko u mnie w porządku. Poczułam się lepiej, wiedząc, że wciąż przejmuje się moim samopoczuciem. Nie mogłam powiedzieć mu prawdy, no bo jak? Miałam oznajmić, że mój szef składa w ofierze trupy ludzi, którzy ostatnio zginęli we wsi? Nawet w mojej głowie brzmi to niewiarygodnie. Czasami mam nadzieję, że to tylko zły sen, z którego zaraz się obudzę.

15 sierpnia

    Mam dość! Nie wytrzymam tu kolejnej nocy. Te koszmary są coraz gorsze, a na dodatek pan Craven powiedział, że niedługo moje kłopoty się skończą. Już dawno opuściłabym ten dom, gdybym nie miała obaw, że zrobi coś mojemu ojcu, ale dziś nie będę dłużej czekać. Umówiłam się z Sebastianem, że w nocy pomoże mi w ucieczce. Zabiorę tatę i wyjedziemy stąd. Dziś zostawię u niego dziennik, aby jutro przekazać go straży. Niech oni się tym zajmują!


    To był ostatni wpis. Harry potrafił sobie wyobrazić, co było dalej. Małgorzata czekała w swoim pokoju na Sebastiana. Archibald postanowił upewnić się, że dziewczyna nikomu nic nie powie. Prawdopodobnie użył na niej legilimencji i dowiedział się, iż opowiedziała wszystko przyjacielowi. Postanowił upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Pozbyć się przypadkowego świadka i wrobić w to niczego niespodziewającego się chłopaka. Zaplanował to niemal perfekcyjnie, ale nie przewidział, że Małgorzata prowadziła dziennik, w którym wszystko zapisała. Tylko, co ten facet robił w tej komnacie? O jakie składanie ofiar chodzi? Opis kulistych przedmiotów i posągu skojarzył mu się z książką, którą zabrał od mężczyzny. Dziś wieczorem będzie musiał ją przeczytać, a potem pokrzyżuje plany Cravena. Straż miejska była tu bezużyteczna. On był najprawdopodobniej silnym czarnoksiężnikiem, a oni mugolami. Nie mieli żadnych szans. Gdy już go schwyta, wtedy przedstawi dowody i zakończy zadanie.
    Słońce zaczęło znikać za horyzontem, więc postanowił wrócić do gospody oraz zastanowić się nad dalszym krokiem. Odwrócił się i drgnął, widząc, że w drzwiach stoi drwal. Wpatrywał się w niego, a Harry poczuł instynktowny niepokój.
— Wszystko w porządku? — zapytał niepewnym tonem.
    Mężczyzna nic nie odpowiedział, tylko wrócił na górę szurając siekierą po podłodze. Wybraniec był zdumiony tym zachowaniem i ostrożnie podążył za nim. Po opuszczeniu piwnicy znalazł się w ciemnej izbie. Skierował się do drzwi wejściowych, gdy za sobą usłyszał kroki. Odwrócił się gwałtownie.       Ojciec Małgorzaty wolno do niego podchodził, a jego wzrok był nieobecny. Harry automatycznie się cofnął, a drwal ścisnął mocniej topór i nagle rzucił się na niego z rykiem:
— Diabeł!!
    Harry uskoczył w bok, a trzon narzędzia opadł na miejsce, w którym przed chwilą wstał. Mężczyzna ponowił atak, wyzywając Pottera od czarcich pomiotów. Wyglądał, jakby wpadł w szał i z furią atakował Gryfona, usiłując porąbać go na kawałki. Wybraniec wyszarpnął różdżkę, po czym ogłuszył go Drętwotą. Uderzył plecami w ścianę i osunął się po niej. Chłopak podbiegł do niego oraz odrzucił siekierę jak najdalej od przeciwnika. Następnie przeniósł go na łóżko, wcześniej usuwając z jego pamięci sytuację, w której widział go z różdżką. Wyszedł z chaty i roztrzęsiony ruszył w stronę wsi.
