środa, 6 stycznia 2021

Rozdział 38 „Niespodziewany gość”




Witajcie w Nowym Roku! Jak tam po świętach i Sylwestrze? Żyją? Popili? Pojedli? Pobawili się? Teraz zostało tylko zrzucić te wszystkie kilogramy, które się nazbierały :D Mam nadzieję, że ten rok będzie o wiele bardziej przyjemniejszy od tamtego, czego wszystkim Wam życzę :) Przybywam do Was z kolejnym rozdziałem, za którego sprawdzenie jak zawsze dziękuję 0_Maggie_0 

Zrobiłem mały rachunek i wyszło mi, że do końca tej części historii zostało mi około czternaście rozdziałów. Niestety, po skończeniu Rodzeństwa Potterów planuję zrobić sobie dłuższą przerwę, w czasie której będę zbierał siły na drugą część, ale bez obaw, nie porzucam historii. Wiem, że czasami przerwy między rozdziałami mogą sugerować, że porzuciłem historię, ale dopóki nie podam oficjalnego komunikatu, że planuje takie kroki, możecie spać spokojnie :D Ale nie ukrywam, że dłuższa przerwa od pisania dobrze mi zrobi :) 

Zapraszam do czytania i pisania komentarzy, które naprawdę motywują do dalszej pracy :)



    Następnego dnia Harry obudził się z ogromnym bólem głowy. Przeklinając siebie i wszystkich, którzy wczoraj namawiali go do picia, podniósł się do pozycji siedzącej. Przez chwilę tkwił tak bez ruchu, walcząc z wirującym obrazem. Wymacał swoją różdżkę oraz napełnił szklankę wodą. Wypił wszystko i odetchnął z ulgą, lecz to był szczyt jego możliwości. Ponownie opadł na poduszki z głośnym jękiem, czując, jak coś jeździ mu w żołądku. Kilkakrotnie powstrzymał odruch wymiotny. Ponownie się napił, mając nadzieję, że szybko mu przejdzie, ale nadal odczuwał dyskomfort. Nagle usłyszał rozbawiony głos:
— Nie powstrzymuj tego. Po wymiotach powinno ci się poprawić. Miskę masz po prawej.
    Potter postanowił skorzystać z rady tajemniczego głosu, więc przechylił się w prawo. Gwałtowny ruch sprawił, że jego żołądek postanowił wreszcie zwrócić to, co w siebie wlał poprzedniego dnia. Po wszystkim opadł na łóżko, czując się odrobinę lepiej. Głowa nadal go bolała, ale mógł się skupić na otoczeniu. Rozejrzał się i zobaczył mistrza Dartana, opierającego się o ścianę. Z ulgą przyjął to, że nie był zły, co najwyżej zdegustowany tym, co zobaczył.
— Chyba przeceniłem wasz zdrowy rozsądek — stwierdził, rozglądając się po pomieszczeniu. — Ale syf. — Podsumował z westchnieniem.
— Wszystko przez to goblińskie wino — mruknął cicho Harry. Przynajmniej tak mu się wydawało, dopóki nie usłyszał odpowiedzi mistrza.
— Dobraliście się do naszych zapasów? Ile wzięliście?
— Nie pamiętam — odrzekł zgodnie z prawdą. — Nie pytaj mnie o nic. Nie jestem w stanie odpowiadać na pytania bez pogrążania siebie i pozostałych.
    Dartan parsknął śmiechem.
— Niedługo planujemy odesłać was z powrotem, więc radzę wam się ogarnąć. A, byłbym zapomniał. Mam dla ciebie mały prezent.
    W następnej chwili Harry poczuł, jak coś zimnego spada na jego ciało. Wrzasnął i wyskoczył z łóżka, na którym znajdowała się teraz pokaźna kupka śniegu.
— Zemsta za wczoraj — zarechotał złośliwie Dartan, po czym wyszedł z pokoju.
    Klnąc pod nosem, Potter wysuszył łóżko i rozejrzał się nieprzytomnie. Wciąż lekko kręciło mu się w głowie, lecz niespodziewane zimno odrobinę go otrzeźwiło. Westchnął ciężko i skierował się do łazienki, patrząc przelotnie na zegar. Rozszerzył oczy, widząc, że dochodzi czternasta. W toalecie z niedowierzaniem oglądał siebie w lustrze. Wyglądał fatalnie. Przekrwione oczy oraz blada cera sprawiały, że przypominał wampira. Wziął szybki prysznic i ubrał swoje ciuchy. Postanowił obudzić swoich przyjaciół, więc skierował się do ich pokoi. Kaspar leżał na wznak, wciąż w habicie, i tylko głośne chrapanie było dowodem na to, że wciąż żyje. Wybraniec podszedł do niego i lekko nim potrząsnął. Burrows mruknął coś niezrozumiałego i odwrócił się na bok, więc Gryfon szturchnął go mocniej.
— Cooo?! — wymamrotał z oburzeniem.
— Wstawaj — szepnął Harry. — Już po południu.
— Mam to gdzieś — odparł chłopak, drapiąc się po pośladku. — Nigdzie się stąd nie ruszam.
— Albo zwleczesz się z łóżka, albo będziesz miał niezapowiedzianą kąpiel — zagroził Potter, wyciągając różdżkę.
— Pieprzony sadysta — burknął pod nosem Kaspar, powoli siadając na łóżku. Spojrzał żałośnie na Wybrańca. — Dlaczego się obudziłem, a mam wrażenie, jakbym zmartwychwstał?
    Gryfon parsknął śmiechem.
— Mam to samo — zapewnił przyjaciela.
— O rany — jęknął Burrows, gdy już wstał. — Czuje się, jakbym przed chwilą zszedł z karuzeli. Nigdy więcej się tak nie schlam.
— Bo ci uwierzę — prychnął Harry, opadając na fotel. — Idź się ogarnąć, poczekam tu na ciebie.
    Mrucząc coś pod nosem, skierował się do łazienki. Minęło prawie pół godziny, a Kaspar wciąż nie wracał. Potter był lekko zaniepokojony, więc zapukał do drzwi toalety. Nie było żadnej odpowiedzi, dlatego wsunął się do środka. To, co tam zobaczył, sprawiło, że był rozbawiony i wkurzony jednocześnie. Otóż Burrows najwyraźniej nie miał zamiaru poddać się tak łatwo i teraz siedział na sedesie, podpierając polik na dłoni oraz drzemał. Harry szturchnął go nogą, na co podskoczył jak oparzony i spojrzał na przyjaciela z wyrzutem.
— No przecież się kąpie, daj mi chwilę!
— Właśnie widzę — prychnął Wybraniec. — Od kiedy myjesz się w sedesie?
— Jesteś upierdliwy jak moja mama — stęknął Kaspar i machnął różdżką, napełniając wannę. — Nie dasz człowiekowi chwili spokoju, dopóki nie zrobi tego, czego chcesz.
— Idę budzić Martina. — Harry nie zamierzał wchodzić z nim w zbędne dyskusje. — A ty lepiej się wykąp, bo jak wpadnie tu mistrz Karrypto będziesz miał przechlapane.
— E tam. — Machnął lekceważąco ręką. — Nic mi nie zrobi.
    Gryfon wzruszył ramionami oraz poszedł do pokoju drugiego przyjaciela. Tu nie musiał się męczyć, ponieważ Martin był już umyty i właśnie przebierał się w czyste ubrania. Spojrzał na Harry’ego i podniósł rękę w geście przywitania.
— Cześć — powiedział, wkładając sweter. — Wyspany?
— Czuje się okropnie, ale można przeżyć. A ty jak tam?
— Jak widzisz. Na szczęście tym razem nie mam kaca, więc nie narzekam.
— Szczęściarz — mruknął Harry i rozejrzał się po pomieszczeniu. — Już spakowany?
— Tak, mam zamiar wyjechać natychmiast po obiedzie. Muszę jeszcze zrobić prace domowe.
— Jak myślisz, kiedy znowu się spotkamy?
— Nie wiem. — Chłopak wzruszył ramionami. — Być może wezwą nas na jakieś zadanie. No i może w przyszłym roku przepiszę się do Hogwartu.
