czwartek, 4 lutego 2021

Rozdział 39 „Wyścig”

Za szybkie i sprawne sprawdzenie rozdziału standardowo dziękuję 0_Maggie_0

 

    Harry wyszedł z Wielkiej Sali w podłym humorze. Właśnie zakończyło się kolejne spotkanie Klubu Pojedynków, na którym Snape zmieszał go z błotem. Najwidoczniej nauczyciel nie wybaczył mu poprzedniego wybryku i teraz wykorzystywał każdą okazję, aby sprowokować chłopaka do zrobienia czegoś, przez co mógłby wywalić go z zajęć na zbity pysk. Jednak Potter doskonale panował nad swoim pragnieniem odpyskowania Severusowi i z zadowoloną miną obserwował, jak twarz nauczyciela wykrzywia grymas złości, gdy nie udało mu się osiągnąć celu.
    Malfoy oraz pozostali Ślizgoni nie byli zbyt chętni do wyzwania Pottera na pojedynek. Nie oznaczało to jednak, że zapomnieli o wszystkich urazach, jakie do niego żywili. Przy każdej okazji rzucali mu spojrzenia pełne wrogości i puste obietnice, że kiedyś pożałuje za wszystko, co zrobił. Wybraniec ani przez chwilę nie brał ich na poważnie. Nawet jeśli odważyliby się coś mu zrobić, wiedział, że bez problemu sobie z nimi poradzi, tym bardziej że nigdy nie wędrował korytarzami samotnie.
    Podczas trwania Klubu Pojedynków Harry został pozytywnie zaskoczony przez swoją siostrę. Po godzinie ćwiczenia pozycji ofensywnych i defensywnych standardowo zostali podzieleni na pary, aby walczyli między sobą. Cassie trafiła się Pansy Parkinson, z którą poradziła sobie bardzo dobrze. Harry zauważył, że Cassandra ma lekkie problemy z szybkością rzucania zaklęć, lecz poza tym nie miał do czego się przyczepić. Kiedy zeszła z podestu, wpierw „nagrodzona” złośliwym komentarzem Snape’a, który najwyraźniej nie mógł się pogodzić z porażką uczennicy swojego domu, podszedł do niej z gratulacjami. Nie zdążyła nic odpowiedzieć, ponieważ jej koleżanki otoczyły ją, aby również ją pochwalić.
    Wspominając to wszystko, nie zorientował się, kiedy dotarł do pokoju wspólnego Gryfonów. Postanowił, że natychmiast weźmie się za zaległe prace domowe, a potem złapie gdzieś Ashley. Wyciągnął pergamin oraz pióro i zaczął pisać wypracowanie dla profesor McGonagall dotyczące zmieniania przedmiotów w metale szlachetne. Całkowicie zajęty swoją pracą nie zauważył, jak Ron i Hermiona dosiadają się do niego.
    Dziewczyna nadal była wściekła na rudzielca. Od kilku dni nie zamieniła z nim ani jednego słowa, a kiedy Weasley poprosił ją o odpisanie eseju z eliksirów, rzuciła w niego tak obraźliwym komentarzem, że aż zaniemówił. Na początku Potter próbował załagodzić sytuację, ale po tym, jak przyjaciółka stwierdziła, że chłopak trzyma stronę Rona i głupota jest chyba dziedziczna u wszystkich facetów, opuścił plac boju. Doszedł do wniosku, że nie będzie się wtrącał w ich sprawy. Rozumiał Hermionę, ale współczuł też chłopakowi, ponieważ przeżywał ostatnio ciężkie chwile.
    Opowieść o tym, co Weasley powiedział Hermionie podczas pocałunku, błyskawicznie obiegła całą szkołę. O ile płeć męska jedynie wzruszała ramionami, nie widząc w tym nic godnego uwagi, o tyle dla pozostałych dziewczyn Ron stał się wrogiem numer jeden. Na śniadaniu dostał kilka wyjców, które dosadnie wyjaśniały mu, dlaczego jest największym palantem na ziemi. Raz otworzył paczkę, którą znalazł przy swoim łóżku. Całe dormitorium chłopców przysłonił zielonkawy dym, a gdy opadł, ujrzeli go oblepionego błotem. Złośliwy uśmiech Ginny podpowiedział Harry’emu, kto jest sprawcą tej psoty. Rudzielec złorzeczył pod nosem, próbując doprowadzić się do porządku i zastanawiając się, kto mógł coś takiego zrobić.
    Teraz siedział obok Wybrańca i nerwowo rozglądał się po pokoju wspólnym. Hermiona zerkała z satysfakcją, jak Ron boi się, że w każdej chwili może otrzymać nowy cios. Harry zauważył to i mruknął do dziewczyny:
— Może już wystarczy, co? Wydaje mi się, że dostał, na co zasłużył.
    Hermiona pokręciła głową i spojrzała na niego wilkiem.
— Przestań go bronić, Harry — syknęła. — Popatrz. On nawet nie wie, że zrobił coś złego. Dziewczyny przestaną dopiero, jak mnie przeprosi i zrozumie, że to, co powiedział, było nie na miejscu.
    Potter jeszcze nigdy nie widział tak zawziętej Hermiony. Wiedział, że nic mu nie grozi, ale mimo to poczuł się lekko niekomfortowo pod jej spojrzeniem. Niejednokrotnie stawał naprzeciw wściekłych czarodziejów, ale wkurzona czarownica była siłą, z którą nie chciał się zmierzyć, dlatego skinął głową i kontynuował odrabianie lekcji. Z ulgą odsunął od siebie skończone wypracowanie z transmutacji, po czym zabrał się za obronę przed czarną magią. Trójka przyjaciół cicho robiła swoje zadanie, gdy nagle Harry podskoczył jak oparzony, po czym zaczął gorączkowo przeszukiwać swoją torbę. Ron i Hermiona obserwowali go z zainteresowaniem:
— Zgubiłeś coś? — zapytał Ron, zerkając niepewnie na dziewczynę, jakby bał się, że obsztorcuje go za odzywanie się bez pytania.
— Cholera — stęknął Harry, wciąż grzebiąc w torbie. — Nie wziąłem książki o zaklęciach zmieniających pamięć. Potrzebuje jej, aby skończyć wypracowanie dla Cartera. Hermiono, masz pożyczyć?
— Przykro mi. — Gryfonka pokręciła głową. — Godzinę temu oddałam ją do biblioteki.
    Harry odwrócił się do Rona, ale natychmiast zrezygnował. Przyjaciel prędzej dałby mu głowę Voldemorta na złotej tacy niż jakąkolwiek książkę. Z westchnięciem zwinął pergaminy, pożegnał się i ruszył do biblioteki. Szedł korytarzem, kiedy usłyszał za sobą tupot wielu stóp. Odwrócił się i w tej samej chwili ktoś powalił go na ziemię oraz zabrał mu różdżkę. Napastnik wepchnął go do pustej klasy, zamykając drzwi. Gryfon zobaczył Blaise’a Zabiniego, Crabbe’a, Goyle’a, Notta oraz jakiegoś Ślizgona, którego imienia nie kojarzył. Spoglądali na niego z kpiną w oczach i powoli zacierali ręce.
— Wreszcie pozbyłeś się obstawy, Potter — rzekł Zabini, podchodząc do niego. — Nadszedł czas zapłaty.
— Zapłaty za co? — zapytał Wybraniec, obserwując twarze napastników i analizując ewentualne scenariusze. — Za złe wybory waszych rodziców? Przystając do Voldemorta wiedzieli, że w razie wpadki czeka ich Azkaban. Nie jestem niczemu winien.
— To ty tak uważasz — odparł Nott, wyciągając różdżkę. — Gdybyś nie powiedział, kto wtedy był na cmentarzu, nie wylądowaliby w więzieniu. Zapłacisz za to.