Jego towarzyszka najwyraźniej znudziła się czekaniem i wróciła do domu. Szedł przez opustoszałą wioskę, zastanawiając się nad tym, czego był świadkiem. Wyglądało na to, że Archibald Craven nie ma zamiaru czekać, aż odkryję prawdę i postanowił go zlikwidować. Zamglony wzrok drwala sugerował, że znajdował się pod Imperiusem. To tylko potwierdziło wcześniejsze domysły Harry’ego, że nie jest jedynym czarodziejem w okolicy.
    Kazał Olafowi przynieść kolację do pokoju. Sam usiadł na łóżku, wyjął książkę skradzioną Archibaldowi i zaczął ją kartkować. Wreszcie mniej więcej w połowie ujrzał rysunek przedstawiający postać na okładce, a pod nim tekst:

    Jedną z najbardziej fascynujących opowieści z dawnych czasów jest ta o księciu Ysgramorze, który posiadł moc nieznaną żadnemu żyjącemu człowiekowi.

    Dalej przedstawiony był rodowód księcia i historia jego rodziny. Harry pominął ten fragment, aż wreszcie znalazł to, czego szukał:

    Pewnego dnia, wracając z polowania, książę spotkał piękną kobietę, do której natychmiast zapałał żarliwym uczuciem. Dowiedział się, gdzie mieszkała i od tamtej pory składał jej codzienne wizyty. Wreszcie poprosił ją o rękę i błagał, aby zamieszkała z nim w jego zamku. Dziewczyna wreszcie się zgodziła, ale pod trzema warunkami. Po pierwsze, miał pozbawić swojego ojca tronu, po drugie, zażądała kwatery, do której nikt nie mógł wejść bez jej pozwolenia, nawet on sam, a po trzecie, miał nigdy nie wymówić jej imienia. Jej pełne imię brzmiało Sin Osnad Easnadh Gaed Garb Gem adaig Tuethan. Sin oznaczało Burzę, Osnad westchnienie, Easnadh dźwięk, Gaeth ostry wiatr, Garb zimową noc, Gem adaigh krzyk, a Tuethan lament. Młodzieniec zgodził się i jeszcze tego samego dnia zabił ówczesnego króla i przejął królestwo. Nie wiedział, że tą decyzją skazał się na los gorszy od śmierci.
    Kobieta była bowiem wiedźmą, lubującą się w krzywdzeniu mężczyzn, którzy się w niej zakochali. Skazywała ich na wieczne cierpienie, nie dając ukojenia w śmierci. Ysgramor, nieświadomy niebezpieczeństwa, wziął z nią ślub. Jako prezent ślubny dała mu moc, pozwalającą mu okiełznać ziemskie żywioły. Król, mając na swoich usługach moc ognia, wody, powietrza, ziemi i lodu szybko podbił okoliczne kraje. Z czasem jego potęga przyczyniła się do tego, że stał się okrutny i zapragnął władzy nad całym światem. Ucieszona Sin, widząc okrucieństwo i obłęd swojego męża, próbowała zmusić go, aby złamał któryś z jej warunków, dzięki czemu mogłaby brutalnie odebrać mu to, co sama mu ofiarowała i co tak bardzo pokochał. Na całe dnie zamykała się w swojej komnacie i odprawiała czary, mające na celu potępienie małżonka. W czasie uczty z najważniejszymi osobami w kraju wywołała dwie armie duchów, które na oczach strwożonych biesiadników zabijały się nawzajem. Z wody i kwiatów przyrządziła magiczne potrawy. Woda wciąż zamieniała się w wino, a kwiaty w pieczone wieprze. Wszystko ciągle się odnawiało, aż w końcu pijani i najedzeni do syta szlachcice zachorowali. Najgorzej czuł się Ysgramor jednak wciąż nie złamał słowa, danego żonie. Następnego dnia, bladym świtem, pod zamkiem zjawili się rycerze bez głów, odziani w szkarłatne szaty i wyzwali go do walki. Władca, mimo osłabienia spowodowanego alkoholem i żarłocznością, podniósł rękawicę i zaczął pojedynek. Wyczerpany zabił wszystkich przeciwników, lecz nagle zjawili się kolejni. Wreszcie nadworny alchemik, który od pewnego czasu był zaniepokojony pogarszającym się samopoczuciem swojego pana, odczynił urok. Wówczas król zorientował się, że swoim mieczem gromi zwykłe kamienie.
