środa, 21 sierpnia 2019

Rozdział 30 „Hogsmeade, Gwardia i neutralne rozmowy"

12 komentarzy:

Wróciłem! :D Nie chcę, ale muszę się wytłumaczyć z tej długiej nieobecności. Nie będę ściemniał i mówił, że nie miałem czasu, byłem zajęty, Internet mi nie działał, tylko zgodnie z prawdą powiem, że tak długo mnie nie było, ponieważ najzwyczajniej w świecie straciłem i wene, i zapał do pisania tego opowiadania. Potrzebowałem naprawdę dłuższej chwili, aby odpocząć od Rodzeństwa Potterów i ogólnie od pisania. Tak więc zniknąłem z literackiej części Internetu, zająłem się pracą, rozrywkami i czekałem, aż te chęci wrócą. I wróciły, przynajmniej na jakiś czas i nie gwarantuje, że teraz już będzie tylko lepiej, bo tego nie wiem. Na razie jest dobrze i miejmy nadzieję, że ten stan rzeczy utrzyma się długi czas :) Prawda jest też taka, że przez pracę mam bardzo mało czasu na pisanie, zazwyczaj w weekendy znajdę godzinkę lub dwie, więc rozdziały na pewno będą pojawiały się w dłuższych odstępach czasu :) Mam jednak nadzieję, że ktoś jeszcze tu zagląda i serdecznie zapraszam na 30 rozdział ;)  

PS   Rozdzialik krótki, oficjalnie pisany po to, aby kontynuować fabułę, nieoficjalnie po to, aby ponownie złapać ten pisarski rytm i rozruszać wyobraźnie :D





   Sobotni poranek przywitał wszystkich intensywną ulewą. Harry nie był z tego powodu zadowolony, ponieważ deszcz psuł jego plany, co do przebiegu dzisiejszego wypadu do Hogsmeade wraz z Ashley. Przeklinając w myślach ten niefortunny kaprys pogody, ubrał się i zszedł na śniadanie. W Wielkiej Sali siedziało raptem kilkoro uczniów. Harry zauważył Ashley i Hermionę, które pochylały się nad gazetą zawzięcie o czymś dyskutując. Gdy usiadł naprzeciwko, dziewczyny podniosły wzrok i przywitały się.

— Widziałeś? — zapytała Ashley, podsuwając mu gazetę pod nos.

   Harry od niechcenia wziął pismo i zerknął na dużą fotografię znajdującą się na okładce. Przedstawiała wysokiego mężczyznę z długimi brązowymi włosami i niezwykle poważnym wzrokiem. W prawej dłoni trzymał jakiś dokument, opatrzony jego podpisem oraz pieczęcią Ministerstwa Magii. Wielki nagłówek głosił:


Pierwszy krok ministra w walce z Sami-Wiecie-Kim!

   Wczoraj, w późnych godzinach wieczornych, minister magii podjął pierwsze czynności, które według niego mają znacznie osłabić pozycję Sami-Wiecie-Kogo. Charles Osbourne podpisał ustawę, według której każdy pracownik Ministerstwa Magii będzie musiał poddać się obowiązkowej kontroli polegającej między innymi na sprawdzeniu, czy dana osoba nie posiada Mrocznego Znaku lub nie ma rażącej kryminalnej przeszłości, która mogłaby być powiązana ze Śmierciożercami. Przepis ma wejść w życie w trybie natychmiastowym i już dzisiaj w godzinach popołudniowych pierwsze osoby zgłoszą się do gabinetu pana ministra. Nasz informator z najbliższego otoczenia Osbourne'a oświadczył, zastrzegając sobie anonimowość, że w najbliższych dniach kontrola zostanie rozszerzona na inne publiczne placówki w Anglii. Możemy się zatem spodziewać, że pracownicy Ministerstwa Magii niebawem zjawią się m.in. w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart lub w ściśle tajnym ośrodku szkoleniowym dla aurorów.