    Kiedy Martin skończył przygotowania, skierowali się na obiad, po drodze zgarniając Kaspara. Pozostali uczniowie byli już obecni. Sądząc po ich minach, wielu odczuwało skutki wczorajszej zabawy. Jedynie mistrzowie wyglądali całkowicie zdrowo i z rozbawieniem zerkali na młodzież. Aidan, już bez ręki na temblaku, pomachał im na przywitanie. Zajęli miejsca przy stole, przystępując do posiłku. Nagle stanął przed nimi Dartan, wraz z Karrypto. Podali im kawałki pergaminu.
— Zrobiliśmy małą inwentaryzację i odkryliśmy, że brakuje nam ośmiu butelek goblińskiego wina. Jedna flaszka kosztuje pięćdziesiąt galeonów, więc jesteście nam winni całkiem pokaźną sumkę. Potrącimy wam z pensji.
— Pensji? — zapytał zdziwiony Harry.
— Członkowie Salamandry dostają od nas miesięczne wynagrodzenie w wysokości stu pięćdziesięciu galeonów. Wpłacane na wasze konta w bankach.
— Super! — krzyknął podekscytowany Kaspar. — Moja pierwsza praca!
— I jedyna, patrząc na twoje oceny w szkole — zażartował Martin.
    Chłopak zbył go machnięciem ręki oraz zabrał się do jedzenia. Po obiedzie wrócili do swoich pokoi, aby przygotować się na powrót do domów. Harry’emu ciężko było rozstać się z przyjaciółmi, ale rozumiał, że nic nie może na to poradzić. Kiedy wszyscy zebrali się w głównym holu, podszedł do nich mistrz Karrypto, który rozdał im po jednej kwadratowej monecie.
— Noście je zawsze przy sobie. Kiedy będziemy was potrzebować, zaczną się rozgrzewać. Możecie już iść. Potter, ty chodź ze mną.
    Harry pożegnał się z Martinem oraz Kasparem, po czym udał się za mistrzem. Kolejny raz znalazł się w dobrze mu znanej sali, w której krążył duch Ejnara. Mężczyzna uśmiechnął się do niego i powiedział:
— Karrypto przekazał mi dobre wiadomości. Cieszę się, że udało ci się zaliczyć egzaminy. Zyskaliśmy cennego sprzymierzeńca.
— Dziękuję — odparł Potter, nieco speszony.
— Czy mógłbyś zostawić nas samych? Chciałbym jeszcze porozmawiać z Harrym na osobności. — Ejnar zwrócił się do mężczyzny.
    Czarodziej skinął głową, pożegnał Gryfona i zniknął im z oczu. Duch przez chwilę patrzył na drzwi, a potem zwrócił się do Harry’ego z poważnym wyrazem twarzy.
— Wydaje mi się, że nadszedł już czas, abyś poważnie zaczął myśleć o przyszłości, chłopcze — zaczął, patrząc mu w oczy. — Musisz wreszcie przestać pozwalać innym wykonywać całą pracę. Zbliża się wojna, a stawką może być cały świat. SIły Voldemorta oraz mojego ojca rosną z każdym dniem. Wkrótce będą gotowi, aby zaatakować. Potrzebujesz większej ilości sojuszników.
— Jak mam ich pozyskać? Mam tylko piętnaście lat, nikt nie potraktuje mnie poważnie.
— Przede wszystkim musisz wreszcie w siebie uwierzyć. Przestań ukrywać się za plecami innych i podejmij działania. Rozmawiaj z ludźmi, nawiązuj przyjaźnie, spraw, aby nabrali do ciebie zaufania. Po szkoleniu u nas umiesz znacznie więcej niż twoi rówieśnicy w Hogwarcie, a inni zawsze podążają za najsilniejszym. Nie bój się walczyć o swoje zdanie, nawet jeśli konsekwencje będą opłakane. Dzisiaj przestałeś być chłopcem, a stałeś się mężczyzną. Zachowaj się jak facet i weź sprawy w swoje ręce albo wszystko, co robimy, nie ma sensu. Jesteś dziedzicem mojej mocy, a to do czegoś zobowiązuje. Powiem ci teraz, co powinieneś zrobić, ale sposób wykonania zostawiam tobie.
    Harry kiwnął głową, słuchając.
— Powinieneś przekonać do walki jak największą liczbę mieszkańców tego świata. Nie mówię tylko o ludziach, ale o wszystkich gatunkach, zamieszkujących tę planetę. Na Voldemorta wystarczą członkowie Zakonu, aurorzy i inni, lecz mój ojciec jedynie uśmiechnie się z politowaniem. Tylko wszystkie rasy, stojące ramię w ramię po jednej stronie, mają szansę odeprzeć niebezpieczeństwo. Wiem, że wszyscy są skupieni na Czarnym Panie, ale ty musisz patrzeć szerzej. Silvestro na razie siedzi cicho i jedynie przygląda się wydarzeniom, lecz to nie znaczy, że nic nie robi. Potajemnie wciąż poszerza swoją armię, hodując w swoim laboratorium coraz to nowsze, plugawsze istoty. Jego szeregi stale się powiększają, zachęcone fałszywymi obrazami idyllicznej rzeczywistości, którą im ofiaruje. Dopóki nie odzyska swojej magii, jesteśmy bezpieczni, lecz gdy mu się uda, niemal nic nie będzie w stanie go powstrzymać.
    Ejnar poprowadził Harry’ego przez małe drzwi na końcu sali. Znaleźli się w okrągłej komnacie, pośrodku której stał olbrzymi posąg, przedstawiający młodego mężczyznę z lewą dłonią wyciągniętą w taki sposób, jakby kogoś zatrzymywał. W prawej znajdowała się gruba księga.
— To ja — oświadczył duch. — Wewnątrz posągu ukryty jest fragment bursztynu, w którym zamknięta jest część mocy mojego ojca. Drugi jest u Cieni, a trzeci do niedawna mieli ludzie mojej siostry. Niestety Silvestro zdołał go zdobyć. Na szczęście jest bezużyteczny bez pozostałych dwóch. Dopiero po skompletowaniu całego kamienia przestanie być charłakiem i odzyska moc. Musisz chronić go ze wszystkich sił, ponieważ ten kamyk jest zgubą dla wszystkiego, co żywe.
— Podobno doktor jest nieśmiertelny. Mówiłeś, że przetrwał kilka tysięcy lat. Jak mamy go pokonać?
— Rozwiązaniem tego problemu zajmuje się Eladriela. Ty masz zebrać armię, która stanie do walki z jego legionami. Przekonaj gobliny i czarodziejów, aby odrzucili wzajemną niechęć oraz zaczęli współpracować. Daj do zrozumienia centaurom, że ich niechęć do człowieka jest zabójcza dla świata. Powtórzę, tylko razem macie jakąkolwiek szansę na przetrwanie. Jeżeli to wszystko ci się uda, kwestia Voldemorta będzie tylko drobną przeszkodą. Możesz mieć wątpliwości, ale na górze istnieje siła, która pragnie, byście przetrwali. Da ci okazję do zrealizowania tego wszystkiego, musisz tylko ją rozpoznać oraz właściwie z niej skorzystać.
    Harry był przytłoczony tymi wszystkimi informacjami. W jednej chwili dostał zadanie przeprowadzenia rewolucji na skalę światową. Nie miał bladego pojęcia, jak się do tego zabrać, a jego wiek stanowił dodatkową przeszkodę. Żaden szanujący się gobliński wódz nie poświęci nastolatkowi uwagi. Żadna armia świata nie uczyni dziecka swoim liderem. Postanowił jednak spróbować, w głębi duszy wiedząc, że to jedyna szansa, aby mógł wreszcie normalnie żyć. Popatrzył na Ejnara i skinął głową z ciężkim westchnieniem.
— Jestem pewien, że sobie poradzisz. I nie musisz robić wszystkiego sam, jeśli będzie okazja, skorzystaj z pomocy przyjaciół. A teraz czas, abyś wracał. Do zobaczenia, Harry!
    Mężczyzna zostawił go samego. Potter przez chwilę patrzył na posąg swojego mistrza, a potem wyszedł z komnaty i skierował się do portalu, który miał zabrać go do Hogwartu.