    Kilka tygodni później alchemik popełnił samobójstwo, skacząc z zamkowej baszty. Król, domyślając się, że wszystkie sytuacje, które zdarzyły się na dworze, są spowodowane przez jego żonę, postanowił wykorzystać swoją moc panowania nad żywiołami i pozbyć się jej. Sin, wściekła, że ośmiela się wykorzystywać jej dar przeciw niej, wykonała ostatni krok. Nasączyła wszystkie potrawy eliksirem Słodkiego Snu, prócz dania jej męża. Gdy dworzanie zapadli w sen wywołała huragan oraz śnieżną burzę, szalejącą wokół zamku. Władca, okropnie osłabiony przez czary swojej wybranki, stał na balkonie i patrząc na wichurę, rzekł: „Oto westchnienie nocy zimowej, jakaż gwałtowna burza”. Tym samym trzykrotnie wymówił imię swojej kochanki. Tym razem nic już nie mogło uratować go od zguby. Tuż po wypowiedzeniu tych słów duch Ysgramora oderwał się od ciała i poszybował w górę, skąd patrzył na zagładę swojego królestwa. Wszystkie żywioły ziemi połączyły siły i starły jego dom z powierzchni ziemi, nie zostawiając niczego prócz śmierci.
    Od tej pory Ysgramor błąka się pod postacią ducha, wiecznie czując głód oraz pragnienie i nie mogąc wrócić do swojego ciała. Sin oświadczyła, że aby zdjąć klątwę członek królewskiego rodu musi złożyć w ofierze pięć osób, każdą zabitą przez inny żywioł. Dopiero wówczas władca odzyska swoją moc, a także ludzkie ciało. Ofiary muszą zostać złożone w tym samym miejscu, w którym król stracił wszystko, co kochał. Biorąc pod uwagę, że jego zamek został doszczętnie zniszczony, a on sam nie spłodził potomka, jego los jest przesądzony.


    Harry skończył czytać i potarł skronie. A więc wszystko zaczęło się układać. Ta wioska musiała zostać wybudowana w miejscu, w którym kiedyś stał królewski dwór. Pierwszy warunek został spełniony. Aby ten człowiek powrócił, jego potomek musi zabić kilka osób, każdą innym żywiołem. Fragment wypowiedzi Sebastiana zabrzmiał mu w głowie: „Nabrałem podejrzeń, tym bardziej że odkąd pan Craven tu zamieszkał, zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Najpierw Jacek, syn młynarza, utopił się w rzece. Zaskoczyła mnie ta wiadomość, gdyż był świetnym pływakiem. Jego ojciec dostał obłędu, wciąż mamrotał o umarlakach, wciągających go pod wodę. Pewnego wieczoru zerwał się straszliwy wiatr, tak silny, że porwał staruszka i cisnął nim o kamienną ścianę młyna. Miał roztrzaskaną czaszkę i kręgosłup, nie przeżył. Jakiś czas po tym wydarzeniu jedna z chat się spaliła, a my wyciągnęliśmy z niej zwęglone ciało gospodarza. Potem wnuczka starej Hanki zniknęła bez śladu. Odnaleźliśmy ją kilka dni później, w nieczynnej kopalni, przygniecioną ziemią”.
— Mamy więc ogień, wodę, wiatr i ziemię, brakuje lodu — powiedział do siebie, chodząc po pokoju. — Archibald Craven musi być jakoś spokrewniony z Ysgramorem. Najwidoczniej Sin nie zabiła całej jego rodziny, a teraz chce wskrzesić swojego przodka. Małgorzata przez przypadek zobaczyła jeden z rytuałów, więc aby uniknąć rozgłosu, uciszył ją. Muszę powiadomić o wszystkim Sebastiana.
    Schował różdżkę do kieszeni, po czym skierował się do więzienia. Był w połowie drogi, gdy nagle usłyszał krzyk, który zakłócił nocną ciszę. Harry natychmiast rozpoznał ten głos. Popędził do domu Zosi i zdążył zobaczyć Cravena znikającego z dziewczyną w czymś, co przypominało portal. Wyglądało na to, że Archibald postanowił, iż tej nocy zakończy swoje dzieło, a jego ostatnią ofiarą miała być narzeczona więźnia. Zaklął w myślach i sprintem pobiegł do jego mieszkania. To zbyt daleko, nie dotrę tam na czas, pomyślał. Jak na zawołanie usłyszał tętent kopyt. Potter dopadł do woźnicy.