Komentarze po zatwierdzeniu ustawy str.3

Wywiad z Charlesem Osbournem str.6

Przewidywane dalsze kroki ministra str.8


   Harry skończył czytać i spojrzał na przyjaciółki. Wyczuł, że oczekują od niego jakiejś reakcji, toteż odchrząknął i powiedział:

— Według mnie to nie jest zły pomysł. Na pewno Osbourne w jeden wieczór zrobił więcej niż Knot przez kilka miesięcy.

— Masz rację — oświadczyła Hermiona. — Chociaż uważam, że minister popełnił olbrzymi błąd ogłaszając to w mediach. Przecież jeśli ktoś w Ministerstwie faktycznie jest powiązany z Voldemortem, to na pewno nie przyjdzie na kontrolę bez żadnego zabezpieczenia. Jeśli w ogóle na nią przyjdzie.

— Śmierciożercy mają swoje sposoby, aby nikt nie odkrył ich sekretów — powiedział Harry. — Na przykład taki Lucjusz Malfoy. Po upadku Voldemorta wmówił wszystkim, że był pod Imperiusem i pewnie sypnął groszem tu i ówdzie. Albo Barty Crouch pijący eliksir wielosokowy.

— To nie to samo — powiedziała Ashley, kręcąc głową. — Tym razem nie uda im się wywinąć. W wywiadzie Osbourne powiedział, że jeśli u kogoś zostanie ujawniony Mroczny Znak, to ta osoba natychmiast trafi do Azkabanu. Nawet nie będą się zastanawiać, czy przyjął go z własnej woli czy też nie. Nawet jeśli rzucą na niego zaklęcia maskujące to inspektorzy wiedzą, jak pokonać takie sztuczki.

— Obyś się nie myliła — oświadczył Harry, chociaż miał przeczucie, że to i tak nic nie da — Ja tam wolę nie ufać zbytnio Ministerstwu.

— Chcą to zrobić także w szkole — oświadczyła Hermiona. — Naprawdę sądzą, że Sami-Wiecie-Kto brałby w swoje szeregi dzieciaki?

    Wzrok Harry'ego automatycznie powędrował ku siedzącym przy stole Ślizgonów Malfoyowi i jego paczce. Draco zajęty był rozmową z Blaisem. Na moment uniósł wzrok i ich spojrzenia się skrzyżowały. Obaj przybrali na twarz wyraz pogardy i sztyletowali się wzrokiem. Przestali dopiero, kiedy Ron zajął miejsce obok Harry'ego. Rudzielec spojrzał na gazetę i pokiwał z aprobatą głową.

— Wreszcie zrobią porządek z tymi Śmierciożercami — oświadczył, sięgając po dzbanek z sokiem. — Mówiłem, że ten Osbourne lada chwila weźmie się do roboty. Chętnie spojrzę w oczy tej fretce, kiedy jego tatuś zacznie oglądać świat zza krat.

   Ron spojrzał mściwie w stronę Malfoya, który aktualnie pałaszował jajecznicę. Harry wzruszył ramionami i począł planować z Ashley ich wspólny wypad do Hogsmeade. Dziewczyna stawiała na tradycyjny wyskok do Trzech Mioteł oraz ewentualnie do sklepu Zonka. Harry odetchnął z ulgą na taki obrót spraw, gdyż podświadomie obawiał się, że Gryfonka mogłaby wymagać od niego jakiejś kreatywności. Jak widać Ashley nie była tym typem człowieka, który ciągle musi robić coś nowego. Wystarczyła jej rutyna, oczywiście o ile nie była piekielnie nudna.