***


    Harry stanął przed portretem Grubej Damy i podał hasło. Ledwo przeszedł przez próg, kiedy podbiegła do niego Ashley i chwyciła za rękę, mówiąc:
— Chodźmy stąd! Szybko!
    Nim zdołał zareagować, pociągnęła go do wyjścia. Zdążył jeszcze usłyszeć wrzask Hermiony:
— Jak mogłeś coś takiego powiedzieć, Ronald! Zachowałeś się jak gówniarz! Zawsze wiedziałam, że daleko ci do dżentelmena, ale tym razem przeszedłeś samego siebie! Jak mogłeś?!
    Zeszli dwa piętra, zatrzymując się dopiero na korytarzu. Usiedli na jednej z ławek, a Harry zapytał:
— Co to było?
— Ron pocałował Hermionę — odparła dziewczyna, a Potter rozszerzył oczy z niedowierzaniem. — Siedzieli na kanapie i całowali się, nie wiedząc co się dookoła nich dzieje. Potem przestali, a on wydawał się zmieszany. Każdy zaczął klaskać i wtedy ten kretyn palnął, że nie powinien tego robić i był to wielki błąd z jego strony. Granger dostała szału. Zaczęła na niego wrzeszczeć, zresztą sam słyszałeś. Wszyscy uciekli z pokoju wspólnego.
    Wybraniec pokręcił głową z politowaniem. Zaczął współczuć Ronowi, ponieważ doskonale zdawał sobie sprawę, że wściekła Hermiona bywa nieobliczalna. Nie rozumiał, jak przyjaciel mógł zrobić coś tak głupiego. Czy on nie ma instynktu samozachowawczego? Nagle poczuł usta Ashley na policzku.
— Gdzie byłeś?
— Musiałem coś załatwić — odpowiedział, nie patrząc jej w oczy.
— Co robimy? Nie chcę na razie tam wracać. Hermiona pewnie długo nie skończy.
— W takim razie chodźmy na spacer.
    Kręcili się po zamku, rozmawiając na błahe tematy. Dobrze się bawili, wzajemnie sobie dogryzając, a nawet pokusili się na zrobienie małego figla Filchowi, który ścigał ich aż do sali wejściowej, a oni ze śmiechem wybiegli na zewnątrz oraz skryli się za krzewami na błoniach. Woźny stanął przed wejściem i rozglądał się czujnie, ale z tej odległości nie miał szans, by ich zobaczyć. Wreszcie przeklął siarczyście i wrócił do środka. Harry spojrzał na zarumienioną twarz Ashley:
— Nie sądziłem, że ten skurczybyk jest taki szybki — wysapał z rozbawieniem.
— Nie wygląda na takiego — potwierdziła Gryfonka.
    Słońce powoli chowało się za horyzontem, pozostawiając na niebie pomarańczową poświatę. Dwójka nastolatków nadal kryła się za krzewem, patrząc sobie w oczy, a napięcie między nimi stopniowo rosło. Wreszcie Harry przełamał się i powoli zbliżył do dziewczyny. Złożył na jej ustach delikatny pocałunek, który z radością odwzajemniła. Zarzuciła mu ręce na szyje oraz przywarła do niego.
— Jak też zaraz wypalisz, że to był błąd, to od dzisiaj będziesz spał pod tym krzakiem, przykryty ziemią — zagroziła żartobliwie, gdy oderwali się od siebie, aby złapać oddech.
— Nigdy w życiu — oświadczył i ponowił pocałunek.
    Całowali się, nieświadomi, że od jakiegoś czasu krople deszczu moczą im ubrania. Z pewnością staliby tak jeszcze dłużej, lecz nagle przerwał im zszokowany głos:
— HARRY!
    Oboje odwrócili się błyskawicznie i ujrzeli Hagrida, stojącego na skraju Zakazanego Lasu z Kłem u nogi.
— Cześć — przywitał się radośnie Harry. — Co u ciebie… Hagridzie? — zapytał niepewnie, patrząc na gajowego.
    Twarz olbrzyma przybrała odcień purpury, a oczy zwęziły się niebezpiecznie. Dyszał ciężko, zaciskając pięści i patrzył na nich z wyraźną wściekłością na twarzy.
— Jak mogłeś?! — ryknął w stronę Pottera.
    Ashley drgnęła nerwowo i schowała za Harry’ego. Potter również wpatrywał się w przyjaciela całkowicie zdezorientowany. Hagrid wyglądał, jakby chciał ich rozszarpać na miejscu.
— Nie spodziewałem się, że jesteś do tego zdolny! — krzyczał w stronę Wybrańca z wyraźną pretensją w głosie. — Kto jak kto, ale ty?!
— Hagridzie, o co ci chodzi? — zapytał niepewnie chłopak. — Tylko się całowaliśmy.
— I jeszcze mówisz o tym bez żadnych wyrzutów! — Łzy ciekły po jego twarzy, znikając w gęstej brodzie. — Zawiodłem się na tobie, Potter!
    Odwrócił się na pięcie i odszedł. Harry zobaczył, jak wchodzi do swojej chatki oraz znika w środku, z hukiem zatrzaskując drzwi. Chłopak tkwił w miejscu kompletnie otumaniony zaistniałą sytuacją. Po kilku minutach otrząsnął się, po czym spojrzał na swoją dziewczynę, która również stała jak zaklęta z szeroko otwartymi oczami.
— Przepraszam cię — powiedział Harry i musnął ustami jej wargi. — Chyba muszę sobie z nim coś wyjaśnić.
— Jasne, idź — odparła, wciąż w szoku. — Będę czekała w pokoju wspólnym.
    Gryfon pognał do chatki gajowego i załomotał w drzwi. Hagrid otworzył i warknął w stronę Pottera.
— Czego chcesz?!
— Czy możesz mi powiedzieć, co to miało znaczyć? — zapytał chłopak, bezceremonialnie pakując mu się do izby. — Co ja takiego zrobiłem?
— Jeszcze się pytasz?! Myślisz pewnie, że to nic wielkiego, tak?! Zwykły pocałunek!
— Tak właśnie było — odparł Potter. — Czy możesz przestać się na mnie wydzierać i powiedzieć, co cię tak oburzyło? Jak mizdrzyłeś się z Madame Maxime w zeszłym roku, to nie robiłem ci scen.
— Gryffindor traci piętnaście punktów! — ryknął Hagrid i z hukiem otworzył drzwi. — A jeśli natychmiast nie opuścisz mojej chaty, zarobisz szlaban! Nie będę gościł w mojej chacie kogoś, kto tak bezczelnie łamie serce mojej dziewczynce!
    Harry rozszerzył oczy. O jakiej dziewczynie on mówi? Zaczynał podejrzewać, że Hagrid najadł się czegoś w Zakazanym Lesie.
— Powiedz spokojnie, o co ci chodzi. To z pewnością jakieś nieporozumienie.
— Nieporozumienie, dobre sobie — prychnął Hagrid. — Złamałeś serce mojej małej dziewczynce.
— O kim ty do cholery mówisz?
— O Rosalie! — warknął olbrzym, a Harry’ego wmurowało w podłogę. — Mówiliście, że jesteście razem. A teraz widzę, jak całujesz inną za jej plecami! Wiesz, jaka to wrażliwa i delikatna dziewczyna?! Pękłoby jej serce, gdyby się dowiedziała, co zrobiłeś!
    Harry był w takim szoku, że aż usiadł na krześle. Zupełnie nie wiedział, jak ma się teraz zachować. Ja i ta wiedźma razem? Rosalie to wrażliwa i delikatna dziewczyna? I nagle w jego umyśle coś się rozjaśniło. Faktycznie, kiedyś Hagrid przyłapał ich kłócących się oraz wydawał się mocno poruszony tym faktem. Aby go udobruchać, powiedziała, że są dobrymi przyjaciółmi i być może kiedyś zostaną parą. Wygląda na to, że gajowy mocno wziął sobie do serca jej słowa. A teraz był na niego wściekły, bo z jego perspektywy wyglądało to tak, jakby ją zdradzał. Potter poczuł gwałtowny przypływ wściekłości na Krukonkę. Dlaczego przez jej kłamstwo ma ucierpieć jego relacja z przyjacielem? Musiał to jak najszybciej wyjaśnić.
— Hagridzie, to naprawdę gigantyczne nieporozumienie — zaczął łagodnie. — Proszę cię, usiądź. Wszystko ci wyjaśnię.
    Z oblicza gajowego zniknęła wszelka złość, ustępując miejsca żalowi. Zalał się łzami oraz ciężko opadł na drugie krzesło. Ukrył twarz w dłoniach i zaszlochał.
— Ja naprawdę myślałem, że między wami wszystko dobrze się układa — zaszlochał spazmatycznie. — Jak tylko ją poznałem, wiedziałem, że ty i ona świetnie się ze sobą dogadacie. Jesteście tacy podobni. Oboje, bidulki, mieliście kiepskie relacje z rodzinami. Dwa samotniki, które szukają swojego miejsca na świecie. Potem ty znalazłeś Rona i Hermionę, a ona dalej była sama jak ten kołek. Myślałem, że wspólna przeszłość pozwoli wam lepiej się zrozumieć. Nawet nie wiesz, jaki byłem szczęśliwy, gdy spotkałem was na tym korytarzu. Pomyślałem sobie, że dwójka moich ulubionych uczniów wreszcie się ze sobą spiknęła. Myślałem, że kłóciliście się o jakąś bzdurę, jak to czasami bywa w związkach. Tak wam kibicowałem, dzieciaki. — Wyciągnął gigantyczną serwetkę oraz wydmuchał hałaśliwie nos. — A teraz widzę, że to wszystko było kłamstwem! Dlaczego nie przyszliście z tym do mnie? Przecież mogliście mi powiedzieć, że coś między wami zaczyna się psuć. Pomógłbym, poradził lub porozmawiał z wami i wspólnie na pewno doszlibyśmy do jakiegoś kompromisu. A teraz? Co teraz z wami będzie?
    Hagrid całkowicie się rozkleił. Harry nie miał serca, by po tej przemowie brutalnie rzucić mu w twarz, że nienawidzi dziewczyny i jedyne, o czym marzy, widząc ją, to wbicie jej plastikowego noża między oczy. Przeklinając w myślach Rosalie i naiwność gajowego oświadczył.
— Hagridzie, między mną a Rosalie nic się nie dzieje — powiedział wbrew sobie. — Fakt, mieliśmy ostatnio mały kryzys, ale wszystko jest w porządku. Naprawdę uważam, że to miła, pogodna oraz cudowna dziewczyna. — Harry pomyślał, że już dawno powinien paść rażony gromem za tak wierutne kłamstwa.
— Na-naprawdę? — załkał olbrzym, podnosząc głowę. — Naprawdę tak myślisz?
— Naprawdę — potwierdził, a potem rozszerzył oczy, ponieważ gdzieś w oddali rozległ się grzmot.
— A ta dziewczyna, z którą cię widziałem?
— To był… — Gryfon zająknął się. — To był tylko przyjacielski pocałunek. Odrobinę wymknął się spod kontroli.
    Oblicze Hagrida powoli się rozjaśniało, w przeciwieństwie do Pottera, który chyba jeszcze nigdy nie czuł do siebie takiego obrzydzenia. Jednak gajowy był jego pierwszym prawdziwym przyjacielem i dla niego mógł nawet skłamać o swoich uczuciach do Ashley. Nagle olbrzym wziął go w objęcia i mocno uścisnął, aż zagruchotały mu wszystkie kości.
— Mój kochany chłopcze! — załkał, a Gryfon zaczął walić go pięścią w ramię, gdyż brakowało mu tchu. — Zawsze wiedziałem, że jesteś swój chłop! Przepraszam za to, co powiedziałem, ale byłem tak zdenerwowany, jak nigdy przedtem! — Puścił go, a potem popatrzył na niego poważnie. — Skoro mówisz, że ten pocałunek nic nie znaczył, nie wspomnę o nim Rosalie. Mam nadzieję, że nigdy więcej tego nie zrobisz, co?
    Harry milczał. Nie chciał przesadzać w swoich zapewnieniach, tym bardziej że grzmoty były coraz bliżej. Zamiast tego zręcznie zmienił temat, zagadując olbrzyma na neutralne tematy. Przesiedział u niego godzinę, aż wreszcie stwierdził, że musi wracać, gdyż robi się późno. Ulewa rozszalała się na dobre, gdy wracał do zamku, zastanawiając się, jak do cholery ma się z tego wykaraskać. I jak ma teraz spojrzeć Ashley w oczy?