— Muszę zabrać twojego konia! To sprawa życia i śmierci!
    Chłop popatrzył na niego zdumiony, a potem wybuchnął śmiechem i mamrocząc coś o pijakach, chciał ruszyć dalej. Zdesperowany Gryfon ogłuszył go i wyczyścił mu pamięć. Następnie smagnął konia, a zwierzę zarżało i pobiegło przed siebie. Miał nadzieję, że nie rozbije się po drodze i wiedza wyniesiona z kilku westernów, które oglądał u Dursleyów okaże się wystarczająca, aby sterować zwierzęciem. Kilka razy o mało nie zaliczył kraksy z drzewem, ale koniec końców bezpiecznie dotarł do mieszkania Cravena. Dopadł do drzwi wejściowych i szarpnął za klamkę, lecz były zaryglowane.
    Potter zauważył, jak na niebie kłębią się ciemne chmury, zasłaniające księży świecący w całej okazałości. Nie tracąc czasu, wyciągnął różdżkę i otworzył drzwi zaklęciem Alohomora. Ustąpiły, a on znalazł się w mrocznym korytarzu. Z wyciągniętą różdżką kierował się do piwnicy, nasłuchując choćby najmniejszego szmeru. Miał świadomość, że Archibald wie o jego obecności, więc wzmógł swoją czujność. Nagle zerwał się wicher, tak gwałtowny, że zatrzeszczały okiennice. Równocześnie o szyby rozbijały się wielkie krople wody. Uchylił drzwi oraz z mocno bijącym sercem zszedł na dół. Niespodziewanie wszystkie świece zapłonęły ogniem, o wiele większym niż naturalnie. Gryfon poczuł również, jak podłoga lekko się trzęsie. Żywioły zaczynają szaleć, pomyślał Czują, że nadchodzi ich pan. Przyśpieszył kroku i zlokalizował ukryte przejście, o którym pisała Małgorzata. Przeszedł przez nie, a to, co zobaczył po drugiej, sprawiło, że zabrakło mu tchu.
    Komnata wyglądała dokładnie tak, jak opisała ją dziewczyna. Archibald Craven stał pośrodku niej, przy małym ołtarzyku, w purpurowej szacie i rozłożonymi rękami, mamrocząc inkantację w dziwnym języku. Przypominał opętanych księży, którzy często byli bohaterami horrorów o egzorcyzmach. W centralnym punkcie pomieszczenia lewitowała narzeczona Sebastiana, rozebrana do naga i… zamrożona. Przez chwilę Harry spanikował, gdy naszła go myśl, że przybył za późno, lecz błyskawicznie się opanował. Gdyby Zosia była martwa, w tym miejscu stałby Ysgramor, a jedna z kul na piedestale, symbolizująca żywioł lodu świeciłaby. Nic takiego nie miało miejsca, co oznaczało, że dziewczyna jeszcze żyje. Ciszę przerwał głos mężczyzny, zimny i pozbawiony jakiejkolwiek litości:
— Ponownie się spotykamy, panie Potter. Tym razem po raz ostatni. Za późno poskładał pan elementy układanki. Za kilka minut dziewczyna umrze, a mój przodek nareszcie uwolni się od klątwy, którą zesłała na niego ta suka.
    Mężczyzna odwrócił się do Wybrańca.
— Właśnie tak. Jestem jedynym żyjącym potomkiem Ysgramora. Wiedźma Sin nie wiedziała, że przed ślubem z nią spłodził syna z pospolitą wieśniaczką. Był bękartem, ale płynęła w nim jego krew, która teraz jest w moich żyłach. Kiedy zaczął mnie pan podejrzewać?