   Po południu wszyscy uczniowie zebrali się przed głównym wejściem do zamku. Filch już stał na środku dziedzińca z jakimś dziwnym przyrządem w ręce i sprawdzał, czy nie próbują przemycić czegoś nielegalnego. Harry zmarszczył brwi widząc, jak woźny niezbyt delikatnie dźga Ashley czujnikiem, ale nic nie powiedział. Obok niego stał Snape i naprawdę nie zamierzał dostawać szlabanu za głupie awantury. Nie w tym dniu. Wreszcie mogli opuścić dziedziniec i wejść na kamienną dróżkę, prowadzącą wprost do wioski.

   Harry, Ashley, Ron, Hermiona i Cassie dobrze bawili się w swoim towarzystwie. Obładowani słodyczami z Miodowego Królestwa opowiadali sobie dowcipy, wygłupiali się i beztrosko spędzali czas. W pewnym momencie rozdzielili się. Harry poszedł z Ashley do Trzech Mioteł, natomiast Hermiona zaciągnęła Rona do małej księgarni na drugim rogu ulicy. Harry czuł się niezręcznie zostawiając siostrę samą sobie, ale z opresji wybawił go Jonathan, który ni stąd ni zowąd pojawił się przy nich. Zaofiarował się towarzyszyć dziewczynie, na co Harry uśmiechnął się lekko pod nosem. Od jakiegoś czasu zauważył, że przyjaciel Connora chce spędzać zdecydowanie za dużo czasu z Cassie. W tych okolicznościach było mu to na rękę, więc zgodził się, ale obiecał sobie, że będzie miał chłopaka na oku.

   Harry i Ashley siedzieli przy małym stoliku w Trzech Miotłach, popijając piwo kremowe. Rozmawiali o wszystkim i niczym. Harry wylewał swoją złość na Snape'a, a dziewczyna gorliwie mu wtórowała. W końcu kierunek rozmowy niespodziewanie zszedł na aktywność pozalekcyjną. Ashley chwaliła się, że zapisała się do klubu gargulkowego oraz czasami pomaga profesor Sprout przy pielęgnowaniu roślin w cieplarni. Harry jej nie przerywał, chociaż bardziej niż na jej słowach skupiał się na podziwianiu jej twarzy. Otrząsnął się, kiedy Ashley wzięła łyk kremowego piwa i zapytała:

— A ty co lubisz robić po lekcjach?

— Zazwyczaj uczę się nowych zaklęć lub odwiedzam Hagrida. W sumie wypadałoby się do niego wybrać.

— Hagrid to naprawdę porządny facet. — Ashley pokiwała głową. — Kilka razy wstawił się za mną u Snape'a. Tylko ta jego fascynacja niebezpiecznymi zwierzętami mnie przeraża.

— Tak, Hagrid ma zupełnie inną definicję domowego pupila niż my — odparł Harry, przypominając sobie Puszka i Aragoga.

— Nie lubię zwierząt — oświadczyła Ashley. — Jakoś nigdy za nimi nie przepadałam. Owszem, niektóre koty i psy są słodkie i w ogóle, ale to ciągłe wyprowadzanie ich, karmienie i pielęgnowanie nie jest dla mnie. Nie nadaję się do takich rzeczy.

   Harry zamiast odpowiedzieć upił łyk piwa. Po chwili milczenia Ashley zapytała od niechcenia:

— Masz jakiegoś nauczyciela? Czy sam ćwiczysz te zaklęcia?

— Przeważnie sam — odparł Harry. — Mam specjalną książkę i powoli odhaczam w niej rożne pozycje. Raz idzie mi dobrze, raz nieco gorzej.

— Skąd ta nagła zmiana? Hermiona kiedyś mi mówiła, że nauka do egzaminów zawsze wywoływała u ciebie mdłości już nie mówiąc o dobrowolnych ćwiczeniach.

— Pewne wydarzenia i osoby uświadomiły mi dobitnie, że zbyt długo polegałem na samym szczęściu. Trzeba było w końcu wziąć się za siebie.

— A mogę wiedzieć któż taki cię olśnił? To musi być ciekawa historia.