— Miałem milczeć i pozwolić im dalej napadać na niewinnych ludzi? Wasze oskarżenia są absurdalne i żałosne. Winicie mnie za błędy waszych ojców? Na dodatek atakujecie w pięciu. Nie dość, że idioci, to jeszcze tchórze.
— Dość tego! — warknął Blaise. — Petrificus Totalus!
    Harry zrobił unik, wyciągając zza pazuchy drugą różdżkę, którą dostał od Connora. Dwoma celnymi oszałamiaczami wyłączył z walki Crabbe’a i Goyle’a. Pozostali zasypali go gradem klątw, przed którymi bronił się czarem Protego. Przeturlał się za jeden z przewróconych stołów, po czym wyczarował sieć, która przykleiła Notta do ściany. Blaise ryknął oraz roztrzaskał mebel, pozbawiając go bez osłony. W następnej chwili poczuł, jak trafia go zaklęcie galaretowatych nóg. Szybko je zlikwidował, lecz to wystarczyło, aby nieznajomy uczeń rzucił się na niego z pięściami. Wybraniec zaczął się z nim szarpać, a tymczasem Blaise zaczął cucić poległych towarzyszy. Przeciwnik atakował zawzięcie, lecz Potter robił zręczne uniki. Wreszcie, kiedy Ślizgon wyprowadzał sierpowego, podbił jego rękę i dłońmi uderzył go w uszy. Ogłuszony chłopak zatoczył się, a Gryfon wykorzystał to, by go unieruchomić, po czym ponownie ogłuszył Crabbe’a i Goyle’a, którzy dopiero co odzyskali świadomość. Zabini warknął i wycelował w Harry’ego:
Impedimenta! — ryknął.
Mumfibelarius! — krzyknął Potter w tej samej chwili.
    Dwa promienie zderzyły się ze sobą z hukiem. Zaklęcie Wybrańca miało o wiele słabszą moc, toteż Ślizgon zaczął zdobywać przewagę. Harry zauważył różdżkę, którą upuścił ogłuszony wcześniej chłopak. Sięgnął po nią, po czym skierował ją na Blaise’a, krzycząc:
Drętwota!
    Chłopak nie miał szans, by obronić się przed dwoma zaklęciami. Najpierw trafił go ogłuszacz, a potem czar mumifikujący. Ubrania Zabiniego ciasno oplotły jego ciało, krępując ruchy. Potter wstał i zrobił to samo z innymi przeciwnikami. Kiedy skończył, przyszedł mu do głowy nowy pomysł. Zawiesił piątkę Ślizgonów na suficie i dopiero wtedy ich wybudził. Zaczęli się drzeć, więc uciszył ich, po czym powiedział:
— Jeśli jeszcze raz spróbujecie mnie zaatakować, nie będę wobec was tak łaskawy. Podyndacie sobie tutaj, dopóki ktoś was nie znajdzie. Nie macie prawa winić mnie za błędy waszych rodziców. Na razie chłopaki!
    Zabrał swoją różdżkę, po czym schował tę, którą dostał od Connora. Następnie opuścił pomieszczenie, rzucając na nie zaklęcie wyciszające. Chciał się upewnić, że minie trochę czasu, zanim ktoś znajdzie Zabiniego i jego bandę. Otrzepał swoje szaty, uleczył rozciętą wargę i siniaki oraz kontynuował swoją wędrówkę do biblioteki.
    Kiedy wkroczył do królestwa pani Pince, został powitany jej podejrzliwym spojrzeniem. Westchnął mentalnie, zastanawiając się, dlaczego bibliotekarka traktuje każdego ucznia jak potencjalnego wandala, który przyszedł tu tylko po to, aby niszczyć książki. Chyba tylko Hermiona cieszyła się pełnym zaufaniem ze strony podstarzałej czarownicy. Bez słowa znalazł to, po co przyszedł. Uznał, że nie ma sensu wracać do pokoju wspólnego, więc znalazł wolny stolik i kontynuował pisanie wypracowania. Był już w połowie, kiedy usłyszał cichy głos:
— Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek cię tu zobaczę, kapitanie.
    Dosiadła się do niego wysoka dziewczyna. Harry kojarzył ją ze spotkań Gwardii. O ile pamiętał, miała na imię Winter oraz była rok starsza od niego. Jako jedyna w szkole nazywała go kapitanem. Podłapała to od samego początku i za nic w świecie nie chciała mówić mu po imieniu. Gryfon odwzajemnił uśmiech i powiedział:
— Naprawdę jesteś zaskoczona, że odrabiam prace domowe jak przykładny uczeń?
— Przykładny uczeń, umarłam! — parsknęła śmiechem. — A ja chodze z Draco Malfoyem!
— Ej! — oburzył się Harry. — Przecież jestem miłym, grzecznym i spokojnym chłopcem.
— Jak śpisz i jeść nie wołasz — odpowiedziała. — Obrona?
— Zaklęcia zmieniające pamięć. Już kończę.
— Ja mam transmutację. Zamiana zwierząt w inne zwierzęta. Potem referat o działaniu wszystkich istniejących trucizn dla Snape’a, a na sam koniec egzotyczne rośliny lecznicze dla Sprout.
— Jak dobrze, że nie jestem na szóstym roku — mruknął Potter. — Tyle pisania.
— Kiedy następne spotkanie Gwardii? — zapytała Winter, wyjmując pergaminy z torby.
— Jak pokonam stertę zaległych prac domowych — odrzekł, wciąż pisząc zawzięcie. — Myślę, że to będzie już ostatnie zebranie przed świętami.
— Zostajesz w zamku czy jedziesz do Weasleyów?
— Jeszcze nie wiem, a ty?
— Wyjeżdżam. W tym roku przyjeżdża moja ciocia z Ameryki. Zawsze przywozi ze sobą masę prezentów.
— Materialistka — zachichotał.
    Miło spędzili czas, odrabiając lekcję i dogryzając sobie wzajemnie. Potter był zaskoczony tym, jak przyjemnie mu się z nią rozmawia, zważywszy na to, że wcześniej jedynie mijali się na korytarzach lub w pokoju wspólnym. Po skończeniu wypracowania dla Cartera nadszedł czas na eliksiry i Wybraniec dziękował Merlinowi, że Winter postanowiła się do niego przysiąść, ponieważ bez jej pomocy najprawdopodobniej siedziałby nad pergaminem całą noc. W ramach rewanżu wytłumaczył jej sposób rzucania zaklęć niewerbalnych. W małych przerwach, które sobie robili, rozmawiali na lekkie tematy. Harry dowiedział się, że babcia dziewczyny jest kucharką i jeździ po świecie w poszukiwaniu nowych smaków i przepisów. Opowiadała różne zabawne historie z jej udziałem, powodując ciągłe chichoty chłopaka i nieprzychylne spojrzenia pani Pince za zakłócanie ciszy w jej królestwie. Wreszcie obydwoje skończyli swoje zadania.
— Uff, nareszcie spokój, przynajmniej na dzisiaj — powiedziała Winter, przeczesując palcami swoje długie, popielate włosy. — Ręka mi odpada. Myślę, że zasłużyliśmy na chwilę relaksu, kapitanie.
— To, co robimy?
— Co powiesz na mały wyścig? Na miotłach? Chcę się osobiście przekonać, czy jesteś tak dobry.
    Harry zgodził się z ochotą. Wyszli przed główne wejście, gdzie Filch obrzucił ich podejrzliwym spojrzeniem. Zignorowali go i wyciągnęli różdżki, mówiąc:
Accio Błyskawica!
Accio Nimbus!
    Po kilku sekundach miotły przyleciały do nich. Harry uniósł kąciki ust, kiedy zobaczył Nimbusa Dwa Tysiące w dłoniach Winter. Przypomniał sobie, jak kiedyś miał identyczną miotłę. Dziewczyna zauważyła jego spojrzenie:
— Przypominają się stare czasy, kapitanie? Może się zamienimy? Jeśli faktycznie potrafisz tak dobrze latać, to poradzisz sobie na słabszym sprzęcie.
    Wymienili się miotłami, a Winter powiedziała:
— Lecimy nad Zakazany Las, okrążamy go i kierujemy się w stronę jeziora. Na południowo-wschodnim brzegu jest jaskinia. Przelatujemy przez nią, a potem zmierzamy w kierunku Wieży Astronomicznej. Robimy wokół niej kółko i wracamy tutaj. Niech wygra lepszy. Powodzenia!
    Zanim zdążył odpowiedzieć, wsiadła na Błyskawicę i wystartowała. Harry pośpiesznie zrobił to samo i po chwili poczuł mroźny wiatr chłostający go w twarz. Nimbus zdecydowanie był słabszy, ponieważ Winter dość szybko się od niego oddalała. Gryfon musiał ścinać zakręty, aby zniwelować dzielącą ich odległość. Dziewczyna dopiero po wleceniu w jaskinię nieco zwolniła, aby uniknąć zderzenia z wystającymi skałami, co pozwoliło Potterowi na zrównanie się z nią. Spojrzał w jej kierunku i krzyknął:
— Oszukujesz! Nie powiedziałaś start!
    Zaśmiała się i zręcznie przeleciała między dwoma stalaktytami.
— Nie pamiętam, byśmy ustalali jakieś zasady! — odparła. — Zostajesz z tyłu, kapitanie!
    Wybraniec warknął i odbił w lewo, wlatując w jakąś odnogę. Korytarz był dość wąski, więc musiał trzymać miotłę nieruchomo, aby o nic nie zawadzić. Widział szczury, uciekające przed nim w popłochu. W pewnym momencie przejście było tak wąskie, że nie miał szans, aby wyjść z tego bezkolizyjnie. Błyskawicznie wyciągnął różdżkę i zaklęciem poszerzył otwór. Wystrzelił z niego jak korek z butelki oraz wyrównał lot. Dzięki temu spontanicznemu skrótowi udało mu się wyprzedzić Winter.
— I kto tu jest oszustem?! — wykrzyknęła za nim.
    Zaśmiał się i mocniej pochylił nad drążkiem, dodając miotle prędkości. Kilkanaście sekund później zobaczył na górze otwór, przez który mieli wylecieć na powierzchnię. Poszybował w górę, a Winter siedziała mu na ogonie. Kiedy opuścili jaskinię, ujrzał pod sobą wioskę Hogsmeade, przykrytą śniegiem. Oświetlające ją latarnie tworzyły bajeczny widok, lecz nie miał czasu, aby dokładniej się przyjrzeć. Wykonał gwałtowny zwrot, zmierzając w kierunku Hogwartu i jego najwyższej wieży. Błyskawica była o wiele zwrotniejsza od Nimbusa, toteż dziewczyna ponownie go wyprzedziła. Harry usłyszał jej krzyk:
— Woahhh, ale jazda! Kapitanie, jak wygram, zabieram miotłę!
— Chyba śnisz! — odkrzyknął Gryfon. — Nawet jednej witki nie dostaniesz!
— Więc mnie wyprzedź!
    Winter przyśpieszyła, zostawiając go daleko w tyle. Potter nie odpuszczał, wyciskając z Nimbusa jak najwięcej. Bawił się fenomenalnie. Przyjemnie było zapomnieć o wszystkich problemach i poczuć frajdę z latania. Nie przejmował się ani Voldemortem, ani Silvestrem, ani tym bardziej Blaisem i jego bandą durniów. Liczyło się tylko tu i teraz. Patrzył, jak Winter rozkłada ręce na boki i krzyczy ze szczęścia. Wyglądało to tak komicznie, że zaczął się śmiać. Uspokoił się, dopiero gdy obok niego świsnęło zaklęcie. Rozszerzył oczy i spojrzał w dół, dostrzegając kilku czarodziei w czarnych płaszczach. Zaklął w myślach, lawirując między różnokolorowymi promieniami. Zapomniał o Cieniach strzegących Hogwartu, a widok dwóch postaci na miotłach szybko zmierzających w kierunku szkoły, na pewno zmusił ich do działania.
— Winter, uważaj! — krzyknął.
    W zasadzie darł się niepotrzebnie, ponieważ dziewczyna również zauważyła niebezpieczeństwo. Promienie zaklęć stawały się coraz gęściejsze, więc Potter musiał zareagować. Skierował rączkę miotły w dół, kierując się w stronę głównej bramy. Wyścig trwał, więc ani w głowie mu było zwolnić. Po chwili leciał nad ośnieżoną drogą, prosto na zwarty tłum Cieni, stojących naprzeciwko i celujących do niego. Zauważył Connora i odetchnął z ulgą. Szybko przyłożył różdżkę do gardła oraz wzmocnionym głosem ryknął:
— Nie strzelać! To ja!
    Starszy Potter rozszerzył oczy i wydał polecenie wstrzymania ognia.
— I spieprzać z drogi, bo nie wyhamuję! — ryknął Wybraniec, kiedy tłum Cieni nie ruszał się z miejsc.
    Wojownicy powpadali w śnieżne zaspy, kiedy śmignął przez nich jak pocisk. Zdążył jeszcze usłyszeć głośne przekleństwo Connora.
— Przepraszam! — krzyknął jeszcze, zanim wleciał z powrotem na teren Hogwartu.
    Atak Cieni miał swoje dobre strony. Winter najwyraźniej przestraszyła się zaklęć i wyraźnie zwolniła, więc Harry miał szansę ją dogonić. Po chwili zrównał się z nią i spojrzał na jej lekko bladą twarz. Spojrzała na niego i mrugnęła, uśmiechając się.
— Nie dam się!
    Próbowała przyśpieszyć, ale Harry wyprzedził ją i przyblokował. Musiała zahamować, aby uniknąć zderzenia.
— Dupek! — warknęła za jego plecami.
    Potter zaśmiał się i wystrzelił w górę, tuż nad Wieże Astronomiczną. Okrążył kopułę i lawirując między mniejszymi wieżyczkami, zmierzał w stronę mety. Winter nie odpuszczała, próbując go wyprzedzić, ale za każdym razem zagradzał jej drogę. Odwrócił się do niej i wystawił jej język, po czym krzyknął:
— Nie dasz rady mnie wyprzedzić!
— Kapitanie, zaraz twój mózg ozdobi północną wieżę! — odparła, odbijając w prawo.
    Harry odwrócił się i w ostatniej chwili skręcił w lewo, unikając kraksy. Byli już kilkanaście metrów przed głównym wejściem, idąc łeb w łeb. Wreszcie równocześnie wlecieli przez olbrzymie wrota do Sali Wejściowej. Wyhamowali tuż przed ścianą i zsiedli z mioteł, zarumienieni z emocji. Zanim zdążyli coś powiedzieć, rozległ się wrzask:
— POTTER I ANDERSON!
    Odwrócili się i stanęli twarzą w twarz z rozwścieczoną McGonagall. Jej oczy ciskały gromy, a nozdrza drgały niebezpiecznie od tłumionej furii.
— Jak śmieliście opuścić teren szkoły bez pozwolenia i to jeszcze późnym wieczorem?! Cienie postawiły na nogi cały zamek, myśląc, że to atak śmierciożerców! Szlaban do końca roku i minus sześćdziesiąt punktów od Gryffindoru, po trzydzieści za każde z was! Możecie też być pewni, że profesor Dumbledore dowie się o wszystkim! A teraz oboje marsz do wieży i to w podskokach!
    Szybko zniknęli jej z oczu, kierując się do pokoju wspólnego. Dopiero na czwartym piętrze pozwolili sobie na postój i parsknięcie śmiechem.
— Nieźle latasz — powiedział Harry, kiedy się uspokoił. — Nie myślałaś o tym, aby grać w drużynie Gryfonów?
— Nie interesuje mnie quidditch — odparła. — Latam tylko rekreacyjnie. Zdaje się, że mamy remis. Trzeba kiedyś zorganizować rewanż.
    Przybili sobie piątki i udali do wieży Gryffindora. Mimo że zarobił szlaban i stracił punkty, Harry musiał przyznać, że już dawno tak dobrze się nie bawił.