— Wielu cię podejrzewało — odparł Harry, ściskając różdżkę. — Pewności nabrałem po wizycie w twoim domu. Twierdziłeś, że byłeś w gabinecie i usłyszałeś hałas w pokoju Małgorzaty, gdy był tam Sebastian. Sprawdziłem to i celowo przewróciłem świecznik, kiedy oglądałem jej kwaterę. Dziewczynka, która siedziała na dole, niczego nie słyszała, co było dowodem na to, że skłamałeś.
— Jest pan inteligentny, panie Potter — odparł Craven, robiąc krok w jego kierunku. — Ale to panu nie pomoże. Przypuszczam, że książka, którą mi pan ukradł, służyła jedynie do zrozumienia moich motywów?
— Mniej więcej.
— Tak, dopóki nie spotkałem pewnego człowieka, który uświadomił mnie o moim pochodzeniu, byłem taki sam jak ci zawszeni wieśniacy. Zwykły szary człowiek, ledwo wiążący koniec z końcem, pomimo moich magicznych umiejętności. Gdyby nie przypadkowy zbieg okoliczności, do końca życia tkwiłbym w mieście i sprzedawał perfumy tym idiotkom, które mienią się arystokratkami. W pewien październikowy wieczór jednemu z podróżników zepsuł się wóz. Przenocowałem go, a on opowiedział mi o moim prawdziwym pochodzeniu i wręczył księgę, pozwalającą sprowadzić króla żywiołów z powrotem. Obudził we mnie chęć do działania i pokazał, jak zepsuty jest świat, na którym żyjemy.
    Ziemia gwałtownie drgnęła, aż na podłodze pojawiło się pęknięcie. Archibald spojrzał w dół, a jego twarz rozjaśnił uśmiech.
— Już prawie koniec. Żegnam, panie Potter, miło było poznać.
    Gryfon uchylił się przed zielonym promieniem, który wystrzelił z różdżki Cravena. Zwinnie okręcił się w miejscu, po czym zasypał przeciwnika gradem klątw. Mężczyzna wyczarował tarczę i w odpowiednich momentach kontrował. Potter syknął, gdy zaklęcie cięcia ugodziło go w ramię oraz wystrzelił Reducto. Archibald uskoczył z toru lotu czaru, a następnie ponownie zaatakował Avadą. Walczyli zaciekle, podczas gdy postać Zosi spowijała biała poświata, a jedna z kul na piedestale zaczęła drgać. Harry, widząc, że zostało bardzo mało czasu, wycelował w jedną z kolumn podtrzymujących strop i krzyknął:
— Reducto!
    Filar zaczął przechylać się w stronę mężczyzny. Nie miał wyboru i musiał zablokować go zaklęciem, aby uniknąć zmiażdżenia. W tym samym czasie Potter podbiegł do niego oraz powalił na ziemię. Archibald upuścił różdżkę, a kolumna spadła prosto na piedestał, niszcząc jedną z kul. Rozległ się ogłuszający ryk, a pozostałe kulki zaczęły pękać i rozpadać się w proch.
— Nieee!!!
    Craven zaryczał jak wściekły lew i uderzył chłopaka pięścią w brzuch, a następnie przetoczył się na niego, zaciskając dłonie na jego gardle.
— Zniszczyłeś wszystko, nad czym tak ciężko pracowałem. Zginiesz tu, a ta suka razem z tobą.
    Z trudem łapał powietrze, próbując uwolnić się z żelaznego uścisku mężczyzny. Kolejny ogłuszający trzask zwiastował zniszczenie następnej kuli, symbolizującej żywioł wiatru. W pomieszczeniu zerwał się potężny wicher, który zachwiał Archibaldem, sprawiając, że ręka z różdżką Harry’ego została uwolniona. Przyłożył ją do piersi przeciwnika i wycharczał:
— Depulso!
    Craven poleciał w tył, upadając wprost na kulę reprezentującą ogień. Jego wrzaski brzmiały Potterowi w uszach, gdy mężczyzna stanął w płomieniach. Kaszląc i łapiąc powietrze, Harry podnosił się na nogi, usiłując nie zwymiotować, kiedy poczuł smród palonego ciała. Zerknął w tamtą stronę. Archibald Craven był martwy, a żar na jego zwęglonych zwłokach powoli dogasał. Nie tracąc chwili, podbiegł do ołtarzyka i ściągnął Zosię na dół. Rozmroził ją zaklęciem, wziął na ręce oraz prędko skierował się do wyjścia. W tym samym momencie pojemnik z żywiołem ziemi pękła z trzaskiem. Potężny wstrząs sprawił, że chłopak upadł na jedno kolano. Ściany, strop, kolumny i podłoże zaczynały pękać i wkrótce całe pomieszczenie miało się zawalić. Zaciskając zęby, wstał oraz zerwał się do biegu, by jak najszybciej opuścić budynek. Szalejący wiatr oraz woda wypełniająca komnatę nie ułatwiały mu tego, ciągle znosząc go z kursu.