— W zasadzie widziałem go tylko jeden raz w życiu. Raczej już się nie spotkamy.

   Ashley chciała jeszcze o coś zapytać, ale przerwał jej głośny krzyk dobiegający z sąsiedniego stolika. Okazało się, że dwójka siedzących tam chłopaków o coś się pokłóciła. Mało brakowało, a skoczyliby sobie do gardeł, lecz madame Rosmerta prędko wyprosiła ich za drzwi. Mamrocząc pod nosem o gwałtowności współczesnej młodzieży chwilę patrzyła przez okno na wypadek, gdyby winowajcy chcieli wrócić do jej lokalu. Harry zapłacił za napoje i wraz z dziewczyną również opuścili gospodę. Reszta czasu w Hogsmeade minęła im na zwiedzaniu pobliskich sklepów.

***

   W czasie, kiedy Harry i Ashley miło spędzali czas w czarodziejskiej wiosce, Connor przebywał w gabinecie Albusa Dumbledore'a. Dyrektor ze spokojnym wyrazem twarzy słuchał szesnastolatka, który oświadczył, że w Noc Duchów będą musieli wrócić do Tytanu na uroczystości. Kiedy najstarszy Potter skończył, starzec pokiwał głową.

— Naturalnie, że nie będę miał nic przeciwko jeżeli na jedną noc nas opuścicie. Tradycję należy szanować zawsze i wszędzie.

— Następnego dnia wszyscy będą z powrotem na swoich posterunkach — zapewnił Connor.

— Rozumiem — odparł Dumbledore. — Cóż, prawdopodobieństwo, że akurat w tym dniu coś się wydarzy jest właściwie znikome, ale lepiej dmuchać na zimne. Poproszę członków Zakonu Feniksa, aby was zastąpili.

   Connor skinął głową, a kiedy Dumbledore pozwolił mu odejść, ukłonił się grzecznie i wyszedł. Po ciężkiej nocy jedyne o czym marzył to miękkie łóżko w swoim pokoju. Zmierzał tam szybkim krokiem, lecz nagle zatrzymał się raptownie, bowiem zauważył Grace, która siedziała na parapecie, czytając jakąś książkę. Ślizgonka wyczuła, że nie jest sama i podniosła wzrok. Rozpoznała Pottera i wesoło pomachała mu ręką, na co on odpowiedział podobnym gestem. Stanął obok niej i zapytał:

— Nie jesteś w Hogsmeade?

— Już tyle razy tam byłam, że raz mogę sobie odpuścić. W końcu ileż razy można oglądać te samy rzeczy na sklepowych półkach. Tu jest cisza i spokój, mogę w spokoju poczytać. A ty? Wracałeś od Dumbledore'a?

— Byłem powiadomić go, że w Noc Duchów będziemy musieli wrócić do siebie.

— Zostawiacie nas? — spytała Grace z ciekawością.

— Tylko na jedną noc — odparł Potter. — Potem znów będziecie musieli pokornie przyjmować od nas szlabany.

   Grace parsknęła śmiechem i schowała książkę do torby. Zsunęła się na ziemię oraz ruszyła z Connorem korytarzem. Przez chwilę żadne z nich się nie odzywało, aż w końcu dziewczyna przerwała milczenie.

— Jak obchodzicie Noc Duchów? Jeśli oczywiście nie jest to tajemnicą.

— Nie, nie jest. Na początku wydajemy coś w rodzaju przyjęcia dla wszystkich mieszkańców miasta. Każdy wspomina na nim swoich bliskich, którzy odeszli. Mimo tego, że są różne atrakcje, jak na przykład zabawy dla dzieci, pokazy i konkursy to i tak da się odczuć atmosferę smutku i przygnębienia. W końcu to dzień zmarłych. Na końcu przyjęcia puszczamy fajerwerki, które układają się w podobizny osób z naszego zgromadzenia, którzy wsławili się wielkimi czynami. I w zasadzie to koniec. Po zabawie ci, którzy mają na to ochotę udają się do specjalnej kapliczki położonej w górach za miastem. Zapalają tam gałązkę zerwaną z rosnącego nieopodal drzewa i przywołują duchy swoich bliskich.