***

— Czy ty, Harry Jamesie Potterze, bierzesz sobie tę kobietę za żonę i przysięgasz na swoją magię, że będziesz jej wierny, aż do śmierci?
— Tak — odpowiedział, patrząc na postać stojącą przed nim, której twarz była zakryta welonem.
    Słyszał wiwaty, więc spojrzał przez ramię. Ron, Hermiona, Weasleyowie, Kaspar, Martin, Syriusz, Remus, Cassie, Connor i inni klaskali i szczerzyli się, każdy ubrany w elegancki garnitur lub suknie. Panna młoda ciągnęła go za rękę, biegnąc przez środek bogato zdobionego gmachu, pod szpalerem rąk, wyciągniętych w ich kierunku. Dotarli do drzwi znajdujących się na końcu, a postać w białej sukni powiedziała, żeby poszedł za nią, po czym otworzyła przejście i zniknęła w nim. Gryfon odwrócił się, chcąc popatrzeć na gości weselnych, ale nikogo tu nie było, jedynie puste krzesła i porozrywane sztandary, zwisające z sufitu. Przeszedł przez drzwi.
    Znalazł się w długim korytarzu, a w oddali zobaczył znikającą białą suknię. Ruszył naprzód, co chwilę słysząc szept:
— Harry, Harry, chodź do mnie.
    Ściany korytarza zaczęła zalewać czerwona farba. Gdzieś w oddali słyszał płacz dziecka i jakieś krzyki. Pogrzebał w kieszeniach, ale nie mógł znaleźć różdżki. Odwrócił się, lecz za sobą ujrzał tylko nieprzeniknioną ciemność. Posuwał się naprzód, aż nagle błysnęło oślepiające światło. Zamknął oczy, a kiedy je otworzył, korytarz zniknął, natomiast on znajdował się na Ulicy Pokątnej.
    Wszystkie sklepy płonęły, a na ulicy walały się trupy. Wybraniec patrzył z przerażeniem na zmasakrowane zwłoki. Coś przewróciło mu się w żołądku, kiedy rozpoznał ciało Szalonookiego oraz bliźniaków Weasley. Krzyknął, lecz żaden dźwięk nie wydostał się z jego ust. Stał jak sparaliżowany, patrząc na martwych Freda i George’a. Nagle po jego prawej stronie rozległ się złośliwy chichot. Spojrzał w tamtym kierunku i zobaczył rąbek białej sukni, który znikał w ciemnej uliczce. Pobiegł tam, a po chwili wpadł na Syriusza. Animag wyglądał okropnie. Szaty miał zakrwawione, brakowało mu jednej ręki, a głowa obficie krwawiła. Osunął się na kolana przed Wybrańcem.
— Nie, Syriusz, tylko nie ty. Nie umieraj, słyszysz?!
— Zawiodłeś nas, Harry — wychrypiał Black ostatkiem sił. — Ufaliśmy ci, a ty nas zawiodłeś. Voldemort wygrał.
— Nie, nie, nie — szeptał chłopak.
    A potem rozległ się jeszcze jeden głos:
— Zabiłam Syriusza Blacka, zabiłam Syriusza Blacka, ha, ha, ha!
    Harry podniósł głowę i zobaczył kobietę w białej sukni tańczącą radośnie oraz wymachującą szaleńczo rękami. Wyczuła, że na nią patrzy i roześmiała się dźwięcznie.
— Złap mnie, Potterku! — zaśpiewała, po czym pomknęła przez ciemne uliczki.
    Harry rzucił się w pościg. Oddalała się coraz bardziej, aż w końcu zniknęła za rogiem. Wybraniec biegł za nią, gdy nagle poczuł, jak grunt usuwa mu się spod nóg.
    Spadał z dużej wysokości, wprost do jeziora. Zanim z głośnym pluskiem wpadł do wody zdążył zobaczyć płonący Hogwart i kilkanaście Mrocznych Znaków rozświetlających ciemne niebo. Kiedy się wynurzył zauważył, że coś jest nie tak. Zbiornik był cały czerwony, a on dopiero po chwili zorientował się, że to od krwi. Rozejrzał się wokół i zobaczył coś, co sprawiło, że zapomniał jak się oddycha. Na wodzie unosiły się martwe ciała Rona, Hermiony oraz innych jego przyjaciół. Wrzasnął i rzucił się ku nim, aby sprawdzić czy może ich jakoś uratować, lecz sine twarze oraz zamknięte oczy uświadomiły mu brutalną prawdę. Rozpaczliwie potrząsał ciałem dziewczyny, błagając by się obudziła.
    Nagle otworzyła oczy i złapała go za nadgarstek. Powiedziała pełnym nienawiści głosem:
— Zobacz, co nas przez ciebie spotkało. Dlaczego byłeś taki słaby, Harry? Dlaczego go nie powstrzymałeś?
    Ciała pozostałych również zaczęły zadawać mu te pytania. Chłopak będąc na skraju załamania psychicznego, zaczął płynąć do brzegu, aby się uwolnić. Ręce jego przyjaciół próbowały wciągnąć go pod wodę. Kiedy wydostał się z jeziora, natychmiast popędził w kierunku płonącego zamku, mijając po drodze trupy uczniów Hogwartu oraz nauczycieli. Wpadł do Wielkiej Sali. Ściana na jej końcu była całkowicie zniszczona, a hulający wiatr łopotał sztandarami domów, wiszącymi na sklepieniu. Podszedł do wyrwy w murze i zobaczył tłum śmierciożerców, wpatrujących się w jego stronę.
— Harry…
    Potter odwrócił się i zamarł. Przed nim stał Voldemort z triumfem w oczach, obracając w palcach swoją różdżkę. Po chwili wycelował nią w chłopaka.
— Czas umierać, Harry.
    Zielony promień ugodził go w serce, a Wybraniec wypadł przez zniszczoną ścianę. Spadał w przepaść z zamkniętymi oczami, aż w końcu gruchnął o ziemię.
    Gwałtownie otworzył oczy i rozejrzał się dookoła. Był w dormitorium Gryffindoru, w swoim łóżku. Obok usłyszał pochrapywanie Rona. Serce waliło mu jak oszalałe, a ręce trzęsły jak u alkoholika. Wziął kilka uspokajających oddechów.
— To tylko sen, Harry. Tylko sen — szeptał do siebie, chcąc się uspokoić.
    Wstał ze swojego łóżka i podszedł do małego stolika, gdzie stał dzbanek z wodą. Wziął kilka łyków oraz spojrzał przez okno. Wielkie zaspy śnieżne rozciągały się na błoniach, powodując, że było jasno jak w dzień. Stał tak kilka sekund, oddychając głęboko i powoli się uspokajając. Jakiś czas później wrócił do łóżka i próbował zasnąć. Obudził się jeszcze parę razy, gdy nowe koszmary zaatakowały jego umysł.
    Następnego dnia był niewyspany, przez co irytowała go niemal każda rzecz. Jeszcze przed śniadaniem zdążył warknąć na grupkę drugoklasistów, którzy blokowali wyjście z pokoju wspólnego, obrzucić obelgami Irytka za obrzucenie go łajnobombami oraz nawrzeszczeć na Rosalie, którą spotkał na korytarzu za kłamstwa, z których musiał niedawno spowiadać się Hagridowi. Podczas posiłku dłubał niemrawo widelcem w talerzu, przymykając oczy. Na szczęście zaczynał lekcje dopiero około południa, więc nie musiał się nigdzie śpieszyć. Hermiona, Ron i Ashley, domyślając się, że wstał lewą nogą, profilaktycznie unikali zagadywania go na jakiekolwiek tematy.
    Posiłek przerwało pojawienie się sowiej poczty. Setki ptaków rozleciało się po Wielkiej Sali, szukając właścicieli paczek. Hermiona odebrała od jednej gazetę oraz paczkę. Po kształcie i gabarytach Harry wywnioskował, że to jakaś książka. Dziewczyna otworzyła gazetę.
— Piszą coś ciekawego? — zapytał Potter, dłubiąc widelcem w jajecznicy.
— Minister magii wydał nowe rozporządzenia.
— Ooo, a jakie? — zaciekawił się Ron, odkładając sztućce.
    Hermiona obrzuciła go jadowitym spojrzeniem.
— Ryzykowne — odrzekła, po czym położyła przed nim Proroka. — Przeczytaj sobie, chyba z tym poradzisz sobie bez mojej pomocy, prawda?
    „Oho, dalej jej nie przeszło”, pomyślał Harry. Rudzielec zamierzał coś odpyskować, ale w porę ugryzł się w język, za co Gryfon był mu wdzięczny. Naprawdę nie zamierzał być świadkiem kolejnej kłótni. Zajrzał Ronowi przez ramię i przeczytał:


Nowe kroki ministra magii. Czystka w Ministerstwie oraz restrykcje wobec goblinów!

    Zeszłej nocy Charles Osborne dokonał prawdziwej rewolucji w gmachu Ministerstwa Magii. Jak donosi reporter Proroka Codziennego, który był w samym centrum wydarzeń, aurorzy wyprowadzili około dwudziestu urzędników, wśród których był m.in. szef Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów, a także główny sędzia Wizengamotu. Minister twierdzi, że to ostatni etap walki z korupcją, która rozpanoszyła się w Ministerstwie za czasów jego poprzednika (Korneliusza Knota dop.red.). Stwierdził, że nie ma zaufania do ludzi, którzy tuszowali wybryki poprzedniego ministra. Oświadczył, że nie zostanie wszczęte wobec nich postępowanie dyscyplinarne, jeżeli natychmiast podadzą się do dymisji. Na pytanie, kto ma ich zastąpić, pan Osborne nie podał konkretnych nazwisk. Zapewnił, że z pewnością będą to osoby, którym bezgranicznie ufa i których nie można kupić za garść złotych monet. Zdania opinii publicznej są podzielone. „Jeżeli obsadzi najważniejsze stanowiska swoimi przyjaciółmi, będzie mógł robić, co mu się żywnie podoba bez żadnych konsekwencji prawnych” powiedział jeden z naszych rozmówców, który zastrzegł sobie anonimowość. Opozycja oznajmiła, że nie podda się tak łatwo i rozważa zorganizowanie masowych protestów, które zmuszą ministra do zmiany zdania. „Wszelka próba obalenia istniejącego rządu będzie szybko tłumiona, a jej uczestnicy surowo karani” zapowiedział minister w odpowiedzi na groźby swoich przeciwników politycznych.

    Drugim ruchem Charlesa Osborne'a było nałożenie na bank Gringotta obowiązku przesyłania do Ministerstwa comiesięcznych raportów finansowych oraz wpłacanie trzydziestu procent rocznych dochodów placówki na specjalny fundusz utworzony do walki z Sami Wiecie Kim. „To jest wojna, a na wojnie nie ma czegoś takiego jak neutralność. Teraz wszystko w rękach goblinów. Jeżeli nie dostosują się do przepisów będzie to dla nas jawny dowód na to, czyją stronę wspierają w walce z mrocznym lordem. Poza tym mamy podejrzenia, że w banku śmierciożercy piorą brudne pieniądze pochodzące z kradzieży oraz innych przestępstw, aby finansować zbrodniczą ideologię swojego pana. Raporty finansowe będą mogły ukrócić ten proceder. Dzięki nim dowiemy się, czyje konta zostały ostatnio zasilone znacznymi kwotami.” argumentował minister. Jeden z naszych reporterów zapytał, czy osoba, która otrzymała pokaźny spadek lub wygrała na loterii też będzie oskarżona o współpracę z Tym, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. „Jeżeli przedstawią dowody, które jasno określą, że zdobyli gotówkę w legalny sposób nic im nie grozi” oświadczył krótko minister.

    Rzecznik goblinów odniósł się do nowych przepisów i nie szczędził słów krytyki pod adresem Osborne’a. „Gringott to wieloletnia szanowana instytucja. Oskarżanie jej o takie potworności jest karygodne i uderza w dobre imię naszej społeczności. Nie zgodzimy się na takie ograniczenie naszej wolności, a jeśli ministerstwo nie zmieni swojego nastawienia, użyjemy wszelkich środków, aby wybić im to z głów”.

    Historia pokazała, że gobliny nigdy nie rzucają słów na wiatr. Wszyscy pamiętają ich krwawe bunty, kiedy walczyły z niesprawiedliwym traktowaniem przez czarodziejów. Czy czeka nas powtórka z rozrywki? Czy Charles Osborne zaryzykuje wojnę nie tylko z Sami Wiecie Kim, ale również z właścicielami Gringotta? Będziemy na bieżąco informować o wszystkich nowościach w tej sprawie.