***


    Listopad minął bardzo szybko. Lekcje były coraz trudniejsze, a nauczyciele z każdym dniem stawali się coraz bardziej bezlitośni. Na wszelkie protesty uczniów piątych klas odpowiadali, że to rok ich SUM-ów, dlatego muszą jak najczęściej ćwiczyć materiał. Hermiona całe dnie spędzała w książkach, zachęcając przyjaciół, aby robili to samo. Ron, mimo zmiany swojego podejścia do nauki, nie miał zamiaru poświęcać jej całego swojego czasu, a Harry większość materiału opanował u Salamandry, więc oboje wymigiwali się od siedzenia w bibliotece tak często, jak tylko się dało.
    Poza murami Hogwartu sytuacja zaczęła się zmieniać. Po długim czasie bezczynności Voldemort dał w końcu o sobie znać, atakując jedną z mugolskich wiosek. Jednak nie wszystko przebiegło po jego myśli, ponieważ aurorzy z Ministerstwa Magii zareagowali dostatecznie szybko i kilku kluczowych zwolenników Czarnego Pana trafiło do Azkabanu. Wśród nich byli Dołohow, Rookwood, Yaxley oraz Greyback. Następnego dnia w Proroku pojawiła się wiadomość, że cała czwórka została skazana na pocałunek dementora. Ten incydent wywołał ogólną radość w czarodziejskiej społeczności i jeszcze bardziej umocnił pozycję Charlesa Osbourna. W Proroku Codziennym i innych mediach nie brakowało głosów, że ministrem jest wreszcie ktoś kompetentny i skuteczny.
    Harry bardziej skupiał się na GD. Doszedł do wniosku, że ostatnio trochę zaniedbał swoją grupę, toteż postanowił, że przed świętami zrobi tyle spotkań, ile tylko się da. Wszyscy członkowie Gwardii robili wielkie postępy, więc Wybraniec stwierdził, że zacznie ich uczyć kilku zaklęć, które poznał od Aidana. Wybierał je ostrożnie, tak aby Hermiona nie nabrała podejrzeń, a gdy zapytywała je o nie, mówił, że zna je z książki, którą dostał od Connora. Starszy Potter, znając tajemnicę brata, potwierdził to, rzucając mu rozbawione spojrzenie. Ciekawość przyjaciółki została chwilowo uśpiona, lecz Gryfon musiał się mieć na baczności.
    Związek z Ashley rozkwitał z każdym dniem. Wybraniec, dręczony wyrzutami sumienia po swojej rozmowie z Hagridem, przyznał się do wszystkiego dziewczynie. Oczekiwał, że pośle go do diabła, lecz jej reakcja była całkowicie odmienna. Oczywiście było jej przykro z tego powodu, lecz zdążyła już zorientować się w jego relacjach z gajowym i po długiej rozmowie zrozumiała, że nie mógł postąpić inaczej. Mimo wszystko Wybraniec musiał ją zapewniać, że niczego nie czuje do Rosalie. Uzgodnili, że na razie nie będą afiszować się ze swoim związkiem. Od tej pory spotykali się w tajemnicy, a na korytarzach udawali przyjaciół. Jedynie mała grupka ich znajomych znała całą prawdę.
    Harry przechadzał się właśnie między grupami ćwiczących uczniów. Opracowywali zaklęcie boksera, klątwę, która ogłuszała przeciwnika i zadawała mu ból. Co jakiś czas przystawał obok pojedynczych osób, wskazując jakie błędy popełniają. Wybraniec uśmiechał się zadowolony, omiatając wzrokiem Pokój Życzeń. Jeśli na początku był sceptycznie nastawiony do pomysłu uczenia innych, to teraz wszystkie wątpliwości wyparowały z jego głowy. Czuł dumę, patrząc na swoich kolegów i koleżanki, którzy trenowali razem, nie przejmując się podziałami na domy. Członkowie Gwardii również szybko zaakceptowali go w roli lidera i czasem żartobliwie nazywali go kapitanem lub dowódcą. Nagle usłyszał głos Ashley po swojej prawej stronie:
— Jeszcze trochę, a pękną ci usta od tego uśmiechu.
    Harry spojrzał na nią i objął ją ramieniem.
— Po prostu nie spodziewałem się, że wszystko może tak dobrze się ułożyć — oświadczył. — Spójrz na nich. Każdy ćwiczy w pocie czoła. Widać, żę chcą się czegoś nauczyć oraz widzą w Gwardii nadzieję na przeżycie tej wojny. Ja też czuję, że mam większe szanse niż kiedykolwiek wcześniej.
— Naprawdę? — Gryfonka spojrzała na niego zaciekawiona. — Coś ważnego wpłynęło na twoje nastawienie?
— Poznałem kilku ludzi, którzy pokazali mi, że nie jestem całkowicie bezbronny — odparł. — Nic więcej nie mogę powiedzieć.
— To znaczy, że ktoś szkolił cię po kryjomu? — zapytała z szeroko otwartymi oczami. — To stąd znasz te wszystkie zaklęcia? Brat?
— Nie, nie on. Ktoś zupełnie inny. Wybacz, ale obiecałem, że nic nie powiem.
— W porządku — odpowiedziała dziewczyna. — W zasadzie to chyba lepiej, że milczysz.
    Harry spojrzał na nią ze zdziwieniem, lecz nic nie powiedział. Zamiast tego wzmocnił swój głos i oświadczył:
— Na dzisiaj koniec. Pamiętajcie, aby ćwiczyć to zaklęcie w każdej wolnej chwili. Jak to opanujecie, może zrobię wam mały test sprawdzający, co do tej pory opanowaliście.
    Uczniowie pokiwali głowami oraz zaczęli się rozchodzić, żegnając Pottera. Gryfon zatrzymał Ashley.
— Przejdziemy się?
— Chętnie — odparła z uśmiechem. — A dokąd?
— Mam pewien pomysł — oświadczył, po czym pogrzebał w swojej torbie. Wyjął pelerynę niewidkę i nałożył na nich oboje.
— Rozstajesz się z nią kiedyś? — zapytała Ashley ze śmiechem, kiedy zmierzali korytarzami Hogwartu.
— Rzadko — odpowiedział. — Nigdy nie wiadomo, kiedy może się przydać.
    Po kilku minutach stanęli pod posągiem jednookiej wiedźmy. Harry stuknął w niego różdżką, otwierając tajne przejście. Szli ciemnym tunelem, póki nie dotarli do schodów, na które się wspięli.
— Czy to piwnica Miodowego Królestwa? — Zdziwiła się Ashley, kiedy przeszli przez klapę w podłodze.
— Owszem, odkryłem to przejście na moim trzecim roku. Pomyślałem, że tutaj Hagrid na pewno nas nie zauważy.
    Harry rzucił na nich zaklęcie ogrzewające, po czym wyszli na ulice Hogsmeade. Bez kręcących się wszędzie uczniów wioska nie wyglądała tak magicznie, jak zawsze. Ot, zwykła miejscowość z kilkoma domami, sklepami oraz barami. Potter ukrył Ashley w jednej z ciemnych uliczek, a sam, wciąż w pelerynie, wślizgnął się do Trzech Mioteł i zwędził dwie butelki Kremowego Piwa, zostawiając odpowiednią ilość pieniędzy w kasie. Następnie oboje poszli na skraj osady, gdzie usiedli na kamieniu, mając przed oczami widok na Wrzeszczącą Chatę. Popijali piwo, rozmawiając na neutralne tematy oraz co jakiś czas wymieniając pocałunki. Po jakimś czasie Gryfon zapytał z wahaniem:
— Mogę cię o coś zapytać?
— Jasne — odparła, przytulona do niego. — Co chcesz wiedzieć?
— Nigdy nie mówisz o swojej rodzinie — zaczął, a po chwili poczuł jak Gryfonka lekko się spięła. — Czym zajmują się twoi rodzice?
— Dlaczego chcesz to wiedzieć? — spytała podejrzliwie.
— Po prostu mnie to ciekawi. Jeśli nie chcesz, to nie mów — dodał szybko, widząc, że to pytanie zrujnowało sielankowy nastrój.
— Nie, w porządku. — Ashley szybko się zreflektowała. — Po prostu mnie zaskoczyłeś. W zasadzie są teraz bezrobotni. Wcześniej pracowali w Ministerstwie, ale tata odziedziczył po babci pokaźny spadek i stwierdzili, że skoro cały rok jestem w szkole, to wybiorą się w podróż dookoła świata.
— To wspaniale. — Harry pokiwał głową. — I gdzie do tej pory byli?
— Umm… Przysłali mi kartkę ze Stanów, Brazylii i Hiszpanii. Następnie mieli jechać do Chin, ale nie wiem, czy już dotarli.
— Nie odezwali się?
— Pewnie nie mają czasu — stwierdziła, wykręcając dłonie. — Wiesz zwiedzanie oraz sama podróż okropnie męczą. Z pewnością niedługo napiszą. Wracamy? — Nagle zmieniła temat. — Zgłodniałam po tym piwie.
— Na pewno wszystko w porządku? — zapytał, patrząc na nią. — Jesteś bardzo zdenerwowana.
— Tak, wszystko gra — odpowiedziała i zachichotała nerwowo. — Może trochę obawiam się, że ktoś nas zobaczy i powie nauczycielom. Jak znajdziemy się w szkole, będę spokojniejsza.
    Wrócili do Hogwartu tą samą drogą. W pokoju wspólnym Ashley szybko się pożegnała, muskając policzek Harry’ego i zniknęła w dormitorium dziewcząt. Zaskoczony jej zachowaniem, długo nie mógł zasnąć, zastanawiając się, dlaczego dziewczyna tak bardzo się zdenerwowała na wzmiankę o swoich rodzicach.