— Przywołują duchy? — zapytała Grace marszcząc brwi.

— Tak. — Connor pokiwał głową. — Proszą ich o rady, opowiadają jak minął im rok, no ogólnie rozmawiają z nimi. Dzięki temu, hmmm, rytuałowi podnoszą się na duchu. Zdają sobie sprawę, że tak naprawdę nie stracili rodziny i przyjaciół na zawsze. W ten jeden dzień w roku mogą ponownie się z nimi spotkać i porozmawiać.

— Na czym polega ten rytuał?

— Jest bardzo posty. Przynosisz jakiś przedmiot należący do osoby, z która chcesz się zobaczyć, zapalasz gałązkę i skupiasz się na tym, aby ten ktoś przybył.

— Szkoda, że w Hogwarcie nie ma czegoś takiego — powiedziała Ślizgonka. — Chciałabym znów zobaczyć się z tatą. Został zabity parę lat temu.

— Przykro mi — Potter zerknął na nią kątem oka. — Pewnie jest ci ciężko.

— Wychowuje mnie babcia, ale nie mam z nią dobrego kontaktu. Zbyt wiele ode mnie wymaga.

   Connor nie próbował dociekać, co Grace miała na myśli. Podejrzewał też, że i tak dziewczyna nic by mu nie powiedziała. Nie był wybitnym znawcą psychologii, ale zdawał sobie sprawę, że ludzie niechętnie mówią o swoich problemach rodzinnych przed przyjaciółmi, a co dopiero przed obcymi. Chcąc zboczyć z niewygodnego tematu zapytał:

— Co czytałaś?

— Kupiłam w Esach i Floresach powieść historyczną. Coś na zrelaksowanie się.

— Nienawidzę książek, są długie, nudne i robią ludziom wodę z mózgu.

— No wiesz?! — oburzyła się dziewczyna. — To właśnie dzięki nim poznajemy otaczający nas świat.

— Poznajemy go dzięki naszym zmysłom i doświadczeniu. Książki są odrealnione, a niektórzy autorzy piszą o czymś, o czym wcale nie mają pojęcia.

— Każdy ma prawo do własnego zdania, ale uważam, że się mylisz.

   Zanim Connor zdążył odpowiedzieć, ktoś za ich plecami wykrzyczał imię Ślizgonki. Odwrócili się i zobaczyli Malcolma, który zmierzał ku nim szybkim krokiem. Potter westchnął w duchu i popatrzył na Grace, chcąc się pożegnać. Jeśli wcześniej miał podejrzenia, że między tą dwójką nie układa się dobrze, to teraz zyskał całkowitą pewność. Grace miała zniesmaczoną minę i wyraźnie nie cieszyła się z widoku swojego chłopaka. Malcolm tego nie zauważał lub nie chciał zauważyć. Zamiast tego przytulił Grace i musnął utami jej policzek mówiąc:

— Tutaj jesteś. Wszędzie cię szukam. Przyniosłem ci coś z Hogsmeade.

— Miło z twojej strony — odparła Grace obojętnym tonem. — Wybacz, jestem teraz trochę zajęta.

— Może jednak znalazłabyś chwilkę? Stęskniłem się za tobą.

— Na mnie już czas — wtrącił się Connor. — Nie będę wam przeszkadzał.

— Słuszna decyzja.

— Malcolm! — warknęła Grace trzepiąc go w ramię.

   Wzrokiem przeprosiła Pottera za zachowanie chłopaka. Connor pokręcił lekko głową i odszedł, zostawiając ich samych.