— No nieźle — podsumował Ron, zwijając gazetę. — Pojechali po bandzie.
— Nieźle? — prychnęła Hermiona. — Zdajesz sobie sprawę, jakie mogą być tego konsekwencje? Jeszcze nigdy nikt nie wyszedł dobrze na zadzieraniu z goblinami. Ten człowiek coraz bardziej mi się nie podoba.
    Harry patrzył na stół nauczycielski. Dumbledore czytał Proroka, a jego brwi marszczyły się coraz bardziej. Kiedy skończył, szybko wstał i opuścił Wielką Salę. W tym samym momencie obok Pottera usiadła Ginny, która zaczęła smarować tosta dżemem. Spojrzała na Gryfona i powiedziała:
— Cześć, Harry. Muszę cię ostrzec. Podobno nawrzeszczałeś dzisiaj na Rosalie zupełnie bez powodu. Jest wściekła jak osa, szuka cię po całym zamku.
— Jakby mnie to cokolwiek obchodziło. — Gryfon wzruszył ramionami. — I nie krzyczałem bez powodu. Zasłużyła sobie na to.
    Ginny spojrzała w bok i westchnęła.
— Zaraz będziesz miał okazję ją o tym przekonać. Właśnie tu idzie.
    Faktycznie, przez środek sali kroczyła Rosalie. Minę miała wściekłą, a jej wzrok jasno mówił, że zabije każdego, kto stanie jej na drodze.
— POTTER! — wrzasnęła, a Harry na sam dźwięk jej głosu zacisnął dłoń na trzymanym nożu.
    Ashley zerknęła na niego niespokojnie.
— Nie szalej — mruknęła, widząc jego reakcję. — Ona nie jest warta tego, byś wpakował się przez nią w kłopoty. Już nie mówiąc, że wyrzuciliby cię za to ze szkoły.
— Może, ale świat bardzo by się ucieszył, gdyby jej zabrakło.
    Ron i Neville próbowali zagrodzić jej drogę, podczas gdy Krukonka mówiła do niego:
— Nareszcie cię znalazłam! Co to miało być, tam na korytarzu?! Jak śmiałeś na mnie wrzeszczeć i to jeszcze przy przyjaciółkach?! Zrobiłeś ze mnie pośmiewisko!
— Przestań, wcale nie musiałem aż tak bardzo się starać!
— Myślisz, że jesteś zabawny? Za kogo ty się uważasz, co?!
— Harry, Rosalie, czy wy możecie wreszcie przestać? — westchnęła Ashley, próbując załagodzić sytuację. Chłopak zerknął na stół nauczycielski, ale żadnego z profesorów tam nie było. — Te wasze kłótnie są już męczące.
— To coś ma problemy z psychiką, nie przetłumaczysz jej — mruknął Potter, ale na jego nieszczęście dziewczyna to usłyszała.
— COŚ?! — ryknęła i ruszyła na niego z pięściami, ale Ron i Neville mocno ją trzymali. — Ja ci dam „coś” ty cholerny kuzynie gumochłona! Idź do diabła Chłopcze, Który Przeżył Niepotrzebnie!
    Jak ona go irytowała! Nieświadomie mocniej zacisnął dłoń na nożu i powiedział w jej kierunku:
— Do diabła nie pójdę, bo zajęłaś tam jedyne wolne miejsce i pewnie jeszcze długo go nie opuścisz.
— Osz ty… — Znów chciała się do niego dostać, ale przyjaciele nie dali jej zrobić nawet kroku.
    Cała sala patrzyła na tę sprzeczkę szeroko otwartymi oczami. Gdzieniegdzie rozlegały się parsknięcia śmiechem, a niektórzy stawali na ławach, aby lepiej widzieć.
— Nie mam ci nic więcej do powiedzenia i nie chcę cię więcej słuchać — oświadczył Harry, odwracając się do niej plecami. — Możesz łaskawie odejść? Na twój widok robią mi się wrzody żołądka.
— Żeby cię szlag jasny trafił, Potter! Mam nadzieję, że podczas najbliższego meczu z Krukonami ktoś rozwali ci tłuczkiem ten głupi ryj!
    Harry zacisnął zęby i zaczął skrobać nożem kant stołu. Wyobrażał sobie, że na miejscu drewna znajduje się twarz Rosalie. Dziewczyna zauważyła jego ruchy, oparła dłonie na stole i powiedziała drwiąco:
— Odłóż to, bo zrobisz sobie krzywdę. Nawet nie wiesz, jak tego używać, nieudaczniku!
    Gryfon miał tego serdecznie dość. Koniec z pokornym znoszeniem jej obelg i zachowaniem spokoju. Ta wywłoka nie będzie bezkarnie go obrażać. „No dobra Aidan, czas sprawdzić co dały twoje lekcje celności”, pomyślał. Odwrócił się do niej oraz wbił nóż w blat stołu, dokładnie między palcami jej rąk, którymi nadal się opierała. Rosalie zbladła.
— HARRY! — krzyknęła zszokowana Hermiona, przyciskając dłonie do serca. — Czyś ty zwariował?!
— Co ty… — zaczął przerażony Neville.
— Ale ekstra! — zachwycił się jakiś pierwszoklasista, podskakując na siedzeniu. — Powtórz to!
— Mózg ci wyparował? — wykrztusiła wciąż blada Rosalie, oglądając, czy na pewno ma wszystkie palce. — Mogłeś chybić!
— No właśnie chybiłem! — warknął, patrząc na nią morderczo. — Głupi to ma jednak szczęście!
— Ty… ty… ty jesteś popierdolony — wyszeptała dziewczyna, wciąż się trzęsąc. Wybraniec nie wiedział, czy to ze strachu, czy z furii. — Pożałujesz tego, Potter! Zniszczę cię, rozumiesz? Chciałeś wojny, to będziesz ją miał!
    Po tych słowach wyszła z Wielkiej Sali. Chłopak nie zdążył odetchnąć po tej sytuacji, kiedy Hermiona na niego naskoczyła:
— Co to miało być, Harry?! Zwariowałeś?
— Przecież specjalnie spudłowałem — bronił się Gryfon. — Chyba nie myślisz, że naprawdę bym jej coś zrobił? Chciałem ją tylko przestraszyć, to wszystko.
— Wyglądało to zupełnie inaczej!
— Naprawdę, Hermiono? Znasz mnie tyle lat. Serio myślisz, że mógłbym jej coś zrobić? Nie krzywdę słabszych ode mnie.
— Lepiej uważaj — wtrąciła Ashley, zanim Gryfonka zdążyła odpowiedzieć. — Rosalie otwarcie wypowiedziała ci wojnę. Znam ją trochę i wiem, do czego jest zdolna. Od teraz jest twoim wrogiem.
— Świetnie, już czwartym do kolekcji. Voldemort, Malfoy, Zabini i teraz Jaśnie Obrażona Księżniczka.
— A Snape? — podpowiedział Ron.
— Nie dobijaj — jęknął, chowając twarz w dłoniach.
    Zaśmiali się zgodnie i wrócili do śniadania. Harry, któremu blada twarz Krukonki zdecydowanie poprawiła humor, z apetytem zajadał jajecznicę. Hermiona nie zamierzała odpuścić tak łatwo i wciąż robiła mu wyrzuty na temat niedawnego incydentu, ale Potter zbył ją machnięciem ręki. W końcu fuknęła obrażona i wsadziła nos do książki, którą dostała. Po posiłku udali się na lekcję, gdzie zapomniał o swojej sprzeczce z dziewczyną.






 

14 komentarzy:

  1. Cześć!

    Ehh... Początek tego rozdziału utwierdził mnie w przekonaniu, że Ron musi się jeszcze wiele nauczyć na temat właściwego postępowania z dziewczynami. Na razie nie potrafi wyciągnąć właściwych wniosków z popełnionych błędów, co gorsza, dolewa tylko oliwy do ognia swoimi prośbami o odpisanie prac domowych. Żeby nie było, nadal uważam, że Hermiona niepotrzebnie rozdmuchała aferę na „całą” szkołę. Początkowo było mi jej nawet trochę szkoda, jednak po tym, co zrobiła w tym rozdziale, diametralnie zmieniło się moje podejście w stosunku do niej. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że kobiety (także) potrafią być niesamowicie mściwe, nie zmienia to jednak faktu, że w tym przypadku Hermiona zdecydowanie przekroczyła pewne akceptowalne granice. Rozumiem, że poczuła się urażona, ośmieszona i poniżona, problem w tym, że teraz robi dokładnie to samo, o co ma pretensje do Rona. Jedyna różnica polega na tym, że Weasley obraził ją nieświadomie, ona natomiast działa z premedytacją i chorą satysfakcją. Chorą, bo zachowuje się tak, jakby Ron co najmniej ją zdradził. Naprawdę rozczarowało mnie zachowanie Hermiony. „On nawet nie wie, że zrobił coś złego. Dziewczyny przestaną dopiero, jak mnie przeprosi i zrozumie, że to, co powiedział, był nie na miejscu”. Serio? SERIO?! No bez jaj, słowa Granger zalatują taką hipokryzją, że nawet nie wiem, jak to opisać. Ciekawe, czy Hermiona przeprosi Rona, kiedy — właściwe pytanie brzmi: jeśli — ten ją przeprosi. Wiem, że w kontaktach damsko-męskich Ron jest strasznie nieogarnięty, w każdym razie ja na jego miejscu na pewno nie garnąłbym się do przeproszenia Hermiony. Nie po tym wszystkim. W tym momencie to ona powinna błagać go o wybaczenie, bo zrobiła z niego potwora i to tylko dlatego, że źle sformułował swoje myśli. Żenujące i niewyobrażalnie infantylne zachowanie.