***


    Początek grudnia przywitał wszystkich gwałtowną śnieżycą, przez którą odwołano zajęcia zielarstwa. Uczniowie piątego roku mieli trochę czasu na wytchnienie, choć nie wszyscy korzystali z wolnego czasu. Cassie była jedną z tych uczennic, którym wiadomość o nadchodzących SUM-ach wryła się w głowę. Każdą wolną chwilę poświęcała na naukę, wertując grube księgi w bibliotece. Właśnie wracała ze swojej codziennej kilkugodzinnej sesji, kiedy zauważyła Connora idącego w jej kierunku.
— Cześć — powiedziała. — O cholera — jęknęła, gdy jej torba pękła z trzaskiem i na podłogę wysypało się kilkanaście grubych ksiąg.
— Czy ty czasem nie przesadzasz? — zapytał starszy Potter, pomagając jej zbierać woluminy. — Niesiesz ze sobą chyba z pół biblioteki.
— Wiesz, w końcu egzaminy coraz bliżej — odparła Cassie, machnięciem różdżki naprawiając torbę. — Jak wcześniej zacznę, nie będę musiała zakuwać po nocach.
— Wiesz, że kiedy cały czas się uczysz, to szybciej wszystko zapominasz? Zrób sobie przerwę. Od kilku dni widzę cię z nosem w jakiejś książce.
— Jeszcze będę miała czas na odpoczynek — upierała się dziewczyna. — Poza tym nie jesteś odpowiednią osobą do dawania mi rad dotyczących nauki.
— Słucham? — Connor zamrugał zaskoczony. — A dlaczego nie?
— Masz zaliczone oficjalne egzaminy? — zagadnęła z przymilnym uśmiechem.
— A po co mi one? — prychnął chłopak. — Umiem to, co powinienem.
    Cassie wywróciła oczami, a potem zapytała:
— Nigdy nie myślałeś, żeby w przyszłości podjąć się normalnej pracy? Naprawdę chcesz spędzić całe życie na wojaczce?
— Na niczym innym się nie znam. — Chłopak wzruszył ramionami. — Poza tym, z tego, co wiem, każdy dąży do tego, aby robić w życiu to, co lubi, a ja lubię walczyć, więc w czym problem?
— A jak kiedyś stanie ci się coś, przez co nie będziesz zdolny do dalszej walki? Co wtedy? Chyba dobrze mieć jakąś alternatywę, prawda?
— Dobrze mi życzysz, nie ma co. — Connor wywrócił oczami.
— Różnie w życiu bywa. — Cassie skrzyżowała ręce na piersi. — Jestem pewna, że Dumbledore pozwoliłby ci zdawać SUM-y, gdybyś wyraził taką chęć.
    Najstarszy Potter parsknął śmiechem.
— Jakoś nie mogę wyobrazić sobie, że siedzę razem z innymi w dusznej sali i nerwowo rozwiązuję arkusze z zadaniami. Nie chcę się chwalić, ale dzięki nauce w Tytanie wiem o wiele więcej, niż wymagają na tych egzaminach.
— Więc zdawanie ich powinno być dla ciebie bułką z masłem. — Cassie próbowała wziąć go pod włos. — Bez problemu załatwisz sobie papier na wszelki wypadek. Przemyśl to.
    Connor nic na to nie odpowiedział. Nie miał najmniejszego zamiaru podchodzić do egzaminów, ale wyczuł, że im mocniej będzie się zapierał, tym bardziej siostra będzie go do tego namawiała. Oświadczył, że się nad tym zastanowi, żeby przestała wiercić mu w dziurę w brzuchu.
— A jak tam z Jonathanem? — zapytał, chcąc zmienić temat.
— Ile razy mam ci powtarzać, że to tylko kolega? — odparła z westchnieniem. — Kreujesz się na inteligenta, a nie potrafisz zrozumieć tego prostego przekazu? Nie spotykam się z nim.
— A chciałabyś? — palnął, zanim ugryzł się w język.
— Nie prowokuj mnie — zaczęła ostrzegawczo. — Ja cię nie wypytuje o twoje relacje z Grace.
    Chłopak potknął się i spojrzał na siostrę ze zdumieniem.
— Co powiedziałaś?
    Cassie zaśmiała się, widząc jego reakcję.
— Chyba tylko ślepy i głuchy nie zorientowałby się, że na nią lecisz — oświadczyła z wyszczerzem. — Jesteś na każde jej skinienie.
— Nieprawda! — oburzył się.
— Wcale — zironizowała dziewczyna. — Mnie i Harry’ego jakoś nie zaprosiłeś na Samhain.
— Skąd… — zaczął, lecz zaraz jego oczy błysnęły zrozumieniem. — Urwę Johnny’emu ten długi jęzor.
— Długo masz zamiar robić te podchody? — Cassie zupełnie nie przejęła się groźbą pod adresem rudzielca.
— Nie robię żadnych podchodów! — warknął. — Po prostu nie chcę wciskać się między wódkę a zakąskę. Nie będę mieszał jej w życiu.
— A może ona właśnie czeka, aż to zrobisz? Słyszałam, że nie układa jej się z obecnym chłopakiem.
— Kilka osób już mi to mówiło.
— Widzisz? Więc w czym problem? Chyba że masz inne powody, aby tylko stać z boku i obserwować.
— Jakie?
— Może boisz się zaangażować, bo wiesz, że gdy to zrobisz, ona znajdzie się wystarczająco blisko ciebie? Może nie chcesz, aby stała się dla ciebie kimś ważnym, bo wtedy musiałbyś wpuścić ją za ten mur, który wokół siebie wzniosłeś?
    Connor spojrzał na nią z zainteresowaniem, na co dziewczyna prychnęła.
— Nie jestem głupia, bracie — oświadczyła. — Mimo że starasz się utrzymywać normalne relacje ze mną i Harrym to widzę, że ciągle się dystansujesz. Kiedy temat rozmowy dochodzi niebezpiecznie blisko twoich uczuć, myśli lub pragnień, wycofujesz się. Dlatego nie chcesz związać się z Grace? Bo wiesz, że musiałbyś dzielić z nią niemal każdą chwilę swojego życia, a tego byś nie potrafił, prawda?
    Starszy Potter nie wiedział, co na to odpowiedzieć. Dziewczyna trafiła w samo sedno. Od śmierci Hirohiko nie dopuszczał do siebie nikogo. Owszem miał przyjaciół oraz rodzeństwo, lecz zawsze starał się, aby relacja z nimi nie przekroczyła tej granicy, którą mentalnie sobie ustawił. Nie chciał już nigdy więcej doświadczyć tego bólu, który czuł po śmierci swojego opiekuna. Uważał, że nie angażując się zbyt emocjonalnie w żadne relacje z innymi ludźmi jest w stanie się przed nim ochronić.
— No, jesteśmy — usłyszał głos swojej siostry, gdy stanęli przed drzwiami do pokoju wspólnego Krukonów. — Powiem ci coś jeszcze. Jeśli naprawdę chcesz być samotnikiem, to nie rób Grace złudnych nadziei i zostaw ją w spokoju, ale jeżeli ci na niej zależy, to przestań się cackać i bierz się do roboty, bo ktoś inny okaże się szybszy od ciebie, a tobie nie zostanie nic innego jak użalanie się nad sobą. A wtedy będziesz mógł winić jedynie siebie. Pa!
    Lekko go uścisnęła, odpowiedziała na zagadkę oraz zniknęła za drzwiami. Connor odszedł w swoją stronę pogrążony w myślach.