***

   Wreszcie odbyło się długo wyczekiwane przez wszystkich pierwsze spotkanie grupy Harry'ego. Razem z przyjaciółmi długo rozmyślał nad sensowną nazwą, aż w końcu wybór padł na Gwardię Dumbledore'a. Sam dyrektor zdawał się nie mieć nic przeciwko, chociaż zaciekawiony zapytał, skąd właściwie pomysł na użycie jego nazwiska. Harry nie czarował go w żaden sposób i prosto z mostu powiedział, że miał do wyboru albo to, albo Wojowników Pottera. Albus jedynie zachichotał po jego słowach i więcej nie poruszał tego tematu, pozwalając im funkcjonować w spokoju. Teraz wszyscy siedzieli na poduszkach w Pokoju Życzeń, patrząc na Harry'ego. Wybraniec był lekko zestresowany wizją przemowy do tylu ludzi jednocześnie, ale odetchnął głęboko i zaczął:

— Witajcie na pierwszym spotkaniu Gwardii Dumbledore'a. Zanim zaczniemy muszę wyjaśnić wam kilka rzeczy. Po pierwsze, to czego wszyscy się tu nauczymy przyda nam się nie tylko na lekcjach czy egzaminach, lecz również w życiu poza szkołą. Nie muszę wam mówić, co mam na myśli, prawda? To, czego się nauczycie, być może w przyszłości ocali wam życie. Po drugie, musicie wiedzieć, że nie tylko znajomość większej ilości czarów przesądzają o wygranym pojedynku. Ważna jest również siła fizyczna, dlatego każde spotkanie będziemy zaczynać od małej rozgrzewki. — Tu i ówdzie rozległy się niezadowolone pomruki, które szybko zostały uciszone. — I ostatnia sprawa. Wszystko, co będziemy tu robić ja umiem bardzo dobrze. Mówię to, abyście wiedzieli, że poświęcam dla was swój wolny czas, który mógłbym wykorzystać na coś innego, więc bardzo was proszę, abyście poważnie podchodzili do tych zajęć. Nie chcę sytuacji, gdy ktoś będzie sobie przychodził na spotkania kiedy mu się spodoba lub gdy nie będzie miał nic innego do roboty. Zawsze będę się starał tak dobierać terminy, aby wszyscy w tym czasie mogli bez przeszkód poświęcić te kilka godzin. To chyba wszystko, co miałem do powiedzenia. Macie jakieś pytania?

— A jeżeli ktoś naprawdę nie będzie mógł przyjść to co wtedy? — zapytał jakiś gruby Krukon w okularach.

— Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że nie będziecie żyć jedynie zebraniami Gwardii. Jeżeli ktoś będzie miał naprawdę ważny powód niech powie mi o tym przed spotkaniem.

— Jakich zaklęć będziemy się uczyć? Tych co będą na SUM-ach i owutemach?

— Przeważnie tak, chociaż nie ukrywam, że planuję również dodać coś od siebie.

   Nikt więcej się nie odezwał, więc Harry powiedział:

— Skoro nie ma dalszych pytań to zacznijmy. Dzisiaj chcę zobaczyć na jakim poziomie w ogóle jesteście. Dobierzcie się w pary. Zrobimy sobie małe pojedynki.

   Harry uważnie obserwował walczące pary. Czasami podchodził do pojedynczych osób i udzielał im cennych rad na temat postawy lub koncentracji wykorzystując wiedzę, jaką przekazał mu Aidan. Zauważył, że Hermiona radzi sobie całkiem nieźle, ale zbyt wolno reaguje na kontrataki, natomiast Ron całkiem sprytnie omija uroki, lecz ma problem ze zdecydowaną odpowiedzią na atak. Harry badawczo przypatrywał się Ashley, która bez przerwy zasypywała niską Puchonkę gradem uroków. Wybraniec z uznaniem patrzył na jej szybkie i zdecydowane ruchy. Przyszło mu na myśl, że nie on jeden ćwiczył poza Hogwartem. Ruchy dziewczyny były zbyt perfekcyjne, takiego czegoś nie uczą w szkole. Będzie musiał podpytać o to Gryfonkę przy następnej okazji.