    Szczerze mówiąc, postawa Harry'ego także lekko mnie rozczarowała. Rozumiem, że znalazł się między młotem a kowadłem i nie miał ochoty bawić się w mediatora. Problem w tym, że to, co chcemy, a to, co powinniśmy zrobić, nie zawsze idzie ze sobą w parze. Dobra, wiem, że na początku Potter próbował załagodzić sytuację, szkoda tylko, że tak szybko zrezygnował. Tym razem nie popisał się jako kumpel. Żeby nie było, nie twierdzę, że powinien otwarcie stanąć po któreś ze stron. Mógłby jednak chociaż spróbować wytłumaczyć Ronowi, w czym tkwi problem, tak jak mógłby bardziej dosadnie dać do zrozumienia Hermionie, że wybrała niewłaściwy sposób na ukaranie Rona.

    „Potter jeszcze nigdy nie widział tak zawziętej Hermiony. Wiedział, że nic mu nie grozi, ale mimo to...” To jest właśnie potwierdzenie tego, o czym pisałem w powyższym akapicie. Skoro nic Harry'emu nie groziło, to po co miał się wysilać, prawda? Przecież jego przyjaciel tylko „nerwowo rozglądał się po pokoju wspólnym” i bał się, że „w każdej chwili może otrzymać nowy cios”. Nic wielkiego. Widzę, że Harry nie jest chyba świadomy tego, że istnieje coś takiego jak męska solidarność.

    Scena ataku Ślizgonów na Harry'ego trochę mnie rozbawiła. Szczerze mówiąc, zemsta Hermiony ma w sobie więcej brutalności niż zaklęcia, którymi Blaise, Teodore i inni obrzucali Pottera. Petryfikus Totalus? Zaklęcie galaretowatych nóg? Impedimenta? Serio? Tylko na tyle ich stać? Nie dziwię się, że Harry nie traktował ich na poważnie. Hermiona — mugolaczka — przynajmniej jednym z tych zaklęć posługiwała się już na pierwszym roku. :D Nie bierz tego do siebie, bo w zasadzie nie mam do Ciebie o nic pretensji, ale akurat ze strony Ślizgonów liczyłem na coś więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fragmenty z Winter były bardzo przyjemne. Mam nadzieję, że od czasu do czasu będziesz rzucać nam więcej tego typu kąsków. Swoją drogą, zastanawiam się nad tym, czy zaklęcia chroniące szkołę pozwoliłyby komukolwiek wlecieć na jej teren? Wiem, że wcześniej była taka możliwość (samochód pana Weasleya), ale teraz? Czy Dumbledore albo Cienie nie nałożyli jakichś silniejszych barier ochronnych na zamek i błonia? Pytam z czystej ciekawości.

      Decyzja Ministra Magii utwierdza mnie w przekonaniu, że Charles to nie Charles. :D Tak, wiem, na pierwszy rzut oka wszystko wygląda tak, jakby mężczyzna działał dla dobra ministerstwa. Ale... „Jeszcze nigdy nikt nie wyszedł dobrze na zadzieraniu z goblinami” — słusznie zauważyła Hermiona. Czuję, że Charles liczy na to, że dojdzie do jakiegoś buntu i społeczność czarodziejów skupi się na jego stłamszeniu, zapominając o innych problemach. Czuję także, że to Harry odegra kluczową rolę w zażegnaniu tego konfliktu, a tym samym stanie się to, o czym mówił Ejnar w poprzednim rozdziale.

      „Ron i Neville próbowali zagrodzić jej drogę, podczas gdy...” Można? Można! Hermiona raz wsiadła na Harry'ego, a ten od razu się poddał. Ron tymczasem nie miał żadnych oporów, by stanąć w obronie swojego przyjaciela (później razem z Neville'em przytrzymywał rozwścieczoną Krukonkę). Oj, Harry, Harry... Ty także mógłbyś się czegoś nauczyć od Rona...

      Lubię agresywnego Harry'ego. :D Wielki plus za scenę z nożem.

      Ponieważ dwukrotnie przeczytałem ten rozdział, mimowolnie rzuciło mi się w oczy kilka drobnych niedociągnięć.

      „Wybraniec ani przez chwilę nie brał ich [zapomniałeś o »na«] poważnie”.

      „O ile pamiętał, miała na imię Winter [zjadłeś spójnik albo znak interpunkcyjny] była rok starsza od niego.”

      „— Przepraszam — krzyknęła jeszcze [przecinek] zanim wleciał z powrotem na teren Hogwartu”.

      „Stał tam kilka sekund, oddychając głęboko i powoli się uspokajając. Kilka minut później wrócił do łóżka i próbował zasnąć. Obudził się jeszcze kilka razy, gdy nowe koszmary zaatakowały jego umysł.” Powtórzenie: „kilka”. W drugim zdaniu proponowałbym użyć „niedługo później”, a w trzecim — jakiegoś liczebnika.

      „Odwrócił się i w tej samem chwili ktoś powalił go na ziemię oraz zabrał [moim zdaniem warto dodać tutaj zaimek »mu«] różdżkę”.

      To tyle ode mnie!

      Pozdrawiam!

      PS Jeśli nie widziałeś, to ostatnio także dodałem (wreszcie!) kolejny rozdział. Zapraszam! :D

      Usuń
    2. Nam zachowanie Hermiony na pewno wydaje się głupie i niedojrzałe, ale o dziwo dziewczyny mają inne zdanie na ten temat xD Na wattpadzie, w komentarzach pod tym rozdziałem, dziewczyny popierają Hermione, więc wydaje mi się, że ta sprawa zależy od płci czytająćego :D Nie wiem, może mam jakiegoś pecha do poznawanych dziewczyn, ale znam sporo kobiet, które w takiej sytuacji zachowałyby się identycznie jak Hermiona :D Z drugiej strony trzeba też zauważyć, że Granger ma piętnaście lat, więc nie wymagajmy od niej zbyt dojrzałego zachowania. Prawda, jej inteligencja oraz zachowanie były na wyższym poziomie niż jej róweśników, ale nawet jej zdarzało się robić coś głupiego i dziecinnego, jak np. dogryzanie Ronowi kiedy ten chodził z Lavender w Księciu Półkrwi. Nie chcę robić z Hermiony zbyt dojrzałej emocjonalnie kobiety, która twardo stąpa po ziemi. Bądź co bądź, to nastolatka, a nastolatki, nawet te ogarnięte, czasami zachowują się idiotycznie :)

      Nie przeczę, że Harry mógłby się bardziej postarać, ale pewnie miał wątpliwości, czy to cokolwiek da. Już wielokrotnie był świadkiem kłótni Rona i Hermiony o różne błahostki i zawsze prędzej czy później się godzili, więc założył, że tym razem też tak będzie. Tym bardziej, że kiedy próbował bawić się w mediatora, Hermiona ofukała go, że jest taki sam jak inni faceci i trzyma stronę rudzielca. Nie chciał ryzykować gniewu przyjaciółki, gdyby nie odpuścił i drążył temat. Ale, tak jak powiedziałem, także uważam, że mógłby zachować się lepiej.

      Nigdy nie sądziłem, że pochwalisz w czymś Rona hahahah :D :D To dobrze, bo nie chce, aby ludzie go znienawidzili tak jak w większości fanfików :P

      Błędy zaraz poprawię :)

      Dzięki za komentarz i do usłyszenia!

      PS. Tak widziałem rozdział w tym samym dniu, w którym był opublikowany. Komentarz pojawi się wkrótce :)
      Wbrew pozorom trudno było napisać tę scenę. Musiałem trochę hamować swoją wyobraźnie. Nie chciałem, aby Blaise i pozostali Ślizgoni, nagle zaczęli ciskać w Pottera Cruciatusami, Sectumsemprami czy innymi Avadami. Musiałem pamiętać, że: po pierwsze, oni mają tylko piętnaście lat, więc nie na miejscu byłoby, gdyby ppotrafili używać takich zaklęć, a po drugie, Harry na pewno doniósłby nauczycielom, że uczniowie używają Zaklęć Niewybaczalnych, przez co Zabini i spółka mogliby zostać wyrzuceni z Hogwartu, a tego bym nie chciał, bo mam wobec nich inne plany.