***


    Albus Dumbledore rozkoszował się gorącą herbatą i maślanymi ciasteczkami, patrząc na śnieżycę szalejącą za oknem jego gabinetu. Niedawno otrzymał list od ministra magii z prośbą o spotkanie. Starzec zastanawiał się nad celem tej wizyty. Kiedyś bardzo dobrze znał Charlesa Osborne'a jako honorowego i odważnego człowieka, toteż gdy dowiedział się o jego kandydaturze na najwyższy urząd w czarodziejskim świecie, gorąco go popierał. Jednakże od czasu ataku na jego rodzinę mężczyzna przestał utrzymywać z nim kontakt, a ich korespondencja ograniczała się tylko do kilku zdawkowych słów, dlatego bardzo się zdziwił, kiedy zapowiedział, że będzie dziś u niego po kolacji. Dyrektor wyczytał między wierszami, że chce z nim porozmawiać o czymś bardzo ważnym. Jego rozmyślania przerwało pukanie do drzwi:
— Proszę wejść — powiedział spokojnie.
    Do gabinetu wkroczył mężczyzna w średnim wieku z poważnym wyrazem twarzy. Widząc starca siedzącego w fotelu, lekko uniósł kąciki ust oraz wyciągnął dłoń na powitanie, jednak nie odezwał się ani słowem.
— Cóż za miła niespodzianka, Charles — przywitał się Dumbledore, ściskając mu rękę.
— Albusie. — Gość skinął głową oraz zajął miejsce wskazane przez dyrektora.
— Muszę przyznać, że jestem zaskoczony twoją wizytą. Ostatnio nie wyglądało na to, że chcesz kontynuować naszą znajomość.
— Wybacz, ale musiałem uporządkować pewne sprawy w Ministerstwie. Sprzątanie tego bałaganu, którego narobił Knot, zajęło mi więcej czasu niż początkowo przypuszczałem. Wciąż jest wiele rzeczy do zrobienia.
— Rozumiem. — Starzec pokiwał głową z dobrodusznym uśmiechem. — No, ale cieszę się, że wreszcie udało nam się spotkać. Napijesz się czegoś?
— Nie pogardzę szklaneczką brandy.
    Albus podszedł do szafki i wyjął butelkę alkoholu oraz dwie szklanki. Kiedy brązowy płyn widniał już w naczyniach, Charles powiedział:
— W zasadzie spotkałem się z tobą, aby omówić kilka spraw, Albusie.
    Dumbledore gestem ręki zachęcił go, aby kontynuował.
— Znamy się dość długo, dlatego będę z tobą szczery. Jestem zaniepokojony niektórymi działaniami, jakie ostatnio podjąłeś.
    Starzec uniósł brwi, ale nie skomentował tego w żaden sposób. Zamiast tego uprzejmie milczał, czekając, aż minister skończy.
— Wiem, że kierujesz pewną organizacją walczącą z Tym, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Czy mogę wiedzieć, z jakiego powodu ukrywasz ją przed Ministerstwem?
— Wierz mi przyjacielu, że gdybym to robił, z pewnością nigdy byś o niej nie usłyszał. Nie chcemy zajmować ci głowami naszymi sprawami, masz dużo własnych problemów.
— Mimo wszystko chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej o tym Zakonie Feniksa. W końcu, jak sam twierdzisz, stoimy po tej samej stronie, więc byłbym zaszczycony, mogąc poznać swoich potencjalnych sojuszników. Chyba ufasz mi na tyle, aby zaprosić mnie na jedno z waszych spotkań, prawda?
— Tu nie chodzi o zaufanie, Charles — odparł Dumbledore, przyglądając mu się badawczo. — Jestem pewien, że Lord Voldemort ma w naszym rządzie swoich szpiegów. Nie chciałbym, aby informacja o miejscu naszego pobytu oraz tożsamość ludzi walczących w naszych szeregach dotarła do jego uszu.
    Tym razem to Osborne uniósł brwi. Wypił mały łyk brandy, oblizał wargi, po czym powiedział:
— Zabrzmiało to tak, jakbyś uważał, że to ja przekazuje mu informacje.
— Źle mnie zrozumiałeś — zaprotestował dyrektor. — Wiem, że nigdy byś nie podjął współpracy z człowiekiem, który zamordował twoją rodzinę, ale nie mam pewności, że ktoś inny by jej z ciebie nie wydusił. Wystarczyłby wprawny legilimenta z twojego otoczenia i miałbym duży kłopot.
— Nie doceniasz mnie, Albusie — odparł sucho Charles. — Umiem rozpoznać, kiedy ktoś penetruje mi umysł.
— Nie bierz tego do siebie, przyjacielu. To tylko środek ostrożności, nic więcej.
— Widzę, że nie rozumiesz pewnej kwestii — oświadczył minister, prostując się w krześle oraz przybierając srogi wyraz twarzy. — Jako minister magii mam prawo wiedzieć o każdej organizacji działającej poza kontrolą Ministerstwa. Jaką mogę mieć pewność, że nie obrócą się przeciw nam? Muszę dbać o bezpieczeństwo naszej społeczności, a ty, jako jej członek, masz obowiązek mi w tym pomóc.
— I pomagam, możesz mi wierzyć — zapewnił go Dumbledore z uśmiechem. — Może nie tak, jakbyś sobie tego życzył, ale robię to.
— Mało tego — kontynuował mężczyzna, nie zwracając uwagi na słowa starca. — Sprowadzasz do Anglii ludzi, którzy okrucieństwem i umiejętnościami dorównują śmierciożercom. Nie wiemy o nich zupełnie nic, a oni stacjonują sobie w Hogwarcie, jednej z najważniejszych placówek edukacyjnych w naszym kraju. Co to za jedni?
— Tym razem również muszę cię rozczarować, ale obiecałem nie zdradzać informacji na ich temat nikomu — odrzekł Albus. — Mogę cię zapewnić, że są po naszej stronie.
— Skąd możesz to wiedzieć, skoro pojawili się znikąd, a śmiem wątpić, czy znasz ich na tyle dobrze, by znać ich intencje.
— Ufam im i to powinno ci wystarczyć. — Głos dyrektora stał się odrobinę ostrzejszy. — Zaufaj mi, wiem, co robię.
— Prosisz mnie o zaufanie, samemu go nie okazując? — prychnął Osborne, dopijając brandy. — Przyszedłem do ciebie jak przyjaciel do przyjaciela, licząc na współpracę, a tymczasem nie dostaje od ciebie nic.
    Albus zmrużył oczy, badawczo przyglądając się mężczyźnie. Następnie splótł dłonie i powiedział.
— Dobrze, powiem ci to, co chcesz wiedzieć, pod warunkiem, że ty zrobisz to samo — odparł. — Zdradź mi, przyjacielu, co robisz w Departamencie Tajemnic?
— Co? — Minister sprawiał wrażenie zbitego z tropu tym pytaniem.
— Wiem, że zamknąłeś Departament Tajemnic, a wszyscy Niewymowni zostali przeniesieni na inne stanowiska. Wstęp tam masz tylko ty i kilku innych ludzi z twojego ścisłego grona. Powiedz mi, co tam robisz?
— To ściśle tajna operacja MInisterstwa, mająca na celu likwidację Sam Wiesz Kogo — odparł Charles. — Powiedziałem to w gazetach.
— Jednak nie ujawniłeś żadnych szczegółów — ciągnął Albus. — Czym dokładnie się tam zajmujesz?
— Nie sądzę, by minister magii miał tłumaczyć się ze swoich poczynań przed zwykłym dyrektorem szkoły. Natomiast dyrektor szkoły powinien informować ministra magii o czynnościach, które wzbudzają niepokój Ministerstwa. Stoję w hierarchii wyżej niż ty.
— To prawda — potwierdził Dumbledore z błyszczącymi oczami. — Ale nie ma też takiego prawa, które nakazuje dyrektorowi szkoły ujawnić ministrowi swoje prywatne sekrety. Zakon Feniksa to stowarzyszenie dyskusyjne, które wymienia się swoimi spostrzeżeniami na temat obecnej sytuacji w kraju, a to chyba nie jest nielegalne, prawda?
— Nie, ale podejmowanie zbrojnych działań już tak.
— A jaki masz dowód, że jakikolwiek członek naszej grupy brał udział w walce przeciw śmierciożercom i Voldemortowi?
    Charles zacisnął zęby, spoglądając ostro na starca. Poza własnymi przypuszczeniami nie miał żadnego dowodu na potwierdzenie swoich słów. Żaden członek Zakonu nie został złapany na gorącym uczynku. Osborne spróbował zaatakować z innej strony.
— A co powiesz o tych drugich dziwakach?
— Jeden z nich to nauczyciel obrony przed czarną magią, a pozostali to moi goście, którzy są tutaj na moje zaproszenie. Nie robią nic nielegalnego.
— Brali udział w walce na Pokątnej! — warknął minister magii. — Chcesz, abym uwierzył, że to zwykli turyści?
— Voldemort zaatakował w wakacje, a to, że akurat byli na miejscu to czysty przypadek. Nie możesz winić ich za to, że bronili się przed śmiercią.
    Przez chwilę panowała cisza, a potem Albus powiedział:
— Wiesz, to ciekawe, że jesteś sceptycznie nastawiony do dwóch organizacji, które walczą przeciw Voldemortowi.
    Twarz Charlesa zaczerwieniła się, a minister wysyczał:
— Co ty insynuujesz, Albusie?
— Nic — odparł Dumbledore, rozkładając ręce. — Mówię tylko, że to bardzo ciekawe.
— Widzę, że tylko straciłem swój czas — rzekł mężczyzna, wstając. — Liczyłem, że przez wzgląd na stare czasy mi pomożesz, ale to chyba niemożliwe. Muszę cię jednak ostrzec, Albusie, że ja nie jestem Knotem. Jeśli dowiem się, że robisz coś, co przekracza twoje kompetencje jako dyrektora, poniesiesz konsekwencje. Prawo musi być takie samo dla wszystkich.
— Zgadzam się. — Starzec pokiwał głową. — Sprawiedliwość przede wszystkim. Jeszcze jedną kolejkę? — zapytał, podnosząc butelkę.
    Charles Osborne prychnął pod nosem i wyszedł z gabinetu, chłodno się żegnając. Dumbledore nalał sobie brandy i wypił duszkiem, opierając się w fotelu.
— To bardzo ciekawe — mruczał do siebie, przymykając oczy.