   W drugim końcu sali wybuchł nagle głośny śmiech. Harry odwrócił się i zobaczył Zachariasza leżącego na ziemi. Stojąca nad nim Rosalie wskazywała na jego stopy i rechotała wniebogłosy. Kiedy Harry zobaczył, co tak rozbawiło grupkę sam o mało nie parsknął śmiechem. Na miejscu stóp Zachariasza pojawiły się lśniące końskie kopytka. Puchon był cały czerwony na twarzy i niemiłosiernie klął pod nosem. Harry jednym przeciwzaklęciem przywrócił jego nogom dawny wygląd. Spojrzał na Rosalie karcącym wzrokiem, ale nie skomentował tego w żaden sposób. Nie chciał, aby dziewczyna zauważyła, że nawet mu zaimponowała. Nie sądził, że będzie umiała rzucić jakiekolwiek zaklęcie transmutujące człowieka. Nawet on miał z tym poważne problemy. Stwierdził w duchu, że w Gwardii niektóre osoby mają naprawdę wielki potencjał. Są jak nieoszlifowane diamenty i był ciekaw, kto jeszcze posiada ukryty talent, który być może na tych spotkaniach w pełni wykiełkuje.

   Wreszcie Harry przerwał pojedynki i oznajmił, że to koniec na dzisiaj. Następnym razem przejdą już do nauki konkretnych zaklęć. Niestety nie umiał powiedzieć, kiedy ten następny raz będzie. Obiecał, że jeszcze w tym miesiącu postara się wszystko zorganizować. Podekscytowani uczniowie opuszczali Pokój Życzeń dziękując mu za wspaniałe zajęcia. Harry również był z siebie zadowolony. Może nie uważał, że perfekcyjnie i profesjonalnie poprowadził spotkanie, lecz nie sądził również, aby poszło mu fatalnie. Nieoczekiwanie ktoś wsunął mu rękę pod ramię. Spojrzał w bok i zobaczył uśmiechniętą Ashley.

— I jak było? Według mnie całkiem nieźle ci poszło.

— Też myślę, że nie było źle.

— A widzisz, niepotrzebnie tak się obawiałeś. Jeszcze trochę i profesor Carter nie będzie nam do niczego potrzebny.

   Harry roześmiał się i ruszył z Ashley korytarzem.

— Mogę cię o coś zapytać? — zapytał, patrząc na dziewczynę.

— Pewnie — odparła, pogwizdując pod nosem.

— Ćwiczyłaś zaklęcia gdzieś indziej niż tylko w szkole? Widziałem jak walczysz, wyglądało to tak, jakbyś robiła to od bardzo dawna.

— Cóż, jak w wakacje nie mam co robić to trenuję trochę z wujkiem, aby później w szkole mieć nieco luźniej. Zresztą nie jestem jedyna, która ma nauczyciela na boku.

— Co masz na myśli?

— Oj Harry, nie jestem idiotką. Wiem, że ty też nie nauczyłeś się wszystkiego sam. Nie chcesz to nie mów, ale nie wmawiaj mi, że całą wiedzę posiadasz jedynie z lekcji i książek.

— Cóż, masz rację. Jest ktoś, kto pomógł mi bardziej niż nauczyciele z Hogwartu.

— Stop! — Ashley podniosła rękę. — Nie chcę abyś poczuł się zobowiązany do zwierzeń przede mną. Masz prawo posiadać własne tajemnice.

    Harry był wdzięczny Ashley za te słowa. Doceniał to, że dziewczyna nie naciskała go w żaden sposób i rozumiała, że nie z każdym może dzielić się swoimi sekretami. Resztę drogi do pokoju wspólnego przebyli rozmawiając na zupełnie neutralne tematy.
Mrs Black bajkowe-szablony