      „Fragmenty z Winter były bardzo przyjemne. Mam nadzieję, że od czasu do czasu będziesz rzucać nam więcej tego typu kąsków.” — Nie wiem, czy źle Cię zrozumiałem czy co, ale wydawało mi się, że już kilka razy dałem takie kąski xD Od czasu do czasu wprowadzam sielankowy nastrój, tak aby rozładować napiętą atmosferę. W drugiej części będzie ich zdecydowanie więcej niż w pierwszej :D :D

      Usuń
    3. A, jeszcze kwestia osłon Hogwartu :D Osłony, owszem były, ale dla uczniów nie były aż tak rygorystyczne. Przecież w trakcie roku szkolnego uczniowie opuszczają zamek, między innymi po to, aby udać się do Hogsmeade, więc ciężko mi sobie wyobrazić, żeby Cienie na każde takie wyjście zdejmowali wszystkie zaklęcia, jakie nałożyli na zamek. Poza tym bariera reagowała na Mroczny Znak (Rozdział 16, rozmowa Connora z Harrym, Ronem i Hermioną), tak więc Harry i Winter mogli spokojnie wlecieć na teren szkoły bez obaw, że zostaną usmażeni czy coś :)

      Usuń
    4. W takich chwilach jak ta jeszcze bardziej doceniam fakt, że jestem facetem. Naprawdę nie rozumiem ludzi, którzy świadomie komplikują sobie życie i wyolbrzymiają wszystkie swoje problemy. Biorąc pod uwagę Twoje wcześniejsze wypowiedzi, wydaję mi się, że się ze mną zgadzasz, dlatego wznoszę wirtualny toast za to, że przynajmniej w tej sprawie myślimy podobnie. Swoją drogą, dziewczyny bywają niemałymi hipokrytkami, nie uważasz? Żeby nie było, nie twierdzę, że wszystkie – nie generalizujmy. Wyobraźmy sobie jednak, że w opisanej przez Ciebie sytuacji odwróciły się role. Gdyby Hermiona nieświadomie obraziła Rona i gdyby potem faceci próbowali jej „subtelnie” uświadomić ten błąd, to bardzo szybko pojawiłyby się oskarżenia o seksizm. Wtedy to Ron byłby tym złym, nie Hermiona.

      Jeśli chodzi o dalszą część Twojego komentarza, to niestety obawiam się, że nie do końca mogę się z Tobą zgodzić. Piętnastoletnia dziewczyna (nie zapominajmy o tym, że dziewczyny dojrzewają szybciej od chłopaków) powinna być już na tyle rozwinięta emocjonalnie, by wiedzieć, że niektóre zachowania są po prostu dziecinne i niewłaściwe. Tak jak napisałem, Hermiona miała prawo się wkurzyć, powinna być też jednak świadoma tego, że potem zachowała się jak niedojrzała gówniara. Nie róbmy z Granger kilkuletniego dziecka, które nie dostrzega różnic pomiędzy dobrem i złem. Może zrozumiałbym całą tę sytuację, gdyby trwała maksymalnie kilka godzin. Wtedy dałoby się to wytłumaczyć nadmiarem negatywnych emocji. Problem w tym, że Hermiona przez kilka dni wyżywała się na Ronie, co więcej, w swoich działaniach posunęła się na tyle daleko, że dobry prawnik byłby w stanie oskarżyć ją o nękanie. A na to są już odpowiednie paragrafy (w Polsce jest to odpowiednio art. 190a § 1 kodeksu karnego).

      Nie zamierzam negować tego, że Hermiona czasem także zachowuje się głupio i dziecinnie. Mimo wszystko nie porównywałbym wydarzeń z tego rozdziału (i poprzedniego) do wydarzeń opisanych w Księciu Półkrwi. Moim zdaniem obie te sytuacje diametralnie się od siebie różnią. :)

      Nie zgadzam się również z tym, co napisałeś w drugim akapicie. Nie dziwię się, że Harry nie reagował na kłótnie Rona i Hermiony w przeszłości, bo zazwyczaj kończyły się one tym, że dziewczyna obrażała się na rudzielca, nie rozmawiała z nim i nie pomagała mu w nauce/lekcjach. W tym przypadku Hermiona nie tylko nie odzywała się do Rona – ona go zwyczajnie dręczyła. Tak jak napisałem wcześniej, nie uważam, że Harry powinien jednoznacznie poprzeć którąś ze stron. Jeśli już nie chciał narażać się Hermionie, to mógł przynajmniej wytłumaczyć Ronowi, dlaczego szatynka się na niego wściekała. Dzięki temu Weasley miałby szansę naprawić swoje relacje z Gryfonką, a tym samym przestałby być chłopcem do bicia dla większości dziewczyn w szkole.

      Jeśli chodzi o Ślizgonów, to zgadzam się z tym, że Zaklęcia Niewybaczalne byłyby lekką przesadą. Nie zmienia to jednak faktu, że po Ślizgonach spodziewałem się większej kreatywności i finezji. Liczyłem na wykazanie się sprytem. Kto jak kto, ale akurat oni powinni wiedzieć, że za pomocą zwykłych zaklęć, uroków i klątw (zaklęcie podpalające, tnące, wiążące itd.) można sprawić komuś wiele bólu. Żeby nie było, naprawdę nie mam do Ciebie o nic pretensji. Mam wrażenie, że mój poprzedni komentarz był bardzo ofensywny, a nie taki był mój zamiar. :)

      Nie dziwię się, że mnie nie zrozumiałeś, bo moja wypowiedź miała wyglądać troszkę inaczej. Chciałem napisać, że „mam nadzieję, że od czasu do czasu będziesz rzucać nam JESZCZE więcej tego typu kąsków”. :)

      A jeśli chodzi o osłony, to jak rozumiesz stwierdzenie, że „dla uczniów nie były aż tak rygorystyczne”? Chodzi Ci o to, że nie byli pełnoletni? Że wciąż mieli na sobie namiar? Czy o co? Bo nie do końca rozumiem. I nie, nie próbuję Cię atakować, po prostu lubię dyskutować na takie tematy. :D

      Jeszcze raz pozdrawiam!

      Usuń
    5. Rozumiem to tak, że osłony Hogwartu nie były aż tak potężne, jak w kanonie. Dawały bezpieczną ochronę, ale z racji tego, że przed zamkiem stacjonowała spora grupa świetnie wyszkolonych wojowników, nie ustawiono ich tak, by uniemożliwiały wejście na teren zamku każdemu. Najprawdopodobniej wykorzystując księgę z nazwiskami uczniów w Hogwarcie, Dumbledore tak skorygował osłony, aby uczniowie mogli bez problemu wejść do środka. Dużą rolę może odgrywać także różdżka, która jest swego rodzaju dokumentem tożsamości w czarodziejskim świecie. Na podstawie parametrów różdżki, które ktoś taki jak Albus mógł łatwo nabyć u Olivandera, także można tak ustawić zaklęcia ochronne, by przepuszczały te konkretne osoby. Czasochłonne, lecz nie niemożliwe. Po trzecie, Cienie najprawdopodobniej drobiazgowo sprawdzały każdą osobę próbującą wejść do zamku, więc to również jest argument przemawiający za tym, że uczniowie i kadra Hogwartu mogła bez przeszkód dostać się do szkoły. I wreszcie pamiętajmy, że osłony działają głównie na Mroczny Znak, a Voldemort nie wypala go nastolatkom uczącym się w szkole, aby nie demaskować swoich potencjalnych sojuszników wewnątrz zamku. Snape, jako członek Zakonu był oczywistym wyjątkiem, który Dumbledore również uwzględnił, wykorzystując dane jego różdżki.

      Usuń
    6. Dzięki za szybką odpowiedź! Co prawda mam teraz kilka pytań odnośnie do tego, co napisałeś, ale na razie sobie daruję, żebyś nie pomyślał, że się czepiam. Być może w przyszłości pojawi się jeszcze odpowiednia okazja, żeby poruszyć ten temat. :D

      Usuń
    7. Jak coś to pytaj :D W miarę możliwości odpowiem :)

      Usuń
    8. Po pierwsze, czy to rozsądne, by bariery nie były aż tak potężne jak w kanonie? Cienie niezaprzeczalnie są dobrze wyszkolonymi czarodziejami, nie zmienia to jednak faktu, że są tylko ludźmi, którzy czasem popełniają błędy. Dla mnie to trochę nielogiczne zachowanie ze strony władz szkoły. No bo skoro zagrożenie narasta i Dumbledore postanawia zatrudnić dodatkową ochronę, to czemu równocześnie nie dba o to, by i zabezpieczenia w postaci barier były na najwyższym poziomie?

      Po drugie, czy bariery reagowały wyłącznie na daną różdżkę, czy na daną różdżkę w połączeniu z magiczną sygnaturą? Jeśli to pierwsze, to kradzież różdżki znacznie ułatwiała dostęp do szkoły, co nie? :D

      Po trzecie, naprawdę myślisz, że Voldemort martwiłby się tym, że ktoś mógłby złapać jego sojusznika w szkole? Tym bardziej, że Czarny Pan raczej większe nadzieje pokładał w Snapie, aniżeli w „zwykłym” uczniu. :)

      Usuń
    9. Być może właśnie dlatego, że był przekonany, że te bariery, które postawił razem z Cieniami, sami Cienie na terenie szkoły, a na dodatek pomoc Zakonu i aurorów z Ministerstwa, gdyby coś poszło nie tak jest wystarczająca i nie ma powodu, aby robić z Hogwartu całkowicie odciętą od świata twierdzę. Powtórzę się, ale mając na uwadze, że tworzenie tych zaklęć ochronnych z pewnością jest bardzo czasochłonne oraz to, że uczniowie opuszczają teren zamku kilka razy w ciągu roku szkolnego, może myślał, że w zamian za pojawienie się Cieni, może nie wykorzystać całego potencjału osłon, które mógł nałożyć. Ja nie twierdzę, że to był dobry krok z jego strony, ale w jakimś sensie zminimalizował konieczność ściągania wszystkich zaklęć ochronnych w wypadku wycieczki do Hogsmeade lub gdyby ktoś postanowił odwiedzić go w szkole. No i reagowanie bariery na Mroczny Znak i konkretna różdżkę mógł dać mu powód, aby właśnie tak postąpić.