6 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ci się podoba :)

      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Cześć!

    Mam świadomość, że od Bożego Narodzenia i Sylwestra minęło już trochę czasu, nie byłbym jednak sobą, gdybym pozostawił Twoje pytania bez odpowiedzi. :) Święta minęły mi w wyśmienitej atmosferze, więc nie mogę powiedzieć, by obecna sytuacja negatywnie na nie wpłynęła - w zasadzie nie odczułem żadnej różnicy w stosunku do roku poprzedniego. Trochę gorzej było z Sylwestrem, ostatecznie jednak udało mi się wyrwać z domu, więc także nie mogę narzekać. Czy popili? Z umiarem (chyba naprawdę robię się zbyt stary) Pojedli? Jak zwykle w Święta! :D Pobawili się? Owszem. Na zakończenie tej części komentarza chciałbym dodać, że Tobie również życzę przyjemnego i pełnego (pozytywnych!) niespodzianek 2021 roku. :)

    Początek tego rozdziału utwierdził mnie w przekonaniu, że Kaspar to moja bratnia dusza. Przynajmniej jeśli chodzi o „poranne” wstawanie. Różnimy się chyba jedynie tym, że ja bywam wówczas o wiele bardziej nieprzyjemny. :D

    Nie będę ukrywać, ale cieszy mnie fakt, że teorie spiskowe, które wysnułem w komentarzu pod rozdziałem trzydziestym, okazały się nie być jedynie wytworem mojej chorej wyobraźni i faktycznie znalazły potwierdzenie w napisanym przez Ciebie tekście. Na razie co prawda miałem rację jedynie w odniesieniu do tego, że bractwa rzeczywiście odpowiadają za ochronę fragmentów bursztynu i że Silvestro jest ojcem Eladrieli, Ejnara i Akashy. Mam jednak nadzieję, że z czasem okaże się, że w kwestii pozostałych pięciu teorii spiskowych również miałem rację. :)

    Popraw mnie, jeśli się mylę, ale wydaję mi się, że Ejnar zbyt surowo ocenił Harry'ego. Potterowi można zarzucić naprawdę wiele, ale nie to, że chowa się za plecami innych albo pozwala im odwalać za siebie brudną robotę. Jeśli wydarzeń z pierwszego czy drugiego roku w Hogwarcie (przykładowo) nie można uznać za równoznaczne z podejmowaniem właściwych - stosownych do wieku - działań, to ja nie mam zielonego pojęcia, co według Ejnara Potter powinien jeszcze zrobić. Zgadzam się natomiast względem tego, że Harry musi zacząć w siebie wierzyć, a tym samym nauczyć się wykorzystywać atuty, które niewątpliwie posiada.

    „Mam tylko piętnaście lat, nikt nie potraktuje mnie poważnie”. Podpisuję się pod tymi słowami obiema rękami. Jestem strasznie ciekawy, jak zamierzasz rozwiązać ten problem, żeby opisane przez Ciebie wydarzenia nie były pozbawione sensu. Szczerze mówiąc, na tę chwilę nie wyobrażam sobie tego, by Harry był w stanie przekonać do siebie gobliny czy centaury. Mam nadzieję, że nie pójdziesz na łatwiznę i nie sięgniesz po standardowe już w fanfiction rozwiązania. Liczę, że proces przekonywania do siebie poszczególnych gatunków stworzeń i grup społecznych w społeczeństwie czarodziejów będzie rozciągnięty w czasie na tyle, by nie było żadnych wątpliwości co do tego, że Harry naprawdę napracował się w zawarciu stosownych porozumień czy umów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „Spraw, aby wojska mugoli i czarodziejów stanęli ramię w ramię przeciwko wspólnemu wrogowi”. Szczerze mówiąc, powyższy fragment wzbudził we mnie ogromny niepokój. Osobiście nie przepadam za łączeniem świata mugoli i czarodziejów, no chyba że chodzi o korzystanie przez czarodziejów z urządzeń wymyślonych przez mugoli. Mam nadzieję, że ostatecznie nie zdecydujesz się na wymieszanie tych dwóch światów, bo obawiam się, że jeśli do tego dojdzie, to moje uwielbienie względem Twojego opowiadania diametralnie zmaleje. Może się mylę, wydaję mi się jednak, że żebym uznał takie połączenie za logiczne, musiałbyś poświęcić praktycznie połowę drugiego tomu na opisanie procesu zacierania różnic między czarodziejami i mugolami. Nie jestem tylko pewien, czy wówczas Twoje opowiadanie byłoby dla mnie aż tak interesujące. No i nie oszukujmy się, wplecenie wojsk mugoli do świata czarodziejów doprowadzi do tego, że to, co było magiczne, straci całą swoją wyjątkowość i stanie się czymś pospolitym.

      Być może nie będzie to najpopularniejsza opinia, ale osobiście nie do końca rozumiem, dlaczego zachowanie Rona wywołało takie oburzenie. Jasne, jego słowa niewątpliwie nie były przemyślane i mogły być dwuznacznie odebrane, tyle że Hermiona to nie jakaś tam przypadkowo spotkana laska na ulicy, która pierwszy raz w życiu widziała Rona na oczy. Wiem, że pod wpływem chwili mogła wyciągnąć niewłaściwe wnioski, wydawałoby się jednak, że kto jak kto, ale akurat ona powinna znać Rona na tyle dobrze, by domyślić się, o co mu tak naprawdę chodziło. Dla mnie oczywistym faktem jest to, że Weasley po prostu wystraszył się reakcji Hermiony i późniejszych konsekwencji swojego zachowania. To całkiem zrozumiałe, tym bardziej, że Ron jest zakompleksionym chłopakiem, który ma zerowe doświadczenie w kontaktach damsko-męskich. A ludzie pisali mi w komentarzach, że to „moja” Hermiona jest impulsywna i wszystko wyolbrzymia - „Twoja” wcale nie jest lepsza. :D

      Szczerze mówiąc, mam mieszane uczucia względem sceny z Hagridem. Żeby nie było, nie uważam, by była ona zła - doceniam Twój pomysł i jego realizację, tym bardziej, że doskonale udało Ci się oddać komizm sytuacji. Zastanawiam się tylko, czy Hagrid byłby w stanie posądzić Harry'ego o działanie na dwa fronty i bawienie się czyimiś uczuciami. Nie pamiętam teraz dokładnie, w którym rozdziale Hagrid wpadł na Harry'ego i Rosalie, wydaję mi się jednak, że minęło już wystarczająco wiele czasu, by można było zacząć wyprowadzać półolbrzyma z błędu. Rozumiem powody, dla których Harry skłamał, problem w tym, że konsekwencje tego kłamstwa będą naprawdę poważne. A przynajmniej tak czuję. Uważam więc, że Potter powinien uświadomić Hagrida, że między nim a Rosalie nie ma żadnego romantycznego uczucia. Na razie mógł dalej udawać, że się przyjaźnią, bo powiedzenie gajowemu całej prawdy (w jednej chwili) na pewno nie byłoby najlepszym rozwiązaniem.