    Pierwsze kawałki sufitu zaczęły spadać na podłogę, kiedy Wybraniec wreszcie dopadł do wyjścia z piwnicy. Wbiegł schodami na górę i po chwili wypadł przez drzwi frontowe prosto na podwórze przed domem. Ledwo znalazł się za ogrodzeniem, gdy rozległ się ogłuszający huk, a potężna eksplozja oderwała go od ziemi. Uderzył plecami w pień pobliskiego drzewa. Zanim stracił świadomość, zauważył, jak rezydencja Archibalda wali się niczym domek z kart.

***

    Obudził go zapach pieczonego mięsa. Uchylił powieki, krzywiąc się na ból w plecach. Był w małej izbie, a obok jego łóżka krzątała się pulchna kobieta z jasnymi włosami. Odwróciła się, kiedy cicho jęknął i podeszła do niego.
— Obudził się pan. Całe szczęście, że obrażenia nie były zbyt poważne. Jak się pan czuję?
— Jakbym dopiero co wstał z grobu — odpowiedział Harry, unosząc się na łokciach.
    Kobieta zachichotała i na powrót zajęła się kuchnią. Potter obserwował jak kroi warzywa i wrzuca je do wielkiego garnka na palenisku.
— Gdzie ja jestem?
— We wsi — odparła, nie przerywając obierania cebuli. — Kiedy mieszkanie pana Cravena się zawalił, wszyscy mieszkańcy usłyszeli ten rumor. Pobiegli, aby zobaczyć, co się stało i znaleźli pana oraz Zosię leżących bez ruchu. Z początku myśleliśmy, że jesteście martwi, ale zielarka was uratowała. Mój mąż przyprowadził pana do naszego domu.
Drzwi wejściowe otworzyły się, po czym wszedł przez nie szczupły mężczyzna, z krótko ściętymi włosami i bujną brodą. W ręku trzymał jakieś papiery, a za nim pojawiła się dziewczynka, którą Harry zdążył już poznać.
— Wreszcie się obudziłeś! — wykrzyknęła i nie zważając na oburzone krzyki matki, wskoczyła na jego łóżko. — Zajrzałam do ciebie rano, ale spałeś jak zabity. Ojejku, przepraszam — dodała szybko, napotykając karcące spojrzenie rodzicielki.
— Miło mi, że się o mnie troszczyłaś. — Uśmiechnął się chłopak, wkładając buty. Czuł się dobrze, nie licząc bólu pleców.
— Będą pana bolały jeszcze jakiś czas — oświadczył mężczyzna głębokim głosem. — Nieźle pan uderzył w to drzewo.
— Wiadomo już, co się właściwie stało? — zapytała kobieta, nalewając mężowi zupy i zapraszając Pottera do stołu.
— Taa, nie wytrzymały podpory. Kto by pomyślał! Pan Craven wyremontował całą posiadłość, a zapomniał o starych krokwiach. Dom roztrzaskał się na kawałki.
— A co z Archiem?
— A co mogło być? Zginął przygnieciony gruzami. Co prawda nie znaleźli jego ciała, ale niby jak miałby ujść z życiem?
    Gdy małżeństwo rozmawiało o nocnych wydarzeniach, dziewczynka trajkotała do Harry’ego:
— Wypuścili Sebastiana, wiesz? Nie wiem dlaczego, ale dziś w nocy straż miejska oznajmiła, że z powodu braku jednoznacznych dowodów muszą go uniewinnić. Dziwne, prawda?