      Działa to tylko na różdżkę. I tak, w przypadku kradzieży, byłby problem, ale czy smierciozercy skradaliby się po Hogsmeade i kradli uczniom różdżki? Część z nich mogłaby to zrobić, ale takie coś na większą skalę na pewno nie przeszłoby niezauważone, a na dodatek śmierciozercy musieliby wiedzieć, że bariery działają właśnie w taki sposób, a póki co, nie mają takich informacji. Żaden środek ostrożności nie jest całkowicie bezpieczny, ale ten pozwala w jakimś stopniu zminimalizować ryzyko dostania się do zamku osób niepowołanych. No i zanim dostaną się do zamku muszą minąć jeszcze posterunki Cieni, więc z różdżka, która nie jest im posłuszna mieliby dodatkowe utrudnienie.

      Kanoniczny Voldemort faktycznie miałby to w nosie, ale ja chce zrobić go chociaż odrobinę inteligentniejszego i bardziej zaangażowanego w wypełnienie powierzonych przez niego zadań. Dlatego stwierdziłem że przejawi tu odrobinę rozsądku i ewentualnym ludziom wewnątrz zamku nie da Mrocznego Znaku, aby mieli większe szanse na wypełnienie zadania.
      Chciałbym napisać jedna rzecz odnośnie nadziei pokładanych w Snapie, ale nie wiem jak ująć to w słowa tak, aby nie zdradzić niektórych wydarzeń, więc wybacz, ale tę kwestię pominę :)

      PS Ostatni raz pisze komentarz na telefonie, toż to tortura, a gość który wymyślił autokorektę powinien smażyć się w piekle :D

      Usuń
    10. Swoją drogą, to trochę śmieszne, nie uważasz? Dumbledore zatrudnia dodatkową ochronę, kombinuje z zabezpieczeniami, a potem uczniowie jak gdyby nigdy nic idą sobie na wycieczkę do Hogsmeade. Żeby nie było, nie chodzi mi tutaj tylko o Twoje opowiadanie, ale także o kanon czy nawet mojego bloga.

      „(...) ale czy śmierciożercy skradaliby się po Hogsmeade i kradli uczniom różdżki?” Jeśli chcieliby wykorzystać ten sposób na dostanie się do zamku, to – jak słusznie zauważyłeś – musieliby wiedzieć o barierze ochronnej. Żeby o tym niej wiedzieć, musieliby mieć szpiega w Hogwarcie. Jeśli mieliby szpiega w Hogwarcie, to raczej nie musieliby kraść różdżek w Hogsmeade, bo mógłby to zrobić czarodziej przebywający w zamku. Poza tym wszystko zależy od tego, co chodziłoby po głowie CP. Nie sądzę, żeby chciał przejąć władzę w szkole w ten sposób, bo to nie w jego stylu. Po co działać po cichu, jeśli ludzie nie wiedzieliby wtedy, jak bardzo jest potężny.

      Zdajesz sobie sprawę, że przez tę teoretyczną rozmowę na temat barier Hogwartu wyciągnąłem z Ciebie pewne informacje, które pozwoliły mi obalić jedną z moich teorii spiskowych? I nie, nie zrobiłem tego celowo – dopiero teraz o tym pomyślałem. :D Skoro bariera reaguje na Mroczny Znak, to pod Ministra Magii nie mógł wielosokować się Lucjusz Malfoy. Szczerze mówiąc, trochę nie pasuje mi tutaj Imperius, więc chyba dalej będę się skłaniać ku eliksirowi. Zastanawia mnie teraz tylko to, kto podszywa się pod Charlesa. Bo ktoś musi. Naprawdę mocno się zdziwię, jeśli się okaże, że Charles to naprawdę Charles. Nie wiem, czym Voldemort musiałby go szantażować, żeby dał się przeciągnąć na ciemną stronę mocy. Próbuję sobie właśnie przypomnieć, czy pojawił się jakiś bohater, którego ewidentnie ciągnęło do Riddle'a, i który nie został wcześniej oznaczony... No nic, chwilowo nie mam żadnego pomysłu...

      „Chciałbym napisać jedna rzecz odnośnie nadziei pokładanych w Snapie, ale nie wiem jak ująć to w słowa tak, aby nie zdradzić niektórych wydarzeń, więc wybacz, ale tę kwestię pominę :)” Poczułem się trochę tak, jakby to była zemsta za to, że napisałem coś podobnego w odpowiedzi na Twój ostatni komentarz na moim blogu. :D A tak na poważnie, to spokojnie, cierpliwie poczekam, aż wszystko „samo” się wyjaśni. :D

      I właśnie doszliśmy do momentu, w którym oczywista staje się odpowiedź na pytanie, dlaczego czasem bardzo długo nie odpisuję na komentarze. Powiadomienia dostaję na telefon, na telefonie czytam komentarze, a potem zapominam na nie odpisać, bo jeśli mam za wiele do powiedzenia, to muszę się dorwać do komputera. Nienawidzę autokorekty!

      Usuń
    11. To zależy. Gdyby zamknąć uczniów w zamku i nie pozwlać im odwiedzać Hogsmeade, mogłoby to odbić się na ich psychice. Taki, że tak powiem, lockdown wewnątrz zamku, mógłby sprawić, że wszyscy chodziliby poddenerwowani. Tak źle i tak niedobrze xD

      No nie wiem, czy to całkowicie obala Twoją teorie. Wszystko zależy od tego jak rozumiemy słowa „reaguje na Mroczny Znak”. Czy chodzi o to, że czary rozpoznają, kto ma Mroczny Znak, czy uaktywniają się, kiedy ktoś ma go fizycznie na ręku. Chodzi mi o to, że jakbyś miał rację i Lucjusz podszywał się pod Charlesa, to bariery zareagowałyby, gdyby przez nie przeszedł. Będąc pod postacią Ministra nie miałby Znaku na przedramieniu, bo nie ma go minister. Lucjusz ma go dopiero jak jest pod własną postacią, natomiast po wielosokowym Znak pewnie znika. Czy w takiej sytuacji zaklęcia ochronne by zareagowały? Wydaje mi się, że nie. Jak widać nie obala to całkowicie Twojej teorii, przynajmniej według mnie :)

      Haha, na pewno pisząc o Snapie ani przez chwilę nie myślałem o swoim komentarzu na Twoim blogu :D Zwykły zbieg okoliczności :D

      Usuń
    12. Oczywiście zgadzam się z tym, że wstrzymanie wycieczek do Hogsmeade mogłoby odbić się negatywnie na psychice wielu uczniów, należy jednak pamiętać o tym, że wprowadzenie takiego zakazu – z logicznego punktu widzenia – byłoby całkowicie uzasadnione. Chyba dla każdego człowieka ważniejsze jest jego zdrowie i życie, aniżeli wyjście do kilku sklepów czy pubu. W moim odczuciu dokładanie wszelkich starań do zapewnienia szkole jak najlepszych zabezpieczeń jest zupełnie nieracjonalne (strata czasu i energii), skoro potem pozwala się uczniom włóczyć samotnie po Hogsmeade.

      Okej, przyznaję, nie pomyślałem o tym. Nie mam zielonego pojęcia, jak to potem wytłumaczysz, dlatego dopóki nie będę jednoznacznie wiedzieć, jak według Ciebie powinniśmy interpretować słowa „reaguje na Mroczny Znak”, dopóty będę obstawać przy swoim. :) W moim przekonaniu bariery powinny zawsze uaktywniać się na znak i to niezależnie od tego, czy dana osoba miała go fizycznie na przedramieniu, czy też w jakiś sposób go zamaskowała. Mroczny Znak nie jest w końcu zwykłym tatuażem, tylko nośnikiem potężnej magii, która w „specjalnym rytuale” została na stałe powiązana z konkretnym czarodziejem. Osoba, która wypije eliksir wielosokowy, zmienia swój wygląd zewnętrzny, w środku natomiast wciąż pozostaje sobą. Eliksir nie modyfikuje magicznej sygnatury czarodzieja, jego świadomości, wspomnień i uczuć, co według mnie oznacza, że magia powinna wyczuć magię. To tak jak z czarem ochronnym Dumbledore'a w Czarze Ognia. Weasleyowie wypili eliksir postarzający, a mimo to nie udało im się pokonać zaklęcia. Oczywiście nie twierdzę, że nie da się oszukać osłon – w końcu fałszywy Moody to zrobił, prawda? Skoro jednak na ten moment praktycznie nikt nie wie o barierze reagującej na Mroczny Znak, to nie sądzę, że którykolwiek ze śmierciożerców nagle wpadłby na pomysł, by ukryć swój znak zarówno przed oczami drugiego człowieka, jak i przed „oczami” magii. Mam nadzieję, że udało mi się na tyle zrozumiale sformułować swoje myśli, żebyś wiedział, dlaczego na razie jestem sceptycznie nastawiony do swojej teorii spiskowej. :)

      Usuń

Mrs Black bajkowe-szablony