      Dobra, dobra, ja i tak wiem, że złapani śmierciożercy szybko wyjdą na wolność - nadal uważam, że Charles to nie Charles (obstawiam śmierciożercę pod wpływem eliksiru wielosokowego, ewentualnie zaklęcie Imperius). Wiem, że w tej chwili nie możesz potwierdzić ani zaprzeczyć, choć w sumie nie musisz, bo wszystkie znaki na ziemi i niebie na to wskazują. W tym rozdziale takim znakiem była rozmowa Dumbledore'a z Ministrem Magii.

      Na dzisiaj to tyle ode mnie.

      Pozdrawiam! :)

      PS: w ostatnim fragmencie rozjechało Ci się formatowanie.

      Usuń
    2. Cześć!

      Ja też porządnie najadłem się w święta, a i przyznam że w Sylwestra troszeczkę za bardzo mnie poniosło, jeśli wiesz co mam na myśli. :D W każdym razie cieszę się, że te dni minęły mi w całkiem niezłej atmosferze i nie wydarzyło się nic, co by zakłóciło ten spokojny nastój xD

      Naprawdę? Jak można nie lubić porannego wstawania? :D Ja lubię wstawać rano, zwłaszcza jak mam wolne od pracy, bo mam wtedy w głowie, że im wcześniej wstanę tym mam więcej dnia, aby robić różne rzeczy xD Ranne wstawanie jest super :D

      Tak, wreszcie się wyjaśniło, gdzie znajduje się bursztyn i kto odpowiada za jego ochronę, ale chyba dałem wystarczająco wiele wskazówek, aby wcześniej się tego domyślić, prawda? xD Co do pozostałych teorii niestety nie mogę Ci pomóc, więc musisz cierpliwie czekać na odpowiedni moment :D

      To prawda, w wieku piętnastu lat Harry nie zdziała wiele w kwestii centuarów lub goblinów, przynajmniej na razie. Jestem jednak pewny, że w jakiś sposób sobie poradzi, a niektóre osoby i wydarzenia mu w tym pomogą :)

      Czytając fragment o wojskach mugoli i czarodziejów odczułeś niepokój. Jak czytając właśnie ten fragment Twojego komentarza odczułem najpierw zdziwienie, a potem lekkie zdenerwowanie. Dlaczego? Ponieważ tego fragmentu miało tu wcale nie być! Jeszcze jak powiedziałeś, że w ostatnim akapicie rozjechało mi się formatowanie, wiedziałem że coś jest nie tak. I nie myliłem się. Zamiast zbetowanego i poprawionego rozdziału wrzuciłem rozdział, który był pierwszą wersją. Fakt, miałem pomysł by zrobić połączenie świata mugolskiego i czarodziejskigo, ale ostatecznie zrezygnowałem z tego pomysłu (duży wpływ na tę decyzję miały namowy mojej bety), głównie z tego powodu że nie jestem pewny w jakim mejscu tej historii mógłbym ich upchnąć. Chociaż mugolskie sprzęty wojskowe będą się przewijały w późniejszej części tego opowiadania, to bez obaw nie natrafisz na moment, w którym brygada pancerna rozwala czołgami pół Hogwartu :) Oczywiście błąd poprawiłem i tego fragmentu nie ma już w tekście, podobnie jak złego formatowania i kilku zbędnych przecinków :)

      Mnie wcale nie dziwi zachowanie Hermiony. Naprawdę kobiety są bardzo wrażliwe na tym punkcie, przynajmniej te, które znam. Sam kiedyś, jak chodziłem do gimnazjum, zachowałęm się podobnie jak Weasley i dostałęm niezły opieprz więc wiesz xD Poza tym Ron podoba się Hermionie, więc nie dziwie się jej, że gdy ukochany chłopak rzucił jej tekst, że to był błąd, to zareagowała tak gwałtownie. Niestety Ron będzie jeszcze przez jakiś czas płacił za ten błąd :/

      Tak, Harry będzie musiał wypić to piwo, którego sobie nawarzył w chatce Hagrida. Znając Hagrida to pewnie tak łatwo nie odpuśći i nie spocznie póki jego „misja swatka" nie zakończy się sukcesem. A kiedy sprawy wymkną się spod kontroli może być naprawde ciekawie xD

      Czy na pewno Charles jest podejrzany? Dobra jest, ale może ma tylko taki charakter. To, że ktoś jest złośliwym sukinsynem nie oznacza, że pracuje dla Voldemorta, prawda? A może faktycznie masz rację? Kiedyś się o tym przekonamy xD A tak z ciekawości, mówisz że obstawiasz śmierciożercę pod wielosokowym, którego konkretnie?

      Dzięki za komentarz!

      Do usłyszenia :)

      Usuń
    3. Nie twierdzę, że poranne wstawanie zawsze jest prawdziwą katorgą, mimo wszystko zdecydowanie lepiej funkcjonuję w nocy (jestem człowiekiem sową). Jeśli więc nie muszę zrywać się z łóżka bladym świtem, to wolę porobić coś w nocy i położyć się dopiero nad ranem. :) Dla przykładu, rzadko kiedy zaczynałem pisać magisterkę wcześniej niż przed północą.

      Oczywiście, że dawałeś różne wskazówki. W końcu wysnułem te teorie co najmniej kilka rozdziałów wcześniej, prawda? Teraz po prostu jednoznacznie potwierdziłeś dwie z nich, więc musiałem do tego nawiązać. :D

      Czytałeś „Armię Dumbledore'a” i „Kryształ Dusz”? W tych opowiadaniach Harry szkolił GD (w zasadzie AD, a potem TP) na wzór mugolskiego wojska. Takim zabiegom nie mam nic przeciwko. Brygada pancerna byłaby natomiast zdecydowaną przesadą, przynajmniej dla mnie, dlatego cieszę się, że ostatecznie do czegoś takiego nie dojdzie. :D

      Cóż, zgadzam się, że kobiety bywają zbyt przewrażliwione na tym punkcie. Ja również miałem w gimnazjum spięcie z koleżanką, nie powiem Ci jednak, o co dokładnie poszło, bo nie pamiętam. Pamiętam natomiast to, że dostałem od niej mocnego plaskacza. :D A wracając do Twojego opowiadania... Chodziło mi raczej o to, że w tym przypadku Hermiona powinna znać Rona na tyle dobrze, by wiedzieć, że zdarza mu się źle wyrazić swoje myśli. Tak jak napisałem, Ron jest bardzo zakompleksionym chłopakiem, praktycznie wszystkie swoje rzeczy dostał „w spadku” po starszych braciach. Jeśli więc odważył się pocałować Hermionę, to wiadomo, że nie zrobił tego dla zwykłego kaprysu. Hermiona jest inteligentna (rzekomo), więc nie powinna reagować tak gwałtownie i ochrzaniać Rona na forum całej wieży Gryffindoru. Oczywiście nie twierdzę, że nie miała prawa czuć się urażona. Bo miała. No ale nieważne. Nie będę się nad tym teraz rozwodzić - zrozumiesz dlaczego, kiedy przeczytasz mój najnowszy rozdział. :)

      I znowu masz rację. Mnie także niektórzy nazywali sukinsynem, a nie pracuję dla Voldemorta. Muszę jednak uczciwie przyznać, że był taki okres w moim życiu, że zastanawiałem się nad tym, czy nie strzelić sobie mrocznego znaku na lewej ręce. :D A jeśli chodzi o Charlesa, to nie będę teraz pisać o tym, o czym pisałem w poprzednich komentarzach. W tym rozdziale natomiast za bardzo zależało mu na tym, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o Zakonie Feniksa i Cieniach. Z jednej strony nie ma w tym nic dziwnego, z drugiej - nawet Dumbledore zaczął coś podejrzewać. Nie wierzę, że nie miało to żadnego znaczenia.

      Na pewno nie Bellatrix. Obstawiałbym kogoś w rodzaju Malfoya, kto zna etykietę ludzi z wyższych sfer. :) Tak, jeśli miałbym wskazać konkretnego śmierciożercę (znanego z uniwersum), to stawiałbym właśnie na Lucjusza.

      Usuń

Mrs Black bajkowe-szablony