    Potter kiwnął głową z uśmiechem. A więc udało się! Skazaniec był wolny, a jego zadanie zostało wykonane. Miał trzy dni, toteż może spędzić tu czas do zmierzchu. Uznał, że warto porozmawiać z dziewczyną i jej narzeczonym, więc wstał oraz podziękował za opiekę. Rodzina pożegnała go z uśmiechem i zaprosiła na kolację. Słońce świeciło wysoko na niebie. Kierował się w stronę domu Zosi, mijając wieśniaków, którzy plotkowali o tym, co stało się w nocy. Co chwila ktoś pokazywał go palcami i wydawał zduszony okrzyk.
    Spotkał ich w połowie drogi. Podbiegli do niego i wyściskali, dziękując raz po raz. Potter czuł się głupio, tym bardziej że ludzie przypatrywali im się ze zdumieniem. Sebastian odzyskał radość z życia i chętnie opowiedział o tym, jak został uwolniony. Okazało się, że ojciec Małgorzaty przyszedł do pokoju Gryfona, a gdy go nie zastał, zobaczył dziennik swojej córki leżący na jego łóżku. Po przeczytaniu go poszedł do najbliższej warowni strażników i pokazał im dowody na jego niewinność. Były więzień nie wiedział, dlaczego drwal tyle czasu to ukrywał, skoro pamiętnik był cały czas w jego posiadaniu. Dopiero gdy dowiedział się, że bał się Cravena, jego gniew nieco zelżał, choć nadal miał do niego żal. Harry wraz z Zosią opowiedzieli mu, co wydarzyło się w piwnicy rezydencji Archibalda. Młodzieniec był wdzięcznym słuchaczem. W dramatycznych momentach zapierało mu dech w piersiach oraz dopytywał o sprawy, których nie rozumiał. Kiedy zakończyli swoją historię, jego jedynym podsumowaniem było głośne przekleństwo.
— Nadal nie zapłaciliśmy za pańską pomoc — odezwała się Zosia, przerywając ciszę.
— Nie trzeba — zapewnił chłopak. — Skoro Sebastian był niewinny, nie mogłem siedzieć bezczynnie.
— Mimo wszystko mój honor nakazuje się odwdzięczyć — wtrącił się młodzieniec i rozpiął wisiorek, który miał na szyi. — Ten naszyjnik należał do mojej babci. Kamienie w środku to rubiny, jeśli pan je sprzeda, uzbiera się całkiem pokaźna sumka. Niestety nie mamy pieniędzy, aby zapłacić tu i teraz, ale myślę, że wystarczy. To i tak nic w porównaniu z tym, co pan zrobił dla mnie.
— I dla mnie — dodała dziewczyna z uśmiechem. — Gdyby nie pan, byłabym martwa.
— W porządku, wezmę go — skapitulował Potter, biorąc podarunek. — Ale mam prośbę. Mówcie do mnie Harry.

***

    Resztę dnia spędził w towarzystwie nowych znajomych. Nadszedł czas pożegnania, więc skierował się w miejsce, z którego przybył dwa dni temu. Dziewczynka, będąca pierwszą osobą, którą tu spotkał, miała być również ostatnią, jaką zobaczy. Kiedy, po miłym spacerze, dotarli do celu, przystanęła.
— Dalej nie mogę już iść. Robi się ciemno i muszę wracać do domu, bo mama da mi szlaban.
— W takim razie żegnaj — powiedział Harry, wyciągając rękę.
    Zamiast ją uścisnąć, podbiegła do niego i mocno przytuliła.
— Będę tęsknić — powiedziała cichym głosem. — Jak wrócisz tu za kilka lat, będę już pełnoletnia i będziesz mógł poprosić mnie o rękę.
    Potter parsknął w jej włosy oraz odstawił na ziemię. Otarła łzy rękawem, po czym odwróciła się, idąc w kierunku domu.
— Czekaj! — krzyknął, kiedy coś sobie uświadomił. Odwróciła się, a on zapytał. — Jak właściwie masz na imię?
    Roześmiała się i odpowiedziała, lecz on tego nie usłyszał, ponieważ nagle wszystko wokół niego pociemniało. Poczuł mocne szarpnięcie w górę, po czym jego stopy oderwały się od podłoża. Zamknął oczy, a gdy je otworzył był w lochu Salamandry. Jedna z czarodziejek krzątała się wokół niego, odłączając kabelki od maszyny.
— Witam z powrotem, panie Potter — uśmiechnęła się. — Udało się?
— Oczywiście — odpowiedział, wstając. — Skoro to było jedno z łatwiejszych wspomnień, to ciekawe, jakie są inne.
    Parsknęła, po czym oznajmiła, że mistrzyni Meredith czeka na niego w głównej sali. Poszedł tam oraz ujrzał Martina wraz z Kasparem, którzy właśnie wychodzili z pomieszczenia.
— Udało ci się? — Burrows stanął przed nim z rozanieloną miną. — Bo mnie tak, chociaż po tym, co przeżyłem już nigdy nie pojadę do Kornwalii.
— Co miałeś zrobić? — zapytał zaciekawiony Potter.
— Coś dziwnego napadało na ludzi w kornwalijskich lasach. Nie zrozumiałem tego dokładnie, ale trzeba było odprawić jeden rytuał. Z tym nie było problemu, gorzej ze zbieraniem jego składników. To było stresujące, szukać po lesie ziół oraz grzybów i mieć świadomość, że to coś chce cię ukatrupić.
— Co to było?
— Kamienny strażnik druidzkiego kręgu. Prawdziwy skalny olbrzym, mówię ci. A jaki skurczybyk był silny. Prawie się posikałem, gdy nagle wyskoczył mi zza drzewa. Dopiero po skończonej ceremonii zniknął.
— A ty, Martin?
— Bawiłem się w sędziego — odpowiedział tęgi chłopak, popijając colę. — Jakiś potwór pustoszył okoliczną wieś. Od zielarki, swoją drogą niezła babka, dowiedziałem się, że jej mieszkańcy mają kilka grzechów na sumieniu. Musiałem wskazać winnych zbrodni i wymierzyć karę. A ty, co miałeś?
— Podobnie jak u ciebie — odparł Gryfon, przecierając twarz. — Z tym że za przestępstwo już kogoś ukarano, a ja musiałem udowodnić jego niewinność. Okazało się, że jakiś fanatyk za bardzo kochał swojego przodka.
— Te zadania są naprawdę niesamowite — podsumował Kaspar z zadowoleniem. — Wiecie, gdy tu przybyłem, myślałem, że dadzą nam jakieś testy, ewentualnie krótki pojedynek, ale w życiu nie spodziewałem się czegoś takiego.
— Grunt, że przed nami jeszcze jedno, a potem odreagujemy — stwierdził Frillock ze znaczącym uśmieszkiem. — Idź do Meredith, Harry, bo jeszcze oblejesz przez spóźnienie. Zobaczymy się w pokoju.
    Potter kiwnął głową oraz wszedł do sali. Na jego widok mistrzyni uśmiechnęła się szeroko, po czym poprosiła, aby podszedł.
— Witaj, Harry — oświadczyła. — No i jak? Udało się?
    Kiwnął głową z radosnym uśmiechem.
— W takim razie powiedz, jaką nagrodę otrzymałeś i możesz dołączyć do przyjaciół.
— Naszyjnik z rubinami.
    Kobieta wstała oraz wyciągnęła dłoń.
— Panie Potter, oficjalnie gratuluję zaliczenia drugiego zadania. Salamandra nie tylko walczy z Voldemortem lub innymi szalonymi czarnoksiężnikami, lecz również pomaga innym ludziom. Czasami misje są niebezpieczne, czasami banalnie proste, a niektóre wydają się poniżej naszych ambicji, ale nigdy nie odmawiamy wsparcia tym, którzy nas o nią poproszą. Test mistrza Karrypto rozpocznie się za godzinę. Możesz odejść, aby chwilę odsapnąć i przygotować się do ostatniego sprawdzianu.
    Wybraniec pożegnał się i wyszedł z sali, zmierzając do pokoju, by dołączyć do kolegów. Z niecierpliwością oczekiwał następnego zadania, po którym, miał nadzieję, wreszcie zostanie członkiem Salamandry i będzie mógł aktywnie uczestniczyć w walce przeciw Lordowi Voldemortowi.
Mrs Black bajkowe-szablony